28 stycznia 2018

Szczęście od losu tom 2 - Rozdział 4

Dziękuję za komentarze. :)



Muzyka zmieniła się na wolną, spokojną. Jaemin objął Daesoona, przytulając się do niego. Na parkiecie było wiele par – zarówno mieszanych,jak i jednopłciowych, także nie mieli problemu z bliskością. Od Kima czuć było alkohol. Chłopak zdecydowanie za dużo wypił. Owszem, nie był pijany, ale to, co nim władało, można było nazwać lekkim rauszem. Czuł jego ręce na plecach, jedna z nich głaskała je krótkimi, posuwistymi ruchami. W dodatku uśmiechał się głupio, patrząc mu w oczy.
– Co tak patrzysz? – zapytał Lee, ciesząc się, że w tej chwili muzyka nie była na tyle głośna, żeby musiał podnosić głos.
– Jesteś seksowny. – Kim zaśmiał się pijacko.
– Zebrało ci się na komplementy?
– A co, nie podobają się?
Jaemin zagryzł wargę i zobaczył, że wzrok kochanka podążył na jego usta. Uniósł białą brew.
– Podobają… W sumie to podoba, bo obdarzyłeś mnie tylko jednym.
Daesoon nachylił się do jego ucha:
– Kiedy będę cię brał w samochodzie, będzie ich więcej.
Lee wstrzymał na chwilę oddech.
– Jesteś pewny, że ci się oddam? – Uniósł prawą brew.
– Mhm? – Zawadiacko spojrzał w oczy Jaemina. – Ta noc jest jeszcze nasza, co nie? Nikt nam nie przeszkodzi…
– Nie wiem, czy nikt – wtrącił Lee, bujając się powoli w tańcu.
– Co masz na myśli?
– Minho. – Strzelił spojrzeniem na platformę ze stolikami. Minho stał oparty o barierkę  i patrzył na nich. Nie mógłby być bardziej oczywisty.
– Co on ma do tego? – Kim zmarszczył brwi. Nie rozumiał, o co mu chodzi.
Jaemin wyczuł, że Daesoon znów się irytuje, ale powiedział:
– On ma na ciebie ochotę. Wielką ochotę.
– To tylko dobry kolega. Świetny facet i tyle. Na pewno mnie nie podrywa.
– Nie widzisz tego. Obynie było za późno, kiedy to zobaczysz. – Dostrzegając, że chłopak patrzy na niego bez zrozumienia, pokręcił tylko głową i dodał: – Nieważne. – On naprawdę tego nie widzi, pomyślał Lee. Nie miał pojęcia, czy to dobrze czy źle. Przytulił się do niego, kontynuując taniec.
Kolejne dwie godziny upłynęły im na siedzeniu przy stoliku, rozmowie ze znajomymi Daesoona oraz tańcu. Już nie spokojnym, do przytulania. Tym razem to był szał ocieranych o siebie ciał i pulsowanie namiętności w tym samym rytmie. Szaleństwo ostatniej nocy rozpoczynającej tydzień nauki i pracy. Daesoon zdecydowany oznaczyć swój teren na wszelkie sposoby nie zamierzał odrywać rąk od ciała Jaemina, co wzbudzało duży gniew Minho. Chłopak patrzył na niego tak jakby miał go zabić oczami. To było wręcz nieprawdopodobne, że tak się zachowywał. Przecież Daesoon nie był z nim. Tymczasem traktował Jaemina tak jakby to on rozwalał jego związek.Jakby to nie on, lecz Lee, był intruzem.
W pewnej chwili kiedy Daesoon poszedł po kolejne drinki, w tym niezaprawianą colę dla kochanka, Jaemin udał się do toalety. Opróżnił pęcherz i kiedy kończył myć ręce, w toalecie mającej na wprost kabiny, po lewej pisuary, a po prawej rząd umywalek, pojawił się Minho.
– Sądzisz, że on coś do ciebie czuje? – zapytał przybyły.
– Tobie się wydaje, że coś poczuje do ciebie? – Osuszył ręce pod suszarką.
– Dużo z nim rozmawiałem. Mówił, że łączy was tylko dziecko. Nie może tego zmienić, a nie chce zostawić syna. Proponowałem mu pokój u siebie w mieszkaniu.
– Założę się, że łóżko także. – Jeżeli Minho nie zachowywał dobrego tonu uznał, że on też nie musi tego robić i może mówić wprost.
– Dlaczego nie? To piękny chłopak. Takich nie wypuszcza się z łóżka.
– Nie jesteś zbyt subtelny.
– Jesteśmy tu tylko we dwóch, więc uznałem, że mogę bezpośrednio mówić to, co chcę. Przy mnie nie narzekałby na brak cielesnych przyjemności.
To ostatnie zdanie niczym huragan uderzyło w Lee. Czyżby Daesoon rozmawiał z Minho o ich sprawach intymnych? Mówił mu o wszystkim? Nie powinien być hipokrytą, bo on sam nieraz poruszał te delikatne sprawy z JunHo, ale nie chciał, aby kochanek rozmawiał o nich właśnie z tym chłopakiem. Poza tym to nie był przyjaciel, z którym zjadło się beczkę soli, który będzie zawsze, nawet w najgorszej biedzie. Mimo tych myśli nie pozwolił sobie na jakiekolwiek odkrycie targających nim uczuć, za to uśmiechnął się z wyższością i powiedział:
– Przy mnie to nawet nie ma czasu narzekać, może tylko krzyczeć. – Widział, jak oczy Minho rozszerzają się w lekkim szoku. Chłopak nie spodziewał się tak otwartych słów. Daesoon by go za to zabił, ale dzięki nim ponownie wygrał kolejną bitwę. – Miło było poznać. – Wyminął towarzysza rozmowy i wyszedł z toalety. Serce mu szaleńczo biło, ale był zadowolony. Może gdzieś tam Minho zasiał w nim jakieś ziarenko tego, że Kim by go zostawił, gdyby nie Jinsoon. Przyrzekł sobie, że nie pozwoli temu wykiełkować. Nadeszła pora, aby przestać się bać i dać kolejny krok na przód.
Zdecydowany wrócił do stolika, przy którym kochanek raczył się drinkiem, rozmawiając zażarcie o jakimś projekcie ze znajomymi. Nachylił się. Wziął szklankę z jego dłoni i ją odstawił, a potem chwycił chłopaka za rękę, wyciągając go od stolika.
– My już wychodzimy. – Lee skłonił głowę trójce studentów. – Miło było poznać – dodał, nie zwracając uwagi na formę krótkiego zdania, bo Daesoon uwiesił się na nim, obejmując go.
– Ciebie też miło było poznać – odpowiedziała jedyna pośród nich dziewczyna. – Mam nadzieję, że jeszcze to powtórzymy.
– Ja też – odparł uprzejmie. Nie miał na to najmniejszej ochoty. Chyba, że na spotkaniu nie byłoby Minho. – Idziemy – zwrócił się do Daesoona, który rozluźniony chciał go obłapiać, nie zwracając uwagi na to, że nie są sami. Odciągnął jego ręce od siebie i tylko splótł z nim palce. Ruszył pierwszy, a chłopak poszedł za nim jak posłuszny piesek. Gdzieś po drodze minęli zaskoczonego Minho.

*

Zaczęli się całować, jeszcze zanim wsiedli do samochodu. Na dworze było ciemno i duszno, co jeszcze bardziej podgrzewało atmosferę. Jaemin zdecydowanie wepchnął  Daesoona do wnętrza auta i usiadł na jego kolanach okrakiem. Całował chłopaka żarliwie i tak, że wstawiony Kim nie zawsze nadążał za ruchem warg, jakby dopiero uczył się całować. A przecież to on był w tym lepszy. To on go wszystkiego uczył. Bywało, że uczeń przerastał mistrza.
– Mam na ciebie ogromną ochotę od początku tego wieczoru – szepnął Daesoon, kiedy Lee nie zabierał mu już oddechu i teraz mocował się z jego koszulą, próbując odpiąć guziki, co nie było łatwe w ciemności.
– Szzz – uciszył chłopaka, odsuwając poły jego śnieżnobiałej koszuli. Odsłonił jego ramię, po czym złapał go za włosy i odchylił jego głowę. Daesoon syknął, kiedy zagryzł zęby na jego skórze, po czym wessał się w nią. Jaemin miał na to niesamowitą ochotę. Oznaczenie Kima było silniejsze od niego. Nie panował nad tym, co robi i nie chciał panować.
Ponownie głęboko pocałował chłopaka, zsuwając się z niego nieznacznie i opierając się o deskę rozdzielczą. Zaczął szarpać się z jego spodniami, a dłonie kochanka to ściskały jego uda, to przesuwały się wyżej na pośladki. Kim miał długie ręce, więc łatwo mu przychodziło dotykanie go tam, gdzie chciał. A chciał dotykać go wszędzie i całować, co wyszeptał, zanim Lee ponownie go uciszył, wsuwając dłoń w bieliznę chłopaka. Chwycił jego pobudzonego penisa i wyjął go na wierzch, a Kim lekko się uniósł, obsuwając dolną część ubrania. Jęknął, kiedy Jaemin poruszył szybciej dłonią, chcąc jak najszybciej uczynić go twardym jak skała.
W samochodzie zrobiło się już bardzo gorąco, na ich ciałach pojawiły się kropelki potu, kiedy usta i języki znów ze sobą walczyły. Tym razem już obaj, rozpaleni w gorączce, robili to nieporadnie. Tak samo szło im pozbywanie się dolnej części odzieży Jaemina, który syknął, kiedy uderzył się mocniej o dźwignię biegów.Dla nich obu te chwile trwały niczym długie, niekończące się stulecia. Były pełne męki, oczekiwania na rozkosz, a potem na spełnienie.
– Prezerwatywa – szepnął Daesoon, obcałowując szyję kochanka. – W prawej kieszeni, w portfelu.
– Mhm – odpowiedział tylko mruczeniem, sięgając do wskazanego miejsca. Po chwili wyjął z małej kieszonki saszetkę. Widział, że w środku jest nawilżony kondom.
– Miałem nadzieję na mały numerek – rzucił Kim, czując, że na jego naprężonego, wygłodniałego kutasa jest zakładana prezerwatywa.
– Szzz – uciszył chłopaka po raz kolejny. Nie chciał rozmawiać. Chciał seksu i tego, aby Daesoon był zadowolony. Chciał go. Uniósł się nad jego biodrami i przytrzymując penisa, powoli zaczął go w siebie wsuwać. Ciężko było, bo nie był przygotowany, ale postarał się rozluźnić. Bardzo mu w tym pomagały gorące dłonie Daesoona, które pieściły jego pośladki okrężnymi ruchami. Chłopak pomagał mu nabić się na niego, a potem obaj syknęli, kiedy członek wszedł cały. Lee jęknął, odrzucając głową na kark. Całkiem usiadł na biodrach Daesoona i odczekał chwilę, aby się przyzwyczaić do rozciągania, które z początku odezwało się bólem.
– Spokojnie…
– Och, przymknij się, Dae – warknął i zaczął się poruszać, odbierając im obu zdolność nie tylko mowy, ale i myślenia.
W aucie, gdzie było ciasno, niewiarygodnie duszno i ciemno nastała niesamowita intymność, która ich połączyła. Brak słów. Był tylko dotyk i westchnienia, obecność tej drugiej osoby drżącej z namiętności. Ich zbliżenie pełne żaru nie trwało długo. Za bardzo podnieceni nie starali się o to, by to przedłużyć, nie chcieli tego robić. Obaj szczytowali równocześnie, wtuleni w siebie w miłosnym uścisku. Ich ciała upojone spełnieniem drżały jeszcze przez dłuższy czas, a oni dyszeli głośno, jakby przebiegli maraton.
Jaemin objęty przez ukochanego odetchnął głęboko. Nadal mając go w sobie, ujął twarz chłopaka w obie dłonie. Pogłaskał kciukami policzki. Ucałował jedno oko, drugie, nos, a na końcu usta, po czym szepnął tak cicho, że sam ledwie mógł usłyszeć swój głos:
– Kocham cię. – Nie czekał, aż usłyszy to samo. Nie spodziewał się tego. I tak poczuł ulgę, że mógł powiedzieć te słowa. Przypieczętować tamte wypowiedziane podczas porodu. Tym razem wiedział, co robi. Może i dobrze, że nie widział jego twarzy. Wtedy ujrzał przerażenie, a co by zobaczył teraz? – Kocham – powtórzył i pocałował chłopaka, którego ciało napięło się. Drobne pocałunki rozluźniły Daesoona, który wypuścił ze świstem powietrze, wciskając nos w szyję Lee.
Objął Kima mocno i tak trwali nawet wtedy, kiedy miękki członek z niego wypłynął. Przez ten krótki czas byli tylko dla siebie. Liczyło się tu i teraz. Nie było jutra.

*

Coś się zmieniło. Nieznacznie, co prawda, ale Lee to dostrzegał. To były drobne gesty, powłóczyste spojrzenia rzucane przez Daesoona. Zmarszczone brwi chłopaka, jakby intensywnie coś rozważał. To trwało już od kilku dni, od momentu, kiedy powiedział Kimowi, co czuje. Nawet dzisiaj, kiedy on stał z synkiem, trzymając go na rękach, a chłopak przygotowywał dla małego jedzenie. Dziecko gaworzyło coś w swoim języku, popatrując swoimi ciemnymi oczami na Daesoona. Dziewiętnastolatek mieszał kaszkę w miseczce, żeby trochę ostygła, ale co rusz robił tę samą minę, którą robił od tygodnia.
– Powiesz mi, o co chodzi? – Jaemin nie wytrzymał, musiał zapytać.
– O czym mówisz?
– Dae, nie zachowuj się tak jakbym niczego nie widział. – Usiadł na krześle, sadowiąc Jinsoona na kolanach, kiedy Kim przed nimi ukucnął i zaczął na malutkiej łyżeczce podawać pokarm. – Przyglądasz mi się, marszczysz te swoje idealne brwi. Nawet zagryzasz od środka policzek.
– Po prostu się zastanawiam.
– Nad czym?
– Nad wszystkim. – Podał synkowi kolejną łyżeczkę kaszki. Mały ją wypluł, więc Jaemin otarł mu pieluszką brodę. – I nad niczym. No jedz, żebyś nam rósł – przemówił do dziecka.
Lee o nic więcej nie pytał. Wątpił w to, czy coś z niego wydusi. Może gdyby go torturował… Tylko wtedy przychodziły mu do głowy zbyt przyjemne tortury. Ich życie seksualne znacznie się poprawiło. Nie czekał na pierwszy ruch Daesoona. Przejmował kontrolę i jeżeli tylko syn im na to pozwolił, ich noce były piękne i gorące. Jaemin zapomniał nawet o Minho i jego drapieżnym spojrzeniu, którym pożerał Kima. Tym bardziej, że chłopak spędzał z nim o wiele więcej czasu, wracając do domu zaraz po zajęciach. Równie często bawił się z ich synkiem i w ogóle był bardziej czuły. Wyjątkami były chwile, w których się denerwował, a powodem jego nerwów była mama, a także to, co było w kopercie, którą przyniosła. Okazało się, że pieniędzy jest bardzo dużo. Wystarczyłoby na dziesięć lat studiów i jeszcze by zostało. Pani Kim dała synowi – którego się przecież wyrzekła – bardzo duży prezent. Ojciec chłopaka o niczym nie wiedział, ponieważ jego żona w tajemnicy wpłacała pieniądze na fundusz. Kangsoon był zadowolony z tego, co zrobiła. Prawdopodobnie dla ich córki przygotowała taki sam prezent.
– Nie wiem, co mam z tym zrobić – powiedział Daesoon, kiedy ich syn został położony spać. Chłopak siedział w ich sypialni przygotowany do snu. W dłoni trzymał dokumenty uprawniające go do zarządzania kontem i pieniędzmi. W jednym punkcie zaznaczone było, że część tej sumy musi iść na opłatę za studia. Bardzo to im pomagało, bo Kangsoon nie mógł wiecznie opłacać synowi nauki. Też mu się ostatnio nie przelewało, a dołożył się do jadłodajni mamy Jaemina, stając się jej wspólnikiem. Zanim naprawdę zaczną zarabiać, miało minąć dużo czasu. Chociaż i tak lokal już przynosił zyski. Dania YuRin przyciągały ludzi.
– Są twoje. To ty o nich decydujesz. – Jaemin rozplótł warkocz, a gęste, długie włosy opadły na prawy bok, zasłaniając tę część obciętą tuż przy skórze.
– Mam dopiero dziewiętnaście lat i nie sądziłem, że będę musiał podejmować takie decyzje w tym wieku. Jeszcze rok temu nie myślałem, że będę mieć dziecko. Miałbym pomysł, co zrobić z określoną sumą…
– Nie zaczynaj – zastrzegł Lee, zakładając spodnie o piżamy. Sprawdził jeszcze, czy elektroniczna niańka jest włączona i usiadł obok kochanka. – Nie chcę, żebyś płacił mi za studia.
– Dlaczego jesteś taki uparty? – syknął Daesoon.
Był uparty, bo potem, kiedy by im się nie udało, nie chciał, żeby Kim mu cokolwiek wypominał. Za jakieś dwa miesiące będzie mógł iść do pracy. Nie chciał być od niego zależny aż do tego stopnia. Na początek coś zarobi, a potem będzie studiował i pracował. Da radę. Bał się tylko, że dla synka będzie mieć o wiele mniej czasu, a to byłby duży minus. Jinsoon był jeszcze mały i dobrze by było, aby przez rok był z rodzicami. Wtedy nawiązują się więzi, które dla Lee były bardzo ważne.
– Dobra, zostawmy ten temat. – Daesoon skapitulował. – Może zainwestuję albo zostawię kasę na koncie. Na czarną godzinę.
– Porozmawiaj z tatą. – Wyciągnął do niego rękę, a Kim ją chwycił, co Lee przyjął z ulgą. Nie chciał, aby poszli spać pokłóceni.
– Tak zrobię.
Wsunęli się pod kołdrę. Mieli nowe dwuosobowe łóżko, bardzo wygodne. Lee dzisiaj zmienił pościel, a nowa pachniała płynem do prania i świeżością. Przypomniał sobie, że miał zebrać pranie, które już wyschło, a zostało rozwieszone za domem. Powiedział o tym chłopakowi.
– Daj spokój, ciemno już. – Daesoon wychyliwszy się, nacisnął włącznik w lampce nocnej i w pokoju nastała ciemność. – Rano to zrobisz.
– Ale dzisiaj pomógłbyś mi w prasowaniu. – Zachichotał Jaemin, układając głowę na piersi chłopaka.
– Jeszcze czego, to ty tu jesteś żonką. – Zaśmiał się, ale śmiech szybko zmienił się w bolesny jęk, kiedy Lee wbił mu palec w bok.
– Odwołaj to.
– To boli.
– Odwołaj.
– Odwołuję. – Jednak kiedy tylko chłopak przestał go dźgać pod żebrami, odwrócił się, chwycił jego nadgarstki i uniósł ramiona nad głowę, przyciskając Jaemina do materaca. Zawisł nad nim. Lee mocował się z nim przez chwilę, ale kiedy został pocałowany, uspokoił się i uległ.

21 stycznia 2018

Szczęście od losu tom 2 - Rozdział 3

 Wrzucam dwa linki do zdjęć, które pokazują jak mniej więcej wygląda Jaemin w tym tomie: https://pbs.twimg.com/media/CmFibgUVAAAUXwo.jpg:large
https://i.ytimg.com/vi/XHagUnOmDPg/hqdefault.jpg
Na zdjęciu Lee Taemin.

Dziękuję za komentarze. :)



Jaemin włożył synka do wózka. Nie okrywał go za bardzo, bo na dworze było ciepło. Ubrał go też lekko, by mały się nie przegrzał. Upewnił się jeszcze, czy wszystko ma.
– Spakowałeś pieluszki? – zapytał Daesoona.
– Myślisz, że narobi podczas półgodzinnego spaceru?
– A ty jak sądzisz? Na wszystko trzeba być gotowym.
– To idę po nie.
– I nie zapomnij o zasyp…
– Nie zapomnę. I czymś na brudy. Pomyślałby ktoś, że wybieramy się gdzieś na kilka dni.
Jaemin przewrócił oczami i zwrócił się do synka:
– Twój tata marudzi. Chciałby poleżeć do góry brzuchem przed telewizorem, ale nie ma tak dobrze. Nie chce z nami chodzić na spacery, ale raz pójdzie. – Poprawił pieluszkę tetrową, którą chłopiec był okryty. Buda od wózka będzie dawała dobry, gęsty cień.
– Dobra, wszystko mam. – Kim wsadził przyniesione rzeczy do specjalnego kosza przy wózku, a potem pochylił się do środka i pogaworzył do małego, robiąc dziwne miny, które rozśmieszyły Lee.
YuRin stała nieopodal i obserwowała tę dwójkę, która wybierała się jak sójka za morze. Nie miała wątpliwości, że Daesoon kocha swojego synka, kiedy tak do niego ciepło przemawiał. On i Jaemin wyglądali jak szczęśliwa rodzina. Ale od powrotu do domu już zdążyli się lekko posprzeczać.
– Idźcie już, jeżeli chcecie do wieczora się ogarnąć przed wyjściem.
– Mamo, na pewno nie przeszkadza ci, że jeszcze zostawimy ci dziecko? Głupio się czuję. To mój syn…
– A mój wnuk. Poza tym przyjedzie Kangsoon i posiedzimy razem.
– W porządku. Pomóż mi wynieść wózek – zwrócił się do Daesoona.
Cała operacja wyniesienia wózka na dwór trwała dosłownie chwilę. Jaemin wrócił się jeszcze po picie dla małego i kilka minut później dotarli do parku. Do tego samego, w którym kilka miesięcy temu znalazł przemokniętego Kima.
W parku, korzystając z pięknego dnia, spacerowali rodzice z dziećmi. W ich dzielnicy mieszkało wiele rodzin, które miały małe dzieci. Te już były starsze od Jinsoona i biegały wokół rodziców. Jaemin, prowadząc wózek, spojrzał w górę na drzewa. Przez ich gałęzie dostawały się promienie słońca, igrając z nimi i tworząc różne świetlne błyski. Nieba prawie nie było widać, przez co w parku nie było tak gorąco. Naturalny cień od drzew zawsze był najlepszy, pomyślał.
– Nie wiem, co ja tu robię – burknął Kim.
– Dotrzymujesz nam towarzystwa. Spójrz na innych. Jest niedziela. Właściwie to jedyny wolny dzień i każdy chce go spędzić razem z rodziną. Wiele z tych osób przez cały tydzień nie widuje bliskich. Widzisz tę parę siedzącą na ławce i tego chłopca bawiącego się piłką?
– Widzę i co?
– Mąż tej kobiety wyjeżdża do pracy bardzo daleko. Pracuje w jakiejś potężnej korporacji. Jego dzień pracy często wynosi więcej niż piętnaście godzin. Sypia w hotelu. Wraca z soboty na niedzielę w nocy i mają tylko ten dzień. Ten mały boi się ojca, kiedy ten wraca.
– Skąd to wiesz?
– Kiedy w tygodniu przychodzę tutaj sam, to czasami rozmawiam z nią, z innymi kobietami. Zdarzą się też mężczyźni.
– Dobra, ale ja jestem cały czas w domu i w niedzielę chciałbym odpocząć.
– Raczej przed wyjściem chcesz odpocząć – rzucił Lee, idąc spacerkiem i rozkoszując się tym oraz byciem z Daesoonem i ich dzieckiem. – Gdy jesteś na uczelni, nie ma cię całymi dniami. Wracasz, jesteś zmęczony. Kiedy uczysz się do egzaminów, to nie można cię nawet tknąć, bo się wściekasz, że ci przeszkadzam.
– Chcę…
– Wiem, Dae, że chcesz zdawać, ukończyć te studia i tak dalej. Właśnie dlatego powinniśmy takie wolne dni czy chwile wykorzystać na to, by być razem. Widzisz, jak Jinsoon reaguje, kiedy cię widzi. Jak się do ciebie uśmiecha.
Daesoon spojrzał z czułością na synka i przestał się irytować tym spacerem i jego zdaniem bezsensowną rozmową. Przejął nawet prowadzenie wózka. Nie dostrzegł, że chłopak idący obok strzelił do niego oczami pełnymi nie tylko czułości, ale i triumfu.
– No dobra, to co się robi jeszcze na takich rodzinnych spacerach? – zapytał Kim.
– Kiedy nasz syn urośnie, będziesz mógł grać z nim w nogę.
– Może zostanie kapitanem swojej drużyny. Co, Jinsoon, chciałbyś zostać kapitanem?
– Dlaczego kapitanem? – zaprotestował Jaemin. – Mógłby zostać obrońcą…
– Kapitanem. Musi mierzyć wysoko. Będzie silny. Zobaczysz, że z naszych genów urośnie fantastyczny chłopak.
– Mówisz, że mam dobre geny? – Lee wsadził ręce do kieszeni luźnych, materiałowych spodni i uniósł lekko kąciki ust. Wpatrzył się gdzieś przed siebie.
Daesoon rzucił na niego okiem. Zmierzył go od stóp do głowy i trącił Jaemina ramieniem.
– Najlepsze.
Lee uśmiechnął się szeroko i również lekko trącił go ramieniem. Och, jak on kochał tego chłopaka. Każdego dnia wszystko w nim krzyczało słowa miłości w stronę Daesoona. Te tylko raz zostały wypowiedziane. Podczas porodu, kiedy to emocje sięgnęły zenitu. Nigdy się nie powtórzyły, bo Daesoon usłyszawszy je, był przerażony. A człowieka zawsze przeraża miłość, kiedy się samemu nie kocha. Co prawda, wtedy Kim pierwszy wypowiedział te słowa. Jaemin jak dotąd nie zrozumiał, co one oznaczały.
Znaleźli się w miejscu, gdzie drzew było znacznie mniej i ich gałęzie nie przesłaniały widoku nieba. To nad nimi jeszcze było błękitne, bez jednej chmurki, ale na zachodzie już się ściemniło.
– Pogoda się psuje – stwierdził Lee. – Lepiej wracajmy.
– To chyba do nas nie dojdzie, przejdzie bokiem. Znajoma ze studiów ma mamę, która pracuje w meteorologii. Mówiła, że burze i ulewy mają do nas nie dojść.
– Powiedziałeś „chyba”. Dobra, to jeszcze chwilę pospacerujmy, ale możemy już zawrócić.
Jinsoon zaczął płakać. Daesoon zmarszczył nos, kiedy zawiał lekki wiatr i dotarł do niego zapach. Natychmiast dostał odpowiedź na swoje jeszcze niezadane pytanie, czemu chłopiec płacze.
– Chyba mamy bombę – powiedział Jaemin. – Dzisiaj twoja kolej, tatusiu.
Daesoon podrapał się po głowie. Opiekował się synkiem, ale zazwyczaj go karmił, bawił się z nim, tulił, ale kąpanie i pieluchy zostawiał dla Jaemina.
– Nie bój się, to nie takie straszne – rzucił wesoło Lee, mając niezły ubaw z przerażonej miny chłopaka. To może być zabawne, pomyślał.

~*~

Pół godziny później, po powrocie do domu– spacer się przeciągnął, tym bardziej, że pogoda się nie zepsuła – Jaemin wykąpał chłopca, a potem go nakarmił i Jinsoon usnął w jego ramionach. Siedział przez dłuższy czas ze swoim dzieckiem w bujanym fotelu, kołysząc się. Daesoon w tym czasie poszedł przygotować się do wyjścia. Co dziwne, chłopakowi schodziło przy tym bardzo długo. Stroił się i stroił, ciągle niezadowolony to z koszulki, którą wybrał, to ze spodni. Jaeminowi przeszło przez myśl, dla kogo to Kim tak się ubiera. Wmawiał sobie, że to dla niego i nie musi być zazdrosnym. To jednak i tak było silniejsze. Dzisiaj miał poznać Minho – sławnego chłopaka, którego tylko raz widział z daleka, a o którym Daesoon ciągle mówił. Zawsze było Minho to, Minho tamto. A za każdym razem serce Lee drżało ze strachu. Na to też nie potrafił nic poradzić. Niepewność, co do uczuć Daesoona, dawała mu się we znaki.
Usłyszał dzwonek do drzwi, ale nie ruszył się, bo nie był w domu sam.
– To pewnie twój dziadek – szepnął do śpiącego chłopca. Nagle dotarł do niego głos jakiejś kobiety. Nie była to jego mama. Ciekawość sprawiła, że podniósł się i podszedł do uchylonych drzwi. To, co zobaczył, zaskoczyło go. Prędzej spodziewał się tu światowej sławy przywódcy niż tej kobiety.
Chciał wesprzeć Daesoona, więc ułożył synka w łóżeczku, po czym go utulił i wyszedł z pokoju. Mama Daesoona patrzyła wrogo na syna, a on odwzajemniał jej się tym samym.
– Miałam tyle planów co do ciebie. Tyle marzeń – mówiła elegancko ubrana kobieta. Na żakiet, który miała na sobie, wydała chyba więcej pieniędzy niż mama Jaemina zarabiała w ciągu kilku miesięcy, kiedy jeszcze pracowała w barze. – Wszystko zepsułeś. Miałeś ożenić się ze wspaniałą dziewczyną. Być zięciem człowieka, który coś znaczy w wyższych sferach.
Daesoon prychnął.
– Zwariowałaś? Zaaranżowałaś moje małżeństwo?
– Zrobiłam tak, jak się robi od dawna. Ty i ona byliście jeszcze dziećmi, kiedy ja i jej tata…
– Mamo, czy ty słyszysz, co mówisz? Słyszysz? Nie żyjemy w średniowieczu. Sam o sobie decyduję.
Kobieta, zdegustowana zachowaniem syna, pokręciła głową.
– Nie tak cię wychowałam. Jak się do mnie odzywasz? Nie masz do mnie żadnego szacunku. Jesteś w tym wieku, że nie możesz o sobie decydować. To ja… – urwała, bo w tym momencie ujrzała Jaemina, który podszedł do jej syna. Zmierzyła go zdegustowanym spojrzeniem. – Jak ty wyglądasz? Białe, długie włosy i warkocz… – Nie potrafiła oderwać oczu od warkocza zaplecionego tuż przy czubku głowy.
Lee ukłonił jej się z szacunkiem, mimo że miał ogromną ochotę wyprosić ją za drzwi. Po co ta kobieta pojawiła się w ich życiu? Po to, aby mieszać czy po to, aby denerwować Daesoona, którego ciało pełne napięcia wskazywało na to, jak się czuje?
– Pani synowi się podoba.
– Zbałamuciłeś Daesoona. Był taki niewinny… – ponownie urwała, bo jej syn zaczął się śmiać.
– Mamo, ty sądzisz, że on był moim pierwszym i byłem niewiniątkiem? Gdybyś tylko wiedziała…
– Nie chcę tego słuchać.
– Po co przyjechałaś? Może chcesz zobaczyć swojego wnuka. – Wskazał na zamknięte drzwi pokoju. – Właśnie śpi. Nie ugryzie cię.
– Przyjechałam, by spróbować przemówić ci do rozsądku, ale widzę, że to nic nie da. Straciłam cię na dobre.
– To nie ja się odsunąłem. To ty mnie porzuciłaś. – Objął Jaemina w pasie. – Nie żałuję tego, co się stało, bo mam wspaniałego synka. I chcę, żebyś wiedziała, że nigdy nie ożeniłbym się z tą dziewczyną. Wolę facetów.
– Tak ci się tylko wydaje. Bo ten tu…
– Lepiej nie kończ. Jeżeli to wszystko…
– Chodzi o twój fundusz. Za miesiąc upływa termin, podczas którego nie można było ruszyć pieniędzy.
– Nie rozumiem. – Kim zmarszczył brwi. – Jaki fundusz?
– Na studia. Na specjalnym koncie są ulokowane pieniądze. Założyłam je, kiedy się urodziłeś. Są przeznaczone na twoje wykształcenie. I chociaż nie dałabym ci niczego, to nie mogę ich wybrać. Tylko ty będziesz mógł ruszyć tę sumę. – Otworzyła torebkę. Jaemin dostrzegł, jak bardzo trzęsą jejręce. Wyjęła kopertę i podała synowi. – Tu są wszystkie dane. W określonym dniu pójdziesz do banku i… W każdym razie pieniądze są twoje – podkreśliła ostatnie słowo.
Daesoon wziął kopertę i zajrzał do środka. Były w niej jakieś dokumenty. Później je przejrzy i zapyta tatę, o co chodzi. Dlaczego rodzic nic mu na ten temat nie powiedział? A może nie wiedział? Na to by wychodziło, pomyślał chłopak.
– To ja już pójdę.
– Niech pani zaczeka – wtrącił Jaemin i, stawiając długie kroki, ruszył do pokoju synka. Tam nachylił się nad łóżeczkiem i ostrożnie wziął chłopca na ręce. Jinsoon zakwilił cichutko, ale nie obudził się. Jedną rączkę zacisnął na koszulce ojca, a twarz wtulił w jego pierś.
Chłopak wyszedł z dzieckiem na rękach do kobiety, która nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Ze swojej sypialni wyszła też YuRin. Zdenerwowany Daesoon spojrzał na Jaemina, kiedy ten podszedł do pani Kim.
– To jest Jinsoon, pani wnuk. Ma siedemnaście tygodni. Właściwie już za dwa dni będzie osiemnaście.
Kobieta spojrzała na chłopca, potem na syna i jego kochanka, po czym powiedziała:
– To dziecko nie jest moim wnukiem, bo ja nie mam syna. – Odwróciła się na pięcie i wyszła dumnym krokiem, a zimno, które wraz z nią wtargnęło do tego domu, odeszło.
YuRin podeszła do Jaemina i wzięła chłopca. Zamknęła się z nim w pokoju małego czując, że teraz jego ojcowie będą potrzebować chwili dla siebie.
– A to suka – syknął Daesoon. – Suka.
– Dae…
– Zamknij się. – Wycelował w Lee palec. – Niepotrzebnie pokazałeś jej małego.
– Myślałem…
– Ty nie myślałeś! Sądziłeś, że zmiękczysz jej serce? Nie można tego zrobić, bo moja matka nie ma serca. Pozbyła się go dawno temu i nigdy go nie odnalazła.
– Zawsze istnieje szansa, że to zrobi.
– Ty i twoje marzenia, romantyczna dusza – prychnął Daesoon. Przetarł twarz dłońmi.
– Wiem, że cię boli to, co powiedziała…
– Boli? Mój drogiJaeminie, mnie nie boli to, co powiedziała, bo już dawno się mnie wyrzekła. Nic mnie nie boli. Może jedynie jestem wkurzony na to, co zrobiłeś. Nie chciała go widzieć. Nie naprawisz całego świata – ze złością syknął mu prosto w twarz. – Zbieraj się, bo zaraz wychodzimy.
Lee nie był pewien, czy chce gdziekolwiek wychodzić. Jedyne, czego był pewien to tego, że ta kobieta sprawiła, iż chłopak, którego kochał, znów cierpi.

*

Od zawsze było wiadomo, że stolica ich kraju nigdy nie zasypia. Zawsze pełna ludzi oraz otwartych, rozświetlonych restauracji i klubów. Nie gorzej było też w mieście oddalonym o kilkanaście kilometrów. Tutaj życie nigdy nie ustawało. Wszędzie można było dostrzec amerykanizację. Na każdym kroku znajdowały się sieciowe kawiarnie, fast foody czy zagraniczne sklepy. Klubów przybywało i były tak różnorodne, że czasami ciężko było wybrać to najlepsze miejsce do zabawy. Jaemin się tym nie zajmował, bo spotkanie było już wyznaczone w określonym miejscu. Podobno jako jedno z nielicznych miało stoliki, przy których można było usiąść. Większość klubów nie oferowała takich miejsc. Ludzie w różnym wieku pili, podpierali ściany, a przede wszystkim tańczyli. Właśnie dlatego takie miejsca potrzebowały przestrzeni, której nie zagracano stolikami.
Miejsce, do którego weszli, mieściło się w jednej z piwnic jednopiętrowego budynku. Wypełnione było ludźmi, hałasem, zapachami, a przede wszystkim muzyką. Był to rock z mieszanką hip hopu i czegoś znacznie ostrzejszego. Jaemin nie słyszał swoich myśli, dlatego kiedy Daesoon coś do niego powiedział, przyciągnął do siebie chłopaka i zapytał go o to, co ten mówił.
– Powiedziałem, że Minho zarezerwował stolik w cichszym kącie. Mamy lożę na górze. – Wskazał głowę w tamto miejsce. – Chłopaki chyba już są. Chodź, zamówimy coś do picia i dołączymy do nich.
Lee tylko skinął głową i skierował się z kochankiem do baru obleganego przez tłumy. Ale to właśnie na olbrzymim parkiecie pośrodku pomieszczenia tańczyły skupiska ludzi. Jaemin nigdy nie był w takim miejscu, bo w ich miasteczku czegoś takiego nie było. Nie mógł się napatrzeć na to, co go otaczało. W jego dłoni wylądowała cola, do której czegoś dolano, bo kiedy upił łyk, to poczuł, że znajduje się w niej coś mocniejszego. Miał nadzieję, że Daesoon nie będzie pić alkoholu, bo muszą jakoś dotrzeć do domu. Jego nadzieje szybko się skończyły. Czekał ich powrót taksówką. W końcu musi zrobić prawo jazdy. Bez tego ani rusz, a przyjdzie czas, kiedy trzeba będzie odwozić dziecko do żłobka, kiedy on zacznie studia.
– Idziemy na górę – powiedział głośno Kim i chwyciwszy Jaemina za rękę, poprowadził go w stronę schodów, na których siedzieli młodzi ludzie, a niektórzy z nich się całowali.
Chłopak czuł obawy przed spotkaniem znajomych Daesoona. Bardziej mu chodziło o jedną, konkretną osobę. Ich stolik faktycznie znajdował się w cichszym miejscu, bo idąc w jego kierunku bez problemów słyszał to, co mówi ojciec jego dziecka.
– Właścicielem klubu jest wujek Minho. Chłopak zawsze ma tu dla siebie miejsce. Jedno z najlepszych.
– Mhm – mruknął pod nosem Lee, bo nie miał nic do powiedzenia. Tym bardziej, że stanęli przy stoliku otoczonym czarnymi kanapami i przywitali się z czwórką osób.
Tylko jedna z nich była dziewczyną, która poprawiała makijaż. Trójka chłopaków popatrzyła na nich za zainteresowaniem. Byli ubrani stylowo i porządnie. W tym Jaemin żadnemu z nich nie ustępował. Był też pewny co do swojego wyglądu. Nowy wizerunek na pewno dodawał mu pewności siebie. Uniósł więc wzrok i spojrzał prosto w oczy Minho. Chłopak był nie tylko przystojny – taki typ często określano seksownym sukinsynem – ale i wokół niego unosiła się jakaś aura, która przyciągała. Ale nie jego. Od razu poczuł, że nie lubi tego chłopaka. Szczególnie, kiedy oczy Minho obrzuciły go lodowym spojrzeniem, a później przeniosły się na Daesoona i już na nim zostały. Ich lód zamienił się w pełne głodu pragnienie. Lee chciał uderzyć chłopaka. Nie mógł jednak tego zrobić, więc objął w pasie Daesoona i przyciągnął go do siebie. Brwi Minho podjechały do góry. Była to ich cicha walka, która zdaniem Lee miała tylko jednego zwycięzcę. Nie było w niej remisu. Nawet nie było na to możliwości, bo w żaden sposób nie pozwoli pokonać się temu chłopakowi. Tamten chyba to wiedział, bo tylko uśmiechnął się pod nosem, sięgając po swojego drinka.
Usiedli na jednej z kanap. Jaemin wcisnął się bokiem w ciało Daesoona, który nie miał nic przeciw temu. Złość chłopaka po wizycie matki gdzieś się ulotniła. Chociaż można by podejrzewać, że ona wraz z bólem wciąż były, lecz zostały zagłuszone tym spotkaniem.
Znajomi Daesoona przedstawili się kolejno. Wyglądali na sympatycznych ludzi. Poza tym jednym, który zapytał:
– Wy jesteście razem?
Było to pytanie Minho, który wypowiedział na głos męczące Jaemina myśli. Zanim Lee się odezwał, Kim odpowiedział:
– Już ci mówiłem, jaka jest nasza sytuacja.
– Mówiłeś, ale to, że ktoś ma z kimś dziecko, nie oznacza…
– Minho, poszedłbyś nam po drinki, bo już się kończą – przerwała mu dziewczyna, która miała na imię HanRi.
– Ciebie w ogóle nie powinno tu być, siostra.
– Muszę pilnować mojego bliźniaka.
Jaemin obserwował ich, nie odzywając się. Rodzeństwo w ogóle nie było do siebie podobne. Zresztą dziewczyna miała niebieskie włosy, mocny makijaż i była głośna, podczas gdy Minho był cichy, ale tylko jeśli chodziło o mowę werbalną. Bo gestami ciała i rzucanymi spojrzeniami mówił zbyt wiele. W ogóle nie ukrywał tego, na kogo miał ochotę. Co więcej, kogo zdobędzie. Daesoon tego nie dostrzegał, a to pocieszało Lee.
– Chcesz coś? – Minho posłał Jaeminowi swoje kolejne spojrzenie mówiące mu, że nie chce go tu widzieć.
– Nie. Jeszcze mam – odpowiedział Lee. Jeżeli zechce czegoś do picia, to pójdzie przynieść sobie i Daesoonowi. Na razie dobrze mu było siedzieć koło niego. Chłopak przerzucił rękę przez oparcie i bawił się jego włosami, a on wpadł w zagłębienie tuż przy jego boku żałując, że nie zrobił Kimowi na szyi kilku dorodnych malinek. Tak dla oznaczenia go i jasnego powiedzenia, do kogo Daesoon należy. Ależ on był zazdrosny. Inni mogli patrzeć na jego kochanka, ale oni nie chcieli mu go zabrać.
Minho wrócił z drinkami. Był bardzo wysoki. Lee ocenił, że jest wyższy nawet od Dae, do tego o wiele lepiej zbudowany. Miał szeroką klatkę piersiową, mocne, szerokie biodra opięte przez ciasne spodnie i długie nogi. Włosy miał gęste, nastroszone na żelu, sięgające kołnierzyka koszuli. I jeszcze te skanujące oczy,które nie ukrywały, czego chłopak pragnął. To był taki typ, z jakim dawniej umawiał się Daesoon. Jaemina ciekawiło, co takiego kochanek powiedział o nich temu chłopakowi. Na pewno to, że mają syna. Może dodał, że nie są razem. Niech Minho nie sądzi, że ma wolną drogę, pomyślał Jaemin i odwrócił się do Daesoona, który żywo dyskutował o jutrzejszych zajęciach z TaeSan, chłopakiem HanRi.
Chwycił brodę Kima dwoma palcami, odwracając jego głowę w swoją stronę. Gdy ich oczy się spotkały, Lee wyciągnął się i cmoknął jego usta. Najpierw delikatnie, a potem mocniej otarł się swoimi wargami o jego.
– Zatańczymy? – zapytał, kiedy ich usta ledwie się dotykały.
Daesoon zamrugał szybko, próbując wyjść z szoku, którego nabawił się przez ten pocałunek. Lee nie całował go publicznie. W każdym razie nie w sposób, który mówił, że nie ma innej odpowiedzi na jego pytanie niż „tak”. Skinął więc twierdząco głową, ale zanim wstali, również go pocałował. Zrobił to namiętniej, łącząc swoje usta z uległymi ustami Jaemina. Pocałunek nie trwał długo, ale po jego zakończeniu Lee posłał mu głębokie, magnetyzujące spojrzenie i Daesoon w nim utonął. Chciał się z nim kochać. Nie odpuści mu, kiedy wrócą do domu. Co tam, weźmie go w samochodzie. W aucie jeszcze tego nie robili.
Gdy wstali od stolika i ruszyli ku schodom, by zejść na dół na parkiet, Jaemin położył rękę na plecach kochanka. I to na tyle nisko, że prawie dotykał jego pośladków. Oznaczył go jako tego, który ma prawo do wszystkiego. Spojrzał zadowolony przez ramię na wściekłego Minho. Lee był już pewny, że to nie był zwykły kolega. Lepiej, aby trzymał się od Kima z daleka. Na razie najważniejsze było to, że tę potyczkę wygrał Jaemin.