EDIT: Tom się właśnie ukazał tutaj: KLIK
Po resztę informacji zapraszam na mój blog informacyjny. :)
Poprawił
jeszcze koszulkę, zanim tata wyciągnął rękę, żeby nacisnąć dzwonek. Richie nie
wiedział czego się spodziewać po przyjaciółce rodzica. Jedyne, czego się o niej
dowiedział, to że kobieta była osobą bardzo ciepłą, tolerancyjną i miała
dwudziestopięcioletniego syna, Seana. Więcej mu tata nie zdradził, mówiąc:
"sam zobaczysz". Rozejrzał się po niedużym ogrodzie, spostrzegając
starannie wypielęgnowane rabatki z przepięknymi kwiatami. Właściwie było tutaj
więcej kwiatów niż trawnika. Wprost przeciwnie niż u nich w obecnym domu. W
rodzinnym domostwie też znajdował się ogród pełen kwiatów i krzewów
sprowadzanych z różnych zakątków kraju, a nawet i świata, lecz wydawał się tak
samo zimny, jak jego mama, która w ogóle nie opiekowała się ogrodem, wynajmując
do tego ludzi. Zaaferowany własnymi myślami, prawie podskoczył na dźwięk
męskiego głosu z lekką chrypką. Wbił swoje jasne oczy w stojącego przy drzwiach
mężczyznę. Od razu zorientował się, że to musi być syn znajomej taty. Młody
mężczyzna ubrany w ciemny garnitur. Miał czarne, długie do szyi włosy,
zmrużone, ciemne oczy ukryte za wąskimi szkłami umieszczonymi w czarnych,
delikatnych oprawkach i uśmiechał się do nich przyjaźnie.
— Witam i
zapraszam do środka. — Odsunął się od drzwi. – Mama zaraz zejdzie, jeszcze się
stroi – powiedział, zamykając za nimi drzwi. Wyciągnął w stronę pana Taylora
dłoń. – Miło mi pana poznać. Mama wiele mi o panu opowiadała. Mam na imię Sean,
ale to pewnie pan już wie.
Po zachowaniu i
gestach Seana można było rozpoznać, że był dobrze wychowanym i spokojnym
mężczyzną. Richie zawsze uważał, że czasami to, jakie są dzieci, mówi wiele o
ich rodzicach. Nie chciał już wbijać sobie do głowy osądów w stosunku do
przyjaciółki taty, ale był pewny, że dobrze wychowała swojego syna.
– Cześć –
zwrócił się do niego Sean, również podając mu dłoń na przywitanie. – Ty na
pewno jesteś Richie.
– Hej, tak. –
Odwzajemnił uścisk, czując w swojej dłoni gładką, niespracowaną skórę i długie
palce Seana. – Widzę, że ktoś również i o mnie wspominał.
– Twój tata
bardzo dużo mi o tobie opowiadał.
Damski głos
przesycony ciepłem i wesołą nutą doleciał do ich uszu. Schodząca po schodach
kobieta, wbrew przewidywaniom Richiego, nie wyglądała na matkę
dwudziestopięcioletniego syna. Spodziewał się kogoś koło pięćdziesiątki,
podczas gdy ta dama nie mogła mieć
więcej niż czterdzieści lat. Kobieta miała długie, czarne włosy falami
spadające na jej ramiona – już wiedział, po kim Sean odziedziczył ten kolor –
wąskie usta pomalowane na blady róż uśmiechały się naturalnie, bez żadnej
sztuczności, która często towarzyszyła jego mamie. Skromna, elegancka,
granatowa sukienka rozkloszowana u dołu i czarny żakiet wyraziście podkreślały
jej kobiecą figurę. Nie była tak szczupła jak jego mama, ale dzięki temu
wyglądała bardzo kobieco, a nie jak wieszak na ubrania. Nie rozumiał, dlaczego
tak porównuje do siebie obie kobiety, ale nie umiał tego zagłuszyć. Bolało go
trochę to, że jego rodzicielka na pierwszy rzut oka wychodziła przy pani Carter
blado. Szczególnie, że faktycznie przyjaciółka taty emanowała ciepłem i
serdecznością.
Kobieta
podeszła do jego ojca, a mężczyzna pocałował ją w policzek, po czym sama
przedstawiła się Richiemu.
– Jestem
Marianne. – Jej szare oczy były pełne przyjaznego blasku. – Założę się, że
spodziewałeś się kogoś starszego, szczególnie jak zobaczyłeś mojego syna.
– Skąd pani
wie, że tak? – wyrwało mu się i z zakłopotaniem podrapał się po karku. –
Przepraszam.
– Za co? Taka
prawda, że miałeś prawo przypuszczać, że jestem stara i przygarbiona. –
Roześmiała się dźwięcznym głosem, spoglądając na swojego partnera, a później
ponownie na Richiego. – Urodziłam Seana, mając piętnaście lat. Uwierz mi, że w
tamtych czasach posiadanie dziecka w tym wieku i jako panna powodowało wiele
problemów, ale nigdy go nie nazwałam błędem młodości i głupoty, który wtedy
popełniłam. Kocham mojego syna i nie żałuję. I wiem dzięki temu, jak bardzo
twój tata kocha ciebie. Cieszę się, że w końcu mogę cię poznać. Martin,
rozgadałam się, prawda? – zwróciła się do swojego partnera.
– Troszkę,
kochanie.
Dziwnie było
Richiemu słyszeć to słowo nieskierowane do jego mamy, ale cieszył się, że tata
kogoś sobie znalazł.
– Sean, gdzie
jest Drake?
– Niedługo
powinien być, mamo. Dzwonił jakieś dziesięć minut temu, że już jedzie –
odpowiedział Sean.
Drake? Jaki
Drake?, przemknęło przez głowę Richiemu. Spojrzał na ojca. Czyżby tata
zapomniał mu powiedzieć, że Marianne Carter ma jeszcze jednego syna?
– Nie stójmy
tak w przedpokoju. Zapraszam do jadalni. – Kobieta wskazała ręką pomieszczenie
ukryte za rozsuwanymi, szerokimi drzwiami. – Jeszcze Richie pomyśli, że jestem
niegościnna.
– Na pewno tak
nie pomyślę, proszę pani – odparł i udał się za Seanem do wspomnianej jadalni.
Ta okazała się być połączona z kuchnią oddzieloną jedynie kuchenną wyspą, przy
której ustawione były wysokie krzesła podobne do tych w barach. Podekscytowanie
nie pozwoliło mu rozejrzeć się po holu, ale tutaj z zachwytem wchłaniał dobry
gust gospodyni. Ściany pokryte wrzosowym kolorem może i nadawały pomieszczeniu
nutę chłodu, ale rośliny umieszczone gdzie tylko się dało – począwszy od
wspinających się po ścianach bluszczy, poprzez coś, co kwitło na żółto i
czerwono, ocieplały jadalnię, nadawały jej charakteru i sprawiały, że czuł się,
jakby przebywał w oranżerii, co uwielbiał w dzieciństwie. Z tego już na sto
procent wywnioskował, że właścicielka jednopiętrowego domu była miłośniczką
kwiatów.
Jeszcze godzinę
temu obawiał się tego spotkania tak bardzo, że przysłoniło mu to myśli o tym,
kto jutro poprowadzi jego trening.
Tymczasem okazało się, że obawy były bezpodstawne. Przebywał tutaj od
kilku minut, a czuł się, jakby był u siebie, czyli swobodnie i dobrze. W
dodatku Sean i Marianne nie przytłaczali go swoją obecnością. Szczególnie Sean,
który niewiele mówił, pozwalając swojej matce przejąć pałeczkę zabawiania
gości.
– Dzieńdoberek
i przepraszam za spóźnienie.
W jadalni
pojawił się wysoki, szczupły mężczyzna o niesamowicie niebieskich oczach
odznaczających się dość mocno na jego pociągłej twarzy pokrytej zarostem.
Mężczyzna mający na sobie glany, w które dość niedbale wsadzone były nogawki
jasnych, wąskich dżinsów, i białą koszulkę z długim rękawem i wielkim napisem
„Aerosmith” podszedł do gospodyni i pocałował ją w policzek.
– Wybacz,
mamuś, ale nie mogłem się wyrwać wcześniej z pracy. Pięknie dzisiaj wyglądasz,
co nie znaczy, że innego dnia…
– Dobra, dobra
nie przymilaj mi się tutaj. – Marianne
poklepała przybysza po policzku. – I tak zmywasz po kolacji. Nie nabiorę się na
te twoje smutne oczka.
Richie
obserwował całą sytuację i zaczynał sobie obliczać w głowie, kiedy zaś ona
mogła urodzić tego faceta? Wszak ten wyglądał na nieco starszego od Seana, więc
jakim cudem… Nagle jego przemyślenia poszły do kosza, kiedy przybysz zbliżywszy
się do Seana, pocałował go prosto w usta, a młodszy z nich chętnie odpowiedział
na pocałunek, pożerając wzrokiem całującego go mężczyznę. Dopiero wtedy Richie
zrozumiał, że na pewno braćmi to oni nie są, a w głowie właściwe kawałki puzzli
zaczęły wskakiwać na swoje miejsce. Przyjaciółka taty na pewno nie będzie miała
nic przeciw niemu. Jej syn jest tak samo gejem jak on i ma partnera, którego
ona traktuje niczym własne dziecko. Tym razem tata wiedział, jaką partnerkę
sobie wybrać. Chwilę później dowiedział się, że partner Seana nazywa się Drake
Ashborn i jest związany uczuciowo z „tym sztywniakiem” – jak Drake nazwał
Seana, dostając za to kuksańca z łokcia pomiędzy żebra – od siedmiu lat, a od
trzech mieszkali razem.
Zasiadając do
stołu nakrytego białym obrusem i zastawionego porcelaną, zapytał swojego tatę:
– Dlaczego mi
nie powiedziałeś?
– Powiedziałem
przecież, że cię zaakceptuje, a reszty sam się dowiedziałeś.
Tak, dowiedział
się, ale to i tak wywarło na nim niewielki szok. Pozytywny szok, oczywiście,
szczególnie w chwilach, kiedy zerkał na nich obu wpatrzonych w siebie
rozkochanym wzrokiem. Też by tak chciał, a oni byli przykładem, że geje też
potrafią tworzyć związki oparte na miłości, bo ta wypływała z nich niczym lawa
z wulkanu.
– Richie, kiedy
Sean i Drake się poznali, to się nienawidzili. – zaczęła kobieta, nakładając na
talerz warzywa.
– Mamo.
– Co mamo? Co
mamo? – Puściła synowi oczko. – To piękna historia. Opowiem ci ją później, przy
herbacie. Chcę cię bliżej poznać – ponownie zwróciła się do Richiego, niemal
natychmiast proponując mu dokładkę pieczeni.
* * *
Odłożywszy
zeszyty i książki na swoje miejsce, Alex spakował plecak na jutrzejszy dzień.
Przejrzał jeszcze wszystko, czy na pewno o niczym nie zapomniał. Większość
książek miał w szkolnej szafce – uczniowie zawsze dostawali po dwa komplety
podręczników. Jedne zostawały w szkole, a drugie mieli w domu, dzięki czemu nie
musieli dźwigać takich ciężarów – ale zeszytów nie dało się tam zostawiać, bo kto
by odrobił za niego lekcje? Chyba że jakiś szkolny duch, o ile taki po nocach
tam grasował. Zamknął plecak. Dopiwszy zimną już herbatę i zabrawszy z łóżka
spodenki do spania, udał się pod prysznic. Chciał się dzisiaj wcześnie położyć
i poczytać w ciszy, co ostatnio bardzo zaniedbał. Zawsze weekendy poświęcał na
czytanie, lecz teraz te przeznaczał na „korepetycje” i nie zawsze dało się w
ich czasie poczytać, na co nie narzekał, bo z Joshem było mu cudownie.
Przyłapywał się, że za często o nim myśli. Robił to wręcz nieustannie, o ile
nie był czymś zajęty, a czasem nawet wtedy jego myśli krążyły wokół osoby
anglisty. To też nie pomagało mu w nauce, lecz na szczęście nadal miał
znakomite oceny.
Po szybkim
prysznicu, zawinąwszy ręcznik wokół bioder, drugim wytarł włosy, robiąc z nich
istną burzę. Ogolił się, oglądając po tym zabiegu dokładnie swoją twarz i
wypatrując na brodzie pryszcza. Richie i Johnny jakoś nigdy nie mieli z tym
problemów, on też nie mógł narzekać, bo w przeciwieństwie do innych nie miał
twarzy pokrytej tym paskudztwem, tylko czasami rosły mu te małe wulkaniki. Nakleił na niego odpowiedni
plaster i zaczesawszy włosy, ubrał się i wyszedł z łazienki.
– Już myślałem,
że tam zamieszkałeś – powiedział zirytowany Jonathan. – Pielęgnujesz się dłużej
niż baba lub ta twoja psiapsiółeczka.
– Przestań, bo
co do Richiego to powtarzasz się jak zdarta płyta. Daj mu już spokój. A do
łazienki mogłeś iść na dół. – Alex założył ręce na piersi.
– Nie mogę dać
mu spokoju, bo sam wpadłeś na słodki pomysł, który poparła pani dyrektor, bym
trenował tego blond-złotego chłopaczka. – Wyszczerzył się starszy z braci. –
Czekałem na ciebie. Mam pytanko.
– Czego chcesz?
– Westchnął. Jeśli jeszcze chwilę dłużej postoi w tym korytarzu, to zaraz
kopnie Johnny’ego. Chciał iść do łóżka z książką. Gdyby był przy nim Josh,
poszedłby z nim, a tak to ma swoją wielką miłość w pokoju, czyli Shekspira lub
któregoś ze współczesnych autorów, tylko niestety odgradza ich pewna dwunożna
przeszkoda.
– O której…
Ekhem, Richie ma te treningi?
Brwi Alexa
podjechały do góry.
– Powiedziałeś
„Richie”, co za zmiana. Nie spytałeś go?
– Jakoś tak
powiadomiłem go tylko, że będzie dla niego zaszczytem to, że go czegoś nauczę,
ale o nic go nie pytałem. W każdym razie szkoda, że nie widziałeś miny blondasa,
jak poinformowałem go, że zostaję trenerem. Od dawna nie byłem tak
usatysfakcjonowany.
– Bądź
grzeczny.
– Zawsze jestem
grzeczny i delikatny. O. – Johnny przywołał na twarz niewinną minę.
– Taa. Jesteś
jak korona cierniowa. Niby ma ozdabiać, a rani swoimi kolcami. Zazwyczaj
treningi ma na drugiej i trzeciej lekcji, czasami na czwartej, ale co i kiedy
sam się dowiedz. Ja idę czytać. – Wyminął brata, zamykając mu drzwi przed nosem
w chwili, kiedy ten chciał za nim wejść do pokoju. Nie. Ma. Mowy. Teraz ma czas
na czytanie lub spanie i nieważne, że dopiero była dwudziesta pierwsza.
Ledwie położył
się do łóżka z zamiarem napisania esemesa do Josha, jego komórka zaczęła
dzwonić. No tak, Richie miał mu zdać relację z wizyty u nowej mamusi. Jęknął,
coś czując, że z romansu z książką nici. Odebrał połączenie, układając głowę na
poduszce.
— Co tam,
złotko?
* * *
Richie, jeszcze
w ubraniu, w którym był w gościach, padł w poprzek łóżka. Skupiając wzrok na
suficie, niemal wydarł się do głośnika ukrytego w telefonie:
— Ona ma syna
geja!
— Kto? Ta
kobieta? I ciszej, nie jestem głuchy.
– Tak, ona.
Wyobrażasz sobie, jakie było moje zdziwienie, gdy ich poznałem?
– Dlaczego,
przecież już widziałeś niejednego geja, nawet ja nim jestem – próbował żartować
Aleks.
– Zabawne.
Przecież doskonale wiesz, o co mi chodzi, nie tego się spodziewałem. – Położył
się na brzuchu. – Ten Sean i Drake są normalnie zajebiści. Gdybyś widział, jak
oni na siebie patrzą. Od razu widać, że bardzo się kochają i są sobie oddani. –
Ponownie położył się na plecach, jakby
nie potrafiąc znaleźć dla siebie dogodnej pozycji. – Chciałbym tak.
Takiej miłości, tego, żeby ktoś tak na mnie patrzył jak Drake na Seana. Tak,
wiem, znasz tę śpiewkę na pamięć. Może i mam marzenia nastoletnich panienek, ale
co ja na to poradzę, że taki po prostu jestem. Ale wracając do Seana i Drake'a,
to ten drugi jest fotografem z jakiejś agencji reklamowej, z tego co
zrozumiałem, i chyba dorabia na budowie czy coś, czyli w pierwszej pracy nie za
dużo mu płacą – wypluwał z siebie słowa w tempie karabinu maszynowego. – Poza
tym ma dwadzieścia siedem lat i jest boski. Natomiast Sean studiuje prawo,
chyba cywilne, a może karne, nie pamiętam, właściwie już je powinien skończyć,
ale coś tam było nie tak, że robi ostatni rok. Wybacz, że ci tak ględzę, ale
jestem jakiś podekscytowany, bo wiesz dlaczego? – Usiadłszy, przesunął się na
łóżku tak, żeby opierać się o ścianę. Nogi zgiął w kolanach. Przełożył telefon
do drugiego ucha i zaczął na nowo paplać: – Ich miłość powstała z nienawiści.
Rozumiesz? Mama Seana opowiedziała mi o nich. Obaj poznali się, kiedy Drake
omal nie potrącił Seana motorem i już podczas pierwszej rozmowy pożarli się i
wyzywali od idiotów, zabójców, szaleńców i wściekłych psów. Nie pytaj, czemu to
ostatnie, bo nie wiem. Potem przypadkiem spotkali się parę razy, jakby los sam
ich do siebie kierował. Drake nie znosił Seana, uważając go za gówniarza,
sztywniaka, ważniaka i anorektyka, podobno Sean wtedy miał tylko skórę i kości,
oraz palanta, któremu na niczym nie zależy. Sean nie był mu dłużny. Aż w końcu
pewnego pięknego dnia znaleźli się na tym samym weselu i po pijaku wylądowali w
łóżku. Wyobrażam sobie ich miny, jak się rano obudzili, tym bardziej, że Drake
rozdziewiczył Seana. Tak sądzę z ich min, bo Sean miał wtedy jakieś
siedemnaście lat i oskarżył Drake’a o gwałt, no w każdym razie nazwał go
gwałcicielem i było jeszcze gorzej. Prawie rok czasu się nienawidzili, ale
spotykali się po to, żeby się kłócić, a przecież mogli zerwać kontakt. Aż w
końcu gdzieś po roku Sean potrzebował pomocy, kiedy jego mama zachorowała i nie
wiedział co robić. Drake mu pomógł, był przy nim i w końcu zaczęli normalnie ze
sobą rozmawiać. Bez wrzasków, ranienia się. Mama Seana żartuje, że to była
miłość od pierwszego wejrzenia, tylko musieli do niej dojrzeć. Są parą od
siedmiu lat. Naprawdę fajnie widzieć ich razem, to jest coś niezwykłego i
rzadko spotyka się takie pary nawet hetero. A wiesz, co to znaczy? Ja może też
mam szansę z Johnnym. Tak, wiem, marzenia ściętej głowy, ale warto mieć
nadzieję, prawda? – Richie, zaniepokojony przedłużającą się ciszą w głośniku,
przerwał swój monolog. – Słuchasz mnie? – odpowiedź dostał od razu w postaci
chrapania. – Ej, śpisz? Alex, ej no, jak mogłeś zasnąć? Jutro zaś ci będę
musiał to wszystko od nowa opowiadać. Jak możesz spać? – On nie zaśnie chyba do
rana. Sam nie wiedział, co go tak nakręciło, ale patrzenie na tych dwóch
mężczyzn faktycznie dało mu takiego kopa i nadzieję, że sam się sobie dziwił i
nie myślał o niczym innym.
Dlatego gdy
rano ponownie rozpoczął nowy dzień i lekcje, nie myślał o Johnnym, dopóki nie
poszedł na kolejny trening, a pierwszy, jaki miał z bratem przyjaciela.
Postanowił, że chłopak nie zepsuje mu dobrego humoru. Czuł wzrok Jonathana na
sobie, kiedy zdejmował buty i poszedł do szatni założyć strój do ćwiczeń.
Zostawiając tam swoje rzeczy, wziął tylko półlitrową butelkę wody i ręcznik,
żeby obetrzeć twarz z potu, który niechybnie się pojawi. Starał się ignorować
szybko bijące serce. To waliło w pierś z podekscytowania, że spędzi dwie
godziny z Johnnym, ale i ze strachu. Joyce odwołała dzisiejsze spotkanie, więc
zostali sami. Wziął kilka głębokich oddechów. Poprawił spadającą z ramienia
koszulkę i wyszedłszy z szatni, z całej siły zapobiegł pojawieniu się Richiego
nieśmiałka i strachliwej cipy. Pierwszy zabrał głos:
– To, panie
trenerze, od czego zaczynamy? – Te słowa kosztowały go więcej nerwów niż testy
z matematyki, ale był z siebie dumny.
– Przede
wszystkim od rozgrzewki, jakbyś nie wiedział, młody. A może twoja blond główka
nie potrafi sama myśleć? Zamiast zadawać pytania, rób to, co zazwyczaj i zaraz
przechodzimy dalej.
– Moja głowa
potrafi sama myśleć, ale to ty tu jesteś trenerem. – Odstawił na okno wodę, a
ręcznik rzucił na stojące pod ścianą krzesło.
– Okazuje się,
że potrafisz wypowiedzieć więcej niż dwa słowa, brawo. – Włączył muzykę. To, co
wybrał Richie, nawet mu się podobało, więc nic
nie będzie zmieniał. – Do pracy. – Sam zrobił swoją rozgrzewkę zaraz po
przyjściu na salę i teraz tylko stał, patrząc na chłopaka.
Richie starał
się wyobrazić sobie, że jest sam w pomieszczeniu, ale to było bardzo trudne,
kiedy czuł palący i oceniający wzrok Jonathana na sobie. Rozgrzał wszystkie
mięśnie tak, jak robił to do tej pory, dziękując wszystkim bogom, że Johnny się
nie odzywał. Po zakończeniu rozgrzewki chłopak kazał mu pokazać, co potrafi,
więc zaczął od najprostszych układów, kończąc na tych trudniejszych,
wymagających nieraz akrobatycznych umiejętności. Chciał dać z siebie wszystko i
pokazać, że jest w czymś dobry. Widział w lustrze nic niewyrażającą, obojętną
minę trenera, a kiedy ten podszedł i wyłączył muzykę, naprawdę bał się jego
oceny. Nie przejmowałby się tak, gdyby Johnny był kimś obojętnym, ale nie był i
nigdy nie będzie.
– Ja tak na
ciebie działam, że jesteś spięty, czy cały czas tak tańczysz? – zapytał starszy
chłopak. – Chcesz sobie coś uszkodzić? Rozluźnij mięśnie, a wtedy każdy obrót
przyjdzie ci z łatwością, bo to, co teraz pokazałeś, było tylko marną podróbką
tańca. Ty to w ogóle nazwałeś tańcem czy dziecinną zabawą? Jeżeli to drugie, to
lepiej znajdź sobie inne zajęcie, bo tym czymś mogłeś chwalić się w
przedszkolu, blondi. Profesjonalny taniec wymaga o wiele, wiele więcej, a to
było gówniane coś. Nawet nazwy dla tego nie mam.
Richie sapnął.
Wiedział, że tak będzie. Nie będzie chwalenia, tylko totalna krytyka jego
każdego ruchu. Niby to jest dobre, ale po co go od razu dobijać? Sam wiedział,
że dzisiaj nie wyszło mu to najlepiej. Spiął się, kiedy Johnny podszedł do
niego, odwrócił go przodem do lustra i stanął za nim. Położył ręce na jego
ramionach blisko szyi.
– Spójrz przed
siebie i rozluźnij się. – Zjechał dłońmi w dół rąk Richiego. – Nie spinaj się,
tylko rozluźnij. Daj odpocząć mięśniom. – Miał wrażenie, że chłopak sobie zaraz
porozrywa wszystkie mięśnie, a nie zrobi tego, o co go prosił. Przecież widział
jego taniec i wtedy szło mu nieźle. Dzisiaj też nie najgorzej, ale nie byłby
sobą, gdyby zaraz miał chwalić tę panienkę. Miał pewność, że Richiego stać na
więcej.
Jak miał się
nie spinać, kiedy ten chłopak stał za jego plecami, dotykał go? Chciał się od
niego odsunąć, ale nogi wrosły mu w ziemię i nie potrafił się ruszyć. Tak
działała jedna połowa, a ta druga chciała się oprzeć o Jonathana i już tak
zostać. To właśnie dzięki niej nie uciekł. Zamknął na moment oczy, żeby się
uspokoić. Johnny jeszcze nieraz będzie go dotykał, aby pokazać mu odpowiednią
figurę, i nie może się przy nim tak zachowywać. Tym bardziej, że chłopak był
tutaj po to, żeby mu pomóc, więc musiał wziąć się w garść. Postarał się zrobić
to, o co był proszony, i już chwilę później usłyszał ciche:
– Doskonale.
Pokażę ci, jakie błędy wykonujesz, a ty to naprawisz. – Johnny odsunął się, ale
tylko na chwilę. Włączył muzykę od
początku i znów powrócił do chłopaka, ale stając obok niego. – Patrz w lustro,
nie gap się na mnie.
– Nie gapię
się.
– Zobacz, co
dzisiaj zrobiłeś. – Johnny wykonał prosty układ, starając się zrobić te same
błędy, jakie dostrzegł u Richiego. – Kiedy wychodzisz nogą naprzód, chcąc
zrobić obrót i opaść na ziemię, twoja druga noga… – mówił, pokazując po kolei,
jakby klatka po klatce, to co, opowiadał. Kiedy skończył, pokazał prawidłowe
ruchy i wykonał je z łatwością. – Teraz twoja kolej. Pamiętaj, co ci mówiłem.
Starając się
wyłapać wszystkie wskazówki, naprawdę chciał nie popełnić błędów, ale mu się to
nie udało. Johnny kazał powtarzać te ruchy nieustannie, dopóki nie zrobi tego
dobrze. Psioczył na niego za każdym razem, jak coś mu poszło nie tak. Po
godzinie, zmęczony i sfrustrowany, usiadł na podłodze, słuchając kolejnej
reprymendy.
– Ty chcesz
wykonać zaawansowane układy na ten głupi konkurs, a tego bezbłędnie nie
wykonasz?
– Może to twoja
wina – odparował znienacka, starając się złapać oddech.
– A czemuż to
moja wina? – Johnny zaplótł ręce na piersi, ciekawy co też ma do powiedzenia
ten chłopaczek. – Może to ty jesteś kolejnym beztalenciem chcącym spełnić swoje
nierealne marzenia?
– A może to ty
potrafisz tak dowalać ludziom, że nie chcąc popełnić błędów, z nerwów robią
kolejne? – Johnny zaczął go denerwować. Podniósł się, nie chcąc patrzeć na
niego z dołu. – To ty od początku mówisz, że to źle, tamto źle, siamto.
– Nie mam za co
cię chwalić.
– Wiele by cię
to kosztowało. Bo ty musisz być pan zły.
Johhny
zmarszczył czoło. No patrzcie państwo, ta panienka ma charakterek, pomyślał.
– To ty tak
naprawdę nic nie umiesz, więc nie zrzucaj winy na mnie, bo nie będę chwalił
czegoś, co jest złe. Jesteś na etapie przedszkola, biorąc pod uwagę to, jaki
poziom reprezentują na The Best for Academy i w ogóle w Akademii Ivy. Zrobię z
ciebie tancerza, więc jak tego chcesz, to nie płacz mi tu, że cię krytykuję.
Będziesz trenował, po milion razy wykonując ten sam układ, i płakał z tego
powodu, ale dopiero jak dwumilionowy raz zrobisz to dobrze, to może cię
pochwalę. Chcesz osiągnąć poziom mistrzów? – Nie czekając na odpowiedź dodał: –
To rusz dupę, młody!
To juz? :o
OdpowiedzUsuńCo już? :)
UsuńChciałam być cierpliwa i czekać grzecznie na czwartek i niedziele...ale tak się nie da..chcę juz ebooka ;D
OdpowiedzUsuńsuper rozdział, oj będzie się działo :)
OdpowiedzUsuńBędzie. :)
UsuńTrochę krótkie te rozdziały... Umieram z niedosytu... :(
OdpowiedzUsuńOprócz tego jak zawsze super! Fajnie, że Richie pokazał pazurki. Mam nadzieję, że Johnny w końcu zapragnie, żeby tamten traktował go jako kogoś więcej niż tylko znienawidzonego trenera i będzie go lepiej traktował... ;) Pozdrawiam i życzę powodzenia.
Rozdziały są mniej więcej takiej samej długości. Ale podobno jak dobrze się czyta to nawet 20 stron jest mało. :)
UsuńMało mi. A rozdział super. Tylko że krótki. To boli.
OdpowiedzUsuńKrótko i na temat :)
Jest takiej samej długości jak inne. Mogę się niewiele różnić. Ale jak pisałam wyżej, to i 20 mało jeśli coś dobrze się czyta.:)
UsuńOstatnie słowa Johnny'ego biorę bardzo do siebie. Może nie w kwestii tańca (akurat grupę rozwiązujemy w tym tygodniu...), ale jeśli chodzi o pisanie to jak najbardziej. W sumie niechcący dałaś mi tym kopa, droga Luano. Muszę ci za to podziękować. Dziękuję. Zaraz sobie skopiuję ten fragment albo zrobię screena i ustawię na tapetę xD
OdpowiedzUsuńDobranoc i dziękuję!
Miło mi, a szczególnie Jonathanowi. Kopniaki czasami działają. :)
Usuńchloera podpisuję sie pod ostatnim, muszę ruszyc dupę:-)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę na to że w tym tygodniu ukarze sie pierwszy tom.:-)
Jeśli dobrze pójdzie to może już dzisiaj. Tylko chodzi o przeczytanie ostatnich 7 rozdziałów i dokonanie poprawek. :)
UsuńBędzie może dokładniej opisania historia poznania się Drake'a i Seana?
OdpowiedzUsuńBędzie opisana, ale w taki sposób, że Richie w skrócie opowie ich historię Alexowi. :)
UsuńZaczyna się robić napradę ostro.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co z tego wyniknie. Jonny i Richie balansują między sobą. W ogóle bardzo mi się podobała historia Drek'a i Seana. Mogłabyś napisać o nich całkiem fajną i oddzielną historię. To taki luźny pomysł, ale może przypadnie Ci do gustu. Pomyśl o tym.
Po za tym podoba mi się pomysł treningu. Czuje, że Jonny będzie miał ciężko, ale może jakoś da radę? pozostaje czekać na ciąg dalszy i pozdrowić.
Wybacz że słaby komentarz dzisiaj ale ledwo żyje. Daje znać że czytałam i tradycyjnie czekam na ciąg dalszy.
Nie mogę napisać o Drake i Seanie osobnej historii, bo oni też są bohaterami tego opowiadania. Może nie będą się pojawiać bardzo często, ale ich wątki także są tutaj zamieszczone. :)
UsuńA komentarz nie jest słaby. :)
Czuję niedosyt... Brakuje mi Alexa i Josha :(
OdpowiedzUsuńTo jest takie opowiadanie, że kiedy jedne wątki wychodzą na przód inne muszę na trochę odejść ustępując im pola. :)
UsuńRozdział boski, oj będzie się działo oj będzie.
OdpowiedzUsuńTeraz tylko czekać na kolejny tom.
Pozdrowienia i weny życzę
nie wytrzymałam! kupiłam! mam nadzieję, że wiesz, iż jesteś prawdopodobną przyczyną mojej nieuchronnej klęski sesyjnej! ;)
OdpowiedzUsuńpo sesji zapraszam na MUSCLING THROUGH ;)
Hahaha. Teraz już wiem. Ale mam nadzieję, że żadnej klęski sesyjnej nie będzie. :D
UsuńCzekam. :D
Hej,
OdpowiedzUsuńnajpierw pomyślałam, że Richie skieruje swoje uczucia na Seana, ale później kiedy wspomniano o Dreaku to pomyślalam, że jest partnerem Srana i nie pomyliłam się... wrażenie super...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
"Bo ty musisz być pan zły" no nie mogę, Jonathan kropka w kropkę ;D. Wszystko ładnie pięknie ujęte, rozdział super jak zawsze! I faktycznie, czyta się tak dobrze, że wydaje się mega krótki :>.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :3