30 czerwca 2019

Miłość w Limare - Rozdział 7


 Dziękuję za komentarze i zapraszam tutaj, po małe info: Kliknij mnie :*

Nino poczuł uderzenie w przednie koło roweru. Przewracając się uderzył ręką i bokiem ciała o asfalt. Ból, który rozszedł się po jego ciele, mimo wszystko nie był tak wielki jak urażona duma.
– Kurwa, co za debil! – podparł się na poranionej ręce i wściekły spojrzał na sprawcę wypadku. Natychmiast rozpoznał samochód Salieriego. Za kierownicą spodziewał się właśnie jego, a nie Falcone, który podbiegł do niego.
– Nic ci nie jest? – zapytał przerażony Vittorio, wzrokiem oceniając stan poszkodowanego.
– To ty we mnie wjechałeś! Kurwa, kto ci dał prawo jazdy! Cholerny debil. Idiota, kurwa! – Próbował wstać. Nie szło mu jednak najlepiej, przez co jeszcze bardziej się złościł. W dodatku kiedy ujrzał w jakim stanie jest rower, który niedawno sobie kupił po otrzymaniu wypłaty, nerwy wzburzyły się w nim. – Niech to szlag!
– To nie ja w ciebie wjechałem, to ty wyjechałeś na drogę prosto pode mnie – powiedział prawnik i wyciągnął dłoń do mężczyzny. – Pomóc?
Nino rzucił w niego nienawistnym spojrzeniem, ale wyciągnął rękę korzystając z pomocy. Jeszcze bardziej się wnerwił, kiedy Vittorio chciał go obejrzeć.
– Co się, kurwa, gapisz? I gdzie pchasz te łapy?
Vittorio uniósł brwi jakby mówiąc, że rano Nino na to nie narzekał.
– Chcę sprawić czy na pewno nic ci nie jest. Nie uderzyłeś się w głowę? – Sięgał do głowy Morettiego, ale jego ręka tym razem została odtrącona.
– Nic mi nie jest. I nic by nie było gdybyś się tu nie pojawił, kurwa. Z moją łepetyną jest okej, ale za to mój rower ucierpiał. – Spojrzał na niego, a potem na swoją rękę. Była obdarta od łokcia ku nadgarstkowi. Rana go piekła i bolała na przemian. Na szczęście nie złamał ręki. Biodro także ucierpiało i spodziewał się tam rozległego siniaka. – Jak ty, kurwa, jechałeś?! – rzucił wściekłymi słowami w stronę Falcone.
– Ja?! Mówiłem, że to ty nie patrzyłeś na drogę.
– Byłem pewny, że nic nie pojedzie! Ta ulica jest zamknięta dla samochodów. Jest za wąska do cholery. Znaku nie widziałeś?! – Schylił się, by podnieść rower, ten się zakolebał i wyglądało na to, że potrzebny będzie remont. Przednie koło było całkowicie pogniecione. – Wszystko się do jasnej cholery wali! – Rzucił dwukołowy pojazd z powrotem na ulicę i go kopnął. Zanim to samo zrobił z nogą prawnika, przed czym z trudem się powstrzymał.
– Co się wali? – zapytał Vittorio. Wiedział, że powinien sprawdzić czy Maserati nie było uszkodzone, ale człowiek był ważniejszy. Nie byle jaki człowiek tylko Nino. On był najważniejszy.
– Życie człowieku! – krzyknął Moretti nie zwracając uwagi, że na dotąd pustej ulicy pojawiali się ludzie i gapili na nich, jakby urządzono jakieś przedstawienie. – Żyjesz sobie wygodnie w Rzymie pewnie w pięknym mieszkanku, masz dobrze płatną robotę, którą lubisz i niczym się nie martwisz. – Przesunął drżącą ręką przez włosy, odgarniając je z twarzy. Wszystko go w środku bolało. O wiele bardziej niż zadrapania po spotkaniu z asfaltem. – A ja muszę gnić w tym pierdolonym mieście! I znów okazuje się, że są ci lepsi i gorsi. I niech cię szlag, Falcone! – Zanim Nino skończył wymawiać nazwisko prawnika, silne ręce przyciągnęły go do większego ciała. – Co, kur… – Tym razem nie dokończył zdania, gdy gorące usta przywarły do niego, odbierając mu możliwość nie tylko mówienia, ale i myślenia.
Moretti wręcz rozpaczliwie pragnął odepchnąć prawnika, ale równie mocno potrzebował jego ust i rąk na sobie. To było szaleństwo, ale zaczynał to uwielbiać. Oddał pocałunek robiąc to agresywnie. Co rusz kąsał zębami wargi Vittorio, który czując to pogłębił ich kontakt, nie pozwalając się zdominować. Ich zęby uderzyły o siebie, a języki splotły, pokazując jak bardzo mężczyźni są spragnieni kontaktu ze sobą. Przestrzeń wokół nich przestała istnieć, ludzie zniknęli aż do chwili kiedy rozdzielili się potrzebując wziąć oddech.
Spojrzeli sobie w oczy. Vittorio uniósł rękę i odgarnął włosy z twarzy Nino, wsuwając je za ucho. Serce biło mu bardzo mocno, przekonując go ostatecznie o tym, że czuje do Morettiego coś więcej niż pożądanie.
– Pocałunek to najskuteczniejszy sposób na to, aby nie pozwolić ci mówić.
