Niedługo również tam, ukażą się informacje, które dotyczyć będą "W sidłach miłości". :)
Zwlekając się z
łóżka, Alex potrząsnął ramieniem przyjaciela. Chłopak spał na brzuchu, z jedną
ręką wiszącą nad podłogą, z twarzą przyciśniętą do poduszki. Za nic w świecie
nie reagował na budzik w telefonie. Ten wył jak oszalały i umarłego by zbudził.
– Ty to kurna
masz twardy sen albo głuchy jesteś. – Poczłapał do telefonu, drapiąc się po
pośladku i przeciągając. Nie wyłączał alarmu. Ten zazwyczaj sam dzwonił przez
jakieś dwie minuty. Potem następowała przerwa, by znów się odezwał. Z
szatańskim uśmiechem zabrał komórkę z biurka i przystawił blisko twarzy
Richiego. Chłopak poruszył się. Wyciągnął rękę i zaczął nią szukać źródła
dźwięku.
– O nie,
złotko, nie wyłączysz tego. Wstawaj.
– Nie chce mi
się – wymruczał niewyraźnie. Otworzył jedno oko. Drugie, wraz z połową twarzy,
zasłonięte było poduszką. – Ale muszę. Wyłącz to cholerstwo. Dzięki. –
Przewrócił się na plecy. Prawy policzek był bardziej czerwony, a wzory na nim
odciśnięte tworzyły różnej wielkości bruzdy. Oczy miał popuchnięte, ale już na
szczęście nie przypominały tych po długim płaczu. Richie, przypomniawszy sobie
wydarzenia z poprzedniego wieczoru, a szczególnie nocy, uniósł się na łokciach
i poprosił: – Nie mów nic reszcie o tym, co się stało. Dobrze?
– Nawet nie
miałem takiego zamiaru.
– Dziękuję.
Spaliłbym się ze wstydu, a Joyce przyłożyłaby mi za głupotę. – Spojrzał
oskarżycielsko na Alexa, kiedy komórka w ręce przyjaciela ponownie zaczęła wyć.
– No nie patrz tak. Na wszelki wypadek
nastawiłem kilka takich.
– O matulu. –
Ponownie opadł na poduszkę. Łeb wściekle go bolał, a Alex jeszcze częstuje go
drażniącymi dźwiękami chcącymi rozwalić mu głowę. Ból nie był bynajmniej winą
alkoholu. Ten wyparowywał z niego szybko, co okazało się użyteczne, bo nie
pozostawił po sobie śladów. Zwyczajnie bolała go głowa, bo się nie wyspał i pół
nocy przepłakał.
– Jest po
szóstej. Ruszaj dupę. Jeszcze musisz wpaść do domu po rzeczy.
– Pożycz mi
jakieś swoje, co? I musze się wykąpać. Śmierdzę.
– Śmierdzisz. –
Pocieszył go Alex. Roześmiał się i uciekł na środek pokoju, zanim Richie zdążył
go pacnąć. A ciosy to on miał silne. – Znajdę ci jakieś dresy, twoje ubrania
nadają się tylko do prania. Potem zjemy śniadanie i pójdziemy do ciebie. Moje
zwykłe spodnie by ci z dupy zjechały.
– Nie jestem
chudy. Szczupły, ale nie szkielet. Mam mięśnie.
– I wąskie
biodra w porównaniu ze mną. Chociaż smukłego ciała niejeden by ci pozazdrościł.
Twoje ubrania… O czym my gadamy?
Richie wzruszył
ramionami.
– Nie wiem, ale
musimy przestać zachowywać się jak baby. – Wygramoliwszy się z łóżka, usiadł na
jego kraju. Starał się nie myśleć o tym, że prawie został zgwałcony. Przejście
do porządku z tym wszystkim było najlepszym wyjściem. Miał szczęście, mając
takiego przyjaciela. To dzięki niemu, jego obecności, jest w stanie się
podnieść.
Alex przyglądał
się Richiemu. Chciał zrobić wszystko, żeby chłopak nie myślał o tym, co
niepotrzebne. Upłynie jeszcze wiele czasu, zanim Richie zapomni.
Przypuszczalnie może być tak, że nigdy nie zapomni. Są sytuacje, które w
człowieku pozostają na zawsze. Postanowił nie pozwolić mu na rozmyślania, ale
zawsze będzie gotów, żeby z nim pogadać, jeśli ten zechce.
– Kąpiel,
pacanie. Ja pójdę do łazienki na dole. – Wyjął jeszcze z szuflady komplet
dresów i podał mu. – Nie twój styl ubierania, ale chwilę wytrzymasz. Zabieraj
dupę z łóżka, muszę je posłać.
– To ono
kiedykolwiek jest posłane? Twój przyszły mąż będzie miał przechlapane. Zamiast
gnuśnieć w łóżku przez cały dzień razem z nim, ty go z niego wyrzucisz. –
Zamiast wstać, chciał ponownie się położyć. Od dawna nie czuł się tak ze
wszystkiego wypompowany. Nie miał siły, by siedzieć, a jemu każą chodzić.
– Przez cały
dzień to ja w łóżku z mężem będę robił inne rzeczy. – Puścił Richiemu oczko.
Złapał go za rękę i pociągnął w górę. – Kąpiel.
– Tak, mamusiu
– jęknął Taylor, drepcząc w stronę drzwi.
Pozostający w
pokoju chłopak tylko pokręcił głową, nic nie mówiąc. Posłał łóżko, czyli
poprawił pościel i zarzucił na nią koc. Wybrawszy jakieś ubrania na dzisiaj,
udał się do drugiej łazienki.
* * *
Piętnaście
minut później umyty i ubrany Alex wkroczył do kuchni. Mina mu zrzedła na widok
brata siedzącego przy stole, zajadającego kanapki i czytającego gazetę. Johnny
zazwyczaj spał do południa. Rzadko mu się zdarzało witać wstający dzień tuż
przed siódmą. Niech no tylko coś dowali Richiemu, to pożałuje. Mama zalewała
kawę wrzącą wodą, rozsiewając jej atomat po całym pomieszczeniu, z kolei tata
jak zwykle buszował w swoim laptopie. Rodzinka w komplecie.
– Co za magia
zmusiła cię do podniesienia zadka o nieludzkiej porze? – Nachylił się do ucha
Johnnyego.
Brat tylko
uśmiechnął się szeroko, pokazując nieskazitelnie białe i cholernie wkurzająco
równe zęby. Efekt noszenia aparatu ortodontycznego. On sam nigdy nie zgodził
się na to żelastwo w ustach, ale też nie narzekał. Co prawda prawy kieł mógłby
bardziej przylegać… O czym on do cholery myśli?!
– Podobno
Richie jest u nas. – Mama ubrana w klasyczny, beżowy kostium podkreślający jej
sylwetkę, o żakiecie z długim rękawem, dopasowanym do figury, pionowymi
cięciami i prostą spódnicą do kolan, postawiła przed mężem kubek z kawą.
– Tak. Zaraz
zejdzie.
– Poradzicie
sobie? Ja tylko skończę herbatę i muszę jechać. Mam dzisiaj ważne spotkanie.
Mam nadzieję, że uda mi się sprzedać to mieszkanie, o którym wam wspominałam.
Klient umówił się ze mną na ósmą. – Rzuciła okiem na zegarek ze złotą
bransoletką. Nosiła go na lewym nadgarstku, często chwaląc się prezentem od
męża i kolczykami do kompletu. Dopiła herbatę. Piła wyłącznie owocową. – Będę
uciekać. – Przejrzawszy się w szybie od szafki, poprawiła koka i spięła
niesforny włos wsuwką. – Alex, zrób Richiemu jakieś kanapki, jakby Johnny zżarł
wszystkie. Ja będę koło piętnastej. Buziaczki chłopcy – powiedziała, całując
przy tym męża w skroń.
– Tak, papa,
kochanie – pomruczał ojciec rodziny i zmarszczył brwi. Po chwili się rozluźnił.
Garrett Wilson pracował w biurze architektonicznym. Przesiadywanie nad
projektami zajmowało mu coraz więcej czasu. Nieważne czy robił to w biurze, czy
w domu. Dzięki temu utrzymywał rodzinę na dość wysokim poziomie społecznym.
Szkoda, że kosztem czasu, który mógł jej poświęcić.
– A, jeszcze
jedno. – Amber Wilson przystanęła przy drzwiach z uniesionym do góry palcem. –
W niedzielę będziemy gościć wuja Jacka. Przyjedzie z dziećmi. Od czasu śmierci
żony z trudem dał mi się namówić na wyjście z domu. Liczę, że będziecie
zachowywać się rozsądnie. – Odwróciła się do wyjścia, omal nie wpadając na
przyjaciela syna. – O, witaj Richie.
– Dzień dobry
pani.
– Coś mi
niewyraźnie wyglądasz. Nie jesteś chory? – Wyciągnęła rękę, chcąc dotknąć czoła
przyjaciela syna, ale chłopak się cofnął.
– Nic mi nie
jest. Jestem tylko zmęczony. – Sam zaskoczył się tym, że zrobił unik przed jej
dotykiem. Od dawna traktował ją jak zastępczą matkę. Żałował, że jego taka nie
jest .
– To siadaj.
Alex da ci śniadanie, a ja lecę do pracy.
Alex uwielbiał
swoją mamę, lecz czasami bardzo go irytowała. Zanim wyszła, musiała z milion
razy powiedzieć, że wychodzi. I co najlepsze, nie robiła tego, tylko dalej
stała i ciągnęła rozmowę. Odsunął krzesło przyjacielowi. Ten usiadł, nie
patrząc w stronę Johnny’ego. Brat jak na złość odłożył gazetę, zaś na ustach
pojawił mu się ten durny, złośliwy uśmieszek.
– Jak tam
wczorajsza impreza? – zapytał Jonathan. – Wyglądałeś na nieźle skonanego. Aż
musiałem wnosić cię na rękach i kłaść do łóżka brata.
Richie poderwał
głowę do góry, patrząc na Johnny’ego szeroko otwartymi oczami. Natomiast
najmłodszy z Wilsonów obrzucił spojrzeniem każdego z obecnych. Ojciec
zainteresował się Richiem oraz starszym synem, a przyjaciel poczerwieniał.
– Okej, to kto
chce kawy? – spytał Alex, podnosząc dzbanek i próbując zmienić temat. Inaczej
przy ojcu zrobi awanturę.
– Jak na swoją
filigranową sylwetkę trochę ważysz – kontynuował Jonathan. – I nie rumień się
jak dziewica.
– Jonathan! –
skarcił go ojciec. Wystarczyło tylko imię, a autorytet Garretta gasił starszego
z synów, przynajmniej na chwilę. Szkoda, że na młodszego za nic w świecie nie
działał. – Nie miałeś czasami szukać pracy? U nas w biurze szukają sprzątacza.
Praca dobra jak każda inna.
– Eee. Chcę
robić to, co lubię i nie zamierzam wynosić po kimś śmieci.
– Robiłeś.
Nadal nam nie powiedziałeś, dlaczego już nie jesteś w zespole. – Nie ma to jak
odwrócić kota ogonem i z napastnika zrobić ofiarę.
Siedzący cicho
Richie, udający, że go nie ma, zainteresował się tym, co powiedział jego
przyjaciel. Niestety odpowiedź jaką dostali, brzmiała:
– Skończył mi
się kontrakt i nie podpisałem nowego. Proste, co nie? Teraz spadam, zanim
psiapsiółki zarażą mnie swoją przyjaźnią. Cześć. – Zanim się ulotnił, porwał
jeszcze jedną kanapkę z ogórkiem. Na szczęście kilka zostało na półmisku.
Richie ponownie
opuścił wzrok. Ciągle huczało mu w głowie, że Johnny niósł go na rękach. I on
to przespał? Chciał wypytać o to przyjaciela. Najlepiej w drodze do szkoły.
– Mój brat to
dupek.
– Alex!
– Ale to prawda,
tato. – Podał Richiemu kanapki i taką herbatę, jaką przyjaciel lubił. Z
plasterkiem cytryny i dwoma łyżeczkami cukru. – Odkąd… Zresztą nieważne. –
Machnął ręką. W tym domu były tematy tabu. Ich się nie poruszało za nic w
świecie. Usiadłszy przy stole, zajął się śniadaniem. Przed wyjściem chciał
jeszcze wrzucić pranie. Z drugiej strony może zrobić to zaraz po szkole. Lepiej
nie ryzykować zalaniem domu, gdyby pralka się zepsuła. Zabrał się za jedzenie.
Mógłby zjeść konia z kopytami. Podczas gdy Richie tylko skubał swój chleb z
szynką i ogórkami.
* * *
Pół godziny
później przebrany już w swoje rzeczy Richie założył plecak na jedno ramię i
zamknął dom. Jego tata był już w pracy, więc uniknął wszelkich pytań. Naprawdę
nie mógłby mu powiedzieć… Zresztą nie będzie o tym myślał. Musi się wziąć w
garść, tak, jak sobie obiecał. Wsiadł do samochodu przyjaciela, od razu go
wypytując, dlaczego Johnny nosił go na rękach. Alex opowiedział wszystko ze szczegółami,
powodując zawstydzenie przyjaciela. Richie miał nadzieję, że nie śmierdział na
tyle, by Johnny mógł się później z niego nabijać. Sam wiedział, że nie umył
zębów po tym, jak wymiotował. Niby wypłukał usta, napił się herbaty, ale i tak
zaczął teraz o tym rozmyślać. To dobrze, że spał, bo pewnie spaliłby się ze
wstydu. Tylko gdyby nie spał, nikt nie musiałby go nosić. Naprawdę odleciał, że
nic nie poczuł. Rozsunął zamek w bluzie. Było mu jakoś gorąco.
Przed szkołę
zajechali na piętnaście minut przed rozpoczęciem lekcji. Pierwszą miał
choreografię. Jedne z ukochanych zajęć. Jemu naprawdę wystarczyłoby tylko to –
lekcje tańca i kilka innych, potrzebnych do tego przedmiotów. Reszta mogła
pójść w diabły. Niestety szkoła przywiązywała wielką wagę do tego, aby ich
uczniowie byli wykształceni nie tylko w tym, czym w przyszłości zamierzają się
zajmować. Z jednej strony to dobrze, nie będzie nieuków i analfabetów wśród na
przykład muzyków, ale w innym przypadku mógłby poświęcić o wiele więcej czasu
na to, co kocha.
Z daleka
zobaczył pana Morrisona. Nauczyciel ziewał i pocierał skronie, idąc w tylko
sobie znanym kierunku. Chciał mu jeszcze raz podziękować za pomoc. Przyśpieszył
kroku, co doprowadziło do tego, że ktoś na niego wpadł i złapał go za rękę.
Natychmiast odskoczył od tej osoby, kiedy serce podeszło mu do gardła, a
żołądek ścisnął strach. Chłopak w okularach, drobniejszy od niego uśmiechnął
się przepraszająco.
– Wybacz, tak
nagle znalazłeś się na mojej drodze…
– W porzo. Nic
się nie stało. – Był zażenowany sytuacją. Bardziej tym, że przeraził się
młodszego dzieciaka. – To moja wina. Trzeba patrzeć, gdzie się idzie, prawda? –
Próbował się uśmiechnąć.
– Spoko, nic
się nie stało – wtrącił się Alex. Nie podobał mu się wygląd przyjaciela.
Chłopak ewidentnie się bał, mimo że próbował udawać, że jest inaczej. Sam
pewnie na jego miejscu tak szybko nie wróciłby do równowagi psychicznej.
Najlepsze w tym było to, że on dotykał Richiego, na co ten nie reagował
ucieczką. Przyjaciel mu ufał. I wyglądało na to, że czuje się przy nim
bezpiecznie. Nie zamierzał tego zepsuć kolejnym głupstwem. – W porządku? –
zapytał przyjaciela. Młodszy chłopak zostawił ich samych.
– W miarę. –
Wziął głęboki oddech. – Wszystko w porządku. Zobaczyłem Josha – dodał szeptem –
chciałem mu podziękować i się wpakowałem. Młody był chyba bardziej wystraszony
ode mnie. Parę razy widziałem, jak sławna grupka McPhersonona daje mu wycisk.
Naprawdę ktoś powinien usidlić tych drani.
– Są pod
kuratelą wicedyrektora.
– Taa. Cholera
– wyrwało mu się, że coś sobie przypomniał. – Alex, zobaczymy się na
angielskim. Muszę zobaczyć się z dyrektorką. Lepiej to zrobię teraz, bo potem
zapomnę. Miała mi coś ważnego powiedzieć. – Poprawił pasek plecaka na ramieniu.
Pożegnawszy się na jakieś dwie godziny z przyjacielem, skierował się prosto ku
schodom. Idąc, starał się unikać kontaktu z innymi i skarcił siebie za to. Nie
każdy jest taki, jak skurwiel z wczoraj. To zwykli uczniowie i nie polują na
niego. Poza tymi, którzy byli tutaj jego naturalnymi wrogami.
Stanął przed
gabinetem dyrektorki. Wszedł do sekretariatu, zastając za biurkiem sekretarki
pusty fotel. Cóż, sam siebie zaanonsuje. Zapukał do dębowych drzwi.
– Wejść.
Otworzył drzwi
i zastał w gabinecie dyrektorkę próbującą zamknąć szufladę z aktami.
– O, dzień
dobry, Richie. Zepsuty grat. Od dawna mam ochotę wyrzucić to coś. No, ale
najpierw trzeba kupić coś nowego. Nie chcę, żeby wasze akta piętrzyły się
niezamknięte w gabinecie.
– Może ja to
zrobię. – Położył plecak na podłodze. Zbliżył się do szafy z licznymi
szufladami, stojącej na prawo od wejścia. Na każdej z nich były wypisane
litery, żeby móc łatwiej coś odnaleźć. Kopnął mebel od spodu, ale bardziej z
boku, a potem pchnął szufladę.
– O! – zdziwiła
się kobieta.
– Robiłem to
już parę razy. Pokazywałem pani tę sztuczkę.
– Richie, mam
tyle na głowie, że zaraz zapomnę, ile mam lat i co tutaj robię. – Kobieta
wróciła za biurko. Odrzuciła długie, ciemne włosy na plecy. Poprawiła
kołnierzyk od kobiecej, kraciastej koszuli, bo trudno było nazwać to bluzką. –
Miałeś przyjść do mnie wczoraj. – Otworzyła teczkę z zieloną okładką i zaczęła
przeglądać dokumenty.
Richie zajął
miejsce przed biurkiem, stawiając plecak między nogami. Skruszony powiedział:
– Wiem, ale tak
się złożyło, że… No… Musiałem coś załatwić. A o co chodzi?
– Podobno
chcesz się dostać do elitarnej uczelni w Stanach.
– Tak, do
Academy Ivy Artists.
– Tylko
najlepsi mają szansę się tam uczyć. Trzeba wiele poświęcić, żeby zdać wszystkie
egzaminy, którymi dręczą kandydatów. Do tego rozmowy kwalifikacyjne są masakrą.
Wielu odpada, zanim pokaże, co umie.
– Tak, wiem.
Jestem na to gotów. Cały czas się uczę i mam jeszcze kilka miesięcy, zanim
przystąpię do pierwszej rekrutacji. – Po co ona prowadzi tę rozmowę? Liczył, że
nie potrwa to zbyt długo. Za pięć minut miał lekcję. Uważnie przyglądał się
kobiecie, lustrując dodatkowo gabinet. Odkąd przejęła tu rządy, biuro wyglądało
na bardziej przyjazne. Pojawiły się w nim kwiaty. Mnóstwo różnych kwiatów.
Stały wszędzie. Na szafkach, metalowym stojaku o wielu rozgałęzieniach, również
na podłodze i parapecie okiennym.
– Słyszałeś o
konkursie pod nazwą The Best for Academy? Organizowanym raz do roku przez
akademię Ivy?
– Każdy, kto
chce się tam dostać, o tym słyszał. Niestety konkursy są organizowane w różnych
rejonach kraju. Tak, aby znaleźć mistrzów nawet wśród ulicznych tancerzy,
każdemu dając szansę – odpowiedział Richie. Jak na złość konkursy zazwyczaj
były organizowane całe mile od jego miejsca zamieszkania. Zdarzyło się, że
odbywały się w sąsiednim stanie, ale on wtedy miał piętnaście lat. Rok za mało,
aby wziąć w tym udział. Akademia Ivy nazwę zawdzięczała tancerce i choreografce
sławnej na całym świcie – Ivy Roderston. Założycielka szkoły wręczała kilka
ważnych nagród, w tym poza pieniężnymi było właśnie miejsce na ich uczelni.
Czekało na kandydata przez trzy lata, jeżeli z tego nie zrezygnował. Właśnie
tej nagrody pragnął. Wystarczyło być tylko najlepszym wśród najlepszych.
Wygrać.
– Dlatego cię
tutaj wezwałam. Moja znajoma przysłała mi to. – Podała Taylorowi list z
informacjami, które na pewno go zainteresują. – Niedługo każdy się o tym dowie,
ale wiem, jak tobie zależy na Ivy Artists. Wielu z uczniów naszego liceum nie
zamierza walczyć o miejsce u nich.
Richie wziął od
niej kartkę i zaczął czytać. W miarę czytania na jego twarzy wykwitało
prawdziwe szczęście. Cieszył się jak dziecko. Wszelkie problemy oddaliły się.
– W naszym
mieście? Naprawdę? – Koniecznie chciał usłyszeć od dyrektorki potwierdzenie. Ta
kiwnęła głową. – O jejku. O jasny gwint. – Wpatrywał się z niedowierzaniem w
tekst.
– Konkurs jest
za dwa miesiące. Masz tam wypisane warunki przystąpienia do niego. Niestety
jest mały problem.
– Jaki? Nie
widzę tu nic, co by… – Wrócił do czarnych liter na białym tle.
– Punkt szósty
– podpowiedziała kobieta.
– Szósty.
Szósty. Oj. – Podrapał się po karku. – Pary? Zespoły? Formacje? A gdzie
solówki? – Wiedział! Po porostu wiedział, że to było zbyt piękne, żeby było
prawdziwe. On tańczy sam. Nie ma partnerki.
– Chyba się nie
poddasz. W szkole mamy wiele utalentowanych dziewcząt.
– Wiem. Tylko
że moje zwycięstwo będzie też zależeć od tej drugiej osoby. Nigdy nie tańczyłem
z kimś.
– Pora to
zmienić, Richie. Lubię cię i dostałeś swoją szansę. Łap byka za rogi, chłopcze.
To chyba nie jest przeszkoda? – Uniosła wymownie brwi, jakby go prowokowała do
pozytywnej odpowiedzi.
– Nie jest. I
nawet znam kogoś, kto mi dorównuje w tańcu.
– Doskonale.
Chcąc się
upewnić, że to, co przeczytał, jest prawdą, jeszcze raz rzucił okiem na list.
Zapomniał, że śpieszył się na lekcję choreografii, a po niej miał spotkanie z
trenerką. Jego marzenie było w zasięgu ręki i jak się postara, to je spełni.
Nawet taniec w parze mu w tym nie przeszkodzi.
* * *
Zasypiał.
Budził się w chwili, kiedy głowa leciała mu na dół, grożąc bliskim spotkaniem
ze stolikiem. Alex nie znosił historii sztuki. Zapisał się na nią, chcąc
zaliczyć jakiś przedmiot bardziej artystyczny. Po co? Na co? Nie umiał grać,
tańczyć, śpiewać, nie chciał komponować i mieć ogólnie czegokolwiek wspólnego z
artystycznym wykształceniem. Wybrał to liceum ze względu na przedmioty
humanistyczne. Nie narzekał na nic, poza lekcją prowadzoną przez nudne babsko.
Gdyby Josh to prowadził, nigdy by mu się spać nie chciało. Słuchałby jego
męskiego głosu, gapił się na niego z uwielbieniem. Podparł brodę na dłoni i
uruchomił wyobraźnię. Korpulentna nauczycielka w zbyt obcisłej garsonce, żona
wicedyrektora, właśnie zaczęła zamieniać się w wysokiego, dobrze zbudowanego
mężczyznę, gdy kątem oka dostrzegł, że za drzwiami, do połowy oszklonymi, ktoś
podskakuje. Nie byle kto.
– Richie? Już
doszczętnie mu odwaliło.
– Panie Wilson,
ma nam pan coś do powiedzenia? – zapytała kobieta z doskonałym słuchem,
przerywając nudny wykład o jakimś malarzu czy zielarzu. Kij ją tam wie, co ona
gada.
– Muszę do
toalety.
– Ty zawsze
musisz do toalety. Idź.
– Dziękuję,
psze pani profesorko. – Zaczął zbierać książki. Po co je wyciągał?
– Nie jestem
profesorką.
– Powinna nią
pani być – podchlebił się. Zawsze warto mieć ludzi po swojej stronie, nawet jak
się ich nie lubi. Zanim nauczycielka zmieniła zdanie, już znikał z klasy, jakby
dostał dopalaczy rakietowych. Innych nie używał i nie zamierzał brać tego
świństwa.
– No nareszcie
jesteś. Stoję i macham jak idiota, cała twoja klasa się śmieje, a ty udajesz
ślepego – rzucił z pretensjami Richie.
– Humorek się
poprawił? Nie jesteś na choreografii?
– Dyrektor
wypisała mi zwolnienie na lekcję, ale zaraz pędzę na trening, a raczej na
wykład o tańcu. Słuchaj, muszę ci to teraz powiedzieć. Dziś to będzie
oficjalne, ale ja już wiem. Nie ma to jak być ulubieńcem Dyrki.
Alex przewrócił
oczami. Musiało stać się coś naprawdę ważnego, skoro ten tak się zachowywał.
Nawet miał soczyste rumieńce na policzkach.
– Pamiętasz,
jak wspominałem ci o tym konkursie? Nie marszcz tak brwi, jakbyś nie pamiętał.
Tym, co organizuje Ivy Artists.
– No i?
– Będzie u nas.
Za dwa miesiące. Cudnie, nie? – Prawie podskoczył.
Alex przez
moment przetrawiał informację i coś zaczął kojarzyć. Chyba Richie paplał mu raz
o tym czymś. Konkurs o wszystko albo nic. Czy coś w tym stylu.
– Czy ty chcesz
wziąć w nim udział?
– Pewnie. Tylko
muszę przekonać do tego jedną osobę.
– Dlaczego?
– Bo niestety,
chociaż nagrody są indywidualne, to poszukują na konkurs par, by zobaczyć jak
kandydaci sobie radzą i w takich sytuacjach. Pędzę już, ale pogadamy jeszcze.
Pa. – Pomachał mu i pobiegł do studia. Odgłos kroków odbijał się po całym pustym
korytarzu.
– Nie
powiedział mi, kogo wybrał sobie na parę i dlaczego chce wystąpić – mruknął pod
nosem. Nie zamierzał już wracać na lekcję. Nie mógł doczekać się angielskiego,
a przed tym czekała go jeszcze matematyka. Jej też nie cierpiał, ale przynajmniej
nie było nudno z Oscarem. Dopiero rozpoczął się rok szkolny, a on już miał
dość. Dobrze chociaż, że nie wszystko jest takie okropne. Pogodził się z
Richiem. Pomimo że chłopak uparcie twierdził co innego, ale to zawsze jakiś
postęp. Do tego Josh. Wczoraj go nie odepchnął i to było bardzo budujące.
Wlókł się po
korytarzu, nie chcąc napotkać kogoś, kto się uczepi, dlaczego nie jest na
lekcji. Miał przerwę, ot co. Przyglądał się żółtym ścianom. Joyce uparcie
twierdziła, że to jest kanarkowy czy cytrynowy. Chyba chodziło jej o ten drugi
kolor. Dla niego żółty to żółty. Wcześniej był biały. Odmalowali budynek na
wakacjach i musiał przyznać, że teraz było fajniej. Tak jakoś cieplej. Wielkie
okna wpuszczały mnóstwo światła, a promienie słońca igrały sobie na lampach
sufitowych i ścianach. To mu przypomniało kuchnię na wsi u babci. Z tym, że na
żółtych ścianach był jeszcze wzór malowany dawnymi wałkami malarskimi. Zostały
one stworzone specjalnie do wytłaczania wzorów na obiektach. Do tego w oknie
wisiały dzwoneczki z małymi kryształkami. Lubił siadać przy stole, patrząc na
grę świateł i cieni. Zatęsknił za tamtymi czasami. Może nadejdą lepsze. Z
Joshem u boku. Ta myśl nie opuszczała go nawet na chwilę. Szczególnie kiedy
stanął jak wryty, widząc Josha opuszczającego klasę. Mężczyzna również go
zauważył. Zerknął szybko przez szybę w drzwiach, a potem na niego.
– Spoko. Nikt
zaraz nie będzie podejrzewał… – Alex nie dokończył, nie musiał.
– Wiem. Ale to
taki odruch. Zapomniałem kilku materiałów i muszę zostawić ich samych. Nie
wiem, co zastanę po powrocie. Jak się ma Richie? – Ruszył do pokoju
nauczycielskiego.
Alex podążył za
nim. Ukontentowany tym, że Josh nie chce się go pozbyć. Czyżby coś się
zmieniło?
– W porządku.
Jakoś się trzyma. Stara się chłopak. Ale mam go na oku.
– Świetnie.
– Słuchaj. –
Karcący wzrok przywrócił mu pamięć o tym,
jak ma się do niego zwracać w szkole i miejscach publicznych. – Proszę
pana. Czy pan… – Nie zdążył zadać pytania, gdyż doszli do pokoju
nauczycielskiego, a ktoś otworzył drzwi. Oczywiście trenerka Richiego. Musiała
pokazać się w najlepszym momencie. – Dziękuję panu za polecenie lektur –
wymyślił na szybko. – Do widzenia na lekcji. Dzień dobry pani i do widzenia. –
Odszedłszy od nich, wyciągnął telefon i pisząc esemesa, zagryzał dolną
wargę. Obejrzał się jeszcze przez ramię,
czy Josh odczytał wiadomość. Oczywiście wczoraj ponownie zanotował sobie numer
Morrisona. Takiej okazji nie mógł przepuścić. Nie czekał na inne reakcje
mężczyzny. Po chwili, kierując się do jednej z łazienek, dostał esemesa i
głupkowato się uśmiechnął.
Dzisiaj się trochę zagapiłam :/
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, ale znowu skończyłaś w takim momencie! Sadystka z Ciebie jakich mało!
Mogę tylko zacząć klaskać 👏
Czasami dobrze być sadystką. ;)
UsuńOja, się będzie działo
OdpowiedzUsuńNo cudo! Oczywiście, Jonathan jak zwykle musiał Richiemu coś przypieprzyć. Nie wiem czy dobrze kieruję swoje myśli, ale wydaje mi się, że to nie przez "niepodpisanie kontraktu" braciszek Alexa zrezygnował z zespołu. Wydaje mi się, że coś poważnego musiało się tam wydarzyć? Może przespał się po pijaku z kumplem? Hehehe
OdpowiedzUsuńCzyżby rodzinka Alexa nie była zadowolona z jego "inności". O co chodziło z tymi tematami tabu? Nie mówi się o wielu rzeczach w jego domu. Dlaczego do cholery? Czy to było nawiązanie do jego orientacji?! Aght!
Ach, Richie, ja to tylko mam nadzieję, że to nie był pierwszy i ostatni raz gdy Wilson niósł cię na rękach :D
Tak bardzo bym chciała, żeby Johnny przejrzał na oczy i zakochał się Taylorze. Żeby nosił go na rękach, całował, pieścił, kochał go... Będę ryczeć, jak Richie.
Konkurs? Teraz to już wszystko albo nic... NIECH MU SIĘ UDA TAM DOSTAĆ!!!
Naprawdę współczuję blondaskowi, bać się najmniejszego dotyku? A co jeśli (oczywiście teoretycznie, jeśli oni kiedykolwiek będą razem) Richie będzie się bał dotyku Jonathana w przyszłości?
Jestem bardzo ciekawa co było napisane w tym esemesie do Josha ;D
Kurczę, ile trzeba będzie czekać, żeby się doczekać szczęśliwego Morrisona z drugim Wilsonem oraz kochających się Taylora z pierwszym Wilsonem?
Weny Luano!
Johnny ma swoją małą tajemnicę albo faktycznie nic się nie wydarzyło i miał już dość życia na walizkach. Są rzeczy o których nie mówi się w domu Wilsonów, ale na pewno nie jest to orientacja synów. Z tym akurat nie mają problemów. :) Johnny może kiedyś przejrzy na oczy, a może nie. Na razie nie wygląda na to, by miał jakiekolwiek cieplejsze uczucia do Richiego. Natomiast Richie, jak widać, nie pozwoli zbliżyć się drugiej osobie i ciekawe jak poradzi sobie w tańcu z kimś. Przecież będą musieli się dotykać. :)
UsuńNo faktycznie! Jakoś mi to umknęło! Przecież będą musieli się dotykać! Jak mogłam to przeoczyć?! Aż mi wstyd za siebie xD
Usuńsuper, chce konkursu:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za kolejny rozdział.Alex to dobry przyjaciel,tylko brat mu się nie udał,jak zwykle musiał coś palnąć przy śniadaniu i zawstydzić Richiego.Coś się kroi między nimi,za często pojawia się obok niego.Wiem ,że na razie jest wredotą jakich mało ,ale może to złe dobrego początki,moja wewnętrzna zwariowana romntyczka tak myśli.Jestem ciekawa czy Richi na konkursowego partnera nie wybrał przypadkiem Jonathana i jeśli tak ,to jak on go do tego przekona.Aleks też ma przypływ nadziei na pozytywny odzew Josha.NA moje nieszczęście dopiero we wtorek dowiem się o czym pisali do siebie.Serdecznie pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńBrat mu się niby nie udał. Zobaczymy co tam dalej będzie. Ja uwielbiam Jonathana. Świetnie mi się go pisało i tą jego wredotę. :D Richie tak się boi i wstydzie Jonathana, że raczej nie byłby w stanie poprosić go o wspólny taniec. :)
UsuńW takim momencie??? O_O
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że nasz kochany Josh zaczyna się rozkręcać ^_^
A Richie? Czyny Johnny był jego partnerem w konkursie? To by było PERFECT>>>>>>>>
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział z utęsknieniem ^_^
Btw Jonathan i Johnny to to samo imię? *wiem, głupie pytanie-_-* bo użyłaś ich oby w określeniu brata Alexa:P
*Czyżby wybacz za błąd i moja polszczyzna<<<<<<<<<<
UsuńBo on ma na imię Jonathan. Johnny to skrót, tak to każdy traktuje i tak go nazywają. :)
UsuńAKurat czytam przy niedzieli a jutro już kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że John mnie trochę zaskoczył. Spodziewałam się, że będzie bardziej złośliwy a jednak nie był. I ta szansa dla Richciego. Zasłużył sobie na to, chociaż brakuje mi Alexa i Josha. Chciałabym poczytać więcej o ich relacjach bo na razie odnoszę wrażenie, że na razie to Richcie jest głównym bohaterem ;) Nie żebym narzekała ale czekam na więcej o Alexie :) Dobry z niego przyjaciel. warto mieć kogoś takiego przy sobie w trudnych chwilach.
Pozostaje czekać na ciąg dalszy i pozdrawiam.
Hej,
OdpowiedzUsuńpięknie, tak czasami gadają jak baby, och konkurs ciekawe kogo chce przekonać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Bardzo mnie zastanawia, z kim Richie chce tańczyć. I co Alex napisał Joshowi? No i ten Jonathan... O co chodzi z jego dawnym zespołem? No nic, lecę czytać dalej ;D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :3