Dziękuję za komentarze. :)
Właśnie
zasypiał po długim rzucaniu się z boku na bok, gdy ktoś śmiał go obudzić.
Zaświecił lampkę. Dopiero wtedy odebrał ten denerwujący telefon.
–
Kimkolwiek jesteś, mam nadzieję, że masz dobry powód do dzwonienia po nocy.
– To ty,
Alex?
Automatycznie
usiadł, słysząc ten głos. Była północ lub coś po niej, a temu chyba odwaliło,
żeby kontaktować się z nim o godzinie duchów. Zresztą nie chciał tego, a tu
proszę, sam zadzwonił.
– Nooo –
przeciągnął samogłoskę – to ja. To jakiś żart, że dzwonisz?
–
Wysłuchaj mnie – poprosił głos w głośniku.
– To
przedziwne, że dzwonisz, ale okej. Co tam? – Ziewnął, prawdę mówiąc, mając
gdzieś to, co człowiek po drugiej stronie ma do powiedzenia. Dopiero kiedy głos
przeszedł do najważniejszej części, rozbudził się. Minutę później wypadł z
łóżka, od razu szukając swoich ubrań. Te walały się po podłodze tam, gdzie je
zostawił.
– Dobra,
to podaj adres. Najlepiej przyślij mi go esemesem. Postaram się być jak
najszybciej. – Rozłączył się. Odłożył komórkę, próbując w pośpiechu ubrać
spodnie. – Richie, coś ty wykombinował? I gdzie moje skarpetki? – Zajrzał pod
łóżko. Walało się pod nim wiele różnych rzeczy, poza kurzem.
Komórka
zasygnalizowała przyjście wiadomości tekstowej. Zostawił poszukiwanie
skarpetek, przypominając sobie, że wyrzucił je do brudów. Z szuflady wyjął nowe
i skacząc raz na jednej, raz na drugiej nodze, potykając się o meble, założył
je. Zabrał jeszcze telefon i bluzę, zanim wyszedł z pokoju najciszej jak się
dało. Nie chciał, żeby ktoś z rodziny go zatrzymał. Nie miał teraz czasu na
odpowiadanie na wszystkie pytania. Rano im wytłumaczy co i jak.
Przez
chwilę Alex nie mógł znaleźć kluczyków od auta, ale w końcu mu się to udało.
Pozostawało jeszcze założenie trampek i mógł ruszać. Zamknął dom swoimi
zapasowymi kluczami. Idąc do samochodu, słyszał, jak jego buty wydawały
pluskający dźwięk, kiedy lądowały w wodzie stojącej na betonie. Całe szczęście
przestało padać. Zająwszy miejsce za kierownicą, przypomniał sobie, że nie
odczytał esemesa i nie wie, dokąd ma jechać. Nie bardzo z początku kojarzył
ulicę, ale nazwa była mu znajoma. Dopiero po chwili zrozumiał, że to jedna z ulic,
przy której mieszka Joyce. Tylko ulica
biegła od północnej strony. Wiele razy przejeżdżał nią, odwożąc koleżankę do
domu. Upewniwszy się, że nie pomyli adresu, zapalił silnik, czym mógł
zaalarmować ojca mającego lekki sen.
Dwadzieścia
minut później zwolnił, szukając odpowiedniego bloku. Co nie było prostą sprawą
w ciemności. Tylko jeden z nich miał oświetlony numer i od niego odliczał
kolejne. W pewnej chwili był pewny, że się pomylił, i chciał zawrócić, gdy
pacnął się dłonią w czoło. Zaparkował obok jednego z bloków, na jednym z
wolnych miejsc, i oddzwonił na numer, z którego do niego dzwoniono.
– Słucham?
– Tu Alex.
No już jestem, ale nie wiem dokładnie, jaki budynek ma sześćdziesiąt trzy.
– Na
przeciwko niego, po drugiej stronie ulicy, jest sklep meblowy. Na pewno go
zobaczysz, bo jest oświetlony, jakby były święta – poinformował rozmówca.
Alex
rozejrzał się i z zadowoleniem stwierdził, że jest na miejscu.
– Chyba
trafiłem. To zaraz będę.
– Czekam.
Zamknął
auto, uruchamiając alarm. Przeszedłszy przez mały skwerek, odnalazł właściwą
klatkę. Nie lubił bloków. Wydawały mu się takie bezosobowe i zawsze się gubił,
szukając odpowiedniego wejścia. Nacisnął odpowiedni numer mieszkania na
domofonie, a drzwi od razu się odblokowały.
– Nawet
nie sprawdził, czy to na pewno ja – mruknął do siebie, już wspinając się po
schodach.
Budynek
był w środku dobrze oświetlony i Alex nie zabił się, idąc na piętro. Mógł
skorzystać z windy, ale tych, jeśli miał taką szansę, unikał. Niepokój o
przyjaciela tylko dodawał mu sił w dotarciu na odpowiednie piętro, ale nie
przekonał do skorzystania z tego zamkniętego pudełka. W końcu stanął przed
drzwiami mieszkania i zanim nacisnął dzwonek, te się otworzyły.
– Cześć,
Josh. Tu chyba nie muszę mówić na "pan”? – Podniósł brwi do góry.
– Właź,
twój przyjaciel jest w sypialni.
– Twojej?
– Alex ponownie uniósł brwi. – Co on tu robi?
– Jak ci
powiedziałem, znalazłem go na ulicy przemokniętego do suchej nitki. – Zamknął
za chłopakiem drzwi. – Z początku nie mogłem go rozpoznać. – Podprowadził Alexa
pod swoją sypialnię. – Dopiero kiedy podjechałem bliżej, okazało się, że to
jeden z moich uczniów. Wyglądał jak zmoknięta kura. Zatrzymałem się i odsunąłem
szybę. Chciałem go zapytać, co robi sam w nocy, a on się rozpłakał. Nie
wiedziałem co robić, nie powiedział, gdzie mieszka, więc zabrałem Richiego do
siebie. Skojarzyłem go z tobą i oto tu jesteś.
– Jak
miło, skojarzyłeś go ze mną. Czyli myślisz o mnie, jak ci wszystko…
– Jesteś
moim uczniem i…
– Josh,
nie tłumacz się. Mogę tam wejść?
– Tak,
oczywiście.
– Powiedz
mi jeszcze, czy z nim rozmawiałeś.
– Głównie
płakał, ale coś nie coś mi powiedział. Będzie lepiej, jak sam ci powie. Z
pewnością przyda mu się przyjaciel. – Zapukał i nacisnął na klamkę.– Wejdź.
Zostawię was samych.
Alex kiwnął
głową w podziękowaniu. Od razu po wejściu zastał przyjaciela leżącego na łóżku
– stojącym w centrum pokoju – i owiniętego czarno-czerwonym kocem w przedziwne,
runiczne wzory. Był wdzięczny Joshowi za to, że się zajął chłopakiem. Richie
nie spał, leżał z otwartymi oczami. Gdy tancerz zobaczył Wilsona, okrył się
cały wraz z głową.
– Nie
chowaj się, i tak wiem, że nie śpisz. – Usiadłszy obok, odchylił koc z jego
twarzy. – Co się stało, że znajduję cię w łóżku naszego nauczyciela? To ja tu
powinienem być – próbował żartować, ale zaraz spoważniał. – Richie, no co jest?
– Nic.
– Nie
pierdol. Możesz mieć mnie za głupka...
– Nie
mam cię za głupka. To ja jestem głupi. – Podniósł się na tyle, aby oprzeć się o
wezgłowie łóżka. – Nic takiego się nie stało.
– Terefere–kuku.
Płakałeś. – Położył mu rękę na kolanie, a chłopak odsunął się jak oparzony i
skulił wyglądając niczym wystraszony szczeniak. No to teraz już mu nie odpuści.
To nie była typowa reakcja przyjaciela. Znał takie reakcje z przeszłości swojej
kuzynki. Kuzynki, którą zgwałcono i pobito. – Złotko, co się stało? Nosz,
kurde, widzę, że nie chcesz, bym cię dotykał. Sądzę, że albo to jest
spowodowane naszym oddaleniem, albo ktoś cię skrzywdził i boję się pomyśleć, co
to może być. – Jeżeli ktoś zgwałcił Richiego... Aż bał się o tym myśleć. Nie
mógł patrzeć na niego takiego biednego. Włosy miał w strąkach, stojące w
różnych kierunkach, a czerwone, napuchnięte oczy szczególnie zmiękczały mu
serce. – Richie, kurwa, no! Mieliście iść się zabawić, a teraz widzę cię takiego.
Co z innymi?
– Sądzą,
że wróciłem do domu. Zresztą oni nie są winni.
– Czemu
winni i dlaczego nie oni? – Chciał trzymać nerwy na wodzy i jeszcze mu się to
udawało. Jeszcze.
– To moja
wina. Ten facet... Ja... Nie powinienem był pić. Wiesz, że tracę wtedy hamulce
i mój mózg to miazga. – Odważył się na chwilę zerknąć na Alexa, lecz zaraz
ponownie wgapił się we wzór na kocu. Wstydził się mówić mu o tym, ale znał
Alexa i chłopak nie ustąpi. Będzie drążył, aż wywierci dziurę w głowie i pozna
prawdę. Zaczął opowiadać mu cały wieczór, starając się oddalić to, co zdarzyło
się w mieszkaniu. Niestety do tego doszło zbyt szybko. – Zmusił mnie… zmusił…
bym wziął… – przerywał, nie potrafiąc wypowiedzieć słów. Liczył, że Alex
wszystkiego się domyśli. – Zrobił… ustami…
– Przymusił
cię do obciągu?! Trzeba było go ugryźć! – Zdenerwował się. Miał ochotę
rozkwasić tamtego sukinsyna, ale i przyłożyć Richiemu w tę jego blond łepetynę!
Nosz wiedział, że o to chodzi!
– Groził
mi…
– A
pewnie, że groził! – warknął i poderwał się z miejsca. Zaczął krążyć po pokoju
niczym dzikie zwierzę zamknięte w klatce. – Tacy zawsze grożą mając tym władzę
nad ofiarą. Nic by ci nie zrobił, jakbyś mu go odgryzł. Szlag!
– A potem
poszedłbym siedzieć za uszkodzenie ciała! Bo co by powiedział glinom?!
Poszedłem do niego z własnej woli.
– Po chuja
tam poszedłeś! – wrzasnął. – Mnie pouczasz, a sam co robisz? Gdzie te twoje
super zasady?! Pierwszy lepszy zrobił do ciebie maślane oczka, a ty już
straciłeś głowę! Co ci jeszcze zrobił? Zgwałcił cię? – zapytał ciszej. Włożył
ręce do kieszeni, ale zaraz je wyjął.
– Nie.
Chciał, ale uciekłem. – Dyskretnie wytarł łzy. Ręce nadal mu się trzęsły.
Zaczął skubać wystające z koca nitki.
– No
brawo. – Wilson wyrzucił ręce na boki. – Udało ci się. Co, jakby to jemu się
udało?! O czym ty myślałeś?! O czym, kurwa?! Nie wiesz, ile debili i
niebezpiecznych ludzi krąży po świecie?! O czym myślałeś?! – Ponownie usiadł
przy nim. Złapał go za ramiona i nim potrząsnął. Nie chciał mu robić krzywdy,
ale nie panował nad sobą.
– O
niczym! Mówiłem ci.
Alex
zacisnął palce we włosach. Zaraz go coś trafi. Jego przyjaciel był kompletnym
kretynem, który zrzuca na alkohol swoją głupotę.
– Richie…
– No co?
Richie i Richie?! – Po raz kolejny podniósł głos. Owinął nogi kocem. Josh mu
dał jakąś koszulkę i poza nią oraz bielizną nie miał nic na sobie. Jego ubrania
suszyły się w łazience. – Wiem, co zrobiłem i co prawie się stało! Nie musisz
mi o tym przypominać! Wiem, czego chciał! Ale nie miał prawa mnie zmuszać, gdy
powiedziałem nie! – krzyczał na przyjaciela. – Chciałem sobie udowodnić, że
mogę się komuś podobać! Że…
–
Udowodniłeś?! Facet chciał cię zerżnąć! O to ci chodziło?! Jakoś mówiłeś, że
dla ciebie seks łączy się z miłością. Pięknie to udowodniłeś! – Zacisnął dłonie
na kolanach. Najchętniej to by wyciągnął Richiego z tego łóżka i zabrał go do
domu. Tylko był tak wściekły, opętany strachem co mogło się wydarzyć, że pewnie
całą drogę krzyczałby na niego i jeszcze spowodował jakiś wypadek. Nie mógł
patrzeć, jak chłopak kuli się przyciskany do parteru jego słowami, a on zaczął
dusić się w tym pokoju. – Zaraz wracam.
Opuścił
pomieszczenie i poszukał Josha. Nauczyciel siedział przy biurku w drugim
pokoju. Miał na nosie okulary. Gdy go zobaczył, zdjął je.
– Nie
wiem, czy krzyczenie na niego to dobry pomysł. – Morrison złożył dłonie w
piramidkę.
– Nie
wytrzymałem. Omal go nie uderzyłem. Powiedział ci, co się stało?
– Mniej
więcej. Reszty się domyśliłem.
– Więc
wiesz, jak ryzykował. A co, jakby go tamten zabił? Nerwy mnie rozsadzają.
Minęła północ, a ja jestem tak naszprycowany adrenaliną, że mnie nosi, nie chce
mi się spać i czuję, do czego byłbym zdolny. – Krążył po pokoju nafaszerowany
emocjami.
Josh
wstał. Popchnął Alexa i zaprowadził go do kuchni. Kazał mu usiąść przy stole i
nastawił wodę. Poszukał herbaty. Dzisiaj kupił jakąś uspokajającą.
– Twój
przyjaciel ma szczęście, że nic się nie stało…
– Stało
się. Ten bydlak wepchał mu fiuta do ust!
– Że
go nie zgwałcił. Uwierz mi, fiut w ustach to nic w porównaniu z rozerwanym i
krwawiącym… wiesz czym.
– Jejku,
Josh, mów wprost. Spaliśmy ze sobą, więc nie ma co gadać zawoalowanymi słowami.
I nie pierdol mi tu, żebym o tym nie wspominał. Tu nie szkoła, jest środek nocy
i nie mam ochoty udawać nauczyciela i ucznia – warczał, stukając palcami w blat
stołu pokryty brązową ceratą z deseniem
ziaren kawy i tabliczek czekolady.
– Czy ja
cię o to proszę? – Postawił przed nim kubek z parującą cieczą. – Ta uspokaja.
Pij. Twój przyjaciel jest winny tego, co się stało, nie był ostrożny, ale winę
ponosi też tamten facet. Skoro ktoś mówi „nie”, to powinien to zrozumieć. Chyba
za bardzo się przyzwyczaił, że każdy mu ulegał. – Usiadł obok Alexa. Nie
podobało mu się to, że chłopak jest tak blisko, ale co miał innego zrobić?
Trzymając kubek z parującą cieczą w dłoniach, przysunął go sobie pod nos.
Wciągnął cudowny aromat pomarańczowej herbaty. Przywodził mu on na myśl
dzieciństwo, kiedy pomarańcze miał tylko na święta. Upił ostrożnie łyk, a
słodki, egzotyczny smak rozlał się po jego języku. Dopiero wtedy wyczuł także
delikatny bukiet cytryny i brzoskwiń. Kubki smakowe oszalały. Tak oryginalna
kompozycja aromatu i smaków zadowoliła jego gusta. Przymknął powieki,
delektując się pobudzającymi zmysły napojem. Herbata, którą kupił, była
świątynią smaków i zapachów. Kiedy ją zaparzał, w całym pomieszczeniu unosiły
się jej wonności. Idealne połączenie owoców dawało niebanalny aromat i było
ucztą dla kubków smakowych.
– Słuchaj,
Alex. Mam już swoje lata i znam życie. Z tego co słyszałem z twoich krzyków, to
Richie nie powinien pić. Znam takie osoby. Alkohol u nich wyzwala inne reakcje.
Działa jak narkotyk. Do chłopak tego ma jakieś problemy. Mniemam, że jest sam i
nie wierzy w siebie oraz w to, że może kogoś spotkać i ktoś go może pokochać.
Alex
przyglądał się Joshowi i słuchał go uważnie. Obracał w rękach kubek, czekając
aż herbata przechłodnie. Nawet nie myślał, widząc go dzisiaj w szkole, że za
kilkanaście godzin będzie z nim, w jego mieszkaniu, popijał herbatkę. Chciałby
być tutaj z innego powodu.
– To moja
wina. Teraz wiem, jak bardzo uderzyły go moje słowa. Jest wrażliwy, ma swój
cel, swoje pasje, ale jak chodzi o sprawy sercowe, to kiepsko mu idzie. A ja go
tylko tym dobiłem.
– Warto
o tym na spokojnie porozmawiać. On potrzebuje przyjaciela, a nie niańki i
opierdalania jak coś źle zrobił – powiedział Josh. – Dlatego wypij to, weź
kilka głębokich oddechów i wracaj do niego.
– Mogę tu
jeszcze chwilę z tobą posiedzieć?
– Alex…
– Chłopak wyglądał seksownie z potarganymi włosami i błagającymi, smutnymi
oczami. O czym on myśli? To, że teraz Alex jest tutaj, nic nie oznacza. Za
kilka godzin znów będzie jego uczniem. Właściwie to cały czas nim był.
– Nie będę
cię ciągnął do łóżka. Nie mam teraz na to ochoty, a zresztą jest zajęte. –
Alexander uśmiechnął się nieznacznie. Zapragnął po prostu się do niego
przytulić i nic więcej. Siedział, popijając uspokajającą herbatę i myślał, jak
pomóc Richiemu. Bo to, że nie został zgwałcony, nie oznaczało, że nie miał
jakiejś tam traumy. Mógł wyglądać na pewnego siebie, ale widział, jak chłopak
cały się trząsł, opowiadając o tamtym, jak mu tam… facecie. Do tego często po
paru godzinach człowiek zaczyna odczuwać skutki różnych wydarzeń. Dlatego
chciał być teraz przy nim. A bycie oznaczało pełen spokój. Wrzaskami jeszcze
nikt nie wygrał. Tym bardziej, że przyjaciel rozumiał, co zrobił. Naraził
siebie.
* * *
Leżał na
boku i płakał. Ledwie co się uspokoił po tym, jak Josh go zabrał, to teraz
wszystko wróciło. Wróciły obrazy, słowa. Niepewność i strach. Alex nie musi
krzyczeć na niego. Nie musi mu mówić, co zrobił. Sam doskonale to wiedział! Już
nie zbliży się do żadnego faceta. Poświęci się temu, co kocha. Reszta jego
marzeń, tych niedotyczących tańca, pozostanie zamknięta za wielkimi, stalowymi
drzwiami. Wyrzuci do nich kluczyk… Chciał oszukać samego siebie. Nigdy nie
zamknie swojego serca. Nawet jak będzie ono cierpieć, to przynajmniej wie, że
je ma.
Z pudełka
zostawionego przez Josha wyciągnął kilka chusteczek i oczyścił nos. Tej nocy
przekonał się, jak porządnym człowiekiem jest ich nauczyciel. Alex przynajmniej
trafił na dobrego mężczyznę. On na śmiecia. Pewnie nadal by wlókł się do domu,
gdyby nie pojawił się Josh Morrison. Do tego zajął się nim, jakby był kimś dla
niego bliskim.
Rozpłakał się. Sam nie wiedział czy z ulgi, czy ze strachu,
który go chyba opuszczał. Nawet nie wiedział, że tak bardzo się bał. Lekki szok
pozwolił mu zachowywać się w miarę normalnie, ale teraz już nie panował nad
sobą. Opadł na kolana, w największą kałużę. Deszcz chyba przestawał padać, ale
to było ostatnie, o czym myślał. Docierało do niego w pełni, do czego prawie
doprowadził. Ten skurwiel odebrałby mu wszystko jednym czynem. Kto wie, czy już tego nie zrobił, bo mimo wszystko
czuł się, jakby został zgwałcony.
– Ty jesteś Richie Taylor. Przyjaciel Alexa.
Słyszał mężczyznę, w którym rozpoznał swojego nowego
nauczyciela. Nie odpowiedział. Nie potrafił.
– Co się stało? Zresztą chodź, zawiozę cię do domu. Richie? Gdzie
mieszkasz? Dobrze. Nie musisz mówić. Zabiorę cię do domu. – Morrison chciał go
podnieść, ale odskoczył od niego, omal się nie przewracając i nie rozwalając
sobie nosa na chodniku. – W porządku. Nie będę cię dotykał. Proszę, chodź ze
mną.
Richie zobaczył,
jak pod nos podsuwana jest mu paczka chusteczek higienicznych. Natychmiast je
wyrwał nauczycielowi. Mimo że nie przestał ryczeć jak baba, cudem doprowadził
się do porządku. Spojrzał na zmartwioną twarz starszego mężczyzny. Stali pod
jedną z tutejszych latarni i ciemność niczego nie skrywała.
– Nie mogę teraz wrócić do domu – wydusił z siebie.
Powiedział ojcu, że dziś będzie nocował u Alexa. Nie było w tym nic
zaskakującego. Często tak robili. Poza tym nie mógł mu się pokazać w takim
stanie.
– Zabiorę cię do siebie, a potem zadzwonimy…
– Nie. Niech pan nigdzie nie dzwoni. Obiecuje pan? – błagał.
– Nie mogę ci nic obiecać. Zastanawiam się, co tu robisz w
takim stanie. I niestety moje myśli krążą wokół niemiłych rzeczy. W zamian, że
wezmę cię do siebie, chcę wiedzieć, co się wydarzyło. Nie wyglądasz, jakbyś wracał z udanej randki.
Zgodził się. Wolał to niż pozostanie na ulicy i ryzykowanie,
że tamten go odnajdzie, ale wątpił, aby go szukał.
W mieszkaniu Joshuy, a raczej w jego łazience, wypłukał usta
– przez chwilę mając ochotę je wyparzyć – pozbył się mokrych rzeczy i założył
szarą koszulkę mężczyzny. Przypomniało mu się, jak Alex wspominał coś o
koszulce i koktajlu. T–shirt był na niego o wiele za duży, sięgał do połowy ud.
Cóż, jego właściciel był nie tylko wysoki, ale i lepiej od niego zbudowany.
Zawinął się w koc i dopiero wtedy wyszedł z łazienki. Czekała na niego gorąca
herbata i mężczyzna siedzący na kanapie, czekający na odpowiedzi.
Zwinął się
do pozycji embrionalnej, wspominając wydarzenia sprzed godziny lub dwóch. Nawet
nie wiedział, ile czasu upłynęło. Złapał się na tym, że zaufał temu
człowiekowi. Do tego jego nauczyciel teraz wiedział o nim za dużo. Nie
przejmował się tym.
Porządny z
niego facet. Alex nie powinien pozwolić mu odejść, pomyślał. Przyjaciel
naprawdę miał szczęście, spotykając Josha. Tylko on miał pecha, trafiając na
gnojka.
Przytulił
się do poduszki. Zamknął opuchnięte oczy. Sen był dobrym lekiem, ale gdy tylko
przymykał powieki, widział Adalberta. Odganiał te obrazy, wizualizując w głowie
siebie ćwiczącego nową choreografię. Koniecznie jutro musiał iść do szkoły. Nie
mógł ominąć zajęć z choreografii. Do tego był zobowiązany odwiedzić panią
dyrektor i dowiedzieć się, dlaczego chciała go widzieć.
Zapadał
coraz głębiej w sen, kiedy niespodziewany dotyk rozbudził go. Zobaczył nad sobą
kształt postaci. Gwałtownie podskoczył, omal nie wrzeszcząc z przerażenia.
Prawie spadł z łóżka, odsuwając się na drugi kraj, byle znaleźć się jak
najdalej od tego kogoś. Minęła chwila, nim w wiszącym nad nim cieniu rozpoznał
Alexa. Chłopak coś do niego mówił, ale szum w głowie zagłuszał słowa.
Alex
przyznał sobie rację. Richie tylko na pierwszy rzut oka wyglądał, że daje sobie
z tym radę. Postanowił nie zbliżać się do niego, dać mu czas. Uklęknął na podłodze,
tuż przy łóżku, siadając na piętach.
– Pogadasz
ze mną czy będziesz udawał, że nic się nie stało? Reagujesz, jakbyś wszędzie
widział zagrożenie.
– Jest
środek nocy. W sumie nawet nie wiem, ile brakuje do rana, i ty chcesz teraz
rozmawiać? Jeszcze za mało się wydarłeś? – Richie przetarł oczy. Bolały go.
Przeszkadzało mu nawet światło z kinkietu. Położył się na boku.
– Wybacz,
że na ciebie krzyczałem. Zdenerwowałem się i uważam, że było na co. Przepraszam
za wszystko, Richie. Zrozum mnie. – Zacisnął dłoni w pięści. Na szczęście
chłopak tego nie widział.
– Nie ma
sprawy. Każdy popełnia błędy, powinieneś to zrozumieć – powiedział Taylor z rezygnacją. Wpatrywał się w ścianę, nawet
nie zwracając uwagi na jej kolor. Chciało mu się spać. Powieki mu się kleiły i
nie potrafił utrzymać ich podniesionych.
– Tak samo
jak każdy ma prawo szukać swojej połówki.
– Tylko
niech nie szuka tam, gdzie jej nie znajdzie, bo spotka takiego Adalberta.
Zresztą po co mi to? Ja już serce oddałem.
– Dlaczego
mojemu bratu? – Wpatrzył się w niego, nadal klęcząc na podłodze i podpierając
brodę na dłoniach ułożonych na pościeli.
– Skąd jak
mam to wiedzieć? Zresztą teraz to już nie ma znaczenia. Twój brat i tak mnie
nie zechce. Pewnie umawia się z jakąś śliczną laską. Ma szczęście, że jest
biseksualny. Może sobie wybrać, kogo chce.
– Ta.
Tylko czasami nie da się wybrać. Serce nie sługa. W każdym razie nie jest to
dla niego łatwe. – Widząc, że przyjaciel zasypia, zmienił temat: – Nie śpij.
Musimy wracać do domu. Nie możemy zostać u Josha. Chociaż jutro pewnie i tak
nie pójdziesz do szkoły, ale…
– Pójdę.
Muszę. Jak jutro nie pójdę, to nigdy nie
wyjdę z domu. Przecież nic takiego się nie stało, nie? Mogło być gorzej. –
Postara się, by incydent nie zaważył na jego relacjach z ludźmi. Nie może się
bać każdego dotyku, nowo poznanej osoby. To coś nie powinno zniszczyć mu życia.
Da radę.
– To
wstawaj. Twoje rzeczy jeszcze są mokre, ale może Josh pożyczy ci jakieś dresy.
– Tak, i
zatopię się w nie cały. Widziałeś, jak on jest zbudowany?
Żeby tylko
widział, to nie ciągnęłoby go tak do tego mężczyzny. Tak naprawdę tylko
rozsądek kazał Alexowi zabierać się stąd.
– Ubiorę
swoje. Tylko ty narzekasz na mokre ubrania. – Richie podniósł się i pozbył
koca. Wyobrażał sobie, że wygląda jak zombie. Nie przejmował się tym. Miał
obecnie poważniejsze problemy do pokonania w sobie, niż martwienie się o swój
wygląd. – Idę do łazienki, a ty możesz jeszcze pogadać z panem Morrisonem. Dam
ci radę co do niego. – Zawiesił wzrok na twarzy Alexa. – Takich jak twój Josh
ze świecą szukać.
– Nie jest
mój. – Podniósł się, stwierdzając, że nogi mu ścierpły.
– Hahaha.
– Zaśmiał się sztucznie, co przy jego obecnym wyglądzie było komiczne. –
Jeszcze nie jest. Nie pozwól mu odejść. Naprawdę jest spoko. Przynajmniej ty postaraj
się, by kogoś mieć. – Znów pojawiły mu się w oczach łzy. Zamrugał szybko
powiekami. – Idę się ubrać. – Wlokąc się do wyjścia, rzucił jeszcze do Alexa. –
I nie myśl, że ponownie jesteśmy wielkimi przyjaciółmi – zastrzegł i pchnął
drzwi.
Alex
Wilson tylko przewrócił oczami i uśmiechnął się pod nosem.
– Tak, nie
jesteśmy, złotko. Na pewno. Już ci wierzę, uparciuchu – powiedział do siebie,
zanim podążył do drugiego pokoju.
* * *
Kilkanaście
minut później pożegnali się z Joshem, dziękując mu za wszystko. Alex zrobił to
dość wylewnie. Tuż przy drzwiach odwrócił się do wakacyjnego kochanka i
zwyczajnie zrobił to, na co miał ochotę. Po prostu przytulił go. Sam z siebie
zarzucił ręce na jego szyję i przywarł do niego ciałem. Pocałował go przy tym w
policzek, szepcząc „dziękuję”. Czuł, że Josh automatycznie objął go w pasie,
minęła długa chwila, zanim się rozdzielili. Wilson długo o tym myślał, jadąc do
domu ze śpiącym na siedzeniu obok przyjacielem. Na jego twarzy pojawił się
szeroki uśmiech. Nie był obojętny Joshowi. Inaczej ten z pewnością nie
trzymałby go tak długo, nie przyciskał do siebie mocno i nie miałby tak
błyszczących oczu, kiedy go puszczał. Chętnie poznałby jego myśli z tamtej
chwili. Nie wszystko było stracone. Poza tym jeszcze muszą się spotkać poza
szkołą. Miał do oddania Joshowi bluzę i koszulkę, którą ten pożyczył Richiemu.
Jedną, nie dwie. Tę z wakacji już sobie zatrzyma.
Zaparkował
przed domem. W kuchni świeciło się światło. Czyli ktoś na niego czekał. O dziwo
nikt nie dobijał się na jego komórkę. Tylko jedna osoba mogła tak zrobić.
Pochylił się do przyjaciela, próbując go obudzić, lecz ten tylko pomruczał pod
nosem coś w stylu: „jeszcze pięć minut” i próby poszły na marne.
– Okej. –
Wysiadł z samochodu i obszedł go. Otworzył drzwi od strony przyjaciela. Odpiął
mu pas.
– A ten
co, uchlał się w trupa?
Alex
uderzył głową w dach samochodu, słysząc niespodziewanego gościa. Masując się po
czaszce, zerknął na brata.
– Mogłem
się domyślić, że to ty nie śpisz po nocach. Mama lub tata dzwoniliby do mnie co
pięć minut.
– Nie
wiedzą, że cię nie ma. – Johnny zbliżył się do brata. – Byłeś na seksach czy
jak? I czemu z nim?
– Jak ty
coś powiesz to śmiechu warte. – Westchnął Alex.
– No co?
– Jak
jesteś taki mądry, to bierz go na ręce i zanieś do mojego pokoju.
– Czemu
ja?! – warknął Johnny.
– Bo jest
cholernie ciężki, a ty go uniesiesz. Czy może jesteś za słaby, chłoptasiu?
– To
chuchro jest ciężkie?
Alex
przyglądał się, jak brat pochyla się i zakłada sobie ręce Richiego na szyję.
Nie widział wszystkiego, lecz po chwili Johnny z głośnym stęknięciem wyciągnął
chłopaka z auta. Richie znów coś pomruczał i przywarł nosem do szyi starszego z
braci.
– Ta
panienka musi się tak do mnie lepić?
–
Przymknij się i nie bój. On śpi, nie rzuci się na twoją cnotę – powiedział Alex
i zamknął auto. Wyminął brata i otworzył mu drzwi do domu. Chwilę później
Richie już leżał w jego łóżku, a on próbował ściągnąć mu bluzę.
– Jak
chcesz go gwałcić, to ja idę – rzekł Jonathan, ale nie ruszył się z miejsca. Ta
cała sytuacja była dla niego zabawna.
– Spadaj.
– Alex, rzuciwszy bluzę na krzesło, wypchnął brata za drzwi. Richie raczej nie
chciałby, aby Johnny widział go takiego. – Dzięki za pomoc, z resztą sobie
poradzę. – Wrócił do przyjaciela i podjął próbę zdjęcia mu spodni. Nie dość, że
te, wilgotne, przykleiły się do nóg Richiego, to jeszcze były tak wąskie, że
praca była dość mozolna. – Ja pierdolę, innych nie mogłeś założyć? – mruczał,
zdzierając materiał i gdy się go wreszcie pozbył, przykrył przyjaciela kołdrą.
Sam dopiero teraz poczuł, jak bardzo jest zmęczony. Rozebrał się szybko,
nastawił kilka alarmów w telefonie, który podłączył na noc do ładowania,
zostawiając z dala od swoich łap. Chętnie wyłączyłby budziki i pozwolił im spać
do południa. Niestety musieli rano wstać. Zgasił jeszcze światło i bez
skrępowania położył się przy Richiem. Wiele razy już tak spali. Wąskie łóżko
nie pozwoliło im spać z dala od siebie, ale i tak zostawił chłopakowi jak
najwięcej miejsca. Sen nadszedł szybko i tylko jak zza mgły poczuł, że ciepłe
ciało przytula się do niego. Kilka sekund później odpłynął do krainy Morfeusza.
Ja nie będę już więcej jęczeć ale ciągle dla mnie jest za krótkie:-)
OdpowiedzUsuńZnowu jestem zła :/ jakieś te rozdziały krótkie są ;.; co do całości... Nie wytrzymam dłużej! To jest genialne! Według mnie to opowiadanie zaczyna się najciekawiej z reszty twojej twórczości :) Nie wiem jak dotrwam do czwartku, ale to chyba mój problem ;.;
OdpowiedzUsuńAbsolutnie uwielbiam charakter Alexa.
OdpowiedzUsuńMam ochotę wepchnąć go w ramiona Josha już na zawsze...nie mogę się doczekać aż w końcu nasz nauczyciel nie będzie w stanie odpuścić sobie Alexa...
Luano nawet nie wiesz jak się cieszę, że masz 3 tomy tego opowiadania :D
Genialne. Nawet się nie wkurzyłam, że to nie Johnny był tym gościem w samochodzie. Rozdział świetny. Alex nie musiał tak na niego krzyczeć, obaj wiedzą, że zrobił źle, bardzo źle! No dobra, na miejscu Wilsona taż bym darła gębę, ale cholera! Richie, coś ty sobie myślał?! Nie rób nigdy więcej podobnych głupot! Ale masz już chyba nauczkę.
OdpowiedzUsuń"Co się stało, że znajduję cię w łóżku naszego nauczyciela? To ja tu powinienem być"- nie no, to było zajebiste. Jabłam śmichem jak to przeczytałam xD
No oczywiście, że Alex nie jest Joshowi obojętny. Gdyby zmusić ich do spędzenia nocy, w małym zamkniętym na cztery spusty pokoju, stworzyć odpowiedni nastrój... Skończyli by obściskując się w łóżku :DDDD
Ja, kurwa, jakoś tak nie wiem... ale Jonathan cholernie mnie wkurza! Na początku myślałam : "dobra, spoko, podokucza Richiemu, podenerwuje go, ale i tak w głębi serca go kocha, choć może na razie nie zdaje sobie z tego sprawy". Ale jak teraz myślę nad nimi, to wydaje mi się, że musi minąć co najmniej kilka stuleci, żeby ten tancerzyna od siedmiu boleści spojrzał na Taylora wzrokiem pełnym miłości, oddania i wierności. Niech stanie sie coś takiego gdzie nagle on zda sobie z tego sprawę. Fajnie by było gdyby doznał takiego małego szoczku : "Co? Że niby JA kocham tę panienkę? JA??!!" Byłoby śmiesznie xD
Ach, o ile łatwiej by było, gdyby Richie kochał Alexa, z wzajemnością :(
Weny Luano!
Alex bardzo chętnie skończyłby z Joshem w łóżku, nie tylko obściskując się. ;)
UsuńTak, o ile łatwiej by było, ale niestety Richie i Alex kochają się tylko jak bardzo związani ze sobą bracia. Mogłabym powiedzieć, że to tacy bracia dusz.
Piękny rozdział Luano!
OdpowiedzUsuńAlex trochę przesadził przy Richiem, ale może przydałaby mu się taka zmiana warty? Mały wstrząs? Dobrze tylko, że tym razem zważał na słowa. chociaż trochę by nie skrzywdzić bardziej przyjaciela. I zaopiekował się nim. Może to ociepli choć trochę ich złożone relacje.
Aj Josh czuje, że będą z tego jeszcze poważne kłopoty.
Między nimi aż iskrzy i tylko czeka kwestia napięcia seksualnego by wybuchnąć xp
I ten wredny brat Alexa! AJ jak ja go nie cierpię, a
ale przynajmniej mu pomógł. Całe szczęście, że Alex umie się odgryźć.
Najlepszego w Nowym Roku i jak zawsze czekam na więcej;&
p.s. Ile historia ma mieć rozdziałów?
Historia z pierwszego tomu ma mieć 42 rozdziały. :)
UsuńBoże to jest boskie, czekam na dalsze rozdziały i weny życzę
OdpowiedzUsuńhej szukam one shota w którym chłopak był zakochany w swoim najlepszym przyjaciele myślał że on tego nie odwzajemnia i coraz mniej z nim rozmawiał/spotykał się. Pewnego dnia przegrał zakład czy coś i musiał iść z kolegą na imprezę i udawać jego dziewczynę później ten jego kolega się opił i chciał go zgwałcić czy cos ale na szczęście pomógł mu ten przyjaciel w którym był zakochany później ze sobą rozmawiali ten się przyznał kim jest i że go kocha...Czytałaś może takiego one shota?? szukam go dosłownie wszędzie już od 2 tygodni ale z marnym skutkiem, a wiem że jak go nie znajdę to nie da mi to spokoju...
OdpowiedzUsuńNigdy czegoś takiego nie czytałam i nie wiem czyj to tekst, ani gdzie go znaleźć. :/ Ale może znajdzie się ktoś kto czytał i to zna.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńAlex nie potrzebnie krzyczał i to pożegnanie, choć myślałam, że powie, że zostawił tak kartkę, że czekał na telefon...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Okej, rozumiem, że Alex krzycząc na Richiego tak naprawdę był wściekły na tego gnoja z klubu. Dobrze, że Joshua powściągnął jego gniew i pomógł obu chłopakom. I tak! Przytulili się! Hura!
OdpowiedzUsuńGrr. Jonathan to jeszcze trochę dupek. Oby się zmienił...
Pozdrawiam cieplutko :3