31 marca 2019

Powrót do Limare - Rozdział 10

Dziękuję za komentarze. :)



Ivo denerwował się. Stukał palcami o kontuar czekając, aż ekspres zmieli ziarna kawy. Wypatrywał Fabiano, ale wyglądało na to, że mężczyzna może dzisiaj nie pojawić się w Amare. Możliwe, że będzie go unikać. Chciał z nim po prostu porozmawiać o tym co się stało, pomimo tego, że miejsce do takiej rozmowy było nieodpowiednie. Z drugiej strony lepiej nie poruszać tego tematu. Nic złego się nie stało. Dzisiaj, kiedy się z tym przespał, inaczej patrzył na ich krótkie zbliżenie. Nie miał powodu czuć się winnym. Obaj są dorośli, a przecież gdyby prawnik czegoś nie chciał to by powiedział „nie”. Jedno, proste słowo i Ivo by się wycofał.
– Skarbie, przestań pląsać myślami po innym świecie. – Giovanna przytuliła tacę do piersi. W oczach kobiety zabłysła ciekawość. – Mów o co chodzi. Jestem dzisiaj żądna plotek.
– Nie dzieje się nic, o czym musisz wiedzieć. Po prostu czekam aż się zmielą ziarna.
– Czekasz, czekasz. Stoisz nieruchomo od pięciu minut i ludzie zaczynają się na ciebie patrzeć niczym na jakiś posąg. Nie chcesz mówić to nie, ale jakby co to wiesz gdzie mnie znaleźć. Wracam do pracy.
– Mhm – mruknął pod nosem, również zabierając się za swoją pracę.
Dzięki niej cztery godziny upłynęły szybko. Fabiano pojawił się w bistro w porze obiadowej. Usiadł przy swoim ulubionym stoliku, jak zwykle nie odrywając wzroku od telefonu. Takim Ivo go poznał i takiego pokochał. Przygotował dla prawnika ulubioną kawę. Piankę posypał tylko startą czekoladą, po raz kolejny unikając tworzenia rysunku. Zaniósł espresso do stolika mężczyzny. Postawił przed nim napój i usiadł naprzeciwko. Salieri popatrzył najpierw na kawę, potem na niego. Zrobił to tak obojętnie, że Moretti miał ochotę chwycić go, przeciągnąć przez stolik i pocałować, by wydobyć z niego jakiekolwiek uczucia.
– Dobrze ci idzie udawanie, że nic cię nie rusza – zagadnął Ivo.
– A tobie wkurwianie mnie, Moretti. Czego chcesz? – Odłożył Iphone na blat i sięgnął po filiżankę. Dużo go kosztowało to „udawanie” obojętnego. Jego ciało bardzo mocno przypomniało sobie każde dotknięcie chłopaka, pocałunek, napieranie ciała na jego.
– Kiedy jedziemy do mojego brata? – zapytał barista, mimo że miał ochotę porozmawiać na inny temat. – Powinien być w domu. Rano podrzuciłem mu ładowarkę i mówił, że nigdzie się nie rusza.
– Po obiedzie. Jestem tutaj, by coś zjeść. Nie rozmawiać.
Ivo prychnął.
– Nie chcesz rozmawiać ze mną. Boisz się, że znów ulegniesz? – Mógł się mylić, ale przez twarz Fabiano ponownie przebiegło coś na kształt pragnienia i strachu. Ten mężczyzna był tak sprzeczny w tym co robił, a czego chciał, że barista i tak dziwił się sobie, potrafiąc coś z niego odczytać. – Ale mniejsza z tym. Ten temat zostawmy. Czego się dowiedziałeś o morderstwie?
– Wiem tyle, że twój brat ma poważne kłopoty. Tylko cud sprawia, że jeszcze chodzi wolny – rzekł poważnie prawnik.
Nie tego Ivo spodziewał się usłyszeć. Po tych słowach wszelkie ochoty na drażnienie Fabiano natychmiast przeszły. Sprawa była naprawdę poważna. Nino był jaki był, ale nie chciał, aby brat, jeżeli jest niewinny, szedł do więzienia.
– Dlatego koniecznie muszę porozmawiać z twoim bratem. Wiem o co chcę go zapytać. Jeżeli zacznie kłamać, niech sobie sam radzi, bo ja mu nie pomogę. A teraz jeżeli był byś tak łaskaw i zostawił mnie samego, byłbym wdzięczny.
– Fabiano, nie wypowiadaj przy mnie takich słów – wyszeptał barista – bo nie wiesz jakiej wdzięczności zażądam. – Znowu ujrzał to samo. Pragnienie w wiecznie pokrytych zimnem piwnych oczach. – Chyba jednak powiem to, co mi leży na wątrobie. Miałem wyrzuty sumienia po tym co wczoraj zrobiłem, ale to była chwila słabości. Dzisiaj jestem pewny, że to na co pozwoliłeś… – przerwał na chwilę, a potem pochylając się nieznacznie ku mężczyźnie, kontynuował: – Chętnie byś to powtórzył. Chcesz mnie, a ja chcę ciebie. Prosty rachunek. Nic skomplikowanego. Jedno twoje słowo, a zrobię wszystko czego pragniesz. – Ivo mówiąc to jeszcze nigdy nie był tak pewny siebie. Gdy wstawał zostawiając prawnika samego wiedział, że się nie podda. Jego serce za jakiś czas może zostać zmiażdżone, ale nie stając do tej walki w przyszłości może tego bardzo żałować. Jedna chwila z Fabiano była warta wszystkiego. Nawet przyszłego cierpienia.
Salieri możliwe, że pierwszy raz w życiu na dłużej zapomniał języka w gębie. Wygadany na sali sądowej, mniej poza nią, teraz kompletnie nie wiedział co powiedzieć chłopakowi, który wyraźnie dał mu do zrozumienia, że jest chętny na seks z nim w każdej chwili. Co więcej, mózg mu się chyba roztopił, bo nawet złożenie jakiegokolwiek słowa przychodziło z trudem i cieszył się, że barista odszedł. Był nawet pewny, że trzęsą mu się ręce, więc nawet nie próbował podnosić kawy czy telefonu. Zacisnął palce na udach, próbując dojść do siebie. Wiele razy ktoś go w różny sposób wyprowadził z równowagi i wtedy reagował. Nawet siłą jak wtedy, kiedy Nino dusił brata. Nigdy jednak nikt, prosto w oczy, nie powiedział mu czego chciał. Ivo to zrobił, ponownie czytając go niczym łatwo dostępną książkę. Tak podobno nie potrafiło zrobić mnóstwo par z długoletnim stażem. Także w głowie tłukło mu się pytanie, co takiego musiało być pomiędzy nim a Ivo, że chłopak tak go wyczuwał. Choćby pozjadał wszystkie rozumy świata, skończył wiele kierunków na studiach i tak by się tego nie dowiedział.
To jest frustrujące, pomyślał, kiedy udało mu się odzyskać tę zdolność.
– Cholerny Ivo Moretti. – Spojrzał w stronę stanowiska baristy mając szczęście, że chłopak był zajęty rozmową z dość przystojnym klientem. Uśmiechał się do niego, coś pokazywał zanim podał mu kawę. Klient odbierając ją niby to przypadkiem dotknął dłoni Morettiego, a Fabiano poczuł dreszcz zazdrości, który zniknął, kiedy oczy Ivo skierowały się w jego stronę. Te niebieskie oczy, które gdyby były bliżej, powiedziałyby mu zbyt dużo. Odwrócił spojrzenie i wziął do dłoni menu przypominając sobie, że wpadł tu na obiad, a nie po to by obserwować tutejszego baristę.

