11 sierpnia 2019

Miłość w Limare - Rozdział 13 ostatni

Zapraszam na ostatni rozdział i przypominam o przerwie na blogu. Kolejny tekst prawdopodobnie ukaże się pierwszego września, a będzie to "Zaufaj mi".

Dziękuję za Waszą obecność, za to, że ze mną jesteście i za wszystko. :)


Ivo nie potrafił przestać się denerwować. Tego ranka miał w Amare dużo pracy, a i tak mu to nie pomagało, wręcz przeszkadzało. Jego zmiennik wracał dopiero jutro, czego żałował, bo popełniał błędy jakich mu się od dawna nie zdarzało robić. Wszystko przez Nino, którego poniekąd los rozstrzygnie się dzisiaj. Miał tylko nadzieję, że zanim brat uda się na miejsce pozostawienia pieniędzy, to zdążą się zobaczyć i chwilę porozmawiać. Pisał do niego, a nawet raz zadzwonił, ale nie było żadnej reakcji ze strony Nino. Przez co tym bardziej się denerwował. Vittorio również nie odpowiadał. Ci dwaj byli warci siebie.
– Przepraszam, ale ja prosiłem o cappuccino nie latte – odezwał się klient.
Ivo spojrzał na to co podał mężczyźnie i zaczął go przepraszać. Świadkiem tego był Domenico, który uratował sytuację mówiąc klientowi, że dostanie latte, która była droższa, na koszt firmy. Mężczyzna uśmiechnął się, podziękował i nie miał już żadnych zastrzeżeń.
– Ivo, wszystko w porządku?
– Jak widzisz nie. To już trzecia taka pomyłka dzisiaj. A dopiero jest rano. Długa historia – dodał, kiedy Salieri nadal wpatrywał się w niego. – Dotyczy mojego brata, który… – przerwał wypowiedź, bo w tym czasie do bistro wszedł Nino wraz z Vittorio oraz Fabiano. – O wilku mowa.
Mężczyźni podeszli do baristy, a Fabiano uściskał swojego brata, potem pocałował partnera.
– No i? – zapytał Ivo nie mogąc znieść chwili napięcia. – Jak to ma wyglądać?
– Chwileczkę, co się dzieje? – dopytywał Domenico.
– Chodź, opowiem ci. – Fabiano odciągnął brata na bok, dając tym samym szansę, aby Ivo i Nino porozmawiali ze sobą.
– No jak ma to wyglądać? Zasadzka jak zasadzka. Po prostu daję im kasę, odchodzę, a potem reszta należy do policji – odpowiedział z obojętnością w głosie dwudziestosześciolatek, co spotkało się zarówno z dezaprobatą i jego partnera, jak i brata. – No co? Mam się trząść jak osika, kurwa? Sprawa jest prosta. Po wszystkim naprawiam Lancię i wyjeżdżam z Vittorio. A i porzucam tutaj pracę oraz będę chciał sprzedać mieszkanie. Nie zostanę w Limare. Spierdalam stąd.
Ivo zbombardowany informacjami, poczuł się lekko zagubiony. Dlatego zawołał Giovanne i poprosił ją, aby zajęła się jego stanowiskiem na chwilę. Razem z bratem przeszli do pokoju socjalnego. Vittorio nie poszedł za nimi, zostawiając braci samych.
– Czy ja dobrze zrozumiałem – zaczął barista, zamykając drzwi pomieszczenia – że wyjeżdżasz z Falcone, sprzedajesz mieszkanie i tak dalej?
– Mhm. Dobrze zrozumiałeś. – Nino rozejrzał się po prostym pomieszczeniu, w którym znajdowała się kanapa, stolik, szafki na ubrania i krzesła oraz umywalka. Przypomniało mu się, jak nie tak dawno temu uprawiał tutaj seks z Vittorio, stojąc przypartym do ściany. – Masz coś przeciwko? – Spojrzał na Ivo. Nadal brzydził go jego makijaż, dzisiaj zbyt mocny, ale mając w pamięci to, że za niecałą godzinę mógł zginąć oraz, że potrzebował jego wybaczenia, przemilczał ten temat.
– Nie. Nigdy nie lubiłeś Limare. Nawet wtedy, kiedy nasze relacje były bliskie, żyli rodzice.
– Może przyjedziemy tu na wakacje.
– Lub może na ślub Paolo i Domenico – powiedział Ivo, na co Nino zaczął się śmiać.
– Sądzisz, że mnie zaproszą? Swojego ulubieńca?
– Widziałem listę gości. – Wczoraj, kiedy był u przyjaciela, ten mu ją pokazał i Nino znajdował się na niej wraz z osobą towarzyszącą. – Jesteś na niej i możesz kogoś przyprowadzić.
– Hm… To może przyjedziemy z Vittorio. On lubi takie uroczystości.
Po tej swobodnej wymianie zdań nastąpiła cisza, której żaden z braci nie potrafił przerwać. Po raz pierwszy od dawna, kiedy potrzeba było słów, by spróbować naprawić relacje, ciężko im było cokolwiek wyartykułować. Obaj się temu nie dziwili, bo w sumie trudno w jednej chwili coś zmienić. Na szczęście Ivo nauczony przez partnera, że czasami nie potrzeba było słów, aby coś wyrazić podszedł do brata i go objął. Zrobił to niepewnie i ostrożnie, ale kiedy poczuł jak ręce Nino owijają się wokół jego ciała, mógł odetchnąć. Tak jak Fabiano wykonał wczoraj swój pierwszy krok w pokonaniu strachu przed wodą, tak on i Nino zrobili go dzisiaj. Może ich relacje nigdy nie wrócą do tego co mieli jako dzieci, ale cieszyłby się jakby w małym stopniu coś się naprawiło.
– Nie daj się zabić, idioto – wyszeptał.
– Jak mówiłem, złego diabli nie biorą – odpowiedział Nino, odsuwając się. Starał się nie pokazać po sobie, że był zadowolony z tego przytulenia. Ivo mu wybaczył i to się liczyło. Miał nadzieję, że wszystko dzisiaj pójdzie sprawnie i jeszcze będzie szansa, nie tylko rozpocząć nowe życie, ale i w jakimś stopniu poprawić relacje z bratem.
Do pokoju zapukał, a potem zajrzał Vittorio.
– Już czas – poinformował.
– Idę. To do zobaczyska siostro… A wybacz, bracie. – Zaśmiał się Nino.
– Ty się nigdy nie zmienisz – jęknął barista, uśmiechając się. – Powodzenia wam obu.
Patrzył jak brat wychodzi i serce mu się ścisnęło na myśl, że coś pójdzie nie tak i zasadzka przygotowana przez policję się nie uda. Przecież zawsze istniało ryzyko. Nie mógł tutaj siedzieć i czekać w nieskończoność na to co będzie, bo zwariuje. Dlatego wyszedł z pokoju. Przechodząc koło kuchni, w której jak zwykle panował ruch, a Paolo był w tym wszystkim najgłośniejszy, przemknęło mu przez myśl, że wszystko wygląda tak normalnie. Cokolwiek się wydarzy, życie będzie trwać dalej.

