Przed Wami ostatni rozdział pierwszego tomu. Na 1 rozdział kolejnego tomu zapraszam tak jak zwykle, w te sami dni co do tej pory. Tak, tom 2 będzie się ukazywał również dwa razy w tygodniu. :)
Dziękuję za każdy komentarz. :)
– Tego nie
bierz, za to weź suszone pomidory – powiedział Josh, zbierając z półek to, co
będzie mu potrzebne do zrobienia wymyślonej przez niego zapiekanki. Rano
sprawdził, czy piekarnik w kuchence działa i bez problemu będzie mógł ją
zrobić. Nie tylko jego popisowe danie było smaczne, ale i dużo tego wychodziło,
więc starczy im jeszcze na kolację lub na jutro.
– Ile puszek? –
zapytał Alex. Przebywali właśnie w samoobsługowym sklepie we wsi, udając, że są
tylko parą znajomych, którzy z innymi znajomymi przyjechali na weekend. Alex i
tak miał gorzej, bo ludzie go znali i już parę osób zatrzymało go, wypytując
się o wszystko.
– Dwie. Trzeba
pamiętać jeszcze o makaronie i serze.
– Żółtym?
– Ma się
rozumieć. – Wrzucił do koszyka kilka torebek przypraw. – Bez tego ani rusz.
– O, tam są
sery, wezmę je, a ty znajdź makarony. – Czuł się, jakby robił zakupy z mężem.
Chciałby po szkole zamieszkać z Joshem. Wieść z nim normalne życie, nawet
rutyna by mu nie przeszkadzała, płacić rachunki, jeść z nim, spać, budzić się
przy jego boku, po prostu istnieć. Wybiegał z planami dużo do przodu, ale bez
tego ciężko było jakoś sobie ułożyć przyszłość i dowiedzieć się, czego tak
naprawdę człowiek pragnie.
Kilka minut
później skierowali się do kasy. Josh zapłacił za zakupy, za połowę których Alex
uparł się koniecznie zwrócić mu pieniądze.
– Alex, nie
wygłupiaj się, dobra? Wiem, o co ci chodzi, ale nie zbiednieję, jeśli wydam
kilkanaście dolców na jedzenie – mówił Josh, pakując reklamówki do bagażnika
swojego samochodu.
– Uparty z
ciebie osioł.
– I kto to
mówi. – Zatrzasnął klapę bagażnika. – Mamy wszystko, wracamy do domu i
zabieramy się za gotowanie.
– Nie licz na
mnie.
– Wiedziałem.
– Mój brat ci
pomoże. Napiszę do nich, że wracamy.
– A co, wolisz
ich uprzedzić, jakby oni tego tamtego… – Morrison oparł łokcie o dach auta.
– W sumie oni
chyba jeszcze tego nie robią. Tak mi się wydaje. Richie zaraz by się wygadał. –
Stukał na klawiaturze telefonu kolejne literki.
– Nie każdy
jest tak szybki jak my.
– Może to i
dobrze. – Wysłał wiadomość Richiemu.
– Bardzo
dobrze. Czasami lepiej poczekać.
– Czasami tak.
Wrócili do domu
akurat w tej samej chwili, kiedy Johnny przekręcał klucz w zamku, a niebo
pokryły czarne chmury. W czwórkę wypakowali zakupy i wspólnie, Alexowi nie
udało się wymigać od pomocy, zrobili obiad. Kiedy Johnny z Joshem sprzątali
kuchnię, czekając na upieczenie się zapiekanki, Alex zabrał przyjaciela do
pokoju wraz z kubkami gorącej, malinowej herbaty. Jeden z nich postawił przed
Richiem, a drugim ogrzewał sobie dłonie.
– To o czym
chcesz pogadać? – zagaił Richie, siadając obok kaloryfera. Bardzo dzisiaj
zmarzł, ale spacer dobrze mu zrobił i chętnie go jeszcze jutro powtórzy.
– O tych twoich
planach. Powiedziałeś, między robieniem sosu a gotowaniem makaronu, że chcesz
studiować na miejscu i w przyszłości założyć szkołę tańca.
– No tak.
Zaskoczony? – Zamieszał łyżeczką herbatę i zanim się napił, podmuchał gorący
napój.
– Bardzo. Od
miesięcy ciągle paplałeś na temat Ivy.
– Od lat.
– No właśnie, i
to mnie dziwi.
– To było
wtedy, kiedy jeszcze chciałem coś udowodnić mamie, ale i pragnąłem uciec z
Adincton, być jak najdalej od Jonathana, tego, jak mnie ranił. Wszystko się
zmieniło. Johnny zrozumiał, że mnie kocha, jesteśmy razem i nie chcę go zostawiać.
Wyobrażasz sobie, że wyjeżdżasz, podczas gdy Josh tutaj zostaje i dzieli was
kilkanaście mil, zostają wam tylko telefony, Internet i spotkanie raz na
miesiąc lub rzadziej?
– Nie dałbym
rady. Muszę go mieć przy sobie. Nie znoszę, kiedy muszę od niego wyjść, bo nie
wolno mi zostać na noc przez głupich sąsiadów, a co dopiero być bez niego.
– Dokładnie.
Dobrze robię. Jestem tego na sto procent pewny.
– Nie
zamierzam cię odciągać od twoich planów. Cieszę się, że zostajesz. Nie
chciałem, żebyś wyjeżdżał, ale nie mogłem ci zabronić walczenia o spełnienie
marzeń. Mam jednego najlepszego przyjaciela i ciężko byłoby bez ciebie. –
Przesunął się na kanapie, odstawiając wcześniej kubek na stolik i objął
Richiego.
– Bez ciebie
też. Z kim gadałbym o seksie czy plotkował na temat nauczycieli?
– Znalazłbyś
sobie innego przyjaciela. – Pocałował Richiego w skroń i odsunął się.
– Ta, na pewno.
Nikt nie zastąpi takiego głupka. – Wyszczerzył się.
– Oberwiesz za
to. Zobaczysz.
Richie pokazał
mu język zadowolony z tej krótkiej rozmowy. Nie zamieniłby Alexa na żadnego
innego przyjaciela. Prawda, że chłopak nieraz mu dokopał, a jego nadwrażliwa
dusza cierpiała, ale to były tylko nieliczne momenty i nie mogły przekreślić
lat dobrych relacji i zaufania, jakim go darzył. Alex należał do przyjaciół,
którzy zostają na całe życie i żadne przeciwności losu nie zrywają tej więzi.
Tak, jego też nie mógłby zostawić.
– A możesz mi
coś jeszcze powiedzieć? – Alex wychylił się, biorąc swój kubek i ponownie
grzejąc o niego dłonie.
– Boję się, o
co zapytasz. – Podciągnął pod siebie nogi.
– O seks.
– Wiedziałem. –
Przygryzł wargę. – Nie, my jeszcze nic a nic. Powiedz, o co ci dokładnie
chodzi, czy mam bawić się w zgadywanki?
– Czy
chciałbyś...
– Boże, Alex,
proponujesz mi seks? Co na to Josh? – Zarechotał Richie, widząc głupią minę
przyjaciela. – Twoja mina jest bezcenna. – Śmiał się jeszcze przez chwilę, ku
oburzeniu Alexa, ale szybko spoważniał. – Czy chciałbym się z nim kochać? Sam
nie wiem. To znaczy niby chcę tego, ale czuję się skrępowany, on do niczego nie
dąży, a ja... No, wiesz, gadanie to jedno, a… – Podrapał się z zakłopotaniem po
głowie. – Niby chcę czekać, bo jesteśmy razem krótko, ale z drugiej strony
wiem, że jestem na to gotów i chyba... chciałbym. Tylko widzę, że Johnny chce poczekać.
Nie wiem, no.
– To ty musisz
wiedzieć, czego chcesz. Za dużo jest tych „chyba”.
– Wy dwie
psiapsiółki, obiad podano. – Johnny uchylił się przed lecącym w jego stronę
kapciem. – No co? Uroczo razem wyglądacie, tak się sobie zwierzając.
– Zabiję cię. –
Alex już zdejmował drugi kapeć, kiedy Richie powstrzymał go.
– Zostaw.
To mi nie przeszkadza. Już nie, a jak tak mówi, to jest słodki. – Podniósł z
wersalki swoje cztery litery.
– Nie jestem
słodki. Jestem wrednym, złośliwym typem.
– Który mnie
kocha – powiedział Richie, zatrzymując się przy Jonathanie.
– Ma się
rozumieć, słońce. – Pochylił się, pocierając ich nosy o siebie.
– Więcej tego
lukru, a dostanę próchnicy – powiedział Alex, wypychając ich z pokoju. –
Idziemy żreć. Już.
– Ale ty jesteś
władczy. Joshowi to się chyba podoba, co nie? – Johnny puścił oczko do brata i
łapiąc za rękę Richiego, uciekł, zanim oberwał czymś w głowę.
– Palant –
mruknął Alex, leząc za nimi do kuchni, gdzie znalazł się w ramionach
ukochanego, stwierdzając, że dobrze zrobił, zabierając ich tutaj. Mógł spędzić
czas z Joshem bez ukrywania się, kłamstw, że idzie na korepetycje, byle tylko
zobaczyć się z kochankiem. Mógł być po prostu sobą.
– Patrzcie –
zawołał Richie, wyglądając przez okno. – Śnieg sypie.
* * *
Następnego dnia
na ziemi leżała cienka kołderka śniegu. Prześwitywała przez niego ziemia, ale i
tak krajobraz bardzo się zmienił. Niestety to ten rodzaj śniegu, który, gdy
tylko promienie słońca wyjrzą zza chmur, zaraz stopnieje, dlatego z samego rana
Richie sam wybrał się na spacer, zostawiając Jonathana w łóżku, by skorzystać z
białej kołderki i pomyśleć. Nie o uczelni, którą będzie musiał znaleźć, i całej
zmianie planów, ale o nim, Jonathanie i seksie, a raczej tym, czego chciał.
Uzmysłowiła mu to wczorajsza rozmowa z Alexem. To on musiał wiedzieć, czego
chce, i wiedział, chciał kochać się z Jonathanem. Problem w tym, że Johnny tego
nie chciał. W każdym razie na to wyglądało. Przypomniał sobie wczorajszą
sytuację, kiedy przygotowywali się do snu. Leżał już w łóżku, kiedy przyszedł
Jonathan, który pochyliwszy się nad nim, pocałował go, a potem zamierzał się
odsunąć, ale Richie mu na to nie pozwolił. Pocałował Jonathana mocniej,
zaplatając ręce na szyi chłopaka i ciągnąc go na siebie. Johnny z początku
oddał pocałunek, nawet go pogłębił, ale w pewnej chwili po prostu się odsunął,
mówiąc, że jest już późno i trzeba iść spać. Richiego to zabolało, na szczęście
przez chwilę, bo zrozumiał, że chłopak ma rację, a on na pewno nie chciał robić
czegoś, nie będąc do tego przygotowanym i w mniej intymnych warunkach. Poza tym
może Jonathan chciał zbudować ich związek na czymś więcej niż seksie. Poczeka,
mimo wszystko mając nadzieję, że nie będą wiecznie tylko trzymać się za ręce.
Sam siebie nie poznawał, ale jest z tego zadowolony, bo bał się, że
doświadczenie z tamtym facetem mogło w nim coś zablokować – czasami, kiedy
Johnny go całował, wracały złe wspomnienia, ale otwierał oczy i widział, z kim
jest – na całe szczęście budziły się w nim pragnienia i potrzeby prawie
dziewiętnastoletniego chłopaka, który nie tylko kochał, ale również pragnął
swojego partnera. Dobrze się z tym czuł i miał nadzieję, że z czasem i Johnny
go zechce.
– Rzucę ci
do stóp cały świat, jeśli mi powiesz, o czym myślisz. – Johnny oparł się o
ogrodzenie, przyglądając się swojemu chłopakowi. Richie wyszedł wcześnie rano,
a on dopiero niedawno wstał i wybrał się na jego poszukiwania. Obawiał się, że
Richie jest zawiedziony tym, że wczoraj się wycofał. Słyszał fragment rozmowy
jego z Alexem i zaskoczyło go to, że chłopak chciałby… Nie zamierzał jednak na
to pozwolić. Jeszcze nie. Jakoś nie umiał z nim o tym porozmawiać, ale planował
unikać bardziej intymnych kontaktów. Nie, żeby go nie chciał, bo pragnął go
całym sobą i tego się właśnie bał.
– O szkole.
Tak, o szkole. O moich planach. Życiu. Jadłeś śniadanie? – zmienił temat.
– Nie. Chciałem
cię najpierw znaleźć.
– A co, bałeś
się, że ci ucieknę? – Richie wziął go za obie ręce. Chciał być śmielszym wobec
niego. Chciał mu się podobać. Chciał być chciany. – O której wyjeżdżamy?
Chciałbym poszperać w necie, pogadać z tatą o moich planach i od jutra zaczynam
szukać uczelni.
– Widzę, że
działasz.
– Nie ma na co
czekać.
– Wyjeżdżamy
koło czternastej.
– Spoko.
– W ogóle nadal
będziesz mieszkał w domu po ślubie twojego ojca?
– Jej, to już
za dwa miesiące. Tak, będę mieszkał. Tata mi pomoże, a dom jest mój. Nie mam
zamiaru nigdzie się wyprowadzać. Co się tak uśmiechasz? – zapytał, widząc
zadowolony błysk w oku Jonathana.
– Będziesz
blisko mnie. Podoba mi się to. – Przytulił Richiego, oddychając z ulgą, że
chłopak myśli tylko i wyłącznie o swojej przyszłości, a nie o czymś więcej.
– Chodź lepiej
na śniadanie. Jestem głodny jak wilk.
* * *
– Dlaczego ich
podglądasz? – zapytał Joshua, stając obok Alexa dyskretnie patrzącego przez
okno na rozmawiającą parę. – Nie zamieniaj się we wścibską babę.
– O to się nie
bój. Po prostu nie chcę, aby Johnny zranił mojego przyjaciela.
– Nie wygląda
na to, aby coś było nie tak. Alex, nie traktuj Richiego jak małego chłopca. –
Odciągnął partnera od okna. Chciał jego zainteresowania, a ten przez pół nocy
opowiadał o Richiem i Johnnym. – Przestań. Jeśli będą mieć problemy, te łóżkowe
też, to się do ciebie zwróci, ale nie możesz ciągle zachowywać się jak jego
tatuś czy koleżanka. Richie jest facetem. Pozwól mu dorosnąć. Pozachowuj się
jak mój facet.
– A ty co? –
Przywarł całym ciałem do Josha. – Nadal niezaspokojony?
– Zaspokojony.
Nie mów, że tego nie lubisz. – Pochylił się, łapiąc w zęby płatek jego ucha.
– Lubię.
– A ja lubię,
jak mnie tak do ciebie ciągnie – szepnął Morrison. – Do nikogo innego tylko do
ciebie.
– To mi się
podoba.
– To daje mi
siłę na przetrwanie w ukryciu kolejnych miesięcy.
– Damy radę. –
Pogłaskał Josha po plecach.
– Jestem tego
pewny – wpił się w usta Alexa.
– A wy znów się
liżecie – powiedział z udawaną pretensją Johnny.
– A ty
znów pojawiasz się w nieodpowiednim czasie – jęknął Alex, odsuwając się z
niechęcią od partnera.
– Ma się
rozumieć. To teraz co? Jedzonko? I może ktoś mi powie, jak się podobał
wczorajszy film?
Kilka godzin
później cała czwórka opuściła wiejski dom w dobrych humorach. Alex i Josh cali
szczęśliwi, że mogli spędzić ze sobą czas, nie musząc się rozstawać nawet na
chwilę, Jonathan rozbawiony i zadowolony tą ich miłością i jeszcze bardziej zakochany
w Richiem. Natomiast najmłodszy z nich całkiem zapomniał o swoich
przemyśleniach, które opętały go głównie z powodu wspólnego łóżka. Chciał się
kochać z Jonathanem, ale mają na to czas. Pytanie tylko czy on chciał czekać?
Będzie, co ma być. Johnny go kochał, on jego. Po powrocie czekało go mnóstwo
zajęć, a za miesiąc będzie mógł wrócić do tańca. Tańca z Jonathanem. Nawet się
nie obejrzy, jak przyjdzie zima, Boże Narodzenie, jego urodziny i ślub taty.
– Lubię, jak
się uśmiechasz.
– Jestem
szczęśliwy, Johnny. Jestem szczęśliwy.
* * *
Co za pieprzony
dzień! Nie dość, że znów w barze było urwanie głowy, to przez tę głupią flądrę
dostał wypłatę pomniejszoną o pięćdziesiąt dolców. Podobno mu się nie należały.
Ciekawe dlaczego?! Do tego autobus się spóźniał i podsycał zdenerwowanie. JD
próbował się uspokoić, bo nie miał zamiaru iść w burzowym nastroju na
przedstawienie swojej małej siostrzyczki i zepsuć jej całą radość. Molly mimo
swojego wieku miała poważne plany aktorskie i była bardzo dumna z tego, że dostała
jedną z głównych ról w przedstawieniu dla dzieci.
Stał na
przystanku i marzł, otulając się szczelniej kurtką. W ich rejonie od dawna nie
było tak zimno pod koniec października. Tak jakby gdzieś spadł śnieg. Pomyśleć,
że wiele mil stąd jest słoneczne Miami i niesamowite ciepło. Nie lubił zimna.
Zakaszlał, w pierwszej chwili ignorując dźwięk klaksonu, sądząc, że widocznie
ktoś podjechał po kogoś ze stojących na przystanku osób. Dopiero kiedy klakson odezwał się po raz
któryś z kolei, a ludzie zaczęli się na niego gapić, odwrócił się. Ujrzał
stojący przed nim samochód i wryło go w beton, kiedy rozpoznał pojazd, od
którego szyba w oknie zjechała w dół.
Gapiąc się na
kierowcę, zapytał:
– Co ty tu
robisz?
– Cześć,
Emośku. Przyjechałem zawieźć cię na to przedstawienie. Wsiadaj, chyba że chcesz
marznąć.
– Na pewno nie.
– Otworzył drzwi i posadził swój chudy tyłek na przednim siedzeniu. – Jak
ciepło.
– Ogrzewanie
jest puszczone na całą moc. To gdzie ta szkoła?
– Najpierw
jedziemy do mnie. – Zapiął pas. – Nie brałem ciuchów i muszę się przebrać. Mogę
zapalić?
– Nie. W
moim samochodzie się nie pali, tak jak w domu i pokoju. Poczekaj, aż
dojedziemy, to pokurzysz na świeżym powietrzu.
– Nienawidzę
cię, troglodyto.
– Ma się
rozumieć, czarna wiedźmo. – Zarechotał Casey, pędząc ulicami miasta.
– Ty to masz
pomysły. – JD przewrócił oczami.
– Ma się
rozumieć, młody.
Kilka minut
później dojechali pod blok, w którym mieszkał JD. Zarówno kierowca jak i
pasażer nie mieli ochoty wysiadać z cieplutkiego wnętrza, ale zmusili się do
tego. Owiał ich lodowaty wiatr, przez co młodszy chłopak naciągnął bardziej
czapkę na głowę.
– Nie wiem, po
co chcesz do mnie iść.
– Bo może od
jutra będziemy musieli się uczyć u ciebie.
– Dlaczego?
I nie wiem, czy u mnie będzie taki spokój, jak u ciebie. Mam czwórkę
rodzeństwa, więc wyobraź sobie, jak może
być. – Skierował się w stronę swojej klatki.
– Spoko,
Emośku, ja mam siostrę, a mieć ją, to jak mieć dziesiątkę rodzeństwa. – Podążył
za szybko idącym chłopakiem.
– Fajna jest.
Czego od niej chcesz?
– Nie daje
człowiekowi żyć. Nie przewracaj oczami, Emośku.
– Nie mów
do mnie „Emośku” – warknął udawanie, bo tak naprawdę już mu to nie przeszkadzało.
Do tego przy McPhersonie poprawił mu się humor, a to już było bardzo dziwne, bo
ostatnio ciągle tak się działo.
– Słuchaj, coś
mi się przypomniało. – Casey podrapał się po nosie, kiedy czekali na windę.
– No?
– Znasz Alexa
Wilsona?
– No, tak
jakby. Nie osobiście w każdym razie, a co? – Wszedł do windy i oparł się o
ściankę.
– Kiedyś, gdy
cię odwiozłem, a było już późno, wychodził z tej samej klatki, co ty. Nie
wiesz, czy nie ma tu czasami rodziny? – Stanął naprzeciw niego w małej
odległości z powodu niewielkiego pomieszczenia i błądził oczami po twarzy JD.
Intrygowały go jego kolczyki w brwi i uchu. Chętnie by je dotknął.
– Nie widziałem
go tutaj. Zresztą nawet jakby to co? Mieszka tutaj chyba ze dwieście rodzin, to
skąd mam wiedzieć co i jak. Po co ci ta wiedza?
– Po nic,
jestem po prostu ciekaw, czy może ma tu jakiegoś gacha. – Odetchnął, kiedy
ochota dotknięcia tych srebrnych kuleczek minęła i już w ciszy dotarli do
mieszkania JD.
Casey rozglądał
się po schludnym, ale o wiele mniejszym mieszkaniu niż tym należącym do jego
rodziców. Mimo tego to właśnie tutaj poczuł się naprawdę dobrze, a jeszcze lepiej
w pokoju chłopaka. Nie przeszkadzał mu panujący tu bałagan, a sam właściciel
pokoju również nic sobie z tego nie robił, szukając czegoś w szafie i
odrzucając coraz to inne koszulki.
– Fajny wystrój
– mruknął Casey.
JD obrzucił go
oceniającym spojrzeniem, chcąc się upewnić czy to obelga, czy zupełnie coś
innego.
– U ciebie jest
za sterylnie.
– Mi to
mówisz? Gdyby moja mama tutaj weszła, to chyba by zemdlała. Jej przeszkadza
zeszyt na stole, co dopiero stos ubrań rozwalonych po podłodze.
– Współczuję.
– Złapał dół swetra i zdjął go wraz z koszulką, którą miał pod spodem.
Zamierzał założyć coś bardziej eleganckiego i cieplejszego.
Casey wstrzymał
oddech, przyglądając się szczuplutkiemu ciału drugiego chłopaka, szczególnie
jego wąskim biodrom, których kości wystawały spod opadających spodni,
płaskiemu, niemal wklęsłemu brzuchowi, chudej, ale nie z wystającymi żebrami
klatce piersiowej. Sunąc wzrokiem po odsłoniętym ciele chłopaka tam i z
powrotem, natrafił w końcu na wbite w niego spojrzenie JD. Odwrócił szybko
wzrok, udając zainteresowanie leżącą na biurku książką. Miał nadzieję, że się
nie odkrył. Nienawidził tych uczuć, pragnień w sobie. Musiał się bardziej
pilnować. Drżącymi dłońmi wziął książkę i zaczął ją przeglądać.
Młodszy chłopak
stał, patrząc na niego podejrzliwie. Nie miał pewności, ale doskonale znał ten
wzrok. To zaciekawienie, ukryte pragnienie i zażenowanie, że został odkryty.
Czyżby McPherson tak samo lubił kutasy jak on? Tylko to przecież niemożliwe. Z
drugiej strony znał niejednego homo nieakceptującego się i zawsze był to ten
sam schemat. Agresja i nienawiść, którymi Casey dzielił się z innymi, jest
dobrym przykładem ukrytego w chłopaku homoseksualizmu. Nie mógł powiedzieć, że
każdy homofob jest gejem, bo to byłby szczyt jego głupoty, ale nie każdy
homofob pożera jego ciało wzrokiem tak głodnym i tak przerażonym. Zaczynało go
to bardzo ciekawić. Kto wie, co jeszcze odkryje. Nie narzekałby, gdyby się
okazało, że McPherson jest gejem. Jakkolwiek go nie lubił, to chłopak podobał
mu się, nawet jeśli pamiętał, jakie kłopoty mogą wyniknąć z zakochania się w
kimś tak siebie nienawidzącym przez to, że nie akceptował tego, kim jest. Ma
czas i jeszcze się o wszystkim przekona. Trochę obserwacji, trochę sztuczek z
nagością i będzie wiedział. Na razie się przed nim nie odsłoni, bo nie jest
pewny, jakby mięśniak zareagował, ale z czasem kto wie, co będzie, bo to na
pewno nie da mu spokoju.
– Dobra, jestem
gotów – powiedział, gdy się ubrał. Planował zmienić jeszcze spodnie, ale nie
będzie przyprawiał chłopaka o zawał lub zupełnie coś innego.
– Gdzie w ogóle
jest twoja rodzinka?
– Jak to gdzie?
Razem z Molly. Wezmę jeszcze inną kurtkę i pozwolę ci się podwieźć.
– Jakiś ty
łaskawy.
– Ma się
rozumieć.
Casey odwiózł
go pod szkołę Molly, pod którą już stały rzędy zaparkowanych samochodów, a tłum
ludzi pędził do wnętrza budynku. JD wypatrzył swoją rodzinę przed drzwiami.
Mama stała i szukała kogoś wzrokiem. Mógł się od razu domyślić, na kogo
czekają. Przeniósł spojrzenie na McPhersona i uśmiechnął się wrednie.
– Chcesz, abym
uczył cię u siebie w mieszkaniu? Musisz poznać moją rodzinkę. Chodź. – Złapał
za klamkę.
– Że co? Teraz?
– Przestraszył się.
– A niby kiedy
indziej? Ruszaj swoje cztery litery, nie mamy za dużo czasu.
Casey popatrzył
na JD morderczym wzorkiem. Podwożąc go tutaj, zrobił to, bo… chciał, ale nie
zamierzał bratać się z jego rodzinką. Z tym, że lepsze to niż bratanie Emo ze
swoimi rodzicami.
– Dobra.
– Cudownie,
jesteś dobrym kolegą, blondasie.
– Głupi Emo.
– Och, zamknij
się – powiedział słodko JD, idąc szybkim krokiem w stronę swojej mamy i
niezadowolonego rodzeństwa. No tak, chłopaki marudzą, bo tracą czas, a gra na
komputerze czeka, a Lori, jak to ona, straciła czas na ploteczki, musząc tutaj
być. Chociaż wiedział, że to tylko ich poza i również chętnie zobaczą Molly
jako księżniczkę.
– Cześć,
rodzinko. Co tak stoicie i marzniecie?
– Czekamy na
ciebie. Dzwoniłam kilka razy.
– Mamo, komórka
mi siadła, a raczej bateria. Chcę wam przedstawić Caseya. To jemu daję korki.
Casey, poznaj, od prawej moja mama, to siostra, Lori, Dany oraz Ryan, zapalony
gracz, nerd i w ogóle mistrz komputerowy w wieku trzynastu lat.
– To dla ciebie
pożycza moje książki? – zapytał Ryan.
– No, chyba
tak. – Casey poczuł się zakłopotany, znajdując się pod ostrzałem czterech par
oceniających go oczu.
– Super. JD
dużo o tobie mówi i dobrze wiedzieć komu przydają się moje książki. W ogóle
lubisz gry?
– Jak prawie
każdy.
– A w co grasz?
Ja gram w…
JD już nie
słuchał brata i dyskusji, która wywiązała się pomiędzy Ryanem a Caseyem. Ci
dwaj mogą się dogadać, bo z tego co się zorientował, to starszy kolega także
lubi spędzić czas przy grach. W przeciwieństwie do niego. On wolał się uczyć,
ale czy ktoś powiedział, że jest normalny?
– Chłopcy,
jeszcze będziecie mieli czas na rozmowę. Przedstawienie niedługo się zacznie,
trzeba zająć miejsca – powiedziała kobieta. – Casey, może przyłączysz się do
nas? – zaproponowała koledze syna. Wydał jej się sympatyczny i był bardzo
przystojny.
– Nie, raczej…
– Co raczej?
Masz czas? – zapytał JD.
– Noo…
– Znów mowę ci
odjęło. To się rzadko zdarza, ale się zdarza – mrugnął okiem mamie.
– Gdyby
tak mowę odjęło Ryanowi, byłabym w siódmym niebie – burknęła Lori. – On gada
tylko o jednym przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. O tych głupich grach.
Masakra. Totalna masakra.
– Idziesz z
nami czy nie? – JD uniósł brwi, patrząc wymownie na McPhersona.
Casey
zastanowił się chwilę. I tak nie śpieszyło mu się do domu, a może się nie
zanudzi na tym czymś. Zgodził się, czego dwie godziny później nie żałował, bo
naprawdę mu się podobało i było zabawnie. Do tego siedział obok JD, który co
jakiś czas podsyłał mu zabawne komentarze i pokazał swoją siostrę ubraną w
różową, długą do ziemi sukienkę. Dziewczynka miała długie, czarne jak heban
włosy i pięknie śpiewała. Po przedstawieniu miał okazję ją spotkać, bo mała
podbiegła do nich od razu, wskakując na ręce JD, przez co omal go nie
przewróciła.
– Podobało ci
się, a wam… – umilkła, widząc obcego chłopaka, po czym zaczerwieniła się po
końcówki uszu i zsunęła z rąk brata, wstydząc się tego, że jest taka duża, a
jeszcze chce na ręce. – Cześć, jestem Molly, a ty? – zapytała ładnego,
wysokiego blondyna, zadzierając głowę do góry.
McPherson
ukucnął, chcąc zrównać się z dziewczynką.
– Jestem Casey,
miło mi panienkę poznać.
Reakcja
chłopaka bardzo zaimponowała JD. Miał słabość do najmłodszego członka rodziny i
zależało mu, aby siostra była lubiana, a uśmiech, jakim obdarzył ją McPherson,
nawet jego powaliłby na kolana. Z przyjemnością obserwował ich rozmowę, nie
mogąc oderwać oczu od Caseya, ignorując pytający wzrok mamy, a także swój
zwijający się w supeł żołądek.
KONIEC TOMU 1
Intryguje mnie coraz bardziej historia Casey'a i JD. Liczę, że kolejny tom jest tam samo wspaniały jak pierwszy :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne części z niecierpliwością.
I liczę na to ,że JD i Casey szybko się zwiążąXDD Bardzo mocno trzymam za nich kciukiXD
*-* chce więcej! Teraz! Już! Nie mogę uwierzyć, że to już 42 rozdziały ;o Czas strasznie szybko leci :)
OdpowiedzUsuńJD i Casey...Te duet zdobył moje serce. Uwielbiam ten wątek, uwielbiam to opowiadanie! :D
/A
Hej Launo!
OdpowiedzUsuńNie wydaje mi się, żebym skomentowała którykolwiek rozdział tego tomu opowiadania, więc przyszedł na to czas.
Tak szczerze to na początku to opowiadanie mi się nie spodobało, obecnie nie jestem w stanie przypomnieć sobie, dlaczego tak się stało. W związku z tym, zatrzymałam się gdzieś po szóstym rozdziale, a kontynuowałam czytanie coś około trzynastego. Ale to nieważne.
Strasznie lubię obyczajówki, w których występują nastolatkowie. Większość moich opowiadań właśnie taka jest. Z początku nie mogłam się domyśleć, że Josh okaże się nauczycielem Alexa, a kiedy to się stało, zniechęciłam się do czytania, bo wydawało mi się to takie przewidywalne. Spodziewałam się czegoś w stylu „Moim partnerem seksualnym jest nauczyciel, w którym się zakochałem, no i uprawiamy seks na każdej ławce szkolnej” bądź „Wole starszych, więc popieprze się z nauczycielem” lub też „Jestem młodym nauczycielem po studiach, który udaje swoją heteroseksualność, ale zakochałem się we własnym uczniu i nie mogę się powstrzymać, kiedy na niego patrzę”. A tu proszę! Niespodzianka! Coś pomiędzy tymi wszystkimi opcjami, ale do samego końca nie mogłam się domyśleć czy w końcu sekret Alexa wyjdzie na jaw, czy Josh go zrani (co zrobił, ale nie tak, jak myślałam, że mógłby), czy może ktoś ich okryje? Richie wiedział, ale pokazał swoją lojalność względem przyjaciela i to było takie cudowne! W ogóle przyjaźń Alexa i Richiego (chociaż robiłaś to wiele razy to ja nie potrafię odmieniać tego imienia, za co przepraszam) jest taka, o której ja marzę, prawdziwa, która przetrwa złe chwile.
Charakter Richiego niejednokrotnie wprowadzał mnie w stan irytacji, chłopak jest typem płaczka i to trochę gejowskie według narzuconej formy bycia gejem (wiesz, o co chodzi? Nie potrafię tego normalnie napisać). Znam kilku homoseksualistów i tylko jeden z nich jest przykładem geja książkowego, czyli prawie takiego jak Rich. Osobowość blondyna nie jest jakaś rozległa, chyba działa na trybie problem – załamanie - szukanie rozwiązania - rozwiązanie problemu.
Johnnego lubiłam od początku, chociaż był złym charakterem i właśnie dlatego go lubiłam najbardziej. Piękna jest historia jego zakochań, jeszcze piękniejsza jest historia związku Johnnego z Richem. Po prostu cudowna i nic więcej nie jestem w stanie napisać na ten temat. Za dużo emocji.
O reszcie się nie wypowiem, bo wszystko jest zbyt świeże, zaś trzecia parka jeszcze parką nie jest, więc coś więcej napisze o niej w drugim tomie.
Jeśli mój komentarz jest zbyt chaotyczny i niezrozumiały to przepraszam, ale wszystko mnie dziś rozprasza.
Czekam na kolejny tom.
Pozdrawiam, zapraszam do siebie, pa.
Luano *
UsuńTeraz zobaczyłam. Przepraszam. Nie wiem czemu akurat twój nick tak przekrecam :/
Jeden z Twoich najlepszych rozdziałów, ogólnie Cię uwielbiam!
OdpowiedzUsuńTylko przeczytaj je i sama stwierdzisz, że naprawdę za dużo używasz "ma się rozumieć"
Czekaaaaaaam na następne kocham to i tak dalej cud miód orzeszki więcej JD i Caseya lof forewer
Hey, nie powiem Ci co sądze o Tym rozdziale, bo mam go dawno za sobą. Tak samo jak Tom 2 i 3 - jak nei napiszę magisterki to przez Ciebie :p
OdpowiedzUsuńWszystkie Tomy świetne, skończyłaś serię we właściwym momencie chodź niedosyt pozostał.
Czekam na buntownika 2 tom, po zakończeniu 1 nie wiedziałam co mam z soba zrobic :)
Witaj Luano!
OdpowiedzUsuńWybacz nadrabiam zaległości.
Wczęśniej nie było czasu.
Wiedziałam że Richie trochę obawia się seksu.
W sumie i nawet go rozumiem.
Po tym co przeszedł ma prawo do strachu.
Casey zdecydowanie jest za ciekawski.
jestem ciekawa jak potoczy się dalej ich historia.
Czuje że możesz zaskoczyć pozytywnie.
Czekamn na drugi tom i pozdrawiam.
Witaj ;) Bardzo mi się podobało, bohaterowie bardzo sympatyczni, w ogóle cudnie i romantycznie. Czekam na drugi tom i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńczemu Johnnatan nie chce takiego zbliżenia, och Casey podjechał pod Jd bosko, czyżby był krypto? mam nadzieję, że dojrzeje i się zmieni, no, no Jd zauważy ten wzrok, trzeba było zmienić te spodnie :) a zochowanie Casya boskie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia