5 maja 2016

W sidłach miłości tom 2 - Rozdział 2

Hej. 
Kiedy czytacie ten rozdział mnie nadal nie ma. Dostęp do neta? Raczej gdyby był to cud. No, ale w tym czasie staram się poczytać i wyłapać jeszcze jakieś błędy w drugim tomie Buntownika i jak tylko wrócę dołożę okładkę, doprowadzę plik do porządku i wstawiam do sprzedaży. Także zainteresowanych informuję, że może nawet już 9 maja (może z rana lub do południa) plik już powinien być do kupienia. Wątpię, aby mi się w niedzielę udało go wrzucić, bo wracam późnym wieczorem, ale zaglądajcie. :)
Jaki jest ten tom? Mnie się podoba, jestem z niego zadowolona. Jedna koleżanka mówi, że jest o wiele lepszy od części pierwszej, druga, że gorszy. Zależy co komu się podoba i co kto oczekuje od tekstu i jakie miał wyobrażenia co do tego tomu. :)

A teraz nie nudzę, zapraszam na kolejny rozdział Sideł:



– Patrick? Ten chłopak… Alex coś o nim wspominał, ale powiedział, że to ty powinieneś mi o nim opowiedzieć.
Jonathan wyplątał się z objęć młodszego chłopaka. Usiadł opierając się o ścianę i krzyżując ze sobą nogi w kostkach. Powracając w myślach do przeszłości stał się  nagle oddalony, bardziej kruchy, zupełnie inny od tego co reprezentował sobą na co dzień. Richie postanowił mu nie przeszkadzać, wyczuwając, że w życiu jego partnera jest to trudna chwila. Usiadł po turecku, przodem do niego, czekając na jakąkolwiek reakcję. Zrozumiał, że nie tylko sam potrzebował w pełni zaufać Jonathanowi, ale i on jemu.
– Patrick był moim pierwszym chłopakiem… – zaczął opowiadać Jonathan, czując, że dopiero teraz, tak prawdziwie, otworzy przed kimś serce. Snując swoją słodko gorzko bolesną opowieść nie zatajał najmniejszych faktów ani razu nie przenosząc przy tym spojrzenia na Richiego. Opowiedział mu o wszystkim, o tym jak on i Patrick – który, podkreślał na każdym kroku, był delikatnym chłopakiem z wyglądu i charakteru – zbliżyli się do siebie, o udawaniu przed innymi, że są tylko kumplami ze szkoły, o miłości zrodzonej w ich sercach. Miłości, która od strony Jonathana nie była dość silna, żeby pokonał strach, miał siłę walczyć z uprzedzeniami. Opowiedział o ich pierwszym razie, kiedy się kochali i o lęku jaki zrodził się w jego sercu. Lęku silniejszym od miłości, powodującym, że podjęte decyzje na tamtą chwilę wydawały się mądre i słuszne. Nawet kiedy sam czuł cierpienie, widział bezgraniczny ból Patricka, gdy ten poczuł się zdruzgotany, wykorzystany i upokorzony, nie zmienił decyzji. W swojej historii sprzed lat dotarł do chwili, kiedy dowiedział się o jego samobójstwie. Tę część opowiadał łamiącym się głosem przepełnionym goryczą, winą i nienawiścią do samego siebie jaką w tamtej chwili czuł.
Richie przysunął się bliżej biorąc za rękę ukochanego, dając mu tym samym wsparcie i siłę w wytrwaniu do końca opowieści, która i jemu łamała serce. Słuchał o tym jak Jonathan mówi o swojej depresji, chęci odebrania sobie życia, bo na nie nie zasługiwał. Od samobójstwa odwiodła go opieka i wsparcie rodziny, a taniec pomógł mu wyjść z tego stanu.
– To moja wina, zabiłem go.
W tym momencie cały spokój Richiego pękł jak bańka mydlana:
– Nie! Nie waż się tak myśleć. – Poderwał się i uklęknął nad jego udami biorąc twarz chłopaka w dłonie. – Nie wolno ci się obwiniać. To nie prowadzi do niczego dobrego. To on podjął tę decyzję.
– Ja do tego doprowadziłem. – Położył swoje dłonie na jego. – Kochałem go, jakaś część nadal to czuje, a zabrałem mu wszystko, siebie, bo dla niego byłem wszystkim, całym światem. Jak się okazało on dla mnie nie – dodał z bólem serca głęboko oddychając. Nie zamierzał się rozkleić. Lata temu płakał jak dziecko, później zdarzało mu się uronić parę łez, kiedy wspominał Patricka, ale nic poza tym.
– I sądzisz, że on chciałby, żebyś się winił, nazywał mordercą? – Przytknął ich czoła do siebie. – Zapamiętaj to sobie raz na zawsze Jonathanie Wilson, miałeś wtedy siedemnaście czy osiemnaście lat, nie byłeś gotów na to co się wydarzyło, na tę dawkę emocji, która w ciebie uderzyła. Przeraziłeś się konsekwencji takiego związku, pewnie nawet ten seks cię przygniótł i nie dałeś rady. Nie wiedziałeś, że on się zabije. Osobiście uważam, że samobójstwo z miłości jest najgłupszą rzeczą jaką ludzie robią. Nie mówię, że w jakimś stopniu nie jesteś winien, bo ponosi się konsekwencje swoich decyzji, ale ty już za to zapłaciłeś. To on podjął swoją decyzję, ale nie wiń się za nią do końca życia. – Wyprostował się siadając na jego udach pozwalając Jonathanowi trzymać się za ręce. – Sądzę, że on się przestraszył dalszego życia bez ciebie. Był młodym gejem, który spotkał innego geja, pewnie innych nie znał, zakochał się w tobie, a potem wszystko się skończyło.
– Bał się, że już na zawsze pozostanie sam.
– Nie zniósł tego ciężaru. Nikt mu nie pomógł, nie wytłumaczył, że jeszcze spotka swoją miłość, bo to nie ty nią byłeś. Nie wiem jak on, ale ja będąc na jego miejscu, pewnie z początku czułbym… Czułbym się strasznie, ale nie życzyłbym temu, który mnie zostawił źle. Chciałbym, żeby był szczęśliwy, jeśli ja nie potrafiłem tego zrobić. Nie chciałbym, żeby on się za coś obwiniał. Może Patrick też tak sądził. Johnny, minęło już kilka lat. Najwyższy czas, żebyś zamknął tamten rozdział życia. Chcę, żebyś żył bez tego ciężaru. – Przytknął ich usta do siebie czekając aż Johnny odpowie na pocałunek. Odetchnął gdy to zrobił i pozwolił się całować. Nie było w tym namiętności, żaru o jakim marzył Richie, zresztą na to, to był nieodpowiedni moment. Raczej to było coś w stylu okazania wdzięczności, miłości i oddania wraz z obietnicą, że od tej pory przeszłość zostanie zamknięta za żelazną bramą, a klucz do niej zostanie bezpiecznie przechowany przez Richiego.
– Mój mądry, piękny chłopak – szepnął Johnny, ponownie łącząc ich wargi ze sobą delikatnie pieszcząc słodkie i kuszące usta.
Obaj w swoich duszach wiedzieli, że potrzebowali tej rozmowy, dzięki której stali się sobie bliżsi niż byli kiedykolwiek.

* * *

Casey przeciągnął się patrząc lekko rozbieganym wzrokiem na JD kończącego swoją połowę pizzy i kolejną butelkę piwa.
– Nażarłem się.
– I napiłeś, mięśniaku. Po dwóch piwkach wyglądasz na wstawionego.
– Tylko wyglądam. Myślałem, że nie lubisz alkoholu.
– Ty myślisz? A to nowość. Muszę napisać ogłoszenie. – Spotkał się tylko z przewróceniem oczu u Caseya. Siedząc na łóżku podparł się na łokciach za sobą przez co znalazł się w pół leżącej pozycji. Obserwował siedzącego na krześle Caseya. – Czasami mam ochotę wypić piwo lub dwa, ale nie uchlać się.
– Zdarzyło mi się to „uchlanie”. Wierz mi to nie jest warte kaca, który mnie następnego dnia dopadł. – Skrzywił się na samo wspomnienie.
– Ta.
– No właśnie. – Przytknął usta do szyjki butelki, ale nie napił się. Przełknął tylko ślinę dyskretnie skupiając wzrok na tym co widział. Koszulka JD podsunęła się do góry przyciągając jego oczy niczym magnes, a raczej zrobiło to jasne ciało tworząc swoisty kontrast z czernią ubrania. Zmarszczył brwi. Ostatnio za często Emo nosiło zbyt krótkie koszulki, które zawsze odsłaniały kawałek pleców, ewentualnie brzucha, kiedy chłopak schylił się lub wygiął tak jak teraz, prawie się kładąc na łóżku. Ręka mu zadrżała, ale wypił połowę butelki bursztynowego trunku wystraszony swoimi pragnieniami, których nigdy nie zamierzał spełnić albo raczej zamierzał, albo nie… Sam już nie wiedział. W każdym razie nie znosił tego uczucia. Powinien stąd wyjść. Lecz prawda była taka, że tego nie chciał.
JD doskonale zdawał sobie sprawę jakie wrażenie robi na Caseyu. Szczególnie jego ubrania i kawałek ciała, które specjalnie odsłaniał. Bawiły go, ale i bardzo mu się podobały reakcje chłopaka.
Zauważywszy jego zdenerwowanie usiadł.
– To co pijemy jeszcze te dwa?
– Co chcesz mnie spić i zgwałcić? – zaśmiał się McPherson panicznie.
– Nie gwałcę, raczej oddaję się dobrowolnie, jeśli ktoś mi się strasznie podoba.
Casey zamarł. Chyba nie powinien już pić, bo nie dość, że sam zaczyna mówić głupoty, to w dodatku je słyszy. Próbował sobie wmówić, że to co usłyszał na pewno nie było tym, co powiedziało Emo. To Emo, co do którego powtarzał sobie, że go nie lubi, ale lubi jego imię, a raczej inicjały składające się z dwóch imion Jeremi i Derek, które ostatnio z niego wyciągnął. Do tego lubił spędzać czas w jego domu, przedrzeźniać się z nim, gapić na niego, szczególnie na to szczuplutkie ciało, ładne usta, czarne oczy zawsze przyglądające mu się z nutą czegoś, czego nie potrafił nazwać lub nie chciał nazywać i te kolczyki w brwi, uchu, które raz w nocy śniły mu się. Do dzisiaj bardzo wyraziście pamięta sen, jakby to się naprawdę zdarzyło. We śnie przesuwał językiem po nich, łapał wargami skrawek ucha, coś szeptał, by ponownie całować miejsce tuż pod uchem. Odchrząknął starając się opanować i dając sobie kilka mentalnych kopniaków. Ręce mu mocniej drżały, więc zacisnął je na butelce. Nienawidził siebie za te chore pragnienia. Naszła go ochotę aby rozwalić, najlepiej własny łeb.
Drugi chłopak niczym kot przekręcił głowę raz w jedną, raz w drugą stronę ujrzawszy reakcję McPhersona na swoje słowa. Casey zrozumiał o co mu chodziło. Powinien, przecież nie był za bardzo subtelny. Czyżby to sprawiło, że chłopak cały dygotał? Uśmiechnął się pod nosem. Wstał z łóżka i podszedł do niego napotykając niezrozumiałe spojrzenie. Wyjął mu piwo z ręki zanim ten zmiażdży butelkę. Odstawiwszy ją na podłogę przełożył nogę przez jego kolana i usiadł na nich. Ruch, który wykonał przeraził i jego, a tym bardziej odsłonił, ale wszystko albo nic.
– Co ty, kurwa, robisz? – McPherson wbił przerażone spojrzenie w JD.
– To, na co obaj mamy ochotę. – Położywszy rękę na jego karku przytrzymując go pochylił się i pocałował wpijając się w usta Caseya. Poczuł jak ciało chłopaka spina się, mięśnie zamierają, a usta zaciskają w wąską kreskę. Nie przeszkadzało to JD sunącemu po nich swoimi wargami i próbującemu zmusić te drugie do reakcji na pieszczoty. Kiedy udało mu się rozdzielić jego wargi wsunął pomiędzy nie swoją. Całowany chłopak ścisnął go za ramiona, ale nie w ten sposób, żeby go przyciągnąć, tylko odepchnąć. W oka mgnieniu JD został zepchnięty z kolan, usta się rozłączyły i tylko cudem złapał równowagę nie lądując tyłkiem na podłodze.
Patrzył na przerażonego McPhersona, odskakującego do tyłu, przewracającego krzesło i butelkę, z której rozlało się piwo wsiąkając w dywan. Chłopak przypominał teraz tygrysa przygotowanego do walki. JD mógłby się go przestraszyć, ale nie bał się go, jest w stanie dać sobie z nim radę, poza tym w oczach Caseya dostrzegł ogromną tęsknotę i chociaż przez chwilę żałował tego co zrobił, to już minęło.
– Co to, kurwa, miało znaczyć?! Coś ty zrobił?! – Oddychał szybko przez nos jak rozjuszony byk.
– Pocałowałem cię.
– Po co… Czy ty… Czy ty… – Nie chciał, a może nie potrafił wypowiedzieć tego słowa.
– Jestem gejem, tak samo jak ty i zrobiłem coś, na co ty od dawna masz ochotę.
– Nie… Nie mam ochoty… pedale – przerywał co chwilę, aby złapać oddech próbując nie wpaść w panikę lub nie uderzyć tego cholernego Emo.
– Nazywaj mnie jak chcesz, Casey. Doskonale widzę jaki jesteś, czego pragniesz, tylko boisz się po to sięgnąć. To sprawia, że się dusisz, nie potrafisz pogodzić ze sobą, zaakceptować siebie. Uciekasz jak szczur z tonącego statku. Jesteś tchórzem.
– Chcę żyć… Żyć jak inni. – Cały się trząsł prostując to zginając palce dłoni.
– Możesz żyć jak inni, ale być sobą. Wiesz, że jestem gejem, nie musisz przy mnie udawać.
– Przestań mieszać mi w głowie, bo ci przywalę.
– Zrób to. – Rozłożył ręce na boki czekając na ruch chłopaka. – Nie będę się bronił. Proszę przypierdol pedałowi, który cię pocałował i ma ochotę zrobić to ponownie. – Oczy Caseya rozszerzyły się i spoczęły na jego wargach. – No już uderz mnie. Możesz to zrobić. Walnij ciotę, której nienawidzisz, bo do siebie czujesz to samo. – Starał się nie mówić zbyt głośno, żeby nie sprowadzić tutaj rodzeństwa, które pomimo przykazu i tak mogło tu wejść, gdyby coś się działo. Na szczęście przerażony McPherson także zachowywał się cicho. – No co, nie masz jaj? Całuj lub bij sukinsynie.
– Zamknij się! – Podszedł do JD i uniósł rękę chcąc zostawić po niej ślad na jego twarzy, ale zacisnął dłoń w pięść, po czym rozluźnił ją i jeszcze bardziej przestraszony swoim zachowaniem złapał JD za koszulkę. Rzucił go na ścianę, a potem zrobił coś przed czym chciał uciec, a przy czym serce omal nie zrobiło mu dziury w klatce piersiowej.
Poczuł ból w plecach, kiedy te z impetem uderzyły o zimną ścianę, a potem, zanim cokolwiek zrobił, usta Caseya nakryły jego całując go z determinacją, szokiem, tęsknotą i silnym pragnieniem. To i tak była tylko część emocji, które zdołał odkryć zanim zrozumiał co się tak naprawdę dzieje i przyjął to z ochotą. Zacisnął palce na koszulce po bokach Caseya oddając pocałunek, rozchylając przy tym wargi, wpuszczając język chłopaka do swoich ust. Nie posądzał go o taką wprawę. Gdzieś przez myśl przemknęło mu, że McPherson ćwiczył na tych wszystkich dziewczynach, z którymi chodził na randki próbując być „normalny”. Czy spał z nimi? W to akurat wątpił. Szybko odsunął od siebie skrawki myśli, żeby skupić się na gorącym ciele przypierającym go do ściany, ustach odbierających mu oddech i dłoniach wkradających się pod koszulkę, unoszących ją i gładzących plecy z desperacją oraz głodem. Głód widział w jego ruchach, pragnienie w pożerających jego wargi ustach i biodrach próbujących otrzeć się o niego. Gdy McPherson przeniósł się z pocałunkami na jego szyję, a potem ucho liżąc je, pozwalał mu na te gesty, które sprawiały, że wirowało mu w głowie. Tak dawno nikt go nie całował, nie pieścił, że każdy dotyk odczuwał jakby to działo się pierwszy raz.
Przytrzymując JD mocniej przycisnął ich biodra do siebie. Chce… Tak dużo chce, że już nie wie czego potrzebuje. Pragnie wszystkiego, tego co przez lata zmuszony był odrzucić i bał się, tak bardzo się bał, że stał się tym kim nie chciał być, ale nie potrafi już przestać go całować, dotykać, pieścić. Łaknął tego tak jak głodny jedzenia, czy spragniony wody. Łaknął JD nagiego, pod sobą potrzebującego go tak samo jak on jego, a podniecenie sprawiało, że kierował się instynktem.
– JD… – szepnął Casey. Zacisnął zęby na skórze jego szyi, potem próbując zdjąć mu koszulkę. Rozebranie go i bycie samemu nagim przy nim, stało się jego priorytetem. Tak bardzo go pragnął. Znów wpił się w jego usta, żeby zaraz przenieść się na jego ucho, ciągle starając się pozbyć jego koszulki.
JD miał wielką ochotę się poddać, pozwolić mu się rozebrać, a potem działać chłopakowi. Pragnął poczuć go w sobie i nie chciał czekać. Niestety świadomość, że w pokoju obok jest jego rodzeństwo i powinien sprawdzić co robi Molly, skutecznie odebrała mu ochotę na seks, mimo że jego penis chętnie pobawiłby się z Caseyem.
– Hola, hola, tygrysie. – Próbował powstrzymać chłopaka, chociaż z początku nie przyszło to łatwo. – Hej, Casey, obok są moi bracia i siostra. Nie możemy. – Jakimś cudem między sprasowane ze sobą ciała wsunął ręce i odepchnął go na tyle, że chłopak przestał dobierać się do niego i tylko ich oczy spotkały się ze sobą. – Nie możemy. Obok…
– Słyszałem. – Odskoczył od niego i zaczął krążyć po pokoju. Co on zrobił? Prawie przespał się z JD. Och, żeby tylko o spanie chodziło. On chciał… Na samą myśl o tym czego chciał bolesne podniecenie z potężną siłą dało o sobie znać. – Kurwa. Kurwa. Kurwa. – Przetarł twarz dłońmi nie przestając wydeptywać dziury w dywanie. Przypadkiem kopnął leżącą butelkę.
– Casey.
– Zamknij się. – Całował chłopaka, całował go, chciał się z nim pieprzyć, mimo że nie wiedział jak się do tego zabrać, w pornosach tego nie uczą.
– W porzo. – Poprawił koszulkę żałując, że nie jest dłuższa, ale liczył, że erekcja szybko opadnie. Cholera ma siedemnaście lat i szybko się podnieca, i nie ma się czego wstydzić. Zresztą doskonale wcześniej czuł, że McPherson jest w podobnym stanie.
Casey przystanął i spojrzał na JD. Znów mając ochotę go pocałować, poczuć przy sobie, spełnić pragnienia, o których tylko marzył, przeklinając siebie, gdy je zduszał w sobie i wzbudzając większą nienawiść, agresję, ponieważ chciał, a nie mógł mieć… chłopaka. Nie, nie chciał chłopaka, nie chciał go całować, pieścić i robić z nim wielu przyjemnych rzeczy. Rzeczy, które powinny go brzydzić, a tymczasem podniecały, wzbudzając żar rozpętujący w jego ciele piekło. Podniecał go JD, a to go właśnie przejmowało paraliżującym lękiem. Co będzie później? Nie, nie mógł tutaj zostać.
JD patrzył na niego nadal oparty o ścianę i znosił wzrok chłopaka, w którym pojawiało się wiele emocji i bał się tego co zrobi Casey.
– Ja muszę iść. Tak, iść – szepnął w końcu McPherson ruszając się. – Ja… Muszę to sobie przemyśleć.
Nie mógł go zatrzymać. Mimo że bardzo chciał, aby Casey został, to musi pozwolić mu teraz odejść z nadzieją, że chłopak wróci, nie dzisiaj, nie jutro, ale wróci.
– Idź.
Wychodząc zatrzymał się przy JD. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale ścisnęło mu się gardło i opuścił pomieszczenie nie wiedząc czy tu wróci.
Whitener zamknął drzwi do swojego pokoju tym razem opierając się o nie i wpatrując się w plamę na dywanie. Myślał już tylko o tym, że właśnie pozwolił odejść komuś w kim się zakochał, nie mając pewności, że znów choćby będą mogli porozmawiać, nie mówiąc o czymś więcej, a to bolało. Znowu, bo nie umiał nie zakochać się w kimś takim jak Casey McPherson.

* * *


Razem z Jonathanem leżeli w łóżku, nie ruszając się z niego po rozmowie. Starszy z pary leżał na plecach, a lewą rękę trzymał pod głową przytulonego do niego Richiego. Za oknem panowała już ciemność, a w pokoju paliło się przyćmione światło i żadnemu nie chciało się wstać, żeby zasunąć rolety w oknie. Johnny bawił się włosami Richiego, a Richie po prostu leżał z ręką na jego piersi pogrążony w myślach. W końcu przedłużającą się ciszę przerwał głos młodszego chłopaka:
– Przepraszam, że jestem taką… cipką.
Szybkie westchnięcie, a potem słowa:
– Nie jesteś. W każdym razie nie dla mnie. Jeśli komuś coś w tobie nie pasuje, to niech się odpierdoli. – Przycisnął Richiego mocniej do siebie. – Co ci się urodziło w tej twojej głowie? Nie powinienem pozwolić ci myśleć.
Richie tylko wzruszył ramionami ukrywając twarz w szyi partnera. Wolał mu nie mówić, że nie czuł się pewny, nie wiedział jak sobie radzić z chłopakami. Od zawsze kochał Jonathana, ale nic nie stało mu na przeszkodzie, żeby z kimś się umówić. Przecież jeszcze kilka tygodni temu ta miłość wyglądała na niemożliwą, a na pewno nie chciał być sam. Niestety, w głębi duszy jakoś nie potrafił umówić się z kimś na randkę. Co innego, kiedy miał z kimś pogadać, a co innego jeśli chodziło o coś więcej. W stosunku do Alexa zawsze był i będzie pewny swego, lecz to przecież przyjaciel. Oscar to kolega, do tego zdeklarowany heteryk, a inni? Inni to tylko tło. Poza wiecznie zaczepiającym go McPhersonem i jeszcze paroma osobami nigdy nie zbliżył się do nikogo więcej. Drake’a nie liczył z wiadomych powodów. Nie ma praktyki jak postępować z partnerem, ale poradzi sobie i może zrozumie plątaninę swoich myśli. 
– Ej, powiedz, o czym myślisz?
– Johnny, śpij. – Johnny powiedział mu, że zostaje na noc i chociaż obaj nadal pozostawali w ubraniach, to postanowili tak spędzić noc. W końcu jutro już nie było szkoły i nie musieli czuć się wypoczęci. – Po prostu myślę o tym, że cię kocham i postaram się moją niepewność stłumić.
– Ty niepewny? – Przekręcił się na bok chcąc spojrzeć na chłopaka. – Może troszkę jesteś taki, ale kiedy chodzi o nasze relacje. Wystarczy, że z czasem mi zaufasz. Natomiast co do życia, szkoły… Richie, niepewna osoba nie zatańczy przed publicznością, nie będzie skakać do oczu tego McPhersona, tylko skuli się w sobie i ucieknie z podwiniętym ogonem.
– Może.
– Nie może, tylko na pewno i nie histeryzuj, bo jeszcze nazwę cię babą.
– Wolę już tancereczką.
– Nie, wolę cię nazywać swoim. – Złożył na jego ustach pocałunek po czym znów zgarnął go w swoje ramiona. – Podobasz mi się taki jaki jesteś. Pragnę cię, chcę i kocham. Ja wiem, że słowa słowami, ale z czasem to poczujesz. Śpij. – Słabość do Richiego jest jego piętą achillesową, a chęć sprawienia, żeby chłopak był szczęśliwy, celem. Ciekawiło go, co chłopak powie na niespodziankę w dniu urodzin. To jeszcze kilka dni, miał czas, żeby zapiąć wszystko na ostatni guzik i sprawić mu prezent.
– Teraz ty o czymś myślisz.
– O tym, że czasami dobrze ci zamknąć usta – powiedział i przykrył jego usta swoimi całując go nieśpiesznie, samemu się sycąc smakiem warg Richiego. Lubił go całować. Fakt, robił to ostatnio… W ogóle tego nie robił. Nic dziwnego, że coś w jego wkrótce dziewiętnastoletnim partnerze zaczęło go gnębić. Stawiając się na jego miejscu sam miałby obawy, kiedy jego chłopak traktowałby go jak brata, a nie swojego faceta. – Śpij i  nie myśl o głupotach. – Przekręcił się jeszcze, żeby wyłączyć światło. Chyba spodoba mu się to wspólne zasypianie.
Richie westchnął ukontentowany i zapadł w głęboki, spokojny sen.

* * *

Śnił. Znów całował JD, dotykał jego ciała, pieścił swoimi dłońmi, językiem wzbudzając coraz więcej przeciągłych westchnień i pogrążając w pożądaniu. Marząc, tęskniąc, pragnąc bardzo mocno. Imię JD ciągle tłukło mu się po głowie, a jego głos. Cholera, jego głos sprawiał, że przechodziły go dreszcze. Potem rozległ się krzyk JD, a on otworzył oczy czując, że jest bardzo podniecony. Jęknął przewracając się na bok, ignorując wzwód i patrząc w ciemność. Głupi sen. Wszystko przez jeden wieczór, który zawrócił mu w głowie. Nie tego po tym chłopaku się spodziewał. Było łatwiej, kiedy mógł tylko na niego patrzeć, rozumiejąc, że nie może go dotknąć, zbliżyć się do niego bardziej niż jak do kolegi. Tymczasem chłopak wszystko zniszczył ujawniając się przed nim. Co ma teraz robić? Samo wspomnienie tego jak przycisnął go do ściany, całował, sprawiało, że kręciło mu się w głowie i pragnął go. Nigdy nie był z dziewczyną, a co dopiero z chłopakiem. Nie wiedział jak się do tego zabrać, a instynkt sam go prowadził i gdyby nie przystopowanie go przez JD posunąłby się bardzo daleko. Jeszcze nigdy nie był tak podniecony jak w tamtej chwili. Nawet oglądanie porno tak go nie rozpalało. Obecność chłopaka przy nim, dotykanie jego ciała, które bardzo mu się podobało, możliwość wdychania jego zapachu, całowania i sama świadomość, że JD też na niego reagował powodowała u niego wybuch wulkanu doznań, a krew zamieniała się w lawę krążąc w jego żyłach, rozgrzewając ich obu.
Nie powinien o tym myśleć, bo jego penis zamiast uspokoić się, coraz bardziej wypychał mu bokserki. Casey przewrócił się na brzuch zaciskając zęby na poduszce, kiedy otarł się kroczem o łóżko. Zrobił to ponownie, a przyjemność rozlała się w jego podbrzuszu. Wsunął rękę pod bieliznę obejmując gorący członek. Sapnął przesuwając dłonią po całej długości penisa. W jego głowie pojawił się obraz, kiedy całował JD, co go jeszcze bardziej podnieciło. Przekręcił się na plecy zsuwając trochę bokserki, żeby wyjąć penisa i ścisnął go mocno przyśpieszając ruch ręki. Podrzucił biodrami delektując się uczuciem. Kochał być podniecony i nie śpieszył się ku finałowi, pieszcząc siebie tak jak lubił, a wyobraźnia galopowała. Już w niej nie widział fragmentów z gejowskich porno, tylko JD. Te jego usta, na których zawsze widniał łobuzerki uśmieszek, szczupłe, wręcz chude ciało, ale seksowne. Tak bardzo chciał znów go dotknąć, pocałować, czuć jego dłonie na sobie i zrobić tak wiele rzeczy doprowadzających go do tego, by doszedł przy nim, a najlepiej w nim.
– JD – szepnął coraz szybciej przesuwając dłonią po pokrytej preejakulatem główce starając się być cicho. Drugą ręką objął trzon i sunął nią po całej długości. Robił to sobie prawie codziennie, szczególnie rano, ale jeszcze nigdy nie miał tak wielkiej ochoty krzyknąć, kiedy zbliżał się orgazm. Czując fale przyjemności przepływające przez niego, zamknął dłoń na główce, pracując drugą ręką, a orgazm targnął jego ciałem, napinając wszystkie mięśnie, sprawiając, że przed oczami zobaczył gwiazdy, gdy penis pulsował wystrzeliwując spermę do jego dłoni.
Odurzony opadł z powrotem na poduszki. Nawet nie zarejestrował, że kiedy dochodził uniósł tułów. Odetchnął. Czystą ręką sięgnął po chusteczki. Wyjął kilka i doprowadził siebie do porządku licząc, że nie pobrudził pościeli. Zawsze wszystko w jego pokoju musiało być idealne, nawet pościel, ciągle świeża, czysta, czego nie znosił, bo wciąż musiał na wszystko uważać. Dlatego kiedy się masturbował zawsze owijał penisa chusteczkami, aby w nie dojść, ale dzisiaj nie zdążył. Zwykłe myśli o pocałunku z JD doprowadziły go do końca.
Naciągnął na miejsce bieliznę i wstał. Wyrzucił chusteczki do kosza stojącego pod biurkiem. Podszedł do okna uchylając je, pomimo panującego na dworze zimna – w powietrzu wyczuwało się jakby miał spaść śnieg. Jemu nie było zimno. Ciało nadal rozgrzane uspokajało się powoli, ale dusza rozdzierała się na strzępy. Nadszedł czas, żeby przyznał się przed samym sobą, że jest gejem. Może kiedyś przyjdzie czas, że przestanie się z tego powodu nienawidzić. Dla JD to wszystko było takie łatwe, w każdym razie tak sądził, ale dla niego to jak przejście przez tego Mont Everesta, a nawet dwa.
Czytał o chłopakach, którzy od razu siebie potrafią zaakceptować i o takich, którzy do końca życia walczą ze sobą, żenią się z kobietami, byle tylko udawać, że są kimś innym. Odrzucali wszystko, chodzili po psychologach, poddawali się tej chorej terapii, której nazwy w tej chwili nie pamiętał, lecząc się. Czy on chce tego? Żyć wbrew sobie? Czy ma na zawsze zamknąć przed sobą szansę na coś, co dla wielu ludzi jest nienormalne, nienaturalne? Zawsze być nieszczęśliwy? Wystarczyło, że pomyśli o tym, co było przez ostatnie cztery lata i gdy wyobraził sobie, że tak miałoby być przez kolejne czterdzieści, to już wiedział czego chce i będzie to miał, wystarczy, że po to sięgnie.

16 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow wow wow
    Tak!w końcu Casey chcę JD :')
    Nie mogę doczekać się prezentu urodzinowego dla Richiego.
    Rozdział wowXDjak zawszeXD

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział tradycyjnie super, nic dodać nic ująć :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy tylko ja najbardziej lubię Caseya i JD????

    OdpowiedzUsuń
  5. Casey u JD *^* nareszcie. Mam nadzieje, że nasz emosek szybko rozbije tą jego barierę przed zaakceptowaniem siebie ;)
    No nie! Jak ja mam wytrzymać do następnego rozdziału?
    /A

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach czekałam na ten moment.
    przyznam szczerze nigdy nie przepadałam za masturbacją u obu płci i ten temat trochę mnie odrzuca, ale mimo wszystko wspniale opisałaś odczucia Caseya.
    Wszystko co się w nim kotłowało i musiał to z siebie wyrzucić.
    Również dużym plusem są relacje Richiego i Jonna.
    Ostatnia rozmowa była dla nich oczyszczająca a Jonny opowiedział o Patricku.
    To może mu bardzo pomóc.
    oczywiście czekam na ciąg dalszy i miłego wypoczynku.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem czy ten tom bedzie lepszy. Jednak DJ i ten mięśniak podbili moje serducho. Dla mnie jest niemożliwym ocenić lepsze czy gorsze bo wszystkie twoje opowiadania zasługują na 1 miejsce. I w każdym jest to COŚ. Sama o tym wiesz :p
    Weny Lu! Bardzo kibicuje wyżej wspomnianym młodym mężczyzną. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu ja tą kome zabije x.x mężczyznom*

      Usuń
  8. Kocham to opowiadanie JD i Casey to jest tak cudna para , tak samo jak reszta , ale Casey który dopiero się odkrywa jest jeżeli można to tak nazwać rozkoszny . Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże, Lu. Akcja z C i JD była piękna. Serio,dawno nie czytałam Tak dobrej sceny. Oezus. Wiecjeeeeejjjj <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudo jak wszystkie twoje opowiadania;)
    Pozdrawiam Martyna

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    och Casey przyjechał, bał się jednak, ta rozmowa bardzo mi się posobała, uroczy taki niepewny, choć jak w szkole będzie się zachowywał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej,
    coś mi się tutaj pomyliło, i miał być inny komentarz... niestety obecnie czytam z małym wyprzedzeniem (ze względu, że jeszcze to, czyli czytanie po nocach daje radę), więc omyłkowo, po prostu źle popatzryłam w moim notesiku i nie ten komentarz do rozdziału napisałam...
    o tak cudnie Jonnathan opowiedział o Patricu całą tą historie... no i jak widać Casey chce Jd... :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy, Basiu. Każdy się może pomylić. Dziękuję za każdy komentarz. :)
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)