24 grudnia 2015

W sidłach miłości - Rozdział 6

I kolejny rozdzialik. :)

Dziękuję za komentarze. :)



Był w stanie stwierdzić, że Richie teraz przez niego płakał. Znał go na tyle dobrze, żeby to wiedzieć. Zdenerwował się i go poniosło. Powiedział za dużo. Nawet tak nie myślał o chłopaku. Skądś w jego ustach wzięły się słowa brata. Człowiek w chwili zdenerwowania robi i mówi różne rzeczy, których potem żałuje. On już żałował. Przyjaciel zwrócił mu uwagę na ważną rzecz i chyba w jakimś stopniu to go przestraszyło. Wierzył Joshowi, ale co, jak ten sam nie wiedział, że coś mu jest? Tyle ludzi ryzykuje, tylu uprawia seks z przygodnymi osobami, nie myśląc o konsekwencjach. Tak wiele rozprzestrzenia się chorób, pojawiają się niechciane ciąże, a wszystko dlatego, że ktoś tam komuś zaufał, zapomniał o zabezpieczeniu czy nie chciał używać prezerwatyw, bo mniej czuł, bo religia zakazuje. Tak, religia zakazuje, a ludzie pieprzą się jak króliki, co noc z kimś innym. Faktycznie najlepiej zrobi, jak się zbada, ale zanim się na to zdecyduje, musiał jakoś przeprosić Richiego. Chciał zostać przy nim, lecz to nie miałoby sensu. Sam nie chciałby być blisko kogoś, kto go zranił. Chwila wytchnienia i przebywanie z dala tej osoby często bywa zbawienna. Wiedział to z własnego doświadczenia. Wieczorem postara się z nim porozmawiać i przeprosić.
Wrócił do domu, zostawiając auto na podjeździe. Ten był na tyle duży, że mieścił dwa samochody stojące obok siebie, więc jak ktoś wróci do domu, nie będzie musiał od razu biec, aby zaparkować w garażu. Zmęczony, bardziej psychicznie niż fizycznie, czując przygniatającą go winę, powłóczył nogami jedna za drugą. Wszedł do przedpokoju, od razu zdejmując buty. Zazwyczaj ustawiał je równo w rzędzie pod ścianą, ale teraz kopnął je, nie przejmując się, że jeden wylądował na kapciach matki, a drugi pod wieszakiem. Zawlókł się do kuchni. Brat właśnie porywał z talerza herbatnika.
– Hej.
– Hej. A tobie co? Wyglądasz, jakby przeszło przez ciebie stado słoni.
– Ta. – Alex wzruszył z rezygnacją ramionami.
  Johnny rozejrzał się wokół, głównie czekając na to, czy ktoś zaraz nie przylezie za jego bratem. Szczególnie ta blondwłosa głowa, ale nic takiego się nie stało. Schrupał ciastko i zapytał:
– A gdzie ta twoja psiapsiółka?
– Stul dziub. – Ten znów swoje. Dlaczego Jonathan nie zamilknie na temat Richiego? Naprawdę nie miał ochoty słuchać, jak ten mówi o nim różne przykre rzeczy.
– O, czyżby kłopoty w tym raju przyjaźni? Pokłóciłeś się z tą męską panienką?
Alex odwrócił się do niego, z rozmachem wyciągnął rękę, chcąc go uderzyć, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Opuścił rękę.
– Nie nazywaj go tak! Jak on ci tak przeszkadza, to nie myśl o nim, nie mów, udaj, że nie istnieje, dobrze?! Coś za często powraca u ciebie jego temat!
– Naprawdę chciałeś mnie walnąć? – Johnny zachowywał się tak, jakby zarejestrował tylko chwilę, kiedy dłoń brata miała trafić w jego twarz, a słowa Alexa wyleciały drugim uchem, o ile wpadły do pierwszego.
– Nie wiem, co mnie powstrzymało, gnojku!
– Chyba strach, że mógłbym ci  oddać, pedale?
– Nie boję się ciebie! Wkurwiasz mnie w tej chwili, więc się ode mnie odpierdol, a szczególnie od niego, cioto!
– Co tu się dzieje? – głos mamy przedarł się przez coraz bardziej gęstniejącą atmosferę. – Jak ty do niego powiedziałeś? – Popatrzyła na Alexa srogo.
– Tak samo jak on nieraz gada do mnie. Uspokój się, mamo.
– Właśnie. To tylko nasze męskie sprawy. Tak naprawdę kocham swojego braciszka. – Objął Alexa wokół pleców i przyciągnął do swojego boku.
– Odczep się ode mnie. – Odepchnął go.
– Chłopcy, głowa mnie boli, więc proszę was o ciszę. Położę się na chwilę, a potem zrobię wam obiad.
– Ja zrobię, a ty odpocznij. – Nad wyraz uprzejmy Johnny uśmiechnął się szeroko. – A ten tutaj mi pomoże. – Uderzył brata w plecy tak, że temu odebrało oddech.
– Nie dotykaj mnie – syknął Alex przez zaciśnięte zęby. – Idę na górę.
– Nie, pomożesz mi. – Jakby nie widział, że Alex ma problem, to by go puścił, ale zajęcie się czymś zawsze jakoś pomagało. To lepsze niż zamartwianie się siedząc zamkniętym w pokoju. I naprawdę ciekawiło go, dlaczego ten płowowłosy chłoptaś z nim nie przyszedł. Zawsze przyłaził.

