27 stycznia 2019

Powrót do Limare - Rozdział 1


 Hejo :D

Od dzisiaj zaczynam publikować drugi tom serii Amare. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :) Tym razem poznacie bliżej Ivo i Fabiano. :)

Mój nowy tekst pod tytułem: "Magnetyzm serc" już w sprzedaży.  Można go nabyć na: Bucketbook.pl i Beezar.pl 

Szukam drugiej bety do pomocy. :)

Zaczynamy. :D

Rzym powitał go tłumami i skwarem lejącym się z nieba. Ivo kochał upał, ale w Limare odczuwało się go inaczej. Szczególnie kiedy wiatr wiał prosto z nad morza i chłodna bryza opadała na miasto. Natomiast w majestatycznej i imponującej stolicy, żar dawał się we znaki. Dwudziestotrzylatek ignorował go, zachwycony wiecznym miastem, w którym mieszały się różne style i kierunki zarówno w sztuce jak i budownictwie. Na przestrzeni wieków stare mieszało się z nowym, przekształcało, tworząc imponującą stolicę pełną atrakcji turystycznych i architektonicznych cudów, szerokich ulic i wąskich uliczek, które zamieniały się w ogromne place.
Spacerował po jednym z nich, próbując zebrać siły, by udać się pod adres, który miał zapisany w telefonie. Zastanawiał się, czy w ogóle dobrze zrobił przyjeżdżając tutaj. Czym bliżej znajdował się celu, tym bardziej dopadały go wątpliwości. Dlatego zwlekał, nieustannie chodząc po położonym u stóp Kapitolu Placu Weneckim, który z tego co czytał w kupionym przewodniku, został zbudowany w piętnastym wieku i był pierwszym, renesansowym placem w Rzymie. Miejsca takie jak to, żyły bezustannie dniem i nocą, gromadząc rzesze mieszkańców oraz turystów z całego świata.
Moretti przystanął przed szesnastowiecznym kościołem Santa Maria di Loreto, przez chwilę zastanawiając się czy wejść do środka. O co miałby prosić Boga? O to, aby  nie został odesłany z kwitkiem? Po dłuższej chwili pomyślał, że mógłby pomodlić się za mamę, która zmarła dziewięć miesięcy temu. Poprawił zsuwający się z ramienia pasek od sportowej torby, do której przed wyjazdem zapakował kilka rzeczy i wszedł do kościoła.

*

Fabiano wszedł do swojego gabinetu, odstawił na bok aktówkę i położył okulary na stoliku. Rozpiął guziki marynarki, po czym usiadł w fotelu  z głośnym westchnieniem. Przymknął powieki opierając głowę o oparcie. Od dawna nie czuł się tak bardzo zmęczony. Chyba od czasu gdy wrócił z Limare i wziął się za proces, w którym jego klientka wystąpiła o odszkodowanie od szpitala. Wygrała, tym samym zdobywając dziesięć milionów euro. To i tak nie rekompensowało jej straty dziecka, które zmarło przy porodzie oraz uszkodzeń jej ciała podczas cięcia cesarskiego. Lekarze popełnili niewybaczalny błąd, na zawsze odbierając jej możliwość zostania mamą.
Po zakończeniu procesu, jemu oraz kancelarii przypadło dziesięć procent z wygranej, co było solidną zapłatą za wykonaną pracę. Mógłby uzyskać od klientki więcej, ale nie tego chciał. Pragnął sprawiedliwości, tym bardziej, że kobieta dla której walczył była dobrą osobą i taką samą stałaby się mamą, ciepłą oraz kochającą. Zdecydowane przeciwieństwo jego rodzicielki. Kobiety dla której liczyła się reputacja, firma i chwalebne opisy w gazetach. Nie dzieci, które powinna kochać. Jego brat wyrwał się spod jej kontroli żyjąc życiem, które wybrał. Mieszkał ze swoim partnerem w domu na wzgórzu w małym miasteczku Limare.
Przez rok czasu rodzice nawet nie zapytali o Domenico. Dla nich umarł, bo wybrał coś co potępiali. Czasami Fabiano zastanawiał się, co by było gdyby on dawno temu zawalczył o siebie. Przytknął dłoń do piersi, bo dawny ból odezwał się w nim. Rany zagoiły się, ale mimo upłynięcia trzynastu lat, czuł na sercu ich chropowate blizny.
­ – Gratuluję. – Vittorio wpadł do gabinetu z szerokim uśmiechem. – Dawałem ci dwa miesiące, a ty wygrałeś w trzy tygodnie. – Opadł na kanapę rozkładając ręce na jej oparciu.
Fabiano uchylił powieki, by spojrzeć na przyjaciela oraz wspólnika w jednej osobie.
– Trzy tygodnie to również zwycięstwo dwóch naszych adwokatów, nie tylko moje.
– Im już pogratulowałem. Teraz kolej na ciebie. Jesteś mistrzem. – Zaśmiał się zakładając nogę na nogę. – Towarzystwo ubezpieczeniowe sądziło, że wygra z nami. Pomylili się. Gdyby zechcieli od razu zapłacić naszemu klientowi odszkodowanie jakie mu się należało, nie poszliby teraz z torbami.
– Nie pójdą z torbami. Nie takie firmy – przypomniał Salieri. – Za to nasz klient dostanie więcej. – Ponownie przymknął powieki. Nie pamiętał kiedy ostatnio spał.
– Dostanie dużo więcej, a wraz z nim my. Będziemy musieli pomyśleć nad utworzeniem drugiej kancelarii. Pamiętasz, że raz o tym rozmawialiśmy. Teraz mamy na to możliwości i kasę. – Kiedy przyjaciel nie odpowiedział, Vittorio przyjrzał mu się. – Wyglądasz gównianie. Chciałem wyrwać cię na drinka z okazji wygranej, ale to kiedy indziej. Jedź do domu. Najlepiej taksówką, bo zaśniesz za kierownicą. Każę komuś dostarczyć ci samochód. Weź kilka dni wolnego. Należy ci się.
Fabiano tym razem nie zamierzał walczyć z przyjacielem, jeżeli chodziło o powrót do domu. Przyda mu się noc porządnego snu. O kilkudniowym wolnym nawet nie myślał. Tym bardziej, że jutro ma być piątek, a potem weekend. Tyle dni na odpoczynek w zupełności mu wystarczy.
– Wrócę do pracy w poniedziałek – powiedział, siadając prosto i sięgając po okulary. Założył je i dzięki nim lekko niewyraźna postać Vittoria Falcone wyostrzyła się.
– Dobra decyzja, ale mógłbyś przez kolejne dwa tygodnie wziąć sobie wolne. Teraz zapowiada się spokój. A nawet jakby nie, to mamy pracowników. To dobry prawnicy. Pojedź, odwiedź brata. Ciągle z tym zwlekasz. Uciekasz przed jakąś panienką, którą tam spotkałeś, a chciała założyć ci obrączkę? – Roześmiał się Falcone. Nie czekając na dopowiedź wstał. – Chodź, wyjdziemy razem. Też wcześniej się zbieram. Mam randkę – wyjaśnił, chwaląc się. – Ty też powinieneś pomyśleć o jakiejś kobiecie na jedną noc baraszkowania. Będziesz po tym jak nowy.
Fabiano nie odpowiedział. Nie miał ochoty na kobiety. Liczył się jedynie prysznic, który weźmie od razu po dotarciu do domu oraz wygodne, acz puste łóżko. Zebrał się w sobie i podniósł z fotela. Nie zapominając o aktówce, wyszedł z gabinetu wraz z przyjacielem.

