4 lutego 2016

W sidłach miłości - Rozdział 18



Dziękuję za komentarze. :**

Przypominam, że ci którzy chcą kupić cały tom pierwszy "W sidłach miłości", a jeszcze tego nie wiedzą, to jest już dostępny i można go zakupić tutaj: KLIK

Dziękuję wszystkim tym, którzy tomik kupili, kupią. To dla mnie duża pomoc. :***

Tak, wiem, że Richie za dużo płacze, ale to cały on. Taki właśnie jest. :)


Richie zazgrzytał zębami. W sumie jego trenerka mówiła mu to samo. Nie można chwalić za popełniane błędy, ale trzeba starać się zrobić tak, aby krytyka stała się pomocą, a nie dobiciem. Przecież sam wiedział, że nie zatańczył dzisiaj dobrze i Johnny ma rację. Tylko przez to, jak chłopak do tej pory go traktował i okazywał, że go nie lubi, trudniej mu było przyjmować od niego takie słowa. Odczuwał to jako krytykę jego całej osoby, a nie umiejętności. To o dziwo wzmacniało w nim złość, a nie chęć schowania się do mysiej dziury, co zdarzało się do tej pory.
– Będziesz tak stał i się na mnie gapił czy zrobisz to, czego od ciebie żądam? Jeszcze raz ze mną przećwiczysz ten układ. Gdy już będziesz na scenie, nie będzie już czasu na zabawę, młody.
– Nie mów do mnie „młody” – warknął Richie.
– Słuchaj, młody, na tej sali to ja decyduję, jak się będę do ciebie zwracał, a teraz zapraszam do ćwiczeń, jeżeli chcesz coś osiągnąć. Beze mnie nie masz trenera i możesz pożegnać się z konkursem. Zrozumiałeś? I zapamiętaj sobie jedno, tutaj jestem twoim trenerem, a nie obiektem, do którego się ślinisz. Ja mistrz, ty nikt. – Jonathan dotknął palcem torsu chłopaka. – Będziesz kimś, jak z tobą skończę.
– Bardzo pięknie mnie chcesz zmobilizować do pracy i nie dotykaj mnie, bo twój dotyk jest obrzydliwy!  – Odtrącił jego rękę. Zarejestrował zaskoczenie w oczach Jonathana, ale ono zaraz schowało się pod maską obojętności. – Jeszcze nikt mi nie powiedział, że jestem nikim! Dziękuję za cudowny komplement – wysyczał Richie przez zaciśnięte zęby.
– Zawsze do usług. Co do mojego dotyku, za bardzo go chcesz, żeby był obrzydliwy, ale możesz tylko o tym śnić. Tutaj muszę to robić, bo inaczej się niczego nie nauczysz, ale za tymi czterema ścianami nawet cię tym palcem nie tknę. – Podniósł palec do góry.
Richie nie pokazał po sobie, że zrobiło mu się przykro. Zacisnął zęby, mając przemożną ochotę stąd wyjść, ale znów wygrał sam ze sobą. Został.
 – Do pracy. – Wilson złapał Richiego za łokieć i odwrócił go przodem do lustra. – Dodamy nowy krok, więc uważaj.
Ćwiczyli kolejne pół godziny, dopóki nie zaczęły się z nich lać siódme poty, a mięśnie nie sprzeciwiły się intensywnemu treningowi, ale obu to nie przeszkadzało. W końcu Richie wykonał swoje zadanie prawidłowo i mogli przejść do kolejnego etapu, który poszedł o wiele lepiej, kiedy młodszy z chłopaków się rozluźnił. Mieli na tym zakończyć ćwiczenia i się rozstać, ale zanim to zrobili, do sali wpadła Joyce.
– Moje dodatkowe zajęcia skończyły się wcześniej i postanowiłam, że jednak przyjdę chociaż popatrzeć i umówić się na jutro.
– Dobrze, że jesteś. – Jonathan pociągnął ją za rękę na środek pomieszczenia. – Chcę poznać wasz układ na konkurs. Pokażcie mi – powiedział, biorąc swój ręcznik z krzesła i ocierając nim twarz. Jego koszulka bez rękawów przyklejała mu się do ciała. Od dawna nie miał tyle wysiłku, bo w domu, w małym pokoju to jednak nie to samo.
– Okej, jak Richie nie ma nic przeciw. Widzę, że nieźle go wymęczyłeś – zwróciła się do trenera, w mgnieniu oka pozbywając się butów.
– Nie ma nic przeciw. Da radę, prawda?
Richie tylko skinął głową, co go zdenerwowało, bo nie zamierzał zachowywać się niczym posłuszny psiak, lecz musiał przyznać Jonathanowi, że jego wskazówki były dobre, a to znaczyło, że chłopak wiedział, co robi. Napił się kilka łyków wody i ustawił w początkowej pozycji. Znów wszystko szło idealnie, ale kiedy przyszło do tego, że miał dotknąć dziewczyny, a raczej przytrzymać ją w swoich objęciach, spanikował i zwyczajnie pomylił nie tylko kroki, ale i układ rąk na jej ciele.
– Masakra, co ty robisz? – zapytał Johnny, odsuwając dziewczynę na bok. – Ona cię nie ugryzie. Uciekasz, jakby była potworem. Dobra. Ty jesteś nią, ja tobą. – Złapał Taylora za dłoń, przyciągnął do siebie, niemal obracając chłopaka wokół osi, i znalazł się za jego plecami. Objął go jedną ręką w pasie, drugą zaczął sunąć po drugiej od ramienia w dół, aby spleść ich palce razem. – Ruchy mają być płynne, nie wymuszone.
Richie poczuł jego gorący oddech na szyi i spiął się pod tym odczuciem. Johnny zaczął sterować nim jak marionetką. Przechylając ich na boki, jakby się kołysali, a potem pochylił ich do przodu. Czuł się ambiwalentnie, mając Jonathana tak blisko. Jego tors przyciśnięty do pleców, dłoń na brzuchu, a druga trzymająca go za rękę. Niby ten układ trwał kilka sekund w normalnym trybie, lecz teraz trener pokazywał wszystko w zwolnionym tempie, żeby on mógł się nauczyć, jak poprowadzić Joyce. Dotarło do niego, że nie czuł strachu, jak przy dziewczynie. Co było głupie, bo ona nie zrobiłaby mu nic złego w przeciwieństwie do tego chłopaka. Przecież nieraz Johnny ranił go słowami, wbijając mu w serce nóż, ale teraz to on sprawiał, że dotyk nie był zły. Chyba przez to, że mimo wszystko go kochał. Kochał całą swą istotą. Świadomość, że z nim nie będzie, nie była miła. Wczoraj czuł euforię, że może zdarzy się cud, ale dzisiaj, po tych wszystkich słowach tracił nadzieję. Mimo tego postanowił się cieszyć tą jedną chwilą, bliskością podczas tańca. Przemknęły mu przez głowę słowa Alexa: „Poza tym mógłbyś z nim zatańczyć jako para. Co tam, że dwóch facetów, przecież nigdzie nie napisano, że mają być tylko pary hetero, a zresztą w wielu układach chłopcy tańczą razem.” „Uwzględnilibyście parę obowiązkowych podnoszeń” Poczuł, że się rumieni, przypominając sobie, co wymyślił w choreografii na sam koniec. Niby mógł to zmienić, bo z Joyce będzie to trudne. Ostatni numer polegać miał na tym, że podniesiona przez niego dziewczyna oplotłaby go nogami w pasie i przytrzymywana przez niego wygięłaby się do tyłu, opuszczając tułów w dół, on położyłby ją na podłodze i sam uklęknął, przykrywając ją swoim ciałem. Potem światła by zgasły, oznajmiając koniec. Tylko on mógł wymyślić coś takiego. Freestyle i miłość w jednym. Czemu nie, ale nie podniesie jej i nie utrzyma. Same problemy się pojawiają. O czym on myślał? Ten układ spełniłby swoją rolę tylko, gdyby on i Johnny tańczyli razem. Nie, o tym to nie może myśleć.
– Co ty, kurwa, robisz?! – krzyknął Johnny, puszczając go. – O czym ty myślisz? Znów odpłynąłeś! Nie dość, że nadepnąłeś mi na stopę, to w dodatku zamieniłeś się w… sztywny posąg! Chciałem wygiąć ci rękę i bym ją złamał, kretynie! Rozumiesz to?!
Odpłynął? Dopiero po tym wrzasku stwierdził, że boli go lewa ręka, ale nic jej nie było. Do tego Johnny wrzeszczał na niego w obecności Joyce. Tak, niech go bardziej upokorzy przed koleżanką.
– Kurwa, zgodziłem się uczyć ciebie, bo widziałem, że masz talent! Ale ty robisz tak cholerne błędy, że ja pierdolę! Jesteś do niczego!
– Przepraszam! – krzyknął Taylor. – Nie musisz mnie uczyć! Nie musisz nic! Spadam!
– Jak teraz wyjdziesz, to możesz pożegnać się z Akademią Ivy i wszystkim – powiedział Wilosn po cichu, ale przesyconym groźbą głosem. – Pokaż, czy ci na tym zależy, czy nie.
– Nie znoszę cię! – Johnny ma rację. Nie może wyjść. Marzenia są zbyt silne, aby ot tak uciec. Kątem oka zobaczył, że Joyce wychodzi z sali. O tyle dobrze, ale i tak nie uniknie jej pytań.
– Chciałbym. Wierz mi, jak bardzo bym chciał. – Johnny nachylił się ku niemu. – Bardzo pragnę nie znać twoich uczuć. Nie waż się nigdy wypowiedzieć ich na głos. Chyba nie sądziłeś, że nie zauważę, że mnie kochasz. Przestań się na mnie gapić, nie rób słodkich oczu ani nic takiego. Nie waż się powiedzieć, co czujesz i czego ode mnie chcesz. Nigdy, powtarzam nigdy, z tobą nie będę! Gardzę tobą, cioto!
Richie słuchał tych słów z coraz większą raną w sercu. Po co mu to mówił, przedstawiając na głos to, co on w duszy już wiedział? I w jaki sposób nagle od tańca przeszli na takie tematy? Odwrócił się do Johnny'ego plecami, gdyż broda mu niebezpiecznie zadrżała. Udał, że chce się napić. Wziął butelkę w ręce i przystawił szyjkę do ust. Upił łyk, co pozwoliło mu nad sobą zapanować. Odwrócił się, zakręcając w międzyczasie flaszkę. Nie odstawił jej na okno, mając w ten sposób jakiś punkt odniesienia, dzięki któremu będzie umiał skupić myśli.
– Nie robię słodkich oczu, nie gapię się, chyba że patrzenie jak tańczysz uznajesz za gapienie, a sam mi kazałeś. Jeżeli zakazujesz mi patrzeć, to powiedz mi o tym. Wyjdę lub zawiążę sobie opaskę na oczy i tak mnie będziesz uczył. – Czuł, jak drżą mu ręce, więc jedną schował do kieszeni szortów, a drugą ścisnął butelkę, omal jej nie zgniatając. Nie patrzył na Jonathana, nie mógł, inaczej się rozbeczy i dopiero chłopak będzie miał używanie. – Czy ja cię proszę, żebyś ze mną był? – Jednak spojrzał na niego, a potem w bok, kiedy łzy zapiekły go, a świat nagle stał się niewyraźny. Obiecał sobie, że przez niego nigdy nie zapłacze, ale to było trudne. – Nie. Tylko tańczymy… No, uczysz mnie. Nic więcej. Równie dobrze możemy nawet to zakończyć. – Nie chciał tego, bo uświadomił sobie, że w tych nielicznych chwilach będzie mógł go mieć dla siebie. – Nie trzymam cię tu siłą, żebyś mi pomagał. Do niczego cię to nie zobowiązuje. To dopiero pierwszy dzień, a… – Przełknął gulę w gardle. – Nie musisz nic robić. Dam sobie radę. A wracając do tej pierwszej części mojej wypowiedzi... Nie bój się, nie zamierzam ci nic wyznawać. Nigdy. Wiedz tylko, że ja też mam uczucia, też cierpię, nieraz się uśmiecham, ale to tylko pozory, w środku mam wielką ranę. – Nie wiedział, po co mu to mówi, ale czuł, że nie da rady dłużej tłamsić wszystkiego w sobie. Chce tego, a Johnny niech się z niego śmieje, gorzej już być nie może. Z ręki wypadła mu butelka, a po policzkach popłynęły pierwsze łzy. Coś w nim pękło i rozbiło się na milion kawałków. – Chciałbym w końcu być szczęśliwym, lecz, jak widać, chyba nie jest mi to pisane. Nieważne. Twoje słowa, zachowanie bolą i mam na myśli też to u ciebie w domu. Czy ja cię do czegoś zmuszam? To, że cię kocham, nie oznacza, że masz być ze mną. Wiem, że nie mam szans na to, byś mnie kochał, nie kogoś takiego, jak ja, ale proszę cię, byś mnie szanował. Nie męczył głupimi żartami, nie śmiał się ze mnie. – Spojrzał prosto w oczy oniemiałego chłopaka. – Sądzisz, że nie wiem, że to robisz? Zacytuję może parę z nich: „Ten mały, głupi blondynek jest gorszy niż baba. Głupia, wypacykowana panienka. Gówniarz od siedmiu boleści, baletnica, pokraka”.
– Richie… – Chciał coś powiedzieć, ale chłopak nie dał mu dojść do głosu.
– Przychodzę do twojego domu, bo twój brat jest moim przyjacielem. Nie po to, aby cię dręczyć swoją osobą. Nawet cię nie zagaduję. Jest mi przykro, że jestem dla ciebie nikim, ale… nieważne. Nie musisz ze mną ćwiczyć. I tak czuję się przy tobie źle. Chociaż od szpitala… Nie… Nie potrafię poczuć się przy tobie swobodnie – mówił, chcąc z siebie wszystko wyrzucić i nic już go nie obchodziło, że się całkiem ośmieszy. – Ciągle mam w głowie to, że wyszydzasz wszystko, co jest związane ze mną. I tak wiem, że wyśmiejesz każdy mój pomysł, każdy ruch. Naprawdę nie musisz mnie dobijać tylko dlatego, że ci nie pasuję. Wolę już nie dostać się do tej szkoły, nie wygrać, byle tylko mieć na jakiś czas spokój. Zwyczajny spokój. Powiedz Alexowi, że przez jakiś czas nie będę go odwiedzał. Idę, nie chcę się bardziej zbłaźnić – powiedział spokojnie i gdy skończył, poszedł do szatni, skąd wyszedł minutę później, założywszy na siebie tylko spodnie i polar. Chciał iść do domu, bo nie wytrzyma dłużej, a nie zamierzał robić z siebie przedstawienia przed całą szkołą. Wystarczy, że zrobił to już przed Johnny’m. Nie zwracał uwagi na ciągle stojącego w miejscu brata swojego przyjaciela. Tylko tym on zostanie i nigdy nie będzie nikim więcej.

* * *

Alex zmrużył oczy, obserwując Josha i nauczycielkę śpiewu. Kobieta definitywnie próbowała przypodobać się koledze z pracy, nie zwracając uwagi na to, że patrzą na nią jej uczniowie. Sądził, że Joshua pozbył się jej już kilka tygodni temu, ale widocznie do kobiety to nie dotarło. Przyglądał się temu, jak pani Hope jakaś tam – nigdy nie potrafił zapamiętać jej nazwiska – kładzie dłoń na ramieniu Josha. Miał ochotę tam pójść i po prostu ją strącić. Nie chciał nawet rozmyślać nad tym, skąd ta chęć się brała, i nie powinien być zazdrosny o tego mężczyznę, wszak nic ich nie łączyło, ale nie potrafił się przed tym powstrzymać. Chciał iść zobaczyć, jak Richie radzi sobie na treningu, lecz wybawienie Josha z łap tej kobiety stało się dla niego priorytetem. Zostawił coś do niego mówiącego Oscara i szybkim krokiem podążył ku Joshowi. Zanim jednak do niego dotarł, jego ręka została schwytana w żelaznym uścisku i został odciągnięty pod ścianę.
– Powiedz temu swojemu przyjacielowi, że jeżeli jutro nie zjawi się na treningu, to pożałuje – syknął Johnny. – Siłą go tutaj zaciągnę i dam mu taki wycisk, że go sobie na zawsze zapamięta. Gówniarz ma talent i jak już się za coś wziąłem, to nie pozwolę mu tego zmarnować.
Alex skrzywił się, uwalniając rękę. Obejrzał się przez ramię, ale odetchnął. Nauczycielka zostawiła Josha w spokoju. Mężczyzna, wchodząc do pokoju nauczycielskiego, spojrzał w jego stronę. Na kilka sekund, ale wystarczyło, aby serce Alexa zaczęło wariować.
– Słyszysz mnie?
– Tak. Coś mu zrobił? – Zawiesił wzrok na bracie. Dopiero teraz spostrzegł, że Johnny nadal ma na sobie koszulkę i szorty, w których trenował. No i był nieźle spocony. – Wziąłbyś prysznic najpierw, a nie chodził taki… – Zrobił nieokreślony gest ręką w powietrzu.
– Nic mu nie zrobiłem. – Zignorował drugą część wypowiedzi. – Dobra, zdenerwowałem się, bo prawie złamałem mu rękę, kiedy zblokował swoje ciało, ale nieważne. To twój przyjaciel nagle powiedział monolog skierowany do mnie, swoją drogą nie wiedziałem, że tyle potrafi na raz powiedzieć. Kazał ci przekazać, że przez jakiś czas nie będzie cię odwiedzał. Chyba chodziło mu o mnie. Nie chce mnie widzieć.
– Okej, czyli coś mu zrobiłeś. Mówiłem, żebyś ugryzł się w ten swój niewyparzony jęzor! – krzyknął, zwracając na siebie uwagę osób znajdujących się na korytarzu. – Gdzie on jest?!
– Urwał się i pojechał do domu.
– Mamy mieć zaraz angielski. Cholera, cholera, cholera. – Zaczął chodzić w kółko, wczepiając palce we włosy. Przeczuwał, że tak będzie. W sumie nie wiedział dokładnie, co się stało, ale znał ich obu. Johnny był jak taran, a Richie niczym papierowa brama, którą można z łatwością rozwalić i przejechać po niej. Wyciągnął komórkę – na szczęście w szkole nie było zakazu używania telefonów – i zadzwonił do przyjaciela. Ten nie odbierał nawet po kolejnej próbie. W końcu postanowił, że nawet jak angielski mu przepadnie, to dostanie reprymendę od Josha i nic złego się nie stanie. Richie go potrzebował.
– Będziesz go tak zawsze chronił? Cackał się z nim? Podobno jest dorosły, więc niech sobie sam radzi – powiedział Jonathan, kiedy brat oznajmił mu, co chce zrobić.
– Odwal się. Dowiem się, o co poszło, a jak załamał się przez ciebie, to pożałujesz? – syknął prosto w twarz brata. – I umyj się, bo śmierdzisz. – Odwróciwszy się na pięcie, zaczął biec w stronę wyjścia.

* * *

Padł z płaczem na łóżko, pozwalając sobie na to w samotności. W autobusie i tak zwracał na siebie uwagę, nie mogąc powstrzymać łez. Nawet jakaś starsza pani zapytała się go, czy coś się stało i czy nie potrzebuje pomocy. Grupka nastolatków śmiała się z niego, ale na szczęście żaden z nich go nie zaczepił. W szkole omal nie wpadł na ulubionych zapaśników, lecz udało mu się ich ominąć, korzystając z innej klatki schodowej. Nie miałby sił na konfrontację z nimi. Mógłby na kolanach dziękować temu, kto zaprojektował to liceum. Dało się omijać niektóre korytarze, przechodząc innymi. Podniósł się i wziął z biurka chusteczki. Ależ się wygłupił. Niemniej, zbierało się na to już od jakiegoś czasu. Pomyśleć, że kiedy Johnny zawiózł go do przychodni, był taki inny. Szkoda, że zawsze taki nie jest. W kim on się zakochał? W zimnym skurwysynie, co lubi komuś dowalić i nie interesuje go, że kogoś rani. Tylko to wszystko nawet nie bolało tak, jak pewna świadomość tego, co Johnny do niego czuje. Nie było to fajne. Nie miał szans na to, aby z nim być. Wiedział to, ale i tak zabolało, jakby ktoś wyrwał mu serce i je zmiażdżył.
Otarł oczy i nos, po czym się położył. Nie wyobrażał sobie tego, jak po tym wszystkim miałby spojrzeć mu w oczy i podjąć treningi. Jeśli pierwszy skończył się katastrofą, to reszta stałaby się istnym Armagedonem. Nie było mowy, żeby trenował pod okiem Jonathana. Z drugiej strony jak nie z nim to z kim? Trenerka była najlepsza. Inni mają pozostałe grupy i nie chcą trenować pojedynczej osoby. Powinien sobie odpuścić ten konkurs i skupić się na rekrutacji do Akademii za kilka miesięcy. Z tym postanowieniem zasnął, znów ignorując dzwonek telefonu.
Obudził się, czując czyjś dotyk na ramieniu. Ktoś nim potrząsał i niepotrzebnie go budził. Chciał przekręcić się na drugi bok, ale nie było mu to dane.
– Jak zaraz nie otworzysz tych swoich ładnych ślepi, to wyleję na ciebie garnek wody – zagroził Alex. – No brawo. Gratuluję, udało ci się otworzyć jedno oko. – Zaczął teatralnie bić brawo, kiedy Richie uchylił powiekę, a później drugą. – Dzwonię i dzwonię, a ty udajesz, że cię nie ma. Poza tym winien ci jestem opierdol. Śpisz jak kamień, a drzwi na dwór otwarte. Twojego taty nie ma. Każdy mógł wleźć. Wiem, że ta dzielnica jest raczej bezpieczna, ale zawsze się może trafić jakaś czarna owca.
– O czym ty do mnie mówisz? – Zaspany Richie podniósł się na łokciach.
– O niczym. Wyglądasz jak siedem nieszczęść. – Widok niewątpliwie jeszcze nie tak dawno płaczącego przyjaciela nie był tym, co każdy, komu na nim zależało, chciał widzieć. Nie lubił, jak Richie cierpiał. Faktycznie czasami zachowywał się względem niego jak dobry, troskliwy, kochający brat lub ojciec, który chciałby przed wszystkim, co złe, chronić kogoś słabszego i wrażliwszego.
– Co ty nie powiesz – prychnął Richie.
– O, nie jest z tobą tak źle. Suń się. – Przepchnął przyjaciela bliżej ściany. Jednoosobowe łóżko nie dawało wiele miejsca dla dwóch osób, ale obaj zawsze bez problemu się na nim mieścili. Położył się na boku, głowę podpierając na ręce. – To teraz powiesz mi, o co chodzi?
– Nienawidzi mnie.
– Kto?
– Johnny mnie nienawidzi. – Zrezygnowany z powrotem opadł na pościel.
– Masz na to dowody? – Alex nie doczekawszy się odpowiedzi, pytał dalej: – To może mi powiesz, co tam się stało i dlaczego masz na sobie strój, w którym trenujesz? – Wskazał na koszulkę widoczną pod bluzą.
– Bo uciekłem. Już wiem, że on mnie nienawidzi.
– Bla, bla, bla. – Chwycił szczękę Richiego i odwrócił jego głowę w swoją stronę. – Johnny to dupek, ale on nie umie nienawidzić. Co się z tobą dzieje? Jesteś taki smutny. Wczoraj i rano, kiedy w samochodzie opowiadałeś mi o… o... – Zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć imiona tych mężczyzn, o których miłości przyjaciel paplał.
– O Seanie i Drake’u – podpowiedział Richie.
– No właśnie. Wiedziałem. – Zaśmiał się, ale smutne oczy Richiego zaraz tę radość zniwelowały. Na jego komórkę przyszedł esemes, więc przeprosiwszy przyjaciela, odczytał go. Odpisał w paru słowach i ponownie skupił się na leżącym obok chłopaku. – Josh pytał, czemu nie byłem na zajęciach.
– Widzisz, ty masz Josha, ja nikogo.
– Nie mam go. To tylko seks.
– I co z tego? – Richie usiadł, prawie spychając przy tej czynności przyjaciela z łóżka. – Masz chociaż to. Masz seks. Ja nie mam nic i nie będę miał nic. Ten, którego chcę, mnie nie chce i to się nie zmieni. – Oparłszy się o ścianę, westchnął.
– Nie użalaj się nad sobą, bo widzę, że znów wpadasz w to coś pod tytułem „jestem do niczego”. – Zrobił palcami cudzysłów w powietrzu. Usiadł po turecku naprzeciw przyjaciela. Często tak siadali na dwóch końcach łóżka i rozmawiali, uczyli się lub grali. – Sam mówiłeś, że nie zależy ci na seksie.
– Zależy, ale na miłości przede wszystkim. Tylko na jedno ani na drugie nie mam szans. Szczególnie na to drugie, bo może jakiś ktoś znalazłby się, chętny, by mnie przelecieć. – Objął się ramionami, jakby chcąc ukryć się w nich. – Jak ten chuj Adalberto.
Alex nie wierzył w to, co słyszy. Zaraz go walnie i chłopak się opamięta. Co też ten znów sobie wymyślił?
– Co ty odwalasz?
– Nie mam szans.
– W czym?
– U Johnnyego. Nie mam. Nic. Zero. Przekonuje mnie o tym codziennie, odkąd go poznałem! – podniósł głos. – Pokazuje mi, jak mną gardzi. Jak mnie nie znosi. Sprawia, że zaczynam nienawidzić siebie. Gdybym był inny. Bardziej męski, dobrze zbudowany, to może…
– Przecież ty masz świetne ciało, jesteś super facetem…
– Nie o to mi chodzi. Wiesz… Uświadomienie sobie, że nie będzie się z kimś, kogo się kocha… Że ta osoba tobą gardzi… – Spojrzał na swoje palce, którymi zaczął się bawić. – Jeszcze jak przychodziłem do waszego domu… Wiesz, nocami myślałem, że może się uda. Ale nie może się udać, kiedy pokazuje mi, co do mnie czuje. Wie, że go kocham i jemu to przeszkadza. Na każdym kroku mi to okazuje, ale o tym chyba wspomniałem. Źle, że wie, co czuję. Bardzo źle. Nie umiałem się z tym kryć. Dzisiaj zaczął się na mnie wydzierać. Powiedział, żebym nigdy nie ważył się wyznawać mu miłości i że mną gardzi. Nie wytrzymałem i sam wiele powiedziałem. Nie krzyczałem, ale… Jak mam teraz wrócić na trening z nim? Nie jestem w stanie nawet go widzieć. Nie dość, że się ośmieszyłem i dałem mu nowe pomysły na gnębienie mnie, to przy nim nie jestem w stanie tańczyć. Krytykuje mnie na każdym kroku. Jeszcze brakuje, żeby zjechał moją choreografię, ale to nie ma znaczenia. Postanowiłem, że rezygnuję z konkursu – dokończył monolog i odetchnął.
– Chyba ocipiałeś do reszty! Mam ochotę ci przywalić! – Zdenerwował się Alex. – Wiesz, co on mi powiedział? Masz jutro zjawić się na treningu, jeżeli tego nie zrobisz i zrezygnujesz, to siłą cię na niego zaciągnie. Zależy mu na tym, abyś wygrał. Rozumiesz? Widział cię, jak tańczyłeś, i wie, co potrafisz. Sam powiedział, że masz talent. Nie będę go bronił, bo wkurwiony mówi wiele rzeczy, wspomniał coś o ręce, chyba się przestraszył tego, że coś by ci zrobił.
– Jego to nie obchodzi – burknął pod nosem Richie.
– Pierdolisz. Jutro zjawiasz się w szkole, inaczej mu pomogę cię tam zaciągnąć, a teraz zamawiamy pizzę, kończysz użalanie się nad sobą jak baba i idziemy załatwić kilka potworów. Nie nakopię ci w te twoje szanowne cztery litery w rzeczywistości, to chociaż skopię ci je w grze. – Nie pozwoli, by jego jedyny przyjaciel pogrążył się w depresji. Dopóki jeszcze nie został wykopany za drzwi, miał tu coś do powiedzenia. – Włączaj kompa, ja zamawiam pizzę.
– Dlaczego Bóg pokarał mnie kimś takim, jak ty? Co takiego złego zrobiłem? – Wygramolił się z łóżka mimo wszystko trochę zły, że przerwano mu użalanie się nad sobą. Chciał najpierw wziąć prysznic, a potem zajmie się resztą.
– Jaka kara? To nagroda. Ha, jestem nagrodą – powiedział już sam do siebie Alex, wybierając numer pizzerii.

15 komentarzy:

  1. Jezu, co tak malo? Myslalem, ze bedzie cos wiecej ;O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało? Normalna długość rozdziału jakie piszę. :)

      Usuń
  2. Biedny Richie.. płakałam razem z nim :( Jednak mam nadzieję, że Johnny przejrzy na oczy i będą razem :) A najbardziej jestem ciekawa, czy zatańczą ze sobą tą choreografię, o której myślał Richie ;) Dziękuję za rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pamiętam dokładnie, ale myślę, że szybko zaspokoisz swoją ciekawość co do choreografii. :)

      Usuń
  3. Może w końcu coś dotrze do Johnego.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może. Kto go tam wie, co on naprawdę myśli. :)

      Usuń
  4. Płacz bardzo pomaga bo człowiek nie dusi się w sobie mnie niestety przychodzi z trudem, choć nadmiar też upierdliwy:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Płacz zawsze pomaga, ale nadwrażliwy Richie zawsze płakał za dużo. :)

      Usuń
  5. Kiedy planujesz wydać 2 tom :P?, jestem po lekturze 1 ale nic nie zdradzę :). Całkiem spoko jest XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugi tom planuję wydać dopiero kiedy z rozdział lub dwa ukażą się na blogu. Czyli po zakończeniu tomu pierwszego. To nie tak dużo czekania. Ja czytam książki, które często są seriami. Nie raz na kolejny tom muszę czekać rok. To dopiero czekanie. :D

      Usuń
  6. hmmm ciekawi mnie przeszłość Jonny'ego. Co nieco Alex powiedział ale mam nadzieję, że dowiem się więcej. Czuje, że on coś ukrywa. Coś dużego. Coś go ciągnie do Richiego. To widać. Jestem ciekawa zatem czy ma jakąś szansę by to się rozwinęło. Jonny trochę przesadził I jestem dumna z chłopaka. W końcu powiedział co myśli i czuje. Wiem może dał broń Jonnemu do ręki. W końcu facet wyraźnie nim gardzi i doksonale wie że go kocha. A są jeszcze inne kłopoty. I ta słodka zazdrość Alexa o Josha. Aj rozkoszne to nie powiem. W ogóle jednak bardziej wolę Richa. Ja wiem on jest taki mało męski i w ogóle, ale kto wie. Może właśnie dzięki niemu stanie się mężczyzną? Kochana naprawdę bardzo ale to bardzo Cię podziwiam. Czekam na ciąg dalszy już w poniedziałek ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki Richie się stanie, czy dorośnie czy wręcz będzie z nim gorzej okaże się w kolejnych tomach. A Jonathana mimo wszystko ciągnie do niego.

      Usuń
  7. Tak, tak, tak w końcu Richie pokazał co myśli i mam nadzieję że ten idiota Johnatann się ogarnie.
    Pozdrawiam i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jonathan... Nie, nic o nim nie napiszę. :)
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  8. Hej,
    może wckońcu Jonnathan zmieni się i coś do niego dotrze, Tichie, och tak w końcu posiedział comgo boli, ale mam wrażenie, że Jonathanowi zależy na Richim...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)