* * *

Ponownie się przewrócił w czasie tego obrotu. Zaklął cicho pod nosem, aby trenerka go nie słyszała, i podniósł się. Powinien był przełożyć ten trening, ale nie chciał siedzieć w domu. Jak tylko dziobnął odrobinę obiadu, przebrał się i zadzwonił do Oscara. Chłopak nie mieszkał daleko, więc był u niego pięć minut później. Przekazał koledze wszystko to, czego potrzebował, by stworzyć dla niego idealną składankę i kiedy Richie chciał iść na autobus, z własnej woli podwiózł go na trening. Taylor starał się udawać, że wszystko jest w porządku, co nie było trudne. Oscar całą drogę paplał o sobie i jakiejś dziewczynie, która mu się podobała. Richie i tak go nie słuchał. Był myślami w innym świecie. Tak jak teraz, kiedy proste figury wychodziły mu jak początkującemu.
– Richie, co się z tobą dzieje? – spytała trenerka, wyłączając muzykę. Pracowała z nim od pierwszej klasy, wiele go nauczyła i tyleż samo podsunęła chęci do dalszej pracy. Mało powiedziane, że była dobra w tym, co robiła, była genialna.
– Mam kilka problemów. Nie mogę się skupić. – Wytarł ręcznikiem spoconą twarz.
– Ile razy ci mówiłam, że problemy i wszelkie inne sprawy zostawia się na zewnątrz? Jak trenujesz, a tym bardziej występujesz, masz myśleć i skupiać się tylko na tym. Nic nie może zakłócić tego, co masz pokazać – mówiła głośno i wyraźnie, jakby wygłaszała przemówienie. – Jesteś smutny, nieważne. Na scenie masz się uśmiechać. Masz dać z siebie wszystko. Masz być szczęśliwy. Taniec to życie. To radość, to coś, co kochasz i zawsze ma być na pierwszym miejscu. Kiedy tańczysz, nie istnieje nic innego. Pamiętaj o tym.
– Czasami po prostu się nie da.
– Wiem, ale warto próbować. – Była kobietą tuż po trzydziestce, ale nie wyglądała ani nie zachowywała się jak osoba w jej wieku. Sama powtarzała, że czuje się, jakby miała szesnaście lat. Taka młoda dusza w zbyt dorosłym ciele. Miała daleko gdzieś wszelkie konwenanse i narzucane normy. Zachowywała się, jak chciała, robiła, co chciała i przede wszystkim zajmowała się tym, co kochała. – Choćby twój świat się walił i sądziłbyś, że już się nie podniesiesz, to w to nie wierz. Los zawsze rzuca koło ratunkowe. Łap je. Jak dasz się przygnieść temu, co cię dociska do ziemi, przegrasz. Choćby nie wiem jak trudne to było, musisz pokonać siebie. Swój ból, smutek, wszystko co złe zamknąć gdzieś w sobie głęboko i pokazać, że jesteś wiele wart. – Położyła ręce na jego ramionach, uważnie spoglądając w oczy. Jej potrafiły prześwietlić człowieka na wylot. – Pokaż, że nic nie może ci zabrać tego, co kochasz. To jest twój sprawdzian, czy potrafisz oddzielić sprawy osobiste od tańca. Do końca treningu poza tą salą nie ma nic. Jest tylko muzyka, taniec i ty. Ucz się już teraz, bo gdy przyjdzie czas, że będziesz miał zatańczyć przed publicznością, masz wyjść uśmiechnięty i szczęśliwy i pokazać co potrafisz.
– Okej, rozumiem. – Gdyby jej nie przerwał, mogłaby w ten sposób mówić i mówić, po chwili odbiegając od tematu, zapominając, o co jej chodziło i schodząc na inny. Mimo tego uwielbiał ją.
– Doskonale. To teraz zapomnij o tym, co cię dręczy, i do dzieła. – Poszła włączyć muzykę.
Tak powinien był zrobić. Odłączyć się myślami od Alexa. Inaczej nie będzie potrafił się skupić, a musiał. Zawalając prosty układ, nie ma szans na zrobienie czegoś bardziej skomplikowanego. Wbrew pozorom Freestyle nie był łatwy, a on łączył ze sobą tak przeróżne style, że kosztowało go to o wiele więcej pracy.
– Zacznij od mocnego uderzenia nogami o ziemię, skok, obrót, obniż się, wyciągnij nogę, a dalej wiesz co robić – mówiła krótkimi słowami. Dla niego każde z nich oznaczało odpowiedni trick i wykonanie.
Odrzucił ręcznik na lśniącą podłogę i stanął w rozkroku. Spojrzał w bok i wsłuchał się w rytm, który wypełniał studio. Zamknął się na wszystko to, co go rozpraszało, pozwolił spętać się muzyce i pragnieniu. Był tylko on i taniec. On i to, co kochał. Poddał się rozpętującej się w nim burzy, dając się ponieść swoim mięśniom, ciału i miłości do tańca.

* * *

Bawił się telefonem, czekając na jakąkolwiek odpowiedź Richiego. Chłopak mu coś wspominał, że miał mieć dziś trening, ale ten skończył się już ze dwie godziny temu. O tej porze Richie zawsze siedział na komunikatorze i zazwyczaj grali w coś lub rozmawiali. Tegoż wieczora, a wprawdzie już nocy, bo zegar, który stał przy małym radiu, wskazywał dwudziestą drugą, Alex już się wykąpał, przebrał w piżamę i wysłał kolejną wiadomość przyjacielowi. Niestety ponowne przeprosiny zostały zignorowane. Nie miał wyjścia. Będzie musiał porozmawiać z nim w szkole, albo najlepiej jak podjedzie po niego rano. Napisał mu kilka słów na Gadu-Gadu, ale to też nic nie dało. Ostatnie godziny spędził z bratem i jego kursem gotowania oraz pytaniami, na jakie nie udzielał odpowiedzi. Ostatni raz mu pomagał w pichceniu, bo ten ciągle narzekał, wypominając mu, że cebula jest źle pokrojona i nie powinien płakać nad jej losem, a mięso nie tak smaży, jak powinien, czy szczególnie, że przyjaźń zaczyna się i kończy tak po prostu i nie można już nic naprawić. Za to ostatnie Johnny prawie dostał w zęby, ale tym razem ochroniła go przed tym mama i wracający do domu tata. Dlatego dzień miał dzisiaj naprawdę dziwny i dość intensywny, a kto wie, jakie będą kolejne.
Wyłączył komputer. Najchętniej to by jeszcze posiedział, ale jutro musiał jakoś wstać do szkoły i nie wyglądać jak zombie. Zazwyczaj się tym nie przejmował, ale był taki jeden, na którym – nie będzie się oszukiwał – chciał zrobić wrażenie. Miał ochotę walić głową w mur. Josh jest nauczycielem i nim pozostanie. Nie będzie dla niego nikim więcej. Z drugiej strony chciał mu odpłacić za jego słowa. Tylko jak miał go oskarżać, skoro sam skrzywdził przyjaciela?
Położył się do łóżka. Zapach świeżo wypranej pościeli wdarł się w jego nozdrza. Przytulił się do poduszki, wyciągając jeszcze rękę, by wyłączyć światło. Gdy pokój ogarnęła ciemność, pogrążył się w rozmyślaniach. Nie tylko utrudniło mu to zaśnięcie, ale także nie było dla niego dobre, bo każda myśl kierowała go do jego pierwszego kochanka.

* * *

Richie wpatrzył się w słowa przeprosin, ale nie zamierzał się tak łatwo ugiąć. Alex coś mu uświadomił, a do tego naprawdę wbił mu szpilę w serce. Nie wszystko da się naprawić paroma słowami: „Nie chciałem, przepraszam”.
– Richie, dobranoc – zawołał tata, nie otwierając drzwi. Zawsze dawał synowi pełną prywatność, a przed wejściem pukał.
– Dobranoc, tato.
– Też się połóż. Pamiętaj, że rano wstajesz do szkoły.
– Pamiętam. Trudno zapomnieć – dodał już do siebie i sprawdził w Internecie rozkład jazdy autobusów.

* * *

Zjadł śniadanie i przeglądał temat, na jaki chciał dzisiaj prowadzić zajęcia. Trzymał się programów lekcji, ale bywało, że wtrącał wiele od siebie. Nie uważał, że dzieciaki mają się uczyć tylko tego, co ktoś tam sobie zaplanował. On chciał nauczyć ich inwencji twórczej i samodzielnej pracy nad tekstami, które im odpowiadają. Dlatego dzisiaj chciał z nimi o tym porozmawiać. Poznać swoich uczniów – taki miał plan co do każdej z klas, jaka mu przypadła – dowiedzieć się jakie mają zainteresowania i jakie książki kochają lub jakich nie znoszą. Zaraz przed oczami stanął mu obraz Alexa. Na ten temat wiedział o nim aż za dużo. Będzie musiał zachować się jak profesjonalista i traktować go tak, jak innych. Udawać, że nic o nim nie wie. Pytanie jak sobie z tym poradzi Alex i jak dobrym jest aktorem. Liczył, że po wczorajszym chłopak zrozumiał, jaki łączy ich związek. To miały być wyłącznie relacje uczeń i nauczyciel, coś więcej było zakazane. I będzie to sobie powtarzać milion razy dziennie.
Dopił zimną, przesłodzoną kawę, przez co skrzywił się. Zerknął na zegarek. Miał jeszcze trochę czasu, ale wolał się ubrać i być wcześniej w szkole. Trzeba było przecież poznać nowych kolegów z pracy. Wczoraj nie bardzo miał na to czas, a po spotkaniu z Alexem tym bardziej nie potrzebował towarzystwa. Będzie się też musiał zapoznać z materiałami poprzedniego nauczyciela, którego stanowisko zajął. Z tego co wiedział, to John Erson przerobił z nimi więcej literatury historycznej, zapominając o tej współczesnej oraz pięknej poezji.
Odstawił szklankę do zlewu, dołączając ją do talerzyka po tostach. Pozmywa, jak wróci. W ogóle powinien się zająć ułożeniem wszystkiego w szafkach. Wszystkie jego rzeczy czekały w pudłach ustawionych w rzędzie pod oknem. Kuchnia była otwarta na niewielki salon, przez co całe pomieszczenie sprawiało wrażenie dużego. Wielkie okna i jasne kolory przyczyniały się do dobrze naświetlonego lokum. Do mieszkania należała jeszcze sypialnia, pokój gościnny, który zamierzał przeznaczyć na gabinet, i łazienka zawierająca deszczowy prysznic. Właściciel naprawdę postarał się urządzić lokal wygodnie i ze smakiem. Niestety musiał szybko wyjechać za granicę i nie pomieszkał w nim zbyt długo. Dla Josha była to idealna oferta, a i cena nie była wygórowana. Przede wszystkim chyba dlatego, że właściciel musiał na wczoraj załatwić całą dokumentację i niższa cena oznaczała więcej chętnych na wynajem. Sam nawet nie wiedział, kiedy spakował podręczny bagaż i przyleciał tutaj. Gdy dokonał transakcji i podpisał umowę pracy w szkole, jego znajomi spakowali resztę potrzebnych rzeczy i wysłali następnego dnia. Wiele chciał tam zostawić i pomyśleć co z nimi zrobić, ale oni powiedzieli, że nigdy nie wie, co mu się przyda. Chciał głownie zabrać swoje książki, a tych były trzy wielkie pudła. Na razie nie miał pojęcia, gdzie on je poustawia. Chyba w stosach na podłodze lub ewentualnie kupi regały i jak go kiedyś będzie stać na własne mieszkanie, po prostu weźmie je ze sobą. Może i być tak, że tutaj mu się nie ułoży i wróci do Minnesoty. Mimo wszystko chciałby jednak pozostać tutaj i odbudować relacje z rodzicami. Tym bardziej, że się starzeją. Mama była krawcową i odkąd pamiętał, prowadziła w domu swój mały interes, a ojciec od kilku lat był emerytowanym policjantem. Razem wiedli rutynowe życie w prywatnym domu na przedmieściach. Nie widział ich całe wieki. Czasami tylko rozmawiał z mamą. Stąd wiedział, co się u nich dzieje.
Spostrzegłszy, że stoi i patrzy w okno, dał sobie mentalnego kopniaka. Już kilka minut temu powinien był wyjść. Poszedł do sypialni, ubrał się, pozbierał to, co będzie mu potrzebne, chowając wszystko do torby na laptopa. Na końcu spakował komputer – wolał pracować na swoim, a na tych szkolnych robić tylko to, co konieczne. Dziesięć minut później opuścił  mieszkanie, prawie zapominając je zamknąć.

* * *

Nacisnął dzwonek i odczekał chwilę, zanim drzwi się otworzyły. Stanął w nich tata Richiego. Wyglądał, jakby zaraz miał wyjść do pracy. W ręku trzymał kanapkę.
– O, cześć Alex.
– Dzień dobry panu. Richie gotowy?
– Ale on pojechał autobusem. Mówił, że się bardzo śpieszy, a nie chciał cię fatygować, żebyś wcześniej wyjechał.
Nie chciał go fatygować? Zapewne wymyślił to drobne kłamstewko, aby jakoś usprawiedliwić przed ojcem, że z nim nie jedzie. Jeszcze nigdy nie było tak, że nie jechali do szkoły razem. Zdarzało się to, kiedy któryś był chory, ale nawet kiedy się kłócili, przyjaciel zawsze na niego czekał.
– Coś się stało? – pan Taylor zmarszczył brwi.
– Nie, nic. Zapomniałem, że… coś miał załatwić. No, to dowiedzenia. Jadę, wolę się nie spóźnić.
– Do widzenia.
Skinął jeszcze ojcu przyjaciela głową i uśmiechnął się, starając, aby wyglądało to na wesoły wyszczerz. Wsiadł do samochodu. Obawiał się, że rozmowa z Richiem nie będzie taka łatwa. Jak miał go przeprosić? Nie będzie go błagał na kolanach o wybaczenie. Musi sobie wyparzyć usta, które zamiast się zamknąć, zaczynają paplać tak, że krzywdzą wrażliwego chłopaka.

Pod szkołę zajechał kilka minut później. Nie pchał się z parkowaniem tam, gdzie miejsca zajmuje elita. Niektórzy, gdyby mogli, parkowaliby w klasach. Stanął przy bramie, na swoim stałym miejscu. Zabrał plecak, w którym miał tylko zeszyty, gdyż same książki trzymał w szafce w szkole. Drugi komplet posiadał w domu i z niego się uczył. Bez sprawdzania planu lekcji pamiętał, do której klasy ma się udać. Josh był drugą osobą, która tej nocy spędzała mu sen z powiek. Ciągle powtarzał sobie, że to tylko nauczyciel, ale jego druga połówka koniecznie chciała mu pokazać, jak bardzo się myli. Na razie ją ignorował. Tak jak Richie jego, kiedy podszedł do stojącego na korytarzu chłopaka zaczytanego w książce. Przyjaciel nie odpowiedział na prosty gest powitania.
– Richie, możemy pogadać? Tylko pięć minut. – Wysunął otwartą dłoń, pokazując przyjacielowi pięć palców.
Słyszał go, lecz nie zamierzał z nim rozmawiać. Najchętniej to na pewien czas przeniósłby się do innej ławki. W sumie nie byłoby z tym tak trudno. Oderwał wzrok od książki – tak bardzo interesującej, że sama myśl o ponownym jej przeczytaniu mdliła go – i poszukał Oscara. Znalazł go gawędzącego z grupą dziewczyn. Najgłośniejszą z nich była Joyce Tripton. Blondwłosa dziewczyna, która przefarbowała końcówki włosów na różowo, była najlepszą przyjaciółką i w dodatku kuzynką Sharon. Gdyby ciemne włosy Sharon przefarbować na blond, wyglądałyby jak bliźniaczki. Nic dziwnego, podobno ich matki były jednojajowymi bliźniaczkami. Dziewczyny tworzyły dziwną mieszankę. Zabawowa, szalona Joyce i spokojna, małomówna Sharon. Joyce tańczyła, tak samo jak on, ale miała swoją grupę, w której się udzielała. Wiele razy proponowała mu, by przyłączył się do formacji, ale wolał tańczyć sam.
– Hej, Oscar…
Alex patrzył, jak przyjaciel zostawia go i idzie w stronę ich kolegów. Smutno mu się zrobiło, ale co miał robić. Przykuć go do czegoś i zmusić do tego, by go wysłuchał? Jaki to miałoby sens? Przyniosłoby to odwrotny skutek. Richie go karał. W sumie zasłużył sobie na to.
– Alex, co tak tam stoisz? Rusz tyłek i chodź do nas – zawołała Joyce. – Planujemy po południu wypad na jakieś piwko. Zbierasz się z nami?
– Zabierasz – poprawiła ją Sharon. Długie włosy miała zaplecione we francuski warkocz, a splot został zakończony czerwoną frotką.
– Oj tam. – Machnęła ręką. Podrapała się po różowo-złotych włosach i czekała na odpowiedź Alexa.
– No, nie wiem. – Rzucił pytający wzrok Richiemu, który cicho rozmawiał z Oscarem. – Mam dzisiaj trochę zajęć. Muszę się też uczyć.
– Człowieku, jeszcze się nauczysz. Używaj życia, staruszku. – Joyce uderzyła go w ramię.
– Nie, naprawdę nie mam ochoty dzisiaj wychodzić. – Bardzo chętnie by do nich dołączył, ale bez niego przyjaciel będzie się lepiej bawił.
– Jak tam chcesz. Nalegać nie będę. Mam nadzieję, że zmienisz zdanie.
– To gdzie się spotkamy? Ustaliłaś już coś? – zapytał Richie. Oscar nie zgodził się na zamianę miejsc, więc musiał dwie lekcje literatury przesiedzieć z Alexem. Na szczęście później się rozdzielą. Nie to, żeby za nim nie tęsknił. Po prostu tak trudno wybaczać.
– W Fever – oznajmiła Joyce. – Hue hue hue.
Oscar jęknął.
– Tylko nie klub dla homo. Ostatnio jak tam poszliśmy, to jeden facet chciał mi loda zrobić.
– Trzeba było się zgodzić, pyśku. – Tripton poklepała go po policzku. Ogólnie była bardzo dotykalską dziewczyną i nikomu nie szczędziła swoich „czułości”. – Miałbyś niezły odjazd. Szkoda, że nie jestem facetem. Byłabym królem dark roomów.
– Joyce… – wtrąciła czerwona na twarzy Sharon.
– Tak, aniołku, wiem, ale nie ma się czego wstydzić. To normalne, ludzkie sprawy. Wiesz, że jestem mentalnym gejem, a ty taką cichą wodą. – Złapała kuzynkę za rękę. – To jak, Oscarku, może być Fever? Może poderwie cię jakaś śliczna lesbijka.
– Ale pocieszenie.

* * *

Stał i obserwował grupkę swoich uczniów. Doleciały do Joshuy niektóre słowa blond-różowej dziewczyny. O Fever – klubie dla gejów i lesbijek – słyszał, kiedy jeszcze mieszkał w okolicach. Co więcej, zdarzało się, że na studiach bywał gościem klubu. Nie zawsze go mile wspominał. Przychodziło tam wielu facetów, którzy chcieli się tylko pieprzyć i propozycje jakie dostawał, jego samego przyprawiały o gęsią skórkę. A może to on był jakiś inny? Nigdy nie lubił szybkiego seksu w miejscu śmierdzącym potem i spermą obcych facetów. Chociaż słuchanie sapań i jęków go podniecało. Ulegał, gdy ktoś mu się podobał, ale zazwyczaj wolał wynająć pokój w motelu, nawet na tę jedną godzinę. Przez lata pewnie nic się tam nie zmieniło, ale liczył, że jego uczniowie znają to miejsce dość dobrze i nie ulegną namowom napalonych facetów czy kobiet. Ciekaw był, czy Alex też się tam wybiera. Zresztą co go to obchodzi. Są dorośli, Alex też, i chyba mają swój rozum. On miał zadanie do wykonania. Nie zapłacą mu za nic nierobienie.
– Witam państwa. Kończcie już te plotki i zapraszam do klasy – powiedział, zbliżając się do swoich uczniów. Wskazał ręką drzwi do sali. Kątem oka zobaczył, że Alex drgnął i patrzy na niego. – Panie Walsh, zapraszam. – Ich oczy ponownie się spotkały, tak jak poprzedniego dnia.
– Tak jest, proszę pana, panie Morrison. – Przepuścił kolegów, a sam wszedł na końcu, niby przypadkiem ocierając się ręką o Josha. Tak jakoś samo to się zrobiło, pod wpływem chwili, ale był z tego gestu zadowolony. Teraz tylko musi wytrzymać z nim te dwie godziny z pięciominutową przerwą.

9 komentarzy:

  1. Ech na mi tam było krótko no i sie porobiło:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To okropne gdy przyjaciele się kłócą. Richie jest super, jak już wspominałam, ale chyba jeszcze bardzo polubię Joyce. Hmm... może nawet skusiłabym się na wypad z nimi ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Ricclhi, ale Alex nie powinien tak na niego naskakiwać. A dodakowo ta braterska kłótnia? Istny melodramat.
    Jakoś ciężko czytało mi się ten rozdział, jednak dotrwałam do końca i muszę stwierdzić, że jedyne pasujące słowo to "smutek". Gdzie nie spojrzeć tam kłótnia, tam rozterki sercowe.
    Mam na to za miękkie serducho.
    Z życzeniami świątecznymi, składam nadzieje na bardziej radośniejszy rozdzialik.

    OdpowiedzUsuń
  4. M.. Musi sie walic? Richie przetrzymaaj Alexa jeszcze w niepewnosci xD

    Wesolych swiat!!=3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zawsze cudowny rozdział ^_^ Z każdym kolejnym kocham to opowiadanie coraz bardziej ^_^ Mam nadzieję, że Josh szybko zrozumie, że Alex jest stworzony dla niego ^_^

    Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt słońce<3

    OdpowiedzUsuń
  6. Zupełnie zapomniałam że dziś piątek i jest nowy rozdział. Miłą niespodziankę mi sprawiłaś tym fajnym rozdziałem

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda mi Richiego i Alexa.
    Ja wiem że okrutne słowa przyjaciela musiały go zaboleć, ale mam nadzieję, że jakoś się dogadają. W końcu taka przyjaźń jak ich nie znika po prostu.
    no i podobała mi się sytuacja Alexa i Johnyego. On jest naprawdę wredny. A jednak czuje że coś się za tym kryje.
    Jakoś tak coś mi podpowiada.
    posyłam świąteczne życzenia i jak zwykle czekam na poniedziałek.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    coś brat Alexa zbyt często wspomina Richiego, czyżby coś było na rzeczy, ojć chciałabym aby się pogodzili, zranił ale nie zrobił tego specjalnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Kto wie, jakie będą następne dni... Podejrzewam, ża autorka ;D. Johnny jest dziwny. Ciężki do rozszyfrowania. Natomiast obie kuzynki bardzo przypadły mi do gustu ;). Mam nadzieję, że będzie jeszcze o nich. Ogólnie rozdział jest smutny, ale bardzo dobry.
    Pozdrawiam cieplutko :3

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)