Dziękuję za komentarze. :)
Był w stanie
stwierdzić, że Richie teraz przez niego płakał. Znał go na tyle dobrze, żeby to
wiedzieć. Zdenerwował się i go poniosło. Powiedział za dużo. Nawet tak nie
myślał o chłopaku. Skądś w jego ustach wzięły się słowa brata. Człowiek w
chwili zdenerwowania robi i mówi różne rzeczy, których potem żałuje. On już
żałował. Przyjaciel zwrócił mu uwagę na ważną rzecz i chyba w jakimś stopniu to
go przestraszyło. Wierzył Joshowi, ale co, jak ten sam nie wiedział, że coś mu
jest? Tyle ludzi ryzykuje, tylu uprawia seks z przygodnymi osobami, nie myśląc
o konsekwencjach. Tak wiele rozprzestrzenia się chorób, pojawiają się
niechciane ciąże, a wszystko dlatego, że ktoś tam komuś zaufał, zapomniał o
zabezpieczeniu czy nie chciał używać prezerwatyw, bo mniej czuł, bo religia
zakazuje. Tak, religia zakazuje, a ludzie pieprzą się jak króliki, co noc z
kimś innym. Faktycznie najlepiej zrobi, jak się zbada, ale zanim się na to
zdecyduje, musiał jakoś przeprosić Richiego. Chciał zostać przy nim, lecz to
nie miałoby sensu. Sam nie chciałby być blisko kogoś, kto go zranił. Chwila
wytchnienia i przebywanie z dala tej osoby często bywa zbawienna. Wiedział to z
własnego doświadczenia. Wieczorem postara się z nim porozmawiać i przeprosić.
Wrócił do domu,
zostawiając auto na podjeździe. Ten był na tyle duży, że mieścił dwa samochody
stojące obok siebie, więc jak ktoś wróci do domu, nie będzie musiał od razu
biec, aby zaparkować w garażu. Zmęczony, bardziej psychicznie niż fizycznie,
czując przygniatającą go winę, powłóczył nogami jedna za drugą. Wszedł do
przedpokoju, od razu zdejmując buty. Zazwyczaj ustawiał je równo w rzędzie pod
ścianą, ale teraz kopnął je, nie przejmując się, że jeden wylądował na kapciach
matki, a drugi pod wieszakiem. Zawlókł się do kuchni. Brat właśnie porywał z
talerza herbatnika.
– Hej.
– Hej. A tobie
co? Wyglądasz, jakby przeszło przez ciebie stado słoni.
– Ta. – Alex
wzruszył z rezygnacją ramionami.
Johnny rozejrzał się wokół, głównie czekając
na to, czy ktoś zaraz nie przylezie za jego bratem. Szczególnie ta blondwłosa
głowa, ale nic takiego się nie stało. Schrupał ciastko i zapytał:
– A gdzie ta
twoja psiapsiółka?
– Stul dziub. –
Ten znów swoje. Dlaczego Jonathan nie zamilknie na temat Richiego? Naprawdę nie
miał ochoty słuchać, jak ten mówi o nim różne przykre rzeczy.
– O, czyżby
kłopoty w tym raju przyjaźni? Pokłóciłeś się z tą męską panienką?
Alex odwrócił
się do niego, z rozmachem wyciągnął rękę, chcąc go uderzyć, ale w ostatniej
chwili powstrzymał się. Opuścił rękę.
– Nie nazywaj
go tak! Jak on ci tak przeszkadza, to nie myśl o nim, nie mów, udaj, że nie
istnieje, dobrze?! Coś za często powraca u ciebie jego temat!
– Naprawdę
chciałeś mnie walnąć? – Johnny zachowywał się tak, jakby zarejestrował tylko
chwilę, kiedy dłoń brata miała trafić w jego twarz, a słowa Alexa wyleciały
drugim uchem, o ile wpadły do pierwszego.
– Nie wiem, co
mnie powstrzymało, gnojku!
– Chyba strach,
że mógłbym ci oddać, pedale?
– Nie boję się
ciebie! Wkurwiasz mnie w tej chwili, więc się ode mnie odpierdol, a szczególnie
od niego, cioto!
– Co tu się
dzieje? – głos mamy przedarł się przez coraz bardziej gęstniejącą atmosferę. –
Jak ty do niego powiedziałeś? – Popatrzyła na Alexa srogo.
– Tak samo jak
on nieraz gada do mnie. Uspokój się, mamo.
– Właśnie. To
tylko nasze męskie sprawy. Tak naprawdę kocham swojego braciszka. – Objął Alexa
wokół pleców i przyciągnął do swojego boku.
– Odczep się
ode mnie. – Odepchnął go.
– Chłopcy,
głowa mnie boli, więc proszę was o ciszę. Położę się na chwilę, a potem zrobię
wam obiad.
– Ja zrobię, a
ty odpocznij. – Nad wyraz uprzejmy Johnny uśmiechnął się szeroko. – A ten tutaj
mi pomoże. – Uderzył brata w plecy tak, że temu odebrało oddech.
– Nie dotykaj
mnie – syknął Alex przez zaciśnięte zęby. – Idę na górę.
– Nie, pomożesz
mi. – Jakby nie widział, że Alex ma problem, to by go puścił, ale zajęcie się
czymś zawsze jakoś pomagało. To lepsze niż zamartwianie się siedząc zamkniętym
w pokoju. I naprawdę ciekawiło go, dlaczego ten płowowłosy chłoptaś z nim nie
przyszedł. Zawsze przyłaził.
* * *
Ponownie się
przewrócił w czasie tego obrotu. Zaklął cicho pod nosem, aby trenerka go nie
słyszała, i podniósł się. Powinien był przełożyć ten trening, ale nie chciał
siedzieć w domu. Jak tylko dziobnął odrobinę obiadu, przebrał się i zadzwonił
do Oscara. Chłopak nie mieszkał daleko, więc był u niego pięć minut później.
Przekazał koledze wszystko to, czego potrzebował, by stworzyć dla niego idealną
składankę i kiedy Richie chciał iść na autobus, z własnej woli podwiózł go na
trening. Taylor starał się udawać, że wszystko jest w porządku, co nie było
trudne. Oscar całą drogę paplał o sobie i jakiejś dziewczynie, która mu się
podobała. Richie i tak go nie słuchał. Był myślami w innym świecie. Tak jak
teraz, kiedy proste figury wychodziły mu jak początkującemu.
– Richie, co
się z tobą dzieje? – spytała trenerka, wyłączając muzykę. Pracowała z nim od
pierwszej klasy, wiele go nauczyła i tyleż samo podsunęła chęci do dalszej
pracy. Mało powiedziane, że była dobra w tym, co robiła, była genialna.
– Mam kilka
problemów. Nie mogę się skupić. – Wytarł ręcznikiem spoconą twarz.
– Ile razy ci
mówiłam, że problemy i wszelkie inne sprawy zostawia się na zewnątrz? Jak
trenujesz, a tym bardziej występujesz, masz myśleć i skupiać się tylko na tym.
Nic nie może zakłócić tego, co masz pokazać – mówiła głośno i wyraźnie, jakby
wygłaszała przemówienie. – Jesteś smutny, nieważne. Na scenie masz się
uśmiechać. Masz dać z siebie wszystko. Masz być szczęśliwy. Taniec to życie. To
radość, to coś, co kochasz i zawsze ma być na pierwszym miejscu. Kiedy
tańczysz, nie istnieje nic innego. Pamiętaj o tym.
– Czasami po
prostu się nie da.
– Wiem, ale
warto próbować. – Była kobietą tuż po trzydziestce, ale nie wyglądała ani nie
zachowywała się jak osoba w jej wieku. Sama powtarzała, że czuje się, jakby
miała szesnaście lat. Taka młoda dusza w zbyt dorosłym ciele. Miała daleko
gdzieś wszelkie konwenanse i narzucane normy. Zachowywała się, jak chciała,
robiła, co chciała i przede wszystkim zajmowała się tym, co kochała. – Choćby
twój świat się walił i sądziłbyś, że już się nie podniesiesz, to w to nie
wierz. Los zawsze rzuca koło ratunkowe. Łap je. Jak dasz się przygnieść temu,
co cię dociska do ziemi, przegrasz. Choćby nie wiem jak trudne to było, musisz
pokonać siebie. Swój ból, smutek, wszystko co złe zamknąć gdzieś w sobie
głęboko i pokazać, że jesteś wiele wart. – Położyła ręce na jego ramionach,
uważnie spoglądając w oczy. Jej potrafiły prześwietlić człowieka na wylot. –
Pokaż, że nic nie może ci zabrać tego, co kochasz. To jest twój sprawdzian, czy
potrafisz oddzielić sprawy osobiste od tańca. Do końca treningu poza tą salą
nie ma nic. Jest tylko muzyka, taniec i ty. Ucz się już teraz, bo gdy przyjdzie
czas, że będziesz miał zatańczyć przed publicznością, masz wyjść uśmiechnięty i
szczęśliwy i pokazać co potrafisz.
– Okej,
rozumiem. – Gdyby jej nie przerwał, mogłaby w ten sposób mówić i mówić, po
chwili odbiegając od tematu, zapominając, o co jej chodziło i schodząc na inny.
Mimo tego uwielbiał ją.
– Doskonale. To
teraz zapomnij o tym, co cię dręczy, i do dzieła. – Poszła włączyć muzykę.
Tak powinien
był zrobić. Odłączyć się myślami od Alexa. Inaczej nie będzie potrafił się
skupić, a musiał. Zawalając prosty układ, nie ma szans na zrobienie czegoś
bardziej skomplikowanego. Wbrew pozorom Freestyle nie był łatwy, a on łączył ze
sobą tak przeróżne style, że kosztowało go to o wiele więcej pracy.
– Zacznij od
mocnego uderzenia nogami o ziemię, skok, obrót, obniż się, wyciągnij nogę, a
dalej wiesz co robić – mówiła krótkimi słowami. Dla niego każde z nich
oznaczało odpowiedni trick i wykonanie.
Odrzucił
ręcznik na lśniącą podłogę i stanął w rozkroku. Spojrzał w bok i wsłuchał się w
rytm, który wypełniał studio. Zamknął się na wszystko to, co go rozpraszało,
pozwolił spętać się muzyce i pragnieniu. Był tylko on i taniec. On i to, co
kochał. Poddał się rozpętującej się w nim burzy, dając się ponieść swoim
mięśniom, ciału i miłości do tańca.
* * *
Bawił się
telefonem, czekając na jakąkolwiek odpowiedź Richiego. Chłopak mu coś
wspominał, że miał mieć dziś trening, ale ten skończył się już ze dwie godziny
temu. O tej porze Richie zawsze siedział na komunikatorze i zazwyczaj grali w
coś lub rozmawiali. Tegoż wieczora, a wprawdzie już nocy, bo zegar, który stał
przy małym radiu, wskazywał dwudziestą drugą, Alex już się wykąpał, przebrał w
piżamę i wysłał kolejną wiadomość przyjacielowi. Niestety ponowne przeprosiny
zostały zignorowane. Nie miał wyjścia. Będzie musiał porozmawiać z nim w
szkole, albo najlepiej jak podjedzie po niego rano. Napisał mu kilka słów na
Gadu-Gadu, ale to też nic nie dało. Ostatnie godziny spędził z bratem i jego
kursem gotowania oraz pytaniami, na jakie nie udzielał odpowiedzi. Ostatni raz
mu pomagał w pichceniu, bo ten ciągle narzekał, wypominając mu, że cebula jest
źle pokrojona i nie powinien płakać nad jej losem, a mięso nie tak smaży, jak
powinien, czy szczególnie, że przyjaźń zaczyna się i kończy tak po prostu i nie
można już nic naprawić. Za to ostatnie Johnny prawie dostał w zęby, ale tym
razem ochroniła go przed tym mama i wracający do domu tata. Dlatego dzień miał
dzisiaj naprawdę dziwny i dość intensywny, a kto wie, jakie będą kolejne.
Wyłączył
komputer. Najchętniej to by jeszcze posiedział, ale jutro musiał jakoś wstać do
szkoły i nie wyglądać jak zombie. Zazwyczaj się tym nie przejmował, ale był
taki jeden, na którym – nie będzie się oszukiwał – chciał zrobić wrażenie. Miał
ochotę walić głową w mur. Josh jest nauczycielem i nim pozostanie. Nie będzie
dla niego nikim więcej. Z drugiej strony chciał mu odpłacić za jego słowa.
Tylko jak miał go oskarżać, skoro sam skrzywdził przyjaciela?
Położył się do
łóżka. Zapach świeżo wypranej pościeli wdarł się w jego nozdrza. Przytulił się
do poduszki, wyciągając jeszcze rękę, by wyłączyć światło. Gdy pokój ogarnęła
ciemność, pogrążył się w rozmyślaniach. Nie tylko utrudniło mu to zaśnięcie,
ale także nie było dla niego dobre, bo każda myśl kierowała go do jego
pierwszego kochanka.
* * *
Richie wpatrzył
się w słowa przeprosin, ale nie zamierzał się tak łatwo ugiąć. Alex coś mu
uświadomił, a do tego naprawdę wbił mu szpilę w serce. Nie wszystko da się
naprawić paroma słowami: „Nie chciałem, przepraszam”.
– Richie,
dobranoc – zawołał tata, nie otwierając drzwi. Zawsze dawał synowi pełną
prywatność, a przed wejściem pukał.
– Dobranoc,
tato.
– Też się
połóż. Pamiętaj, że rano wstajesz do szkoły.
– Pamiętam.
Trudno zapomnieć – dodał już do siebie i sprawdził w Internecie rozkład jazdy
autobusów.
* * *
Zjadł śniadanie
i przeglądał temat, na jaki chciał dzisiaj prowadzić zajęcia. Trzymał się
programów lekcji, ale bywało, że wtrącał wiele od siebie. Nie uważał, że
dzieciaki mają się uczyć tylko tego, co ktoś tam sobie zaplanował. On chciał
nauczyć ich inwencji twórczej i samodzielnej pracy nad tekstami, które im
odpowiadają. Dlatego dzisiaj chciał z nimi o tym porozmawiać. Poznać swoich
uczniów – taki miał plan co do każdej z klas, jaka mu przypadła – dowiedzieć
się jakie mają zainteresowania i jakie książki kochają lub jakich nie znoszą.
Zaraz przed oczami stanął mu obraz Alexa. Na ten temat wiedział o nim aż za
dużo. Będzie musiał zachować się jak profesjonalista i traktować go tak, jak
innych. Udawać, że nic o nim nie wie. Pytanie jak sobie z tym poradzi Alex i
jak dobrym jest aktorem. Liczył, że po wczorajszym chłopak zrozumiał, jaki
łączy ich związek. To miały być wyłącznie relacje uczeń i nauczyciel, coś
więcej było zakazane. I będzie to sobie powtarzać milion razy dziennie.
Dopił zimną,
przesłodzoną kawę, przez co skrzywił się. Zerknął na zegarek. Miał jeszcze
trochę czasu, ale wolał się ubrać i być wcześniej w szkole. Trzeba było
przecież poznać nowych kolegów z pracy. Wczoraj nie bardzo miał na to czas, a
po spotkaniu z Alexem tym bardziej nie potrzebował towarzystwa. Będzie się też
musiał zapoznać z materiałami poprzedniego nauczyciela, którego stanowisko
zajął. Z tego co wiedział, to John Erson przerobił z nimi więcej literatury
historycznej, zapominając o tej współczesnej oraz pięknej poezji.
Odstawił
szklankę do zlewu, dołączając ją do talerzyka po tostach. Pozmywa, jak wróci. W
ogóle powinien się zająć ułożeniem wszystkiego w szafkach. Wszystkie jego
rzeczy czekały w pudłach ustawionych w rzędzie pod oknem. Kuchnia była otwarta
na niewielki salon, przez co całe pomieszczenie sprawiało wrażenie dużego.
Wielkie okna i jasne kolory przyczyniały się do dobrze naświetlonego lokum. Do
mieszkania należała jeszcze sypialnia, pokój gościnny, który zamierzał
przeznaczyć na gabinet, i łazienka zawierająca deszczowy prysznic. Właściciel
naprawdę postarał się urządzić lokal wygodnie i ze smakiem. Niestety musiał
szybko wyjechać za granicę i nie pomieszkał w nim zbyt długo. Dla Josha była to
idealna oferta, a i cena nie była wygórowana. Przede wszystkim chyba dlatego,
że właściciel musiał na wczoraj
załatwić całą dokumentację i niższa cena oznaczała więcej chętnych na wynajem.
Sam nawet nie wiedział, kiedy spakował podręczny bagaż i przyleciał tutaj. Gdy
dokonał transakcji i podpisał umowę pracy w szkole, jego znajomi spakowali
resztę potrzebnych rzeczy i wysłali następnego dnia. Wiele chciał tam zostawić
i pomyśleć co z nimi zrobić, ale oni powiedzieli, że nigdy nie wie, co mu się
przyda. Chciał głownie zabrać swoje książki, a tych były trzy wielkie pudła. Na
razie nie miał pojęcia, gdzie on je poustawia. Chyba w stosach na podłodze lub ewentualnie
kupi regały i jak go kiedyś będzie stać na własne mieszkanie, po prostu weźmie
je ze sobą. Może i być tak, że tutaj mu się nie ułoży i wróci do Minnesoty.
Mimo wszystko chciałby jednak pozostać tutaj i odbudować relacje z rodzicami.
Tym bardziej, że się starzeją. Mama była krawcową i odkąd pamiętał, prowadziła
w domu swój mały interes, a ojciec od kilku lat był emerytowanym policjantem.
Razem wiedli rutynowe życie w prywatnym domu na przedmieściach. Nie widział ich
całe wieki. Czasami tylko rozmawiał z mamą. Stąd wiedział, co się u nich
dzieje.
Spostrzegłszy,
że stoi i patrzy w okno, dał sobie mentalnego kopniaka. Już kilka minut temu
powinien był wyjść. Poszedł do sypialni, ubrał się, pozbierał to, co będzie mu
potrzebne, chowając wszystko do torby na laptopa. Na końcu spakował komputer –
wolał pracować na swoim, a na tych szkolnych robić tylko to, co konieczne.
Dziesięć minut później opuścił
mieszkanie, prawie zapominając je zamknąć.
* * *
Nacisnął
dzwonek i odczekał chwilę, zanim drzwi się otworzyły. Stanął w nich tata
Richiego. Wyglądał, jakby zaraz miał wyjść do pracy. W ręku trzymał kanapkę.
– O, cześć
Alex.
– Dzień dobry
panu. Richie gotowy?
– Ale on
pojechał autobusem. Mówił, że się bardzo śpieszy, a nie chciał cię fatygować,
żebyś wcześniej wyjechał.
Nie chciał go
fatygować? Zapewne wymyślił to drobne kłamstewko, aby jakoś usprawiedliwić
przed ojcem, że z nim nie jedzie. Jeszcze nigdy nie było tak, że nie jechali do
szkoły razem. Zdarzało się to, kiedy któryś był chory, ale nawet kiedy się
kłócili, przyjaciel zawsze na niego czekał.
– Coś się
stało? – pan Taylor zmarszczył brwi.
– Nie, nic.
Zapomniałem, że… coś miał załatwić. No, to dowiedzenia. Jadę, wolę się nie
spóźnić.
– Do widzenia.
Skinął jeszcze
ojcu przyjaciela głową i uśmiechnął się, starając, aby wyglądało to na wesoły
wyszczerz. Wsiadł do samochodu. Obawiał się, że rozmowa z Richiem nie będzie
taka łatwa. Jak miał go przeprosić? Nie będzie go błagał na kolanach o
wybaczenie. Musi sobie wyparzyć usta, które zamiast się zamknąć, zaczynają
paplać tak, że krzywdzą wrażliwego chłopaka.
Pod szkołę
zajechał kilka minut później. Nie pchał się z parkowaniem tam, gdzie miejsca
zajmuje elita. Niektórzy, gdyby mogli, parkowaliby w klasach. Stanął przy
bramie, na swoim stałym miejscu. Zabrał plecak, w którym miał tylko zeszyty,
gdyż same książki trzymał w szafce w szkole. Drugi komplet posiadał w domu i z
niego się uczył. Bez sprawdzania planu lekcji pamiętał, do której klasy ma się
udać. Josh był drugą osobą, która tej nocy spędzała mu sen z powiek. Ciągle
powtarzał sobie, że to tylko nauczyciel, ale jego druga połówka koniecznie
chciała mu pokazać, jak bardzo się myli. Na razie ją ignorował. Tak jak Richie
jego, kiedy podszedł do stojącego na korytarzu chłopaka zaczytanego w książce.
Przyjaciel nie odpowiedział na prosty gest powitania.
– Richie,
możemy pogadać? Tylko pięć minut. – Wysunął otwartą dłoń, pokazując
przyjacielowi pięć palców.
Słyszał go,
lecz nie zamierzał z nim rozmawiać. Najchętniej to na pewien czas przeniósłby
się do innej ławki. W sumie nie byłoby z tym tak trudno. Oderwał wzrok od
książki – tak bardzo interesującej, że sama myśl o ponownym jej przeczytaniu
mdliła go – i poszukał Oscara. Znalazł go gawędzącego z grupą dziewczyn.
Najgłośniejszą z nich była Joyce Tripton. Blondwłosa dziewczyna, która
przefarbowała końcówki włosów na różowo, była najlepszą przyjaciółką i w
dodatku kuzynką Sharon. Gdyby ciemne włosy Sharon przefarbować na blond,
wyglądałyby jak bliźniaczki. Nic dziwnego, podobno ich matki były jednojajowymi
bliźniaczkami. Dziewczyny tworzyły dziwną mieszankę. Zabawowa, szalona Joyce i
spokojna, małomówna Sharon. Joyce tańczyła, tak samo jak on, ale miała swoją
grupę, w której się udzielała. Wiele razy proponowała mu, by przyłączył się do
formacji, ale wolał tańczyć sam.
– Hej, Oscar…
Alex patrzył,
jak przyjaciel zostawia go i idzie w stronę ich kolegów. Smutno mu się zrobiło,
ale co miał robić. Przykuć go do czegoś i zmusić do tego, by go wysłuchał? Jaki
to miałoby sens? Przyniosłoby to odwrotny skutek. Richie go karał. W sumie
zasłużył sobie na to.
– Alex, co tak
tam stoisz? Rusz tyłek i chodź do nas – zawołała Joyce. – Planujemy po południu
wypad na jakieś piwko. Zbierasz się z nami?
– Zabierasz –
poprawiła ją Sharon. Długie włosy miała zaplecione we francuski warkocz, a
splot został zakończony czerwoną frotką.
– Oj tam. –
Machnęła ręką. Podrapała się po różowo-złotych włosach i czekała na odpowiedź
Alexa.
– No, nie wiem.
– Rzucił pytający wzrok Richiemu, który cicho rozmawiał z Oscarem. – Mam
dzisiaj trochę zajęć. Muszę się też uczyć.
– Człowieku,
jeszcze się nauczysz. Używaj życia, staruszku. – Joyce uderzyła go w ramię.
– Nie, naprawdę
nie mam ochoty dzisiaj wychodzić. – Bardzo chętnie by do nich dołączył, ale bez
niego przyjaciel będzie się lepiej bawił.
– Jak tam
chcesz. Nalegać nie będę. Mam nadzieję, że zmienisz zdanie.
– To gdzie
się spotkamy? Ustaliłaś już coś? – zapytał Richie. Oscar nie zgodził się na
zamianę miejsc, więc musiał dwie lekcje literatury przesiedzieć z Alexem. Na
szczęście później się rozdzielą. Nie to, żeby za nim nie tęsknił. Po prostu tak
trudno wybaczać.
– W Fever –
oznajmiła Joyce. – Hue hue hue.
Oscar jęknął.
– Tylko nie
klub dla homo. Ostatnio jak tam poszliśmy, to jeden facet chciał mi loda
zrobić.
– Trzeba było
się zgodzić, pyśku. – Tripton poklepała go po policzku. Ogólnie była bardzo
dotykalską dziewczyną i nikomu nie szczędziła swoich „czułości”. – Miałbyś
niezły odjazd. Szkoda, że nie jestem facetem. Byłabym królem dark roomów.
– Joyce… –
wtrąciła czerwona na twarzy Sharon.
– Tak, aniołku,
wiem, ale nie ma się czego wstydzić. To normalne, ludzkie sprawy. Wiesz, że
jestem mentalnym gejem, a ty taką cichą wodą. – Złapała kuzynkę za rękę. – To
jak, Oscarku, może być Fever? Może poderwie cię jakaś śliczna lesbijka.
– Ale
pocieszenie.
* * *
Stał i obserwował
grupkę swoich uczniów. Doleciały do Joshuy niektóre słowa blond-różowej
dziewczyny. O Fever – klubie dla gejów i lesbijek – słyszał, kiedy jeszcze
mieszkał w okolicach. Co więcej, zdarzało się, że na studiach bywał gościem
klubu. Nie zawsze go mile wspominał. Przychodziło tam wielu facetów, którzy
chcieli się tylko pieprzyć i propozycje jakie dostawał, jego samego
przyprawiały o gęsią skórkę. A może to on był jakiś inny? Nigdy nie lubił
szybkiego seksu w miejscu śmierdzącym potem i spermą obcych facetów. Chociaż
słuchanie sapań i jęków go podniecało. Ulegał, gdy ktoś mu się podobał, ale
zazwyczaj wolał wynająć pokój w motelu, nawet na tę jedną godzinę. Przez lata
pewnie nic się tam nie zmieniło, ale liczył, że jego uczniowie znają to miejsce
dość dobrze i nie ulegną namowom napalonych facetów czy kobiet. Ciekaw był, czy
Alex też się tam wybiera. Zresztą co go to obchodzi. Są dorośli, Alex też, i
chyba mają swój rozum. On miał zadanie do wykonania. Nie zapłacą mu za nic
nierobienie.
– Witam
państwa. Kończcie już te plotki i zapraszam do klasy – powiedział, zbliżając
się do swoich uczniów. Wskazał ręką drzwi do sali. Kątem oka zobaczył, że Alex
drgnął i patrzy na niego. – Panie Walsh, zapraszam. – Ich oczy ponownie się
spotkały, tak jak poprzedniego dnia.
– Tak jest,
proszę pana, panie Morrison. – Przepuścił kolegów, a sam wszedł na końcu, niby
przypadkiem ocierając się ręką o Josha. Tak jakoś samo to się zrobiło, pod
wpływem chwili, ale był z tego gestu zadowolony. Teraz tylko musi wytrzymać z
nim te dwie godziny z pięciominutową przerwą.
Ech na mi tam było krótko no i sie porobiło:-)
OdpowiedzUsuńTo okropne gdy przyjaciele się kłócą. Richie jest super, jak już wspominałam, ale chyba jeszcze bardzo polubię Joyce. Hmm... może nawet skusiłabym się na wypad z nimi ;D
OdpowiedzUsuńBiedny Ricclhi, ale Alex nie powinien tak na niego naskakiwać. A dodakowo ta braterska kłótnia? Istny melodramat.
OdpowiedzUsuńJakoś ciężko czytało mi się ten rozdział, jednak dotrwałam do końca i muszę stwierdzić, że jedyne pasujące słowo to "smutek". Gdzie nie spojrzeć tam kłótnia, tam rozterki sercowe.
Mam na to za miękkie serducho.
Z życzeniami świątecznymi, składam nadzieje na bardziej radośniejszy rozdzialik.
M.. Musi sie walic? Richie przetrzymaaj Alexa jeszcze w niepewnosci xD
OdpowiedzUsuńWesolych swiat!!=3
Jak zawsze cudowny rozdział ^_^ Z każdym kolejnym kocham to opowiadanie coraz bardziej ^_^ Mam nadzieję, że Josh szybko zrozumie, że Alex jest stworzony dla niego ^_^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę Wesołych Świąt słońce<3
Zupełnie zapomniałam że dziś piątek i jest nowy rozdział. Miłą niespodziankę mi sprawiłaś tym fajnym rozdziałem
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Richiego i Alexa.
OdpowiedzUsuńJa wiem że okrutne słowa przyjaciela musiały go zaboleć, ale mam nadzieję, że jakoś się dogadają. W końcu taka przyjaźń jak ich nie znika po prostu.
no i podobała mi się sytuacja Alexa i Johnyego. On jest naprawdę wredny. A jednak czuje że coś się za tym kryje.
Jakoś tak coś mi podpowiada.
posyłam świąteczne życzenia i jak zwykle czekam na poniedziałek.
Hej,
OdpowiedzUsuńcoś brat Alexa zbyt często wspomina Richiego, czyżby coś było na rzeczy, ojć chciałabym aby się pogodzili, zranił ale nie zrobił tego specjalnie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Kto wie, jakie będą następne dni... Podejrzewam, ża autorka ;D. Johnny jest dziwny. Ciężki do rozszyfrowania. Natomiast obie kuzynki bardzo przypadły mi do gustu ;). Mam nadzieję, że będzie jeszcze o nich. Ogólnie rozdział jest smutny, ale bardzo dobry.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :3