Dziękuję za komentarze. :**
Przypominam, że ci którzy chcą kupić cały tom pierwszy "W sidłach miłości", a jeszcze tego nie wiedzą, to jest już dostępny i można go zakupić tutaj: KLIK
Dziękuję wszystkim tym, którzy tomik kupili, kupią. To dla mnie duża pomoc. :***
Tak, wiem, że Richie za dużo płacze, ale to cały on. Taki właśnie jest. :)
Richie
zazgrzytał zębami. W sumie jego trenerka mówiła mu to samo. Nie można chwalić
za popełniane błędy, ale trzeba starać się zrobić tak, aby krytyka stała się
pomocą, a nie dobiciem. Przecież sam wiedział, że nie zatańczył dzisiaj dobrze
i Johnny ma rację. Tylko przez to, jak chłopak do tej pory go traktował i
okazywał, że go nie lubi, trudniej mu było przyjmować od niego takie słowa.
Odczuwał to jako krytykę jego całej osoby, a nie umiejętności. To o dziwo
wzmacniało w nim złość, a nie chęć schowania się do mysiej dziury, co zdarzało
się do tej pory.
– Będziesz tak
stał i się na mnie gapił czy zrobisz to,
czego od ciebie żądam? Jeszcze raz ze mną przećwiczysz ten układ. Gdy już
będziesz na scenie, nie będzie już czasu na zabawę, młody.
– Nie mów do
mnie „młody” – warknął Richie.
– Słuchaj,
młody, na tej sali to ja decyduję, jak się będę do ciebie zwracał, a teraz
zapraszam do ćwiczeń, jeżeli chcesz coś osiągnąć. Beze mnie nie masz trenera i
możesz pożegnać się z konkursem. Zrozumiałeś? I zapamiętaj sobie jedno, tutaj
jestem twoim trenerem, a nie obiektem, do którego się ślinisz. Ja mistrz, ty
nikt. – Jonathan dotknął palcem torsu chłopaka. – Będziesz kimś, jak z tobą skończę.
– Bardzo
pięknie mnie chcesz zmobilizować do pracy i nie dotykaj mnie, bo twój dotyk
jest obrzydliwy! – Odtrącił jego rękę.
Zarejestrował zaskoczenie w oczach Jonathana, ale ono zaraz schowało się pod
maską obojętności. – Jeszcze nikt mi nie powiedział, że jestem nikim! Dziękuję
za cudowny komplement – wysyczał Richie przez zaciśnięte zęby.
– Zawsze do
usług. Co do mojego dotyku, za bardzo go chcesz, żeby był obrzydliwy, ale
możesz tylko o tym śnić. Tutaj muszę to robić, bo inaczej się niczego nie
nauczysz, ale za tymi czterema ścianami nawet cię tym palcem nie tknę. –
Podniósł palec do góry.
Richie nie
pokazał po sobie, że zrobiło mu się przykro. Zacisnął zęby, mając przemożną
ochotę stąd wyjść, ale znów wygrał sam ze sobą. Został.
– Do pracy. – Wilson złapał Richiego za łokieć
i odwrócił go przodem do lustra. – Dodamy nowy krok, więc uważaj.
Ćwiczyli
kolejne pół godziny, dopóki nie zaczęły się z nich lać siódme poty, a mięśnie
nie sprzeciwiły się intensywnemu treningowi, ale obu to nie przeszkadzało. W
końcu Richie wykonał swoje zadanie prawidłowo i mogli przejść do kolejnego
etapu, który poszedł o wiele lepiej, kiedy młodszy z chłopaków się rozluźnił.
Mieli na tym zakończyć ćwiczenia i się rozstać, ale zanim to zrobili, do sali
wpadła Joyce.
– Moje
dodatkowe zajęcia skończyły się wcześniej i postanowiłam, że jednak przyjdę
chociaż popatrzeć i umówić się na jutro.
– Dobrze, że
jesteś. – Jonathan pociągnął ją za rękę na środek pomieszczenia. – Chcę poznać
wasz układ na konkurs. Pokażcie mi – powiedział, biorąc swój ręcznik z krzesła
i ocierając nim twarz. Jego koszulka bez rękawów przyklejała mu się do ciała.
Od dawna nie miał tyle wysiłku, bo w domu,
w małym pokoju to jednak nie to samo.
– Okej, jak
Richie nie ma nic przeciw. Widzę, że nieźle go wymęczyłeś – zwróciła się do
trenera, w mgnieniu oka pozbywając się butów.
– Nie ma nic przeciw.
Da radę, prawda?
Richie tylko
skinął głową, co go zdenerwowało, bo nie zamierzał zachowywać się niczym
posłuszny psiak, lecz musiał przyznać Jonathanowi, że jego wskazówki były
dobre, a to znaczyło, że chłopak wiedział, co robi. Napił się kilka łyków wody
i ustawił w początkowej pozycji. Znów wszystko szło idealnie, ale kiedy
przyszło do tego, że miał dotknąć dziewczyny, a raczej przytrzymać ją w swoich
objęciach, spanikował i zwyczajnie pomylił nie tylko kroki, ale i układ rąk na
jej ciele.
– Masakra, co
ty robisz? – zapytał Johnny, odsuwając dziewczynę na bok. – Ona cię nie
ugryzie. Uciekasz, jakby była potworem. Dobra. Ty jesteś nią, ja tobą. – Złapał
Taylora za dłoń, przyciągnął do siebie, niemal obracając chłopaka wokół osi, i znalazł się za jego plecami. Objął
go jedną ręką w pasie, drugą zaczął sunąć po drugiej od ramienia w dół, aby
spleść ich palce razem. – Ruchy mają być płynne, nie wymuszone.
Richie poczuł
jego gorący oddech na szyi i spiął się pod tym odczuciem. Johnny zaczął
sterować nim jak marionetką. Przechylając ich na boki, jakby się kołysali, a
potem pochylił ich do przodu. Czuł się ambiwalentnie, mając Jonathana tak
blisko. Jego tors przyciśnięty do pleców, dłoń na brzuchu, a druga trzymająca
go za rękę. Niby ten układ trwał kilka sekund w normalnym trybie, lecz teraz trener pokazywał wszystko w zwolnionym
tempie, żeby on mógł się nauczyć,
jak poprowadzić Joyce. Dotarło do niego, że nie czuł strachu, jak przy
dziewczynie. Co było głupie, bo ona nie zrobiłaby mu nic złego w przeciwieństwie
do tego chłopaka. Przecież nieraz Johnny ranił go słowami, wbijając mu w serce
nóż, ale teraz to on sprawiał, że dotyk nie był zły. Chyba przez to, że mimo
wszystko go kochał. Kochał całą swą istotą. Świadomość, że z nim nie będzie,
nie była miła. Wczoraj czuł euforię, że może zdarzy się cud, ale dzisiaj, po tych wszystkich słowach tracił
nadzieję. Mimo tego postanowił się cieszyć tą jedną chwilą, bliskością podczas
tańca. Przemknęły mu przez głowę słowa Alexa: „Poza tym mógłbyś z nim zatańczyć
jako para. Co tam, że dwóch facetów, przecież nigdzie nie napisano, że mają być
tylko pary hetero, a zresztą w wielu układach chłopcy tańczą razem.”
„Uwzględnilibyście parę obowiązkowych podnoszeń” Poczuł, że się rumieni,
przypominając sobie, co wymyślił w
choreografii na sam koniec. Niby mógł to zmienić, bo z Joyce będzie to trudne.
Ostatni numer polegać miał na tym, że podniesiona przez niego dziewczyna
oplotłaby go nogami w pasie i przytrzymywana przez niego wygięłaby się do tyłu,
opuszczając tułów w dół, on położyłby ją na podłodze i sam uklęknął,
przykrywając ją swoim ciałem. Potem światła by zgasły, oznajmiając koniec.
Tylko on mógł wymyślić coś takiego. Freestyle i miłość w jednym. Czemu nie, ale nie podniesie jej i nie utrzyma. Same
problemy się pojawiają. O czym on myślał? Ten układ spełniłby swoją rolę tylko, gdyby on i Johnny tańczyli razem.
Nie, o tym to nie może myśleć.
– Co ty, kurwa,
robisz?! – krzyknął Johnny, puszczając go. – O czym ty myślisz? Znów
odpłynąłeś! Nie dość, że nadepnąłeś mi na stopę, to w dodatku zamieniłeś się w…
sztywny posąg! Chciałem wygiąć ci rękę i bym ją złamał, kretynie! Rozumiesz
to?!
Odpłynął?
Dopiero po tym wrzasku stwierdził, że boli go lewa ręka, ale nic jej nie było.
Do tego Johnny wrzeszczał na niego w obecności Joyce. Tak, niech go bardziej
upokorzy przed koleżanką.
– Kurwa,
zgodziłem się uczyć ciebie, bo widziałem, że masz talent! Ale ty robisz tak
cholerne błędy, że ja pierdolę! Jesteś do niczego!
– Przepraszam!
– krzyknął Taylor. – Nie musisz mnie uczyć! Nie musisz nic! Spadam!
– Jak teraz
wyjdziesz, to możesz pożegnać się z
Akademią Ivy i wszystkim – powiedział Wilosn po cichu, ale przesyconym groźbą
głosem. – Pokaż, czy ci na tym zależy,
czy nie.
– Nie znoszę
cię! – Johnny ma rację. Nie może wyjść. Marzenia są zbyt silne, aby ot tak
uciec. Kątem oka zobaczył, że Joyce wychodzi z sali. O tyle dobrze, ale i tak
nie uniknie jej pytań.
– Chciałbym.
Wierz mi, jak bardzo bym chciał. – Johnny nachylił się ku niemu. – Bardzo
pragnę nie znać twoich uczuć. Nie waż się nigdy wypowiedzieć ich na głos. Chyba
nie sądziłeś, że nie zauważę, że mnie kochasz. Przestań się na mnie gapić, nie
rób słodkich oczu ani nic takiego. Nie waż się powiedzieć, co czujesz i czego
ode mnie chcesz. Nigdy, powtarzam nigdy,
z tobą nie będę! Gardzę tobą, cioto!
Richie słuchał
tych słów z coraz większą raną w sercu. Po co mu to mówił, przedstawiając na
głos to, co on w duszy już wiedział? I w jaki sposób nagle od tańca przeszli na
takie tematy? Odwrócił się do Johnny'ego plecami, gdyż broda mu niebezpiecznie
zadrżała. Udał, że chce się napić. Wziął butelkę w ręce i przystawił szyjkę do
ust. Upił łyk, co pozwoliło mu nad sobą zapanować. Odwrócił się, zakręcając w
międzyczasie flaszkę. Nie odstawił jej na okno, mając w ten sposób jakiś punkt
odniesienia, dzięki któremu będzie umiał skupić myśli.
– Nie robię
słodkich oczu, nie gapię się, chyba że patrzenie jak tańczysz uznajesz za
gapienie, a sam mi kazałeś. Jeżeli zakazujesz mi patrzeć, to powiedz mi o tym.
Wyjdę lub zawiążę sobie opaskę na oczy i tak mnie będziesz uczył. – Czuł, jak drżą mu ręce, więc jedną schował
do kieszeni szortów, a drugą ścisnął butelkę, omal jej nie zgniatając. Nie
patrzył na Jonathana, nie mógł, inaczej się rozbeczy i dopiero chłopak będzie
miał używanie. – Czy ja cię proszę, żebyś ze mną był? – Jednak spojrzał na
niego, a potem w bok, kiedy łzy zapiekły go, a świat nagle stał się niewyraźny.
Obiecał sobie, że przez niego nigdy nie zapłacze, ale to było trudne. – Nie.
Tylko tańczymy… No, uczysz mnie. Nic
więcej. Równie dobrze możemy nawet to zakończyć. – Nie chciał tego, bo
uświadomił sobie, że w tych nielicznych chwilach będzie mógł go mieć dla
siebie. – Nie trzymam cię tu siłą, żebyś mi pomagał. Do niczego cię to nie
zobowiązuje. To dopiero pierwszy dzień, a… – Przełknął gulę w gardle. – Nie
musisz nic robić. Dam sobie radę. A wracając do tej pierwszej części mojej
wypowiedzi... Nie bój się, nie zamierzam ci nic wyznawać. Nigdy. Wiedz tylko,
że ja też mam uczucia, też cierpię, nieraz się uśmiecham, ale to tylko pozory,
w środku mam wielką ranę. – Nie wiedział, po co mu to mówi, ale czuł, że nie da
rady dłużej tłamsić wszystkiego w sobie. Chce tego, a Johnny niech się z niego
śmieje, gorzej już być nie może. Z ręki wypadła mu butelka, a po policzkach
popłynęły pierwsze łzy. Coś w nim pękło i rozbiło się na milion kawałków. –
Chciałbym w końcu być szczęśliwym, lecz,
jak widać, chyba nie jest mi to
pisane. Nieważne. Twoje słowa, zachowanie bolą i mam na myśli też to u ciebie w
domu. Czy ja cię do czegoś zmuszam? To, że cię kocham, nie oznacza, że masz być ze mną. Wiem, że nie mam szans na to,
byś mnie kochał, nie kogoś takiego,
jak ja, ale proszę cię, byś mnie
szanował. Nie męczył głupimi żartami, nie śmiał się ze mnie. – Spojrzał prosto
w oczy oniemiałego chłopaka. – Sądzisz, że nie wiem, że to robisz? Zacytuję
może parę z nich: „Ten mały, głupi blondynek jest gorszy niż baba. Głupia,
wypacykowana panienka. Gówniarz od siedmiu boleści, baletnica, pokraka”.
– Richie… –
Chciał coś powiedzieć, ale chłopak nie dał mu dojść do głosu.
– Przychodzę do
twojego domu, bo twój brat jest moim przyjacielem. Nie po to, aby cię dręczyć
swoją osobą. Nawet cię nie zagaduję. Jest mi przykro, że jestem dla ciebie nikim,
ale… nieważne. Nie musisz ze mną ćwiczyć. I tak czuję się przy tobie źle.
Chociaż od szpitala… Nie… Nie potrafię poczuć się przy tobie swobodnie – mówił,
chcąc z siebie wszystko wyrzucić i nic już go nie obchodziło, że się całkiem
ośmieszy. – Ciągle mam w głowie to, że wyszydzasz wszystko, co jest związane ze
mną. I tak wiem, że wyśmiejesz każdy mój pomysł, każdy ruch. Naprawdę nie
musisz mnie dobijać tylko dlatego, że ci nie pasuję. Wolę już nie dostać się do
tej szkoły, nie wygrać, byle tylko mieć na jakiś czas spokój. Zwyczajny spokój.
Powiedz Alexowi, że przez jakiś czas nie będę go odwiedzał. Idę, nie chcę się
bardziej zbłaźnić – powiedział spokojnie i gdy skończył, poszedł do szatni, skąd wyszedł minutę później,
założywszy na siebie tylko spodnie i polar. Chciał iść do domu, bo nie wytrzyma
dłużej, a nie zamierzał robić z siebie przedstawienia przed całą szkołą.
Wystarczy, że zrobił to już przed Johnny’m. Nie zwracał uwagi na ciągle
stojącego w miejscu brata swojego przyjaciela. Tylko tym on zostanie i nigdy
nie będzie nikim więcej.
* * *
Alex zmrużył
oczy, obserwując Josha i nauczycielkę śpiewu. Kobieta definitywnie próbowała
przypodobać się koledze z pracy, nie zwracając uwagi na to, że patrzą na nią
jej uczniowie. Sądził, że Joshua pozbył się jej już kilka tygodni temu, ale
widocznie do kobiety to nie dotarło. Przyglądał się temu, jak pani Hope jakaś tam – nigdy nie potrafił zapamiętać jej
nazwiska – kładzie dłoń na ramieniu Josha. Miał ochotę tam pójść i po prostu ją
strącić. Nie chciał nawet rozmyślać nad tym, skąd ta chęć się brała, i nie powinien być zazdrosny o tego
mężczyznę, wszak nic ich nie łączyło, ale nie potrafił się przed tym
powstrzymać. Chciał iść zobaczyć,
jak Richie radzi sobie na treningu, lecz wybawienie Josha z łap tej kobiety
stało się dla niego priorytetem. Zostawił coś do niego mówiącego Oscara i
szybkim krokiem podążył ku Joshowi. Zanim jednak do niego dotarł, jego ręka
została schwytana w żelaznym uścisku i został odciągnięty pod ścianę.
– Powiedz temu
swojemu przyjacielowi, że jeżeli jutro nie zjawi się na treningu, to pożałuje –
syknął Johnny. – Siłą go tutaj zaciągnę i dam mu taki wycisk, że go sobie na
zawsze zapamięta. Gówniarz ma talent i jak już się za coś wziąłem, to nie pozwolę mu tego zmarnować.
Alex skrzywił się,
uwalniając rękę. Obejrzał się przez ramię, ale odetchnął. Nauczycielka
zostawiła Josha w spokoju. Mężczyzna, wchodząc do pokoju nauczycielskiego,
spojrzał w jego stronę. Na kilka sekund, ale wystarczyło, aby serce Alexa
zaczęło wariować.
– Słyszysz mnie?
– Tak. Coś mu
zrobił? – Zawiesił wzrok na bracie. Dopiero teraz spostrzegł, że Johnny nadal
ma na sobie koszulkę i szorty, w których trenował. No i był nieźle spocony. –
Wziąłbyś prysznic najpierw, a nie chodził taki… – Zrobił nieokreślony gest ręką
w powietrzu.
– Nic mu nie
zrobiłem. – Zignorował drugą część wypowiedzi. – Dobra, zdenerwowałem się, bo
prawie złamałem mu rękę, kiedy zblokował swoje ciało, ale nieważne. To twój
przyjaciel nagle powiedział monolog skierowany do mnie, swoją drogą nie wiedziałem,
że tyle potrafi na raz powiedzieć. Kazał ci przekazać, że przez jakiś czas nie
będzie cię odwiedzał. Chyba chodziło mu o mnie. Nie chce mnie widzieć.
– Okej, czyli
coś mu zrobiłeś. Mówiłem, żebyś ugryzł się w ten swój niewyparzony jęzor! –
krzyknął, zwracając na siebie uwagę osób znajdujących się na korytarzu. – Gdzie
on jest?!
– Urwał się i
pojechał do domu.
– Mamy
mieć zaraz angielski. Cholera, cholera, cholera. – Zaczął chodzić w kółko,
wczepiając palce we włosy. Przeczuwał, że tak będzie. W sumie nie wiedział
dokładnie, co się stało, ale znał ich obu. Johnny był jak taran, a Richie
niczym papierowa brama, którą można z łatwością rozwalić i przejechać po niej.
Wyciągnął komórkę – na szczęście w szkole nie było zakazu używania telefonów –
i zadzwonił do przyjaciela. Ten nie odbierał nawet po kolejnej próbie. W końcu
postanowił, że nawet jak angielski mu przepadnie, to dostanie reprymendę od
Josha i nic złego się nie stanie. Richie go potrzebował.
– Będziesz go
tak zawsze chronił? Cackał się z nim? Podobno jest dorosły, więc niech sobie
sam radzi – powiedział Jonathan, kiedy brat oznajmił mu, co chce zrobić.
– Odwal się.
Dowiem się, o co poszło, a jak załamał się przez ciebie, to pożałujesz? –
syknął prosto w twarz brata. – I umyj się, bo śmierdzisz. – Odwróciwszy się na
pięcie, zaczął biec w stronę wyjścia.
* * *
Padł z płaczem
na łóżko, pozwalając sobie na to w samotności. W autobusie i tak zwracał na
siebie uwagę, nie mogąc powstrzymać łez. Nawet jakaś starsza pani zapytała się
go, czy coś się stało i czy nie potrzebuje pomocy. Grupka nastolatków śmiała
się z niego, ale na szczęście żaden z nich go nie zaczepił. W szkole omal nie
wpadł na ulubionych zapaśników, lecz
udało mu się ich ominąć, korzystając z innej klatki schodowej. Nie miałby sił
na konfrontację z nimi. Mógłby na kolanach dziękować temu, kto zaprojektował to
liceum. Dało się omijać niektóre korytarze, przechodząc innymi. Podniósł się i
wziął z biurka chusteczki. Ależ się wygłupił. Niemniej, zbierało się na to już
od jakiegoś czasu. Pomyśleć, że kiedy Johnny zawiózł go do przychodni, był taki
inny. Szkoda, że zawsze taki nie jest. W kim on się zakochał? W zimnym
skurwysynie, co lubi komuś dowalić i nie interesuje go, że kogoś rani. Tylko to
wszystko nawet nie bolało tak, jak pewna świadomość tego, co Johnny do niego
czuje. Nie było to fajne. Nie miał szans na to, aby z nim być. Wiedział to, ale
i tak zabolało, jakby ktoś wyrwał mu serce i je zmiażdżył.
Otarł oczy i
nos, po czym się położył. Nie wyobrażał sobie tego, jak po tym wszystkim miałby
spojrzeć mu w oczy i podjąć treningi. Jeśli pierwszy skończył się katastrofą,
to reszta stałaby się istnym Armagedonem. Nie było mowy, żeby trenował pod
okiem Jonathana. Z drugiej strony jak nie z nim to z kim? Trenerka była
najlepsza. Inni mają pozostałe grupy i nie chcą trenować pojedynczej osoby.
Powinien sobie odpuścić ten konkurs i skupić się na rekrutacji do Akademii za
kilka miesięcy. Z tym postanowieniem zasnął, znów ignorując dzwonek telefonu.
Obudził się,
czując czyjś dotyk na ramieniu. Ktoś nim potrząsał i niepotrzebnie go budził.
Chciał przekręcić się na drugi bok, ale nie było mu to dane.
– Jak zaraz nie
otworzysz tych swoich ładnych ślepi, to wyleję na ciebie garnek wody – zagroził
Alex. – No brawo. Gratuluję, udało ci się otworzyć jedno oko. – Zaczął
teatralnie bić brawo, kiedy Richie uchylił powiekę, a później drugą. – Dzwonię
i dzwonię, a ty udajesz, że cię nie ma. Poza tym winien ci jestem opierdol.
Śpisz jak kamień, a drzwi na dwór otwarte. Twojego taty nie ma. Każdy mógł
wleźć. Wiem, że ta dzielnica jest raczej bezpieczna, ale zawsze się może trafić
jakaś czarna owca.
– O czym ty do
mnie mówisz? – Zaspany Richie podniósł się na łokciach.
– O
niczym. Wyglądasz jak siedem nieszczęść. – Widok niewątpliwie jeszcze nie tak
dawno płaczącego przyjaciela nie był tym, co każdy, komu na nim zależało,
chciał widzieć. Nie lubił, jak
Richie cierpiał. Faktycznie czasami zachowywał się względem niego jak dobry,
troskliwy, kochający brat lub ojciec, który chciałby przed wszystkim, co złe, chronić kogoś słabszego i wrażliwszego.
– Co ty nie
powiesz – prychnął Richie.
– O, nie jest z
tobą tak źle. Suń się. – Przepchnął przyjaciela bliżej ściany. Jednoosobowe
łóżko nie dawało wiele miejsca dla dwóch osób, ale obaj zawsze bez problemu się
na nim mieścili. Położył się na boku, głowę podpierając na ręce. – To teraz
powiesz mi, o co chodzi?
– Nienawidzi
mnie.
– Kto?
– Johnny mnie
nienawidzi. – Zrezygnowany z powrotem opadł na pościel.
– Masz na to
dowody? – Alex nie doczekawszy się odpowiedzi, pytał dalej: – To może mi powiesz, co tam się stało i dlaczego
masz na sobie strój, w którym trenujesz? – Wskazał na koszulkę widoczną pod
bluzą.
– Bo uciekłem.
Już wiem, że on mnie nienawidzi.
– Bla, bla,
bla. – Chwycił szczękę Richiego i odwrócił jego głowę w swoją stronę. – Johnny
to dupek, ale on nie umie nienawidzić. Co się z tobą dzieje? Jesteś taki
smutny. Wczoraj i rano, kiedy w samochodzie opowiadałeś mi o… o... – Zmarszczył
brwi, próbując sobie przypomnieć imiona tych mężczyzn, o których miłości
przyjaciel paplał.
– O Seanie i
Drake’u – podpowiedział Richie.
– No
właśnie. Wiedziałem. – Zaśmiał się, ale smutne oczy Richiego zaraz tę radość
zniwelowały. Na jego komórkę przyszedł esemes, więc przeprosiwszy przyjaciela,
odczytał go. Odpisał w paru słowach i ponownie skupił się na leżącym obok
chłopaku. – Josh pytał, czemu nie
byłem na zajęciach.
– Widzisz, ty
masz Josha, ja nikogo.
– Nie mam go.
To tylko seks.
– I co z tego?
– Richie usiadł, prawie spychając przy tej czynności przyjaciela z łóżka. –
Masz chociaż to. Masz seks. Ja nie mam nic i nie będę miał nic. Ten, którego
chcę, mnie nie chce i to się nie zmieni. – Oparłszy się o ścianę, westchnął.
– Nie użalaj
się nad sobą, bo widzę, że znów wpadasz w to coś pod tytułem „jestem do
niczego”. – Zrobił palcami cudzysłów w powietrzu. Usiadł po turecku naprzeciw
przyjaciela. Często tak siadali na dwóch końcach łóżka i rozmawiali, uczyli się
lub grali. – Sam mówiłeś, że nie zależy ci na seksie.
– Zależy, ale
na miłości przede wszystkim. Tylko na jedno ani na drugie nie mam szans.
Szczególnie na to drugie, bo może jakiś ktoś znalazłby się, chętny, by mnie
przelecieć. – Objął się ramionami, jakby chcąc ukryć się w nich. – Jak ten chuj
Adalberto.
Alex nie
wierzył w to, co słyszy. Zaraz go
walnie i chłopak się opamięta. Co też ten znów sobie wymyślił?
– Co ty
odwalasz?
– Nie mam
szans.
– W czym?
– U Johnnyego.
Nie mam. Nic. Zero. Przekonuje mnie o tym codziennie, odkąd go poznałem! –
podniósł głos. – Pokazuje mi, jak
mną gardzi. Jak mnie nie znosi. Sprawia, że zaczynam nienawidzić siebie. Gdybym
był inny. Bardziej męski, dobrze zbudowany, to może…
– Przecież ty
masz świetne ciało, jesteś super facetem…
– Nie o to mi
chodzi. Wiesz… Uświadomienie sobie, że nie będzie się z kimś, kogo się kocha…
Że ta osoba tobą gardzi… – Spojrzał na swoje palce, którymi zaczął się bawić. –
Jeszcze jak przychodziłem do waszego domu… Wiesz, nocami myślałem, że może się
uda. Ale nie może się udać, kiedy pokazuje mi, co do mnie czuje. Wie, że go
kocham i jemu to przeszkadza. Na każdym kroku mi to okazuje, ale o tym chyba
wspomniałem. Źle, że wie, co czuję.
Bardzo źle. Nie umiałem się z tym kryć. Dzisiaj zaczął się na mnie wydzierać.
Powiedział, żebym nigdy nie ważył się wyznawać mu miłości i że mną gardzi. Nie
wytrzymałem i sam wiele powiedziałem. Nie krzyczałem, ale… Jak mam teraz wrócić
na trening z nim? Nie jestem w stanie nawet go widzieć. Nie dość, że się
ośmieszyłem i dałem mu nowe pomysły na gnębienie mnie, to przy nim nie jestem w
stanie tańczyć. Krytykuje mnie na każdym kroku. Jeszcze brakuje, żeby zjechał
moją choreografię, ale to nie ma znaczenia. Postanowiłem, że rezygnuję z
konkursu – dokończył monolog i odetchnął.
– Chyba
ocipiałeś do reszty! Mam ochotę ci przywalić! – Zdenerwował się Alex. – Wiesz, co on mi powiedział? Masz jutro
zjawić się na treningu, jeżeli tego nie zrobisz i zrezygnujesz, to siłą cię na
niego zaciągnie. Zależy mu na tym, abyś wygrał. Rozumiesz? Widział cię, jak tańczyłeś, i wie, co potrafisz. Sam powiedział, że masz talent. Nie będę go
bronił, bo wkurwiony mówi wiele rzeczy, wspomniał coś o ręce, chyba się
przestraszył tego, że coś by ci zrobił.
– Jego to nie
obchodzi – burknął pod nosem Richie.
– Pierdolisz.
Jutro zjawiasz się w szkole, inaczej mu pomogę cię tam zaciągnąć, a teraz
zamawiamy pizzę, kończysz użalanie się nad sobą jak baba i idziemy załatwić
kilka potworów. Nie nakopię ci w te twoje szanowne cztery litery w
rzeczywistości, to chociaż skopię ci je w grze. – Nie pozwoli, by jego jedyny
przyjaciel pogrążył się w depresji. Dopóki jeszcze nie został wykopany za
drzwi, miał tu coś do powiedzenia. – Włączaj kompa, ja zamawiam pizzę.
– Dlaczego Bóg
pokarał mnie kimś takim, jak ty? Co
takiego złego zrobiłem? – Wygramolił się z łóżka mimo wszystko trochę zły, że
przerwano mu użalanie się nad sobą. Chciał najpierw wziąć prysznic, a potem
zajmie się resztą.
– Jaka kara? To
nagroda. Ha, jestem nagrodą – powiedział już sam do siebie Alex, wybierając
numer pizzerii.
Jezu, co tak malo? Myslalem, ze bedzie cos wiecej ;O
OdpowiedzUsuńMało? Normalna długość rozdziału jakie piszę. :)
UsuńBiedny Richie.. płakałam razem z nim :( Jednak mam nadzieję, że Johnny przejrzy na oczy i będą razem :) A najbardziej jestem ciekawa, czy zatańczą ze sobą tą choreografię, o której myślał Richie ;) Dziękuję za rozdział :*
OdpowiedzUsuńNie pamiętam dokładnie, ale myślę, że szybko zaspokoisz swoją ciekawość co do choreografii. :)
UsuńMoże w końcu coś dotrze do Johnego.
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Może. Kto go tam wie, co on naprawdę myśli. :)
UsuńPłacz bardzo pomaga bo człowiek nie dusi się w sobie mnie niestety przychodzi z trudem, choć nadmiar też upierdliwy:-)
OdpowiedzUsuńPłacz zawsze pomaga, ale nadwrażliwy Richie zawsze płakał za dużo. :)
UsuńKiedy planujesz wydać 2 tom :P?, jestem po lekturze 1 ale nic nie zdradzę :). Całkiem spoko jest XD
OdpowiedzUsuńDrugi tom planuję wydać dopiero kiedy z rozdział lub dwa ukażą się na blogu. Czyli po zakończeniu tomu pierwszego. To nie tak dużo czekania. Ja czytam książki, które często są seriami. Nie raz na kolejny tom muszę czekać rok. To dopiero czekanie. :D
Usuńhmmm ciekawi mnie przeszłość Jonny'ego. Co nieco Alex powiedział ale mam nadzieję, że dowiem się więcej. Czuje, że on coś ukrywa. Coś dużego. Coś go ciągnie do Richiego. To widać. Jestem ciekawa zatem czy ma jakąś szansę by to się rozwinęło. Jonny trochę przesadził I jestem dumna z chłopaka. W końcu powiedział co myśli i czuje. Wiem może dał broń Jonnemu do ręki. W końcu facet wyraźnie nim gardzi i doksonale wie że go kocha. A są jeszcze inne kłopoty. I ta słodka zazdrość Alexa o Josha. Aj rozkoszne to nie powiem. W ogóle jednak bardziej wolę Richa. Ja wiem on jest taki mało męski i w ogóle, ale kto wie. Może właśnie dzięki niemu stanie się mężczyzną? Kochana naprawdę bardzo ale to bardzo Cię podziwiam. Czekam na ciąg dalszy już w poniedziałek ;*
OdpowiedzUsuńJaki Richie się stanie, czy dorośnie czy wręcz będzie z nim gorzej okaże się w kolejnych tomach. A Jonathana mimo wszystko ciągnie do niego.
UsuńTak, tak, tak w końcu Richie pokazał co myśli i mam nadzieję że ten idiota Johnatann się ogarnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę
Jonathan... Nie, nic o nim nie napiszę. :)
UsuńPozdrawiam. :)
Hej,
OdpowiedzUsuńmoże wckońcu Jonnathan zmieni się i coś do niego dotrze, Tichie, och tak w końcu posiedział comgo boli, ale mam wrażenie, że Jonathanowi zależy na Richim...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia