Przypominam, że do kupienia jest drugi tom Buntownika. Szczegóły tutaj: Klik
Zapraszam też na Queerowy maj: Klik
Dziękuję za komentarze. :)
– Kto wymyślił, że na
ślub trzeba ubrać się elegancko? – burczał pod nosem Drake próbując zawiązać
krawat. – Cholerna rzecz.
– Daj. – Sean stanął
przed partnerem pomagając w tak trudnej dla kochanka czynności. – Tyle razy
pokazywałem ci jak to zrobić.
– Ta, tylko jakoś
jeszcze tego nie skumałem. Może za sto lat pojmę te proste zasady.
Ta scenka i ten dialog
powtarzały się za każdym razem, kiedy wybierali się w miejsce, gdzie glany,
obszarpane dżinsy i seksowne koszulki nie pasowały do charakteru przyjęcia. Na
szczęście to zdarzało się tylko od święta, inaczej Sean dostałby szału
słuchając marudzenia.
– Z raz mógłbyś się nie
krzywić wciskając się w garnitur.
– Tym razem zgadzam
się, bo to ślub teściowej, ale nie mam zamiaru na przyjęciu siedzieć sztywno
jak kołek, żeby się nie pobrudzić.
– Krawat i marynarkę
będziesz mógł zdjąć.
– Dzięki ci mój
łaskawco. – Wycisnął na jego ustach soczysty pocałunek.
Sean przewrócił oczami
poprawiając mu jeszcze kołnierzyk od błękitnej koszuli.
– Masz spinki do
rękawów?
– Nie. Na szczęście
kupiłem taką koszulę, żeby rękawy miały guziki. Ha. – Wyszczerzył się unosząc
do góry ręce. – Widzisz, zapięte bez tych głupich spinek.
– Wariat. – Sean pokręcił
marudzie głową ponownie wracając do zakładania na siebie kolejnych ubrań.
Ślub miał odbyć się za
godzinę w kościele do którego należała Marianne. Po ślubie przyjęcie weselne
przygotowano w jej domu, gdyż na nie zaproszona została tylko najbliższa
rodzina i przyjaciele. Przez to wszystko ostatni tydzień dla nich obu, był
dosyć zabiegany, bo chociaż przyjęcie przygotowywała wynajęta firma
cateringowa, tak oni również zostali w to zaangażowani. Co prawda bardziej
Drake, ponieważ Sean potrafił wykręcić się z tego studiami, mimo że w tym
tygodniu ilość zajęć mógł policzyć na palcach jednej ręki. Za co Drake ukarał
Seana tygodniem bez seksu i przeklinał sam siebie za ten ruch, gdyż tym samym
ukarał i siebie. Na szczęście ostatniej nocy wszystko nadrobił. Przez co Sean
chodził teraz niewyspany, ale szczęśliwy. Drake też był szczęśliwy dopóki nie
przyszło wcisnąć się w garnitur.
– Nie wariat, tylko
praktyczny człowiek. – Zaczął grzebać w szufladzie komody.
– Czego szukasz?
– Skarpetek.
– Są szufladę niżej. Drake,
zawsze otwierasz nie tę co trzeba.
– E tam. W ogóle to
gdzie daliśmy kwiaty? – zapytał siadając na łóżku i zakładając czarne
skarpetki.
– Stoją w kuchni. Sam
je tam stawiałeś.
– Piękny bukiet
zamówiłem, co nie?
– Drake, przestań się
chwalić.
– Kocham cię. – Posłał
mu całusa w powietrzu.
– Ta, wiem, ja ciebie
też, ale rusz tyłek, bo musimy już jechać do mamy. – Rozglądał się po sypialni.
– A czego ty szukasz?
– Zostawiłem tu wczoraj
kluczyki od auta.
– Zostawiłeś je w
kuchni. – Podszedł do Seana czule odgarniając mu za ucho włosy. Ucałował go w
nos niechcący przesuwając mu okulary.
– Nie ma teraz czasu na
czułości. – Poprawił okulary. – Jeśli to wszystko, zbieramy się.
– Wszystko.
– Załóż marynarkę.
– Muszę?
– Jak dziecko. – Sean
pokręcił głową z rezygnacją. – Nawet gorszy. – Idę przygotować kwiaty. Weź
jeszcze prezent.
– Ma się rozumieć. –
Drake założył marynarkę po raz kolejny krzywiąc się. Wyszedł z sypialni, do
której po minucie wrócił zabierając ze sobą prezent. – Mam. Już mam – krzyknął
do partnera.
* * *
Richie przyjrzał się
ojcu, który miał na sobie szary garnitur kupiony specjalnie na tę okazję.
– No i co powiesz,
synu?
– Ekstra, tatku. Tylko
nadal ta mucha mi nie pasuje. Nie możesz zamienić jej na krawat?
– Nie. Wolę
muszkę. Kiedy przyjdzie Johnny i cała reszta? – Całą resztą był Alex z
rodzicami, którzy zostali zaproszeni zarówno na ślub jak i na przyjęcie.
– Za chwilę. To znaczy
my pojedziemy razem z Johnnym, a oni swoimi samochodami. Wyglądasz na
zdenerwowanego. – Przysiadł na podłokietniku kanapy.
– Czuję się
zdenerwowany. Z twoją mamą wzięliśmy tylko ślub w urzędzie, a z Marianne to coś
więcej. – Mężczyzna westchnął siadając przy swoim jedynym synu. – Nie, że nie
kochałem twojej mamy.
– Wiem, że ją kochałeś
i wiem też, że miłość potrafi się wypalić.
– Tak. Po prostu z
twoją mamą nie dbaliśmy o to, żeby ogień nie wygasł. Każde zajęte sobą,
przyszły problemy.
– Ja.
– Nie. – Martin wziął
syna za rękę. – Ty nigdy nie byłeś problemem ani twoja orientacja. Między twoją
mamą, a mną zaczynało psuć dużo wcześniej. Zresztą to przeszłość.
– Wiesz co myślę?
– Wyprostował się spoglądając ojcu w oczy. – Że ty i mama nie byliście sobie
przeznaczeni. Mam nadzieję, że Marianne jest tą jedyną.
– Ja to wiem. Chyba
Johnny podjechał – dodał, kiedy usłyszał ryk silnika.
– Świetnie. Gotowy?
– Nadal zdenerwowany.
– Dzieńdoberek –
przywitał się Jonathan już bez zaproszenia wchodząc do domu swojego chłopaka.
Uśmiech nie schodził mu z twarzy, a w oczach pojawiły się iskierki na widok
Richiego, który patrzył na niego w taki sam sposób. – Wyglądasz…
– Ty też – szepnął
Richie rumieniąc się.
– Dobra, chłopcy,
zbieramy się, bo nie ma czasu. – Pogonił ich Martin inaczej by tak stali i
gapili się na siebie. – Mam obrączki? – Zaczął obmacywać się po kieszeniach.
– Tato, ja mam. – Na
wszelki wypadek sprawdził czy ma w kieszeni granatowej marynarki pudełeczko z
obrączkami. – Dobra, są. Możemy jechać. Czekajcie, jeszcze kwiaty. – Prezent,
który z Jonathanem poprzedniego dnia kupili, grzecznie leżał w bagażniku. Przechodząc
obok swojego chłopaka cmoknął go szybko w usta. Znów czuł się pewny siebie,
szczęśliwy i pełen życia. Chciał się cieszyć i tata mu wczoraj wytłumaczył, że
ma do tego pełne prawo, co więcej mama na pewno by tego chciała.
* * *
Ślub był przepiękną,
podniosłą uroczystością, na której mama panny młodej płakała ze szczęścia, a
ojciec pękał z dumy. Dużo gości było bardzo wzruszonych, gdy bohaterowie
uroczystości przysięgali sobie wierność i miłość dopóki śmierć ich nie
rozłączy. Jonathan w tamtej chwili czule patrzył na swojego partnera myśląc o
ich wspólnej przyszłości. Nie wiedział przy tym, że Richie zastanawia się
dokładnie nad tym samym, przy czym on chętnie widziałby się na ślubnym
kobiercu, z obrączką na dłoni.
Wszędzie panowało
szczęście, ale wśród tych wszystkich osób znalazła się jedna osoba nie do końca
szczęśliwa. Alex patrzył na pary zebrane wokół przeżywając, że on musiał
przyjść sam. Nie mógł zaprosić Josha, a przez to bardzo odczuł to ich ukrywanie
się. Jeszcze tyle miesięcy męki, ale później wszystko się zmieni. Josh raz mu
wspomniał, że mógłby spróbować się przenieść do innej szkoły, ale Alex nie
chciał o tym słyszeć. Pragnął go mieć blisko w tych murach, nawet udając
relację uczeń nauczyciel. Przecież lekcje angielskiego były o wiele ciekawsze,
kiedy zamiast skupiać się na lekcji – za co później Josh był na niego bardzo
zły – myślał o tym co robili podczas spotkania. Nie tylko o tym, że się
kochali, lecz o czasie spędzonym razem. Ostatnio Josh uczył go gotować i
okazało się, że jest naprawdę dobrym nauczycielem nie tylko od angielskiego.
Alex w końcu umiał ugotować coś nie przypalając tego i jego dania w końcu nie
były surowe. Josh ciągle mu powtarzał, że mężczyzna musi umieć gotować, by
sobie radzić w życiu. Chcąc nie chcąc przyznał mu rację.
Uroczystość ślubna
dobiegła końca i przyszła kolej na stos życzeń przy których państwo młodzi
dostawali kwiaty i Richie stał z całym ich naręczem. Prezenty te materialne i
pieniężne Martin i Marianne dostaną już na przyjęciu od gości zaproszonych na
wspólną zabawę. Chociaż to było Boże Narodzenie i mogli spędzać je inaczej w
ten sposób też uświetnią to święto, które tym bardziej będzie niezapomniane.
Richie wraz z Jonathanem i Drakiem odnieśli kwiaty do samochodu, a później wraz
ze wszystkimi skierowali się do domu Marianne, który jakiś czas temu stał się
domem ojca Richiego.
W jadalni przygotowano
dwa duże stoły, natomiast salon – stała w nim olbrzymia choinka – przeznaczono
na tańce, do których muzykę miał puszczać specjalnie zaproszony didżej. Najbliższa
rodzina i przyjaciele usiedli do obiadu, który podali kelnerzy z cateringu.
Wszyscy rozmawiali, ci co się nie znali poznawali się ze sobą nawiązując nowe
znajomości.
Gdy już przebiegła
część oficjalna, Drake z radością zdjął marynarkę i krawat, co spotkało się z
karcącym spojrzeniem Seana, a śmiechem ze strony Richiego.
– Widziałem, że już nie
mogłeś w tym wytrzymać.
– Uwierzysz, że mając
krawat czuję się jakbym miał stryczek na szyi?
– Nie, ale u ciebie
wszystko jest możliwe. – Richie podziękował kelnerowi za kawę. Po obiedzie czuł
się syty, zadowolony i cieszył się, że Marianne usadziła jego i Jonathana tuż
obok Alexa oraz Drake’a z Seanem.
– Oczywiście,
blondasku. – Drake spojrzał na niego i na swojego partnera, potem znów na
niego. – To teraz jesteście braćmi – wyszczerzył się. – Cześć szwagier klepnął
Richiego w plecy omal nie wylewając mu kawy, którą chłopak trzymał w ręce.
– Nie pajacuj – skarcił
go Sean.
– Nie bądź taki
sztywny, kociak. Zaraz idziemy potańczyć.
– Nie tańczę.
Zapomniałeś o tym?
– Jeden taniec, ze mną.
No, kotek.
Richie odwrócił głowę
od błagającego Drake’a i przyjrzał się Alexowi. Przyjaciel nie miał humoru i
rozumiał dlaczego. Coś czuł, że chłopak długo tu nie wytrzyma i pójdzie na
swoje „korepetycje”. Sam się dziwił, że ta szopka nadal tak doskonale działała,
a rodzice Alexa niczego się nie domyślali. Możliwe, że gdyby nie pracowali
całymi dniami, coś by zauważyli. Niemniej liczył, że ze względu na Alexa
jeszcze przez te kilka miesięcy nie poznają prawdy.
–
Zatańczysz? – Usłyszał przy swoim uchu.
Chwilę
później, kiedy młoda para odtańczyła swój pierwszy taniec, Richie objął
Jonathana powoli pląsając w takt spokojnej muzyki. Obaj cieszyli się, że tutaj,
wśród tych ludzi mogą być sobą, nie udając, chociaż oni i tak nie udawali. Cała
szkoła wiedziała o nich i Richie bardzo się cieszył, że Johnny nie jest
nauczycielem, pracując tam na innych zasadach. Nie zniósłby takiego ukrywania
związku.
–
Szkoda mi Alexa. – Położył głowę na ramieniu wyższego chłopaka. – Jest tutaj
sam.
–
Nic na to nie poradzimy, możemy tylko zająć mu czas. – Ucałował go w skroń.
– Powiedział,
że mam się nim nie przejmować, tylko się bawić, inaczej skopie mój seksowny
tyłek.
–
Powiedział, że seksowny? – zapytał szeptem wprost do ucha Richiego, licząc, że
chłopak usłyszy go przez tę muzykę.
–
Mhm. Co myli się? – Uniósł głowę zarzucając mu ręce na szyję.
–
Jak najbardziej nie, ale jeszcze tak do końca nie sprawdzałem… – zawiesił
sugestywnie głos. Podniósł do góry prawą brew.
–
To musisz kiedyś się o tym przekonać. Wiesz, że możesz. – Przechylił głowę na
bok czując dreszcze przebiegające po kręgosłupie, gdy Johnny tak na niego
patrzył spod wpół przymkniętych powiek. Tak bardzo pragnął się z nim kochać.
– Koniecznie
muszę. – Pochylił się całując Richiego czule. – I chcę. – Z trudem powstrzymał
się, aby nie położyć rąk na pośladkach Richiego. Niemal zawarczał z potrzeby
zabrania go stąd i chęci bycia z nim kotłując się w zmiętej pościeli pachnącej
nimi i seksem. – Richie.
–
Hm?
–
Nie możesz mnie kusić tutaj przy tych wszystkich ludziach.
– Pokuszę cię kiedy wrócimy do domu. –
Ponownie przytulił się pozwalając ponieść się romantycznemu kawałkowi.
Uśmiechnął się w ramię Jonathana czując się lekki i szczęśliwy, i dumny z tego
jak Johnny reagował na te słowa przyciskając go mocniej do siebie. – Kocham
cię.
* * *
Drake pstryknął kolejne
zdjęcie. Pomimo że fotograf został wynajęty i robił na okrągło zdjęcia, on też
nie omieszkał porobić swoich. W końcu to jego teściowa wychodziła za mąż i ma
swoje wizje na uwiecznienie tego dnia. To nic, że na jego zdjęciach często
pojawiał się Sean, który uciekał przed obiektywem jak tylko się dało i nie
słuchał tego, że jest bardzo fotogeniczny. Faktycznie na zdjęciach wychodził
zabójczo, ale ciągle się o to spierał z Drake’m. Mężczyzna i tak stawiał na
swoim fotografując partnera. Na szczęście z tym nie przesadzał, bo mógłby tej
nocy spać na kanapie, więc zostawiając go robił zdjęcia państwu młodym oraz
tańczącym gościom. Tym razem doczepił się do swojego przybranego szwagra. Naprawdę
lubił tego blondasa. Rzadko mieli okazję się spotkać, ponieważ on całymi dniami
pracował, a wolne chwile poświęcał partnerowi nie chcąc doprowadzić do tego co
działo się parę miesięcy temu. Tym bardziej, że Sean też znajdywał dla niego
czas, po tylu latach razem w końcu otwierając się przed nim. Co dziwne, właśnie
tamten kryzys wzmocnił ich związek, ale nigdy już nie chciał czegoś takiego
powtarzać. Owszem, nie zawsze było różowo, ale radzili sobie z tym tak jak
nigdy wcześniej.
– No chłopaki, jakiś
buziaczek, czy coś. – Wyszczerzył się do Richiego i jego partnera.
– A co chcesz dostać
buziaczka? – zapytał Richie. – Od którego z nas?
– Żeby mnie Sean
powiesił za jaja i was przy okazji?
– Mogłoby być bardzo
interesująco – odezwał się Jonathan. – A co byłby do tego zdolny?
– Wolę tego nie
sprawdzać. – Zarechotał. – No już, całus dla potomnych. – Kiedy się pocałowali zrobił
im zdjęcie i poszedł męczyć kogoś innego.
W końcu odłożywszy
aparat wziął Seana do tańca nie ustępując, kiedy mężczyzna się przed tym
bronił, tłumacząc mu, że on nie tańczy. Trzymając go blisko siebie patrzył w
jego oczy odczytując w złość, że zmusił go do czegoś czego on nie chciał.
– No już, nie rzucaj
się na mnie. Nie bądź taki sztywny.
– Drake...
– Hm?
– Śpisz na kanapie. – W
uszach Seana rozbrzmiał śmiech partnera, co jego samego zmusiło do wygięcia
ust. – Nie blefuję. – Śmiech zniknął. – Chcę coś zjeść.
– Nie umiesz się bawić.
– Zaprowadził go do stolika, przy którym siedział Richie robiąc sobie kanapkę.
– Nie tańczę – mruknął
jeszcze Sean zajmując swoje miejsce.
– Ech. Richie, a jak
tam twoje plany na studia? – zapytał Drake nalewając sobie do literatki napoju.
Chłopak przełknął.
– Wybrałem dwie
uczelnie. Jedna u nas, druga w sąsiednim mieście. Trudno wybrać, ale chyba zdecyduję
się na tą u nas. Będę wiedział za kilka dni, bo na tej uczelni zbliżają się dni
otwarte. Pojadę tam. – Ugryzł kanapkę. –
W każdym razie mam już plany i teraz chcę je zrealizować.
– I tak trzymać. Jeśli
będziesz potrzebował jakiejś pomocy, to pamiętaj, wal śmiało. Jesteśmy teraz
rodzinką.
– Drake, cieszy się z
tego jak mały chłopiec – dodał Sean.
– No co? Rodzina jest
najważniejsza i ty, moja wścieklizno. – Znów został spiorunowany spojrzeniem
kochanka.
Richie przygryzł wargę
usiłując zachować poważny wyraz twarzy. Na szczęście udało mu się to, bo
wróciwszy z toalety Alex odwrócił jego uwagę. Jonathan stał niedaleko
rozmawiając z Marianne.
– Rich, ja jadę do
Josha. Powiedziałem rodzicom, że mam spotkanie.
– Nudzisz się tutaj?
– Nie. Sam wiesz, tutaj
bardziej odczuwam jego brak.
– Jedź i go pozdrów.
– Cześć.
– Cześć – odpowiedział
odprowadzając go wzrokiem. Jeszcze kilka miesięcy, wierzył, że dadzą radę.
Wstał i podszedł do Jonathana. Chłopak od razu go objął.
– Właśnie mówiłam
twojemu partnerowi, Richie, że mało osób w tym wieku wiąże się na stałe, ale w
was widzę wielki potencjał – powiedziała Marianne.
– Sądzę, że nie ma
wieku, w którym ludzie postanawiają spędzić razem życie – odparł Johnny. – To
zależy od tej poznanej osoby. Ja takiego kogoś znalazłem.
– Jestem dla ciebie
taką osobą? – zapytał Richie oczekując na odpowiedź z mocno bijącym sercem.
– Jesteś.
Przyjęcie weselne
trwało do późnych godzin nocnych. W pewnej chwili Richiego naszły wątpliwości,
czy może powinien tańczyć, bo mimo wszystko nosi żałobę, a to nie jest trening
ani nic takiego, ale ojciec znów z nim porozmawiał i chłopak uspokoił się,
dzięki czemu wraz z innymi doskonale się bawił. Razem z Jonathanem wyszli z
przyjęcia wcześniej niż inni goście, zostawiając zawiedzionego Drake’a, który i
tak życzył im szczęścia i udanej nocki za co Sean znów przewrócił oczami i
wbrew sobie zabrał go do tańca.
Jonathan odwiózł
Richiego do domu.
– Ten Drake zachowuje
się jak dzieciak – powiedział Johnny zamykając za sobą drzwi. – Lubię go.
– Coś mu dzisiaj
odbiło… Nie, on po prostu doskonale się bawił. – Zdjął buty i płaszcz.
– Ty też, co mnie
cieszy. – Przysunął się do Richiego obejmując go w pasie.
– Tata powiedział, że
żałobę nosi się w sercu.
– Mądry facet. Chyba
już pójdę – dodał po chwili, wpatrując się w jasne oczy swojego chłopaka.
Złapał się na tym, że nie chciał wychodzić.
– Nie idź. Pamiętasz
jeden z tańców, a raczej to co ci powiedziałem. – Przykleił się do niego czując
go całym swoim ciałem. Zarzucił mu ręce na ramiona. – Chcę żebyś został. Chcę…
Nawet jakbyś miał tylko koło mnie spać.
Jonathan patrzył na
jego rozchylone usta, tak smakowite, kuszące i wyznał:
– Może ja nie chcę
tylko z tobą spać.
Richie wciągnął
powietrze przez nos przyglądając się twarzy Jonathana i próbując z niej
wszystko odczytać.
– Może ja też nie chcę,
żebyś tylko ze mną spał – szepnął sięgając jego ust. Serce mu biło jak
oszalałe, ale wiedział czego potrzebuje i pragnął do tego dążyć.
– Richie…
– Na co chcesz czekać,
Jonathan? Jestem gotowy. Co mam zrobić, żebyś się ze mną kochał?
Przełknął ciężko ślinę.
Richie go kusił i chciał tego co on. Tak długo musiał nad sobą panować i teraz
mogło się spełnić wszystko to o czym marzył, odkąd zrozumiał swoje serce.
– Na pewno? – Potarł
ich nosy o siebie.
– Tak. Kochaj się ze
mną. Ile razy mam ci to powtarzać?
– Już nie musisz
powtarzać – wyszeptał w usta Richiego zagarniając je dla siebie i porwał go na
ręce, kierując się do sypialni.
Nareszcie R i J w łóżku. Ile można było czekać? Eh Luanko... ;)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, no i nareszcze pojawiła się moja ulubiona para.
OdpowiedzUsuńSam rozdzialik naprawdę poprawił mi humor przed piątkiem 13-tego i dwoma sprawdzianami.
Pozdrawiam. :D
Meh... w takim momencie ;_; ranisz <3
OdpowiedzUsuń;0; Drake i Sean są cudowni :) Taka zdrowa relacja, brakowało mi ich w opowiadaniu ;)
OdpowiedzUsuń/A
Aj dobry rozdział na początek 13 <3
OdpowiedzUsuńWspaniale opsiany ślub.
Trochę szkoda mi Alexa ale ich związek od początku wydawał się być trudny.
Ważne by ta dwójka jakoś była szczęśliwa.
I uwielbiam Drek'a.
Jest zdecydowanie najlepszy z tymi jego humorami i zabawą!
O tak uwielbiam to!
pozostaje czekać na poniedziałek i kolejny rozdział!
pozdrawiam mocno i miłego weekendu <3
Już niedługo rozdział;)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak wspaniały rozdział, ślub wspaniały i tak to prawda Dreake nie pasuje do sztywnego stroju, bawił się wspaniale, nie wiem czemu, ale mam złe przeczucia co do Alexa i Josha... Casey będzie często bywał u Jd więc kiedyś coś zauważy, jeśli nawet nie on to może ktoś inny, albo Casy widząc ich może powiedzieć komuś nie odpowiedniemu... ach w końcu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia