27 października 2019

Zaufaj mi - Rozdział 9

Pozdrawiam cieplutko i zapraszam na kolejny rozdział. Jest to już przedostatni rozdział. Za tydzień będzie ostatni wraz z epilogiem. 
Nie wiem co dalej. Czemu? Dlatego że ten blog jest zepsuty. Mam problemy z różnymi rzeczami. Pousuwało dużo starych linków w zakładkach z tekstami.  Nie mam sił, ani ochoty tego naprawiać. Nie mam też sił do tworzenia nowego bloga, więc pewnie zostaniemy tutaj jeszcze przez jakiś czas. Pomyślę nad tym. Na pewno kolejnym tekstem, który będę publikować będzie "Na celowniku" i mam nadzieję, że pokochacie tych panów, bo ja ich uwielbiam, mimo że nie przywiązuję się do postaci, które tworzę. 

 A teraz rozdział. :)


Całą noc myślał o tym co miał zrobić. Aaron postawił go naprawdę w nieciekawej sytuacji. Nie potrafił odmówić pomocy. Jedynie nie był pewny, czy ten Daniel ma prawdziwe kłopoty, czy to aby nie jakieś oszustwo. Podejrzewał Daddario o wszystko i miał do tego prawo. Na własnej skórze się przekonał jaki potrafi być ten mężczyzna i wolał dmuchać na zimne niż się po raz kolejny sparzyć. W tym wszystkim był też drugi problem. Aaron obiecał, że nie przestanie o niego walczyć. Musiał przyznać sam przed sobą, że go to w jakimś stopniu ucieszyło, ale też sprowadziło na Iana kolejną bezsenną noc. Nie chcę go, odpycham go, marzę, aby zniknął na zawsze, pomyślał, a coś we mnie się cieszy, że on chce walczyć. Jestem popieprzony.
Siedział nad kubkiem kawy próbując się obudzić. Za godzinę miał być na uczelni. Dzisiaj wraz ze swoją grupą oddawał bardzo ważny projekt i jego obecność była obowiązkowa, więc musiał tam pojechać. Nie miał na to ochoty. Przez mętlik w głowie ledwie normalnie funkcjonował. Nie miał pojęcia czy się zgodzić na dawanie korepetycji bratu Aarona czy nie. Jeżeli się zgodzi to nie wątpił, że będzie widywać nie tylko swojego ucznia. Czuł się beznadziejnie z tym wszystkim.
Dopił kawę i dokończył rogalika, którego wczoraj kupił w cukierni po drugiej stronie ulicy. Poszedł się ubrać i wyszedł z mieszkania. Gdy schodził po schodach jego komórka zaczęła dzwonić. Przez co głowa rozbolała go jeszcze bardziej. Sięgnął po telefon do torby, którą miał ze sobą. Dzwoniła jego mama, więc odebrał połączenie i przystawił komórkę do ucha.
– Dzień dobry, mamo.
– Witaj, synku. Mam nadzieję, że nie dzwonię za wcześnie.
– Nie. Właśnie jestem w drodze na zajęcia. – Zastanawiało go po co dzwoni. Rzadko kiedy o tej porze się z nim kontaktowała. Właściwie nigdy tego nie robiła.
– To dobrze, Ian. Słuchaj… – Nastąpiła chwila przerwy podczas której zdążył przejść na drugą stronę ulicy kierując się prosto na stację metra. – Jak wczorajsze spotkanie? – zapytała kobieta, a Ian zrozumiał o co chodzi.
– Nigdy mnie nie umawiaj na randki w ciemno. Poszedłem tam, bo nie chciałem, abyś potem musiała tłumaczyć się przed swoją przyjaciółką. Poza tym chłopak z którym miałem spotkanie… – Nie miał powodów, aby to ukrywać. Ona i tak się dowie. – Uczymy się na tej samej uczelni. Znam go.
– Naprawdę? No, patrz jaki ten świat mały. Ale powiedz jak udało się spotkanie.
– Było krótkie.
– O… To znaczy…
– To nic nie znaczy. – Zatrzymał się przy kiosku i kupił gazetkę z krzyżówkami. Ostatnio lubił nad nimi siedzieć. Oczyszczały jego umysł od niepotrzebnych myśli. – Ale dobrze, że dzwonisz. Chciałem zapytać czy wiesz coś może o drugim synu tej twojej przyjaciółki…
– Ale Daniel nie jest gejem. Podoba ci się?
Przewrócił oczami. Ta kobieta była niemożliwa, ale nie wymieniłby jej za żadne skarby świata. Żałował, że inni nie mają takiej mamy. Akceptującej to kim on jest i kochającej bezgranicznie.
 – Nie, mamo. Nawet go nie znam. Aaron powiedział mu, że chłopak ma problemy z nauką, w tym z matematyką i zapytał czy pomógłbym jego bratu. Nie wiem tylko czy to prawda.
– Dlaczego miałby cię okłamać? Pamela mi mówiła, że Daniel od początku tego roku szkolnego ma duże problemy. Wcześniej sobie radził, ale od czasu zmiany dyrektora, który…
– Dobrze, rozumiem – przerwał matce. – Mamo, zaraz wejdę do tunelu metra. – Przystanął. – To mówisz, że ten chłopak naprawdę ma problemy?
– Tak. Największe z przedmiotami ścisłymi. O, z matematyką szczególnie. Mógłbyś mu pomóc. Jesteś w niej dobry.
– Zastanowię się nad tym. Muszę kończyć, bo nie wiem czy mnie nie rozłączy. – Nie powinno, ale wolał nie narażać siebie na kolejną tonę pytań i przypuszczeń co do Aarona. Wątpił, że mama odpuściła ten temat.
– Dobrze, synku. Do widzenia.
– Pa, mama. Wpadnę do was, może w niedzielę. – Rozłączył się. Schował komórkę i zszedł do tunelu.

*

Projekt został oddany i przyjęty. Także Ian i jego znajomi odetchnęli. Wyszli z sali wykładowej szczęśliwi.
– To co? Po zajęciach pójdziemy to oblać? – zapytała Kate, dziewczyna w gotyckim makijażu.
– Znam świetny klub. Możemy tam wybrać się wieczorem – powiedział Karl, chłopak, którego największą pasją były imprezy do białego rana.
– Ja myślałam o czymś spokojniejszym – rzuciła dziewczyna.
– Na mnie nie liczcie – odezwał się zamyślony dotąd Ian. – Mam parę spraw do załatwienia.
– Ej no, myślałam, że razem wyjdziemy. Ostatnio nas unikasz.
– Wybacz, Kate, ale mam za wiele na głowie. Słuchajcie, mam okienko i muszę lecieć. Muszę z kimś pogadać.
– Z facetem? – Uniosła idealnie wydepilowane brwi, w których tkwiły kolczyki. Oczy jej błyszczały.
– Z facetem, ale nie w takim sensie, który teraz masz na myśli. Wyjdziemy kiedy indziej. – Oddalił się od nich i w szybkim kroku pokonał długi korytarz zapełniony studentami.
Żeby dostać się na wydział zarządzania, musiał przejść przez prawie cały budynek uniwersytecki. Ten był ogromny, dwupiętrowy i bardzo długi. Ian żałował, że usunął numer telefonu Aarona. O ileż łatwiej byłoby się z nim tak skontaktować. Podjął decyzję co do pomocy jego bratu i musiał mu to powiedzieć oraz obgadać szczegóły. Nie wiedział czy Daniel będzie jeździł do niego czy to on ma się pojawiać w jego domu. Sam nie wiedział co bardziej by wolał. Dla niego obie opcje były do przyjęcia. Aaron przecież już nie mieszkał w domu rodzinnym to nie będzie go widywać. Na tę myśl coś ścisnęło się w jego sercu. Ponownie to zignorował, bo to był ten sam głosik co zawsze. Popychał go w ramiona Daddario.
Na odpowiednim wydziale znalazł się o dziwo w dość krótkim czasie. Problemem było teraz to, gdzie dokładnie przebywał Aaron. Szukanie jednego człowieka w takim tłumie osób, które przewijały się obok niego było niczym szukanie igły w stogu siana. Jedynym ułatwieniem było to, że mężczyzna był bardzo wysoki i jego czarną łepetynę potrafił rozpoznać z daleka.
– Hej.
Ian odwrócił się nie będąc pewnym czy to do niego ktoś się zwracał. Dopiero gdy spojrzał na chłopaka rozpoznał go.
– Jesteś znajomym Aarona – stwierdził niezbyt miło. – Joel, tak? Na pierwszym roku miałem zajęcia z twoją siostrą. Byłeś wtedy z Daddario w barze. To z tobą się założył?
– Nie. Założył się z naszym drugim kumplem Philipem.
– Aha.
– Wiedz, że nie podobało mi się to co robią.
– Muszę pogadać z Aaronem, chociaż nie mam na to najmniejszej ochoty. Gdzie go znajdę?
– Ian, słuchaj. – Joel podrapał się po karku. – Wiem co on ci zrobił, ale bardzo tego żałuje. On naprawdę się zmienił.
– Jeżeli ktoś nadszarpnie zaufania, trudno je odbudować – odpowiedział grzecznie Joelowi, dostrzegając, że ten jest dla niego miły.
– On to bardzo przeżył. Rozwalił buźkę Philipowi. Nie wziął tych pieniędzy.
– Dlaczego mi to mówisz? – Bradshaw założył ręce na piersi.
– Bo mu na tobie zależy, ale on nie powie tego wprost. Chciałem żebyś to wiedział – dodał Thompson, kiedy Ian się nie odezwał. – Chodź, zaprowadzę cię do niego. Powinien być teraz w sekretariacie. Miał coś tam do załatwienia. To tu niedaleko.
– Dzięki – rzucił idąc obok Joela i obserwując go kątem oka. Facet wydawał mu się sympatyczny. Możliwe, że w innym życiu mogliby zostać przyjaciółmi. Był też przystojny, ale nie w typie Iana. On za bardzo lubił wysokich, czarnowłosych, irytujących drani.
– To tutaj. – Wskazał Thompson.
W tym samym czasie drzwi się otworzyły i z pomieszczenia wyszedł Aaron. Pierwszy w oczy rzucił mu się przyjaciel.
– Joel, uwierzysz, że ta głupia baba… – przerwał, bo wtedy zobaczył tego którego serce pragnął od nowa zdobyć. Tym razem na zawsze. – Ian?
– To zostawiam was samych. Miło cię było poznać. – Thompson wyciągnął dłoń.
– Wzajemnie, cześć. – Ian uścisnął dłoń i pożegnał się.
Aaron klepnął przyjaciela w plecy.
– Zobaczymy się później. – Spojrzał na Iana z jakąś iskierką w oczach. – Dobrze cię widzieć. Nie spodziewałem się…
– Nie mam twojego numeru telefonu, więc musiałem przyjść. Jakieś problemy? – Bradshaw wskazał na sekretariat.
– Poniekąd. Uczelniana biurokracja. Podobno nie podpisałem jakichś papierów i mi to zgłoszono, ale ta kobieta co tam siedzi jest taka nierozgarnięta, że nie wie o co chodzi. Muszę przyjść tu jutro kiedy będzie ktoś inny. Masz czas? Tu obok jest automat z napojami. Kawa nie jest tak dobra jak robiona w domu, ale stawia na nogi. Wyglądasz jakbyś całą noc nie spał.
– Nie mam czasu. Zaraz mam kolejne zajęcia. Chciałem ci tylko powiedzieć, że pomogę twojemu bratu. Jeżeli ma czas to nawet dzisiaj, bo jutro pracuję.
– Świetnie. – Tak się ucieszył, że porwał w ramiona Iana obejmując go mocno.
Bradshaw zamarł, a serce bijące dotąd i tak za szybko, przyśpieszyło tempa. Nie oddał uścisku, ale nie odepchnął Aarona. Mężczyzna przez dłuższą chwilę nie odsuwał się, a on miał ochotę stanąć na palcach i wcisnąć nos w szyję Daddario. Potrzeć skórę. Ledwie powstrzymał się przed tym gestem. Gdy Aaron go puścił, obaj odczuli dużą pustkę. Jakby nagle czegoś zabrakło. Jakiegoś elementu, który ich przez moment scalał.
– Mógłbym cię tak…
– To o której mogę się spotkać z twoim bratem i gdzie?
– Nie rozmawiałem z nim, więc sądzę, że dobrze będzie jeżeli spotkasz się z nim u nas, to znaczy u moich rodziców. Masz coś przeciwko temu?
– Nie.
Aaron odetchnął.
– Daniel kończy dzisiaj lekcje o piętnastej. Nie ma dzisiaj pracy. Pracuje w cukierni trzy razy w tygodniu, przez dwie godziny. Chciałbym cię tam kiedyś zabrać.
– Mam uczyć twojego brata, nie ciebie. Podasz mi adres?
– Zawiozę cię tam. O której kończysz zajęcia?
Ian wyczuł na co się zanosi, ale nie chciał odmawiać. Nie miał dzisiaj sił i ochoty na walkę. Poza tym postawił na swoją wygodę. Naprawdę był za bardzo zmęczony, aby gnieść się w autobusie. Bo taki środek lokomocji musiałby wybrać, aby dostać się na przedmieścia.
– O szesnastej.
– Idealnie. Ja mogę się zerwać z dwóch ostatnich godzin. To dasz się tam zabrać zaraz…
– Tak.
– To spotkamy się przy moim samochodzie. Parkuję…
– Wiem gdzie. Lecę już.
– Czekaj. – Chwycił Iana za dłoń. Potarł ją kciukiem. – Dam ci numer telefonu w razie czego. Tylko go nie usuwaj.
Ian najpierw spojrzał na ich złączone dłonie. Zabrał swoją, a potem skinął głową.
– Dobry pomysł. – Wyjął swoją komórkę, aby zapisać numer.
Kiedy już szedł z powrotem na swój wydział potarł palcami miejsce, po którym sunął kciuk Aarona głaszcząc wierz dłoni. Miał wrażenie, że ten fragment skóry wciąż go pali żywym ogniem i było to bardzo przyjemne uczucie. W tamtej chwili kiedy znalazł się w jego ramionach, poczuł, że znów może oddychać. Właśnie to było przerażające.

*

Cieszył się jak dziecko czekając przy samochodzie na Iana. Miał wrażenie, że w chwili kiedy go przytulił dużo się zmieniło. Na lepsze. Może tak tylko sobie wmawiał, ale to dodawało mu sił do walki o serce tego chłopaka. Nadzieje bywają zgubne, ale on miał ich teraz tak wiele. Wierzył, że się uda. Bradshaw go nie odepchnął! Co prawda zabrał później dłoń, ale widział, że robił to z uporem, pozwolił się dotknąć. Reszta godzin minęła mu na snuciu marzeń. Musiał wyglądać dziwnie, bo znajomi z roku ciągle się na niego patrzyli. Chyba tylko Joel rozumiał o co chodzi.
Z tego wszystkiego zapomniał zadzwonić do domu i dopiero przed chwilą poinformował ich, że będą mieli gościa. Dał znać też Danielowi o co chodzi. Chłopak nie marudził, więc widać było, że chce polepszyć swoje wyniki w nauce. Radość Aarona była chyba także słyszana w głosie, bo brat zapytał się go co się stało, że jest taki szczęśliwy. Tak, był szczęśliwy i szczerzył się jak głupi do sera. Uśmiech Aarona jeszcze się powiększył kiedy ujrzał idącego w jego stronę Iana. Chłopak miał na sobie ciepłą kurtkę, bo dzisiaj było naprawdę zimno. Dla Aarona nagle ten dzień stał się upalny, bo rozgrzane serce przemawiało przez niego.
Ian przechylił głowę przyglądając się Aaronowi. Młody mężczyzna wyglądałby jakby się czegoś naćpał. Zapytał się go o to, kiedy stanął po drugiej stronie samochodu.
– Jestem pijany szczęściem. – Uśmiechnął się Daddario opierając ręce o dach samochodu.
– Boję się zapytać co jest tego powodem.
– Ty.
– Niepotrzebnie pytałem. Możemy jechać?
– Tak. Wsiadaj, drzwi są otwarte.
– Mhm. – Wsiadł do środka i zapiął pas. – To będzie w porządku, że tak się wproszę do domu twoich rodziców?
– Pewnie. Moja mama lubi gości. Poza tym dasz korki Danielowi. – Włożył kluczyki do stacyjki i też zapiął pas. – Poza tym wie, że jesteś synem jej przyjaciółki. Tym z którym byłem na randce w ciemno. Nie gniewasz się, że jej to powiedziałem?
– W porządku? Jedziemy? Naprawdę chciałbym przed nocą być w domu.
– Odwiozę cię, więc niczym się nie martw. – Uruchomił silnik.
Ian miał się nie martwić? Już samo to, że siedział z nim w jednym samochodzie bardzo go martwiło. Jeszcze wczoraj pragnął by dzieliły go od niego całe mile, a tymczasem kiedy Aaron zmieniał biegi parę razy trącił jego nogę. Czy robił to specjalnie czy nie, nie miało znaczenia. Ważne było to, że każde takie dotknięcie burzyło mur którym Ian się otoczył.
– Cieszę się, że pomożesz Danielowi – odezwał się w pewnej chwili Daddario. – Ale najbardziej ciszy mnie to, że… Już nie chcesz mnie zabić.
– Niczego sobie nie wyobrażaj. Pozwoliłem ci się podwieźć dla swojej wygody i tyle. Nadal nie chcę mieć z tobą wiele wspólnego.
– Powiedziałeś „wiele”, a nie że nic wspólnego. To daje mi szansę. Powiedziałem ci, że będę walczyć. I wygram.
– Oj, nie szczerz się tak głupio – prychnął Ian. I co on miał z nim zrobić?
Podróż trwała pół godziny podczas której Bradshaw miał ochotę przywalić Aaronowi. Wszystko przez to, że ten był tak pewny swego. W jakiś sposób mu to pochlebiało. Dwudziestoczterolatek chciał go zdobyć i już nie chodziło o zakład. Co do tego Ian zyskał pewność. Bał się mu ponownie zaufać. Jak niby miałby z nim być, kiedy w pamięci wciąż tkwiło to, że Aaron go skrzywdził? Wybaczenie to jedno, ale wiara w to, że mogłoby być dobrze to drugie.
– Nie spinaj się tak. Moi rodzice są świetni.
Ian przewrócił oczami. Udzielał mu się humor Aarona i w końcu się uśmiechnął, gdy mężczyzna puścił mu oczko.
– Masz piękny uśmiech – wypalił Daddario.
– Ty jak coś powiesz. – Pokręcił głową.
Aaron zaprowadził Iana do domu wciąż nie przestając się uśmiechać. Dobrze świadczyło to, że Bradshaw nie wściekał się,  nie odrzucał go.
– Mamo, jesteśmy? – zawołał starszy ze studentów, kiedy weszli do przedpokoju.
Ian rozglądał się z zaciekawieniem. Dom był dużo większy niż ten rodziców. Stał bardziej na uboczu, od innych domów. Co najbardziej go zaskoczyło to, że jego dom rodzinny nie znajdował się wcale tak daleko. W innej dzielnicy co prawda, ale spacerkiem w ciągu piętnastu minut by tam doszedł. Aaron musiał o tym nie wiedzieć, ale jego mama na pewno już to wie.
– Witajcie. – Z salonu wyszła Pamela od razu ściskając syna. Potem jej piwne oczy spojrzały na gościa. – Ian, prawda? Marcia wiele mi o tobie opowiadała. Rozmawiałam z nią dzisiaj i zaskoczyło mnie to, że obaj się znacie. Jaki ten świat mały. Przykro mi, że wczorajsza randka w ciemno do końca się nie udała.
– Mamo, nie udała? Co ty mówisz? Dzięki niej, sądzę, dużo się zmieniło, a przede wszystkim znalazłem korepetytora dla Daniela. Jest na górze?
– Tak, ale to pora obiadu, więc najpierw coś zjecie. Już wszystko przygotowałam. – Nie odrywała spojrzenia od Iana. Podobał jej się ten chłopak. Wcześniej widziała go tylko na zdjęciu. Tworzyli z jej synem ładną parę. W duchu miała nadzieję, że może coś z tego będzie.
– Nie chciałbym sprawiać kłopotu… – zaczął Ian.
– Nie sprawiasz. – Pamela uśmiechnęła się do niego. – Cieszę się, że tu jesteś. Aaron, zawołaj brata i siostrę, ja zaprowadzę Iana do kuchni. Tam zazwyczaj jemy. Jadalnia używana jest tylko w święta. Tata zaraz przyjdzie. – Wsunęła rękę pod ramię gościa i zaprowadziła go do kuchni.
– Jest pani bardzo miła. Zna pani moją mamę z kursu pieczenia? – Dyskretnie rozglądał się po pomieszczeniu. Było większe niż kuchnia rodziców, ale tak samo przytulne, dzięki zdjęciom na ścianach, kwiatom oraz gospodyni, która przyjęła go jak syna.
– Tak. Twoja mama doskonale piecze, ale chciała się podszkolić, za to ja… Mam dwie lewe ręce. Nadal mam, ale już coś mi wychodzi. Nie martw się jednak. Na deser będzie ciasto upieczone przez Daniela. – Podała Ianowi talerze. – Pomożesz mi?
– Tak, oczywiście. – Wziął z jej dłoni porcelanę i zaczął rozkładać na stojącym pośrodku kuchni sześcioosobowym stole.
– Nie wiem kiedy on ma czas piec, ale to jego pasja. Za to Aaronowi ciężko skupić się na czymś konkretnym. Zawsze tak miał.  – Wyjęła sztućce z szuflady i popatrzyła na Bradshawa. – Podobasz się mojemu synowi.
– Słucham? – Omal nie upuścił ostatniego talerza.
– Zwróć na to uwagę. Mam wrażenie, że świata poza tobą nie widzi. Od wielu dni chodzi zamyślony, miałam wrażenie, że jest przygnębiony, a nie chciał mi nic powiedzieć. Kiedy go dzisiaj zobaczyłam… To chyba najszczęśliwszy człowiek na ziemi. I ty to sprawiasz.
Ian nie miał pojęcia co powiedzieć. Na szczęście od tego uratowała go trójka osób, która weszła do kuchni, a którą po chwili poznał. Z ciekawością przyjrzał się Danielowi. Młodsza kopia Aarona. Tylko dużo szczuplejsza. Za to rysy twarzy były prawie takie same.
– To ty masz mnie matmy uczyć?
– Tak.
– Super. Mój brat tylko o tobie mówił jak przyszedł na górę. To zjemy i pójdziemy do mojego pokoju.
– A w salonie nie możecie się uczyć? – zapytał Aaron.
– Zazdrośnik – szepnęła Tina.
– Anorektyczka – odparował Aaron.
– Mam taką budowę ciała. Mamo, on znów zaczyna.
Aaron tylko wzruszył ramionami i wesołymi oczami spojrzał na Iana, który tylko pokręcił głową. Niedługo później pojawił się Christopher, który także powitał gościa bardzo serdecznie. Zaciągnął go nawet do pokoju, w którym trzymał swoje modele, które kleił. Najwięcej było samolotów, bo to głównie one były jego pasją. Iana bardzo zainteresowała kolekcja. Jako dziecko także próbował coś kleić, ale nie miał do tego cierpliwości. Za to podziwiał, że inni potrafią długie godziny spędzić nad czymś takim. Później zjedli bardzo smaczny obiad, a po nim Ian udał się na górę by chociaż z godzinę pouczyć Daniela. Bardziej chodziło o to, by chłopak zapoznał go z tym z czym miał największe problemy. On wtedy będzie mógł przygotować odpowiednie materiały i mu pomóc. Nie chciał za to pieniędzy, a mu je proponowano. Po prostu powiedział, że jeżeli będzie mógł jeść tak pyszne ciasta to mu to wystarczy. Daniel obiecał, że upiecze te najlepsze jak on będzie miał przyjść.
Za to Aaron naprawdę był zazdrosny, że Ian spędza czas z jego bratem, nie z nim. Ale przecież gdyby nie korepetycje to Bradshawa by tu nie było. Miał zamiar po tym jak go odwiezie zabrać go na mały spacer. Chciał z nim porozmawiać, tak poważnie. Jego plany jednak nie wypaliły, bo kiedy zatrzymał się tam gdzie zawsze odwoził Iana, spostrzegł, że chłopak zasnął. Jak on by chciał, aby to przy nim tak zasypiał. W jego łóżku.
Obszedł samochód i otworzył drzwi od strony pasażera. Przyjrzał się jego twarzy. Zdobył się na odwagę i delikatnie pogłaskał go po policzku. Ian poruszył się i otworzył oczy.
– Dojechaliśmy.
– Hm? A tak. – Usiadł prosto. – Zasnąłem?
– Tak. Najchętniej to bym ciebie nie budził, ale nadal nie wiem w której z kamienic masz mieszkanie. Zaniósł bym cię.
– Nie, dzięki. Nie będziesz mnie nosił na rękach. – Chciał wysiąść, ale wyjście zagradzał mu Aaron. – Mogę?
– Co? – Pieścił wzrokiem twarz Iana.
– Wysiąść, ale przez ciebie nie mog… – urwał, bo Daddario cmoknął go szybko w usta i się odsunął. – Co ty?
– Nie mogłem się powstrzymać – powiedział i pozwolił mu wyjść.
– Więcej tego nie rób.
– Nie obiecuję. Odprowadzę cię.
– Poradzę sobie. Dobranoc. – Zapiął kurtkę i ruszył w stronę rzędu kamienic. Uśmiechał się.
– Dobranoc – krzyknął za Ianem Aaron, po czym wsiadł do samochodu i dojechał. Też był już zmęczony, ale za to szczęśliwy jak nigdy w życiu.
 

20 października 2019

Zaufaj mi - Rozdział 8


Dziękuję za komentarze. :)

Wrzesień minął. Nadszedł październik z deszczem, chłodem, które utrzymywały się przez kilka dni. Dopiero gdzieś w drugim tygodniu miesiąca wyszło słońce i zrobiło się odrobinę cieplej jak na tę porę roku. Liście na drzewach, krzewach pokryły się różnymi kolorami, a przewodziła im czerwień. Ludzie stali się bardziej ponurzy, jakby z nadejściem jesieni gdzieś ich humory ulatniały się. Aaron poniekąd ich rozumiał, bo sam nie był w świetnym nastroju, tylko u niego pora roku nie miała na to wpływu. Raczej jego głupota, za którą ponosił karę. Minęły dwa tygodnie od kiedy Ian dowiedział się o zakładzie. Przez ten czas wiele razy próbował się z nim skontaktować, zwrócić na siebie jego uwagę, przeprosić, lecz bezskuteczność jego działań coraz bardziej go przygnębiała. Ian w żaden sposób mu nie ulegał. Nie chciał się z nim spotkać i unikał jak ognia. Rozumiał go. Sam nie chciałby mieć do czynienia z kimś takim. Jakże niby miałby zaufać takiej osobie? Tylko wariował, bo ciągnęło go do Bradshawa, a od tygodnia go nie widział. W końcu posłuchał Joela, by nie zbliżać się do Iana. Nie liczył, że zostanie mu wybaczone, ale może chłopak trochę za nim zatęskni. Nie wątpił, że Bradshaw wciąż przeżywa to czego stał się ofiarą. Czas potrafi leczyć rany, ale te głębokie potrzebują o wiele więcej. Aaron nie zamierzał czekać miesięcy na to by mu chłopak wybaczył i znów mu zaufał. Czekała go walka ze wszystkim tym co targało uczuciami Iana oddalając chłopaka od niego. Jednym z nich na pewno był żal, który i jego nieustannie męczył. Ten negatywny stan nie pozwalał mu niczym się cieszyć. Najgorsze, że nawet rodzina już to zauważyła i dopytywała o wszystko. Czuli, że coś się stało, ale on nigdy nie zamierzał wyznać im prawdy. Zawiódłby rodziców. To było pewne jak to, że po dniu nadejdzie noc.
– Byłeś głupi i za to płacisz – powiedział sam do siebie Aaron siedząc w samochodzie. Wracał właśnie z uczelni i dopadły go przemyślenia o tym z jaką łatwością skrzywdził Iana i jak bardzo chciałby wszystko naprawić. To nie pozwalało mu spokojnie prowadzić samochodu, więc zaparkował na poboczu i tak siedział targany kolejną burzą w jego sercu. Nie miał pojęcia co zrobić, żeby naprawić to co zepsuł. W dodatku miał też inne zmartwienia. Jego brat miał problemy w szkole. Dowodem były coraz gorsze oceny. Daniel nie dawał sobie rady będąc na ostatnim roku w liceum. Wcześniej też idealnie mu nie szło, ale w miarę wszystko ogarniał. Wszystko przez nowego dyrektora, bo podniósł tak wysoko poprzeczki, że słabsi uczniowie mieli problemy. Mężczyzna chciał stworzyć jedno z lepszych liceów w mieście. Z wysokimi standardami, wymaganiami, z którymi nie każdy dawał sobie radę.
Przez ostatnie kilka dni Aaron próbował uczyć Daniela, ale okazywało się, że sam nie rozumiał wielu zagadnień. Poza tym osiemnastolatek w ogóle go nie słuchał. Dlatego rodzice podjęli decyzję o zatrudnieniu korepetytora. Zmusili też syna do poświęcenia większej ilości czasu nauce. Aaron obawiał się jednak, że to nie będzie takie łatwe. Daniel mógłby godzinami siedzieć nad książkami, a wiedza i tak mu do głowy nie wejdzie. Do tego wszystkiego dochodziła Tina. Siostra ewidentnie uzależniła się od nagrywania materiałów na Youtube, montowania swoich filmów i całego całokształtu związanego z jej publikacjami. Nie miał pojęcia, że coś takiego może się stać. Dziewczyna nie odchodziła od komputera przez długie godziny. Zaniedbała studia. Nawet nie miała czasu jeść. Nie słuchała dobrych rad jego i rodziców. Zresztą kto w tych czasach słucha dobrych rad. Każdy sądzi, że inni nie mają racji. Nie miał pojęcia co zrobić. W tym wszystkim bardzo potrzebował czasami przytulić się do kogoś. Nie, nie do kogoś. Do konkretnej osoby za którą tęsknił. Nie wierzył w to jeszcze, ale naprawdę zakochał się w Ianie i czasami nachodziły go myśli, że jeżeli miałby za kogoś wyjść za mąż, byłby to właśnie ten chłopak.
– Tylko on cię nie chce, po tym co mu zrobiłeś – szepnął do siebie i już miał uruchomić silnik, by jechać dalej, ale rozdzwoniła się jego komórka. – Mama. Pewnie znów coś z Danielem lub Tiną. – Odebrał, bo nawet nie przyszło mu na myśl, że mógłby postąpić inaczej. Ostatnie tygodnie nauczyły go wiele, a szczególnie odpowiedzialności i tego, że nie był sam na tym świecie, a rodzina potrzebowała jego pomocy.

 *

– To wszystko? – zapytał Ian po tym jak ułożył resztę drewna. Był w domu rodziców chcąc im pomóc w pracach domowych.
– Tak – odpowiedziała Aisha. – Dzięki, że przyjechałeś. Wujek kicha i smarka, a my z ciocią nie ułożyłybyśmy tego drewna za dzień. W każdym razie jesteśmy już zabezpieczeni na zimę. – Zdjęła robocze rękawice. – Chodź, zrobię czegoś gorącego do picia.
– Zaraz przyjdę. – Chciał przez chwilę pobyć sam.
– Wszystko w porządku? Wierz mi, widzę, że coś jest nie tak. Nawet wczoraj rozmawiałam o tym z Brentem. Też zauważył, że się zmieniłeś.
Kuzynka jak zawsze była spostrzegawcza, ale on nie zamierzał jej niczego mówić. Zamierzał zachować w tajemnicy to co mu zrobił Aaron. Tym bardziej, że to już przeszłość, a on powoli się jakoś z tego podniósł. Jeszcze chwilami było dość trudno, kiedy nawiedzały go myśli o tym jak bardzo żałuje, że nie mieli szans.
– Ian, nie jestem głupia. Pamiętasz tę niedzielę, kiedy zebraliśmy się wszyscy, a ty esemesowałeś z kimś? To był jakiś facet prawda?
Spojrzał na nią mrużąc oczy przed słońcem, które go oślepiło. Skinął głową.
– Nie wyszło, prawda? Przykro mi. Byłeś wtedy taki podekscytowany. Wybacz, że o tym mówię.
– W porządku. – Może powinien jej powiedzieć? Nie miał komu się zwierzyć, poza Erikiem i jego żoną,  ale to nie było to, i czasami się przez to dusił. Przecież nie był sam i nikt go nie potępi. On nic nie zrobił. To jego skrzywdzono. Przecież oni wiedzieli co się stało cztery lata temu i bardzo mu wtedy rodzina pomogła. Tylko jakoś nie potrafił tego zrobić. Gdzieś podświadomie chciał chronić Aarona, a to było już naprawdę głupie. Powinien wyśmiać za to samego siebie.
– Pamiętaj, że to co raz się nie udało, uda się następnym razem. – Pogłaskała go po ramieniu.
– Na pewno. Wiesz, co? Może jednak napiję się czegoś gorącego. – Uśmiechnął się do kuzynki.
– To chodź. – Poszła pierwsza w stronę domu.
Ian jeszcze zamknął przybudówkę i udał się w ślad za kuzynką postanawiając, że spędzi to popołudnie miło i przyjemnie.
Kilka minut później siedział w salonie z Aishą i mamą, bo tata z powodu przeziębienia, które dopadło go na rybach, poszedł się położyć. Popijał kawę przygotowaną przez kuzynkę. Na stoliku przed nim stało ciasto, które do południa upiekła rodzicielka. W kominku płonął ogień, a cichy głos z telewizora mówił, że ktoś właśnie coś wygrał. Jego mama uwielbiała teleturnieje. Dzisiaj jednak nie skupiała się na programie, a na nim. Wyglądała na zdenerwowaną. W dłoniach obracała kubek z herbatą, a jej kawałek ciasta pozostawał nietknięty.
– Synku – zaczęła, a on napiął wszystkie mięśnie – nie bądź zły.
Jeżeli ona tak zaczyna to zastanowił się czy ma się bać następnych słów.
– Bo ja… Umówiłam cię na randkę w ciemno.
Zamurowało go, a Aisha opluła się herbatą i zaczęła kaszleć.
– Ian, pomyślałam, że tak długo jesteś sam, a przecież samotność to nic dobrego, synku. To podobno miły chłopiec.
– Chłopiec? To ile on ma lat? – Miał nie był zły, ale nic na to nie mógł poradzić.
– Jest w twoim wieku. Dla mnie ty też zawsze będziesz chłopcem.
– Mamo, nie pomyślałaś, że ja nie chcę iść na żadną randkę? – Odstawił kubek i wstał. Zaczął krążyć po pokoju. Co ona sobie wyobrażała robiąc coś takiego za jego plecami. Mógł się tego spodziewać. Przecież ją znał! Od zawsze go swatała, ale nic nigdy z tego nie wyszło.
– Pomyślałam, ale co ci szkodzi. – Również wstała z kanapy i podeszła do niego. Popatrzył na nią ze złością, ale nic sobie z tego nie zrobiła. Ian był dobrym synem. Chwyciła go za rękę. – Spotkanie jest dzisiaj i proszę idź na nie. Do niczego cię to nie zobowiązuje. Jeżeli ci się nie spodoba to nikt cię nie zmusza do kolejnych spotkań. Potraktuj to jako wyjście towarzyskie.
Odsunął się od matki. Przesunął ręką przez włosy. Dzisiaj miał je rozpuszczone.
– Mamo, to randka w ciemno. Nie spotkanie towarzyskie. – Co miał zrobić, aby się z tego wymigać zręcznie? Nie chciał się z nikim spotykać. Na pewno nie teraz. W jego sercu niczym zadra wciąż tkwił Aaron. Chciałby go znienawidzić. Może wtedy byłoby łatwiej. Jego serce nie biłoby szybciej choćby na wspomnienie imienia tego oszusta.
– Wiesz o co mi chodzi. Nie udawaj.
– Ale mamo…
– Mamo, mamo. Ian, ile będziesz tracił życia na dawnych wspomnieniach? Nie każdy jest taki jak tamten chłopak. Są porządni mężczyźni.
Ciekawe gdzie ona takich widziała, pomyślał ledwie powstrzymując się przed wypowiedzeniem tych słów na głos.
– Synku, nie chcę, abyś za kilka lat żałował. Młodość masz tylko jedną. Wiesz ile ludzi teraz żałuje, że czegoś nie zrobiło, nie poznało kogoś, bo się bali? Nie każę ci za niego wychodzić. Po prostu się z nim spotkaj.
– Ale mamo…
– Czasami lekiem na jednego faceta jest inny – wtrąciła Aisha.
Musiał przyznać jej rację. Faktycznie nikt mu nie kazał zaraz wiązać się z tym kimś, a może takie spotkanie sprawi, że ruszy do przodu. Może dzięki temu Aaron wywietrzeje mu z głowy. Bo z serca niełatwo się go pozbędzie.
– Dobrze. To o której i gdzie ma być to spotkanie?

*

Ian denerwował się coraz bardziej kiedy przekroczył próg restauracji. Miejsce może nie było pełne przepychu czy elegancji, gdzie wymagano formalnych strojów, a na pewno obowiązkowych krawatów. Dlatego odetchnął z ulgą, że restauracja była przytulna, miała swój wyjątkowy klimat i urządzono ją tak, aby zapewnić dyskrecję gościom. Wszędzie były kwiaty, podejrzewał, że większość sztucznych, ale i tak sala wyglądała niczym ogród. Lokal musiano otworzyć dosyć niedawno, bo pamiętał jeszcze jak w tym samym miejscu mieścił się jakiś klub dla samotnych.
– Dzień dobry, życzy pan sobie stolik? – zapytała młoda jasnowłosa dziewczyna, której nie zauważył kiedy do niego podeszła.
– Jestem umówiony. – Pokazał jej czerwoną różę, którą trzymał w ręku. To miał być znak rozpoznawczy.
– A tak. Jest ktoś już kto także przyszedł z takim samym kwiatem. Zaprowadzę pana do stolika.
Idąc za dziewczyną ubraną w czarną, prostą spódnicę do kolan oraz białą bluzkę, rozglądał się wokół. Gdyby z Aaronem nie potoczyło się tak źle to by go tutaj zabrał. Odgonił myśli, miał do nich nie wracać. Skupił się bardziej na tym dokąd dziewczyna go prowadzi. Przeszli przez środkową część sali i weszli za półściankę za którą mieściła się druga część lokalu. Tutaj było zajętych kilka stolików. Przy nich siedziały tylko pary. Na blatach, okrytych białymi koronowymi serwetami, w okrągłych szkłach stały palące się świece ozdobione u dołu uplecionym wiankiem z fioletowych kwiatków. Przytulnie i romantycznie do tego, pomyślał, mama wiedziała co robi.
– To ten stolik proszę pana.
Przeniósł spojrzenie z obrazu, który mu się nawet spodobał, na dziewczynę, a potem przesunął go w miejsce, które wskazywała. Natychmiast przystanął. To musiał być jakiś żart lub pomyłka.
– Proszę oto pana stolik. – Uśmiechnęła się miło dziewczyna.
Aaron uniósł wzrok znad przeglądanego menu i napotkał znajome szare oczy, nie osłonięte szkłami okularów. Do tego gdy jeszcze ujrzał różę w ręku Iana wszystko zrozumiał. To on był jego randką w ciemno do której zmusiła go mama. Bronił się jak lew przed czymś takim. Ale ona wystosowała takie argumenty, że uległ. Nie żałował.
– To pomyłka. – Bradshaw zdołał wydobyć z siebie głos. Odwrócił się by odejść.
– Uciekasz? – zapytał Aaron.
– Co innego miałbym robić?
– Usiąść i zjeść ze mną kolację.
Pracownica restauracji dostrzegając niezręczność w jakiej się znalazła pożegnała się z nimi, życząc miłego pobytu w lokalu. Żaden jej jednak nie słyszał, bo obaj patrzyli sobie w oczy w napięciu.
– Sądziłem, że mam od ciebie spokój. W jaki sposób moja mama…
– Zna moją mamę – odparł Daddario. – Wierz mi nie wiedziałem, że to z tobą mam się spotkać.
Ian pochylił się i warknął:
– Wierzyć tobie? Śmieszne. Mówił ci ktoś, że jesteś irytujący?
– Usiądź, bo inni się na nas patrzą. Naprawdę nie wiedziałem. Jakimś cudem nasze matki się poznały… Czy twoja chodzi na kurs pieczenia?
– Tak, od jakiegoś czasu. Jak to nasze matki się poznały? Zaplanowały to? Wiedzą co się stało? – Nie zwracał uwagi na to, że usiadł nie zdejmując skórzanej kurtki.
– Nic nikomu nie mówiłem. – Co miał zrobić? Jak go zatrzymać? To była jego szansa, aby spędzić czas z Ianem i spróbować go przekonać do siebie. Przeprosić. – To nasze mamy zaprzyjaźniły się ze sobą na tym kursie i wymyśliły tę randkę. To jakiś… Nie sądzisz, że to coś oznacza?
– Ciekawe co takiego? – Że też jego randką w ciemno musiał okazać się Aaron Daddario. Prędzej spodziewałby się prezydenta. A nie jego. Dotarło do niego, że mężczyzna nie mógł sobie tego zaplanować, bo przecież nie znał jego mamy. Obaj padli ofiarami podstępu własnych matek, które nie miały pojęcia co się pomiędzy nimi wydarzyło i, że w ogóle się znali.
– Nie dziwi cię to jak się ułożyło? Nasze mamy się poznały, chcą nas zeswatać, nie mając pojęcia, że się znamy. To tak jakby…
– Tylko nie chrzań mi tu o przeznaczeniu. – Ian założył ręce na piersi. – Coś takiego nie istnieje. Sądzisz, że los poznał nasze matki ze sobą, abyśmy dzięki nim mogli naprawić to coś pomiędzy nami.
– Coś w tym stylu – odparł Aaron.
– Tylko, że pomiędzy nami niczego nie było. To tylko kłamstwo. Kłamstwo, które ty wymyśliłeś.
– Coś się zaczęło rodzić. Wiesz o tym, Ian. Kiedy my…
– Nie kończ.
– Kiedy się kochaliśmy już nie chodziło mi o zakład. Wszystko się zmieniło. Już wcześniej się zmieniało, ale tego nie dostrzegałem. Raczej nie chciałem tego widzieć.
– Aaron, słuchaj, ja ci już nigdy nie uwierzę. Niczym mnie nie przekonasz. Zawiodłeś moje zaufanie, a tego nie da się naprawić, nie ze mną. Dlatego… – urwał, bo do ich stolika podszedł kelner.
– Dobry wieczór, mam na imię Trevor, czy wybrali już panowie posiłek?
– Nie – odpowiedział Ian.
– Tak. – Aaron nie zamierzał pozwolić na ucieczkę Ianowi. Nie kiedy mogli porozmawiać dłużej niż pięć minut. Złożył zamówienie dla siebie i dla Bradshawa, który był bardzo zaskoczony tym, że Aaron zapamiętał co on lubi jeść na kolację.
– Nie mówiłem, że zostanę – warknął Ian, kiedy kelner odszedł.
– Mam nadzieję, że zostaniesz i zjemy razem. Zrób to dla swojej mamy…
– Ty masz tupet. Teraz bierzesz się za szantaż? Przez ostatni tydzień kiedy cię nie widywałem, odetchnąłem. Sądziłem, że w końcu zrozumiałeś o co cię prosiłem. To było takie dobre uczucie. – Nie do końca, bo jakaś mała cząstka niego chciała z powrotem ujrzeć Aarona, ale ta część według niego nie miała już głosu. – Nadal nie wierzę, że dałem się wtedy tak omotać. Odrzuciłem swoje zasady, wszystko. A wszystko to co robiłeś i mówiłeś to jedno wielkie kłamstwo. – Nachylił się w stronę Aarona, opierając łokcie na stoliku. – „Ja już w życiu się na kimś przejechałem i boję się ostatecznie komuś zaufać.” – zacytował. – „Ty mi się podobasz. Masz w sobie coś… Co sprawia, że ci ufam i jestem w stanie uwierzyć, że mnie nie zranisz.” Tak, pamiętam każde twoje słowo. Jak przypuszczam to też było kłamstwo. Jak wszystko.
– Nie wszystko, Ian. To akurat prawda. – Westchnął. – Poznałem go trzy lata temu. Pokochałem go. Wierz mi, że dawniej byłem inny. I dzięki tobie znów jestem tym kim byłem zanim pojawił się Justin. – Kelner właśnie przyniósł im posiłek, więc poczekał chwilę i kontynuował kiedy zostali sami: – Zwariowałem na jego punkcie. Nawet szukałem obrączek, bo mimo że wtedy małżeństwa homoseksualne nie były zalegalizowane, to pragnąłem, abyśmy obaj złożyli sobie przysięgę. Wierzyłem, że on jest tym z kim chcę być. Nie zdążyłem dać mu obrączek. Kupiłem je, ale kiedy wychodziłem od jubilera zobaczyłem go w samochodzie z innym facetem. Całowali się. W pierwszej chwili sądziłem, że to była pomyłka. Ale to był on. Nie widział mnie. Domyśliłem się gdzie mogli pojechać po pocałunku. Zacząłem być podejrzliwy. Zrozumiałem te jego tajemnicze wyjścia, wyjazdy integracyjne. Integrował się, ale z kolejnym facetami. Zdradzał mnie na okrągło. Miałem dwadzieścia jeden lat i mój świat się zawalił. Przysiągłem sobie, że już nigdy nie uwierzę żadnemu facetowi i będę się nimi bawił. Wierzyłem, że do tego oni są. Byłem pewny, że żaden gej nie nadaje się do związku, bo nie potrafią w nim wytrwać. Przecież jeszcze jest tyle dup do przelecenia. Dopiero ty sprawiłeś, że otworzyłem oczy. Wiem co zrobiłem. Przepraszam. Co mam zrobić, abyś mi uwierzył.
Ian słuchał tego wszystkiego przyglądając się Aaronowi. Usta zawsze mogły kłamać, ale oczy nie potrafiły tego robić. Dlatego uwierzył mu w tę historię. Widział ból w tych czarnych oczach, za którymi tęsknił. Mimo tego nie mógł mu uwierzyć w to, że Aaron ma jakieś większe uczucia do niego. A może po prostu się bał. Nie przetrwa kolejnego noża wbitego w plecy. Raz za razem taki cios był bolesny, ale w końcu może być ten ostateczny. Aaron pokazał jakim dupkiem potrafi być.
– Ian, wiem, że cię zraniłem. Otoczyłeś się murem. – Usłyszał prychnięcie. – Chciałbym znać sposób na to jak mogę go rozwalić.
– Nie ma takiego sposobu. Nie ma i nie będzie. – Wstał nie tykając w ogóle swojej kolacji na którą składała się sałatka z indyka.
– Poczekaj. – Aaron również podniósł się. Nie wierzył, że to mógłby być koniec. – Wiem, że mi nie wierzysz i zasługuję na to, ale daj mi szansę. Jedną jedyną.
– Dostałeś ją, kiedy w ogóle pozwoliłem ci się do mnie zbliżyć. Cztery lata temu ktoś postąpił dokładnie tak jak ty. Wyobraź sobie co ja czuję. Co takiego może być ze mną nie tak, że ktoś się bawi moimi uczuciami. To boli, Aaron.
 – To pozwól mi, bym załagodził ten ból. – Zbliżył się do Iana. Chciał go dotknąć, ale chłopak cofnął się.
– Jeżeli chcesz to zrobić to daj sobie spokój.
– A co jeżeli nie mogę?
– Ludzie się patrzą – szepnął Bradshaw. Nie chciał tego, ale czuł, że w murze którym się otoczył zrobiła się mała wyrwa. Dlatego nie mógł pozwolić, żeby w jakikolwiek sposób Aaron dotarł do tej jego części, która aż krzyczała, by ją wypuścić.
– Niech patrzą. Niech widzą, że nie jesteś mi obojętny. Tak, wiem, nie wierzysz mi, ale gdybyś dał mi szansę…
– Nie.
– Ian…
– Aaron, przepraszam cię za te pieniądze… Wiesz które, ale daj sobie spokój. Jeżeli naprawdę się zmieniłeś to spotkasz kogoś kogo nie zdeptałeś tak bardzo. To nasze ostatnie spotkanie.
Gdy Ian chciał odejść Aaron przeżywał kausze. Chłopak mu uciekał, a on stracił ostatnią szansę, by wszystko naprawić. Nagle coś podsunęło mu pomysł do głowy i złapał się go jak tonący brzytwy.
– Nie chcesz mnie, ale pomóż mojemu bratu.
Ian przystanął i spojrzał na Daddario przez ramię. Zmarszczył brwi.
– Daniel ma problemy w szkole. Nie radzi sobie choćby z matematyką. Studiujesz ją, to jesteś w niej dobry. Pomóż mu. Ale wiedz jedno, nie przestanę o ciebie walczyć. Nie poddam się, Ian.