*

Ivo podziękował i zapłacił taksówkarzowi. Wysiadł z taksówki zabierając ze sobą bagaż. Sprawdził jeszcze adres na telefonie upewniając się, że dobrze trafił. Miał ochotę nawet zadzwonić do Domenico, by jeszcze raz podał dane adresowe, ale to byłaby tylko wymówka, by odroczyć czas do nieplanowanego spotkania. Od kilku godzin szukał pretekstu, by przyjść tu jak najpóźniej. Nie miał pojęcia czego się bał. To nie było nic wielkiego. Tę sprawę mógł nawet załatwić przez telefon, ale wolał spędzić kilka godzin w pociągu, żeby tu przyjechać. Rozmowę telefoniczną zawsze można przerwać. Inna sprawa miała się z konwersacją w cztery oczy. Do tego dojdzie, o ile nie zostaną mu zamknięte drzwi przed nosem. Na co nie zamierzał pozwolić, bo tak czy owak Fabiano Salieri spotka się z nim.
Przeszedłszy przez obrotowe drzwi, znalazł się w holu budynku, w którym mieszkał prawnik. Po lewej od wejścia znajdowało się miejsce dla portiera, czego się obawiał. Taki ktoś zawsze mógł być przeszkodą w udaniu się pod odpowiednie mieszkanie. Wystarczy żeby zadzwonił do Fabiano, a ten mu zabroni wpuszczać gościa i jego plan nie zadziała. Dlatego miło przyjął sytuację, kiedy w holu nikogo nie zastał. Najszybciej jak tylko mógł przemknął w stronę schodów. Windę wolał ominąć z daleka. Nie był pewny jak długo,  by na nią czekał. Poza tym nie ufał im. Zawsze mogły się zaciąć i go uwięzić. Gdy był dzieckiem utknął w jednej i mała trauma pozostała.
Pokonanie schodów na szóste piętro nie było dla wielu prostą sprawą. Jakiś czas temu i on miałby problem, ale od kiedy biegał, ćwiczył to wyrobił sobie dobrą kondycję. Nawet nabrał trochę umięśnienia. Chociaż nadal był bardzo smukły, to już nikt nie mógł nazwać go chuderlakiem.
Dokładnie o godzinie osiemnastej trafił pod odpowiednie drzwi. Wstrzymał się jeszcze przed zapukaniem w nie, by uspokoić zbyt szybko bijące serce. Nie wysiłek je doprowadził do takiego stanu tylko podekscytowanie. W końcu po roku zobaczy Fabiano. Mógł przez miniony czas stłumić do niego uczucia, ale znał siebie. Kiedy go zobaczy, one wybuchną na nowo. Jakoś przyjdzie mu to przetrwać, bo nie przyjechał tutaj, aby zdobyć tego mężczyznę. Miał inny cel. Potrzebował prawnika ze znajomościami, a tylko ten wydał mu się najwłaściwszy.
Przymknął powieki biorąc głęboki oddech. Wypuścił powoli powietrze, kiedy uniósł rękę i zapukał w brązową przeszkodę oddzielającą go od mieszkania Salieriego. Czekając, rozejrzał się po długim oświetlonym korytarzu, którego podłoga pokryta była czarną mozaiką. Wszędzie było nieskazitelnie czysto i co najbardziej rzucało się w oczy to bogactwo. Może nie jak u milionerów, ale miał dwieście procent pewności, że nigdy nie mógłby sobie pozwolić na zamieszkanie w takim budynku i nawet nie chciałby tego. Wolał miejsce, które teraz należało do niego. Nie było bogato, wymagało remontu, ale kiedy rano wstawał miał piękny widok na morze, a jego szum kołysał go do snu.
Zapukał kolejny raz, kiedy nikt nie otworzył. W sumie nie miał pewności, że mężczyzna jest w domu. Domenico wspominał, że Fabiano potrafi pracować do późnych godzin nocnych. Tym bardziej, kiedy angażuje się w ważny proces. Zastukał kolejny raz będąc już prawie pewien, że nikt mu nie otworzy. Zamierzał czekać na korytarzu na Fabiano, kiedy usłyszał zgrzyt zamka, a potem drzwi się otworzyły ukazując właściciela mieszkania z mokrymi włosami i w samym ręczniku przewiązanym wokół bioder. Na ten widok serce Ivo zagubiło kilka bić, a po kręgosłupie przebiegły przyjemne dreszcze. Penis także zainteresował się smakowitym deserem, bo nie mogło być inaczej kiedy FabianoSalieri dopiero co po kąpieli, z wilgotnym ciałem, wyglądał wprost niesamowicie. Moretti nie mógł się w pierwszym momencie oprzeć popieszczeniu jego ciała wzrokiem, ale po chwili się opanował i skupił na twarzy prawnika.
Fabiano przyglądał mu się ze zmrużonymi oczami i pytającą miną „kim jesteś?”. To raniło Ivo, ale przecież nie oczekiwał, że Salieri rzuci mu się w ramiona i powie jak bardzo tęsknił.
– Nie poznajesz mnie, czy  nie chcesz pamiętać? – zapytał dość ostro Ivo, od razu na siebie o to zły. Przecież nic ich nie łączyło, byli dla siebie nikim, więc prawnik nie musiał go pamiętać. Ale zapomniał użyć filtra na język, zanim się odezwał.
Fabiano pomimo prysznicu, nadal nie potrafił zwalczyć zmęczenia i coraz silniejszego bólu głowy. To nie pomagało mu w rozpoznaniu osoby, która przed nim stała, a jego przeklęty wzrok nie poprawiał sytuacji. Gość był lekko nieostry i dopiero gdyby podszedł bliżej mógłby go rozpoznać, ale nie zamierzał się zbliżać go kogoś, kogo głos z nikim mu się nie kojarzył.
– Czekaj. – Uniósł palec, a potem podszedł do półki pod telewizorem, na której zostawił okulary. Nałożył je i od razu wszystko wokół się wyostrzyło. Wrócił do drzwi, gdzie czekał jego gość, któremu nareszcie mógł się przyjrzeć i pewien barista z Limare powrócił do jego pamięci z mocą uderzenia pioruna.
Białe, dłuższe z prawej strony włosy miały teraz błękitne końcówki. Na czoło chłopaka opadała grzywka, którą nieustannie poprawiał i Fabiano miał ochotę wyciągnąć rękę, by wsunąć mu włosy za ucho. Po lewej czarne włosy były króciutkie, a kilka małych srebrnych kuleczek ozdabiało ucho z tej samej strony jak i dwie kulki wciąż tkwiły w lewej brwi. Natomiast niebieskie oczy z długimi rzęsami były podkreślone czarnym tuszem, a na górnej powiece zostały narysowane kreski w tym samym kolorze.” – Jesteś baristą z Amare – stwierdził.
– Tak. Jednak mnie pamiętasz. Jestem tutaj, ponieważ potrzebuję twojej pomocy.

*

Domenico zaśmiał się odczytując sms–a. Szybko na niego odpisał, zanim został ponownie wciągnięty do łóżka, a gorące pocałunki niczym lawina spadły na jego nagie ciało. Mimo tego nie mógł przestać się śmiać.
– Nie wiem czy tak reagujesz, bo masz wszędzie łaskotki, czy może moje pocałunki cię śmieszą, ale czuję się dziwnie. – Paolo zawisł nad kochankiem, wpatrując się w jego twarz.
– Żadne z powyższych. – Wsunął dłoń w gęste, czarne włosy mężczyzny, którego pokochał rok wcześniej. – Po prostu mój brat wychodzi z siebie. Napisał do mnie, cytuję: „Naprawdę dałeś mu mój adres? Naprawdę?!” Wykrzyknik był dość mocno wymowny. – Ponownie się zaśmiał. – Jego gość dotarł na miejsce.
– I to jest takie zabawne? – Odsunął się od Domenico kładąc u jego boku. Głowę podparł na ręce.
– Zdecydowanie.
– Co mu odpisałeś? – Zakreślał palcami kółka na piersi Salieriego.
– Wysłałem mu uśmiechniętą emotkę. – Nie mógł przestać się śmiać. Położył dłoń na brzuchu. – Cholera brzuch mnie boli.
Oczy Paolo podążyły w tamtym kierunku, ale przesunęły się trochę dalej w stronę penisa mężczyzny, który jeszcze kilka minut temu robił się twardy pod jego dotykiem. Teraz już całkiem zmiękł i wątpił, aby do jego rozbawionego kochanka wrócił nastrój na dalsze igraszki. Tym bardziej, że cały dzień spędzili w łóżku, wczorajszy również i pomyślał, że mogliby już wstać, wykąpać się, a potem ubrać elegancko, by pójść na kolację do restauracji. Ta w hotelu była bardzo dobra, więc nie musieliby niczego szukać. Później wybraliby się na długi spacer pod gwiazdami zwiedzając Palermo. Jutro wracali do domu po tygodniowej podróży. Spędzili ze sobą idealne dni odpoczywając po pracy.
– Kiedy przestaniesz się śmiać, to powiesz mi co sądzisz o kolacji. Zmuszeni bylibyśmy do wyjścia z łóżka i z pokoju.
Śmiech Domenico natychmiast przeszedł. Ułożył się na boku twarzą do Paolo.
– Wyjść? Sądzisz, że po dwóch dniach w totalnym zamknięciu i spędzeniu ich w łóżku, zamiast na kontynuowaniu zwiedzania i podróży po Sycylii, jesteśmy w stanie się ruszyć?
– Jestem prawie pewien, że tak. – Skradł Domenico całusa, zanim poderwał się z łóżka. Wyciągnął rękę w stronę leżącego mężczyzny, który obserwował jego ciało z głodem w oczach. – Wciąż ci mało? – zapytał DiCarlo.
– Oczom zawsze mało, a jeżeli chodzi o ciało… – Spojrzał na swojego członka. – Mój penis chyba nie byłby w stanie wiele zrobić. Woli odpocząć. Jest przemęczony orgazmami, które mu dałeś. – Ponownie popatrzył na Paolo i chwycił jego dłoń przy pomocy, której było mu łatwiej wstać. Miał ochotę w ogóle się nie podnosić. Od razu jak tylko jego nogi dotknęły podłogi, kochanek porwał go w swoje ramiona.
– Domenico, chcesz powiedzieć, że nie masz już sił, aby ponownie dojść? – Oparł ich czoła o siebie, a dłonie położył na pośladkach Salieriego. Natomiast ręce partnera wykonały idealnie lustrzany ruch.  – To może jeszcze raz ci udowodnię, że zawsze jesteś w stanie dojść, kiedy ja cię do tego doprowadzam. Możesz to robić ciągle i ciągle i ciągle. – Ostatnie słowa powtarzał kilkukrotnie, po każdym cmokając usta Domenico i popychając go w stronę łazienki.
Zanim tam zniknęli Salieri zerknął na telefon i przebiegła mu przez głowę pytająca myśl, o tym jak radzą sobie Fabiano i Ivo. Ale zaraz ona zniknęła, kiedy drzwi łazienki zamknęły się za nimi, a usta Paolo skutecznie zawróciły jego uwagę na właściwą drogę.

*

Fabiano jeszcze raz spojrzał na emotkę, którą przysłał mu brat. Miał wrażenie, że ta bezczelnie się z niego śmieje. Nie miał sił, aby mu cokolwiek na to odpisać, jedynie w myślach zaklął, a nawet to wymagało wysiłku. Gdyby nie jego gość już oddawałby się krainie Morfeusza.
– Niewiele tu masz. Lubisz minimalizm? – zapytał Ivo rozglądając się po salonie, którego jedynymi meblami był jeden stolik, przy którym stała czarna, skórzana kanapa. Nie było żadnych foteli, ani niczego w tym stylu. O dywanie też zapomniano. Naprzeciwko sofy znajdowała się półka, na której stał telewizor w otoczeniu dwóch regałów wypełnionych prawniczymi książkami. Oczywiście nie mógł zapomnieć o fortepianie stojącym przy oknie. Instrument z prawdziwego zdarzenia był czarny, majestatyczny i Ivo odnosił wrażenie, że najważniejszy w mieszkaniu. Niczym honorowy gość, dla którego przeznacza się najlepsze miejsce.
– Powiedz co tu robisz? Do czego jestem ci potrzebny? – Fabiano zacisnął pas białego szlafroka, jakby to mogło sprawić, żeby nie było mu zimno. Do tego głowa coraz mocniej bolała, tak jak i oczy.
– Kiepsko wyglądasz – stwierdził Ivo, skupiając spojrzenie na Fabiano. Mężczyzna jeszcze po kąpieli miał rumieńce, ale teraz wyglądał blado i tak jakby miał upaść. – Dobrze się czujesz?
– Nie spałem od trzech dni. – To nie było tylko to. Przez ostatnie tygodnie całkowicie wyeksploatował swój organizm i teraz za to płacił.
– Balowałeś? – zażartował barista, opierając ręce na biodrach. – W sumie chętnie potańczyłbym.
– Ja nie baluję i nie tańczę. Co tu robisz? – Przeszedł do kuchni, by zrobić sobie kawę z nadzieją, że mu pomoże. Potem wysłucha chłopaka i każe mu się wynosić, albo najlepiej by było jakby od razu wyrzucił go za drzwi.
Kuchnia była osobnym pomieszczeniem, oddzielona od salonu cienką ścianą, w której znajdowało się łukowe przejście. W przeciwieństwie do pokoju dziennego w niej  było bardzo jasno. Cała utrzymana w bieli i granacie. Głównym punktem był marmurowy blat, oczywiście w ulubionym kolorze prawnika. Ivo zaczął się rozglądać, ale nie zdążył przyjrzeć się bliżej pomieszczeniu, bo Fabiano zachwiał się i upadłby gdyby go nie przytrzymał. W innych okolicznościach szalałby ze szczęścia, że go w końcu dotyka, ale teraz po prostu zaczął się martwić.
– Człowieku, co z tobą?
Fabiano zły za okazanie słabości, próbował odepchnąć chłopaka, ale ten nie pozwolił mu na to trzymając go mocno. Nie wyglądał na tak silnego, albo po prostu to on jest zbyt słaby. Na tyle, że bez protestów pozwolił zaprowadzić się do sypialni. Jej odnalezienie nie było trudne dla Morettiego, bo to był jedyny pokój w mieszkaniu, w którym stało olbrzymie łóżko. Poza sypialnią znajdował się jeszcze gabinet po brzegi wypełniony kolejnymi prawniczymi tomami oraz łazienka urządzona bardzo nowocześnie.
– Kładź się i wyśpij. – Ivo zdjął koc z pościeli, uśmiechając się w duchu na wybór koloru przez mężczyznę. Potem odsunął kołdrę i niemalże wepchnął na wpół śpiącego Fabiano do łóżka. Przykrył go i zrobił tak jak robiła zawsze jego mama. Przyłożył dłoń do jego czoła. – Cholera, masz gorączkę. To pewnie przez to, że jesteś zmęczony. Powinieneś częściej o sobie pomyśleć lub mieć kogoś, kto będzie to robił za ciebie – mówił bardziej do siebie, bo w chwili kiedy głowa prawnika dotknęła poduszki mężczyzna zasnął.
Chłopak ukucnął przy łóżku i wpatrzył się w twarz śpiącego na boku Salieriego. Wyciągnął dłoń, by z troską odgarnąć opadające mu na twarz włosy, które jak pamiętał prawnik zawsze zaczesywał na prawy bok. Nie oparł się przesunięcia palcem po jego policzku, na którym wykłuwał się zarost.
– Tęskniłem za tobą. Nic nas nie łączyło, a ja jak głupi tęskniłem – szepnął, po czym odetchnął ciężko i wstał.
Udał się do kuchni, postanawiając zachowywać się jakby był u siebie w domu. Tam odnalazł butelkę niegazowanej wody oraz zrobił dla siebie herbatę w filiżance, bo nie znalazł żadnego kubka czy szklanki. Musiał zadowolić się czarną, bo zielonej nie było. Wrócił do sypialni, w której również królowały kolory granatu i postawił wodę na nocnym stoliku, a z filiżanką herbaty w dłoni, usiadł w wygodnym fotelu stojącym w pobliżu łóżka. Za nim znajdowała się szafa zajmująca niemalże całą ścianę. Jedno jej skrzydło było otwarte, ukazując wiszące garnitury.
Upił łyk herbaty popatrując na Fabiano, do którego wyrywało się jego serce i bolało na świadomość, że ten mężczyzna nigdy go nie pokocha. Przeniósł wzrok ze śpiącego na okno, za którym jeszcze trwał dzień, ale i on niedługo zacznie ustępować miejsca nocy, pokazując mijający czas. Coś, co wyznaczało kolejne miesiące jego samotności.

20 stycznia 2019

Ucieczka do Limare - Rozdział 15 ostatni

Zapraszam na ostatni rozdział tomu pierwszego Amare. Za tydzień rozpocznę publikację części drugiej. Całą serię oczywiście można kupić na Bucketbook.pl
lub Beezar.pl

Dziękuję za każdy komentarz. :)


– Tato! – W długim korytarzu budynku sądu, rozległ się głos dwunastoletniej dziewczynki.
Paolo odwrócił się i uśmiechnął. Przeszedł kilka kroków by ostatecznie przykucnąć z rozłożonymi rękoma, tak by córka w nie wpadła.
– Gianna, Gianna – powtarzał nie mogąc uwierzyć, że ona jest z nim.
Po dziewięciu dniach od wybuchu afery, której Limare od lat nie widziało, sąd oddał mu córkę. Fabiano walczył jak lew, by cała procedura została przyśpieszona, bo nawet on nie chciał, aby dwunastolatka przebywała w domu dziecka zbyt długo, gdzie mogłaby się nabawić jakiejś traumy. W końcu miała dobrego ojca, do którego mogła wrócić, a który na szczęście mógł ją odwiedzać przez te dni. Na każdym takim spotkaniu nigdy nie mogli być sami. Zawsze ktoś im towarzyszył, obserwował z daleka. Denerwowało go to, ale rozumiał tych ludzi. Musieli się upewnić, że małą zaopiekuje się dobry, kochający ojciec. Na szczęście nie patrzono na niego przez pryzmat orientacji. Zwracano uwagę na to czy jest w stanie zapewnić córce godne warunki do życia, bezpieczeństwo, miłość i dostęp do nauki.
Dzisiaj przyznano mu prawa do niej, a matce je ograniczono. Zresztą dotarła do niego wiadomość, że Maristella nie chce już córki. Poczuł z tego powodu ulgę. Tym bardziej, że kobieta nie była przy zdrowych zmysłach. Raz zgodzono się na wizytę z nią i żałował, że ją zobaczył. Pluła na niego jadem powtarzając, że go nienawidzi i życzyła mu śmierci za to, że ją zostawił. Mówiła jak obłąkana i nie dziwił się temu, że jest pod kontrolą psychiatryczną.
– Gianna. – Tulił córkę, a łzy spływały mu po policzkach.
– Chciałam być z tobą, tatusiu. Możemy wrócić do domu?
– Wrócimy. Twój miś się za tobą stęsknił i ja również. – Spojrzał w oczy córki i nie mógł być bardziej szczęśliwy.
– To dlaczego płaczesz?
– Ze szczęścia. Czasami płacze się ze szczęścia. – Otarł twarz rękawem i podniósł się. – Zanim wrócimy do domu, to chcę ci kogoś przedstawić. Opowiadałem ci o Domenico. – Wyciągnął dłoń, a stojący nieznacznie z tyłu mężczyzna podszedł do nich i podał mu swoją.
Salieri denerwował się. Ciemne oczy dziewczynki tak podobne do oczu ojca spoczęły na nim. Czarne, długie włosy miała zebrane do tyłu i związane w kucyk. Wiedział, że go ocenia i Bóg mu świadkiem, bardzo chciał, aby ta ocena wypadła dobrze.
– Jesteś chłopakiem mojego taty? – zapytała.
– E… Tak. Jestem chłopakiem twojego taty. Chciałbym… – zaciął się na chwilę będąc zdenerwowanym. Nawet ciepła, zaciskająca się na jego dłoń partnera nie pomagała. – Chciałbym abyśmy… – Tym razem urwał, bo drobna dłoń dziewczynki wsunęła się w jego, a szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy.
– To znaczy, że będziesz moim drugim tatą?
Na to pytanie Paolo uniósł brwi wpatrując się w niego, a on się roześmiał. Gianna nie miała pojęcia, że tym pytaniem rozbiła wszystkie tłoczące się w nim nerwy.
– Jeżeli chcesz i twój tata zechce… – Popatrzył na Paolo wyłapując jego pełne miłości spojrzenie.
DiCarlo skinął głową, a potem całując ukochanego w czoło rzekł:
– Mówiłem, że cię pokocha.
– Wracamy do domu? – zapytała Gianna.
Nie wyglądała jakby martwiła się matką. Obaj wiedzieli dlaczego. Maristella bardzo źle ją traktowała. Odcięła ją od koleżanek, zabraniała bawić się, była okrutna i biła ją. Od dawna nie kochała córki. Dlatego Paolo zamierzał dać jej dużo miłości i cieszył się, że nie będzie w tym sam.
Spojrzał na zbliżającego się do nich Fabiano, który zakończył rozmowę z kimś kto przywiózł do sądu dziewczynkę.
– Możemy jechać do domu? – spytał prawnika.
– Wszystkie formalności są już załatwione. Jeszcze przez dwa miesiące będziecie mieć kogoś z opieki społecznej na głowie, ale to tylko zwykła ostrożność. W każdym razie moje zadanie jest już tutaj zakończone. Więcej nie mogę zrobić. Sprawa bankiera i jego żony, to już wątek kryminalny, a to nie moja działka.
– Będę wzywany na świadka? – Paolo musiał się upewnić co do tego.
– Tak jak każda z osób, która została oszukana. Pan dodatkowo jest ze sprawą związany z powodów nam znanych. O wszystkim zostanie pan powiadomiony listownie.
Domenico patrzył na brata, który wciąż oficjalnie rozmawiał z Paolo i nie mógł uwierzyć, że Fabiano chciał dzisiaj wyjechać. Czekała na niego praca, a wspólnik coraz bardziej domagał się jego powrotu. Szykował się ważny proces o wysokie odszkodowanie od jednego z rzymskich szpitali. Poszkodowana pacjentka chciała, aby jej adwokatem był właśnie jego brat. Chodziło o bardzo duże pieniądze.
Trudno będzie mu się z nim pożegnać. Przyzwyczaił się do obecności brata pod jednym dachem. Tylko on mu został z dawnej rodziny. Teraz miał nową, ale Fabiano zawsze będzie się dla niego liczył.
Kilka minut później, kiedy upewnili się, że mogą wyjść i zacząć kolejny rozdział życia, opuścili budynek sądu.

*

Ivo Moretti odłożył gazetę i wpatrzył się w puste łóżko brata. Dopóki nie zakończy się proces Salerno Nino nie wróci. Jako ważny świadek przebywał pod nadzorem prokuratora, który decydował nawet o tym, kiedy chłopak może iść do toalety. Jedyne wiadomości jakie Ivo dostawał to te, że brata poddano przymusowemu odwykowi. W sumie nie był on taki przymusowy. Z tego co się Fabiano Salieri dowiedział, to Nino miał wybór. Zostać aresztowanym i oskarżonym o zatajenie przestępstwa lub zgodzić się zeznawać i poddać terapii.
Oboje z mamą mieli nadzieję, że dzięki temu odzyskają dawnego Nino. Proces o morderstwo mógł potrwać bardzo długo i Ivo obawiał się czy mama doczeka jego końca i czy jeszcze ujrzy starszego syna.
W gazecie pisali też o innych oszukanych osobach. Bank Salerno przestał istnieć, kiedy wyszły na jaw wszelkie machlojki. Oszukanym na wiele milionów euro ludziom umorzono kredyty i mogli zaczynać od nowa. Taką szansę dostał jego szef, dzięki temu Amare nie upadnie, ani nie zostanie zrównane z ziemią, a on wciąż miał pracę. O Fabiano Salierim próbował nie myśleć w kategoriach uczuciowych. Widywał mężczyznę w bistro, ale poza pytaniami o Nino nie rozmawiał z nim i traktował go jak jednego z wielu klientów.
– Tak będzie lepiej – powiedział do siebie – i tak niedługo wyjedzie. – Wstał z łóżka i wyszedł do dużego pokoju.
Mama oglądała telewizję, w której na okrągło relacjonowali minioną niedzielną paradę  zorganizowaną przez burmistrza z powodu rocznicy wyzwolenia miasta. Tamtego dnia Amare było otwarte od świtu do późnych godzin nocnych. Lokal był pełen klientów, a do pomocy w kelnerowaniu Giovanna wezwała swoją koleżankę, bo sama nie dałaby rady.
To był dobry dzień również dla jego mamy. Za to w poniedziałek czuła się bardzo źle. Musiał wzywać lekarza i poszedł do kościoła pomodlić się za nią. Na szczęście kolejnego dnia poczuła się lepiej i tak samo było dzisiaj.
Usiadł przy niej, a ona uśmiechnęła się do niego.
– Nie idziesz na przyjęcie do Paolo?
– Będzie dopiero popołudniu. – Jego szef wraz ze swoim partnerem, który podjął się zarządzania bistro, zorganizowali niewielkie spotkanie u siebie w domu z powodu powrotu Gianny. Został zaproszony, ale wahał się nad pójściem. – Nie chcę zostawiać cię samej.
– Przecież i tak jak wychodzisz do pracy zostaję sama. Poza tym mam obok Francescę. Często do mnie wpada i już się umówiłam na dzisiejsze sąsiedzkie spotkanie przy herbatce. Poplotkujemy. Idź i świętuj z przyjaciółmi. Ciesz się. Ja będę tutaj na ciebie czekać. – Położyła dłoń na jego. Nie chciała, aby z nią siedział i zamartwiał się. Ostatnio nawet nie wychodził wieczorami potańczyć. Z nikim się nie spotykał. Znała przyczynę tego i smuciło ją to, że jej syn pokochał nieodpowiednią osobę. – Chłopcze, nie możesz mi poświęcić życia. Wystrój się i idź tam. To rozkaz.

*

Domenico odłożył telefon zadowolony z rozmowy. Jego mieszkanie zostało sprzedane i to za sumę, której żądał. Dzięki tym pieniądzom chciał pomóc Amare. Paolo jeszcze o tym nie wiedział i nie mógł doczekać się tego, kiedy przekaże mu wiadomość.
Znalazł go na dworze bawiącego się z córką. Ona stała na prowizorycznej bramce, a on próbował wbić gola.
– Domenico, zobacz rośnie nam kobieca wersja Roberto Baggio.[1]
– Właśnie widzę. Gianna, iloma punktami wygrywasz?
– Wbiłam mu tylko dwa gole więcej, ale da się to nadrobić – odrzekła dumna z siebie dziewczynka. Po chwili zaśmiała się z miny swojego taty, który pokazał jej język. W ogóle nie było po niej widać krzywd jakie jej wyrządzono. Była szczęśliwa, bo marzyła, aby być z tatą i to się spełniło. Pomimo tego i tak czekało ją kilka rozmów z terapeutą. Paolo nie miał nic przeciw, bo wolał dmuchać na zimne.
– Brawo – pochwalił dwunastolatkę Salieri.
– Dołączysz do nas? – zapytał DiCarlo kopiąc piłkę. Giannie to też udało się obronić. Dziewczynka z radości zaczęła tańczyć i skakać oraz śpiewać o wygranej.
– Piłka to nie moja działka, kochanie. Możemy później pogadać?
Kucharz zmrużył oczy.
– Coś się stało? – Niepokój ogarnął jego serce.
– Nie, spokojnie. Po prostu sprzedałem mieszkanie i chciałbym o tym chwilę z tobą pogadać zanim przyjdą goście. Możemy też porozmawiać później lub jutro.
– Gianna? – Paolo zwrócił się do córki, która kozłowała piłkę. – Za chwilę przyjedzie ciocia Giovanna, powiedz jej, że rozmawiam z Domenico.
– Dobrze.
DiCarlo chwycił partnera za rękę i zaprowadził go do kuchni. Stąd mogli doskonale widzieć co robi dziewczynka i spokojnie porozmawiać.
– Cieszę się, że sprzedałeś mieszkanie, ale o co chodzi? Nie mów, że musisz tam jechać.
– Nie muszę. – Czule pogłaskał policzek Paolo. – Chcę część pieniędzy zainwestować w Amare. Większość sumy, którą otrzymam. – Gdyby kochanek nadal był w długach nawet pieniądze za mieszkanie by tu nie pomogły, ale teraz śmiało mógł realizować swój plan.
– Nie… Nie ma mowy, to twoje pieniądze. – DiCarlo odsunął się i przeczesał dłonią włosy.
– Moim zdaniem są nasze. Do tej pory wydawało mi się, że jesteśmy razem. Chcę, aby one pracowały na naszą rodzinę, a nie leżały na koncie. Poza tym pomogą całkowicie stanąć bistro na nogi. Spłacisz ostatnich dostawców. Dokupimy stoliki do ogródka. Możemy również zrobić remont zachowując klimat miejsca. I w następnym miesiącu będziesz miał też z czego wypłacić pełne wypłaty pracownikom.
– Nie zgadzam się. – Paolo pokręcił głową.
– Dlaczego? Jaki masz z tym problem? – Zdenerwował się Domenico.
– Bo to twoje pieniądze.
– Już ci to tłumaczyłem. No chyba, że śmierdzą!
– Nie krzycz. Po prostu…
– Rozumiem, chcesz wszystko zrobić sam – powiedział spokojnie Salieri. Zbliżył się do partnera. Położył dłonie na jego szyi, a kciuki oparł o jego szczękę i patrząc mu w oczy powiedział: – Pamiętaj, że nie jesteś już sam. Jestem z tobą i chcę zainwestować w to co będzie pracować na nas. Nie odrzucaj mojej pomocy. Ranisz mnie kiedy to robisz.
– Przepraszam. – Objął Domenico wciskając nos w jego szyję. – Po prostu od tak długiego czasu musiałem liczyć tylko na siebie. Przyzwyczaiłem się do tego. Ale nie chcę tak po prostu przyjąć twoich pieniędzy. – Spojrzał w oczy partnera, w których błysnęła irytacja. – Może zostaniesz moim wspólnikiem. Jeżeli to ma być nasze, to w pełni. Co ty na to? 
Miejsce irytacji w oczach Salieriego zastąpiło szczęście.
– Poprowadzę Amare tak, aby klienci do nas wracali i mówili innym jak smaczne mamy jedzenie. Uda się pod warunkiem, że szef kuchni nadal będzie tworzył cuda. – Przesunął dłońmi po plecach Paolo.
– Musisz z nim pogadać. Najlepiej dzisiejszej nocy, kiedy jego córka pójdzie spać, a goście wrócą do domów.
– Hmm. Wydaje mi się, że da się to zrobić. Jestem jak najbardziej za nocną rozmową. Uwielbiam je – dodał i pocałował partnera. Mógłby zatracić się w pocałunku, ale kątem oka zobaczył ubraną w szorty i bluzkę na ramiączkach kobietę, która odstawiła rower. – Giovanna przyjechała.
Obaj wyjrzeli przez okno na podwórko gdzie kuzynka Paolo przytuliła Giannę, a potem obie zaczęły rozmawiać.
– Chodźmy do nich. W ogóle to gdzie jest twój brat?
– Na górze. Pakuje się. Nie zostaje z nami do jutra. Jest potrzebny w Rzymie. – Będzie za nim tęsknił, ale Fabiano obiecał ich odwiedzać. Miał na to nadzieję, bo on na pewno przez dłuższy czas nie wróci do stolicy.