*

 Domenico nie miał dzisiaj za dużo pracy. Wczoraj wykonał jej większość, więc kiedy tylko złożył zamówienia na przyszły tydzień, był wolny. Dlatego wybrał się pieszo na plażę i usiadł na jednej ze skał. Dzień był upalny, więc nie dziwił się tłumom leżącym plackiem na piasku, czy kąpiącym się w morzu.
Tego lata do Limare przyjechało bardzo dużo turystów. Oni też na tym korzystali, goszcząc ich w bistro. Cieszyłoby go to, gdyby nie brat. Domyślając się, że Fabiano wpadnie do Amare na obiad wolał stamtąd uciec. Po tym jak wczoraj prawnik kazał mu się nie wtrącać do jego życia, poczuł do niego urazę. Może chciał za dużo wiedzieć, ale bardzo go te tajemnice niepokoiły. Poza tym myśl, że Fabiano mu nie ufał, nie była miłą.
Nie miał pojęcia ile czasu spędził na rozważaniach, które przerwał dzwonek telefonu. Sprawdzając kto dzwoni serce podeszło mu do gardła. Osoba, która chciała się z nim skontaktować była tą od której telefonu nie spodziewał się już nigdy.

*

Salieri pożałował, że nie pozwolił prowadzić Ivo, bo Maserati po słowach chłopaka niebezpiecznie zjechało na pobocze i milimetry dzieliły go od zderzenia ze ścianą.
– Nie mów, że tak reagujesz na moje zwykłe pytanie. Rozbijesz samochód.
– Zamknij się.
– Zapytałem tylko, kiedy ostatni raz uprawiałeś seks z mężczyzną.
– Nie twoja sprawa, Moretti. – Rozejrzał się, aby sprawdzić czy nic nie nadjeżdża i wycofał na tyle, by móc wyrównać tor jazdy.
– Nie chcesz odpowiedzieć, czyli to było dawno, ale nie tak dawno jak swego czasu Paolo spotkała taka przerwa zanim poznał twojego brata.
– Wolę kobiety – burknął Fabiano, broniąc się. Ivo znów wyprowadzał go z równowagi.
– Tak ci ktoś wmówił, mecenasie. Ewentualnie próbował to zrobić. Nie lubisz też dotyku, ale w czasie seksu z facetem kochasz to.
Fabiano gwałtownie zatrzymał się, nie chcąc spowodować wypadku. Opony aż zapiszczały, a idący wąskim chodnikiem ludzie obejrzeli się na nich.
– Wysiadaj – warknął.
– Że co?
– Wysiadaj – powtórzył Salieri i zrobił to, o co prosił chłopaka. Wysiadł, a kiedy barista podążył jego krokiem, rzucił mu kluczyki. – Ty prowadzisz, może dzięki temu bezpieczniej dojedziemy na miejsce. Zadając tak niedorzeczne pytania nie rozbijesz nas, co ja bym zrobił słuchając ciebie. Najlepiej to zamknij się, o co proszę cię od paru dni.
Ivo chętnie wsiadł za kierownicę, ale nie przestał mówić:
– Wiesz co? W tobie jest dużo sprzeczności. Dzisiaj do tego doszedłem. Bo słuchaj. Choćby ta sprawa dotyku. Mówisz, że się tym brzydzisz. Szczególnie jeżeli dotknie cię facet. No, ale tego od kobiet też się brzydzisz i nawet w łóżku im na to nie pozwalasz. Też bym się brzydził. Nie dotknąłbym w ten sposób kobiety, więc cię rozumiem. Za to z mężczyzną jest inaczej, prawda? W strefie sypialnianej może taki ktoś robić z tobą wszystko, a ty na to pozwolisz. Wtedy cię to nie brzydzi i próbuję zrozumieć jak to z tobą jest. Trochę to popieprzone, rozumiesz. Ale w sumie daje taki smaczek jeżeli chodzi o ciebie. No bo spójrzmy na to… – mówił i mówił rozważając różne sytuacje i nie mając pojęcia jak dużo wie o siedzącym obok niego prawniku. Jakby jakimś cudem dostał się do głowy Fabiano, który rozważał w jaki sposób popełnić morderstwo na wścibskim i nie potrafiącym zamknąć ust bariście.
To byłby czyn spowodowany zbrodnią w afekcie, pomyślał Salieri, nie dostałbym może wielu lat odsiadki. Każdy by mi współczuł. O czym ja myślę? Przetarł twarz dłonią żałując, że powrócił do Limare. Już lepszym wyjściem było przyjęcie, na które nie poszedł i ewentualny ślub. Ivo i to miasto to był zły wybór.
Na szczęście szybko dojechali do mieszkania Nino i prawnik mógł odzyskać samego siebie, jak nazywał postać, którą pokazywał światu. Brata Ivo odnaleźli w salonie. Siedział przed telewizorem oglądając teleturniej.
– Nie ma to jak ciężka praca w wygniataniu siedziska na kanapie – rzucił barista.
– O, przyszła panna upierdliwa.
Fabiano przynajmniej z raz musiał zgodzić się z dwudziestosześciolatkiem. Ivo był upierdliwy i to zdecydowanie za bardzo. Nie był jednak panną sądząc po twardej długości przyciskającej się wczoraj do niego.
– Przyniosłaś obiad? – zapytał Nino.
– A co, nie rada ruszyć czterech liter i samemu coś sobie zrobić? – Ivo odgryzł się bratu.
– Mam pustą lodówkę. – Spojrzał na Ivo. – Znów się pomalowałeś. Suka z ciebie i jak tu nie nazywać cię babą?
– Może byś tak zamknął jadaczkę i porozmawiał ze mną. – Prawnik stracił cierpliwość. Do tej pory trzymał się z tyłu, więc Nino go nie widział.
– O, pan mecenas. Co tu do cholery robisz?
– Ciągle się nad tym zastanawiam.
– Fabiano chce ci pomóc – wtrącił Ivo. – Nie może cię bronić w sądzie, ale dowie się o co tu chodzi.
– Nie potrzebuję pomocy! – Wściekły Nino poderwał się z kanapy. Był nieco wyższy od Ivo i zdecydowanie szerszy w ramionach. Za to oczy i usta mieli takie same. – Obaj się pieprzcie. A może to robicie? Panienko taka z ciebie dziwka, że dajesz mu dupy…
Nie był w stanie powiedzieć nic więcej, bo silna ręka zacisnęła się na jego szyi i zmusiła do zajęcia miejsca na kanapie.
– Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Jak ładnie wtedy śpiewałeś, to może teraz też tak zrobisz i będziesz mówił na temat, który mnie interesuje. – Prawnik puścił mężczyznę i przysunął sobie krzesło. Usiadł przed Nino, zakładając nogę na nogę. – Podobno jesteś niewinny, więc co robiłeś z zamordowanym tej nocy kiedy zginął? Widziano cię tam zanim godzinę później odnaleziono ciało. Kamery cię nagrały. Wtedy to zgubiłeś bransoletkę. Ludzie widzieli, że ją nosisz, więc nikt nie miał wątpliwości, że to twoja. – Pochylił się w jego stronę, opierając łokcie na kolanach. – Słucham. Mam dużo czasu. Chcesz uratować swój tyłek mów i nie kłam, bo się o tym dowiem. Wtedy więźniowie z aresztu, do którego trafisz będą łagodnymi kotkami, po tym co ci ja zrobię za okłamanie mnie – zagroził Salieri.
Ivo przechodziły dreszcze, kiedy go takim widział. Kochał dominować w łóżku, ale lubił też się oddawać. Takiemu mężczyźnie natychmiast by uległ. Zresztą z Fabiano zawsze by to zrobił i nie powinien o tym myśleć w sytuacji, kiedy jego brat jest ważniejszy.
– Nie zabiłem skurwiela – warknął Nino. Postawę miał wojowniczą, ale mimo tego siedział spokojnie. – Dałem mu tylko ratę za dług, który miałem u niego. Dlatego nie mam kasy. Kiedy wychodziłem żył. Czekał chyba na kogoś, bo ciągle spoglądał na zegarek. Miał taki wypasiony, kupiony chyba za grubą kasę. Ten ktoś, kto do niego przyszedł, nie nagrał się?
– Jest tylko nagranie z tobą. I to ty jesteś głównym podejrzanym – odpowiedział Salieri.
– Kurwa. Nic nie zrobiłem. Ktoś mnie wrabia. Tak samo te narkotyki, które tu znaleziono. Nie były moje. Owszem chleję, ale nie ćpam. Nie znaczy to, że nie mam na to ochoty.
– W porządku. Opowiedz wszystko od początku. Każdy szczegół jest ważny. – Fabiano włączył nakrywanie w telefonie. – Zaczynaj.
Spędzili u Nino godzinę, po której Ivo miał więcej pytań niż odpowiedzi. Wyglądało na to, że ktoś z kartelu narkotykowego próbował wrobić jego brata. Był łatwą ofiarą. Do tego  miał długi, które w jakiś sposób musieli odzyskać. Choćby pakując go do więzienia, podczas gdy prawdziwy sprawca cieszyłby się wolnością.
– Znajdźcie motyw dlaczego zabito dilera, to poznacie sprawcę – powiedział Nino kiedy wychodzili, a on nie miał ochoty już wojować.
– To nie należy do nas. Tym zajmować ma się policja – rzuci Fabiano, przystając przy drzwiach. Wieczorem musi skontaktować się z Vittorio, przesłać mu nagranie. Może przyjaciel podsunie jakieś pomysły i kierunek działań.
– Przyjdź do Amare. – Ivo zwrócił się do brata. – Dam ci coś do jedzenia – dodał i wyszedł za prawnikiem na korytarz.
– Powinien sam sobie radzić. To dorosły mężczyzna. – Fabiano skarcił pomysł baristy.
– To mój brat – podkreślił Moretti, jak robił to odkąd się znali. – Wrócę do bistro pieszo, więc nie musisz mnie odwozić. Muszę się przejść.
Fabiano przystanął przy samochodzie.
– Właśnie, tu wszędzie jest blisko, więc dlaczego każesz mi się wozić?
– Bo lubię spędzać z tobą czas. – Barista uśmiechnął się do mężczyzny. – I wiesz co?
– Co takiego chcesz mi powiedzieć? Tylko… – urwał, bo chłopak złapał go stanowczo za szczękę, przez to po kręgosłupie prawnika przebiegły dreszcze. Ivo spojrzał mu głęboko w oczy i po chwili pocałował. To był mocny, ale krótki pocałunek pozostawiający po sobie niedosyt i ochotę na więcej. W chwili kiedy ich wargi się rozdzieliły, Fabiano pragnął cofnąć czas o te kilka sekund.
– Byłeś gorący kiedy groziłeś Nino – rzekł Ivo odsuwając się. – Cholernie gorący – dodał i odwróciwszy się, odszedł zostawiając Fabiano z kolejnym mętlikiem w głowie.

*

Paolo patrzył w szoku na białego, dość sporej wielkości szczeniaka owczarka Maremma. Nie mógł uwierzyć, że w jego domu miał zamieszkać pies pasterski, a raczej suczka, która właśnie lizała jego córkę po twarzy. Szczęśliwa Gianna śmiała się. Jej przyjaciółka Orsola głaskała matkę szczeniaka, która wydawała się łagodnym psem, ale DiCarlo słyszał, że ta rasa nie jest aniołem. Nie miał pojęcia, że jego drugi kucharz, Livio hoduje psy takiej rasy i jak bardzo są one duże.
– Nie wiedziałem, że zgadzam się na psa, który urośnie taki wielki.
– Suki, szefie – powiedział Livio – osiągają wysokość do sześćdziesięciu ośmiu centymetrów i wagę do trzydziestu, czterdziestu pięciu kilogramów. Cane de Pastore Maremmano–Arbuzzese to jedna z ras psów pasterskich i zaganiających. Nie martw się o córkę. To rasa łagodna w stosunku do rodziny, ale nie do obcych. Te psy potrzebują otwartej przestrzeni, przywiązują się do dobytku i właściciela. Bronią go zaciekle. Mała się u was wychowa. Macie dużo miejsca do biegania. Twoja córka jest przy niej bezpieczna. Sunia już uwielbia Giannę.
– Tato, zobacz jakie ona ma śliczne te ślepka.
– To jak ją nazwałaś? – zapytał, a w myślach obliczał ile kosztować mogłoby ogrodzenie domu. Ten pies tego potrzebował.
– Dea. Zastanawiałam się jeszcze nad Anteą, ale to jest Dea.
– Ładnie – przyznał i spojrzał na partnera. – A ty jak sądzisz, Domenico?
– Słucham?
DiCarlo zmarszczył brwi. Partner od paru godzin był jakby nieobecny. Ciągle zamyślony i zachowywał się inaczej niż zwykle. W dodatku wciąż spoglądał na telefon. Pytany czy coś się stało odpowiadał, że wszystko jest w porządku.
– Pytałem czy mała ma ładnie na imię.
– A jakie ma imię?
– Och, papo, nie słuchałeś? Dea.
– A tak. Ładnie. – Podrapał się po karku. – Wracamy już?
– Tak, papo, Dea musi się zapoznać z nowym domem.
Pożegnali się z Liviem i jego córką, po czym wsiedli do samochodu. Prawie dziesięciokilogramowy szczeniak z radością obwąchiwał tylną kanapę i machał szaleńczo ogonem.
– Tylko niech się nie zsika. – Paolo wolał ostrzec córkę. Nie spodziewał się tego, że przy szczeniaku ominą go w domu takie niespodzianki. Zanim Dea nauczy się załatwiać potrzeby jedynie na dworze, minie trochę czasu.
– Spoko, tatku. Sikała chwilę temu. Dotrze do domu bez takiego bałaganu. Prawda malutka? – Zaczęła szczebiotać do suczki, która skoczyła jej na kolana.
Paolo zostawił je w spokoju, za to nie mógł tego zrobić z partnerem.
– Na pewno wszystko w porządku, czy tylko próbujesz to mi wmówić?
Domenico popatrzył na kochanka ze złością.
– Ile razy mam ci to mówić? Tak, w porządku. Czego nie rozumiesz? – Natychmiast pożałował tego pytania, bo zanim Paolo odwrócił twarz w stronę bocznej szyby, przez chwilę mógł odczytać malujący się na niej gniewny wyraz. Gdyby nie Gianna, mężczyzna pokazałby swój temperament i zaczęliby się kłócić. To żadnemu z nich nie było potrzebne. – Po prostu muszę parę rzeczy przemyśleć. Sam.
Paolo na razie nie odpowiedział, bo gdyby to zrobił, przypomniałby Domenico, że żaden z nich nie jest już sam.

*

Fabiano przymknął powieki. Nie musiał patrzeć na klawisze, by jego palce doskonale odnajdywały każdy z nich i naciskając wygrywały „River Flows In You” Yirumy. Melodia ostatnio go nie opuszczała towarzysząc wszędzie. Jak przez ostatnie dni nie czuł potrzeby grania, tak po powrocie od Nino i po pocałunku jakim obdarzył go Ivo, po tym jakie posłał mu pełne namiętności spojrzenie, musiał usiąść do pianina i grać. Wyłączyć się całkowicie. Żałował, że nie stoi tu jego fortepian o głębszych dźwiękach, ale i ten instrument potrafił wydobywać z siebie wspaniałe nuty. Coś czego potrzebował dla ukojenia duszy. W każdym dźwięku wydostającym się z pianina przekazywał siebie. Swoje uczucia, pragnienia, nieliczne momenty kiedy potrafił być sobą.
Powoli muzyka cichła, aż umilkła zupełnie. Palce zastygły na klawiszach, a prawnik otworzył oczy.
– Wujek gra jak pianista – wykrzyknęła Gianna.
Tego właśnie nie lubił. Widowni. W tym domu jednak się z tym liczył. Odwrócił się do trzynastolatki, która na rękach trzymała psa.
– Czy twój tata wie, że to będzie duży pies?
– O tak, jak ją zobaczył, był w szoku. Spodziewał się maltańczyka. Ale już ją pokochał. Pokażę Dei dom. Tata jest z papą w kuchni. Chyba coś jest nie tak, bo całą drogę do domu nie odzywali się do siebie. Ledwie wysiedli z samochodu, zaczęli na siebie krzyczeć.
– Oni tak często?
– Czasami. Obaj potrafią zacząć kłótnię. Tata ma większy temperament i czasami umie powiedzieć coś, co zaboli. Za to papa nie jest mu dłużny. Nie ma co się tym przejmować, bo zawsze się godzą. Chodź, Dea, pokażę ci nasz pokój, bo będziesz spać ze mną. – Wyszła dźwigając suczkę na rękach.
Fabiano zdjął okulary i postukał końcem zausznika w usta. Założył je i wstał ze stołka. Przykrył klawisze klapą, po czym wyszedł do holu. Miał zamiar udać się na górę i porozmawiać przez Internet z Vittorio, ale nogi same skierowały go w stronę kuchni. Spodziewał się zastać kłócących się mężczyzn, a nie tego co ukazało się jego oczom. Domenico siedział na szafce, a pomiędzy jego nogami stał Paolo całując go. Na chwilę oderwali od siebie usta by wymienić „Kocham cię”, „Przepraszam”, a potem znów spletli się w pocałunku. Dawniej prawnik wszedłby do pomieszczenia i bezczelnie im przerwał. Tym razem wolał się dyskretnie wycofać.
W swojej tymczasowej sypialni usiadł przed laptopem. Przegrał z Iphone dzisiejsze nagranie Nino i przesłał przyjacielowi. Nie minęło kilka minut, kiedy Falcone zadzwonił do niego na Skype i razem wysłuchali nagrania.
– Potrzebuję kogoś, kto go będzie bronić – rzekł Fabiano. – Niestety wszyscy są zajęci. Adwokaci z naszej kancelarii również.
– Daj mi dwa dni, a ci kogoś podeślę. Ten facet z nagrania sensownie mówi. Na razie możesz go reprezentować. To nie sala sądowa, a przyda mu się ktoś kto będzie go bronić, jeżeli zostanie aresztowany. Pomogę ci z daleka jak tylko będę mógł. Ale teraz przejdźmy do bardziej prywatnych spraw. Odpoczywasz? Spotkałeś jakąś ślicznotkę?
Fabiano miał na końcu języka powiedzenie tego, że spotkał chłopaka, ale to był temat, którego nigdy z Vittorio nie poruszał, chociaż obaj wiedzieli jaka jest prawda, nie mówili o tym głośno.
– Z twojej miny widzę, że tak – odezwał się Falcone. – Jeżeli jest gorąca to korzystaj, przyjacielu. Ja mam dzisiaj kolejną randkę.
– Lepiej się przyznaj do tego, że to kolejna jednonocna przygoda.
– Zwał jak zwał. Robisz to samo co ja. – Zaśmiał się Vittorio. – Słuchaj, a co do tego Nino, to przesłucham jeszcze raz nagranie i jak powiedziałem, spróbuję ci pomóc na odległość. Teraz muszę już kończyć. Trzymaj się i korzystaj z urlopu oraz nie daj uciec tej kobiecie.
– Cześć. – Salieri rozłączył rozmowę.
Zamknął klapę laptopa i wziął w dłoń telefon, aby położyć się i również jeszcze raz wysłuchać nagrania. Dopiero kiedy miał je włączyć zauważył, że jest jeszcze jeden plik. Nagranie nie było długie, więc musiał przypadkowo coś zrobić, by ono powstało. Kliknął na nie by je usunąć, ale wolał wcześniej sprawdzić czy nie usunie czegoś ważnego. Włączył odtwarzanie i usłyszał jakieś szumy, kroki, a potem jego ciało oblało gorąco, kiedy zrozumiał co słyszy. To była krótka rozmowa z Ivem. Samo usłyszenie jeszcze raz z jego ust, że był gorący sprawiło, że zaschło mu w ustach, a pożądanie zakotłowało się w nim.
Wspomnienia wróciły. On przypierany do ściany, całowany, dotykany i mocno trzymany przez Ivo Morettiego. On w jego ramionach po koszmarze w pokoju motelowym, bezpieczny, mogący spokojnie przespać resztę nocy. On wstrząsany paniką poprzedniej nocy. I znów usta Ivo na nim. Jego dłoń doprowadzająca go do orgazmu.
Fabiano ponownie poczuł w brzuchu znajome ciepło i zapragnął czegoś więcej, poza tym co dotychczas otrzymał. Ivo jest niebezpieczny, pomyślał jakby chcąc ostrzec siebie samego przed baristą, ale on sprawi, że tej nocy zasnę.
Godzinę później po tym jak spędził ją w łazience i zostawił bratu wiadomość, że go nie będzie, zaparkował przed domem Morettiego. Nie zastanawiał się nad tym co robi, bo natychmiast by stąd uciekł. Wysiadł i w dwóch krokach pokonał dzielącą go od drzwi przestrzeń. Uniósł dłoń i zapukał.
Kiedy Ivo wrócił z pracy, wziął orzeźwiającą kąpiel i czytał na kanapie książkę nie spodziewając się gości. Gdyby nie zdjął słuchawek z uszu, nie usłyszałby pukania. Zaskoczony wsunął zakładkę pomiędzy stronice i odłożył tom. Stopy wsunął w klapki japonki. Podszedł do drzwi, a w chwili kiedy je otworzył, jego serce jak głupie przyśpieszyło swoje bicie.
– Fabiano?
– Zmęcz mnie – szepnął prawnik przerażony tym co robił, ale chciał tego. – Zmęcz mnie tak, abym nie musiał śnić.
 

24 marca 2019

Powrót do Limare - Rozdział 9


Mój nowy tekst "Na celowniku" jest już dostępny do sprzedaży. Można go nabyć jedynie na Bucketbook tutaj: Klik

Dziękuję za komentarze. :)

– Zdajesz sobie sprawę z tego co ty ze mną robisz? – zapytał Domenico, walcząc o chwilę oddechu w trakcie intensywnych pocałunków.
Został nimi obsypany od razu, kiedy zamknęły się za nim od sypialni drzwi, a on do nich przyciśnięty. Zdołał tylko przekręcić klucz, tak na wszelki wypadek, chociaż i tak poza nimi nikt tu nie wchodził. Paolo pachniał mydłem po prysznicu, który wziął jako pierwszy, kiedy on próbował jeszcze raz porozmawiać z bratem. Fabiano jednak milczał i udał się do swojego pokoju, kończąc ich jednostronną konwersację. Wtedy Domenico nie miał już wyjścia i wziął długi, odprężający prysznic, przygotował się na dzisiejszą noc, a potem z chęcią trafił w ramiona spragnionego kochanka. Ten całował go, wydychał powietrze na jego wrażliwą szyję, doprowadzając Domenico do szaleństwa.
– A co z tobą robię, kochanie? – zadał pytanie DiCarlo, pozbywając się ręcznika, którym zostały obwiązane biodra partnera. Przyglądał mu się z fascynacją. W pomieszczeniu świeciła się lampka przy łóżku, więc doskonale widział Salieriego. Okna wcześniej zasłonił opuszczając roletę. Nie chciał się kochać po ciemku. Pragnął widzieć Domenico i każdą jego reakcję. 
– Sprawiasz, że świat wiruje, nie mogę złapać oddechu i mam wrażenie, że zalewa mnie lawa, która roztapia każdą część mnie. Nie mogę myśleć.
– Nie myśl, czuj. – Ugryzł ramię Domenico. Jedną jego nogę zarzucił na swoje biodro, dociskając się całym ciałem do mężczyzny. Również był nagi co sprawiło, że dotkniecie się ich skóry, mocniej pobudziło do działania każdą komórkę w jego ciele.  – I wiedz, że ty ze mną robisz to samo – dodał, zanim namiętnie wcałował się w usta, które nawet za milion lat będzie kochał tak samo mocno jak ich właściciela.
W pokoju było duszno, a przytłaczające, większe ciało Paolo, jego dotyk powodowały u Salieriego jeszcze większe gorąco. Ręka z trzymającego go uda, przesunęła się na pośladek ściskając go. Palce zakradły się w stronę rowka robiąc to niby nieśmiało, ale Domenico znał je zbyt dobrze, aby mógł w to wierzyć. Niejednokrotnie wsuwały się do jego wnętrza, doprowadzając do orgazmu. Jedną ręką obejmował plecy Paolo, a drugą zsunął na jego pośladek. Biodra kucharza drgnęły, a penis kolejny raz otarł się o brzuch partnera.
– Czyja dzisiaj kolej? – zapytał Domenico, kiedy tym razem to on pieścił ustami szyję kochanka, a Paolo poddawał się temu.
– Nasza – odpowiedź, która padła została bardziej wydyszana niż wypowiedziana. A to co usłyszał Domenico upewniło go, że w którymś  momencie zamienią się i kochał to. Od czasu kiedy Paolo po raz pierwszy mu się oddał, aczkolwiek nie był to pierwszy raz dla mężczyzny, często zamieniali się lub robili tak jak mieli to ochotę dzisiaj zrobić. Nie mogli mówić o rutynie, jeżeli chodziło o seks.
– O tak, nasza, brzmi wspaniale. – Salieri naparł na palec poruszający się po jego dziurce. Ten drażnił go, ale na sucho partner nigdy nie próbował niczego w niego wsuwać, pomimo że Domenico nie miałby nic przeciwko.
Salieri wsunął rękę pomiędzy nich, biorąc ich oba penisy w dłoń. Były mokre od preejakulatu, jakby przeciekały. Obaj jęknęli zderzając się ze sobą ustami, splatając językami. Od tej chwili nie byli w stanie nic mówić, zapominając słów. Wystarczyło to, że czytali sobie z oczu, patrząc w te drugie rozkochane, podczas gdy ich ciała doskonale wiedziały co robić, nauczone jak sprawiać przyjemność kochankowi. Nie  było momentu, kiedy choćby na chwilę przerwali ze sobą kontakt. Nawet w momencie, kiedy Paolo wziął Domenico na ręce i położył go na łóżku. Obchodząc się z kochankiem delikatnie, ale stanowczo.
Odwrócił Domenico na brzuch i przylgnął do niego całym ciałem. Całował szyję kochanka, wsuwając nos w jego włosy. Salieri wypychał pośladki w stronę partnera, który poruszał się, podnosił i opadał na niego. Penis ulokował się pomiędzy pośladkami  Domenico, który to uwielbiał i Paolo doskonale o tym wiedział.
– O jak dobrze – westchnął leżący na brzuchu mężczyzna. Podsunął sobie pod głowę poduszkę i objął ją rękoma. Niecierpliwił się, bo chętnie poczułby już penisa w sobie. Pozwolił jednak działać kochankowi, relaksując się w pełni.
– Będzie jeszcze lepiej – odpowiedział szeptem Paolo. Ułożył uda po bokach ciała Salieriego.
Wycałował jego plecy, wypieścił ustami i językiem kark oraz ramiona, kochając każdą chwilę tego. Nie mógł jednak oprzeć się temu, aby nie unieść ciała do klęku i nie spojrzeć w dół. Przyjrzał się napiętym, pracującym pośladkom pomiędzy którymi ulokował swój członek. Poruszył się jeszcze kilka razy, by pobudzić kochanka mającego ochotę się wypiąć i wziąć go w siebie, na co mu nie pozwolił. Ten jeszcze jęknął w proteście, kiedy kucharz odsunął od niego biodra.
Zaczął całować go po kręgosłupie schodząc w dół. Wsunął ręce pod biodra Domenico unosząc je lekko, ale wciąż nie pozwalając na zbyt wiele. Zakopał twarz pomiędzy pośladkami, by polizać najwrażliwsze miejsce na ciele kochanka.
– O, Paolo, tak, tak, tak! – Salieri zagryzł zęby na poduszce, by nie krzyczeć. DiCarlo był pierwszym mężczyzną, który robił mu najlepszy rimming na świecie. – Mógłbyś mi to robić do rana.
Kucharz zamruczał coś i zaśmiał się, bo tylko to mógł zrobić mając usta i język zajęte tak bardzo intymnym pieszczeniem ukochanego mężczyzny.
– Rób mi tak, nie przestawaj. – Domenico sięgnął pod siebie, by chwycić swojego penisa, który był twardy jak skała. Przypomniał sobie kiedy ostatni raz doszedł w ten sposób i znowu prawie to się stało. Zacisnął dłoń wokół trzonu powstrzymując orgazm. Głośny jęk skrył w poduszce.
Zęby zacisnęły się na jego pośladku, kiedy dwa palce odnalazły drogę do jego wnętrza. Pocałunki ponownie spadły na jego plecy, a lekkie ugryzienia zarostu zaatakowały skórę Salieriego, będącego w coraz większej euforii. Co Paolo w nim uwielbiał. Kochał go też z całej siły. Ta miłość nie znikała, kiedy rządziło pożądanie. Rosła wraz z nim. Nawet w chwili kiedy ponownie usiadł okrakiem na jego udach i rozchylając jeden z pośladków, wciskał się do środka. Przyglądał się z fascynacją jak jego penis wsuwa się w Domenico, a mężczyzna przyjmuje go złakniony przyjemności, którą dostanie.
– Nie dochodź – powiedział DiCarlo nachylając się nad ciałem partnera. – Zrobisz to będąc we mnie. Daj mi rękę.
Salieri wysunął rękę spod poduszki. Ich palce splotły się ze sobą, kiedy kucharz poruszył się na nim. Usta Paolo odnalazły jego policzek, a on odwrócił głowę po to, aby ich wargi spotkały się w pocałunku. Zawsze kiedy mieli czas kochali się długo. Czasami poruszali się wspólnie, by po chwili zastygnąć w bezruchu, czerpiąc przyjemność z bycia razem. Dawali sobie rozkosz, ale w każdym z ich gestów potrafili okazać uczucie, którego wielkości nie byli w stanie pojąć. Domenico ubóstwiał to. Jak i to kiedy kolejne pchnięcia wysyłały go w krainę ekstazy trudnej do zniesienia, ale wciąż było mu mało przez swoją zachłanność. Paolo wiedział jak mu dogodzić. Nie tylko przez minione miesiące nauczył się tego, ale od samego początku stali się w tym względzie niezwykle kompatybilni. W chwili kiedy mieli swój pierwszy raz razem, zostali połączeni niezwykłymi więzami, dzięki którym nauczyli się jak się kochać, by im obu było wspaniale.
– Paolo… Dłużej… Nie mogę. Tak blisko jestem… – wysapał Domenico, czując orgazm czający się blisko.
– To co zamiana?
– O tak. – Poczekał aż kochanek się z niego wysunie, a i tak przez chwilę nie był w stanie się ruszyć. Odzyskał szybko energię, kiedy Paolo obok niego podparł się na rękach i kolanach w swojej ulubionej pozycji. Czekał na niego.
– To co idziesz, czy mam skończyć bez ciebie? – zapytał kucharz, chwytając się za penisa i przesuwając po nim energicznie dłonią.
Domenico wpatrywał się w to jak w tęczę. Uwielbiał obserwować, kiedy kochanek robił sobie dobrze. Widok był po prostu nieziemski, gdyby tylko nie chciał w nim dojść, nie powstrzymałby go.
Uklęknął za nim i o nic nie pytając, pochylił się by polizać zaciśniętą dziurkę kochanka, z którego ust wyrwało się przekleństwo. DiCarlo nie był w stanie podpierać się na rękach i opadł piersią na materac. Co sprawiło, że jeszcze bardziej wypiął się w stronę kochanka, który krążąc językiem po pobudzanej dziurce, nałożył żel nawilżający na palce. Wsunął jeden do środka i powoli dołączył drugi oraz trzeci, kiedy partner nie zaciskał się.
Patrzył jak jego palce wsuwają się i wysuwają z wnętrza kochanka i potarł swojego penisa, czekając aż je zastąpi. Najpierw chciał dobrze rozciągnąć i nawilżyć partnera. Zawsze o to obaj dbali, nie chcąc sprawić bólu, który z początku i tak bywał czasami nieunikniony.
– Domenico, proszę. – DiCarlo przesuwał rękoma po prześcieradle, mierzwiąc je. Zakręcił tyłkiem zachęcająco i Salieri uległ. Palce zastąpił nawilżonym członkiem. Nie używali prezerwatyw. Robili to tylko wtedy, kiedy kochali się na szybko, nie przygotowani, a spragnieni siebie lub wtedy, kiedy woleli nie mieć plam na ubraniu.
Domenico natychmiast zaczął się poruszać, robiąc to tak jak najbardziej lubił Paolo. Mężczyzna przyjmował każde jego pchnięcie z radością. Rozszerzył bardziej uda, by dać mu do siebie lepszy dostęp. Cicho pojękiwał i czasami zaklął, kiedy uderzenie bioder było zbyt mocne, a zarazem dawało przyjemność nie do wytrzymania.
Obaj wiedzieli, że to nie potrwa długo. Pomimo że mieli chwilę na oddech i tak przekroczyli już granicę.
– Kocham cię, Paolo. Kocham cholernie mocno – szepnął Domenico. Mimo, że mężczyzna pod nim był większy i tak pokrył sobą jego ciało, wchodząc w niego tym razem bardzo głęboko. Położył swoją dłoń na jego, a drugą chwycił członek kochanka.
Paolo na to przeklną i zdołał wypowiedzieć tylko:
– Ja ciebie też – Po czym doszedł. Zacisnął się tak mocno, że Domenico prawie nie mógł się poruszać, a i to wystarczyło by dołączył do kochanka, wstrząsany mocnym orgazmem aż w oczach mu pociemniało.
Po wszystkim przez chwilę się nie ruszali. Salieri obsypał plecy kucharza pocałunkami, po czym wysunął się z niego. Opadł obok swojego mężczyzny. Lubił go tak nazywać. Paolo od razu zgarnął go w swoje ramiona, nie przejmując się, że leży na mokrej plamie. Połączył ich usta w mokrym, ale tym razem nieśpiesznym, spokojnym pocałunku. Niby powinni iść się umyć, zmienić prześcieradło, ale to było ostatnie na co mieli ochotę. Nikt nie nakazywał, że muszą to zrobić. Woleli być przy sobie, uspokajać oddechy i czujące błogą ekstazę ciała. Domenico zarzucił na nich kołdrę. Leżeli dotykając się, głaszcząc i patrząc sobie w oczy.
– Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że… – Wzruszony Paolo musiał przerwać, aby przełknąć gulę w gardle. – Gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że będę zasypiał u boku fantastycznego faceta, po równie niesamowitym seksie, powiedziałbym, aby ten ktoś się odpierdolił. Dzisiaj musiałbym go przeprosić.
– Tylko nie na kolanach. Na nich masz klękać tylko przede mną. – Zaśmiał się Salieri.
– Będę to robić z przyjemnością. – Pocałował go lekko. – Po prostu był czas, kiedy nie wierzyłem, że coś dobrego mnie czeka. Potem pojawiłeś się ty. Ciągle pamiętam ten poranek, kiedy wszedłeś do Amare i poprosiłeś o pokój.
– A ty nie chciałeś mi go wynająć.
– Popełniłbym największy błąd na świecie. – Potarł ich nosy o siebie. – Cieszę się, że jesteś przy mnie, kochanie. Zostań ze mną na zawsze.
– Zostanę na zawsze i na jeszcze dłużej. – Ponownie się pocałowali i przez długą chwilę nie rozdzielili swoich ust, po prostu dotykając się. – Kocham cię.
– Ja ciebie też kocham, Domenico.
– To co, idziemy spać? – zapytał Salieri, po chwili dodał: – To, który z nas się ruszy i wyłączy lampkę?

*

Tej nocy, kiedy Paolo i Domenico oddawali się rozkoszy, Fabiano obudził się wstrząsany dreszczami, strachem i przez długie chwile nie rozpoznawał miejsca, w którym się znajdował. Umysł podpowiedział mu, że ponownie znalazł się w ośrodku, w zamkniętym pokoju i przyjdą po niego. Ogarnęła go panika i skulił się przy wezgłowiu łóżka czekając. Kiedy nikt nie nadchodził, powoli zaczynał rozpoznawać miejsce, w którym się znajdował. To pokój w domu Paolo, pomyślał, ale nie potrafił poczuć się bezpiecznie. Na myśl o tym słowie przed oczami wyobraźni pojawił się Ivo, poczuł jego ramiona tulące go i usłyszał zapewnienia: „Jesteś bezpieczny”. Natychmiast odrzucił tę wizję i usiadł. Stwierdził, że jest cały spocony, zmierzwiona pościel mokra od potu wydała mu się nieprzyjemna. Oddech jeszcze mu się nie unormował, a serce wciąż biło z trwogi. Nie pomagała mała lampka przy łóżku, dająca poświatę na pomieszczenie. Po raz pierwszy zasypiał przy świetle.
– Jest coraz gorzej – szepnął do siebie i nie poznał swojego głosu. Przesunął dygoczącą ręką przez włosy. – Coraz gorzej – powtórzył. – Co się ze mną dzieje? To nie powtarzało się tak często. Nie było tak wyraźne. – Nawet po przebudzeniu się pamiętał obrazy ze snów, które nie rozpłynęły się jak to zawsze robiły. – Jestem aż tak zniszczony, że nie mogę już normalnie spać?
Wziął kilka głębokich oddechów. Do jutra musi dojść do siebie. Nikt nie może go takim widzieć. Ivo widział, coś mu te dwa słowa podpowiedziało. Mogło to być jego zimne serce.
– Ivo widział – powtórzył głośno. – Kazałem mu o tym zapomnieć.
Wychylił się, by sięgnąć po małą butelkę niegazowanej wody, stojącą na szafce nocnej. Wypił kilka łyków. Zakręcił nakrętkę i wstał. Butelkę postawił na podłużnym stoliczku, którego używał jako biurka. Zajął miejsce na bardzo wygodnym krześle i uruchomił laptopa. Ten zadziałał bardzo szybko i po wpisaniu hasła, pojawił się ekran główny, bez żadnej tapety. Jedynie znajdowało się na nim blade, niebieskie tło. Kliknął na ikonę przeglądarki, a potem wpisał w okno wyszukiwania imię oraz nazwisko wuja i nazwę jego ośrodka terapeutycznego. Było to miejsce, w którym znajdowała się część nieoficjalna, przeznaczona dla takich jak on, wymagających leczenia przymusowego. Miejsce gdzie zabrali mu radość i niewinność. Nie zawsze był taki jak obecnie. Pusty w środku. Kiedyś wierzył w miłość, kochał. Ale nawet to mu odebrano. Zajął się czytaniem wszystkiego co znalazł na temat ośrodka i tej nocy już nie zasnął.
Nie chciał już więcej spać.

*

Rano prawnik zszedł do kuchni w swoim standardowym, eleganckim ubraniu, włosami idealnie zaczesanymi na prawą stronę i z nie odłącznymi okularami. Każdy kto mógł na niego spojrzeć, nie domyśliłby się, że ten mężczyzna o chłodnym spojrzeniu, gotowy by stanąć do walki, w nocy stawał się kimś innym. Wystraszonym, panikującym mężczyzną, który zaczynał bać się nawet własnego cienia. Wszystko to mijało, kiedy wstawał dzień, w którym koszmary nie miały prawa się pojawić.
Fabiano spodziewał się zastać w kuchni co najwyżej Giannę, ale nie brata i Paolo, bo ci powinni być w Amare. Nastolatka wczoraj, opowiadała mu, że rano spędzi czas przed komputerem, a potem weźmie rower i pojedzie do przyjaciółki, od której ma wziąć psa. W kółko nazywała go wujkiem, chociaż nim naprawdę nie był. Łatwo się przystosowywała, co jego zdaniem było dużym plusem.
– Dzień dobry, wujku. – Miała na sobie żółto-zieloną piżamę, rozpuszczone włosy sięgały jej aż do połowy pleców. Jak na swój wiek była także wysoka. – Jak widzisz, tata i papa zaspali, więc nie dziw się ich pośpiechowi i minom jakby właśnie zjedli coś kwaśnego.
Faktycznie, Paolo i Domenico zachowywali się jak w ukropie. Jeden gorączkowo szukał czegoś w szklanej misie, w której znajdowało się wszystko, tylko nie to na co była przeznaczona. Drugi z niewyraźną miną przeszukiwał swoje zapisane przepisami zeszyty.
– Jest siódma, a tata nie lubi się spóźniać do Amare.
– Enrico otworzy, ale ja jako właściciel powinienem być tam pierwszy i wychodzić ostatni – rzucił Paolo chyba odnajdując to czego szukał, bo zrobił telefonem zdjęcie.
– Nieraz mówiłem mu, że Amare da sobie radę bez niego. Wytrzymało tydzień, więc godzina to nic wielkiego. Prawda kochanie? – Domenico poklepał partnera po piersi, który stanął obok niego, pomagając odnaleźć mu zgubę. W końcu obaj znaleźli kluczyki jednocześnie je chwytając, po czym popatrzyli sobie w oczy figlarnie.
Na ten widok Fabiano chętnie by przewrócił oczami, ale wpatrzył się w nich. Jakaś odległa, maleńka cząstka niego pozazdrościła im tego co mają. Odepchnął to jak najdalej się dało i odwrócił spojrzenie na ekspres do kawy. Napicie się jej było na dzisiaj jego pierwszym zadaniem. Kolejnym to zdobycie informacji na temat morderstwa dilera, a potem spotkanie z Nino Morettim. To też wiązało się z ponownym ujrzeniem Ivo. Zamierzał tego unikać, ale nie było na to możliwości. Wprawdzie chłopak od dzisiaj wracał do pracy, to i tak wyrwie się na spotkanie z bratem. Wczoraj zapowiedział, że chce być obecny przy rozmowie.
– To my lecimy – odezwał się Paolo. – Gianna jak będziesz wychodzić zamknij dom. A jak Fabiano wyjdzie, a ty będziesz siedzieć na górze…
– Tak, tatku, wiem. Mam się zamknąć i nie wychodzić, by mnie ktoś nie porwał.
– Nawet z tego, Młoda, nie żartuj – powiedział Domenico, przetrzepując jej gęste włosy dłonią.
– Dobra, dobra, a wy nie zapominajcie, że obiecaliście mi psa. – Nie odpuszczała. Nałożyła sobie na talerz dużą porcję rogalików. – Mam dobrą pamięć  w przeciwieństwie do was ramole. Skleroza jeszcze się trzyma ode mnie z daleka. A dla malucha znalazłam imię, ale powiem wam wieczorem. W sumie dla małej, bo to suczka będzie – dodała zanim wyszła, zabierając ze sobą ciastka i szklankę mleka.
– Trzeba będzie ją wysterylizować – rzucił Paolo, obszukując kieszenie.
– Giannę? – zapytał z błyskiem w oku Domenico.
– Sukę, sukę żartownisiu – powiedział DiCarlo, łapiąc partnera za szczękę i wyciskając na jego ustach całusa. – Lecimy w końcu. – Pośpiesznie opuścił kuchnię.
Domenico, zanim zrobił to samo, spojrzał na brata nic nie mówiąc. Fabiano wyczuł od niego bijący ogromny żal i dystans, czego nigdy nie chciał. Ranił go powstający pomiędzy nimi mur. Wolał jednak to niż danie mu odpowiedzi, których brat żądał.
Zostając sam zrobił sobie kawę, która nie była tak dobra jak ta przygotowana rękoma Ivo.
– Znów ten cholerny chłopak – burknął niezadowolony pod nosem. Miał wrażenie, że już nigdy nie pozbędzie się baristy ze swojego życia. Nawet kiedy wróci do Rzymu, ten i tak będzie wkradał się do jego myśli. Tak było przecież przez ostatni rok.
Iphone zaczął dzwonić chwilę później, więc prawnik czekając na telefon od znajomego nie patrzył na ekran, tylko od razu odebrał. Słysząc głos ojca zesztywniał i wyprostował na krześle.
– Jak długo zamierzasz nas unikać? Sądzisz, że zachowywanie się jak dziecko w czymś ci pomoże? Twoim obowiązkiem było pojawienie się z odpowiednią kobietą na przyjęciu. Ludzie zaczynają snuć domysły, że jesteś taki jak ten, którego nie mogę nazywać swoim synem.
– Domenico, tak on ma na imię. Jest i był twoim synem.
– Zawsze go broniłeś. To były jedyne momenty, nie licząc wyboru szkoły, kiedy nam się przeciwstawiałeś. Twój wybór studiów został zaakceptowany, bo prawo to dobry kierunek. Nie możemy z mamą i całą rodziną zaakceptować…
– Pozwól, ojcze, że ci przerwę. Ja wybieram jak żyję. Nie mam nastu lat. Nie możecie kierować moim życiem, uczuciami. Nie obchodzi mnie już co akceptujecie, a czego nie. Mogę dla was umrzeć, tak jak mój brat. Nikt z rodziny nie będzie mi grozić leczeniem mnie. – Nie wierzył, że mówi to wszystko. – Zmuszanie do ślubu, udawanie przed innymi, byście mogli nadal zgrywać świętych, nie zadziała już na mnie. Ciekawe co by powiedzieli wszyscy wasi znajomi, nawet księża, gdybym wyznał im co zrobiliście starszemu synowi. Jak ty próbowałeś nauczyć dziesięcioletniego syna męskości, prawie go topiąc. Nie każdy ksiądz myśli jak wy i na pewno nie pochwaliłby też tego co mi zrobili w ośrodku, który nie ma prawa działać. Ty wiesz o czym mówię. Instytut psychiatrii wuja ma też ciemną stronę i sekretne pokoje. To co się tam dzieje, nie można nawet nazwać leczeniem homoseksualizmu, a zwykłymi torturami. – Dzisiaj w nocy w końcu podjął decyzje i odważył się na to co powinien już dawno zrobić. Zniszczy ośrodek wuja. – Na tym kończę. Mam urlop. Nie wiem kiedy wrócę. Zaraz zjem z bratem śniadanie – skłamał. – Dołączy do nas jego partner i przybrana córka. Wiecie, że Domenico… – W głośniku rozległ się sygnał przerwanego połączenia.
Popatrzył na telefon i odetchnął. Zrobił to. Zerwał kontrolujące go i trzymające liny. Przestał być marionetką i poczuł się wolny. Z nowymi siłami dopił kawę. Kilka minut później wychodząc z kuchni, otrzymał telefon od detektywa. Potem miał zamiar kontynuować poszukiwania prawnika dla Nino, zanim spotka się z mężczyzną i jego bratem. Bratem, który kilka godzin wcześniej przypierał go do ściany, trzymając dominująco za kark, zmusił do pocałunku, a to ostatnie co Fabiano robił. Przesunął koniuszkiem języka po ustach, jakby mógł wyczuć smak pocałunków Ivo. W brzuchu prawnika pojawiło się ciepło i napięcie.
– Jak mam mu się oprzeć?