Rozdział ostatni. Przypominam, że kolejny tom będzie pojawiał się od 7 stycznia.
Dziękuję za komentarze. :)
Pierwszy skurcz poczuł około południa. To było jeszcze
takie muśniecie bólu, ale zaalarmowało go i wystraszyło. Wiedział, że już na
dniach jego dziecko przyjdzie na świat i jutro miał zostać przyjęty do
szpitala, ale sądził, że poród będzie dopiero za kilka dni. Nawet nie wiedział,
kiedy minęło dziewięć miesięcy, podczas których przygotowywał się do narodzin
dziecka. Teraz mu się wydawało, że czas upłynął bardzo szybko. Przez te minione
miesiące bywało różnie w jego życiu. Dobrze i źle, ale ostatnie dwa miesiące
były wspaniałe. Nigdy nie czuł się tak szczęśliwy jak przez ostatnie tygodnie.
Powodem tego był Daesoon, który chyba zrozumiał swoje błędy i może nawet
dorósł, bo naprawdę był wspaniały. W soboty chodził z nim do szkoły rodzenia,
pomagał mu. Niby tak było i wcześniej, ale teraz chłopak po prostu był przy
nim, z nim. Owszem, nadal jeździł na uczelnię, ale wracał zaraz po zajęciach i był po prostu aniołem. Nie było go tylko teraz, kiedy Jaemin
poczuł silniejszy skurcz. Na szczęście nie był sam w domu.
– Mamo!
Kobieta natychmiast pojawiła się w pokoju syna.
– Jaemin?
– To
chyba już. – Bał się tego dnia. Mimo nauk w szkole, przygotowania przez lekarza
i tak był przerażony tym, co się miało dziać. Ludzie od wieków rodzili dzieci i
była to najnaturalniejsza rzecz na świecie, ale on to robił po raz pierwszy.
Miał prawo odczuwać strach. Kiedy prawie dwa tygodnie temu doktor Kwon go
zbadał i powiedział, że powoli tworzy się linia szwu, chciał oddalić ten dzień.
On jednak nadszedł. Czuł ból w brzuchu i między nogami. Szew prawdopodobnie
rozdzielał się.
– Spokojnie.
Kangsoon jest w domu, już do niego dzwonię i jedziemy do szpitala. – YuRin nie
zamierzała panikować. Zadzwoniła do taty Daesoona i powiedziała mu, co się
dzieje. – Trzeba zawiadomić Dae – powiedziała.
– Jest
na zajęciach. – Starał się oddychać tak, jak go nauczyli w szkole rodzenia.
Kolejny skurcz minął, ale niepokoiło go, że jeden po drugim pojawiają się tak
szybko. Czytał, że poród czasami potrafi
trwać i kilkanaście godzin, a czasami to była tylko chwila. – Zadzwonię do
niego. – Sięgnął po telefon. Kątem oka widział, że mama zabiera jego torbę. W
domu rozległ się dzwonek.
– To pewnie
Kangsoon. – Poszła otworzyć.
Jaemin w tym czasie
przystawił komórkę do ucha i poczekał, aż zostanie połączony z Daesoonem.
Obawiał się, że chłopak miał wykład, ale w razie czego Jaemin miał się nagrać
na poczcie głosowej, a Kim najszybciej jak będzie mógł, to wysłucha wiadomości.
Na szczęście nie musiał tego robić, bo chłopak odebrał już po pierwszym dzwonku.
– Co się dzieje?
– To już. Zaczęło się.
– Już? Ale jak?
Przecież jutro mieli cię przyjąć na oddział. Za dwa dni miałeś…
– Uspokój
się, nie panikuj, dobra? – To on miał tu być uspokajany, a nie uspokajać.
Przeszedł do przedpokoju, kiedy mama go zawołała. – Nasz syn nie chce czekać.
Twój tata i moja mama zawiozą mnie do szpitala.
– Będę tam
najszybciej jak tylko…
– Spokojnie.
Nie urodzę za pięć minut. Chyba. A ty uważaj na drodze i nie pędź jak szalony.
– Wsunął stopy w buty. – Już wychodzimy.
– A czułem, że
powinienem dzisiaj zostać w domu. To do zobaczenia. Będę niedługo.
Jaemin wiedział, że to nie będzie tak „niedługo”.
Daesoona czekała jakaś godzina jazdy. I obawiał się, że chłopak będzie pędził
niczym wariat.
– Jedź
powoli. Błagam. Bo zrobię ci krzywdę, jeżeli coś ci się stanie. Do zobaczenia.
– Rozłączył się. – Moja torba?
– Jest
już w samochodzie. Chodź. – Mama wzięła go pod rękę i poprowadziła do
samochodu, gdzie czekał na nich pan Kim.
Lee razem z mamą wsiadł na tylne siedzenie i ledwie to zrobił,
złapał go kolejny skurcz.
– Trzeba zawiadomić doktora…
– Już
to zrobiłam. Spokojnie, oddychaj. – Odgarnęła mu włosy z czoła. – Złap mnie za
rękę.
– Boję
się, mamo – powiedział, kiedy ból przeszedł. Wyprostował się. Przez ostatnie
tygodnie czuł się jak napompowany balon, a teraz miał takie uczucie, jakby ten
balon miał zaraz pęknąć.
– Będzie dobrze.
Urodzisz zdrowego syna. Jak dobrze, że dzisiaj byłam w domu.
Jaemin popatrzył na matkę. Kobieta była niesamowita. Do
tego kilka dni temu podjęła życiową decyzję. Odważyła się założyć własną budkę
z jedzeniem, a nawet coś więcej. Z pomocą pana Kima chciała wynająć niewielki
lokal i tam gotować oraz karmić ludzi. Do rozwinięcia tego pomysłu trzeba
jeszcze dużo czasu, ale odłożyła na to tyle pieniędzy, ile mogła, i była dobrej
myśli. On też. Nie chciał, aby jego mama męczyła się, harując u kogoś w
barze. Lepiej to zrobić u siebie. A Kangsoon Kim obiecał swoją pomoc
i chłopak był mu za to bardzo wdzięczny.
~*~
Na oddział zabrano go natychmiast. Przebrał się w
specjalną koszulę, która miała guziki z przodu. Pod nią był nagi. Po tym jak
doktor Kwon go zbadał, nakrył się kołdrą. Seria skurczy pojawiała się coraz
częściej. Bardzo go męczyła.
–
Rozwarcie ma już dziewięć
centymetrów. – Jijang zdjął rękawiczki. – Niedługo zabierzemy cię na porodówkę.
Wszystko przebiega sprawnie.
– Muszę poczekać na
Daesoona. Ma być ze mną przy porodzie. Jedzie z uczelni.
–
Akcja porodowa przebiega szybko,
ale myślę, że chłopak zdąży. Spokojnie. Musimy ci podać znieczulenie.
– Niczego nie chcę.
– Ułożył głowę wygodnie na poduszce.
– Rozmawialiśmy o
tym, Jaeminie.
–
Już powiedziałem. To w
ostateczności. Doktor przysiadł na skraju łóżka.
–
Znieczulenie nie skrzywdzi dziecka,
a tobie pomoże. Skupisz się na tym, co masz robić, a nie na bólu. Do końca i
tak on nie zostanie wyeliminowany, ale ból może…
–
Zrazić mnie do urodzenia kolejnych
dzieci. Dam radę. Dawno temu nie było takich rzeczy i ludzie rodzili. Chyba
zbliża się kolejny skurcz. – Chwycił rękę lekarza w tej samej chwili, kiedy coś
od środka chciało go rozerwać. – Ten jest silny. – Krzyknął. – Chyba… chyba się
zsikałem. – Zaśmiał się otoczony bólem. Puścił rękę lekarza.
Doktor Kwon wstał i uniósł kołdrę.
– Wody ci odeszły,
zabieram cię na salę porodową.
– Ale Daesoon…
– Jestem – powiedział chłopak,
który szybko oddychając, wpadł do pokoju szpitalnego.
Wziął
dłoń Jaemina w swoją.
–
Daesoon, twój syn zaraz przyjdzie
na świat. Jak na pierwszy poród akcja przebiega szybko. – Wyjął telefon i
odszedł na bok.
– Jak się czujesz?
– Daesoon troskliwym gestem odgarnął chłopakowi włosy.
–
Kiedyś też ci to zrobię i będziesz
wiedział, jak się czuję – warknął Lee, po czym krzyknął.
– Oddychaj tak, jak
się uczyłeś.
Jaemin kiwnął głową i starał się to robić. Cały czas
patrzył w oczy chłopaka, którego nad życie kochał. Jego obecność to było dla
niego znieczulenie. Tak bardzo chciał mu
powiedzieć, że go kocha. Już otwierał usta, aby to zrobić, ale wrócił
doktor Kwon wraz z dwiema pielęgniarkami, a chwilę później wieziono go długim
korytarzem do sali porodowej. Tam, gdzie miał urodzić się ich syn. Na wyznania
przyjdzie czas, pomyślał.
~*~
Daesoon trzymał rękę rodzącego chłopaka. Widział, że
Jaemin cierpi. Był cały spocony, zmęczony. Słuchał tego, co mówił doktor Kwon i
parł, kiedy go o to proszono. Mimo wszystko poród nie odbywał się tak szybko,
jak sądzono. Trwało to długie minuty. Minuty pełne napięcia, bólu, krzyków i
obaw. Na szczęście wszystko przebiegało sprawnie. Jaemin nawet miał chwile
spokoju, a wtedy zazwyczaj powtarzał, że następnym razem to Daesoon będzie
wypychał z siebie ogromną piłkę.
–
To jak byś chciał przepchnąć
piłeczkę pingpongową przez tę dziurkę, którą masz na końcu… – Chłopak nie
dokończył, bo znów nadszedł skurcz i musiał przeć, ale Kim doskonale wiedział,
co Jaemin miał na myśli.
– Mamy główkę – poinformował
lekarz. – Jaeminie, teraz się bardzo
postaraj, ostatni raz.
Daesoon spojrzał na lekarza, na szeroko rozłożone nogi
Jaemina okryte białym materiałem, a potem na twarz
rodzącego. Z początku obawiał się, jak to przetrwa. Tylu ojców mdlało na porodówce.
On jednak się trzymał. Dla niego, dla dziecka i dla siebie. Poczuł, jak jego
dłoń jest bardzo mocno ściskana przez dłoń Jaemina i skrzywił się z bólu.
Chłopak w takich momentach miał niesamowitą siłę.
– Dasz radę –
powtarzał mu. – Dasz radę. Doskonale się spisujesz.
Lee w pewnym momencie krzyknął, a po chwili nadszedł
radosny śmiech doktora Kwona i płacz dziecka. Na ustach Daesoona wyrysował się
szeroki uśmiech i pochylając się, pocałował czoło Jaemina.
– Słyszysz? Mamy
syna. Urodziłeś. Jesteś wspaniały.
Jaemin kiwnął kilka razy głową i rozpłakał się, dając
ujście wszystkim emocjom. Daesoon przytknął ich czoła do siebie.
– Mamy syna. Ty i
ja. Dałeś radę. Kocham cię – wyszeptał.
Lee wstrzymał oddech. Przesłyszał się? Nie, chyba nie.
Ale czy Daesoon naprawdę wyznał mu miłość, czy powiedział te słowa w innym
sensie? Kochać można różnorako, a on nie był pewny tego, co usłyszał, ale i tak
odpowiedział:
– Ja ciebie też kocham.
Daesoon odsunął się i spojrzeli sobie w oczy. Jaemin
dostrzegł w tych należących do chłopaka panikę i zrozumiał, że to „kocham cię”
po prostu mu się wyrwało z podekscytowania i nie oznaczało miłości takiej, jaką
obdzielił Daesoona. To nic, pomyślał, na jakiś tam sposób mnie kocha. Chciał
coś powiedzieć, ale poczuł kolejny skurcz. Kim się odsunął, spanikowany swoimi
słowami, tym, co usłyszał i co się działo.
– To łożysko –
poinformował go lekarz. – Zaraz będzie po wszystkim.
Odetchnął i spojrzał na swojego synka, kiedy zbliżyła
się do nich pielęgniarka. Podała nowonarodzone dziecko wykończonemu Jaeminowi.
– Piękny, zdrowy
chłopak. – Uśmiechnęła się.
Daesoon nachylił się, stykając swoją głowę z głową
dziewiętnastoletniego chłopaka, który dał mu syna. Razem spojrzeli na
maleństwo, które cicho zakwiliło, by zaraz się uspokoić, kiedy Lee przytulił je
do piersi.
–
Niesamowite. Hej, to ja, tatuś –
powiedział wzruszony Kim. Ucałował głowę Jaemina mając gdzieś, że chłopak ma
włosy mokre od potu. – Mamy syna – powiedział to z czułością.
– Może idź i
powiedz to twojemu tacie i mojej mamie. Czekają na wiadomości.
–
Tak zrobię. – Pocałował jeszcze raz
Jaemina i przesunął palcem po zaciśniętej, maleńkiej piąstce. Uśmiechnął się
szeroko i wyszedł z sali porodowej.
Dopiero kiedy stanął na korytarzu, poczuł, jaki jest
zmęczony, a przecież nie rodził. Miał na sobie czepek i fartuch, których nie
zdjął. Podszedł do osób, którym urodził się wnuk i poinformował ich o
wszystkim. Musiał przyznać sam przed sobą, że nigdy w życiu nie czuł takiej
euforii. Został ojcem! To było niesamowite. To wszystko przysłoniło mu słowa,
które pod wpływem chwili wyznał Jaeminowi. Najważniejsze było, że miał syna i
nic innego się nie liczyło. Chciał go
wychować na dobrego człowieka. Takiego jak jego tata, który mu gratulował. Pani
Lee rozpłakała się ze wzruszenia, a on czuł rozpierającą go dumę.
~*~
Minęło kilka godzin, a może i więcej, bo kiedy Jaemin
się obudził i zerknął na okno, stwierdził, że jest już dzień. Czuł się o wiele
lepiej. Wczoraj był naprawdę wykończony. Zasnął, jak tylko przewieźli go do
pokoju, w którym właśnie się obudził. Obok niego stał kosz z balonami, a przy jego łóżku siedział
Daesoon. Chłopak spał w dziwnej pozie na krześle. Lee uśmiechnął się.
– Kark cię będzie boleć.
–
Hm? – Ocknął się i spojrzał na
leżącego. – Obudziłeś się. Spałeś całą noc. – Przysunął się jeszcze bliżej.
–
Co z naszym synem?
– Jest
cudny. Trzymałem go na rękach. Pielęgniarka kazała mi zdjąć górną część odzieży
i przytulić dziecko do nagiej skóry. Tak, by poczuło ciepło i bicie serca.
Wcześniej płakał, a kiedy to zrobiłem, to się uspokoił. Chyba szukał piersi. –
Zaśmiał się.
– No, tego raczej
żaden z nas mu nie da. Musimy karmić go z butelki. Pomożesz mi wstać?
Chcę
iść do niego.
– Zaraz
go przyniosą. Będzie z tobą. Twoja mama i mój tata tu niedługo będą. Gdybyś ich
widział, jak na niego patrzyli. To dziecko będzie oczkiem w głowie nas
wszystkich. Nasi przyjaciele przysyłają gratulacje. – Wziął Jaemina za rękę i
ucałował ją. – Dziękuję ci za niego.
–
To ja tobie dziękuję. – Ścisnął
jego dłoń. Spojrzał w drugą stronę, kiedy usłyszał zbliżające się kroki. Poza
nimi na tej sali nie było nikogo. Pozostałe dwa łóżka były puste. – Mama, pan Kim.
–
Jak się czujesz? – Kobieta pochyliła się i ucałowała
syna w czoło.
–
Dobrze. Tylko chcę zobaczyć moje… –
urwał, bo właśnie pojawiła się pielęgniarka z dzieckiem. Usiadł powoli. –
Mojego syna.
Daesoon wstał i odebrał dziecko od kobiety. Ucałował
malutkie czółko. Podszedł z maleństwem do Jaemina i podał mu je, uważając na
główkę. Nie mógł się napatrzeć na tę dwójkę razem.
–
Witaj, słoneczko. – Lee ucałował synka.
–
Zdradzicie w końcu, jak mu dacie na imię? – zapytał Kangsoon.
– Jinsoon
– odpowiedzieli równocześnie, po czym spojrzeli na siebie pełnym ciepła
spojrzeniem.
– Będzie się
nazywał Jinsoon Kim – po chwili dodał Jaemin.
–
A nie Lee? – zapytał Daesoon.
– Kim
to moje ostatnie słowo – odpowiedział chłopak i spojrzał na dziecko. – To jest
Jinsoon Kim i nikt inny.
Drugi z ojców usiadł obok, obejmując Jaemina. Całował go
w skroń i nachylił się do maleństwa. Zaczął do niego gaworzyć. Wciąż obaj nie
mogli uwierzyć, że dziecko, na które tak czekali, przyszło w końcu na świat.
Pragnęli się nim opiekować, dbać o nie, chronić i przede wszystkim kochać
najbardziej na świecie.
YuRin uśmiechnęła się i zrobiła tej trójce zdjęcie.
Pięknie razem wyglądają, pomyślała. Są rodziną, nawet nie zdają sobie z tego
sprawy, ale los związał ich ze sobą na dobre i na złe. Wróżyła im dobrą,
wspólną przyszłość. Wierzyła też, że Daesoon kocha jej syna. Tylko wciąż się
jeszcze czegoś bał. Wciąż uciekał. Kiedyś się zatrzyma, pomyślała. Życie było
przed nimi.
–
Na zawsze zostali ze sobą połączeni
– szepnęła do Kansoona. On skinął głową i razem spojrzeli na dwóch chłopaków
wtulonych w siebie i na ich synka. Na mały cud, największy skarb, jaki mogli otrzymać.
Daesoon przesunął spojrzenie z dziecka na Jaemina, który
też na niego patrzył. Położył rękę na jego policzku. Wyglądało na to, że coś
chciał powiedzieć, i Lee nie zamierzał mu przerywać, ale jedyny gest, jaki
chłopak uczynił, to połączenie ich ust w delikatnym pocałunku, który i tak
sprawił, że serce Jaemina zaczęło bić jak oszalałe. Chłopak obiecał sobie, że
zdobędzie jego miłość. A jeżeli nie, to będzie kochał za nich obu. Oddał
pocałunek, tak jak dawno temu oddał Daesoonowi serce. Na razie to musiało
wystarczyć.
Co będzie później, pokaże już życie, a może i los, który
w końcu przyniósł mu wiele szczęścia w postaci Daesoona i ich synka, który spał
w jego ramionach, ufny, że dwaj ojcowie obronią go przed potworami.
Koniec tomu pierwszego.
Uuu, świetne zakończenie. Tylko szkoda, że Daesoon nie zrozumiał jeszcze, że naprawdę kocha Lee.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego tomu.
Życzę weny...
Może kiedyś zrozumie, a może nie. To dość trudny przypadek. :)
UsuńDziękuję za wenę i pozdrawiam. :)
Balem sie, ze na koncu Daseoon pokocha Jaemina, ale dobrze, ze poprowadzilas to w taki sposob. Wiem, ze to pierwszy tom, ale i tak jakas swiezosc :D
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że świeżość. :D
UsuńPozdrawiam. :)
Piękne zakończenie na koniec roku.
OdpowiedzUsuńJakoś nie wyobrażałam sobie akcji porodowej ale wspaniale ją opisałas.
Przepiękna wyobraźnia.
Coś cudownego dla mnie.
Na koniec chce ci życzyć Szczęśliwego Nowego Roku. Wiem że te sylwestra pewnie będą dla Ciebie trudne, ale postaraj się tego dnia o uśmiech na twarzy.
Ściskam mocno i do zobaczenia o Nowym Roku.
Powiem Ci, że Sylwester to dla mnie zawsze był zwykłym dniem. Mógłby nawet nie istnieć, także nic się nie dzieje, nie smucę się czy coś. Na zabawy Sylwestrowe nie chodziłam, więc tym bardziej mi tego nie brakuje. :)
UsuńWszystkiego dobrego. :)
Takie pytanie... Co mu się konkretnie rozwarło na 9 centymetrów?
OdpowiedzUsuńGdybyś czytał/czytała tekst to byś wiedział/wiedziała.
UsuńOdbyt ma dość jasno określoną w naturze rolę i jest nią stawianie klocka. Dzieje się tak i u ludzi, i u zwierzątek - wszystkich możliwych płci. Skoro to dziecko wyleciało przez odbyt... Gratulacje, chyba właśnie adoptowaliście kawał niezłego gówna.
OdpowiedzUsuńMogę powiedzieć że to trochę chamskie. We wcześniejszych rozdziałach było wyjaśnione. Dziecko urodzi się przez szczelinę między odbytem a jądrami. Nawet na początku rozdziału było napisane że pojawiło się znamię. A tak rozdział bardzo fajny. Sama mam dziecko i wiem co to akcja porodowa. Nie mogę doczekać się drugiego tomu. Nowego Roku życzę z sukcesami. Tymi zawodowymi jak i osobistymi. Ja wiem co to stracić tatę. Tylko ja miałam gorzej. Chorował na raka. A ja przed śmiercią widziałam się z nim tylko raz. Nie mogłam się z nim pożegnać. No nic parę latek już od tego minęło. Pozdrawiam
UsuńOti
Anonimowy, to co napisałeś jasno pokazuje, że tekstu nie przeczytałeś, a nawet początku rozdziału. Gdybyś to zrobił to wiedziałbyś co i jak. Tak to zobaczyłeś męski poród i już "rodził przez odbyt". Ta, ciekawe jak. Poza tym co do możliwości odbytu chyba nie wiesz co to fisting.
UsuńOti, pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego. :) Tatę odkąd złamałam nogę to widziałam ze dwa razy tylko, ale kontaktu z nim już nie było żadnego. Jak to powiedzieli lekarze, że jest żywą rośliną, której mózg żyje w innym świecie. Ale jakkolwiek i cokolwiek by się nie działo i ile razy widzimy się z rodzicami wiedząc, że odchodzą i tak zawsze za mało. Ważne by niczego sobie nie wypominać i żyć dalej. A ja wierzę, że naszym ojcom jest teraz naprawdę dobrze. :)
Hej,
OdpowiedzUsuńdroga autorko chcialam Tobie życzyć... aby ten rok był dla Ciebie rokiem szczęśliwym, gdzie realizujesz plany, marzenia...
i po za tym życzę Tobie chęci i sił oraz pomysłów do pisania...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńdroga autorko jestem z czytaniem daleko w tyle, ale też i na bieżąco staram się śledzić, wiem że miniony rok był dla Ciebie ciężki więc życzę Tobie abybtrn rok był wspaniały i obfitował w same radosne chwile...
i też abyś miała siły, chęci i pomysły do pisania...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Bardzo dziękuję i życzę wszystkiego dobrego i dużo szczęścia.
UsuńPozdrawiam cieplutko. :)
Hej,
OdpowiedzUsuńi w końcu nastał ten dzień miło widzieć, że Kim się zmienił i jest przy Jeaminie, pomaga, troszczy się o niego jak i o dziecko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia