Kiedy czytacie ten rozdział mnie nadal nie ma. Dostęp do neta? Raczej gdyby był to cud. No, ale w tym czasie staram się poczytać i wyłapać jeszcze jakieś błędy w drugim tomie Buntownika i jak tylko wrócę dołożę okładkę, doprowadzę plik do porządku i wstawiam do sprzedaży. Także zainteresowanych informuję, że może nawet już 9 maja (może z rana lub do południa) plik już powinien być do kupienia. Wątpię, aby mi się w niedzielę udało go wrzucić, bo wracam późnym wieczorem, ale zaglądajcie. :)
Jaki jest ten tom? Mnie się podoba, jestem z niego zadowolona. Jedna koleżanka mówi, że jest o wiele lepszy od części pierwszej, druga, że gorszy. Zależy co komu się podoba i co kto oczekuje od tekstu i jakie miał wyobrażenia co do tego tomu. :)
A teraz nie nudzę, zapraszam na kolejny rozdział Sideł:
– Patrick? Ten chłopak…
Alex coś o nim wspominał, ale powiedział, że to ty powinieneś mi o nim
opowiedzieć.
Jonathan wyplątał się z
objęć młodszego chłopaka. Usiadł opierając się o ścianę i krzyżując ze sobą
nogi w kostkach. Powracając w myślach do przeszłości stał się nagle oddalony, bardziej kruchy, zupełnie
inny od tego co reprezentował sobą na co dzień. Richie postanowił mu nie
przeszkadzać, wyczuwając, że w życiu jego partnera jest to trudna chwila.
Usiadł po turecku, przodem do niego, czekając na jakąkolwiek reakcję.
Zrozumiał, że nie tylko sam potrzebował w pełni zaufać Jonathanowi, ale i on
jemu.
– Patrick był moim
pierwszym chłopakiem… – zaczął opowiadać Jonathan, czując, że dopiero teraz,
tak prawdziwie, otworzy przed kimś serce. Snując swoją słodko gorzko bolesną
opowieść nie zatajał najmniejszych faktów ani razu nie przenosząc przy tym
spojrzenia na Richiego. Opowiedział mu o wszystkim, o tym jak on i Patrick –
który, podkreślał na każdym kroku, był delikatnym chłopakiem z wyglądu i
charakteru – zbliżyli się do siebie, o udawaniu przed innymi, że są tylko
kumplami ze szkoły, o miłości zrodzonej w ich sercach. Miłości, która od strony
Jonathana nie była dość silna, żeby pokonał strach, miał siłę walczyć z
uprzedzeniami. Opowiedział o ich pierwszym razie, kiedy się kochali i o lęku
jaki zrodził się w jego sercu. Lęku silniejszym od miłości, powodującym, że
podjęte decyzje na tamtą chwilę wydawały się mądre i słuszne. Nawet kiedy sam
czuł cierpienie, widział bezgraniczny ból Patricka, gdy ten poczuł się
zdruzgotany, wykorzystany i upokorzony, nie zmienił decyzji. W swojej historii
sprzed lat dotarł do chwili, kiedy dowiedział się o jego samobójstwie. Tę część
opowiadał łamiącym się głosem przepełnionym goryczą, winą i nienawiścią do
samego siebie jaką w tamtej chwili czuł.
Richie przysunął się
bliżej biorąc za rękę ukochanego, dając mu tym samym wsparcie i siłę w
wytrwaniu do końca opowieści, która i jemu łamała serce. Słuchał o tym jak
Jonathan mówi o swojej depresji, chęci odebrania sobie życia, bo na nie nie
zasługiwał. Od samobójstwa odwiodła go opieka i wsparcie rodziny, a taniec
pomógł mu wyjść z tego stanu.
– To moja wina, zabiłem
go.
W tym momencie cały
spokój Richiego pękł jak bańka mydlana:
– Nie! Nie waż się tak
myśleć. – Poderwał się i uklęknął nad jego udami biorąc twarz chłopaka w
dłonie. – Nie wolno ci się obwiniać. To nie prowadzi do niczego dobrego. To on
podjął tę decyzję.
– Ja do tego
doprowadziłem. – Położył swoje dłonie na jego. – Kochałem go, jakaś część nadal
to czuje, a zabrałem mu wszystko, siebie, bo dla niego byłem wszystkim, całym
światem. Jak się okazało on dla mnie nie – dodał z bólem serca głęboko
oddychając. Nie zamierzał się rozkleić. Lata temu płakał jak dziecko, później
zdarzało mu się uronić parę łez, kiedy wspominał Patricka, ale nic poza tym.
– I sądzisz, że on
chciałby, żebyś się winił, nazywał mordercą? – Przytknął ich czoła do siebie. –
Zapamiętaj to sobie raz na zawsze Jonathanie Wilson, miałeś wtedy siedemnaście czy
osiemnaście lat, nie byłeś gotów na to co się wydarzyło, na tę dawkę emocji,
która w ciebie uderzyła. Przeraziłeś się konsekwencji takiego związku, pewnie
nawet ten seks cię przygniótł i nie dałeś rady. Nie wiedziałeś, że on się
zabije. Osobiście uważam, że samobójstwo z miłości jest najgłupszą rzeczą jaką
ludzie robią. Nie mówię, że w jakimś stopniu nie jesteś winien, bo ponosi się
konsekwencje swoich decyzji, ale ty już za to zapłaciłeś. To on podjął swoją
decyzję, ale nie wiń się za nią do końca życia. – Wyprostował się siadając na
jego udach pozwalając Jonathanowi trzymać się za ręce. – Sądzę, że on się
przestraszył dalszego życia bez ciebie. Był młodym gejem, który spotkał innego
geja, pewnie innych nie znał, zakochał się w tobie, a potem wszystko się
skończyło.
– Bał się, że już na
zawsze pozostanie sam.
– Nie zniósł tego
ciężaru. Nikt mu nie pomógł, nie wytłumaczył, że jeszcze spotka swoją miłość,
bo to nie ty nią byłeś. Nie wiem jak on, ale ja będąc na jego miejscu, pewnie z
początku czułbym… Czułbym się strasznie, ale nie życzyłbym temu, który mnie
zostawił źle. Chciałbym, żeby był szczęśliwy, jeśli ja nie potrafiłem tego
zrobić. Nie chciałbym, żeby on się za coś obwiniał. Może Patrick też tak
sądził. Johnny, minęło już kilka lat. Najwyższy czas, żebyś zamknął tamten
rozdział życia. Chcę, żebyś żył bez tego ciężaru. – Przytknął ich usta do
siebie czekając aż Johnny odpowie na pocałunek. Odetchnął gdy to zrobił i
pozwolił się całować. Nie było w tym namiętności, żaru o jakim marzył Richie,
zresztą na to, to był nieodpowiedni moment. Raczej to było coś w stylu okazania
wdzięczności, miłości i oddania wraz z obietnicą, że od tej pory przeszłość
zostanie zamknięta za żelazną bramą, a klucz do niej zostanie bezpiecznie
przechowany przez Richiego.
– Mój mądry,
piękny chłopak – szepnął Johnny, ponownie łącząc ich wargi ze sobą delikatnie
pieszcząc słodkie i kuszące usta.
Obaj w swoich duszach
wiedzieli, że potrzebowali tej rozmowy, dzięki której stali się sobie bliżsi
niż byli kiedykolwiek.
* * *
Casey przeciągnął się
patrząc lekko rozbieganym wzrokiem na JD kończącego swoją połowę pizzy i
kolejną butelkę piwa.
– Nażarłem się.
– I napiłeś, mięśniaku.
Po dwóch piwkach wyglądasz na wstawionego.
– Tylko wyglądam.
Myślałem, że nie lubisz alkoholu.
– Ty myślisz? A to
nowość. Muszę napisać ogłoszenie. – Spotkał się tylko z przewróceniem oczu u
Caseya. Siedząc na łóżku podparł się na łokciach za sobą przez co znalazł się w
pół leżącej pozycji. Obserwował siedzącego na krześle Caseya. – Czasami mam
ochotę wypić piwo lub dwa, ale nie uchlać się.
– Zdarzyło mi się to
„uchlanie”. Wierz mi to nie jest warte kaca, który mnie następnego dnia dopadł.
– Skrzywił się na samo wspomnienie.
– Ta.
– No właśnie. –
Przytknął usta do szyjki butelki, ale nie napił się. Przełknął tylko ślinę
dyskretnie skupiając wzrok na tym co widział. Koszulka JD podsunęła się do góry
przyciągając jego oczy niczym magnes, a raczej zrobiło to jasne ciało tworząc
swoisty kontrast z czernią ubrania. Zmarszczył brwi. Ostatnio za często Emo nosiło
zbyt krótkie koszulki, które zawsze odsłaniały kawałek pleców, ewentualnie
brzucha, kiedy chłopak schylił się lub wygiął tak jak teraz, prawie się kładąc
na łóżku. Ręka mu zadrżała, ale wypił połowę butelki bursztynowego trunku
wystraszony swoimi pragnieniami, których nigdy nie zamierzał spełnić albo
raczej zamierzał, albo nie… Sam już nie wiedział. W każdym razie nie znosił
tego uczucia. Powinien stąd wyjść. Lecz prawda była taka, że tego nie chciał.
JD doskonale zdawał
sobie sprawę jakie wrażenie robi na Caseyu. Szczególnie jego ubrania i kawałek
ciała, które specjalnie odsłaniał. Bawiły go, ale i bardzo mu się podobały
reakcje chłopaka.
Zauważywszy jego
zdenerwowanie usiadł.
– To co pijemy jeszcze
te dwa?
– Co chcesz mnie spić i
zgwałcić? – zaśmiał się McPherson panicznie.
– Nie gwałcę, raczej
oddaję się dobrowolnie, jeśli ktoś mi się strasznie podoba.
Casey zamarł. Chyba nie
powinien już pić, bo nie dość, że sam zaczyna mówić głupoty, to w dodatku je
słyszy. Próbował sobie wmówić, że to co usłyszał na pewno nie było tym, co
powiedziało Emo. To Emo, co do którego powtarzał sobie, że go nie lubi, ale
lubi jego imię, a raczej inicjały składające się z dwóch imion Jeremi i Derek,
które ostatnio z niego wyciągnął. Do tego lubił spędzać czas w jego domu,
przedrzeźniać się z nim, gapić na niego, szczególnie na to szczuplutkie ciało,
ładne usta, czarne oczy zawsze przyglądające mu się z nutą czegoś, czego nie
potrafił nazwać lub nie chciał nazywać i te kolczyki w brwi, uchu, które raz w
nocy śniły mu się. Do dzisiaj bardzo wyraziście pamięta sen, jakby to się
naprawdę zdarzyło. We śnie przesuwał językiem po nich, łapał wargami skrawek
ucha, coś szeptał, by ponownie całować miejsce tuż pod uchem. Odchrząknął
starając się opanować i dając sobie kilka mentalnych kopniaków. Ręce mu mocniej
drżały, więc zacisnął je na butelce. Nienawidził siebie za te chore pragnienia.
Naszła go ochotę aby rozwalić, najlepiej własny łeb.
Drugi chłopak niczym
kot przekręcił głowę raz w jedną, raz w drugą stronę ujrzawszy reakcję McPhersona
na swoje słowa. Casey zrozumiał o co mu chodziło. Powinien, przecież nie był za
bardzo subtelny. Czyżby to sprawiło, że chłopak cały dygotał? Uśmiechnął się
pod nosem. Wstał z łóżka i podszedł do niego napotykając niezrozumiałe
spojrzenie. Wyjął mu piwo z ręki zanim ten zmiażdży butelkę. Odstawiwszy ją na
podłogę przełożył nogę przez jego kolana i usiadł na nich. Ruch, który wykonał
przeraził i jego, a tym bardziej odsłonił, ale wszystko albo nic.
– Co ty, kurwa, robisz?
– McPherson wbił przerażone spojrzenie w JD.
– To, na co obaj mamy
ochotę. – Położywszy rękę na jego karku przytrzymując go pochylił się i
pocałował wpijając się w usta Caseya. Poczuł jak ciało chłopaka spina się,
mięśnie zamierają, a usta zaciskają w wąską kreskę. Nie przeszkadzało to JD
sunącemu po nich swoimi wargami i próbującemu zmusić te drugie do reakcji na
pieszczoty. Kiedy udało mu się rozdzielić jego wargi wsunął pomiędzy nie swoją.
Całowany chłopak ścisnął go za ramiona, ale nie w ten sposób, żeby go
przyciągnąć, tylko odepchnąć. W oka mgnieniu JD został zepchnięty z kolan, usta
się rozłączyły i tylko cudem złapał równowagę nie lądując tyłkiem na podłodze.
Patrzył na przerażonego
McPhersona, odskakującego do tyłu, przewracającego krzesło i butelkę, z której
rozlało się piwo wsiąkając w dywan. Chłopak przypominał teraz tygrysa
przygotowanego do walki. JD mógłby się go przestraszyć, ale nie bał się go,
jest w stanie dać sobie z nim radę, poza tym w oczach Caseya dostrzegł ogromną
tęsknotę i chociaż przez chwilę żałował tego co zrobił, to już minęło.
– Co to, kurwa, miało
znaczyć?! Coś ty zrobił?! – Oddychał szybko przez nos jak rozjuszony byk.
– Pocałowałem cię.
– Po co… Czy ty… Czy
ty… – Nie chciał, a może nie potrafił wypowiedzieć tego słowa.
– Jestem gejem, tak
samo jak ty i zrobiłem coś, na co ty od dawna masz ochotę.
– Nie… Nie mam ochoty…
pedale – przerywał co chwilę, aby złapać oddech próbując nie wpaść w panikę lub
nie uderzyć tego cholernego Emo.
– Nazywaj mnie jak
chcesz, Casey. Doskonale widzę jaki jesteś, czego pragniesz, tylko boisz się po
to sięgnąć. To sprawia, że się dusisz, nie potrafisz pogodzić ze sobą,
zaakceptować siebie. Uciekasz jak szczur z tonącego statku. Jesteś tchórzem.
– Chcę żyć… Żyć jak
inni. – Cały się trząsł prostując to zginając palce dłoni.
– Możesz żyć jak
inni, ale być sobą. Wiesz, że jestem gejem, nie musisz przy mnie udawać.
– Przestań mieszać mi w
głowie, bo ci przywalę.
– Zrób to. – Rozłożył
ręce na boki czekając na ruch chłopaka. – Nie będę się bronił. Proszę
przypierdol pedałowi, który cię pocałował i ma ochotę zrobić to ponownie. –
Oczy Caseya rozszerzyły się i spoczęły na jego wargach. – No już uderz mnie.
Możesz to zrobić. Walnij ciotę, której nienawidzisz, bo do siebie czujesz to
samo. – Starał się nie mówić zbyt głośno, żeby nie sprowadzić tutaj rodzeństwa,
które pomimo przykazu i tak mogło tu wejść, gdyby coś się działo. Na szczęście
przerażony McPherson także zachowywał się cicho. – No co, nie masz jaj? Całuj
lub bij sukinsynie.
– Zamknij się! –
Podszedł do JD i uniósł rękę chcąc zostawić po niej ślad na jego twarzy, ale
zacisnął dłoń w pięść, po czym rozluźnił ją i jeszcze bardziej przestraszony
swoim zachowaniem złapał JD za koszulkę. Rzucił go na ścianę, a potem zrobił
coś przed czym chciał uciec, a przy czym serce omal nie zrobiło mu dziury w
klatce piersiowej.
Poczuł ból w plecach,
kiedy te z impetem uderzyły o zimną ścianę, a potem, zanim cokolwiek zrobił,
usta Caseya nakryły jego całując go z determinacją, szokiem, tęsknotą i silnym
pragnieniem. To i tak była tylko część emocji, które zdołał odkryć zanim
zrozumiał co się tak naprawdę dzieje i przyjął to z ochotą. Zacisnął palce na
koszulce po bokach Caseya oddając pocałunek, rozchylając przy tym wargi,
wpuszczając język chłopaka do swoich ust. Nie posądzał go o taką wprawę. Gdzieś
przez myśl przemknęło mu, że McPherson ćwiczył na tych wszystkich dziewczynach,
z którymi chodził na randki próbując być „normalny”. Czy spał z nimi? W to
akurat wątpił. Szybko odsunął od siebie skrawki myśli, żeby skupić się na
gorącym ciele przypierającym go do ściany, ustach odbierających mu oddech i
dłoniach wkradających się pod koszulkę, unoszących ją i gładzących plecy z
desperacją oraz głodem. Głód widział w jego ruchach, pragnienie w pożerających
jego wargi ustach i biodrach próbujących otrzeć się o niego. Gdy McPherson przeniósł
się z pocałunkami na jego szyję, a potem ucho liżąc je, pozwalał mu na te
gesty, które sprawiały, że wirowało mu w głowie. Tak dawno nikt go nie całował,
nie pieścił, że każdy dotyk odczuwał jakby to działo się pierwszy raz.
Przytrzymując JD
mocniej przycisnął ich biodra do siebie. Chce… Tak dużo chce, że już nie wie
czego potrzebuje. Pragnie wszystkiego, tego co przez lata zmuszony był odrzucić
i bał się, tak bardzo się bał, że stał się tym kim nie chciał być, ale nie
potrafi już przestać go całować, dotykać, pieścić. Łaknął tego tak jak głodny
jedzenia, czy spragniony wody. Łaknął JD nagiego, pod sobą potrzebującego go
tak samo jak on jego, a podniecenie sprawiało, że kierował się instynktem.
– JD… – szepnął Casey. Zacisnął
zęby na skórze jego szyi, potem próbując zdjąć mu koszulkę. Rozebranie go i
bycie samemu nagim przy nim, stało się jego priorytetem. Tak bardzo go pragnął.
Znów wpił się w jego usta, żeby zaraz przenieść się na jego ucho, ciągle
starając się pozbyć jego koszulki.
JD miał wielką ochotę
się poddać, pozwolić mu się rozebrać, a potem działać chłopakowi. Pragnął
poczuć go w sobie i nie chciał czekać. Niestety świadomość, że w pokoju obok
jest jego rodzeństwo i powinien sprawdzić co robi Molly, skutecznie odebrała mu
ochotę na seks, mimo że jego penis chętnie pobawiłby się z Caseyem.
– Hola, hola, tygrysie.
– Próbował powstrzymać chłopaka, chociaż z początku nie przyszło to łatwo. –
Hej, Casey, obok są moi bracia i siostra. Nie możemy. – Jakimś cudem między
sprasowane ze sobą ciała wsunął ręce i odepchnął go na tyle, że chłopak
przestał dobierać się do niego i tylko ich oczy spotkały się ze sobą. – Nie
możemy. Obok…
– Słyszałem. –
Odskoczył od niego i zaczął krążyć po pokoju. Co on zrobił? Prawie przespał się
z JD. Och, żeby tylko o spanie chodziło. On chciał… Na samą myśl o tym czego
chciał bolesne podniecenie z potężną siłą dało o sobie znać. – Kurwa. Kurwa.
Kurwa. – Przetarł twarz dłońmi nie przestając wydeptywać dziury w dywanie.
Przypadkiem kopnął leżącą butelkę.
– Casey.
– Zamknij się. –
Całował chłopaka, całował go, chciał się z nim pieprzyć, mimo że nie wiedział
jak się do tego zabrać, w pornosach tego nie uczą.
– W porzo. – Poprawił
koszulkę żałując, że nie jest dłuższa, ale liczył, że erekcja szybko opadnie.
Cholera ma siedemnaście lat i szybko się podnieca, i nie ma się czego wstydzić.
Zresztą doskonale wcześniej czuł, że McPherson jest w podobnym stanie.
Casey przystanął i
spojrzał na JD. Znów mając ochotę go pocałować, poczuć przy sobie, spełnić
pragnienia, o których tylko marzył, przeklinając siebie, gdy je zduszał w sobie
i wzbudzając większą nienawiść, agresję, ponieważ chciał, a nie mógł mieć…
chłopaka. Nie, nie chciał chłopaka, nie chciał go całować, pieścić i robić z
nim wielu przyjemnych rzeczy. Rzeczy, które powinny go brzydzić, a tymczasem
podniecały, wzbudzając żar rozpętujący w jego ciele piekło. Podniecał go JD, a
to go właśnie przejmowało paraliżującym lękiem. Co będzie później? Nie, nie
mógł tutaj zostać.
JD patrzył na niego
nadal oparty o ścianę i znosił wzrok chłopaka, w którym pojawiało się wiele
emocji i bał się tego co zrobi Casey.
– Ja muszę iść. Tak,
iść – szepnął w końcu McPherson ruszając się. – Ja… Muszę to sobie przemyśleć.
Nie mógł go zatrzymać.
Mimo że bardzo chciał, aby Casey został, to musi pozwolić mu teraz odejść z
nadzieją, że chłopak wróci, nie dzisiaj, nie jutro, ale wróci.
– Idź.
Wychodząc zatrzymał się
przy JD. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale ścisnęło mu się gardło i
opuścił pomieszczenie nie wiedząc czy tu wróci.
Whitener zamknął drzwi
do swojego pokoju tym razem opierając się o nie i wpatrując się w plamę na
dywanie. Myślał już tylko o tym, że właśnie pozwolił odejść komuś w kim się
zakochał, nie mając pewności, że znów choćby będą mogli porozmawiać, nie mówiąc
o czymś więcej, a to bolało. Znowu, bo nie umiał nie zakochać się w kimś takim
jak Casey McPherson.
* * *
Razem z Jonathanem
leżeli w łóżku, nie ruszając się z niego po rozmowie. Starszy z pary leżał na
plecach, a lewą rękę trzymał pod głową przytulonego do niego Richiego. Za oknem
panowała już ciemność, a w pokoju paliło się przyćmione światło i żadnemu nie
chciało się wstać, żeby zasunąć rolety w oknie. Johnny bawił się włosami Richiego,
a Richie po prostu leżał z ręką na jego piersi pogrążony w myślach. W końcu
przedłużającą się ciszę przerwał głos młodszego chłopaka:
– Przepraszam, że
jestem taką… cipką.
Szybkie westchnięcie, a
potem słowa:
– Nie jesteś. W każdym
razie nie dla mnie. Jeśli komuś coś w tobie nie pasuje, to niech się
odpierdoli. – Przycisnął Richiego mocniej do siebie. – Co ci się urodziło w tej
twojej głowie? Nie powinienem pozwolić ci myśleć.
Richie tylko wzruszył
ramionami ukrywając twarz w szyi partnera. Wolał mu nie mówić, że nie czuł się
pewny, nie wiedział jak sobie radzić z chłopakami. Od zawsze kochał Jonathana,
ale nic nie stało mu na przeszkodzie, żeby z kimś się umówić. Przecież jeszcze
kilka tygodni temu ta miłość wyglądała na niemożliwą, a na pewno nie chciał być
sam. Niestety, w głębi duszy jakoś nie potrafił umówić się z kimś na randkę. Co
innego, kiedy miał z kimś pogadać, a co innego jeśli chodziło o coś więcej. W
stosunku do Alexa zawsze był i będzie pewny swego, lecz to przecież przyjaciel.
Oscar to kolega, do tego zdeklarowany heteryk, a inni? Inni to tylko tło. Poza
wiecznie zaczepiającym go McPhersonem i jeszcze paroma osobami nigdy nie
zbliżył się do nikogo więcej. Drake’a nie liczył z wiadomych powodów. Nie ma
praktyki jak postępować z partnerem, ale poradzi sobie i może zrozumie
plątaninę swoich myśli.
– Ej, powiedz, o czym
myślisz?
– Johnny, śpij. –
Johnny powiedział mu, że zostaje na noc i chociaż obaj nadal pozostawali w
ubraniach, to postanowili tak spędzić noc. W końcu jutro już nie było szkoły i
nie musieli czuć się wypoczęci. – Po prostu myślę o tym, że cię kocham i
postaram się moją niepewność stłumić.
– Ty niepewny? –
Przekręcił się na bok chcąc spojrzeć na chłopaka. – Może troszkę jesteś taki,
ale kiedy chodzi o nasze relacje. Wystarczy, że z czasem mi zaufasz. Natomiast
co do życia, szkoły… Richie, niepewna osoba nie zatańczy przed publicznością,
nie będzie skakać do oczu tego McPhersona, tylko skuli się w sobie i ucieknie z
podwiniętym ogonem.
– Może.
– Nie może, tylko na
pewno i nie histeryzuj, bo jeszcze nazwę cię babą.
– Wolę już tancereczką.
– Nie, wolę cię nazywać
swoim. – Złożył na jego ustach pocałunek po czym znów zgarnął go w swoje
ramiona. – Podobasz mi się taki jaki jesteś. Pragnę cię, chcę i kocham. Ja
wiem, że słowa słowami, ale z czasem to poczujesz. Śpij. – Słabość do Richiego
jest jego piętą achillesową, a chęć sprawienia, żeby chłopak był szczęśliwy,
celem. Ciekawiło go, co chłopak powie na niespodziankę w dniu urodzin. To
jeszcze kilka dni, miał czas, żeby zapiąć wszystko na ostatni guzik i sprawić
mu prezent.
– Teraz ty o czymś
myślisz.
– O tym, że czasami
dobrze ci zamknąć usta – powiedział i przykrył jego usta swoimi całując go
nieśpiesznie, samemu się sycąc smakiem warg Richiego. Lubił go całować. Fakt,
robił to ostatnio… W ogóle tego nie robił. Nic dziwnego, że coś w jego wkrótce
dziewiętnastoletnim partnerze zaczęło go gnębić. Stawiając się na jego miejscu
sam miałby obawy, kiedy jego chłopak traktowałby go jak brata, a nie swojego
faceta. – Śpij i nie myśl o głupotach. –
Przekręcił się jeszcze, żeby wyłączyć światło. Chyba spodoba mu się to wspólne
zasypianie.
Richie westchnął
ukontentowany i zapadł w głęboki, spokojny sen.
* * *
Śnił. Znów całował JD,
dotykał jego ciała, pieścił swoimi dłońmi, językiem wzbudzając coraz więcej
przeciągłych westchnień i pogrążając w pożądaniu. Marząc, tęskniąc, pragnąc
bardzo mocno. Imię JD ciągle tłukło mu się po głowie, a jego głos. Cholera,
jego głos sprawiał, że przechodziły go dreszcze. Potem rozległ się krzyk JD, a
on otworzył oczy czując, że jest bardzo podniecony. Jęknął przewracając się na
bok, ignorując wzwód i patrząc w ciemność. Głupi sen. Wszystko przez jeden
wieczór, który zawrócił mu w głowie. Nie tego po tym chłopaku się spodziewał.
Było łatwiej, kiedy mógł tylko na niego patrzeć, rozumiejąc, że nie może go
dotknąć, zbliżyć się do niego bardziej niż jak do kolegi. Tymczasem chłopak
wszystko zniszczył ujawniając się przed nim. Co ma teraz robić? Samo
wspomnienie tego jak przycisnął go do ściany, całował, sprawiało, że kręciło mu
się w głowie i pragnął go. Nigdy nie był z dziewczyną, a co dopiero z chłopakiem.
Nie wiedział jak się do tego zabrać, a instynkt sam go prowadził i gdyby nie
przystopowanie go przez JD posunąłby się bardzo daleko. Jeszcze nigdy nie był
tak podniecony jak w tamtej chwili. Nawet oglądanie porno tak go nie rozpalało.
Obecność chłopaka przy nim, dotykanie jego ciała, które bardzo mu się podobało,
możliwość wdychania jego zapachu, całowania i sama świadomość, że JD też na
niego reagował powodowała u niego wybuch wulkanu doznań, a krew zamieniała się
w lawę krążąc w jego żyłach, rozgrzewając ich obu.
Nie powinien o tym
myśleć, bo jego penis zamiast uspokoić się, coraz bardziej wypychał mu
bokserki. Casey przewrócił się na brzuch zaciskając zęby na poduszce, kiedy
otarł się kroczem o łóżko. Zrobił to ponownie, a przyjemność rozlała się w jego
podbrzuszu. Wsunął rękę pod bieliznę obejmując gorący członek. Sapnął
przesuwając dłonią po całej długości penisa. W jego głowie pojawił się obraz,
kiedy całował JD, co go jeszcze bardziej podnieciło. Przekręcił się na plecy
zsuwając trochę bokserki, żeby wyjąć penisa i ścisnął go mocno przyśpieszając
ruch ręki. Podrzucił biodrami delektując się uczuciem. Kochał być podniecony i
nie śpieszył się ku finałowi, pieszcząc siebie tak jak lubił, a wyobraźnia
galopowała. Już w niej nie widział fragmentów z gejowskich porno, tylko JD. Te
jego usta, na których zawsze widniał łobuzerki uśmieszek, szczupłe, wręcz chude
ciało, ale seksowne. Tak bardzo chciał znów go dotknąć, pocałować, czuć jego
dłonie na sobie i zrobić tak wiele rzeczy doprowadzających go do tego, by
doszedł przy nim, a najlepiej w nim.
– JD – szepnął coraz
szybciej przesuwając dłonią po pokrytej preejakulatem główce starając się być
cicho. Drugą ręką objął trzon i sunął nią po całej długości. Robił to sobie
prawie codziennie, szczególnie rano, ale jeszcze nigdy nie miał tak wielkiej
ochoty krzyknąć, kiedy zbliżał się orgazm. Czując fale przyjemności
przepływające przez niego, zamknął dłoń na główce, pracując drugą ręką, a
orgazm targnął jego ciałem, napinając wszystkie mięśnie, sprawiając, że przed
oczami zobaczył gwiazdy, gdy penis pulsował wystrzeliwując spermę do jego
dłoni.
Odurzony opadł z
powrotem na poduszki. Nawet nie zarejestrował, że kiedy dochodził uniósł tułów.
Odetchnął. Czystą ręką sięgnął po chusteczki. Wyjął kilka i doprowadził siebie
do porządku licząc, że nie pobrudził pościeli. Zawsze wszystko w jego pokoju
musiało być idealne, nawet pościel, ciągle świeża, czysta, czego nie znosił, bo
wciąż musiał na wszystko uważać. Dlatego kiedy się masturbował zawsze owijał
penisa chusteczkami, aby w nie dojść, ale dzisiaj nie zdążył. Zwykłe myśli o
pocałunku z JD doprowadziły go do końca.
Naciągnął na miejsce
bieliznę i wstał. Wyrzucił chusteczki do kosza stojącego pod biurkiem. Podszedł
do okna uchylając je, pomimo panującego na dworze zimna – w powietrzu wyczuwało
się jakby miał spaść śnieg. Jemu nie było zimno. Ciało nadal rozgrzane
uspokajało się powoli, ale dusza rozdzierała się na strzępy. Nadszedł czas,
żeby przyznał się przed samym sobą, że jest gejem. Może kiedyś przyjdzie czas, że
przestanie się z tego powodu nienawidzić. Dla JD to wszystko było takie łatwe,
w każdym razie tak sądził, ale dla niego to jak przejście przez tego Mont
Everesta, a nawet dwa.
Czytał o chłopakach,
którzy od razu siebie potrafią zaakceptować i o takich, którzy do końca życia
walczą ze sobą, żenią się z kobietami, byle tylko udawać, że są kimś innym.
Odrzucali wszystko, chodzili po psychologach, poddawali się tej chorej terapii,
której nazwy w tej chwili nie pamiętał, lecząc się. Czy on chce tego? Żyć wbrew
sobie? Czy ma na zawsze zamknąć przed sobą szansę na coś, co dla wielu ludzi
jest nienormalne, nienaturalne? Zawsze być nieszczęśliwy? Wystarczyło, że
pomyśli o tym, co było przez ostatnie cztery lata i gdy wyobraził sobie, że tak
miałoby być przez kolejne czterdzieści, to już wiedział czego chce i będzie to
miał, wystarczy, że po to sięgnie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWow wow wow
OdpowiedzUsuńTak!w końcu Casey chcę JD :')
Nie mogę doczekać się prezentu urodzinowego dla Richiego.
Rozdział wowXDjak zawszeXD
Rozdział tradycyjnie super, nic dodać nic ująć :3
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja najbardziej lubię Caseya i JD????
OdpowiedzUsuńNie tylko, ja też :D
Usuń/A
Nie tylko. ;-)
UsuńCasey u JD *^* nareszcie. Mam nadzieje, że nasz emosek szybko rozbije tą jego barierę przed zaakceptowaniem siebie ;)
OdpowiedzUsuńNo nie! Jak ja mam wytrzymać do następnego rozdziału?
/A
Ach czekałam na ten moment.
OdpowiedzUsuńprzyznam szczerze nigdy nie przepadałam za masturbacją u obu płci i ten temat trochę mnie odrzuca, ale mimo wszystko wspniale opisałaś odczucia Caseya.
Wszystko co się w nim kotłowało i musiał to z siebie wyrzucić.
Również dużym plusem są relacje Richiego i Jonna.
Ostatnia rozmowa była dla nich oczyszczająca a Jonny opowiedział o Patricku.
To może mu bardzo pomóc.
oczywiście czekam na ciąg dalszy i miłego wypoczynku.
Nie wiem czy ten tom bedzie lepszy. Jednak DJ i ten mięśniak podbili moje serducho. Dla mnie jest niemożliwym ocenić lepsze czy gorsze bo wszystkie twoje opowiadania zasługują na 1 miejsce. I w każdym jest to COŚ. Sama o tym wiesz :p
OdpowiedzUsuńWeny Lu! Bardzo kibicuje wyżej wspomnianym młodym mężczyzną. :)
Jezu ja tą kome zabije x.x mężczyznom*
UsuńKocham to opowiadanie JD i Casey to jest tak cudna para , tak samo jak reszta , ale Casey który dopiero się odkrywa jest jeżeli można to tak nazwać rozkoszny . Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńBoże, Lu. Akcja z C i JD była piękna. Serio,dawno nie czytałam Tak dobrej sceny. Oezus. Wiecjeeeeejjjj <3
OdpowiedzUsuńCudo jak wszystkie twoje opowiadania;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Martyna
Hej,
OdpowiedzUsuńoch Casey przyjechał, bał się jednak, ta rozmowa bardzo mi się posobała, uroczy taki niepewny, choć jak w szkole będzie się zachowywał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńcoś mi się tutaj pomyliło, i miał być inny komentarz... niestety obecnie czytam z małym wyprzedzeniem (ze względu, że jeszcze to, czyli czytanie po nocach daje radę), więc omyłkowo, po prostu źle popatzryłam w moim notesiku i nie ten komentarz do rozdziału napisałam...
o tak cudnie Jonnathan opowiedział o Patricu całą tą historie... no i jak widać Casey chce Jd... :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Nie ma sprawy, Basiu. Każdy się może pomylić. Dziękuję za każdy komentarz. :)
UsuńPozdrawiam serdecznie. :)