*

– Wiedzą panowie, co mają robić. Pan – policjant zwrócił się do Nino – dostarcza torbę z kasą na miejsce i odchodzi. Potem wraca tutaj do samochodu i pan Falcone zabiera stąd ciebie, a my czekamy na tych, którzy przyjdą po pieniądze. Proste.
– Proste rzeczy zawsze są najtrudniejsze – burknął Vittorio, siedząc na tylnym siedzeniu wraz z partnerem.
Nino także był tego zdania. Szczególnie, że ten łatwy plan dotyczył jego osoby. Do tej pory udawał twardziela, śmiał się z siebie, ale kiedy przyszło do chwili, w której miał stawić czoło jednemu ze swoich błędów, bał się. Niemniej, to miał być koniec jego narkotykowej przeszłości. Do końca nigdy się tego nie pozbędzie, tak jak momentów, kiedy miał wielką ochotę coś wziąć, ale wierzył, że otworzy mu to drogę do czegoś więcej w jego życiu. Może u boku Vittorio, na którym naprawdę mu zależało, podąży do realizacji marzeń i kiedyś otworzy swój warsztat samochodowy. Prawnik i mechanik, niezłe połączenie, pomyślał.
– To nie ma co czekać i ruszamy – mówił policjant, wysiadając z samochodu by mieć czas i ukryć się w opuszczonym budynku na skraju miasta, gdzie się znajdowali.
Vittorio korzystając z tego, że są sami w samochodzie, który niczym się nie wyróżniał tym, że należał do policji, i mieli jeszcze kilka minut dla siebie, położył rękę na udzie partnera życząc mu powodzenia.
– Będę niedaleko.
– Dzięki. Czuję jednak, że coś jest nie tak. Gdybym nie wrócił…
– Przestań gadać głupoty. To nie telenowela czy jakiś romans. Nino, wrócisz, bo inaczej skopię ci dupsko.
– Kurwa, Vittorio, jesteś cholernie romantyczny.
– Pewnie, że tak.
Moretti spojrzał na zegarek umieszczony na tablicy rozdzielczej. Serce mu mocniej zabiło, a po plecach spływał mu pot. Bluza, którą miał na sobie, nagle wydawała mu się zbyt wąska, nieprzewiewna. Tym bardziej, że pod nią miał kamizelkę kuloodporną.
– Muszę już iść. Zaraz minie wyznaczona godzina. – Spojrzał w oczy Vittorio. Potem nic nie mówiąc pochylił się, wsunął dłoń w jego włosy i gwałtownie zawładnął jego ustami, przelewając w pocałunek wszystkie swoje emocje.
Vittorio objął mężczyznę, równie mocno go całując i najchętniej to nie pozwoliłby mu wysiąść z samochodu. Cieszył się, że będzie w pobliżu Nino, siedząc za kierownicą i czekając aż odjadą i to się na zawsze skończy. Potem oczywiście Moretti będzie musiał złożyć zeznania i prawdopodobnie uczestniczyć w rozprawie, ale Falcone obiecał sobie, że zrobi wszystko jako prawnik, aby uchronić przed tym partnera. Oczywiście pozwoli mu zeznawać, bo dzięki temu sprawcy pójdą do więzienia, ale postara się, aby to było tylko raz i by nie musiał stawać twarzą w twarz z tymi ludźmi.
Niechętnie wypuścił go w ramion oraz z samochodu. Kiedy Nino wziął pieniądze, prawnik przesiadł się za kierownicę i patrzył na wszystko z napięciem, jakiego od lat nie czuł.
Tymczasem Nino trząsł się w sobie, ale niczego nie okazywał. Najgorszą rzeczą dla niego było to, że mógłby okazać strach przed obserwującymi go policjantami, którzy pojawili się tutaj już kilka godzin temu, aby nie wzbudzać podejrzeń. Z nimi przyjechał jedynie detektyw prowadzący śledztwo przeciwko grupie przestępczej, działającej w Limare. Miał przez to nadzieję, że to ich nie zdekonspirowało i cały plan uda się wykonać bez przeszkód. Co prawda Moretti jakoś nie wierzył w to, że ktoś z grubych ryb przyjdzie odzyskać dług i na pewno wyślą po to któregoś z zaufanych dilerów. Ale już go nie obchodziło, czy wyłapią ich wszystkich, czy tylko kogoś kogo zmuszą do zeznań. On powiedział co wiedział, a nie miał do czynienia z wysoko postawionymi handlarzami. Znał tylko paru pomniejszych szefów, a to dlatego, że był ten moment, kiedy zechciało mu się handlować prochami.
W paru krokach dotarł do starej studni przy jednym z opuszczonych budynków i rozejrzał się. Doskonale znał to miejsce. To tutaj często kupował narkotyki. To była niewielka część miasta, która nigdy nie została odbudowana po trzęsieniu ziemi dziesięć lat temu. Dzielnicę na zawsze opanowały miejscowe opryszki, a przez lata skorumpowana policja się tym nie zajmowała. Zmiany zaszły rok temu, kiedy pojawił się nowy komendant, a ten opłacany przez bankiera Salerno, który miał konszachty z handlarzami narkotyków, został aresztowany. Może kiedyś ta dzielnica zostanie odbudowana, ale on będzie już wtedy daleko stąd. Poczuł wkradające się do piersi ciepło na myśl o Vittorio.
Pochylił się, by zostawić torbę z pieniędzmi i odetchnął, bo wykonał swoje zadanie. Poczuł ulgę tylko przez chwilę, bo moment później usłyszał klaskanie i wyprostowawszy się spojrzał w stronę drzwi jednopiętrowej kamienicy, której mur był popękany i wszystko wyglądało tak, jakby zaraz miało się zawalić.
– Proszę, proszę, jednak się pojawiłeś. A już sądziłem, że będę musiał cię kropnąć – powiedział wysoki, chudy mężczyzna z twarzą przypominającą sępa.
– Luigi – rzekł Nino, wyprostowawszy się. To był jeden z ludzi, którzy dali mu pamiętne narkotyki, jakie miał sprzedać, a które sam zużył. To o nim opowiedział policji.
– Pamiętasz jeszcze mnie. Cieszę się. – Mężczyzna spojrzał w stronę samochodu. – Z kim przyjechałeś?
– Z moim facetem. Dał mi kasę. Sądzisz, że byłoby mnie stać, by to wam przynieść? – Wskazał na torbę.
– A może to jakiś gliniarz. Założę się, że tutaj są. – Zaśmiał się Lugi, pokazują dwa zepsute górne zęby. – Niech się tu pokaże.
– Po co ci on? – Nino nie zamierzał pozwolić, aby Falcone tu przyszedł. – Chciałeś kasę, masz ją. To koniec.
– Tak ci się wydaje? Długo czekaliśmy na spłatę tego co byłeś nam winny. Mój szef chce twojej głowy. – Sięgnął do kieszeni bluzy i wyjąwszy pistolet wycelował go prosto w Nino.
Vittorio przeszyło takie zimno i strach na widok broni, że nie zastanawiał się długo nad tym co robi. Wypadł z samochodu i pobiegł co sił w nogach do dwóch mężczyzn. W tym samym momencie pojawiła się też policja i rozpętało się piekło, bo okazało się, że ten, który celował w jego partnera nie był sam. Padły strzały, ale on niewiele rejestrował. Adrenalina płynąca w żyłach Falcone, pomogła mu przebyć drogę do partnera i popchnąć go w ostatniej chwili na ziemię przez co sam znalazł się na linii strzału i poczuł jak kula przeszywa jego ciało. Upadł.
Nino krzyknął, widząc jak jego partner przewraca się, a rękaw koszulki pokrywa krwią. Podczołgał się w całym tym szaleństwie do kochanka i wziął jego twarz w dłonie.
– Tylko mi tu, kurwa, nie umieraj. Słyszysz mnie? – Poklepał policzek mężczyzny, na co ten skrzywił się i otworzył oczy.
– Nie klep mnie tak, bo to bardziej boli niż to, że oberwałem.
– Strzelili do ciebie. – Moretti zaczął przeszukiwać wzrokiem ciało partnera.
– To nic. Oberwałem w kamizelkę, co boli jak diabli, i w ramię. – Rozejrzał się. Całe szaleństwo trwało tylko chwilę i zauważył, że policja wyłapała przestępców. Luigi, ten który miał zabić Nino, rzucał się i wrzeszczał, ale zakuty kajdankami i prowadzony przez dwóch rosłych policjantów, nie miał z nimi szans. – Pomóż mi wstać.
– Na pewno?
– Na pewno.
Moretti chwycił partnera i powoli pomógł mu podnieść się. Krew z rany na ramieniu zaczęła płynąć bardziej, więc zdjął swoją bluzę i przycisnął ją w miejsce zranienia. To musiało wystarczyć, zanim Vittorio nie zajmą się lekarze. Falcone zacisnął dłoń, powstrzymując krwawienie.
– Bałem się o ciebie – wyznał Nino, obejmując mężczyznę jedną ręką w pasie.
– A ja o ciebie.
– Wiesz, że jesteś wariatem, Falcone? Po kurwę tu biegłeś?
– Znasz na to odpowiedź, Nino. I wiesz co jest wspaniałe?
– No co? – Serce dwudziestosześciolatka wariowało na myśl, że Vittorio przybiegł po to, aby go ratować. To była miłość. On też oddałby za niego życie.
– To, że chyba obaj jesteśmy szaleni, więc idealnie do siebie pasujemy – odpowiedział Vittorio, pochylając się do partnera.
– Głupi jesteś i tyle – odparł Moretti, całując usta mężczyzny, z którym chciał spędzić życie. Nie oczekiwał niczego idealnego, ale pragnął po prostu małego szczęścia dla nich obu. – Głupi i ja chyba też.
– Nie głupi, tylko szaleńcy – przypomniał Falcone i ponownie pocałował smakowite usta swojego partnera, który z obsesji stał się jego miłością.
Dzisiaj właśnie zaczęli wspólny, nowy rozdział swojej historii.

*

Miesiąc później.

– Czy ja muszę wszystkim powtarzać, że zachowuję spokój? Taki spokój jak nigdy? – zapytał Paolo, kręcąc się wokół ludzi, którzy ustawiali kwiaty na okrągłych stołach umieszczonych w białym, ogromnym namiocie. – Nie denerwuję się – powtórzył do Ivo, który miał być jego drużbą i towarzyszył mu już od godziny. – A w ogóle to nie masz niczego do roboty?
– Nie, jestem twoim cieniem. Fabiano pojechał po Vittorio i Nino, których samolot już wylądował.
– O, to jednak twój brat będzie na moim ślubie? – DiCarlo porwał z jednego ze stołów szwedzkich małą przekąskę. Żałował, że to nie on je robił, ale ta nawet była smaczna. Musiał przyznać, że organizatorka ślubu oraz przyjęcia, pomimo tego jak bardzo doprowadzała go do szewskiej pasji, spisała się znakomicie. Wszystko zostało doskonale dobrane. Białe obrusy idealnie komponowały się z kolorami lawendy, którą uwielbiała jego babcia. Na stolikach stały też bukiety z tej rośliny, a na białych serwetkach, leżących na talerzach, przypięte były malutkie gałązki. Tym samym uczcił jej pamięć i czuł, że staruszka cały czas była przy nim.
– Jak powiedział, nie przegapiłby darmowego żarcia. Poza tym pobędzie w Limare kilka dni. Chce sfinalizować sprzedaż mieszkania. – Ciężko Ivo było na sercu, że miejsce w którym się wychował, przejdzie w inne ręce i już tam raczej nie zajrzy, ale nie mógł o tym rozmyślać. Wszystko ulegało zmianie, czasami bezpowrotnie. Ważne było to, że relacje pomiędzy nim, a bratem ulegały polepszeniu. Trwało to powoli, ale często ze sobą rozmawiali przez Internet lub telefon. Nino poszedł na kurs dla mechaników i w kółko o tym mówił. Jak i o mieszkaniu Falcone oraz o ich związku, który był dosyć intensywny. Niestety jego brat jak przeklinał, tak nadal to robił, na szczęście zdarzało mu się to już o wiele rzadziej.
– Czyli układa sobie życie w Rzymie. Może tego potrzebował. A policja oddała im tę kasę, którą Falcone pożyczył? – zapytał Paolo, wychodząc z namiotu.
Kilka kroków dalej na trawie rozkładano biały dywan oraz ustawiano krzesła. Na miejscu stał już stół, przy którym urzędniczka da mu ślub. Wszystko otoczone było lawendą, o którą walczył kilka dni z wrednym babskiem, jak nazywał organizatorkę.
– Tak, jeszcze tego samego dnia. – Telefon Ivo zaczął dzwonić, więc odebrał. Chwilę rozmawiał z Fabiano, a potem powiedział do przyjaciela: – Fabiano już tu jedzie. Odwiózł Falcone i mojego brata do hotelu. Przyjadą znaną ci Lancią Kappa tuż przed ślubem. – Nadal śmiać mu się chciało, jak pomyślał o tym samochodzie.
Prawnik kupił grata od wypożyczalni, kiedy Nino postanowił, że odremontuje go, bo polubił ten samochód, przy którym pracował przez kilka dni. Vittorio podjął ten temat, a kiedy wypożyczalnia nie chciała sprzedać samochodu, przedstawił odpowiednie dokumenty, po których przeczytaniu mina właściciela zrzedła i okazało się nagle, że może nagiąć swoje prawa. Także Lancia sprawna, odmalowana pozostała w Limare i nadal zajmowała miejsce za domem Ivo, czekając na swoich właścicieli. Rano Moretti odstawił ją na parking hotelowy, by para miała czym przyjechać na ślub.
– A co do ślubu, może byś się zaczął już ubierać. Czas leci – przypomniał Ivo, pokazując kucharzowi zegarek na ekranie smartfona.
– Już, już, tylko doglądnę tu wszystkiego.
– To nie twoje zadanie. – Chwycił Paolo za przedramię i odciągnął od osób, które pracowały, by wszystko było gotowe na czas. – Od tego są inni. Ty weźmiesz prysznic i założysz garnitur.
– Może mógłbym zobaczyć co u Domenico? – zapytał Paolo.
– Nie zobaczycie się aż do chwili ślubu.
Ciężko było trzymać od siebie obu mężczyzn z daleka, bo dom nie był aż tak duży, ale na szczęście jakoś się to udawało zrobić. Obaj chcieli zachować tradycję, więc Paolo miał przygotować się w salonie do tej ważnej chwili i korzystać do tego czasu z parteru, a całe piętro było do dyspozycji Domenico. Ivo gdy widział dzisiaj drugiego z narzecoznych, musiał powiedzieć, że Salieri był kłębkiem nerwów w przeciwieństwie do partnera, z którym ciężko wytrzymywało się przez ostatnie tygodnie. Narzeczeni zamienili się rolami i Moretti cieszył się, że jest drużbą Paolo, ale współczuł swojemu partnerowi. Z drugiej strony tylko Fabiano potrafił uspokoić brata.
*

Domenico krytycznie spojrzał na swój szary garnitur. Ciągle widział, że coś było z nie tak i nie słuchał tego co mu mówił brat.
– Wygląda idealnie. Co jak co, ale znam się na garniturach. Noszę je każdego dnia – powiedział Fabiano. Też musiał się jeszcze przebrać i na szczęście Ivo był tak przezorny, że przywiózł jego ubranie.
– Uch, po prostu mam nerwy w strzępach. Poczujesz to, kiedy sam będziesz brać ślub.
Fabiano popatrzył na brata jak na wariata. On i Ivo nie zamierzali się pobierać. Owszem nie powiedzieli, że nigdy tego nie zrobią, ale na pewno bardziej przychylni byli życiu bez ślubu. Wszystko dobrze się pomiędzy nimi układało. Tak samo nie mieli problemów w życiu zawodowym. Nowa kancelaria miała coraz więcej klientów i ostatnio przyjął kilku pracowników oraz paru studentów na praktyki. O ślubie nie marzył.
– Ja też kiedyś miałem taką minę jak ty, braciszku – rzekł Domenico, poprawiając muszkę – kiedy mówiono o ślubie. Zarzekałem się, że nigdy tego nie zrobię, a tu proszę, dzisiaj założę obrączkę… Cholera, gdzie są obrączki? – zapytał, czując lekką panikę.
– Gianna je ma. Spokojnie. Wszystko idzie zgodnie z planem. Pójdę się ubrać, a ty tu czekaj na mnie.
Młodszy Salieri kiwnął głową i podszedł do okna. W dole dostrzegł zbierających się ludzi, których zaprosili. Nie robili wielkiego przyjęcia i będą na nim tylko bliskie osoby, ale i tak tworzyła się z nich niezła grupka. Nie widział wśród nich narzeczonego, więc ten pewnie też się przygotowywał. Domenico cieszył się, że w tak ważnym momencie jego życia będzie przy nim brat i bliscy przyjaciele, jakich poznał w ciągu ostatniego roku. O rodzicach nawet nie chciał myśleć. Wysłał im zaproszenie na ślub, ale nie otrzymał odpowiedzi.
– Jestem – oznajmił Fabiano, wchodząc do pokoju. Miał na sobie nienaganny, dobrze skrojony, trzyczęściowy granatowy garnitur w prążki. Jego buty lśniły tak jak i oczy. Stanął obok brata i także wyjrzał przez okno. – Vittorio i Nino już są. Trzymają się za ręce. Ivo powiedziałby, że to słodkie. Już przyzwyczaił się do myśli, że jego brat też ma faceta. Przyznam, że mój przyjaciel dobrze wybrał. Nino się przy nim zmienia na lepsze. Chętnie też współpracował z prokuratorem i dzięki zeznaniom jego oraz innych osób, część handlarzy narkotykami siedzi. Ale dobrze, nie o tym teraz ma być mowa, tylko o twoim ślubie. Dzwonił Ivo, są gotowi.
Domenico spojrzał na brata, uśmiechając się szeroko.
– Ty też się zmieniłeś. Na lepsze, braciszku.
– Wczoraj moje stopy dotknęły wody w morzu, to coś znaczy. – Również się uśmiechnął i już nie wyobrażał sobie, aby tego nie robił. Kiedy wczoraj po raz pierwszy stanął u boku partnera na brzegu morza, a jego bose stopy obmywała woda, kolejne drzwi w nim zostały otwarte i uśmiechnął się. Nie robił tego od tak dawna, a teraz miał ochotę nigdy nie przestać tego robić.
– Cieszę się. – Objął Fabiano i odetchnął głęboko. – Jestem gotowy.

*

Paolo czekał na narzeczonego tuż przy białym dywanie, po którym miał go poprowadzić do ślubu. Nie potrafił opisać tego szczęścia, które odczuwał bardzo mocno. Ponad rok temu był samotnym mężczyzną, próbującym uratować bistro i odzyskać córkę, kiedy poznał najlepszego człowieka pod słońcem. Ten człowiek miał dzisiaj zostać jego mężem. Spoglądał na ludzi, którzy dzisiaj tu z nim byli, by być świadkami tego, jak złoży przysięgę Domenico. Wśród gości nie było jego ciotki, którą zaprosił robiąc to na życzenie kuzynki. Nie spodziewał się jednak, że kobieta, która w dniu, w którym dostarczył jej zaproszenie powiedziała, że życzy mu spalenia w piekle, nagle zmieni zdanie i przybędzie na ślub dwóch mężczyzn.
– Już idą – poinformował Ivo, stojący obok niego i mający na sobie grafitowy garnitur, w którym się dusił i tylko czekał na chwilę, kiedy zdejmie marynarkę oraz krawat. – Zaczekam na was na miejscu.
Dopiero teraz Paolo zaczął się denerwować i przez chwilę znów spróbował skupić uwagę na przybyłych gościach wśród, których byli jego pracownicy z rodzinami i bliskimi ich sercu osobami. Szczególną uwagę zwrócił na Nino i Vittorio, którzy rozmawiali, pochylając ku sobie głowy. Życzył im szczęścia takiego, które jemu rozsadzało pierś, a może to było bardzo mocno bijące serce, kiedy ujrzał idącego w jego stronę Domenico. Przed nim szła Gianna w pięknej błękitnej sukni i nie wyglądała na małą dziewczynkę. Uczył się tego, że jego córka dorasta. Córka, którą jego przyszły mąż chciał adoptować i Fabiano już zrobił odpowiednie kroki ku temu.
Domenico Salieri miał łzy w oczach, kiedy zbliżał się do Paolo. Nawet nie zauważył, kiedy Fabiano dołączył do Ivo, gdzie czekali na niego wraz z urzędniczką. Podał rękę narzeczonemu i ścisnął mocno jego dłoń. Potem spojrzał mu głęboko w oczy i pozwolił by mężczyzna poprowadził go ścieżką ku początkom ich nowej drogi życia.

6 sierpnia 2019

Skrawek nadzei już w sprzedaży.




Kochani, wpadam z informacją, że od wczoraj "Skrawek nadziei" pojawił się w sprzedaży. Można go kupić tutaj: https://bucketbook.pl/pl/p/Skrawek-nadziei-e-book/282 na co szczególnie namawiam, bo tutaj są bezpieczne zakupy w przeciwieństwie do Beezara, który robi czasami dziwne rzeczy. No, ale dla tych co lubią tam kupować, oczywiście tekst jest również dostępny: https://www.beezar.pl/ksiazki/skrawek-nadziei

4 sierpnia 2019

Miłość w Limare - Rozdział 12

Przed Wami przedostatni rozdział tej historii i całej serii. Po zakończeniu "Miłości w Limare" będzie jakieś dwa, trzy tygodnie przerwy i po niej zacznę publikację tekstu "Zaufaj mi". Nadal jest on do kupienia na Bucketbook.pl. 
Zdecydowałam, że "Na celowniku" będzie publikowane dopiero później. 
Niedługo też, właściwie na dniach, pojawi się w sprzedaży mój najnowszy tekst "Skrawek nadziei". 

Dziękuję za komentarze i za zostawianie swojego śladu pod postem w zakładce "czytałam/czytałem". :***




Fabiano zaparkował przed swoim domem, jednocześnie kończąc rozmowę z Vittorio. Zastanawiał się jak powiedzieć partnerowi o tym, co chwilę temu usłyszał. Wysiadł z samochodu zabierając ze sobą aktówkę. Dzisiejszy dzień był ciężki, ale na szczęście wrócił już do domu. Robił to bardzo chętnie w porównaniu z tym, jak było w przeszłości. Wtedy potrafił przebywać w pracy nawet w godzinach nocnych, nie prowadząc żadnej sprawy. Tak było, bo nie miał do kogo wracać. Na szczęście wszystko się zmieniło i mógł po wejściu do domu objąć osobę, która uczyniła jego życie lepszym.
– Kochanie, wróciłem – rzekł kiedy przekroczył próg domu. Odłożył aktówkę, zdjął buty i podszedł do stojącego przy oknie Ivo. Mężczyzna patrzył na wciąż czekający na remont samochód. Fabiano podejrzewał, że Lancia nie doczeka się tego. – Zawsze chciałem to powiedzieć. – Objął od tyłu partnera i odetchnął.
– Co?
– Kochanie wróciłem do domu.
– A tak. Cieszę się. Wiem dlaczego Nino mnie nienawidzi – wyszeptał Ivo. – Sądzi, że odebrałem mu miłość jego życia. Idiota.
– Musimy o nim porozmawiać – zaczął Salieri. – Twój brat ma poważne problemy.
– On zawsze ma problemy – prychnął Moretti, odwracając się do swojego partnera przodem. – Mam wrażenie, że odkąd się urodził, to je do siebie przyciągał.
– Rozgoryczenie przebija w twoim głosie. – Ucałował szczękę Ivo. Uwielbiał to, że mężczyzna był od niego trochę wyższy.
– Nie może być inaczej, po tym co mi wyznał. A jednocześnie chcę wierzyć, że dzięki temu coś się zmieni na lepsze. – Odsunął się i ruszył w stronę aneksu kuchennego. – Zjesz coś?
– Zjem, ale najpierw musimy porozmawiać. – Fabiano chwycił Ivo za rękę zatrzymując go. Zaprowadził go do kanapy, na której obaj usiedli. – Jak powiedziałem Nino ma kłopoty.
Poważny głos oraz cała postawa partnera spowodowały, że po plecach Ivo przebiegły lodowate dreszcze. Wziął głęboki oddech zanim zapytał:
– W co ten pacan się wpakował?
– W długi tak wielkie, że nigdy nie spłaci tych handlarzy. A nawet jeżeli to zrobi to i tak nie dadzą mu spokoju.
Moretti odetchnął z trudem, wydając przy tym świszczący oddech.
– To jeszcze tego nie zrobił? Mówił, że ma tego niewiele i odda ostatnią ratę…
– Kochanie, kłamał. Rozmawiałem z Vittorio i muszę ci przekazać złe wieści. – Mocniej uścisnął dłoń Ivo, zaczynając opowiadać o wszystkim co usłyszał od przyjaciela.
Każde słowo jakie wypowiadał czuł, że było niczym nóż raniący jego ukochanego mężczyznę, ale musiał mu to powiedzieć. Ivo cokolwiek by się działo, zawsze będzie zależeć na bracie i to rozumiał. Kochał Domenico i czasami mogli sprzeczać się, ale zrobiłby wszystko, aby pomóc bratu. Co prawda Domenico nie był taki jak Nino, ale Fabiano nauczył się, że każdemu trzeba dać szansę. Może nie przepadać za dwudziestosześciolatkiem, a mimo tego przecież w wakacje przyjechał do Limare po to, aby mu pomóc.
– Co za kretyn! – wykrzyknął Ivo wstając i z nerwów zaczynając chodzić po pokoju. – A tyle razy powtarzał, że sobie poradzi. Właśnie widzę jak. Doprowadził do tego, że chcą go zabić. Cudnie! Gdzie on ma mózg?! Chyba dawno temu się go pozbył, bo trzeba być totalnym idiotą, aby doprowadzić do takiej sytuacji. – Bardzo bał się o Nino. Wewnętrznie trząsł się ze strachu o niego, ale mógł się założyć, że jego brat by się z tego śmiał. – Mam ochotę zasadzić mu kopniaka za wszystko. Za to co o mnie myślał. Za minione lata jego bezmózgiego zachowania i za to w co się wpakował na własne życzenie.
Fabiano pozwolił przez moment partnerowi na burzę targających nim emocji, a potem podszedł do niego i objął go mówiąc:
– Opowiedz mi o waszej dzisiejszej rozmowie.
– Najpierw mi powiedz co stanie się jutro? Gdzie jest Vittorio i Nino? – Pozwolił się objąć, otaczając się znajomym zapachem Fabiano, jego ciepłem, troską o jaką nikt by wcześniej tego zimnego mężczyznę nie posądzał. – Czy mają jakiś plan? Czy możemy pożyczyć Nino pieniądze? I co ja zrobię jeżeli zabraknie tego dupka w moim życiu? Albo najlepiej sam go zabiję, potem wskrzeszę i jeszcze raz zabiję.
– Twój brat jest jak kot. Zawsze ląduje na cztery łapy i tym razem sobie poradzi. Vittorio zadba o niego. Bo co jak co, ale mój przyjaciel go kocha.
– Widziałem ich dzisiaj razem. Wyglądali jak para – powiedział Ivo, uspokajając się w ramionach partnera. Może jemu Fabiano nigdy nie powiedział, że go kocha, ale wystarczyły takie momenty, kiedy go przytulał i słowa nie były potrzebne. Owszem nachodziły go czasami wątpliwości, ale nie znał nikogo kto by ich nie miał. – Gdzie oni są teraz? – zapytał, wciskając nos w szyję Fabiano.
– Na policji. Vittorio poprosił mnie o numer telefonu do znajomego detektywa, który pomógł mi w sprawie Paolo. Jutro wszystko się rozstrzygnie.
– I tego się boję. Dlatego nie chcę dzisiaj o tym myśleć. Chcę skupić się na tobie, Fabiano. – Spojrzał w oczy mężczyzny ukryte za okularami. – Jesteś gotowy na to by pójść na spacer na plażę?

*

 Nino od dawna nie czuł się tak wykończony. Nie był też pewny, czy dobrze zrobił zgadzając się, by pójść na policję. Przecież ludzie, którym był winien pieniądze mogli go cały czas śledzić. Miał też wątpliwości co do planu, który powstał. Vittorio jutro miał mu dać potrzebną sumę, a on powinien ją zanieść na wskazane miejsce, po czym odejść i dać wszystkim zająć się policji. Podobno ta od dawna była na tropie handlarzy, którzy opanowywali tak ciche miasteczko jak Limare. Ciągle brakowało im jednak ostatecznych dowodów, aby aresztować winnych. Mieli nadzieję, że dzięki jutrzejszej akcji uda się zamknąć chociaż część gangu. Jego jedynym zadaniem było dostarczenie pieniędzy i zniknięcie. Istniało ryzyko, że i tak będą próbowali go zabić, ale wolał o tym nie myśleć.
– Jestem zmęczony. – Opadł na kanapę na plecy i zasłonił oczy przedramieniem.
Vittorio przesunął jego nogi i usiadł przy nim. Położył jedną z rąk na piersi mężczyzny, patrząc na niego.
– Kiedy to się skończy, wyjedź ze mną – powiedział po cichu.
– Chcesz tego nawet po tym, jak ci wyznałem, że chciałem cię wykorzystać? Po tym jak dowiedziałeś się jakim jestem skurwielem?
– O tym drugim wiedziałem od początku. – Chwycił rękę Nino, odciągając ją od jego twarzy. – Co tyczy się tego pierwszego… Już ci powiedziałem, że domyślałem się czegoś takiego. Nie potrafisz ukryć tego, kiedy twoja głowa coś kombinuje. – Pochylił się nad nim i pocałował w czoło. – Bądź ze mną, Nino.
Moretti odetchnął drżąco i położył swoją rękę na tej, która leżała na jego piersi. Wpatrzył się w oczy prawnika, dostrzegając w nich szczerość co do tego, co mówił. Ten mężczyzna go chciał i nie tylko w łóżku, ale w całym swoim życiu.
– Chcesz kogoś kto nie ma przed sobą perspektyw życiowych? Kto wkurza cię tym, że przeklina? Kogoś kto ma problemy tak wielkie, że jutro może umrzeć? Zwariowałeś czy co, Falcone?
Vittorio uśmiechnął się szeroko.
– Może i zwariowałem. – Splótł ich palce ze sobą. – Może i za szybko to się dzieje, ale chcę trwać w tym szaleństwie. Czuję, że to coś dobrego. A jeżeli mowa o perspektywach, to może przekona cię to, że w Rzymie łatwo możesz pójść na kursy na mechanika, zdobyć dyplomy, a ja ci pomogę. – Położył się na mężczyźnie, wsuwając nogę pomiędzy jego nogi. – Kocham cię, Nino. Sądziłem, że mam obsesję na twoim punkcie, ale to nie ona. Dziwnym zrządzeniem losu pokochałem cię w chwili, kiedy usłyszałem twój głos. To chyba musi być przeznaczenie. – Podpierając się na łokciach po bokach głowy Nino, wsunął palce w jego rozpuszczone włosy.
– Jesteś wariatem, Vittorio. Cholernym szaleńcem, ale podoba mi się to – odparł Moretti, kładąc dłonie na szyi prawnika. Coś w jego wnętrzu ściskało mocno jego klatkę piersiową, a serce biło szaleńczo. – A razem z tobą chcę uczestniczyć w twoim szaleństwie. Bo chyba sam mam coś z głową i zamiast nienawidzić cię… Kocham cię. Wyjadę z tobą choćby na koniec świata. – Kiedy ich usta się spotkały Nino był pewny, że dobrze zrobił. Dowiedział się też czegoś więcej. Tego, że jego pierwsza, nastoletnia miłość z powodu, której zniszczył relacje z bratem, doprowadził siebie do ruiny, nosiła nazwę zwaną zadurzeniem, fascynacją w porównaniu do tego co czuł będąc z Vittorio. Potężna siła, która w nim zamieszkała, nazywała się miłością i już nie wyobrażał sobie życia bez Falcone.
– Moi rodzice cię pokochaną – oznajmił po chwili prawnik, kiedy przestał całować Nino. Ułożył się za jego plecami, a mężczyzna przekręcił się na bok.
– Twoi rodzice?
– Tak, oboje. Ich miłość też była takim szaleństwem, a są ze sobą już trzydzieści pięć lat. Mam też młodszą siostrę.
– Ty mnie zachęcasz, czy zniechęcasz by być z tobą? – zapytał Nino, dla którego poznanie rodziny prawnika było tym, czego się nie spodziewał. – Masz dużą rodzinę? – dopytał, kiedy poza odpowiedzią uzyskał tylko śmiech.
– Mam. Ale ty będziesz moją najważniejszą rodziną. – Przytulił się do niego, obejmując Morettiego jedną ręką i przymknął oczy. Miał ochotę na małą drzemkę.
– O ile jutro przeżyję – przypomniał Nino o tym, że wisiał nad nim jeszcze topór kata.
– Zrobię wszystko, by tak się stało.
Nino powoli zasypiając, uwierzył w słowa prawnika i obiecał sobie, że zrobi wszystko, aby nie tylko przeżyć, ale i by Vittorio nigdy nie żałował, że się z nim związał. Miał chłopaka. Uśmiechnął się do siebie. Jego życie nagle się odmieniało na lepsze. Jeszcze tak niedawno nie miał na to nadziei. Musiał tylko pomyśleć co zrobić z bratem. Jak miał prosić go o wybaczenie?

*

Ivo trzymał mocno dłoń Fabiano, który z zamkniętymi oczami szedł u jego boku. W chwilach gdy je otwierał drżał, stając się ponownie małym chłopcem, którego ojciec chciał nauczyć jak zostać mężczyzną.
– Nie musimy tego robić.
– Chcę. Dlatego podprowadź mnie i nie puszczaj – poprosił Fabiano, gotowy walczyć z samym sobą, ze swoimi koszmarami. Rozumiał, że dzisiaj może nie dać rady i przegra, ale znowu spróbuje. Woda przecież nie była taka zła. Nic mu nie zrobi. Kiedyś nadejdzie dzień, że stanie na brzegu i pozwoli by mu obmywała stopy.
– Dobra, to możemy się tutaj zatrzymać. Kilka metrów od brzegu. – Ivo jeszcze mocniej uścisnął dłoń partnera. – Słońce już zachodzi.
– Jestem gotów – powiedział prawnik.
Bardzo powoli otworzył oczy i pierwsze co zobaczył, to twarz partnera. Jego błękitne oczy patrzyły z miłością dzięki, której Fabiano podjął walkę z samym sobą. Uniósł dłoń i kciukiem obrysował jego usta, nos, szczękę. Uwielbiał go, kochał i czasami bywały chwile, że nie mógł uwierzyć w ten cud. Bo Ivo Moretti był dla niego cudem. Kimś kto całkowicie odmienił jego ścieżki, którymi podążał. Kimś, dzięki komu Fabiano był w stanie stawić czoła rodzicom. Może i ci się go wyrzekli, ale nigdy nie czuł się taki wolny. Wcześniej jego życie pętały kajdany, a mimo, że nadal chwilami odczuwał ich obręcze na sobie, to mając u boku partnera, był w stanie się ich do końca pozbyć.
– Dziękuję, że tu ze mną jesteś. Dodajesz mi sił, Ivo. Wytrzymujesz z kimś tak trudnym jak ja i potrafisz wyrwać mnie z koszmarów.
– Bo cię kocham. – Barista oparł ich czoła o siebie. – Kocham i dzięki temu mam siłę. Czasami tylko boję się, że rozpłyniesz się w powietrzu, znikniesz – wyznał szczerze Moretti.
– Nie, nie, nie. – Położył dłonie na szyi Ivo i z determinacją spojrzał mu w oczy. – Nie zniknę. – Czuł, że do oczu napływają mu łzy. – Wiesz dlaczego. Bo chociaż nie potrafię powiedzieć co czuję to… Kocham cię. – Po tych słowach poczuł, jakby coś otworzyło się przed nim. Kolejne drzwi w jego życiu, które pozostawały nadal zamknięte.
Serce Ivo zatrzymało się na jedno bicie, kiedy usłyszał upragnione słowa. To nie było tak, że one były najważniejsze, bo to czyny mówiły o miłości, ale i tak poczuł ulgę. Połączył ich usta ze sobą w namiętnym pocałunku, bo tylko to był w stanie zrobić, gdyż wzruszenie całkowicie odebrało mu głos. Fabiano Salieri, mężczyzna, który mówił, że miłość to przereklamowane słowo, naprawdę go pokochał.
– Ty też dajesz mi siłę, Fabiano. Dajesz mi jej więcej niż przypuszczasz – powiedział prawnikowi, kiedy oderwali od siebie usta. – Jesteś dla mnie oparciem.
– A ty dla mnie, Ivo.
– W takim razie gotów jesteś wykonać kolejny krok i zamknąć kawałek złej przeszłości za sobą?
Fabiano pokiwał głową, a potem wciąż nie puszczając partnera, odwrócił twarz ku bezkresnemu morzu. W falującej wodzie odbijało się pomarańczowo czerwone słońce, którego tarcza powoli znikała na horyzoncie, jakby chowając się w morzu. Ptaki latały nad wodą. Widok urzekał, ale nie zmniejszył potwornego strachu i narastającej w Salierim paniki. Miał ochotę zamknąć oczy, ale trwał, walcząc ze sobą. Pragnął wygrać ze strachem. Przypominał sobie czas, kiedy nawet nie mógł wziąć normalnej kąpieli tylko prysznic. Obecnie razem z Ivo mogli korzystać z wanny, spędzać w niej wspólne chwile, delektując się obecnością. Był w stanie stawić czoła rodzicom, którzy przerażali go równie mocno jak to majestatyczne morze, wyglądające niczym z bajki. Powtarzał sobie w myślach, że jest w stanie przetrwać. Nie był już sam. Mężczyzna jego życia stał obok, trzymał go mocno i tak będzie przez całe ich życie. Czym się odwzajemni z największą przyjemnością i chęcią.
– Dam radę. Może dzisiaj nie zrobię wszystkiego, ale dam radę. – Wziął kilka głębokich oddechów, by nie dopuścić do tego, aby ślady wciąż próbującej schwytać go paniki, zbliżyły się do niego.
– Razem damy. – Ivo nie patrzył na wodę, ale na partnera, któremu po policzku płynęły łzy, a z których nie zdawał sobie sprawy. Mężczyzna drżał wyraźnie, ale wciąż patrzył na morze. Moretti uznał to za wielki sukces, bo wcześniej Fabiano zacząłby się dusić, zamknąłby oczy, próbując wyobrazić sobie, że jest gdzieś indziej, co by nie działało. – Jeden krok już zrobiony.
– Z czasem przyjdą kolejne i kiedyś tam podejdę. Do samego brzegu.
– A ja będę z tobą – wyszeptał Ivo, teraz wraz z partnerem patrząc na morze, w którym prawie już zniknęło słońce, a ciemność zalewała ich wokół.
Długo tam jeszcze stali, słuchając łagodnego szumu morza, ciesząc się z pierwszego zwycięskiego kroku Fabiano i ze swojego towarzystwa. Nie mogli już bez siebie żyć, tak jak dwaj mężczyźni przebywający w niewielkim mieszkaniu, którzy zasnęli przytuleni do siebie na kanapie.