25 czerwca 2017

Pod błękitnym niebem (Buntownik 2) - Rozdział 22



 Na początek zobaczcie sobie ten filmik. Uwielbiam ich. Są niesamowitą parą, a 9 czerwca wzięli ślub. Jakub i Dawid: https://www.youtube.com/watch?v=PSGhsSj-kx4

Dawno (chyba) nie wrzucałam żadnego wstępu, ale dzisiaj jest okazja i chciałam kilka rzeczy wyjaśnić.
Po pierwsze jaka okazja. Skończyłam wreszcie pisać kolejny tom "Obrazów miłości" tak, to dobra wiadomość. Zła jest taka, że opowiadanie mam w zeszycie i nie wiem kiedy zostanie ono przepisane, później trzeba je poprawić. W ten sposób nie mam pojęcia kiedy będzie można je kupić. Mam nadzieję, że są jacyś chętni na tekst o Lucasie, przyjacielu Nico. 
Co do wyjaśnienia to "Buntownik" powoli dobiega końca i byłam pytana co dalej. Dalej tak jak pisałam publikowany będzie tekst "Szczęście od losu" oba tomy. Tak, to ten mpreg i pewnie nie wszyscy będą z tego zadowoleni z powodu tematyki. Ale może się przekonacie. Co będzie później... Tego to ja sama nie wiem. Wiem tylko, że jestem zniechęcona do prowadzenia bloga. To już trwa od kilku miesięcy. Tak też jest z pisaniem. Na dzień dzisiejszy nie piszę nic nowego. Nie wiem kiedy będę coś pisać. Czy nawet będę. Chociaż będę się starać, bo planowałam napisać dwa teksty tego lata. Jeżeli powstanie jakiś tekst i będę chciała go zarówno sprzedać jak i udostępnić na blogu to na pewno o tym napiszę. 

To na koniec jeszcze chciałam napisać, że na Beezar.pl Dream udostępniła do sprzedaży "Gówniarza", Silencio także (również na Book-self.pl) dodała kolejną część "Zemsty". Ponadto może ktoś nie wie, ale na Beezarze pojawiły się też nowi autorzy z tekstami MM takimi jak "Przyjaciele" oraz "Zostać do rana". Poszukajcie, na pewno teksty znajdziecie. Ja ze swojej strony już kończę i życzę wszystkim wspaniałych wakacji, urlopów i dużo uśmiechu. :)

Dziękuję za komentarze i zapraszam na rozdział. :)

– Miotła, czapka. Nie! To kapelusz! – krzyknęła Iwona.
– Kobieta, miotła, kapelusz – wyliczała Aneta. – Czarownica.
– Czarownice z Eastwick! – Iwona aż podskoczyła na kanapie z podekscytowania.
– Tak. – Karolina wskazała na nią palcem. – Dziewczyny górą. – Przybiła piątkę swoim towarzyszkom gry w kalambury. – Chłopaki, przegrywacie. Tra la la la.
– Siostra, nie ciesz się za wcześnie. Jeszcze mamy szansę was pokonać.
– Chyba śnisz, Szymuś. Jesteśmy w tym lepsze. – Pokazała język bratu.
Od rana siedzieli u Iwony i Anety. Pomogli dziewczynom przygotować obiad, który zjedli ze smakiem. Po nim wybrali się na długi spacer po rzeszowskim Rynku i jego okolicach. Po powrocie do mieszkania podzielili się na dwie trzyosobowe grupy, męską i żeńską, by podjąć rywalizację w grze. Kamilowi i Szymonowi bardzo miło spędzało się czas. Młodszy chłopak, wyrwawszy się z domu na kilka godzin, mógł z łatwością zapomnieć o problemach.
– Kamil, teraz twoja kolej. – Szymon poklepał partnera po plecach. – Postaraj się o to, abyśmy zgadli.
– Nie moja wina, że nie oglądacie tych samych filmów co ja. – Zarzycki stanął na środku pokoju. Doskonale wiedział, jaki film im zobrazuje za pomocą mimiki twarzy i gestów. Szymon powinien z łatwością odgadnąć jego tytuł, tym bardziej, że wczoraj go oglądali. Jako że nie było jeszcze jednej osoby, która prowadziłaby zabawę i podawała hasła, sami wymyślili swoje zasady. Dlatego teraz Kamil wziął karteczkę i zapisał na niej tytuł filmu, aby przeciwna drużyna, gdyby chciała, mogła sprawdzić, czy hasło na pewno zostało prawidłowo odgadnięte.
– No, Kamil, pokazuj – wtrącił Grzesiek. Z całej szóstki był najbardziej poważny, ale i tak doskonale się bawił.
– Już. – Uważając, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku, zaczął pokazywać kolejne elementy, które potrzebne były do odgadnięcia tytułu. Złożył ręce, jakby trzymał dziecko i zaczął je kołysać.
– Dziecko – powiedział Szymon, ale od razu zrozumiał, że się pomylił. Dlatego zaczął szukać wszystkiego, co może dotyczyć dziecka i kołysania.
– Kołyska. – Grzesiek wskazał na Kamila palcem.
Zarzycki kiwnął głową, że tak, zabierając się do pokazania następnego elementu.
– Krzyż. Kochanie, ale co wspólnego ma ze sobą krzyż i kołyska? – Szymon patrzył na to, co robi jego chłopak. Kątem oka widział, że dziewczyny już wiedzą. – Kurde, krzyż i dziecko? Pokaż coś jeszcze.
Kamil westchnął, bo co miał mu jeszcze pokazać? Dla niego to było proste. Położył się na podłodze i złożył ręce na piersi.
– Zmarły. Krzyż, zmarły i dziecko.
– Szymon, jakie dziecko. Kołyska, mówiłem – rzucił w stronę mężczyzny potencjalny szwagier. – Kołyska… A zmarły, krzyż… Zaraz, mam „Od kołyski aż po grób”.
– Nareszcie! Szymon, wczoraj oglądaliśmy ten film. – Kamil dał żółwika Grześkowi.
– To nie mogłeś pokazać grobu?
– Pokazałem.
– Udawałeś zmarłego.
– To jak inaczej mogłem pokazać grób? W dodatku miałeś krzyż. Zmarły, krzyż, grób.
– Masz inne skojarzenia niż ja.
– Dlatego przegraliście. – Karolina zaczęła tańczyć z dziewczynami.
– Następnym razem się odegramy, siostra.
– Terefere kuku – wtrąciła Iwona. – Kobiety są lepsze. O. Pogódźcie się z tym. Muszę się czegoś napić. – Ruszyła do niewielkiej kuchni pomalowanej na biało, aby w pomieszczeniu było jaśniej. Meble nie były pierwszej młodości, bo dostały je od rodziców Anety, kiedy wymieniali zestaw kuchenny na nowy. Nadal jednak były w dobrym stanie i funkcjonalne.
– Fajnie tu sobie mieszkacie – powiedział Kamil, wchodząc za dziewczyną do kuchni.
– Nie narzekamy. Też chcesz? – zapytała, nalewając Pepsi do wysokiej szklanki.
– Mhm. – Poczekał aż dziewczyna poda mu picie, po czym zapytał: – Co tam w ogóle u ciebie? Ostatnio przez telefon gadamy mało lub w ogóle.
– A co ma być? Uczymy się z Anetą, pracujemy. Mnie nawet dość dobrze idzie na studiach. Mimo tego myślałam, że kierunek weterynaryjny jest łatwiejszy.
– Nie jest. A jak z twoimi rodzicami?
– Nadal się nie odzywają. – Oparła się o blat szafki. – Nie wiem, czy się kiedykolwiek odezwą. Staram się o nich nie myśleć, bo wtedy jest ciężko. Tęsknię za nimi. Szczególnie za mamą i pogaduszkami z nią. Chciałabym, aby w końcu coś zrozumieli. Przecież nadal jestem taka sama, jaką mnie znali od zawsze. Widujesz ich. Co tam u nich?
– Myślę, że dobrze. Zazwyczaj spotykam się z nimi w sklepie, więc wiesz jak to jest. Kupią co trzeba i wychodzą. Potrzebują czasu…
– Czasu? Stara śpiewka – prychnęła Iwona. – Ten czas mają od wielu tygodni i nic. Kiedy do nich dzwonię, mama rozłącza się. Mówię ci, Kamil, jest kiepsko. Na szczęście mam Anetę, jej rodziców i was. – Odstawiła prawie pełną szklankę. Wyciągnęła ręce. – Przytulisz mnie?
Uśmiechnął się i podszedł do drobniejszej od niego dziewczyny. Objął ją.
– Zawsze wierzyłem w magiczne słowa. Wiesz jakie.
– Wszystko będzie dobrze. – Położyła głowę na jego ramieniu. – Chcę w to wierzyć, Kamilku.
– To uwierz.
– A ty nadal wierzysz w te słowa?
Zawahał się, zanim jej odpowiedział.
– Tak. – Pocałował ją w bok głowy. – Wierzę. Przez chwilę nie potrafiłem w nie uwierzyć, ale teraz wiele się zmieniło.
– Zostawić was samych, a wy mi tu jakieś romanse odprawiacie – powiedział Szymon.
– Muszę w końcu sprawić, abyś był o mnie zazdrosny. – Kamil posłał partnerowi zadziorny uśmieszek.
– Jestem zazdrosny. Zawsze i wszędzie, ale w granicach rozsądku oczywiście. – Zbliżył się do nich i objął dwójkę bliskich mu osób.
– O, uścisk grupowy. – Karolina dopadła do trójki i też się przytuliła.
– Udusicie mnie. – Iwona z trudem uwolniła się z mocnego uścisku. – Wystarczy czułości. Podam wam deser. Zrobiłam tęczową galaretkę. – Otworzyła lodówkę i z pomocą Karoliny zaczęła wyjmować pucharki z galaretką i bitą śmietaną. Ustawiały je na tacy, którą Bieńkowska zabrała do pokoju.
– To tak na naszą cześć? – zapytał Kamil, jedną ręką obejmując w pasie Szymona.
– Pfi, za dobrze by wam było, chłopaki.
– Poczekaj. – Szymon zatrzymał Kamila, zanim ten wyszedł za Iwoną.
– Co?
– No co, co? Chcę cię pocałować. – Położył dłoń na policzku partnera.
– To na co czeka… – Reszta słowa utonęła w ustach Bieńkowskiego, kiedy nakrył swoimi wargami jego, całując go spokojnie, z wyczuciem i miłością.
Kamil przyciągnął mężczyznę do siebie stęskniony jego bliskości. Oddał pocałunek, pieszcząc ochoczo wargi partnera. Powoli zatracając się w subtelnej pieszczocie, pragnął ją pogłębić. Objął go rękoma wokół szyi i głaszcząc palcami skórę tuż przy linii włosów, rozdzielił wargi kochanka, wsuwając język do jego ust.
Szymon zamruczał zadowolony, opierając Kamila o lodówkę. Gdyby byli sami, mógłby go rozebrać i kochać się z nim na stojąco. Pragnął go. Ostatnie dni nie pomagały w spełnianiu erotycznych fantazji. Dlatego tak bardzo cieszył się, że wkrótce będzie mógł mieć Kamila wyłącznie dla siebie, spełniając najskrytsze z pragnień.
– Lepiej na tym poprzestańmy, bo jeszcze chwila i nie będę zwracał uwagi na to, że za ścianą są ludzie – wyszeptał Bieńkowski, wciąż z ustami przy ustach partnera. – Nie brakuje ci tego? – Polizał koniuszkiem języka dolną wargę chłopaka.
– A jak myślisz?
Szymon uśmiechnął się. Oczy mu przy tym błyszczały z zadowolenia i potrzeb, które wkrótce zamierzał spełnić.
– Dzisiaj Karolina i Grzesiek wybywają z domu. Mikołaj zabiera dzieciaki, a wieczorem rodzice wyjeżdżają do sanatorium. Zostanie tylko Konrad.
 Przyjdę – szepnął Kamil. Już chciał tej nocy. Teraz będzie jej z napięciem oczekiwał, wiedząc, co się wydarzy. – Chcę cię dzisiaj mieć pod sobą. – Wsunął palce we włosy Szymona, patrząc mu w oczy. – Tak dawno cię nie miałem.
Serce Bieńkowskiego z ekscytacji opuściło na moment jedno bicie. Tak, chciał tego. Rzadko się oddawał dawnym kochankom. Nie robił tego prawie wcale, za to kiedy z Kamilem połączyło go uczucie, chciał być jego w każdy możliwy sposób. Z początku wstydził się tej swojej strony, która ujawniała się, kiedy był brany przez kochanka, lecz teraz z tym właśnie chłopakiem pragnął dzielić wszystko bez oporów. 
– To przyjdź i zostań ze mną na jakiś czas. Będziemy mieć dom dla siebie przez dwa tygodnie.
– Przyjemna wizja. Pomieszkamy sobie razem. A na razie chodź na tę galaretkę, bo wszystko nam zjedzą. – Przytulił się jeszcze do Szymona, by w końcu go puścić.
Wrócili do pokoju, trzymając się za ręce, a czwórka osób spojrzała na nich z ciekawością.
– No już się wymizialiście? – zapytała wprost Karolina.
– Jeszcze nie, ale może wkrótce. – Szymon spojrzał na partnera, głaszcząc kciukiem jego dłoń.
– To warto za to wypić. – Aneta nalała soku do literatek, a potem wlała do tego wódkę. Tylko Szymonowi i Grześkowi, którzy byli kierowcami, nie dodawała alkoholu. Rozdała napoje i na końcu wzięła swój. – To co, za tę gorącą noc i za nas.
– Za nas – odpowiedziało wesoło towarzystwo.

*

Dwie godziny później pożegnali się z Iwoną i Anetą. Karolina obiecała, że jak tylko w wakacje wróci do domu, na pewno odwiedzi dziewczyny. Kamil został wyściskany przez Iwonę. Szymon ucałował dziewczyny i po chwili czwórka osób udała się na parking. Jak zwykle w mieście nie mogli zaparkować pod samym blokiem, ale udało im się znaleźć wolne miejsce kilkanaście metrów stąd, pod sklepem, który dzisiaj był nieczynny.
– My wracamy do domu – powiedziała Karolina. – Chcę jeszcze chwilę spędzić z rodzicami. Pewnie jak wrócicie, nas już nie będzie.
– Wybacz, siostra, ale obiecałem Darkowi i Wiki, że wpadniemy na trochę. I tak z powodu dziecka nie będziemy tam długo siedzieć, bo wiadomo jak to jest.
– Pewnie. Pozdrów ich ode mnie. Gdybyśmy jutro nie zaczynali zajęć, to chętnie wpadłabym do Wiki, aby zobaczyć maleństwo.
Dotarli do swoich samochodów. Karolina objęła brata.
– Będę za tobą tęsknić. Sprawuj się dobrze, aby Kamil był z ciebie zadowolony.
– A kto ci kazał podjąć studia tak daleko od domu? Tylko tęsknisz.
– Przez chwilę. Potem wpadam w wir nauki, pracy i życia. – Kamila również objęła. – Mam nadzieję, że będziesz z mojego brata zadowolony. Kocha cię – szepnęła mu na ucho.
– Wiem. Ja jego też. – Obdarzył partnera ciepłym spojrzeniem. – A ty, wariatko, bądź miła dla Grześka. Spoko chłopak.
– Wiem. – Zamrugała szybko powiekami, chcąc odgonić łzy. Nie lubiła pożegnań. – Grześ to najlepsze, co mnie spotkało. – Chwyciła dłoń swojego chłopaka. – Zbieramy się.
– Zadzwoń, jak dojedziecie do domu, a potem do Torunia.
– Pewnie. Zawsze dzwonię. Cześć.
– Cześć, chłopaki. – Blondyn podał rękę Szymonowi i Kamilowi.
– Trzymajcie się. I Grzesiek, jak Karola wejdzie ci za skórę, to dzwoń, coś na to poradzimy. Znam swoją siostrę od jej urodzenia, wiem jaka jest. – Puścił oczko obruszonej dziewczynie.
– Będę pamiętał. Nara.
Szymon z Kamilem odprowadzili parę wzrokiem. Karolina dalej kuśtykała, ale teraz już tego nie zauważali. Pomachali im, kiedy odjeżdżali. Dlatego właśnie każdy przyjechał swoim samochodem. Już wybierając się do znajomych wiedzieli, że Szymon z Kamilem zostaną w Rzeszowie na dłużej.
– To co, zbieramy się do Darka.
– Mhm. Wiesz co? Jak twoja siostra wyjeżdża, robi się taki błogi spokój. – Wsiadł do samochodu.
Bieńkowski zaśmiał się.
– Wiem coś o tym. – Włożył kluczyk do stacyjki.
Piętnaście minut później wjechali windą na piętro, na którym znajdowało się mieszkanie przyjaciół Szymona. Nie zdążyli zadzwonić do mieszkania, bo Darek otworzył drzwi.
– Miałem wyczucie – powiedział, witając się z nimi.
– Jak zawsze. – Szymon przepuścił Kamila pierwszego. – Cześć, Wiki.
– Hej, chłopaki. – Wiktoria została przez nich pocałowana w policzek. – Dobrze was znów widzieć razem. Pewnie chcecie zobaczyć małą. Obudziła się niedawno.
Kamil nie chciał, jakoś mu się do tego nie śpieszyło, ale poszedł za kobietą i Szymonem. Jego partner wyglądał na podekscytowanego. Weszli do dziecięcego pokoju urządzonego niczym z bajki dla księżniczek. Wszędzie wokół znajdowały się zabawki, a wśród nich misie i króliczki. Po lewej znajdowała się szafa i komódka, na której leżało opakowanie pieluch. Natomiast po drugiej stronie stała najprawdziwsza kołyska, ręcznie wykonana, rzeźbiona. W niej leżało niemowlę i machało rączkami.
– Hej, Kasiu. Wujkowie przyjechali. Tak, moja maleńka. Polubisz ich. – Wiktoria pogłaskała córeczkę po zaciśniętej piąstce.
– Mogę wziąć ją na ręce? – zapytał Szymon.
– Tak. – Kobieta włożył rękę pod główkę dziecka i powoli uniosła małą. Podeszła do Szymona. – Uważaj na jej główkę. Połóż ją sobie na ręce.
Bieńkowski, rozumiejąc troskę matki, nie powiedział, że wie jak zajmować się dziećmi. Przecież prawie uczestniczył w wychowaniu Eweliny, kiedy jeszcze Mikołaj i Agata mieszkali z nimi po ślubie. Potem nie szczędził też pomocy w opiekowaniu się Mateuszem. Zresztą Pawełkiem także się nieraz zajmował.
Kamil obserwował jak jego partner trzyma tak maleńkie dziecko. On doskonale znał jego pragnienia. Szymon cierpiał, że nie będzie mógł mieć własnego dziecka. Dlatego tak bardzo starał się mieć kontakt z pociechami z rodziny. Musiał przyznać, że Szymek z dzieckiem na rękach wyglądał jak prawdziwy ojciec. On jakoś nie widział siebie w tej roli. Dlatego teraz stał trochę z tyłu, woląc mimo wszystko trzymać się z daleka.
 Wiem, że jeszcze nie rozumiesz, bo niedawno się urodziłaś, ale w przyszłości będę zabierać cię na spacery. Pokażę ci konie, a jak dorośniesz, to nauczę cię jeździć. Byle nie na motorze. I trzymaj się z daleka od facetów na motorach. Najlepiej od każdego faceta.
– Popieram Szymona – wtrącił Darek.
– Tak, będziesz ją trzymał zamkniętą w domu do trzydziestki. – Wiki trąciła łokciem męża.
– Przecież wiem co faceci, a nawet już chłopcy myślą o pewnych sprawach, więc żadnemu nie pozwolę się zbliżyć do mojej córeczki nawet do jej czterdziestki.
– Spokojnie, nie słuchaj, co tatuś mówi. – Wiki nachyliła się do maleństwa. – Wujek zresztą też. Nie wszyscy mężczyźni myślą tylko o jednym. – Obejrzała się na Kamila. – Chcesz ją potrzymać?
– E… Nie. Jeszcze bym ją upuścił albo co.
– Kamil woli się trzymać od dzieci z daleka – wyjaśnił Szymon, nie zamierzając zmuszać go do wzięcia Kasi na ręce. – Śliczna jest. Gratuluję wam. Kiedy chrzciny?
– Planujemy w czerwcu, kiedy mój brat wróci z zagranicy – odpowiedziała Wiktoria, biorąc córeczkę od przyjaciela. – Idźcie do pokoju. Tam czeka na was ciasto. Zaraz zrobię kawę, tylko położę małą.
– Nie śpiesz się, ja zrobię kawę. – Dariusz ucałował żonę w czoło, po czym zaprowadził przyjaciół do salonu, który już nie był tak pusty, kiedy Kamil był tutaj pierwszy raz.
– To dla nas? – zapytał Szymon, wskazując na tort. Usiadł na wygodnej kanapie, kładąc rękę na oparcie, gdy blisko niego miejsce zajął Kamil.
– Po części. Wiktoria wypróbowywała nowy przepis na tort orzechowy.
– Uznałam, że to będzie doskonała okazja, aby z niego skorzystać. Darek, miałeś zrobić kawę. – Wzięła talerzyk, by położyć na nim kawałek tortu.
– Już się robi.
– Cieszę się, że wpadliście – powiedziała kobieta, nakładając ciasto. – Ostatnio mam mało towarzystwa. Ciągle tylko pieluchy, pranie, posypki, pudry, kremy, znów pieluchy. Nie narzekam, bo kocham córeczkę, ale wiecie, że jestem stadną kobietą i lubię mieć ludzi wokół siebie. Wczoraj wpadła moja koleżanka, to posiedziałyśmy chwilę, ale zaraz musiała lecieć, bo też ma obowiązki. Częstujcie się.
 Ale nie siedzisz cały czas zamknięta w domu? – zainteresował się Szymon, który palcami lekko gładził szyję Kamila.
– Nie. Jak Darek nie ma zgrupowania, to zostaje z małą, a ja wybieram się na długie spacery. Mama nam dużo pomaga. Ale ja tu mówię cały czas o sobie, a co tam u was? – Usiadła w fotelu naprzeciwko nich.
– U nas dobrze. – Kamil położył dłoń na udzie partnera. – W końcu wyjaśniliśmy sobie wszystko i budujemy związek od nowa.
– Cieszę się.
– Jest i kawa. – Darek postawił tacę na stoliku. – Dla ciebie oczywiście sok – zwrócił się do żony. – Co tam w ogóle u was?
– Chwilę temu właśnie ich o to zapytałam. Opowiadajcie, co u was, u Karoliny, waszej rodziny. Jak Jabłonkowo na was reaguje? Nadal jest dobrze? W ogóle to czytałam, że ktoś z Zydla został aresztowany. Słyszeliście o tym? Złapali jakąś szajkę, która wzięła się za handel narkotykami.
– Między innymi aresztowano mojego kuzyna – odparł Kamil, biorąc się za ciasto. Nie potrafił sobie tego odmówić. – Miał kontakty z tymi handlarzami i w domu coś przy nim znaleziono. Chyba pójdzie siedzieć, bo co innego może go czekać.
– A to zależy co przy nim znaleźli. – Darek posłodził sobie kawę. – Jeśli towaru nie było dużo lub tylko parę tabletek amfetaminy,  to wątpię, aby dostał wyrok większy niż tylko prace społeczne. Szczególnie, jeżeli będzie zeznawać przeciw tej grupie. Dla sądu to ma znaczenie, dlatego mogą go łagodnie potraktować. No, chyba że to było jednak coś większego, wtedy możliwe, że nie uniknie więzienia.
– No właśnie, jeszcze nic nie wiemy. Teraz był długi weekend. Mój wujek też się niewiele dowiedział. Trzeba czekać.
– Darek, ty się orientujesz w tych pracach społecznych i tak dalej – Szymon pochylił się w stronę mężczyzny, kładąc łokcie na kolanach. – Czy ktoś taki jak ja może gdzieś zgłosić, że potrzebuje kogoś do takiej pracy? Żeby ktoś taki jak kuzyn Kamila odbył karę u mnie.
Zarzycki natychmiast wbił wzrok z partnera.
– O czym ty mówisz?
– Na razie myślę.
– Niby tak. Nie jesteś prywatnym człowiekiem. Prowadzisz stadninę i nie tylko robisz to dla przyjemności. Masz pracowników, do tego prowadzisz hipoterapię… Hm. Chyba wiem, o co ci chodzi. Mogę się jutro tego dowiedzieć. Zadzwonię do siostry i mi wszystko powie.
– Liczę na ciebie.
– Ale o co biega? – dopytywał Kamil, niczego nie rozumiejąc.
– Jak się uda i Paweł dostanie tylko prace społeczne, będę chciał go wziąć do siebie. Twój wujek będzie zadowolony i będzie mi winien przysługę za to, że nie wysłano jego synalka w gorsze miejsce.
– Przysługę? – Kamil nie odrywał spojrzenia od partnera.
– Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu, skarbie. – Zadowolony z siebie Bieńkowski wziął do ręki talerzyk z kawałkiem tortu. – Myślę nad tym od jakiegoś czasu i wydaje mi się, że to dobry pomysł. Wyjaśnię ci w samochodzie. – Skosztował ciasta. – Wiki, to jest pyszne.
– Dzięki.
Kamil zmarszczył brwi, zastanawiając się, co kombinuje jego partner. Postanowił, że na razie da mu spokój, ale w samochodzie wypyta go o wszystko. Na razie także zajął się swoim kawałkiem ciasta, słuchając Wiktorii, która nie przestawała mówić. Jemu było to na rękę, bo nie musiał się odzywać. Poprosił nawet o dokładkę tortu, nie przejmując się jak inni kaloriami. W nocy zamierzał wszystkie spalić.

18 czerwca 2017

Pod błękitnym niebem (Buntownik 2) - Rozdział 21



Niedzielnego poranka w domu Bieńkowskich nie można było nazwać spokojnym. Dzieci biegały po domu, szczególnie po kuchni, pies dokazywał razem z nimi, a koty skakały po szafkach, chcąc obserwować wszystko z góry. Konrad próbował uspokoić całe towarzystwo. Szymon z Pawełkiem na rękach śmiał się ze swoich wygłupiających się bratanków, a Basia próbowała przygotować śniadanie. Musiała się sporo namęczyć, aby każdemu podać coś, co będzie mu smakowało. Ojca rodziny nie było, bo zjadł wcześnie rano i poszedł do kościoła na poranną mszę.
– Siadajcie w końcu. Ewelina, Mateusz, jazda myć ręce i siadać mi do stołu.
– Dobrze, babciu. Ares, idziemy umyć łapy – zawołała Ewelina, najbardziej rozszalała z całego towarzystwa.
– Daj psu spokój. On nie musi myć łap.
– Wiem, babciu. – Razem z bratem pobiegła do łazienki.
– Szymon, daj mi małego i zjedz w spokoju, a ja go nakarmię. – Basia wzięła od syna najmłodszego wnuka. – O której ma przyjechać Karolina?
– Nie wiem. Mówiła, że na pewno będzie przed obiadem. – Szymek usiadł obok Konrada. – Podobno jadą samochodem.
– Sądzisz, że ta niespodzianka to jakaś dziewczyna czy facet? – zapytał Konrad, kończąc swoją porcję jajecznicy.
– Podejrzewam to drugie. Wkurza mnie, że nie powiedziała tego, z kim przyjedzie. Mamo, przygotowałaś gościnny pokój?
– Tak – odpowiedziała Basia, karmiąc najmłodszego, prawie dwuletniego wnuka. – No, jesteście? – dodała, kiedy Ewelina i Mateusz wrócili do kuchni. – Już chciałam posłać za wami ekipę poszukiwawczą. Kąpaliście się czy jak?
– Mama zawsze powtarza, że ręce trzeba myć dokładnie. – Ewelina odrzuciła na plecy długi warkocz. Zdmuchnęła z czoła blond grzywkę, którą z rana babcia chciała jej upiąć spinką, by jej nie przeszkadzała, ale dziewczynka się na to nie zgodziła.
– Bardzo dobrze. Tylko jajecznica wychłodnie, a zimnej nie lubicie.
– Nikt nie lubi zimnej – wtrącił małomówny i nieśmiały Mateusz.
Reszta śniadania również nie przebiegła spokojnie, bo Ewelina cały czas mówiła i przegadywała się z Konradem, który sobie z niej żartował. Nawet Mateusz włączył się do rozmowy. W tym czasie do domu wrócił Mariusz, już od progu dzieląc się z wszystkimi nowinami, że były zapowiedzi ślubne Bernadetty Kaweckiej. Konrad omal się przez to nie udławił kawałkiem chleba.
– Ale jak to bierze ślub? Z kim?
– Z jakimś Andrzejem. Nie jest stąd. Podobno pochodzi z Zydla. Ludzie gadają, że wychodzi za mąż, bo chodzą słuchy, że jest w ciąży. Dawno jej nie widziałem, ale podobno już brzuch dobrze jej widać.
– W sumie też jej dawno nie widziałem – burknął Konrad. – Chyba jej nie ma w Jabłonkowie.
– Może mieszka u tego narzeczonego – rzuciła Basia, zaczynając sprzątać po śniadaniu.
Konrad dziwnie się czuł z tą wiadomością. Dość długo chodził z Bernatą i mimo że traktowała go jak gówno, to w tamtym czasie ją kochał.
– Dobrze, że nie wpadła z tobą – szepnął mu na ucho Szymon. Ale zrobił to na tyle głośno, że usłyszała to Ewelina.
– Nich mi ktoś powie, dlaczego ktoś wychodzi za mąż, jak „wpadnie”. Czy jak ja wpadnę do jakiegoś dołka, też będę musiała wziąć ślub? – Pytanie siedmioletniej dziewczynki wprawiło całą rodzinę w śmiech. Basia musiała jej wytłumaczyć, że nawet jakby wpadła do dołka, to za mąż nie musi wychodzić, bo jest za mała. Na tę wiadomość Ewelina odetchnęła z ulgą. – To dobrze, bo już się bałam.
Kolejne godziny Szymon spędził w stajni wraz z ojcem. Nadal ze sobą nie rozmawiali. Obydwu ta sytuacja zaczęła przeszkadzać, jednak uparty syn nie zamierzał niczego zmieniać. Dochodziło południe, kiedy ukończyli pracę i wypuścili konie na padok, by te się popasły. Trawa była już zielona, duża, więc zwierzęta miały z czego korzystać. Po tym jak mężczyźni się umyli, pomogli Basi przy przygotowywaniu obiadu i opiece nad dziećmi. Później Szymon z Konradem pojechali do Kaliny po dziewczynę młodszego z braci.
Justyna okazała się być niezwykle chudą, nieśmiałą dziewczyną o kasztanowych włosach. Gdyby Szymek nie wiedział, że dziewczyna ma naturalnie taką budowę ciała, mógłby pomyśleć, że jest na coś chora. Na szczęście Konrad poinformował go wcześniej, że Justynce nic nie jest, a po prostu taka budowa – tak zwanego szkieletora – to u nich rodzinne. Dziewczyna chciałaby przytyć, jednak za nic w świecie jej się to nie udawało. Czasami bolało ją to, gdy ludzie pytali się jej czy jest zdrowa, czy nie jest anorektyczką, a może potrzebuje pomocy. Nie znaczyło to, że ze swoją drobną budową wyglądała brzydko. Była naprawdę śliczną nastolatką, z piegami na nosie, niebieskimi, dużymi oczami i wiecznymi rumieńcami na policzkach, które pojawiały się, kiedy coś ją zawstydziło.
Podobała się Szymonowi. Szczególnie jeśli chodziło o charakter Justyny. Bardzo popierał wybór brata. Już po jej poznaniu, w ciągu kilku minut zorientował się, że dobrze traktowała Konrada, z szacunkiem. Nie tak jak robiła to Bernata, której egoistyczny charakter sprawiał, że liczyły się tylko jej potrzeby i nikogo więcej. Justyna była jej całkowitym przeciwieństwem.
Po tym jak przywiózł parę do domu, skontaktował się z Kamilem by się upewnić, czy chłopak przyjdzie na obiad. Chciał go mieć przy sobie na spotkaniu rodzinnym, tym bardziej, że byli parą.

*

Karolina i jej niespodzianka przyjechali koło trzynastej. Dzieciaki akurat szalały z psem na dworze, pilnowane przez Konrada. Niedaleko stał Szymon z Kamilem i Justyną. O dziwo dziewczyna zaczęła dogadywać się z Zarzyckim. Nie onieśmielał jej tak jak starszy brat jej chłopaka. Poza tym okazało się, że siostra Justynki doskonale zna kuzynów Kamila, a nawet mieszka z mężem obok nich, i tym sposobem temat od razu zszedł na Pawła. To, czego się chłopak dowiedział, mogło zmienić stosunki panujące pomiędzy Pawłem a rodzicami. Martwił się, jak to przyjmą babka z dziadkiem. W sumie dlatego zrezygnował z wcześniejszych planów, które miał wobec paczki kuzyna. Nimi jednak postanowił martwić się później, bo na podwórko wjechała srebrna Skoda Octavia. Z zaciekawieniem obserwował wysiadającego z niej blondyna. Chłopak był wysoki, mocnej budowy, szeroki w ramionach i wąski w biodrach. Kamil w myślach śmiało nazwał go „ciachem”. Dawniej chętnie zainteresowałby się kimś takim.
– Hej ludziska. – Karolina podeszła do mamy, obejmując ją mocno. – Mamuś, stęskniłam się.
– Ja za tobą też. Przedstawisz nas?
– Oj tak. To jest Grzesiek. – Wzięła swojego chłopaka za rękę. – Jak widzicie, jesteśmy razem i to już od trzech miesięcy. Poznaliśmy się na wyjeździe. Też studiuje archeologię, ale jest dwa lata wyżej. To fajny chłopak, no – zakończyła dosyć kulawo. Pierwszy raz przedstawia rodzinie swojego chłopaka. Nic dziwnego, bo poza Arturem nikogo nie miała. – No, a to jest moja mama, tata, mój brat Konrad i…
– Moja dziewczyna, Justyna.
– Cześć. – Karolina wyciągnęła rękę do dziewczyny. – Miło cię poznać. Mam nadzieję, że będziemy miały okazję pogadać.
– Zagada cię na śmierć – rzucił do Justyny Kamil, obserwując z błyskiem w oku pannę Bieńkowską.
– Mam cię strzelić?
– Karolinko, nie boję się ciebie.
– Jeszcze zobaczymy. Grzesiu, to jest właśnie Kamil i mój brat Szymon. Jak ci mówiłam, są parą. A te szkraby to Ewelinka i Mateusz, dzieci mojego najstarszego brata Mikołaja. – Widząc minę chłopaka, uśmiechnęła się do niego. – Nie martw się, wszystkich poznasz i zapamiętasz.
– Mam nadzieję. Hej. – Grzegorz wyciągnął rękę do męskiej części rodziny, witając się z każdym z osobna. Potem otworzył tylne drzwi samochodu. Stamtąd wyciągnął bukiet kwiatów. Wyjął z niego białą różę, którą podał Justynie. Bukiet natomiast podarował mamie swojej dziewczyny, zamieniając z nią kilka słów.
– Romantyk – szepnął Kamil do Szymona. – Ty mi nigdy nie dałeś kwiatów.
– Jutro kupię ci wielki bukiet. – Puścił oczko Zarzyckiemu. Już widział minę Kamila, kiedy faktycznie spełniłby tę obietnicę. Ledwie powstrzymał się, by na to wyobrażenie nie parsknąć śmiechem.
– Dobrze, to zapraszam wszystkich na obiad. – Basia zadowolona ze spotkania rodzinnego pławiła się w szczęściu.
– Ale najpierw myjemy ręce – zarządziła Ewelina, pierwsza wpadając do przedpokoju.
Szymon zatrzymał na dworze Kamila. Obaj stali w słońcu, które przyjemnie grzało. Zapowiadał się pogodny długi weekend.
– Powiesz rodzinie, że Paweł został wczoraj aresztowany?
– Tak. Ale boję się reakcji babci. Zadzwonię po obiedzie do Piotra, żeby się upewnić, czy to prawda. – Podobno wczoraj wieczorem pod dom Dutkiewiczów przyjechała policja i chwilę później wyprowadzono z niego skutego Pawła. Jego matka lamentowała, a ojciec przeklinał policjantów i tylko cudem nie podzielił losu syna. Z tego co mówiła Justyna, wynikało, że została wyłapana cała grupa Gargamela, w tym jego brat Maciej, u którego znaleziono pokaźną porcję narkotyków.
– Musieli być obserwowani.
– Na pewno. W tym wypadku nawet moje doniesienie, że coś tam podejrzewam, niewiele by wniosło. A jeszcze mógłbym się w coś wpakować. Obawiam się, że dziadkowie obwinialiby mnie o aresztowanie Pawła. Mimo wszystko zależy im na wnukach. Mają tylko naszą trójkę.
– A ja mam ciebie jednego i mi wystarczysz. – Pocałował policzek Kamila, po czym pociągnął go do domu. – Chodźmy jeść, bo głodomory opędzlują nam wszystko.
– Kto tu jest głodomorem, to jest.
Podczas obiadu, który podano w salonie przy dużym stole, Karolina z Grzegorzem opowiadali, gdzie się poznali. Oboje zafascynowani archeologią na przemian przekazywali wszystko to, co zostało odkryte i z radością mówili, że w Polsce jest wiele miejsc, które posiadają swoje tajemnice z przeszłości.
– Można odkryć prawdziwe perełki – mówił Grzegorz. – Czasami, kiedy buduje się gazociągi, budynki i tak dalej można zniszczyć wiele rzeczy. Nie wszystko się zauważy. Ale podczas wielu robót natrafia się na prawdziwe skarby. Ostatnio znaleziono wielki słój szesnastowiecznych monet.
– Fascynujące odkrycie – włączyła się Karolina – bo wraz z tymi monetami dokopano się do trzech szkieletów…
– Stop, nie przy obiedzie – zarządziła Basia, posyłając córce wiele mówiące spojrzenie. Karolina już przez telefon opowiadała jej o szkieletach dzieci z szesnastego wieku, które znaleziono. Uważała, że mówienie przy jedzeniu o pewnych sprawach jest niesmaczne. Szczególnie kiedy obok siedzą dzieci, które niby nie słuchały, a i tak wszystko słyszały.
– Ekscytujemy się tym, bo to wspaniałe i pełne zagadek odkrycie. Ale dobra, już milczymy – powiedziała dziewczyna, zabierając się za wyśmienitą pieczeń swojej mamy.

*

Po obiedzie Kamil wyszedł na dwór, aby zadzwonić do kuzyna, który potwierdził, że Pawła aresztowano. Chłopak po tym telefonie stał oparty o wiśnię, zastanawiając się, czy w ogóle mówić o tym rodzinie, a jeżeli tak, to w jaki sposób?
Dołączył do niego Szymon, podając mu szklankę soku pomarańczowego. Przez chwilę obaj nic nie mówili, patrząc na leżącego na schodach Aresa. Dopiero po dłuższym czasie Zarzycki przerwał milczenie.
– Będę musiał zaraz wracać. Powiem im. Piotrek potwierdził, że przy Pawle coś znaleziono i może mieć poważne kłopoty. Więcej nie wiedzą, bo adwokat dopiero ma się z spotkać chłopakiem i z prokuratorem czy kimś tam.
– Myślisz, że pozwolą mu wyjść?
– Wątpię. Najwyżej posiedzi. Zależy co i ile znaleziono. Ale może go czekać kilka lat odsiadki. Doigrał się – prychnął. – Zawsze najmądrzejszy, najlepszy. Ale wiesz co?
– Co?
– Wujek dostał kopa za to, że chce nam bruździć. Synalek siedzi w areszcie, a taki był z niego dumny. – Dopił do końca sok. Oddał szklankę partnerowi. – Przeproś rodzinę, ale muszę pogadać ze swoją.
– Wiem. Martwisz się. – Objął go jedną ręką wokół pasa, przyglądając się twarzy Kamila. – Widać to po tobie. Przez cały obiad byłeś małomówny.
– Wystarczyło, że Karolina i ten jej facet ciągle gadali. A swoją drogą sądzisz, że będzie coś z tego?
– Okaże się. Pewnie sami jeszcze tego nie wiedzą. Chociaż ten Grzesiek chyba czuje się przytłoczony taką liczbą osób. Podobno pochodzi z małej rodziny. Za to Justyna dobrze sobie radzi.
– Mhm. Fajna z niej dziewucha. No, lecę. – Pocałował kącik ust Szymka. – Zobaczymy się jutro, co?
– Tak. Pobędę z rodzinką. Ale jak coś, to dzwoń lub wpadaj. – Pożegnał się jeszcze z nim.
Akurat kiedy Kamil miał odejść, na dwór wypadła Ewelina.
– Wujku Kamilu, już idziesz? A przyjdziesz jeszcze? – Złapała chłopaka za rękę. – Wiem, że lubisz wujka Szymona. W sumie obiecałam wujkowi, że jak dorosnę, wyjdę za niego, bo jestem jego księżniczką, ale chyba poszukam sobie narzeczonego w swoim wieku. A wujek może być twój.
Szymon roześmiał się. Kochał swoją chrześnicę. Była bardzo mądra i dużo już wiedziała na pewne tematy. W sumie Agata z Mikołajem od małego uczyli ją, że czasami panie lub panowie są ze sobą razem, bo się kochają i nie ma w tym nic złego. Dlatego dla niej było to tak normalne jak związek jej mamy i taty.
– Dobra, księżniczko ty moja, daj wujkowi spokój. Jutro przyjdzie z Milagros, to wszyscy pójdziemy na spacer.
– Jej! – wykrzyknęła. – To idę do domu. – Ucieszona pobiegła do budynku.
– A ty mówisz, że dzieci są be – zwrócił się do Kamila.
– Bo są. Ona i jej brat to wyjątki. Nara. – Złapał jeszcze Szymona za koszulę, przyciągając go do siebie na pożegnalny pocałunek. – Do zobaczenia. – Puścił go równie szybko, woląc tego nie przeciągać, bo jeszcze chwila i nigdzie by nie poszedł. Za dobrze mu było przy Szymonie. Mógłby się z nim nie rozstawać, jednak czekał go przykry obowiązek poinformowania rodziny o Pawle. A może już wiedzieli. Tak by było najlepiej.
Rodzinę zastał w kuchni. Bez ojca, który nawet w niedzielę poszedł się gdzieś szlajać. Dziadek obgryzał udko z kurczaka, mama dolewała mu kompotu, a babcia próbowała wcisnąć Kamilowi jedzenie, jak ten tylko pojawił się w progu.
– Babciu, dopiero wróciłem z obiadu. Nie jestem głodny.
– To będziesz miał na jutro udko albo zjesz je na kolację. Tylko odgrzejesz sobie.
– Nikt do was nie dzwonił?
– A kto miał dzwonić? – Stanisław położył kość na talerzu. – Zośka, to możesz wyrzucić, a to będzie dla Milagros. – Wskazał na skórę z kurczaka. Nie lubił jej tak samo jak Kamil.
– Bo… – zawahał co do tego, czy powinien to mówić, jednak uznał, że nie ma innego wyjścia. – Gadałem z Piotrkiem. Aresztowano Pawła.
– Jak to aresztowano? – Babcia Zosia aż usiadła z wrażenia. – Co ty gadasz?
– Ostatnio zadawał się z podejrzaną grupą. Wiecie, mówiłem wam o tym. No i okazało się, że handlowali narkotykami. Chyba, bo coś u jednego z nich znaleźli. Możliwe, że cała grupa od jakiegoś czasu była śledzona.
– Wiedziałem, że się chłopak w końcu doigra. Wiedziałem. Od dziecka był taki, że wpakowywał się w kłopoty i nie potrafił zadawać się z porządnymi ludźmi. Co ci jeszcze Piotrek powiedział?
– Sami niewiele wiedzą. W każdym razie ciotka chodzi i płacze, a wujek jest wściekły. Powiedział, że zabije gówniarza.
– Takiego se wychował, więc takiego ma. – Babcia zaczęła zbierać brudne talerze ze stołu. – Nie może mieć do nikogo pretensji. Zawsze pozwalał synom robić co chcą i wchodzić sobie na głowę. Palcem nie kiwnę, żeby im pomóc. – Położyła naczynia w zlewie, po czym sięgnęła do szafki, w której trzymała zioła, herbaty i kawę szczelnie pozamykane w słoiczkach. Wyjęła melisę, by sobie zapatrzyć. – Może i dobrze się stało. Paweł dostanie nauczkę.
Kamil nie chciał jej mówić, że więzienie niewielu zmienia na lepsze. Chociaż zdarzają się wyjątki.

*

Dzień później już całe Jabłonkowo wiedziało, że wnuk Zofii i Stanisława Dutkiewiczów został aresztowany, bo znaleziono przy nim narkotyki. Wieś wrzała. Roznosiły się coraz to nowsze plotki, przy czym każdy dodawał coś od siebie i wiadomość rosła do tego stopnia, że wkrótce ludzie zaczęli mówić o tym, jak to Paweł dostał dwadzieścia lat odsiadki za handel kokainą. Najbardziej wiarygodną wersją, o której dowiedział się Kamil, była ta, że przy chłopaku znaleziono parę pigułek amfetaminy, którą miał dla siebie i niczym nie handlował. Jednak jak to ludzie, każdy dodał dwa do dwóch i wszystkim wyszło z tego pięć.
Rodzina Zarzyckich miała dodatkowe problemy. Wujek Adam, mimo aresztowania syna, nie zamierzał ustąpić z żądań, jakie wystosował wobec rodziny. Teraz jeszcze bardziej chciał pieniędzy, które podobno miały przydać się synowi. Za nic w świecie nie zważał na to, że adwokat Zarzyckich – który z samego rana w poniedziałek spotkał się z Beatą – jasno przekazał, że już nic mu się nie należy. Adam nie zważał także na swoich rodziców, a szczególnie matkę, która coraz gorzej znosiła tę sytuację. Doszło do tego, że mama Kamila musiała ją zabrać do lekarza, bo staruszka czuła uścisk i kłucie w piersi. Na szczęście okazało się, że wszystko jest w porządku, ale lekarz przestrzegł, że kobieta ma już swoje lata i nie powinna się denerwować. Adama to jednak nie obchodziło. Szczególnie wtedy, kiedy okazało się, że możliwe będzie to, aby Paweł wyszedł za kaucją i zostanie zastosowana wobec niego kuratela sądowa. Wszystko dzięki temu, że chłopak zgodził się zeznawać przed prokuratorem przeciw swoim znajomym. Nie znaczyło to jednak, że nie groziło mu więzienie. W najlepszym wypadku idealnym rozwiązaniem miały być prace społeczne, ale byłoby cudem, gdyby sąd się na to zgodził. Niestety, sprawa musiała czekać i nie zapowiadało się na jej szybkie zakończenie. Tym bardziej, że był długi weekend i sędzia, który miał zajmować się wszystkim, wyjechał na urlop. Także dopiero najwcześniej w środę będą mogli wiedzieć, co dalej stanie się z chłopakiem.
W domu Zarzyckich mówiło się tylko o tym, a także o bezpodstawnych i wyssanych z palca żądaniach Adama. Z kolei te rozmowy przeplatano z kłótniami rodziców Kamila lub jego z pijanym ojcem. Dlatego gdy nadszedł trzeci maja, Kamil z ulgą powitał dzień, w którymi miał pojechać do Iwony i Anety, a potem odwiedzić znajomych Szymona.