– To musisz mnie często całować – odpowiedział Nino uśmiechając się i czując, że cała złość z niego wyparowała. Natomiast zamiast tego miał ochotę się cieszyć, śmiać. Dawniej uwielbiał to w sobie. Na jego twarzy często gościł uśmiech. Ludzie powtarzali mu, że wesoły z niego chłopak. Tak było zanim wszystko uległo zmianie. Jedno wydarzenie, jedna zdrada i całość jego dawnej osobowości wycofała się.
– Mógłbyś zawsze się tak uśmiechać. – Falcone oparł ich czoła o siebie, czując jak wokół jego serca tak dawno wybudowany mur, powoli przestaje istnieć. Odpadała od niego cegła po cegle, a wszystko dzięki radykalnemu pęknięciu, które nastąpiło kiedy zobaczył Nino leżącego na ulicy. Nie mógł z niczym porównać przerażenia, które w tamtej chwili go dopadło. Owszem ono szybko się zmieniło, kiedy Nino zaczął pyskować, ale wrażenie tego co poczuł, pozostało i upewniło go, że ten mężczyzna nie jest dla niego nikim. Nie jest tylko ciałem do zaspokojenia jego obsesji.
– Nie mam do tego powodów – odpowiedział Nino.
– Może powinienem ci ich dostarczyć. – Wtulił twarz w szyję Morettiego, składając tam kilka delikatnych pocałunków. Nie obchodziło go, że ktoś może na nich patrzeć. Zresztą gapie, którzy stali odeszli, kiedy okazało się, że dwa mężczyźni nie będą walczyć ze sobą. – Ja uwielbiam się śmiać i uśmiechać. A przy tobie… – przerwał czując gulę w gardle. Z rozedrganym sercem spojrzał na Nino i powiedział: – Przy tobie mam na to szczególną ochotę. Mam też chęć na coś od czego uciekałem. – Trącił ich nosy o siebie, po czym dodał: – Bądź ze mną – zaproponował prawnik nie wierząc, że to robi.
Jeszcze kilka minut temu przygotowywał plan ucieczki, a jedna chwila zmieniła wszystko. Jego obsesja przerodziła się w dwa słowa, których nie używał, a miał wielką ochotę je wypowiedzieć. Do tej pory od lat kojarzyły mu się one ze zdradą. Tak bolesną, że nawet oddychanie stawało się problemem.
Nino cofnął się o krok, kiedy dotarła do niego waga propozycji jaką złożył mu Falcone. Nie wiedział czy ma się z tego śmiać kpiąco, czy radośnie. Nie miało być czegoś takiego. Nikt nie wspominał wcześniej o jakimkolwiek związku. Miało być tylko pieprzenie się jak króliki i na tym koniec. Słowa Vittorio wszystko zmieniły. Przesunął ręką przez włosy, nie wiedząc co odpowiedzieć. To nie było takie łatwe, bo jego zła strona od razu kombinowała, planowała, że zgadzając się na propozycję mężczyzny, miałby szansę wynieść się z Limare na zawsze. Mógłby łatwo wykorzystać sytuację. Ci, którym jest winien pieniądze, nigdy by go w Rzymie nie znaleźli. Może doczepiliby się do jego wkurwiającego brata, ale Ivo go nie obchodził. Ważne, że on miałby spokój. To byłoby takie łatwe.
– Nie odpowiadaj teraz – powiedział Vittorio, czując jak mózg Nino kalkuluje to co mu się najlepiej opłaca. To bolało, ale nie zamierzał się wycofywać, bo nie ważne co chciały powiedzieć usta Morettiego, jego oczy już mu wszystko wyznały. Przesunął palcem po jego policzku z czułością jakiej się u siebie nie spodziewał. – Odpowiesz kiedy będziesz pewny. A na razie zajmijmy się tym. – Wskazał na poranioną rękę Nino.
– Złego diabli nie biorą – odparł dwudziestosześciolatek, obserwując prawnika. Chcąc sprawdzić czy jego propozycja nie była żartem. Jakoś na tę myśl zabolało go serce. To nie było normalne.
– Mimo wszystko trzeba to odkazić – rzekł Falcone. – Widziałem w samochodzie apteczkę.
– W porządku, pozwolę ci mnie opatrzyć pod warunkiem, że przyjdziesz dzisiaj w nocy do mnie i będziesz pieprzył do upadłego – zażądał Moretti, w ten sposób odpędzając od siebie inne pragnienia.
Vittorio słysząc propozycję poniekąd odetchnął. Zrozumiał, że zagalopował się ze swoim nagłym pomysłem czując, że zaczyna stąpać po grząskim gruncie. Czego się spodziewał? Tego, że Nino powie tak i będzie pięknie? Dwa tygodnie przebywania ze sobą jakiś czas temu i ten czas dany im obecnie, nie mogły decydować o tak ważnych rzeczach.
Podszedł do Nino i wplatając dłoń w jego włosy tuż nad karkiem i niskim głosem, wręcz szeptem zapytał:
– Dasz radę dojść tej nocy, dwa, trzy, cztery razy?
Nino z wrażenia był w stanie jedynie wziąć głęboki oddech. Zapomniał nawet jak wymawia się słowa i nie mógł odpowiedzieć. Do głowy wpadła mu jedynie myśl, że tej nocy, ten mężczyzna go wykończy i nie mógł się tego doczekać. Dobrze, że jutro miał dzień wolny od pracy.

*

Fabiano spojrzał na zegarek denerwując się. Vittorio miał być tutaj piętnaście minut temu. Próbował się do niego dodzwonić, ale mężczyzna nie odbierał.
– Pewnie zaraz będzie. – Ivo starał się stłumić zdenerwowanie swojego chłopaka.
– Ma jeszcze pięć minut, a potem biorę rower i jadę. Nie chcę się spóźnić na spotkanie. – Kręcił się po części salonowej to zdejmując, to zakładając okulary.
Ivo podszedł do niego i objął, przytrzymując go przy swoim ciele.
– Tu nie chodzi o to, że Vittorio się nie pojawił o czasie. Denerwujesz się spotkaniem z terapeutką.
– To aż tak widać? – Fabiano nie zamierzał kłamać, czy w jakikolwiek inny sposób wypierać się tego, że Ivo dobrze odczytał jego zdenerwowanie. Nic się nie zmieniało w tym, że partner czytał z niego jak z otwartej księgi. Co więcej, miał teraz znacznie łatwiej, bo prawnik niczego już przed nim nie ukrywał. Zresztą to było wzajemne.
– Widać. Chcesz, abym ci dzisiaj towarzyszył?
Salieri odsunął się na tyle, aby móc spojrzeć w oczy kochanka. Pogłaskał go czule po policzku. Uwielbiał go dotykać i być przez niego dotykanym. Nadal nie lubił jak robili to inni. Zwykłe przypadkowe otarcie się o kogoś paraliżowalo go i z tym też walczył.
– Może następnym razem. Dzisiaj pojawi się twój brat. Może wykorzystasz okazję i spędzisz z nim trochę czasu.
– O ile będzie taka okazja, a on mi na to pozwoli. Może zrobię coś dobrego na kolację. Uwielbia jeść.
– Dobry pomysł, kochanie. – Pocałował policzek Ivo. – Spróbuję jeszcze raz zadzwonić do… – urwał dalszą wypowiedź, bo do jego uszu dotarł dźwięk silnika Maserati. – W końcu przyjechał.
Obaj wyszli na zewnątrz gdzie zaparkował samochód. Z tylnego siedzenia wystawał rower, który wyglądał jakby wiele przeszedł i zdziwił ich widok Nino, który przyjechał z Vittorio.
Ivo od razu zauważył odrapaną rękę brata i zapytał:
– Co się stało? Z rowerem również. Dopiero go kupiłeś.
– Był mały wypadek, ale wszystko dobrze się skończyło – odpowiedział Vittorio. – Prawie – dodał rzucając kątem oka na rower. – Z Maserati też dobrze. Nie ma nawet zadrapania. – Rzucił kluczyki przyjacielowi z podziękowaniami.
– Dlaczego miałby mieć zadrapania? – Fabiano podszedł do swojego czterokołowego dziecka i zaczął je oglądać.
– Powiedzmy, że w tym małym wypadku uczestniczył twój samochód, który uderzył w mój rower. Czyli mówiąc wprost twój durny przyjaciel wjechał we mnie – rzucił Nino i zabrał się za wyjmowanie z siedzenia swojego pojazdu.
– To ty na mnie wpadłeś – bronił się Falcone.
– O nie, nie zrzucisz winy na mnie. – Postawił rower na trawie, opierając go na stopce, ale kiedy go puścił stopka złożyła się i to, na czym Nino jeszcze dzisiaj wrócił z pracy, przewróciło się. Dwudziestosześciolatek westchnął. Musiał kupić nowe koło, a oprócz tego kilka pomniejszych rzeczy, by rower wyglądał tak jak powinien. Obliczał ile go to będzie kosztować i czy to miało sens na tle pogróżek jakie dostawał.
– Patrzy się, kiedy przejeżdża się przez drogę – odpowiedział Vittorio, wyjmując z bagażnika akumulator.
– Na tej drodze nie spodziewałem się debila, którego nie nauczyli czytać znaków drogowych – odgryzł się Nino. – Daj lepiej ten akumulator, bym zajął czymś ręce zanim cię walnę.
– A wal śmiało panie M. Ciekawe kto by wygrał – powiedział Falcone unosząc brwi, a jego oczy obiecywały dla przegranego tortury pełne przyjemności, które ledwie można by było znieść.
Nino tylko burknął coś niezrozumiałego pod nosem, czując płynące po jego ciele dreszcze. Dałby wygrać prawnikowi, kiedy przegrany mógłby być przyciśnięty przez zwycięzcę do materaca i czuć jego penisa w sobie dającego rozkosz.
– Patrzcie państwo, Nino Moretti nie wie co odpowiedzieć – zakpił Vittorio. Na zewnątrz tego nie pokazywał, ale w środku szalał z ekscytacji. Od tak dawna z nikim się nie spierał i dopóki Nino się nie wściekał, nie przeklinał mógłby tak robić bez końca.
– Powiedziałbym coś, ale dzieci patrzą – mruknął Nino odwracając się i kierując za dom. – Przynieś ten cholerny akumulator! – krzyknął. Miał ochotę się napić, ale zapomniał wziąć przygotowane w domu piwo.
– Oczywiście. Czego sobie życzysz – odpowiedział głośno prawnik i spojrzał na przyjaciela oraz jego partnera. – Wybaczcie, ale jestem wzywany. – Puścił oczko do Fabiano, po czym szeroko się uśmiechnął.
Ivo obserwował to wszystko z małym zagubieniem. Kiedy został sam z Fabiano zapytał:
– Co tu się dzieje?
– Obserwuj, a wszystkiego się dowiesz. Ja uciekam. – Cmoknął usta baristy, poprawił krawat i wsiadł do samochodu.
– Powodzenia – życzył Ivo.
Poczekał aż partner odjedzie i wiedziony ciekawością nie mniejszą niż ta, która cechowała Fabiano, ruszył śladem brata i Falcone. Zastał ich przy podniesionej masce Lancii, ale nie podszedł do nich. Obserwował ich zza ściany domu, stojąc w cieniu. Nino coś zrobił i potem powoli wyjął stary akumulator. Vittorio podał mu nowy, ale kiedy Nino odbierał od niego sprzęt, posłał prawnikowi tak gorące spojrzenie, że Ivo przez chwilę przestał oddychać. Znał ten wzrok pełen pragnień, chęci zrobienia czegoś już teraz, a nie później. Tak nie patrzy się na kogoś od niechcenia. W tej sposób kochanek przygląda się kochankowi lub komuś kogo chce zabrać do łóżka.
Mógł się mylić i tak naprawdę zobaczył coś czego nie było. Przecież Nino wolał kobiety. Może wolał. Barista już nie był niczego pewny. Po tylu latach wyzywania go od pedałów, jego brat mógłby nagle okazać się gejem? Czyli dla niego jednym, wielkim hipokrytą.
To tylko moja głupia wyobraźnia, pomyślał potrząsając głową. Wrócił do domu by zrobić kolację, ale nie mógł wybić sobie z głowy tego co widział. W dodatku słowa Fabiano, by ich obserwował świadczyły, że o czymś wiedział. A to co przychodziło mu do głowy było prostym rozwiązaniem. Tylko nie był pewny jak miał to przyjąć.

*

– Dobra, to spróbujmy uruchomić grata – powiedział Nino wsiadając do samochodu. Siedzenie zaskrzypiało, ale było w miarę wygodne. Lancia, gdyby nie zniszczenia, byłaby pięknym samochodem. – Sprawdzę światła. Jak nie zadziałają to szukamy przyczyny czemu prąd nie dochodzi. – Wsunął kluczyk do stacyjki.
Vittorio skinął głową i spojrzał na lampy, które zaświeciły się.
– Wiemy, że to przynajmniej działa – rzekł podchodząc do Nino. – Zobacz czy zapali. Może akurat będzie wszystko w porządku.
– Nie będzie. Wierz mi, znam się na samochodach – odpowiedział Moretti.
– A na mężczyznach? – zapytał Vittorio opierając się jedną ręką o drzwi, a drugą o dach samochodu.
Nino popatrzył na prawnika i uśmiechając się powiedział:
– Musiałbym jeszcze potrenować z takim jednym, by móc odpowiedzieć na to pytanie. Chętnie zbadałbym jego silnik i drążek dźwigni czy działa prawidłowo. – Przesunął wzrok po ciele prawnika, zatrzymując go na kroczu mężczyzny. Nie było jeszcze ciemno, więc miał doskonały widok. Nie podobało mu się tylko to, że Vittorio miał na sobie ubranie. Uświadomił też sobie, że czuł jego penisa w sobie, ale go nie widział. Chciałby naprawić ten błąd. – To jak z twoim drążkiem? Działa? – zapytał, posyłając mężczyźnie roziskrzone spojrzenie.
– Ma się znakomicie – odpowiedział prawnik. W podbrzuszu zrobiło mu się gorąco, a jego członek reagował na tę wymanię zdań. – Może zanim przejdziesz do wypróbowania tego i owego u mnie, sprawdź jak działa ten silnik w samochodzie. – Pochylił się i przytrzymując głowę Nino, chwycił jego usta swoimi, skradając mu szybki pocałunek, po czym wyszeptał: – Sprawdźmy czy nie potrzebuje remontu.
– Mówisz o tym silniku, czy o twoim? – spytał Nino liżąc usta Vittorio.
– O obu? – Uśmiechnął się łobuzersko Vittorio. Czuł się tak jakby znów miał dwadzieścia lat i po raz pierwszy się zakochał. Jego mur wokół serca zmniejszył się o kolejny rząd cegieł.

23 czerwca 2019

Miłość w Limare - Rozdział 6


Dziękuję za komentarze. :)

Uciekł jak zwyczajny tchórz, a pomimo tego Vittorio i tak znajdywał uzasadnienie dla swojej decyzji. Miał tysiące usprawiedliwień, ale wśród nich nie pomyślał o jednym, tym najważniejszym. Owszem przestraszył się, ale nie dlatego, że przeleciał Morettiego. Seks nigdy nie był dla niego problemem i nie bał się go. Problemem były uczucia. Nie spodziewał się tego, co poczuł w obecności Nino. Nie tylko chciał więcej, ale planował go tulić, zasypiać przy nim. Jego dotychczasowe randki kończyły się po seksie i nie chciał powtórek. Nie pragnął niczego poza zwykłym stosunkiem. Po prostu wychodził, czy to z pokoju hotelowego, czy mieszkania osoby, z którą spędził namiętne chwile. Nigdy nikogo nie zapraszał do swojego mieszkania, bo musiałby kogoś po zakończonym wieczorze wyprosić. Cokolwiek się działo z jego dotychczasowymi randkami, nigdy nie odczuwał pragnień jakie poczuł w stosunku do Nino. Jego chętnie zabrałby do swojego domu i nie pozwolił odejść. Był wystarczająco dorosły i doświadczony by dzisiaj zrozumieć, że tu od tygodni nie chodziło tylko o seks. Jego obsesja miała imię, ale nie chciał go wypowiadać. Dawno temu zamknął swoje serce. Myślał, że na dobre, ale znalazła się osoba, która miała do niego klucz.
Usiadł w hotelowym barze i poprosił barmana o podwójną whisky. Miał pewność, że drink nie pomoże mu w racjonalnym myśleniu, ale potrzebował czegoś co na trochę je przymgli. Aczkolwiek nie sądził, że to będzie możliwe, bo miał wrażenie, że w chwili usłyszenia głosu Morettiego mądre myślenie opuściło go. Zanim go poznał, jego głos sprawiał, że tracił zmysły, a potem było już tylko gorzej. Nawet teraz ledwie się trzymał, by nie pójść do Nino. Z jednej strony chciałby trzymać się od niego z daleka i czekać aż szaleństwo samo przejdzie, a z drugiej pragnął by kolejne godziny jakie pozostały do popołudnia natychmiast upłynęły, by mógł go zobaczyć. Czekała ich praca przy Lancii stojącej przed domem Ivo i Fabiano. Ta myśl przypomniała mu, że musiał kupić akumulator, bez tego nie mogli poznać dodatkowych usterek.
Barman postawił przed nim drinka, a Vittorio wpatrzył się w płyn wypełniający szklankę i zdecydował, że to za wcześnie dla niego na alkohol. Ledwie zbliżało się południe. Odsunął szklankę, podziękował i zapłacił za drinka zostawiając przy tym sowity napiwek. Odszedł kawałek i długo zastanawiał się czy zadzwonić do Nino. Odrzucił jednak strach wmawiając sobie, że pragnienie które poczuł to po prostu epizod spowodowany wrażeniami po doskonałym seksie. Poza tym musiał się z nim skontaktować, bo zapomniał jakiego rodzaju akumulator musi kupić. Odnalazł numer dwudziestosześciolatka w telefonie i z wielu opcji jaka się mu pokazały kliknął na napis „Połączenie”.

*

– W sklepie ci wszystko powiedzą, ale prześlę ci wiadomość o jaki chodzi – mówił Nino do mikrofonu w telefonie. – Potem jak spróbuję uruchomić silnik dowiem się co jeszcze siadło. Bo to nie mógł być sam akumulator. On nie stuka i nie rzęzi psując się. Jutro mam wolny dzień to się tym zajmę. Dzisiaj tylko sprawdzę co nieco. – Nie wierzył, że tak swobodnie mu się rozmawiało z Vittorio, po tym jak mężczyzna go rano pieprzył. Właściwie czemu miałoby być inaczej. Nic wielkiego się nie stało. Sprawili sobie przyjemność i tyle. Nie planował tego robić w pracy, ale czuł, że jeżeli coś miało związek z Falcone, może spodziewać się wielu rzeczy. To mu pasowało i chciałby powtórzyć to co zrobili, tym bardziej, że było lepiej niż w jego fantazjach.
– Hej, Nino, ruszaj tyłek, bo sama za ciebie wszystkiego nie zrobię. Camilla musi pomóc w kuchni. – Giovanna pacnęła go w głowę. – Nie wiem o czym myślisz i wolę nie wiedzieć, ale na razie o tym zapomnij i ruchy kochasiu.
– Dobra, już dobra i nie mów do mnie kochasiu, bo nie jestem niczyim kochasiem. – Napisał smsa do Vittorio, a potem schował komórkę do tylnej kieszeni w spodniach.
– Na pewno? Mnie się wydaje, że jest inaczej. – Puściła mu oczko. – Falcone poleciał do ciebie jakby go coś przypiliło. – Zaśmiała się.
Nino przewrócił oczami.
– Dobrze, że mam jutro wolne to odpocznę od ciebie – powiedział.
– Sądziłby kto, że tego chcesz. Czuję się zaszczycona, że mnie lubisz. Ale ruchy seksowny chłoptasiu. – Pacnęła go ścierką po tyłku i śmiejąc się odeszła do swoich zajęć.
Pokręcił głową mając ochotę się roześmiać. Miała rację. Lubił ją i dobrze im się rozmawiało. Zakodował sobie w głowie, aby kiedyś zaprosić ją do jakiegoś baru na piwo. Na razie jednak ruszył do gości. Nie przestał jednak myśleć o wydarzeniach z dzisiejszego ranka. Przez to też pomylił zamówienia i w porę uratowała go Giovanna.
– Zabujałeś się czy co? – szepnęła puszczając mu oczko, a potem uśmiechnęła się tajemniczo i skorygowała zamówienie.
Potem do końca najintensywniejszej części dnia, bardzo się pilnował, ale i tak echem w głowie odbijały się jej słowa. Zabujałem się, nigdy w życiu, pomyślał.

*

– Nigdy w życiu – powiedział Vittorio do Fabiano odwiedzając go w kancelarii, by poprosić mężczyznę o samochód. Nie zamierzał tego co kupi dźwigać w rękach. Fabiano chętnie dał mu kluczyki do swojego czterokołowego, granatowego dziecka, ale z pytaniem, na które odpowiedź była jednoznaczna. – Nigdy w życiu. Nic bliższego nie połączy mnie z Nino Morettim – zaprzeczył. – Ma mi tylko pomóc naprawić tego grata.
Salieri uniósł głowę znad monitora i zmierzył wzrokiem przyjaciela. Mężczyzna miał na sobie dżinsy i zieloną koszulkę z krótkim rękawem. Ostatnio w Rzymie prawie nigdy go takim nie widywał. Zawsze łączył Vittorio z garniturami, tak samo jak siebie. Może też kiedy jest po pracy powinien ubierać takie rzeczy. Na samą myśl skrzywił się, bo nie widział siebie takim. Eleganckie spodnie i koszule zakładał zawsze, kiedy wychodził do ludzi. Jedynie po domu czasami w grę wchodziły dresy.
– Znając ciebie nie skończy się na tym – powiedział Salieri. Widząc zdezorientowanie na twarzy Falcone dodał: – Jak to mówią nastolatki? Szybko zaliczysz pierwsze bazy. – Mina jaką ujrzał na twarzy Vittorio upewniła go, że to już się stało. – Zrobiłeś to. Ale Nino…
– Już ci wspominałem, że lubi facetów. Nawet bardziej niż ty. Dzięki za kluczyki. – Podrzucił je w górę i złapał. – Przepraszam, że dzisiaj w niczym ci nie pomogę. Miałem inne plany.
– Nie mam tu dużo pracy. Jesteś na urlopie, więc korzystaj. Poradzę sobie. Tylko odwieź mi samochód do osiemnastej, bo mam spotkanie.
– Zapamiętam. Dostarczę ci go pod dom, bo i tak muszę się tam dzisiaj pojawić. Do zobaczenia później – rzucił Vittorio wychodząc.
– Do zobaczenia – odpowiedział Fabiano wciąż będąc w lekkim szoku z powodu Nino. Miał wiele wspólnego z bratem, więc dlaczego go nienawidził? Miał niejaką pewność po usłyszanych wiadomościach, że tu może nie chodzić o to, że Ivo jest homoseksualistą. Jeżeli tak, to Nino byłby dużym hipokrytą. Podejrzewał, że sedno tkwiło gdzieś głębiej i dotyczyło to czegoś, co wydarzyło się kiedy byli nastolatkami.
Na razie miał inny problem. Zastanawiał się czy powiedzieć partnerowi o orientacji dwudziestosześciolatka. To by dla niego była duża niespodzianka, ale nie powinien się w to wtrącać i kogoś ujawniać. To coś, czego nikt nie lubi. Nie chciał go mimo wszystko okłamywać. Ale może tajemnica sama się wyda. Tak się na pewno stanie, bo wątpił, aby Falcone trzymał ręce przy sobie, kiedy się dzisiaj spotka z Nino. Vittorio nie bywał zbyt dyskretny jeżeli chodziło o zdobywanie kogoś do łóżka.
– Dlaczego tak nerwowo zareagowałeś na moje pytanie? – szepnął do siebie Fabiano, opierając łokcie na biurku i składając dłonie w piramidkę.
Mógłby przysiąc, że słowa przyjaciela tak nerwowo i szybko wypowiedziane coś oznaczają. Pomiędzy tymi dwoma mężczyznami latały iskry i podejrzewał, że na jednej małej przygodzie się nie skończy. Tym bardziej, że poznali się w Amare. To miejsce łączyło ludzi jak zdążył zauważyć. W nim było coś takiego, że u nikogo żadne bariery mające chronić przed miłością, nie działały. Miał na to dużo przykładów. Jednym z nich był on i Ivo. Nie na darmo babcia Paolo nazwała to miejsce miłością. Domenico powiedział mu raz niby żartem, że starsza pani pracuje intensywnie w bistro łącząc ludzi. Wtedy podszedł do tego z dużą dawką sceptycyzmu, ale kiedy na myśl wracali mu Vittorio i Nino, nie mógł pozbyć się myśli, że może brat ma rację.
Na razie jednak zamiast jakimkolwiek przyszłym związkiem przyjaciela, musiał zająć się sobą, swoją przyszłością, Ivem oraz fobią, która pętała go strachem i uniemożliwiała mu spacery ze swoim chłopakiem po plaży. Ivo nie raz się na takie wybierał, czasami szedł malować, do czego niedawno wrócił z pełną pasją. Chciałby mu towarzyszyć. Pokonać w sobie strach przed zbiornikami wodnymi. Nikt nie każe mu wchodzić do morza, nikt go nie zechce topić i musi w to uwierzyć. Po to chodził do terapeuty. Może kiedyś też się uśmiechnie. Nie może pozwolić przeszłości go dalej niszczyć. Szczególnie tego co stworzył ze swoim chłopakiem. Ivo jakoś z nim wytrzymywał, ale czy tak będzie zawsze? Nie chciał go stracić. Może też kiedyś będzie zdolny by spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że go kocha.
Potarł twarz dłońmi i poprawił okulary, które przekrzywił. Uruchomił jeszcze zegarek w telefonie, by upewnić się czy na pewno nie pomylił godziny, o której miał się spotkać z panią psycholog. Potem wrócił do pracy, by zająć się pomocą jego pierwszej klientce odkąd zamieszkał w Limare. Po chwili dał się pochłonąć pracy i nie przeszkadzały mu nawet wiercenia oraz uderzenia młotkiem dwa pomieszczenia dalej.  

*

Popołudnie nadeszło z mniej palącym słońcem i większymi chmurami sunącymi po niebie. Nino z ulgą powitał taką pogodę po całym dniu upału i pracy. Wrócił do domu po zakończeniu swoich obowiązków w Amare. Przebrał się w szerszą koszulkę bez rękawów oraz poprzecierane na kolanach i udach ogrodniczki. Lubił je, bo miały dużo kieszeni, w których mógł schować narzędzia potrzebne mu do dzisiejszej pracy. Wziął kilka kluczy o różnych wymiarach oraz nie zapomniał o młotku. Wszystko to należało do jego taty i dbał o to, jak o coś najdroższego na świecie. Sprawdził czy ma wszystko, bo nie chciał się wracać do domu. Wcześniej planował tylko spróbować uruchomić samochód, ale do wieczora może zrobić dużo więcej. Już się cieszył na pracę, którą ma wykonać.
Łapał się jednak na tym, że nie tylko to go cieszy, ale niecierpliwie wyczekiwał spotkania z Vittorio. Cały dzień o nim myślał, czuł go i chciałby wszystko powtórzyć. Dla niego to nie było normalną rzeczą, że tak czegoś pragnął, ale dlaczego by nie miał zabawić się. Przez kilka dni miałby więcej seksu niż przez ostatnie lata. Falcone miał niesamowicie wielki temperament jeżeli chodziło o cielesność i mógłby go w pełni zaspokoić.
Rozpuścił włosy, a frotkę nałożył na nadgarstek lewej ręki. Zamierzał przed wyjściem jeszcze pójść do kuchni, by wziąć ze sobą czteropak piwa, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Zmarszczył brwi, bo nie spodziewał się gości. Nikt do niego nie przychodził poza Ivo. Ruszył ku wejściu do mieszkania. Kopnął leżące na środku trampki i dzięki temu mógł zauważyć leżącą na podłodze białą kopertę, którą ktoś musiał włożyć przez szparę pod drzwiami. Wahał się czy ją podnieść, bo niechciany strach zaczął wspinać się po jego kręgosłupie. Pokonał go i schylił się biorąc kopertę w dłoń. Potem otworzył drzwi i wyjrzał na klatkę schodową. Nie było nikogo, a jedynie drzwi prowadzące na dwór poruszały się ukazując, że ktoś właśnie przez nie wyszedł. Nie zamierzał gonić tej osoby.
Wrócił do salonu gdzie chciał odłożyć wiadomość bez otwierania jej. Podejrzewał co to może być, bo na pewno nie był to list od wielbiciela. Zdecydował jednak, że lepiej będzie jak od razu dowie się co jest w środku. Otworzył kopertę i wyjął kartkę. Rozłożył ją spodziewając się wiadomości podobnej do tej, która trafiła do niego w sklepie, ale to co zobaczył łatwo i prosto przekazywało każde słowo. Na kartce narysowany był grób, a na nim wypisana data. To był dzień w którym upływał termin spłaty długu. Wiedział, że go nie spłaci i zabiją go. Musiałby sprzedać to mieszkanie w szybkim tempie, aby mieć pieniądze. Przynajmniej połowę, może to jakoś by ich załagodziło. Zadłużenie było na wielką sumę, a procenty przewyższały nawet te udzielane w lichwiarskim banku. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co narobił biorąc narkotyki. Podejrzewał, że lepiej by mu było gdyby przyznał się do zabicia tego dilera. Miałby spokój. Kiedyś by wyszedł na wolność. Chociaż pewnie w więzieniu pozbyliby się go. Ludzie, od których kupował narkotyki byli bezwzględni. Działali w Limare i okolicach. To małe miasteczko, w którym się wychował miało swoje ciemne strony.
Zostawił kartkę na stoliku i wyszedł nie zapominając zabrać z przedpokoju roweru. Opuścił mieszkanie z duszą na ramieniu kombinując jak miał zdobyć czterdzieści sześć tysięcy euro? To było niemożliwe. Dla jednych to były grosze, dla niego majątek. To było niesprawiedliwe. Jedni żyli bogato, stać ich było na wszystko, a inni nie mieli czego do garnka włożyć. Nie to, żeby się tym przejmował. Zawsze myślał o sobie i tak też w tej chwili było.
Może lepiej by go zabili, bo nawet w ratach nigdy by długu nie był w stanie spłacić. Zestarzałby się, a to nadal by nad nim wisiało.
– Kurwa – warknął zły, wsiadając na rower.

*

Falcone zawsze sądził, że jest mężczyzną odważnym i dałby sobie za to rękę uciąć. Dzisiaj miałby tylko jedną. Jego odwaga opuściła go, kiedy jechał ze sklepu z akumulatorem i miał go zawieźć na miejsce. Aczkolwiek nie w tym tkwił problem. Po prostu tchórzył na samą myśl o ponownym spotkaniu z Nino. Nie wierzył, że się tego bał. Miał trzydzieści jeden lat, nieraz skoczył na linie z wysokości, na studiach wspinał się ze znajomymi po górach, a nawet na swoje dwudzieste drugie urodziny wyskoczył z samolotu ze spadochronem i nie bał się. Żadna z tych rzeczy nie sprawiała, że serce mu podchodziło do gardła, a żołądek skręcał się w supeł, tak wielki, że ledwie przełknął łyk wody z butelki jaką kupił w sklepie.
Nie miał wyjścia i musiał wsiąść do samochodu, by w końcu dotrzeć do celu. Poza tym Fabiano potrzebował Maserati. Czuł się uwięziony musząc korzystać z pożyczanego samochodu. Nie tak miało być. Ale w jego osobistym życiu dużo rzeczy nie było takich jakie chciał i nic nie mogło pójść gładko. Zawsze spotykały go jakieś zawirowania.
Wsiadł za kierownicę i rzucił zakręconą butelkę na siedzenie obok. Odpalił samochód i ruszył spod sklepu spożywczego. Jego myśli podążyły w stronę Nino, kiedy jechał po nieznanych mu uliczkach. Wbrew temu co czuł, to tak naprawdę chciał zobaczyć Morettiego. Przecież nie będzie przed nim uciekał. Wydawało mu się, że przyjedzie do Limare, wypieprzy Nino i koniec. Może gdyby jeszcze raz zaciągnął go do łóżka, to by mu przeszło. Ewentualnie pogłębiłby to bardziej i wpadłby jak śliwka w kompot. Co już się stało, ale wolał wmawiać sobie, że jest inaczej. Jedenaście lat nie pozwolił sobie czuć i trafił mu się Nino Moretti.
Wjechał w boczną uliczkę wciąż zamyślony próbując ułożyć plan B, który wiązał się z powrotem do Rzymu. Już był prawie pewien, że to zrealizuje, kiedy nagle wszystkie myśli odpłynęły, kiedy pod koła wjechał mu rozpędzony rowerzysta.