28 kwietnia 2019

Powrót do Limare - Rozdział 14

Zapraszam na kolejny rozdział i dziękuję za komentarze. :)



Lorelai tętniło życiem, pasją, muzyką i dobrą zabawą. Czymś co Ivo kochał, w tym jedynym w okolicach klubie LGBTQ. Nie było to miejsce podzielone tylko dla mężczyzn czy kobiet. Otwierało się dla wszystkich osób homoseksualnych, transseksualistów, transwestytów czy osób transpłciowych. To było miejsce dla ich przyjaciół, zwolenników i dla tych, którzy walczą z homofonią. Lokal od kiedy powstał, gościł w swych murach tłumy. Tutaj nie było ważne w co lubisz się ubierać, czy jesteś bankierem, czy robotnikiem. Tutaj można było być sobą i nikomu to nie przeszkadzało.
Ivo cieszył się, że mieszkał we Włoszech, bo pomimo tego, że w kraju ponad osiemdziesiąt procent mieszkańców to byli katolicy, to ponad siedemdziesiąt procent z nich wypowiadała się przyjaźnie na temat osób homoseksualnych. Dzięki temu miał pewność, że to nie religia była powodem nienawiści, mimo że doktryna katolicka zabraniała takich związków. Zawsze powodem nienawiści byli sami ludzie, ich wychowanie, środowisko, a przede wszystkim strach. Barista nigdy nie ukrywał tego kim jest, jaki jest, nawet tego, że uwielbia się malować by wyglądać pięknie. Tak jak wiele osób w miejscu, do którego wszedł.
Przeszedł obok parkietu, na którym tańczyli ludzie, a ich różnorodność, ubiór tworzyły coś niesamowicie kolorowego. Jak to, że byli sobą, nawet ci, którzy jeszcze się nie ujawnili, ci co nie wiedzieli kim są i to sprawdzali. Każdy znalazł tu dla siebie miejsce, dlatego Ivo kochał ten klub.
Przywitał się z kilkoma znajomymi i podszedł do baru. Ten zajmował całą ścianę wyłożoną czarno-czerwoną szachownicą z cegieł. Kilku barmanów pracowało robiąc drinki, rozmawiając, flirtując z klientami lub sprzątając. Jeden z nich puścił oczko Ivo, pamiętając zapewne ich miesięczną przygodę. Chłopak był fajny, miły, ale to nie było to czego Moretti chciał. Odkąd pierwszy raz zobaczył Fabiano, żaden ze spotkanych mężczyzn nie był dla niego kimś więcej niż tylko małą przygodą, a i tych nie było wiele w ciągu ostatniego roku. Wcześniej w prawie każdym mężczyźnie widział partnera na całe życie. Pragnął miłości, związku, spędzenia z kimś całego życia. Niestety trafił mu się ktoś kto tego nie uznawał. Kto po usłyszeniu, że jest kochany odepchnął go jakby nic nie znaczył.
Usiadł na wolnym jak dotąd stołku barowym i zamówił Blue Margaritę, która była jego ulubionym drinkiem. Zdjął kurtkę i położył ją sobie na kolanach czekając na alkohol.
– Witaj, słodziutki. Dawno cię u nas nie było.
Obejrzał się. Przed nim stała kobieta. Piękna, wysoka kobieta o długich czarnych, prostych włosach, wydatnych ustach i mocno umalowanych oczach.
– Hej, Calixte. – Uśmiechnął się witając ją pocałunkiem w policzek.
Calixte pojawiała się tylko nocą i była jedną z występujących w klubie Draq Quinn. Natomiast za dnia jej miejsce zajmował Jean Luc francuz, który kilka lat temu przyjechał do Włoch i został. Na co dzień był jednym z pracowników agencji reklamowej, natomiast nocą stawał się królową.
– Jesteś tutaj jednym z najpiękniejszych chłopaków. Te twoje kości policzkowe wyglądają, jakby ktoś je wyrzeźbił i to nie makijaż je zmienił. – Usiadła na właśnie zwolnionym stołku, podciągając lekko dół długiej sukni. Na stopach zalśniły czarne szpilki. – Połowa ludzi stąd chciałaby cię w swoim łóżku, więc co masz taką minę? Czekaj, nie odpowiadaj. – Położyła dłoń na udzie Ivo. Jej paznokcie były długie, ogniście czerwone o kształcie migdałów. – Niech zgadnę. Miłość?
– Jestem aż tak oczywisty? – Podziękował barmanowi za drinka od razu za niego płacąc i trzymając go w dłoni spojrzał na Calixte.
– Niezupełnie. Bardziej mi wyglądasz na kogoś, kto ma ochotę zrównać to miejsce z ziemią lub kogoś w nią wgnieść. Ale wiesz co? Cokolwiek zrobił ci ten facet, nie jest to warte złości. Na to dobry jest seks. Spójrz. – Wskazała na stojącego kilka metrów od nich mężczyznę, który popijał piwo i patrzył na nich. – Typ niedźwiedziowaty. Wygląda mi na ostrego. Wciśnie ci twarz w poduszkę i wypieprzy twój zgrabny tyłeczek. Chyba, że wolisz jakiegoś twinka i coś delikatnego. Ale ten niedźwiedź, nie spuszcza z ciebie oczu.
Barista przyjrzał się wysokiemu, mocno zbudowanemu mężczyźnie, a ten uznał to za zaproszenie i ruszył w ich stronę.
– Idzie tu – powiedział bardziej do siebie niż do towarzyszki.
– Idzie, idzie, więc ja zmykam, a ty korzystaj. O zabezpieczeniu pamiętaj. – Ucałowała Ivo w policzek i odeszła kręcąc biodrami, na co chłopak tylko uśmiechnął się.
Zaraz jednak ten uśmiech zgasł, kiedy wielkolud stanął przed nim. Mocne ciało, mięśnie i ogólnie smaczny kąsek reprezentował sobą nieznajomy, ale Ivo nagle poczuł, że ma ochotę się odsunąć. Jeszcze kilka minut temu był pewny, że zgodziłby się na seks, po który tutaj przyszedł. W tym momencie nie mógł tego zrobić, bo czuł, że zdradziłby Fabiano. Nie byli razem, co było faktem nie do podważenia, ale przez długie godziny dzielili ze sobą bliskość, która coś dla baristy wciąż znaczyła.
Nieznajomy położył dłoń na jego ramieniu mówiąc:
– Śliczny jesteś. Mam nadzieję, że równie pięknie będziesz pode mną krzyczał.
Na te słowa Ivo przeszły nieprzyjemne dreszcze. Znał ten typ. Wielu mężczyzn było takich. Obchodziło ich tylko jedno. Oni sami. Nie było dotyków, pocałunków. O siebie trzeba było się samemu zatroszczyć. Czasami to było dobre, ale nie dzisiaj. Może kiedyś, kiedy otrząśnie się z ostatnich przeżytych chwil z prawnikiem. Otworzył usta by odmówić propozycji, kiedy odezwał się inny głos. Głos pełen jadu, lodu i tak bardzo znajomy, że włosy stawały mu na ciele, jakby przyciągane magnesem do jego właściciela. Rozpoznałby wszędzie, w największym tłumie ten niski ton.
– Jeżeli nie zabierzesz z niego swojej ręki, stracisz ją.
Ivo odważył się odwrócić na stołku i natychmiast uderzyła w niego fala gorąca. Fabiano Salieri faktycznie znajdował się tutaj, w całej swej wspaniałej osobie. Rzucał ostre spojrzenie w stronę dużo większego od siebie mężczyzny. Moretti przez chwilę bał się, że wielkolud rzuci się na prawnika, ale ten wyglądał jakby podkulił pod siebie ogon, który miałby gdyby był psem. Nieznajomy odszedł bez jednego słowa i barista mu się nie dziwił. Znalezienie się pod obstrzałem lodowych sztyletów jakimi były oczy Salieriego, nie było przyjemnym doznaniem. Fabiano nie miał na sobie okularów, więc z pewnością założył soczewki, które tylko potęgowały moc jego spojrzenia. Ale on się nie bał, więc zapytał:
– Co ty tutaj robisz?
– Dobre pytanie. Również chciałbym poznać na nie odpowiedź.
Salieri faktycznie nie był pewny co tutaj robił. Zanim się zorientował w swoich działaniach siedział w samochodzie jadąc do domu Ivo. Nie zastał go tam, więc przypomniał sobie o klubie. W Internecie poszukał lokalu pod nazwą, którą chłopak podał. Działał jak na automacie. Wiedział tylko jedno. Nie zamierzał pozwolić, aby Moretti uprawiał seks z innymi mężczyznami. Możliwe, że był zazdrosny i to zadziałało  na niego bardzo silnie. W chwili kiedy ujrzał jak ten wielki mężczyzna kładzie dłoń na kimś, kto do niego nie należy, miał ochotę go rozszarpać. Emocje przelewały się przez Fabiano jedna za drugą. Tak mu nie znane, a zarazem znajome, bo dawno temu możliwe że je poznał. Tak jak on sprzeczne ze sobą, ale silne.
– Czyli nie chciałeś tu przyjechać, tak samo jak nie chcesz mnie i co? Wygnałeś mi okazję na dobry seks. Co teraz? – Ivo wstał podtrzymując w lewej dłoni swoją kurtkę. Całkowicie zapomniał o niedopitym drinku. – Zabraniasz innym tego czego sam nie chcesz. Pies ogrodnika z ciebie, mecenasie. A co jeżeli to był facet mojego życia? – zapytał stając tak blisko prawnika, że czuł pałające od jego ciała gorąco. Mógłby przysiąc nawet, że czuje bicie jego serca, które przyśpieszało tak jak oddech Salieriego.
– Miłość twojego życia? – Fabiano uniósł brew. Położył dłoń na karku Ivo, przytrzymując go. Podobał mu się makijaż chłopaka. Jego ubranie. Zbliżył ich usta do siebie, ale go nie pocałował. – Może tylko chwilowa przyjemność, ale nie żałuj, bo nie dałby ci tego, co ja mogę dać.
Powiedział to tak głębokim głosem, że nogi Ivo zmiękły, a jego penis zainteresował się tym szczególnie mocno. Powinien odepchnąć prawnika, tak jak zrobił z nim Fabiano, ale nie potrafił. Nie będzie czynił tego samego.
– Przeleć mnie – wyszeptał, chociaż przy głośnej muzyce jego słowa mogły zostać odczytane jedynie z ruchu warg.
Fabiano nakrył usta chłopaka swoimi i tym razem nie było w prawniku niczego uległego. Nie pozwolił Ivo przejąć kontroli nad pocałunkiem, a barista właśnie tego potrzebował. Pragnął poczuć, że należał do tego mężczyzny. Westchnął tylko owijając swoje ręce wokół szyi prawnika, uchylając usta dla jego języka.
To miał być tylko zwykły pocałunek, ale przerodził się w coś głębokiego, żarliwego i pochłaniającego. Słysząc słowa Ivo, Fabiano nie potrafił posłuchać głosu rozsądku. Tak jak niesłuchały go ręce skradające się pod koszulkę chłopaka. Palcami musnął jego brzuch. Przesunął je nad linią spodni ku tyłowi, by ostatecznie zatrzymać dłonie na pośladkach Ivo.
– Chodźmy stąd – powiedział Moretti odrywając się od niesamowicie dobrych warg. Polizał je koniuszkiem języka. Przytrzymał ręce Fabiano na swoich pośladkach. – Chodźmy jak najszybciej. I daj mi kluczyki do samochodu – dodał, ale nie czekając na nie, czy jakąkolwiek odpowiedź chwycił prawnika za dłoń, prowadząc go ku wyjściu.
Gdy wyszli z klubu, Fabiano wskazał miejsce gdzie zaparkował Maserati i rzucił chłopakowi kluczyki. Ivo posłał mu przy tym tak gorące spojrzenie, że prawnik nie bacząc na ludzi wokół, miał ochotę rzucić dwudziestotrzylatka na maskę samochodu i go wziąć.  Nie mógł tego zrobić. Tak jak nie mógł pojąć swoich działań. Od chwili kiedy powiedział Ivo, że to co się pomiędzy nimi wydarzyło, było pomyłką stało się wiele różnych rzeczy. Po wyjściu baristy z domu Paolo, poczuł tak ogromną pustkę i samotność, które krzyczały na niego, że został sam i na zawsze będzie sam. Wróciły wspomnienia, rzeczy które stały się z nie jego winy.
Nie chciał kochać Ivo, nie wierzył w miłość, ale jeżeli był ktoś komu na nim zależało, to nie mógł zrezygnować. Moretti chciał go takim jakim go widział, jakim go poznał, jak nikt inny. Pragnął go, pomimo że były rzeczy, o których nie wiedział. Natomiast on przy bariście czuł się tak jakby wygrał los na loterii i nie potrafił z tego zrezygnować. To, plus zazdrość i znalazł się w tym miejscu, w którym Ivo właśnie zaparkował.
– Las? Zabrałeś nas do lasu? – W samochodzie dach był podniesiony, do tego wokół panowała ciemność. Jedynie księżyc zaglądał do nich ciekawski tego, po co tu przybyli.
– Bo nie mogę dłużej czekać – odpowiedział Ivo i wychyliwszy się, chwycił głowę prawnika w obie ręce, by wycisnąć na jego ustach pocałunek. Mężczyzna sapnął i Moretti nie czekał dłużej na to by to prawnik przejął kontrolę. Dzisiaj obaj mieli dzień i ochotę na zamianę ról i cieszył się, że potrafili być ze sobą tacy kompatybilni. Jeżeli to nie przeznaczenie to co innego, pomyślał barista poddając się wargom prawnika i jego rękom wciągającym go na kolana.
Westchnął gdy usta Fabiano przesunęły się po jego szyi. Ręce błądziły po jego ciele. Palce przesuwały się po skórze baristy, zostawiając palące ślady, jakby wcześniej ogień całował te ścieżki na ciele, które zostały wyznaczone przez dotyk. Nie pozostał dłużny pieszcząc mężczyznę jak tylko mógł, klęcząc nad jego udami na przednim siedzeniu pasażera. Rozpiął koszulę prawnika i odchylił ją odsłaniając gładką klatkę. Natomiast Fabiano wsunął ręce pod spodnie Ivo stwierdzając, że chłopak nie miał na sobie bielizny. Spodnie przeszkadzały w jego planach.
–Musimy uwolnić was z tego – wyszeptał Salieri.
– Nas?
– Ciebie i jego – odpowiadając prawnik przesunął dłonią po kroczu Ivo, pokazując kogo jeszcze miał na myśli.
– A mówiąc o nim… – Nie kończąc wypowiedzi, dwudziestotrzylatek sięgnął do rozporka prawnika i odpiął go chcąc wyjąc jego penisa, po czym został zatrzymany.
– Najpierw ty.
– To poczekaj. – Ivo przeniósł się na siedzenie kierowcy i po kilku wygibasach, jednym bolesnym uderzeniu łokciem w drzwi oraz chwili śmiechu, znalazł się bez spodni. Wyjął z nich jeszcze prezerwatywę i saszetkę z nawilżeniem.
Wrócił na kolana prawnika, który od razu chwycił go za biodra. Natychmiast do siebie przylgnęli, a penis Ivo otarł się o brzuch kochanka.
– Chcę na tobie pojeździć, panie mecenasie – wyszeptał Ivo. Bardzo go podniecało to, jak go nazywał i było to obopólne odczucie. Jego oczy już się przyzwyczaiły do ciemności, którą i tak rozrzedzał księżyc, więc dobrze widział twarz Fabiano.
– Do tego zmierzamy, Moretti. – Pozwolił by Ivo wyjął jego penisa, a potem nałożył na niego prezerwatywę. On tymczasem rozerwał saszetkę z żelem i część wylał sobie na palce, a część na dłoń Ivo.
Chłopak rozsmarował nawilżenie na osłoniętym członku prawnika. Natomiast Fabiano czystą ręką chwycił kark Ivo, nachylając go ku sobie do pocałunku. Drugą przeniósł za niego, by wsunąć palce pomiędzy pośladki i popieścić jego dziurkę. Moretti jęknął w usta mężczyzny, czując delikatne pocieranie. Chciał by już wsadził mu palce, ale Salieri odmawiał. Dzisiaj działo się wszystko na jego warunkach, co podniecało zarówno jego jak i Ivo.
– Proszę, proszę, proszę. – Barista był gotów na wszystko, by to drażniące pocieranie zmieniło się w coś silniejszego. – Proszę, proszę – szeptał owiewając gorącym oddechem policzek prawnika, to jego szyję. Każde miejsce, które całował i lizał. Próbował nabić się chociażby na jeden palec. Przyjąłby jego penisa bez tego, już tak robił. Dla niego szybki seks nie wymagał przygotowań, ale gra wstępna, w którą bawił się Fabiano już tak. To doprowadzało go do frustracji. Wszystko działo się tak powoli, a zarazem przynosiło intensywniejsze doznania.
– Niecierpliwy – wymruczał Fabiano i wsunął w chłopaka jeden palec słysząc przepiękny, jakby pełen spełnienia jęk. Polizał kolumnę jego szyi, a Ivo odchylił głowę poruszając biodrami.
Gdy do jednego palca dołączył drugi, dla Ivo wciąż było to za mało. Taki dotyk czynił go jeszcze bardziej niecierpliwym, głodnym, a przede wszystkim szczególnie wrażliwym na wszelkie bodźce zarówno cielesne, jak i emocjonalne. Zaczął odczuwać wszystko jeszcze mocniej, kiedy Fabiano wziął do ręki jego penisa przesuwając po całej długości tymi swoimi, długimi palcami.
Słodkie tortury trwały całe wieki. Łzy tańczyły mu w oczach. Potrzebował więcej, a kochanek mu tego nie dawał, zabierając go na wyżyny przyjemności z oczekiwania na mocniejsze wrażenia. Do chwili zanim wysunął z niego palce Ivo sądził, że już więcej nie zniesie i bardzo się mylił. W chwili kiedy prawnik nakierował go na swojego penisa, podtrzymując go dla niego, Moretti dowiedział się, że intensywność tego co czuł może być znacznie większa. Oparł drżące ręce na ramionach Fabiano i przytrzymując się go powoli opadł na całą, czekającą na niego twardą długość.
Salieri wypuścił z siebie przekleństwo i uderzył głową w zagłówek, kiedy poczuł jak jego penis zostaje połknięty przez coś niewiarygodnie ciasnego, a mimo to wchodził z łatwością. Dopasowując się idealnie jakby był przeznaczony do tego miejsca i tego chłopaka. Objął Ivo, przez co znaleźli się jeszcze bliżej siebie. Było im gorąco, a w samochodzie panowala duchota. Lepili się od potu, którym przesiąkła koszulka Ivo oraz jego koszula i żadnego to nie obchodziło. Ich usta i języki połączyły się we wspólnym tańcu.
Moretti zakołysał biodrami wydając z siebie dźwięki skomlenia. Byli bardzo blisko siebie, przytuleni. Spragnieni siebie, pogrążeni w intymności jaką dawała im mała przestrzeń. Orgazmy budowały się w nich powoli, a czym bliżej znajdowali się końca, prawnik pozwalał szybciej poruszać się Ivo. Oparł mocno stopy o podłogę podrzucając biodrami i wbijając się w niego.
– Jesteś tak głęboko. – W pewnej chwili wyszeptał barista, zmieniając kąt ruchu by penis masował jego prostatę. Cały dygotał. Uda mu się trzęsły z wysiłku i tego co się zbliżało, kumulując się w nim coraz bardziej. – Tak głęboko. We mnie. W moim sercu. Głęboko. Tak! Tak! Tak! – powtarzał bezmyślnie Ivo, a z oczu popłynęły mu łzy, które Fabiano scałował, a jedną z nich zebrał językiem.
Kiedy prawnik polizał usta Morettiego, dwudziestotrzylatek poczuł na nich słony smak. Po chwili wydał z siebie przeciągły jęk dochodząc na pierś i brzuch prawnika wsysając go w siebie, ściskając. Fabiano przez to nie mógł dłużej wytrzymać, pchnął parę razy w górę, bardziej brutalnie niż potrzebował i odpuścił szczytując i wbijając przy tym palce w biodra chłopaka jakby prosząc, aby nie przestał się poruszać. Ivo nie zrobił tego. Wręcz postąpił przeciwnie, mimo tego jakie miał wrażliwe wnętrze. Pracował intensywnie zaciskając się na nim i prawnik nie był pewny, ale mógłby przysiąc, że po chwili zamroczony przez przyjemność barista jeszcze raz doszedł, wydając z siebie płaczliwy dźwięk, a potem zmęczony znieruchomiał.
Salieri opuścił usta na jego szyję zaczynając go całować i po chwili odnalazł jego wargi. Nie potrzebował słów, aby wszystko zrozumieć. Ivo naprawdę go kochał. Miał go głęboko w swoim sercu. Bo tego dotyczyły jego wcześniejsze słowa. Ale jak to możliwe, kiedy nie ma miłości?, pomyślał nie zamierzając go odpychać, uciekać. Wciąż rozgrzany, wciąż spragniony Ivo Morettiego, którego przez kolejne mijające minuty tulił, całował i trzymał przy sobie, nie zamierzając puścić.

21 kwietnia 2019

Powrót do Limare - Rozdział 13

Ten tom powoli dobiega końca. Przypominam, że tekst ma 16 rozdziałów, więc za trzy tygodnie przeczytacie ostatni rozdział, a za cztery zapoznacie się z bohaterami kolejnego tomu. Już ich znacie, ale poznacie zdecydowanie lepiej. :)

Dziękuję za komentarze i mam nadzieję, że dobrze spędzacie święta. :)


Deszcz przestał padać, a z upływającym dniem niebo zrobiło się błękitne, gdzieniegdzie tylko pojawiały się białe, puszyste obłoki. Słońce rozesłało swoje promienie nad Limare i okolice. Zaglądało do domów przez okna, odwiedzając jego mieszkańców. W jednym z nich dwóch mężczyzn, z których jeden miał na nosie okulary, kochało się na kanapie patrząc sobie w oczy. Ivo siedział oparty o oparcie sofy ze stopami mocno postawionymi na podłodze i rozszerzonymi udami. Trzymał dłonie na pośladkach Fabiano, który znajdował się na jego kolanach z penisem w sobie. Unosił się i opadał, czasami poruszając się tak jakby jego biodra tańczyły. Zdaniem Morettiego mężczyzna umiał nimi poruszać i ciekaw był co jeszcze prawnik potrafi. Jak wyglądałby podczas tańca, gdyby ocierali się o siebie tak jakby się kochali.
 Pójdziesz… Dzisiaj ze mną… do klubu? – zapytał przerywając co chwilę, by móc złapać oddech. Trudno mu było mówić, kiedy całe jego ciało aż wibrowało od przyjemności. Obaj zbliżali się do końca, szczególnie Fabiano. Ivo szybko nauczył się rozpoznawać symptomy zbliżającego się orgazmu u mężczyzny, który go ujeżdżał. – Hm? Pójdziesz? – dopytał, przesuwając rękoma po jego plecach, by powrócić na pośladki, których mięśnie intensywnie pracowały.
– Nie – odpowiedział jednym słowem prawnik. Nie miał ochoty iść do klubu, ani nawet mówić, kiedy jego ciałem targały igły rozpływającej się rozkoszy. Zbliżając się do końca, podparł się jedną ręką o oparcie kanapy tuż obok głowy Ivo, a w drugą wziął swojego penisa. Patrząc głęboko w oczy Morettiego, wręcz się w tym zatracając, przyśpieszył zarówno ruchy dłonią jak i bioder.
– O klubie porozmawiamy, a teraz dojdź dla mnie panie mecenasie. – Obserwował urzeczony jak Fabiano szczytuje pokrywając jego brzuch, pierś, a nawet szyję spermą. Mężczyzna wyglądał nieziemsko w takiej chwili. – Jesteś niesamowity – sapnął i nie był już w stanie utrzymać swojego orgazmu w ryzach. Kilka razy podrzucił biodrami w górę po czym doszedł. Tylko jakimś cudem nie zamknął oczu, cały czas patrząc w te piwne, co tylko potęgowało nie tylko przyjemność, ale i szybsze bicie serca.
Do ich zbliżenia doszło niespodziewanie, a gwałtownie podczas oglądania filmu. To prawnik zaczął go całować, a on na to chętnie odpowiedział. Wkrótce znów byli nadzy, rozgrzani, a film odszedł z zapomnienie.
Prawnik oparł czoło o ramię Ivo, próbując uspokoić oddech. To było szaleństwo. Wszystko co robił było złe, ale zarazem takie dobre, normalne. Tak jak dzisiejszy poranek, potem te kilka kolejnych godzin podczas, których rozmawiał z baristą. Dowiedział się, że chłopak musi zburzyć tę szopę za domem, bo była niebezpieczna i mogła sama się rozwalić, robiąc krzywdę komuś kto znajdowałby się wewnątrz. W przyszłości Ivo chciał dobudować jakąś dobudówkę, by w niej trzymać niektóre rzeczy, bo nie miał w tym domu ani strychu, ani piwnicy. Chłopak miał dużo planów.
Ivo pocałował prawnika w szyję i zapytał:
– To co, pójdziesz ze mną do klubu? – Palcami kreślił okręgi na jego plecach.
– Jakiego klubu? Nie chodzę do klubów.
– Do Lorelai. To klub LGBTQ. Nie jest w Limare, ale w sąsiednim mieście. Trochę większym od tego naszego. Wybierzesz się tam ze mną?
Fabiano wyprostował się. Wyciągnął dłoń, tą na której nie miał swojego nasienia i pogłaskał nią policzek Ivo robiąc to czule, czego się po sobie nie spodziewał. Coś się z nim działo, ale dzisiaj z tym nie walczył. Dzisiaj był tylko on, ten dom i ten chłopak.
– Nie. Nie nalegaj. – Pogładził kciukiem jego usta czując się coraz bardziej specyficznie. Za bardzo pozwalał sobie na bycie sobą, a Ivo odpędzał wszystkie koszmary. Te na jawie, jak i te we śnie. Do tego dostrzegał czułość, troskę Morettiego i mógłby się od tego uzależnić. Nie chciał tego.
– Pocałuj mnie jeżeli masz na to ochotę – wyszeptał Ivo, chociaż było mu przykro, bo pragnął gdzieś wyjść z Fabiano. Nie chciał siedzieć w domu. – I czujesz, jeszcze do końca nie zmiękł. – Pchnął w górę, a prawnik przymknął powieki i zadrżał. – Chciałbyś znowu, prawda? Cały czas sobie tego odmawiałeś. Całkowitego oddania się. – Położył dłoń na głowie mężczyzny, zmuszając go do pochylenia się, by móc go pocałować. Jedynie musnął jego usta swoimi, kiedy w pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek telefonu Salieriego. – Ktoś ma wyczucie. – Zaśmiał się Moretti.
– Muszę odebrać. Może to mój znajomy detektyw – powiedział Fabiano podnosząc się i wypuszczając z siebie członek. Zanim wstał pochylił się i pocałował mocno Ivo. W tym czasie telefon przestał dzwonić.
– Oddzwonisz później – szepnął barista, próbując zatrzymać przy sobie prawnika.
– Muszę to zrobić teraz jeżeli to coś ważnego.
Wstał i na miękkich nogach podszedł najpierw do zlewu, by umyć ręce, a potem odpiął telefon od ładowarki sprawdzając kto dzwoni. Natychmiast oddzwonił.
– Domenico, co tam? – Miał nadzieję, że brat nie będzie nalegał na kolejną ważną rozmowę, która i tak nie miałaby sensu, bo nic by mu nie zdradził.
Ivo poszedł do łazienki, gdzie wrzucił do kosza zużytą prezerwatywę i umył się przy umywalce. Wrócił z zawiązanym wokół bioder ręcznikiem zaskoczony tym, że Fabiano się ubiera.
– Wychodzisz? – zapytał ściszonym głosem. – Czy coś się stało?
– Stało się to, że mój brat jest głupi i popełnia błąd swojego życia – odpowiedział prawnik zapinając szybko koszulę, która pomięta już nie wyglądała tak elegancko jak wczoraj. – A jego głupi partner nie powstrzymał go przed tym.
– Co zrobili? – Barista podszedł do prawnika, który przez nieuwagę źle zapiął guziki. – Poczekaj, poprawię to.
Fabiano opuścił ręce pozwalając chłopakowi zająć się guzikami. Wcześniej z nerwów ubrał koszulę na lewą stronę.
– Domenico wszystko zostawił i dziś w nocy poleciał do Rzymu.

*

Ekran telewizora wypełnił się głównym bohaterem lecącego właśnie westernu. Była to jedna z kluczowych scen Rio Bravo, ale siedzący w fotelu Paolo tego nie widział. Patrzył na ekran, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. W świecie, który był idealny.
W nim nie mówiło się rzeczy, które ślina na język przyniosła i nie robiło się tego tylko po to, aby kogoś zranić, bo samemu czuło się zranionym. Nie niszczyło się czegoś co funkcjonowało, bo człowieka ogarniał strach. Później nie czuło się wszechogarniającego, duszącego bólu, który odbierał na wszystko siły. W tym świecie zawsze było dobrze.
Usłyszał drepczące po drewnianej podłodze łapki i odwrócił głowę w tym kierunku. Dea stała przy jego fotelu i machała ogonem.
– Co tam piesku? – Po tym jak się odezwał suczka nie miała już obaw przed wskoczeniem mu na kolana. Byłaby spadła, ale Paolo szybko ją chwycił pomagając jej się wspiąć na jego uda. – Uważaj. Jesteś duża, ale jeszcze nie tak duża, aby skakać tak wysoko.
Dea oparła łapy o jego pierś, chcąc liznąć go po policzku. Merdała ogonem na wszystkie strony.
– Ej, nie całuj mnie. – Przytrzymał ją, kiedy ponownie chciała dać mu całusa.
Suczka widząc, że nie uda jej się go pocałować położyła się, tak by na niego patrzeć jakby wiedziała, że musi go pocieszyć. Pogłaskał szczeniaka.
– Spieprzyłem. Za dużo powiedziałem i wyjechał, a mogłem postąpić inaczej. Nie pożegnał się, nie powiedział czy wróci, a ja kazałem mu nie wracać.
– Bo jesteś palantem. – W salonie rozległ się wściekły głos Fabiano. – Siedzisz tu i załamujesz ręce. Wróci nie wróci. Tak ufasz mojemu bratu? – Usiadł na stoliku naprzeciwko DiCarlo. Pochylił się kładąc łokcie na kolanach i łącząc ze sobą palce. – Pozwoliłeś mu na wyjazd. Źle. Jeden głupi i drugi głupi. Jesteście jak dzieci i trzeba was prowadzić za rączkę? Nie zamierzam wam ojcować. Róbcie jak chcecie. Tamten idiota popędził do rodziców, bo sądzi, że coś odzyska, a ty siedzisz i użalasz się nad sobą. Podobno łączy was ta tajemnicza miłość, o której tak dużo mówicie. – Fabiano zaśmiał się smutno. – Ogarnij się człowieku, bo zachowujesz się jak nie ty. To nie jest telenowela tylko realne życie.
W Paolo wrzało kiedy tego wszystkiego słuchał. Nie zamierzał dać się pouczać. Odstawił psa na podłogę i pochylając się w stronę prawnika powiedział:
– Ty śmiesz mnie pouczać? Ty? Czemu sam nie ogarniesz swojego życia? Tylko praca i praca, a ślepy jesteś na wszystko co się wokół ciebie dzieje? Co z Ivo? Zabawisz się nim, a potem mu powiesz, że to była pomyłka? – zaatakował Paolo.
– To dorosły facet, wie co robi i da sobie radę – odparł chłodno Fabiano.
– To wrażliwy chłopak, który kocha cię cholernie mocno, a ty masz to w dupie, bo widzisz tylko czubek własnego nosa. – Wstał nie zwracając uwagi na minę jaką miał Fabiano. – Wiesz co? Ivo powinien znaleźć sobie kogoś lepszego kto go pokocha lub jeżeli chce seksu to mógłby znaleźć go w jakimś klubie i zapomnieć o tobie przynajmniej na kilka minut, a może i na zawsze – powiedziawszy to wyszedł zostawiając Fabiano samego.
Prawnik czuł się tak jakby tracił grunt pod nogami. „Kocha cię cholernie mocno”, „Inny facet”, „Zapomnieć”, „Kocha, kocha, kocha”. Te słowa tłoczyły się w jego głowie krzycząc na niego, przygniatając, a on zaczynał czuć się tak jakby tonął. Miał coraz cięższe problemy ze złapaniem oddechu przez wrażenie, że ciemność się nad nim zamyka, a on jest ciągnięty w jej czarne odmęty. Czym głębiej tym bardziej go przytłaczały, ale po chwili, nagle jakby znikąd pojawił się głos, który zaczął go wołać i wśród mroku zmaterializowała się ręka, która go chwyciła wyciągając na powierzchnię.
– Fabiano, Fabiano.
Znał ten głos. Głos dzięki, któremu powrócił oddech. Otworzył oczy napotykając błękit pełen troski.
– Co mu jest? – zapytał stojący w przejściu Paolo.
– Z jakiegoś powodu spanikował – odpowiedział Ivo, trzymając dłonie na szorstkich policzkach prawnika. – Zostaw nas samych, proszę – zwrócił się do kucharza. – Fabiano, skarbie oddychaj.
– Nie mów tak do mnie. – Lodowaty głos mężczyzny przeszył na wskroś Ivo, który się tego nie spodziewał. Nie po tym co razem przeszli przez ostatnie godziny. – Nie dotykaj mnie. – Jego ręce zostały odtrącone. Nie rozumiał co się dzieje.
– Fabiano…
– Co ty tu w ogóle robisz, Moretti? – Salieri wstał. Głowa go bolała, a w niej wciąż odzywały się dźwięki, że Ivo go kocha, a przecież miłość nie istnieje.
– Zostawiłeś u mnie telefon, więc go przyniosłem. – Wskazał na leżący na stoliku aparat. – Dlaczego się tak zachowujesz? – zapytał mężczyznę patrząc mu w oczy, w których nie było niczego ciepłego i czułego.
– Nie jestem twoim skarbem. Nie jestem kimś kogo powinieneś kochać. Ta noc, ten dzień, były pomyłką – rzekł prawnik i zabrawszy Iphone’a wyszedł.
Moretti stał nieruchomo przez dłuższą chwilę, próbując zrozumieć co się właśnie stało. Fabiano go odepchnął. Zrobił to, bo dowiedział się o jego miłości. Była tylko jedna osoba, która mogła mu o tym powiedzieć. Jedyny przyjaciel, któremu sądził, że może zaufać. Opuścił salon i nie musiał długo szukać winowajcy. Paolo stał na korytarzu ze skruszoną miną.
– Przepraszam, byłem zły…
– I musiałeś powiedzieć za dużo! Cały ty! Wszystko spieprzyłeś! Czy jest coś co umiesz naprawić, a nie zepsuć?! – Rozżalony, zły i mający ochotę się rozpłakać Ivo czuł, że po tym wszystkim tracił Fabiano na zawsze.
Z jakiegoś powodu mężczyzna uciekał przed miłością. Bronił się przed nią tak bardzo, że przestał w nią wierzyć. Prawnik już nie zechce nawet się z nim spotkać, by mogli porozmawiać. Ciągnęło go by iść do niego, ale nie chciał znów usłyszeć, że był pomyłką. Tak jak cudowna noc i ostatnie godziny.
Nie zostało mu już nic poza tym, że naszła go jeszcze większa ochota, aby pojechać do klubu i zabawić się. Odreagować zanim serce na dobre zacznie krwawić, zabijając go od środka. Nie spodziewał się, że odnosząc telefon Fabiano spotka go coś takiego. Chciał dzisiaj zaprosić Salieriego na kolację rezygnując z wyjścia wieczorem do Lorelai. Ale Paolo wszystko zniszczył. Nie miał prawa wyznawać za niego czegoś na co Fabiano nie był gotowy. Zły na przyjaciela poczuł chęć zemsty, a tym była jedna rzecz, którą chciał zrobić.
Idąc pieszo do domu, do którego od DiCarlo nie było daleko, wyjął z tylnej kieszeni w spodniach telefon. W wykazie osób, do których ostatnio dzwonił odnalazł numer brata, którego Paolo nienawidził. Nino odebrał niemalże od razu.
– Słuchaj, mam dla ciebie pracę – powiedział Ivo. 
Dwie godziny później wziął długi prysznic. Zrobił mocny, wieczorny makijaż pokrywając powieki grantowym cieniem. Użył tego samego koloru eyeliner’a doskonale znając upodobania Fabiano do tego koloru. Na rzęsy nałożył czarny tusz pogrubiając je i wydłużając. Kredką podkreślił brwi tak jak chciał, uważając, aby nie zamalować piercing’u. Policzki wymodelował cienką warstwą różu. Na usta nałożył błyszczyk, którego rzadko używał, ale dzisiaj miał na to ochotę. Ubrany w różową, przeźroczystą koszulkę, wąskie, czarne spodnie, które nie ukrywały niczego narzucił na siebie letnią kurtkę, po czym włożył buty na podwyższonym obcasie. Gotowy do wyjścia zadzwonił po taksówkę, która miała go zawieźć na miejsce. Ciągle zły, wciąż zraniony zamierzał ostro zabawić się.