Wyszli na dwór akurat w chwili kiedy przyjechał Enrico z żoną, a zaraz za nimi pojawił się Sergio z narzeczoną oraz Livio z córką. Każdy z pomocników kuchennych coś ze sobą przyniósł i pogratulowali Paolo odzyskania Gianny.  Pomogli również w wyniesieniu na dwór długiego stołu, aby wszyscy mogli się przy nim zmieścić. W ciągu godziny zrobiło się bardzo głośno. Oczywiście kobiety najgłośniej dyskutowały, ale panowie nie byli od nich gorsi.
Gianna biegała wokół z córką Livia Orsolą. Dziewczynki były w tym samym wieku i znały się ze szkoły, ale nie utrzymywały ze sobą kontaktów. Wyglądało na to, że teraz mogło się wiele zmienić.
Ivo dołączył do całego towarzystwa jakiś czas później i od razu został zatrudniony do robienia napojów, nie tylko kawowych. Pomagał mu Domenico, który mieszając drinka spojrzał na Paolo stojącego przy grillu. Kiedy ten na niego popatrzył, Salieri mrugnął do niego i krzyknął:
– Panie kucharzu, tylko niech pan tego nie spali. Potrzebujemy mięsa dzisiaj wieczorem.
– Ty się o to nie martw. – Posłał Domenico całusa i zajął się przewracaniem steków. Do nich miały być dołączone grillowane pomidory, a wszystko to połączone z dużą ilością ziół. 
Ostatniego grilla robił kiedy żyła babcia. Szkoda, że cię tu nie ma, pomyślał, ale wiem, że nas widzisz i, że cieszysz się razem z nami. Zawiał mocniejszy wiatr, a on drgnął kiedy poczuł smagnięcie po policzku, tak jakby ktoś przesunął po nim palcami. Uśmiechnął się. Tak, jesteś tu z nami.
Z domu wyszedł Fabiano ze swoją torbą. Domenico skrzywił się niezadowolony z jego wyjazdu. Patrzył jak mężczyzna wkłada swoje rzeczy do bagażnika granatowego Maserati GranCabrio.
– Nie możesz zostać do jutra? – zapytał podchodząc do niego.
– Wiesz, że będę jechał przez wiele godzin i jutrzejszej nocy chcę być w Rzymie. Mam coś powiedzieć rodzicom?
– Tylko wtedy jeżeli cię o mnie zapytają, a tego nie zrobią. – Chwilami o nich myślał. Mimo że dla nich nie żył, to oni nadal żyli dla niego. Aczkolwiek na jednym się łapał. Nie tęsknił za nimi, a tym bardziej za życiem w kłamstwie, którego od niego żądali.
– W porządku.
Paolo zostawił grilla pod nadzorem Enrico i podszedł pożegnać się z Fabiano. Wiele mu zawdzięczał. Nie zwykł tego robić, ale chwycił mężczyznę w objęcia, a ten zesztywniał w jego ramionach. Nie miał pojęcia, że starszy brat jego partnera nie lubił być dotykany.
– Dziękuję, Fabiano. Dziękuję i wróć do nas – dodał, puszczając go.
Prawnik odchrząknął.
– Powodzenia… Paolo i dbaj o Domenico. – Popatrzył na brata i po chwili go objął. – Dbajcie o siebie nawzajem. – Puścił brata i otworzył drzwi od samochodu. Wsiadł za kierownicą i zapiął pas. – Zadzwonię jak dotrę na miejsce – powiadomił Domenico, który zamknął za nim drzwi.
– Wolałbym, abyś jeszcze został, ale szczęśliwej podróży. Wróć do nas.
– Postaram się was odwiedzić. – Wsunął kluczyki do stacyjki.
– Ale nie za dziesięć lat, braciszku.
Obaj z Paolo odsunęli się, kiedy samochód ruszył. Domenico było ciężko na sercu, ale nie mógł nic zrobić. Nie przywiąże brata i nie zamknie go w piwnicy trzymając na uwięzi. Przeczuwał, że nie spotkają się szybko znając życie jakie prowadził Fabiano. Już za nim tęsknił.
Nie był jedyną osobą, którą ranił wyjazd prawnika. Ivo stał oparty o jeden z filarów podtrzymujących dach tarasu i serce mu pękało z żalu oraz tęsknoty. On nawet nie mógł się z nim pożegnać. Wiele by dał za choćby jedno przytulenie. Mógł sobie tylko wyobrażać jakie by to było uczucie, gdyby znalazł się w jego ramionach. Ale może kiedyś… Może kiedyś będzie miał szansę na spełnienie swojego marzenia. Ukrywając w sobie swój ból uśmiechnął się do Giovanny, która podeszła do niego z prośbą, by pomógł jej zanieść sałatki na stół. Wieczorny posiłek był prawie gotowy.
Tymczasem Paolo ucałował czoło partnera wspierając go i kochając. Po tym jak samochód prawnika zniknął im z oczu, wziął Domenico za rękę i poprowadził do niewielkiej grupki, która rozmawiała wesoło. Wszyscy uśmiechnęli się do nich i zrozumiał, że nie jest już sam.
– To jest rodzina – szepnął do niego Domenico, kiedy usiedli przy stole pełnym jedzenia.
Miał rację, bo rodziny nie tworzą ludzie, którzy są połączeni ze sobą genami. Rodzinę tworzą ci, którzy nie odrzucają, nie odpychają, kochają. Którzy po prostu są i będą tak samo jak miłość, która w niewielkim Limare popchnęła ku sobie dwóch mężczyzn pochodzących z różnych światów. A oni nie mieli innego wyjścia, jak tylko ulec przeznaczeniu.

KONIEC


[1]Roberto Baggio (ur. 18 lutego1967 w Caldogno) – były włoski piłkarz występujący na pozycji napastnika. W 1993 roku został uznany za piłkarza roku FIFA i zdobył Złotą Piłkę dla najlepszego gracza Europy.