Uśmiechnął się
odbierając kolejnego smsa od Caseya. Przez ostatnie półtora tygodnia pisali do
siebie prawie bez przerwy. Wymienili już setki wiadomości, ale żadna nie
ucieszyła JD tak bardzo jak ta. Casey dzisiaj wieczorem wraca i chciał się z
nim jutro zobaczyć. Co prawda dopiero po szkole, ale zawsze istniała szansa, że
zobaczą się na korytarzu, udając, że tylko się znają, bo każdy wiedział, że
uczył Caseya, ale nic więcej nie będą mogli pokazać. Dlatego tym bardziej
będzie oczekiwał chwili, kiedy McPherson do niego przyjedzie. Żałował, że nie
mogli się dzisiaj spotkać, ale chłopak przewidywał powrót do domu w godzinach nocnych,
więc nie było sensu się umawiać.
Odpisał mu, że będzie
na niego czekał, po czym przeciągnął się i wyszedł z pokoju. Musiał posprzątać
po wczorajszej imprezie sylwestrowej, którą z mamą urządził dzieciakom. Tę
ostatnią noc w roku spędził w domu. Nie miał ochoty na pójście do klubu. W Fever
zawsze odbywały się wielkie imprezy, często tematyczne, i można było się
doskonale zabawić, ale tym razem wolał spędzić czas z rodziną. Tym bardziej, że
miał Caseya. No, nie dosłownie go miał, do tego jeszcze dużo brakowało,
niemniej istniała duża szansa, że może coś z tego będzie. Bardzo by tego
chciał.
– Ktoś tu promienieje.
– Kobieta weszła do pokoju z pudłem kartonowym.
– Po prostu dobrze mi,
mamo. – Sięgnął po przewieszony przy meblościance łańcuch z przyczepionymi do
niego migającymi światełkami. Dzieciaki się uparły, że coś takiego musi być i
już, bo na imprezach migają światełka. Na szczęście udało mu się kupić dość
tani komplet w sklepiku na osiedlu. Przydadzą się na przyszły rok.
– Jest jakiś powód? –
Podejrzewała, że jej syn z kimś się spotyka. Zastanawiała się tylko dlaczego
nic jej nie mówi. Podejrzewała też coś jeszcze i wciąż czekała aż JD zacznie
ten temat. Nie bardzo jej się podobało to, co jej podpowiadała intuicja, lecz
istniała szansa, że się myli. W każdym razie miała taką nadzieję, która i tak
się ulatniała po tym jak zaobserwowała w jaki sposób jej syn patrzy na tego
McPhersona.
– W sumie nie. –
Odłożył łańcuch do pudła.
– W sumie?
– Po prostu Casey to
doby kumpel. Wraca dzisiaj. Jutro się zobaczymy. – Zaczął zbierać kolejne
ozdoby.
– Przyjedzie tu? –
Włączyła kabel od odkurzacza do kontaktu.
– Mhm. Może, nie?
– Może. Fajny z niego
chłopak. Myślałam, że tak się cieszysz z powodu randki z jakąś fajną
dziewczyną.
– E… – Podrapał się z
zakłopotaniem po karku. – Raczej nie. Odkurzę może, co? – zmienił temat na
znacznie bezpieczniejszy.
– Ja odkurzę, ty
zdejmij łańcuchy z lampy. Jesteś wysoki, dostaniesz je bez trudu, ja bym
musiała sobie drabinę przynieść.
– Dobra. – Oboje
wiedzieli, że poprzedni temat został zakończony, więc nie było sensu do niego
wracać.
Wspólnie z mamą
posprzątali i akurat skończyli w chwili, kiedy Lori wróciła ze spaceru z
naburmuszoną Molly, która zaraz zaczęła się skarżyć mamie jaką ma złą siostrę,
a Ryan – wcześniej wykpiwając się ze sprzątania – jak burza wypadł ze swojego
pokoju, wrzeszcząc na najmłodszego brata.
– Hej, stop! – JD
uniósł ręce do góry. – Jeśli się nie zamkniesz to cię zaknebluję i nie żartuję,
ciebie młoda, też. Może szanowne towarzystwo powiedziałoby na spokojnie o co
chodzi. – Cholera, przez nich znów zachciało mu się palić. – Molly, ty
pierwsza.
– No, bo chciałam iść
do zoo, ale ona powiedziała, że nie ma na to czasu, bo się umówiła z
koleżankami. Nie lubię jej. – Odwróciła się tyłem do Lori zakładając ręce na
piersi i zaciskając usta.
– Ale mi żal. –
Wykrzywiła się Lori. – Idę do pokoju.
– Młoda damo nigdzie
dzisiaj nie wychodzisz – rozkazała matka stanowczym głosem. – Koleżanki do
jutra poczekają, a ty zostajesz w domu. Jutro też.
– Za co? Za to, że nie
poszłam do tego głupiego zoo?
– Za to, że krzywisz
się jak głupia do siostry. Nie tak was wychowałam.
– Ona mnie nazwała
głupią krową.
– Ty jesteś starsza i
powinnaś być mądrzejsza. Molly, dzisiaj nie ma bajek.
– Mamuś!
– Powiedziałam. A ty co
masz do powiedzenia? – zwróciła się do Ryana.
– Już nic. –
Trzynastolatek skulił się.
– Nazwałeś brata gnomem.
– To tak dla żartu.
– Koniec na dzisiaj z
grami. Do książek, wszyscy. Jutro wracacie do szkoły.
JD szczerzył się na
reakcję rodzeństwa na kary, które dostali. Każdemu z nich na pewien czas
odebrano to co kochali. Zawsze był dumny z mamy, że tak sobie z nimi radziła.
Inaczej wszyscy weszliby jej na głowę. Pewnie wspólnie z nim, gdyby był
młodszy. Cóż, on też przez parę kar przeszedł i wyszło mu to na dobre. Nigdy
się nie nauczą moresu, jeśli będą robić to co zechcą, nie wiedząc, że za złe
zachowanie czeka kara. Mama nigdy ich nie biła, nawet klapsa nie dostawali, bo
ojciec i tak dał im więcej niż można było. Za to karała ich tak, że bolało dużo
bardziej.
– Nigdy się niczego nie
nauczą, jak będzie im się na wszystko pozwalać
– powiedziała kobieta. – Muszą wiedzieć co im wolno, a co nie. Ty się
tak nie ciesz, bo jeszcze i tobie może się dostać.
– Wiem, dlatego jestem
grzecznym chłopcem. – Puścił jej oczko.
– Nie powiedziałabym –
zażartowała, bo JD jej się udał. Bardzo jej pomagał. Pracował, żeby mieć na
swoje wydatki i dzieciakom czasami coś kupił. Dokładał się do rachunków, dzięki
czemu jej było lżej. Na szczęście miała dobrą pracę i nie musieli pozbywać się
mieszkania po cioci. Było tu wygodnie, dzielnica spokojna, bezpieczna i jakoś w
końcu im się układało.
– Wyniosę jeszcze to
pudło z ozdobami i pójdę się trochę pouczyć.
– Mój geniusz będzie
się uczył?
– Czasami i geniusz
musi. – Uczyć się albo pogadać z Caseyem. Jutro go zobaczy, już się nie mógł
tego doczekać.
* * *
Powrót do szkoły po
przerwie, dla wielu osób oznacza najgorszy dzień jaki ich spotkał, żałobę z
powodu zakończenia ferii, dla innych najpiękniejszy dzień w życiu. Casey
McPherson należał zawsze do tej drugiej grupy ludzi. Dotąd koniec wolnych dni,
oznaczało wyrwanie się z domu, wyjście spod kurateli rodziców, szczególnie
matki, a tym razem to było coś więcej. Szkoła oznaczała, że może uda mu się na
którejś przerwie spotkać JD. Przez cały wyjazd o nim myślał. Żałował, że
pojechał z rodzicami. W sumie zrobił to dla świętego spokoju, bo rodzinka znów
marudziłaby dłużej niż wart był tego wyjazd. Z drugiej strony ten wyjazd na złe
nie wyszedł, bo miał czas pomyśleć i zastanowić się nad sobą samym. Dzięki temu
dużo zrozumiał, doszedł do kilku wniosków.
Otworzył swoją szafkę i
wyjął z niej książkę do angielskiego. On i książki. Co też się z nim porobiło.
Zatrzasnął drzwiczki i odwracając się potrącił jakiegoś chłopaczka, który
wystraszony natychmiast uciekł. Pewnie jeszcze z miesiąc temu chciałby mu przyłożyć,
ale coś się zmieniło. Nie mógł powiedzieć, że na złe.
Poleciał do przodu,
kiedy silna pięść uderzyła w jego plecy.
– Hej, McPherson.
– Cholera, Adam walnę
cię zaraz. – Wyższy od niego i bardziej zbudowany chłopak roześmiał się. –
Głupio się śmiejesz. Gdzie Stark?
– Nie przyjdzie
dzisiaj. Dopadła go grypa. Całe święta przeleżał w łóżku. Żalił się, że mógłby
tak leżeć, ale z jakąś śliczną dupencją z wielkimi balonami, a nie sam.
– Ta. – Skierowali się
w stronę klasy do angielskiego.
– A ty na tym wyjeździe
zahaczyłeś o jakąś suczkę i zrobiłeś parę fajnych rzeczy? – Ułożył z kciuka i
palca wskazującego kółko, w które zaczął wkładać palec drugiej ręki.
Casey nie znosił tego
jak Adam wyrażał się o dziewczynach. Co za idiota jest jego kumplem? Gdyby ich
rodzice się nie przyjaźnili, pewnie nawet nie trzymałby z nim. Zdecydowanie
wolał gadać z innymi chłopakami z drużyny, którzy nie byli takimi świniami jak
Kozetzky. Już nawet Stark jest lepszy. Dopiero teraz zaczynał widzieć z jakimi
typami się zadaje.
– Nie mam czasu na
pieprzenie – odpowiedział – ale spotkałem parę fajnych dziewczyn.
– Wiedziałem. Ogier z
ciebie. Chociaż nie wiem dlaczego niektóre mówią, że gdy były z tobą to ty nic
ten tego.
– Bo ja nie zadaję się
z byle kim.
– No tak, ty to musisz
mieć niezłą kocicę.
– Nie, po prostu kogoś
wyjątkowego – powiedział, a jego wzrok spoczął na stojącym, na końcu korytarza
chłopaku. Wyjątkowym chłopaku. Ledwie powstrzymał szeroki uśmiech, lecz nie
swoje nogi.
– E, dokąd idziesz?
– Adam, idź do klasy.
Muszę z kimś pogadać.
– Jeśli chcesz komuś
wpierdolić to się zgłaszam.
– Jesteś debilem. –
Dźgnął go palcem w pierś. – I żadnego rozrabiania. Chyba, że chcesz otrzymać
kolejną karę, a pamiętaj, że tym razem grozi ci wydalenie ze szkoły. Od
ostatniego razu z Taylorem jest spokój, więc niech tak nadal będzie.
– Co tam szkoła…
– Szkoła jest ważna,
inaczej jest się takim głąbem jak ty. – Zabrał palec.
– Czy ty mnie obrażasz?
– Adam pomasował bolące miejsce na torsie.
– Stwierdzam fakt. –
Już miał iść do JD, ale chłopak zniknął. Wyciągnął telefon i napisał: „Gdzie
zniknąłeś?” Natychmiast dostał odpowiedź: „Musiałem iść na lekcję. Po lekcji
wpadnij na piętro niżej.”
– Co tam, piszesz do
laski?
– Ta, do laski. Adam,
właź do klasy. – Zanim wszedł za nim odpisał: „Ok.”
Wsunął telefon do
kieszeni w tym samym czasie, kiedy do sali wkroczył Josh Morrison. Przez około
trzy miesiące nie cierpiał faceta. Dopiero nauka z emośkiem trochę to odmieniła.
Teraz rozumiał irytację nauczyciela. Mężczyzna chciał ich czegoś nauczyć, a on
to olewał i wzbudzał zarówno w nim, jak i w sobie irytację oraz wzajemną
niechęć. Natomiast tuż przed feriami świątecznymi Morrison postawił mu
dostateczną ocenę za wypracowanie, oceniając go sprawiedliwie. Dla niego to tak
jakby dostał ocenę bardzo dobrą. Powoli dochodził do wniosku, że nauka nie jest
taka zła, jeśli wie się jak ją ugryźć.
– Tramwaj zwany
pożądaniem – zaczął Josh. – Autor Tennessee Williams. Przez parę najbliższych
lekcji zajmiemy się nie tylko tą sztuką, ale jej autorem. Jednym z
najważniejszych dramatopisarzy dwudziestego wieku.
– Ty, to coś o seksie
będzie? – Adam trącił Caseya w ramię.
– Jesteś skretyniałym
kretynem – skwitował McPherson starając się słuchać tego, co mówi nauczyciel,
którego ostrzegawczy wzrok padł na niego, ale po chwili pomknął ku tylnym
ławkom.
– No co?
– Zamknij się –
powiedział to niestety trochę za głośno.
– McPherson, czy
masz nam coś do powiedzenia, czy tylko mnie? – Josh sądził, że utrapienie
wcześniejszych godzin lekcyjnych powoli czegoś się uczyło, czyżby się jednak
mylił?
Casey wstał wściekły na
siebie i Adama.
– To nie było do pana.
Adam ciągle do mnie mówił, więc musiałem go jakoś uciszyć. Przepraszam.
– Siadaj. Jeszcze raz
coś takiego się powtórzy…
– Nie powtórzy się. –
Nie chce mieć problemów. Wystarczyły mu te, których sobie naważył atakując
Taylora, a i tak mu się upiekło. Kolejnych kłopotów nie potrzebuje. W domu by
go roznieśli, a do tego wolał nie zwracać na siebie uwagi, kiedy chce spotykać
się z JD. Usiadł, z powrotem starając się skupić na lekcji, najwyżej po niej
skopie tyłek Kozetzy’emu.
* * *
Nie mógł zapalić, bo
gdyby go przyłapali znów znalazłby się w kozie, a na to nie mógł sobie
pozwolić. Nie dzisiaj. Dlatego schował ręce do kieszeni wąskich spodni i
oparłszy się o ścianę czekał na Caseya. Jeśli chłopak napisał, że przyjdzie to
przyjdzie. Rzeczywiście, ledwie chwilę później ujrzał McPhersona schodzącego po
schodach. Chłopak rozejrzał się i zauważywszy go ruszył w jego stronę.
– Cześć, Emoś.
– Hej, mięśniaku.
Podciąłeś włosy.
– Zauważyłeś? –
Bez udziału woli przesunął dłonią po blond kosmykach. – Wczoraj odwiedziłem
fryzjera. Już pałętały mi się po uszach, a tego nie lubię.
– A moje lubisz?
– Lubię te twoje
wycieniowane włosiska, ale czasami jest denerwująca grzywka. Prawie zakrywa ci
jedno oko i nie wiem, na co patrzysz.
– Na kogo miałbym
patrzeć? Co najwyżej na jakiegoś przystojniaczka, ale jeden stoi przede mną.
Innego nie chcę. – Nie powinni tak się zachowywać. Nawet szeptem wypowiadane
słowa może ktoś usłyszeć. Jemu nic do tego, że ktoś dowiedziałby się o nim
prawdy, ale Cas… Trudno powiedzieć co zrobiłby w takiej sytuacji.
– No, i tak ma zostać.
– Tak? Dlaczego? Co mi
zaoferujesz, żebyś był jedyny?
Casey najchętniej by go
teraz do siebie przyciągnął i pocałował. Zaciskał dłonie w pięści wbijając
sobie w skórę paznokcie, żeby tego nie zrobić.
– Muszę coś oferować,
czarna wiedźmo?
– Nic nie ma za darmo,
blondi.
– A może być gorący
pocałunek, kiedy do ciebie przyjdę?
JD udał, że się
zastanawia.
– Jak przyjdziesz to
się okaże. Może zechcę więcej pocałunków?
– Stoi. Umiesz się
targować. Tym razem wygrałeś.
– Tak, bo podoba ci się
to.
– O której mam wpaść? –
zapytał McPherson.
– Siedemnasta ci pasi?
– Spoko. Po lekcjach
mam trening, ale kończę o szesnastej. Będę z godzinę później.
– Czekam. – Wzrok JD
przykuł idący drugim końcem korytarza Richie Taylor. Chłopak popatrzył na nich
i zmarszczył brwi. – Przeprosiłeś go?
– Kogo? – Poczuł, że
wracają na ziemię.
– Taylora, za tamto.
– Po moim trupie. Nie
zrobię tego, on tego nie oczekuje. Nie zbliżamy się do siebie. Nie istniejemy
dla siebie. Jeśli idziemy tym samym korytarzem, to po dwóch jego stronach.
– W sumie nie takie złe
wyjście.
– Ta. – Casey również
zerknął na chłopaka, teraz rozmawiającego z tą różowowłosą dziewczyną i
chłopakiem od muzyki. Jakiś czas temu zrozumiał dlaczego tak atakował Taylora.
Chłopak mu się podobał, bardzo, świadomość, że nigdy nie będzie jego, tym
bardziej, że jest gejem wywoływała w stosunku do niego tak wielką agresję.
Większą niż do innych. Na szczęście to już przeszłość i teraz nie mógł się
doczekać spotkania z JD w cztery oczy. – Dobra, nie ma co tego roztrząsać.
Lecę, zaraz matma.
– Przykładasz się do
nauki.
– Tak. Pora zacząć.
Ktoś mnie przekonał, że to nie takie złe coś więcej umieć niż tylko policzyć
dwa do dwóch.
– Zaraz ile to jest…
hmm. – JD postukał się palcem po wardze. – Sześć?
– Dwadzieścia. –
Wyszczerzył się.
– Cholera no, nie
wiedziałem. – Zagryzł wargę. – Leć już, Casey. Tylko nie odfruwaj za daleko.
Pamiętaj, siedemnasta.
– Pamiętam. – Z
ociąganiem się wycofał.
JD odetchnął. McPherson
jeszcze raz się obejrzał na niego, a serce zgubiło jedno bicie. Nie miał tego w
planach, ale zabujał się w tym chłopaku po uszy. Feralne nakrycie na
papierosie, kara, zaczęły coś czego nie przewidział i miał nadzieję, że nie
będzie tego żałował. Złamał obietnicę daną sobie, że nigdy już nie będzie się
spotykał z krypto gejem, a tu życie mu udowodniło, że nie zawsze da się
dotrzymać słowa. Szczególnie danego sobie.
Po lekcjach od razu
wrócił do domu. Mimo wszystko jakoś musząc ogarnąć swój pokój. Brudne rzeczy
wrzucił do pralki, którą od razu nastawił. Coś nie coś powkładał do szafy, a
parę bluzek zostawił. Przecież gdyby było tak sterylnie jak w pokoju Caseya, to
czułby się tu obco. Zresztą Casowi się tu podobało. Zwyczajny pokój nastolatka.
– Co ty robisz? – W
drzwiach stanęła kobieta ubrana w płaszcz, a na nogach miała długie kozaki.
– Sprzątam, mamuś.
– Sprzątasz. Aha. Ty
sprzątasz swój pokój? Co się stało?
– Wiesz przecież, Casey
przyjdzie i nie chcę, żeby zobaczył, że żyję w takim chlewie. Co prawda to
artystyczny bałagan, widział to już, ale mogę trochę ogarnąć, nie? Ty idziesz
do pracy tak?
– Tak. Molly już jadła,
ale daj jej coś później. Chłopcy są u kolegów, a twoja druga siostra, nadal
obrażona, siedzi z Molly. Poczęstuj gościa kanapkami i placek dzisiaj upiekłam.
– Podejrzliwie przyglądała się temu co robi jej najstarsza latorośl. Bardzo jej
się to nie podobało. – Idę. A i jeszcze jedno, nie groź nikomu ani nie
przekupuj, żeby nie wchodzili do twojego pokoju.
– Tak jest. –
Zasalutował stając na baczność. – Do widzenia, mamuś.
– Będę o dwudziestej
drugiej.
Odprowadził matkę do
drzwi. Miał jeszcze trochę czasu, żeby się przygotować na spotkanie. Przyniósł
do pokoju napoje, dzisiaj bez piwa, do tego ukroił po porcji ciasta i schował
do lodówki. Zauważył, że Casey uwielbia słodkie. Pobiegł jeszcze do łazienki i
umył zęby. Poprawił fryzurę i zanim skończył odezwał się dzwonek. Odniósł
wrażenie, że właśnie deja vu uderza w niego z ogromną siłą. To już było, ta
sytuacja, zachowanie, nawet ten sam ubiór. Czyżby już to kiedyś śnił? Zawsze
wierzył, że deja vu to obrazy, sytuacje, o których śniło się w proroczych snach.
Niektórzy ludzie nawet wiedzą co się wydarzy później, co kto powie, zrobi. On
nie, ale nigdy nie lubił tego odczucia. Chociaż dzisiaj wydało mu się ono
przyjemne.
– Hej. – Wpuścił gościa
do środka. – Jesteś dziesięć minut przed czasem.
– Powiedzmy, że zegarek
mi się śpieszy. – Już nie mógł się doczekać spotkania. Nawet na treningu nie
potrafił się skupić.
– Zamknij drzwi i idź
do pokoju, ja przyniosę ciacha. Uprzedzam, nie jesteśmy sami.
– Domyślam się. –
Wszedł do pokoju JD i zaczekał na niego. Chłopak pojawił się w mgnieniu oka.
Gdy Emoś odstawił talerzyki z ładnie wyglądającym ciastem z kiwi złapał JD za
rękę i przyciągnął do siebie. – Co boisz się, że mogę się na ciebie rzucić? –
Zatrzymał wzrok na kuszących ustach.
– Poniekąd. Jestem
przecież grzecznym, niewinnym chłopcem, którego chcesz zdemoralizować. –
Przesunął dłońmi po jego torsie, a potem owinął ręce wokół szyi Caseya. Od
chłopaka biło gorąco. Lubił ciepło. – Grzejesz jak piecyk.
– Mogę zawsze cię
ogrzać w zimne, zimowe wieczory, ty niewinny, chłopczyku. – Przybliżył ich usta
do siebie z lekkim wahaniem. Tyle dni na to czekał i chciał się tym delektować.
Ostatnio zrobił na szybko jedną rzecz w samochodzie i żałował tego, bo to
pozostawiło pewną pustkę, dlatego teraz nawet z pocałunkiem wolał się nie
śpieszyć.
– Pocałujesz mnie, czy
będziemy tak stali? – JD koniuszkiem języka oblizał wargi.
– Co ci się tak
śpieszy? Podobno jesteś grzeczny.
– Powiedziałem tak? –
Uniósł brwi. – Niemożliwe. Casey, pocałujesz czy sam mam to zrobić?
– Jeśli dasz radę sam
siebie w usta pocałować. Ałć – jęknął, kiedy JD pociągnął go za ucho, zaraz
potem spoważniał. Uniósł dłoń i pogłaskał delikatnie usta chłopaka. Ten od razu
pocałował jego palec. – Jesteś…
– Jaki? – JD z
niecierpliwością czekał na odpowiedź. Ciekawska natura nie odpuści sobie i musi
ją poznać. Poza tym lubił komplementy. Mógłby się o nie łasić jak kocur i
mruczeć.
– Niesamowity.
Sprawiłeś, że zacząłem się uczyć, do tego wydarłeś na wierzch ze mnie, to co
wciąż ukrywam nawet przed sobą. Nie potrafię się przed tym bronić, kiedy cię
widzę. – Wsunął dłoń we włosy JD. Rozchylone usta chłopaka niemiłosiernie
przyciągały. Pochylił się bardziej, a ich wargi otarły się o siebie. Dopiero po
kolejnej sekundzie, ciągnącej się wieki, jego usta znalazły się na wargach JD.
Na początku całowali
się delikatnie. Lekko muskając ustami te drugie. Jedną ręką przyciągnął go do
siebie. Palce JD wplotły się w jego włosy. Z czasem wargi zaczęły ze sobą
współpracować, całując się coraz namiętniej. Ich języki splotły się wzajemnie,
a ciała, o ile to jeszcze możliwe, sprasowały się ze sobą. Dla Caseya ten
pocałunek mógł trwał wiecznie. To było coś więcej niż wyzwolenie pragnień
dotyku chłopaka. Bał się tego, ale oddawał się temu z całym sercem. W pocałunku
przekazywał całą swoją samotność przez te wszystkie lata i tęsknotę ostatnich
dni. Dzielił się swoją tajemnicą, uczuciami, które przerażały go z każdą chwilą
bardziej. Oddawał coś co do tej pory chronił, mimo że nie wiedział czy będzie
mógł zatracić się w tym do końca, ale teraz, na ten czas… mógł i chciał. Miał
dość powstrzymywania się. Ten wyjazd dużo mu uświadomił. Chce JD. Chce być z
nim tu i teraz. Chce żyć chwilą. Chce go czuć. Jego dotyk. Jego oddech.
Oderwali się od siebie
szybko oddychając. JD chciał się cofnąć, ale Casey go nie puścił. Przytulił się
do Caseya kładąc głowę na jego ramieniu. Bał się myśleć co dalej. Zawsze był
odważnym chłopakiem, ale kiedy chodziło o coś więcej, uczucia – po tylu
kopniakach znów się w coś pakował – więc ma prawo się bać. Nie chciał jednak
inaczej. Nie było możliwości, żeby teraz pozwolił mu odejść. Pragnął być z nim
i to czego najbardziej się lękał to świadomość, że nie chce w swoim życiu
nikogo innego poza Caseyem McPhersonem.
– Chcesz ciacho? –
zapytał. Nie odsunął się od niego nawet na milimetr.
– Zawsze, ale teraz nie
uciekaj ode mnie. Jeszcze chwilę. – Ścisnął JD mocniej stojąc tak z nim na
środku pokoju. Schował nos w jego szyję. – Nikt się nie może o nas dowiedzieć.
– To jesteśmy jacyś
„my”? – Odsunął się na tyle, żeby spojrzeć na twarz starszego chłopaka i, mimo
że nie uzyskał odpowiedzi słownej, to oczy Caseya powiedziały wszystko.
Omomom... Nie polubię mamy DJ ;_; coś złego w niej. Ciekawią mnie rodzice Caseya :) no i oni... Ja w sumie jestem jak DJ, mam Tak samo z życiem ;_; meh, pozdrowienia Luano!
OdpowiedzUsuńMoje romantyczne serce zostało tym rozdziałem usatysfakcjonowane :) jest przewspaniały! Ale jakoś czuje, że ta sielanka coś za długo trwa i za chwilę coś się będzie działo ;)
OdpowiedzUsuń/A
Aj moja ulubiona para ;)
OdpowiedzUsuńCasey i JD wszystko rozwija się w mocnym tępie.
Adam to faktycznie palant i cieszę się, że Casey powoli zdaje sobie z tego sprawę.
Lepiej późno niż wcale.
I trudny powrót do szkoły och jakże mi ich szkoda.
Całe szczęście, że mam to już za sobą.
pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.
Tak się wyczytałam i dalej nie ma ;^; Cóż. Poczekam (nie)spokojnie na dalszy rozwój relacji między Emosiem, a Mięśniakiem ♡ Moja ulubiona para, zaraz po nich są Alex i Josh ♡ Kocham twój styl pisania Luano ^^ Dużo weny życzę~
OdpowiedzUsuńZaskoczyłam się trochę tym, że rozdział mi tak szybko minął. Mam czas to nadrabiam powoli. Zaczęłam lubić tą parę, a fragment o Caseyu zakochanym wcześniej mnie zaskoczył. Mimo wszystko zaczął mnie ciekawic ten wątek i chyba zaczynam lubić tą postać.
OdpowiedzUsuńTa mama DJ coś podejrzewa. Ale czemu to jej sie nie podoba. Przecież to est ukochany syn. Pomaga jej, pracuje, opiekuje się młodymi, a to że jest gejem nie znaczy że jest kimś obcym.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Idę czytać dalej.
Pozdrawiam-Shizu-chan
Hej,
OdpowiedzUsuńwłaśnie mnie też bardzo ciekawi o co się wtedy pokłócili, i ten facet może to był ten morderca? relacje między Koichim, a Junem się poprawiają...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia