Dochodziła dwudziesta pierwsza, kiedy Szymon wyszedł spod
prysznica. Wytarł się pobieżnie i z ręcznikiem na biodrach przeszedł do
sypialni. Ledwie przekroczywszy jej próg, został wciągnięty do środka, a jego
usta zaatakowane gorącym pocałunkiem. Natychmiast go oddał, zamykając drzwi
nogą i sięgając ręką za siebie, aby przekręcić kluczyk.
– Zaskoczyłeś mnie – szepnął, kiedy jego usta
zostały uwolnione, gdy Kamil zsunął się z pocałunkami niżej. – Myślałem, że
przyjdziesz później.
– Nie mówiłem, kiedy przyjdę. – Ręce chłopaka
błądziły po skórze Szymona, rozkoszując się męskim ciałem drżącym pod ich
dotykiem. – Nie martw się, zamknąłem drzwi na dole. Klucz położyłem w kuchni na
lodówce. – Szymon dał mu klucz do drzwi frontowych, bo byli w domu całkowicie
sami. Rodzice mężczyzny wyjechali do sanatorium, a Konrad pojechał do Justyny.
A oni dzięki temu w końcu mieli wspólne chwile dla siebie, by móc okazać
kochankowi jak bardzo stęsknili się za sobą. Kamil wykonał pierwszy ruch.
Ścisnął delikatnie sutki mężczyzny, patrząc mu przy tym w oczy.
– To dobrze. – Szymon złapał za koszulkę partnera,
chcąc ją z niego ściągnąć. Rozebrać go. Sprawić, by chłopak stał przed nim
nagi, podniecony. Wyraził na głos swoje myśli i Kamil pomógł mu w rozebraniu
się, na końcu pozbywając się jego ręcznika. Z powrotem mocno go ucałował.
Zaczęli iść w stronę łóżka, na które opadli, splatając ze
sobą ciała. Kamil całował, lizał ciało Szymona, coraz bardziej rozgorączkowany.
Minęły już czasy, kiedy nie wiedział, gdzie dotknąć, by doprowadzić partnera do
drżenia z rozkoszy. Nakręcał się jeszcze bardziej, wiedząc, że dzisiaj będzie
miał go pod sobą, a tak dawno w nim nie był. Jego penis zareagował żywiej na tę
myśl. Kamil zszedł z pocałunkami niżej. Złapał zębami jeden z sutków, na co
Szymon głośno wciągnął powietrze przez nos, wręcz nastawiając się do dotyku.
Pieścił mężczyznę pod sobą, pragnąc pokazać mu jak bardzo go pragnie, jak kocha
i potrzebuje w swoim życiu.
Szymon nie pozostawał dłużny. Również dotykał Kamila,
pocierał udem o jego nogę, dając jak najwięcej i biorąc. Jego ręce ściskały
pośladki chłopaka, dociskając go do swojego ciała. Tak bardzo mu tego brakowało.
Szeptał to ciągle, coraz mocniej rozpalony. Pragnął rozłożyć przed nim nogi i
wręcz wybłagać, aby w niego wszedł.
Zarzycki chwyciwszy jego nadgarstki, uniósł je nad jego
głowę i przytrzymując jedną ręką, całował go po twarzy, szyi, ramionach. Złapał
udo Szymon, unosząc je do góry, by umościć się na nim wygodniej. Poruszał
biodrami, jakby już go pieprzył, a ich penisy ocierały się o siebie.
Dostrzegał, jak to działa na Szymona, który z każdą chwilą przestawał nad sobą
panować. Chciał go ujrzeć takiego. Pragnął widzieć go roztrzęsionego,
rozgorączkowanego, krzyczącego, niekontrolującego żadnego swojego ruchu i
wijącego się w spazmach przyjemności. Zachwycał się na tym, jak mięśnie Szymona
napinają się pod skórą, jak mężczyzna nastawia się do dotyku, który jest mu
dawany ratami. Penis Kamila przesunął się niżej, pocierając jądra mężczyzny.
Chłopak zgiął jego nogę, dociskając ją do piersi Szymona, by unieść jego
biodra. Dzięki temu mógł masować jego szparkę, kusić obietnicą na więcej.
– Zabijesz mnie. – Szymon zadygotał, czując penisa
dotykającego jego wejścia. Sam ten ruch doprowadzał go do szału. Szarpnął się
pod chłopakiem, chcąc sięgnąć do jego członka i wsunąć go w siebie. Kamil go
jednak nie puścił, więc zawarczał na niego, obrzucając go złym spojrzeniem. Do
cholery, nie chciał gry wstępnej, chciał ostrego seksu, który będzie czuł
jeszcze długo po tym, jak dobiegnie końca. Bestia w nim obudziła się, chcąc
zostać wypieprzona. – Kamil.
Zarzycki tylko uśmiechnął się do niego, nie zamierzając
się śpieszyć. Chciał go doprowadzić na krawędź ekstazy, a wraz z tym dać mu
wszystko. Puścił jego ręce i przesunął się wyżej. Usiadł na klatce piersiowej
mężczyzny, chwytając swój członek. Postukał nim po ustach Szymona. Mężczyzna
zawarczał i rozchylił wargi. Kamil obrysował je czubkiem penisa, zostawiając na
nich preejakulat. Jego partner wysunął język, by polizać członek. Ręce
mężczyzny zacisnęły się na jego biodrach, przysuwając go do siebie bliżej.
Szymon uniósł głowę, biorąc w usta smakującego mu kutasa. Wręcz delektował się
nim, zapachem, twardością. Kamil syknął, czując wilgoć oraz rozchodzące się w
jego lędźwiach ciepło. Wyciągnąwszy rękę do tyłu, odchylił się nieznacznie,
chwytając jego członek. Szymon podrzucił biodra w górę, wydając z siebie trudny
do zrozumienia dźwięk ze względu na przyjemnie wypełnione gardło.
– Uwielbiam jak mi ssiesz. Jesteś w tym genialny. –
Wiedział, że Szymon kochał to robić i pozwalał mu na to, kiedy tylko mężczyzna
miał ochotę. Pieprzył jego usta, nie przestając poruszać dłonią na jego
penisie. Lubił czuć go w dłoni. – Mógłbym tak dojść. – Odrzucił głowę do tyłu,
delektując się błogością, jaką odczuwał. Zaraz to się jednak skończyło, więc i
spojrzał w dół.
– Nikt tu nie mówił o dojściu teraz. Masz mnie pieprzyć.
– Pocałował główkę penisa.
Kamil westchnął ciężko. Pochylił się nad mężczyzną,
zmieniając pozycję i pocałował go, kąsając raz po raz jego wargi. Doskonale
wiedząc, gdzie jest żel nawilżający, sięgnął po niego. Też już chciał znaleźć
się w Szymonie. Ale mimo tego nie śpieszył się. Nie chciał go tylko pieprzyć.
Pragnął się z nim kochać. Chociaż domyślał się, że po tak długiej przerwie to
może nie potrwać zbyt długo. Postara się jednak przedłużyć tę przyjemność jak
tylko będzie mógł. Zsunął się pomiędzy nogi partnera, czujnie obserwowany przez
jego oczy. Pocałował go w pierś, brzuch, wnętrze ud. Polizał napięte jądra i
penisa, patrząc na podnieconego kochanka. Szymon zaciskał palce na
prześcieradle, mnąc je, a biodra co jakiś czas drgały. Rozłożył szeroko nogi,
opierając stopy stabilnie o podłoże. Kamil w podziękowaniu wycałował mu
podbrzusze. Wiedział jak bardzo jego partner tego potrzebuje. Przesunął się w
górę, by patrzeć mu w oczy, kiedy rozsmarowywał chłodny żel na ciasnym miejscu.
Miał ochotę mówić do niego, prosić, by się dla niego otworzył, by go wpuścił,
bo chce wsunąć swojego penisa do tej ciasnej dziurki, lecz wszystko to
przekazał w jednym spojrzeniu. To i miłość, którą czuł.
Bieńkowski pozwolił mu się przygotować, odbierając
niesamowitą przyjemność, kiedy palce wsuwały się w niego, pieściły od środka,
masowały jego najczulszy punkt. Wygiął plecy w łuk, kiedy fala przyjemności
przepłynęła przed niego.
– Uwielbiam cię takiego – szeptał Kamil do jego
ucha, otwierając go dla siebie. – Uwielbiam, gdy się oddajesz, gdy drżysz.
– Zamknij się i włóż go wreszcie. – Chwycił Kamila
za twarz, unosząc jego głowę. – Włóż go.
Chłopak popieścił jeszcze przez chwilę jego dziurkę,
rozsmarowując dokładnie nawilżenie. Nie mógł sobie tego odmówić, zwłaszcza, że
była taka miękka, chętna, otwarta dla niego. Nie szczędził mu innych pieszczot,
doprowadzając partnera do frustracji z oczekiwania na więcej, bo zdaniem
Szymona wciąż za mało dostawał.
– Połóż się na boku. – Zszedł z niego i w tym czasie,
kiedy partner układał się na boku, nasmarował żelem członek. Przysunął się do
pleców Szymona, całując go po nich. Pogłaskał jego biodro.
Mężczyzna otarł się pośladkami o jego krocze, przesuwając
nogę tak, aby dać mu do siebie łatwy dostęp. W tej właśnie chwili zrobiło się
pomiędzy nimi bardzo intymnie, spokojnie. Kamil naparł penisem na jego odbyt,
przepychając się przez wejście. Zatrzymał się na chwilę, gdy weszła sama
główka, a potem nieznośnie powoli wsuwał się głębiej. Odetchnął, kiedy znalazł
się w nim cały, dobijając się do końca. Przysunął się bliżej partnera i sięgnął
do jego dłoni, by spleść z nim palce. Szymon oparł się o niego plecami, głośno
i szybko oddychając. Odwrócił głowę i lekko górną część ciała na plecy, a Kamil
go pocałował, miarowo poruszając biodrami. Chłopak robił to bez pośpiechu,
którego oczekiwał Szymon, ale przystał na łagodne pchnięcia sprawiające, że
napięcie rosło z każdą chwilą.
Przyciśnięci do siebie, wzdychali w swoje usta, patrząc
sobie z oczy. Nie musieli nic mówić, by wiedzieć, co czują. Intymność chwili,
będąca tak doskonałą bliskością, kiedy połączyli się ze sobą, sprawiała, że
stosunek przedłużał się. Pozwalali sobie czerpać rozkosz z kołysania się razem,
dotyku ciał. Penis Kamila sprawiał Szymonowi przyjemność, pieszcząc go od
środka, a jego pocałunki i wpatrzone w niego oczy składały obietnice, które
często sprawiały im trudność w wypowiadaniu ich na głos.
Dopiero z czasem pchnięcia Kamila nabrały na sile, a
Szymon nie potrafił pozostać już cicho, wiedząc, że może przy nim być sobą.
Pokazał Kamilowi, czego potrzebuje, gdy bardziej się na niego nabił. Obaj
jęknęli, dociskając wargi do ust kochanka.
– Połóż się na plecach – powiedział Zarzycki, wysuwając
się z partnera. Po chwili ułożył się pomiędzy zapraszająco rozłożonymi udami i
gładko wsunął się w niego, przytrzymując wyżej jedną z jego nóg.
Szymon poruszył biodrami, chcąc wyjść mu naprzeciw. Jego
twarz wyrażała miłość, pożądanie, oddanie i potrzebę, którą Kamil mógł spełnić.
Czuł, że z każdą chwilą zatraca się w rozkoszy. Przeklął głośno, kiedy penis kochanka
otarł się o jego prostatę i robił to za każdym razem w miarę poruszania się
bioder Kamila. A chłopak patrzył, jak mężczyzna wije się pod nim, jak pragnie
sięgnąć po więcej, a on z satysfakcją dawał mu to, czego Szymon oczekiwał.
Zaczął się poruszać szybciej, niemalże brutalnie biorąc go. Posiadając go
całkowicie dla siebie.
Szymon nie hamował się. Krzyczał, prosił, poruszał się
pod kochankiem, nie będąc biernym. Wbijał paznokcie w jego plecy, całował go,
zatracał się.
– Nie przestawaj. Jeszcze… O szlag. – Odrzucił głowę do
tyłu. – Tak cholernie dobrze. Jak dobrze – powtarzał w uniesieniu, a potem
doszedł, krzycząc coś niezrozumiale przez zaciśnięte z emocji gardło.
Jednocześnie ściskał mocniej penisa w sobie, co natychmiast doprowadziło Kamila
do szczytowania, który poddał się temu z ulgą i rozkoszą.
Po wszystkim Zarzycki opadł na partnera, opierając ich
czoła o siebie. Ich oddechy mieszały się ze sobą. Ręce Szymona objęły go
mocniej, a oczy pełne błogiego zadowolenia po zaspokojeniu uśmiechały się. Ich
ciała, nadal połączone ze sobą, odpoczywały, pozwalając sobie na rozluźnienie.
– Kocham cię – powiedział Szymon zachrypniętym od krzyku
głosem. Nie pozwolił odpowiedzieć kochankowi, całując go. Miał go dzisiaj
wyłącznie dla siebie i zamierzał się nim nacieszyć. W każdy możliwy sposób.
*
Kamil odetchnął drżąco po kolejnym przeżytym orgazmie.
Opadł na pościel tuż po tym, jak Szymon skończył go pieprzyć. Ostatkiem sił
przytulił się do mężczyzny. Nie chciał wiedzieć, która jest godzina, ale na
pewno był już środek nocy. Z tego co wiedzieli, to Konrad wrócił koło
dwudziestej trzeciej. Nie przeszkadzał im i od razu poszedł do swojego pokoju.
Oni zaś nie oszczędzali się, jakby chcieli nadrobić dni, kiedy nie mogli się
kochać.
– Na dzisiaj koniec maratonu. Nie dam już rady.
– Jesteś ode mnie młodszy. To ja powinienem narzekać. –
Pocałował Kamila w czoło.
– Masz lepszą kondycję niż ja, staruszku. – Poklepał go
po torsie, a Szymon się zaśmiał.
– Od zawsze wiedziałeś, że wolisz facetów? – zmienił
temat. Położył się bardziej na boku, by móc patrzeć na Kamila.
– Uf. Tak. Nie pamiętam, żeby chociaż przez chwilę
interesowały mnie dziewczyny. Owszem, z początku był we mnie taki okres buntu.
– Kamil usiadł i sięgnął po paczkę papierosów. – Chciałem być jak inni. Jeszcze
mieszkałem w Jabłonkowie i byłem takim wszystkiego bojącym się chłopakiem. Nie
rozumiałem, dlaczego mam być inny niż wszyscy. – Zapaliwszy papierosa, oparł
się o wezgłowie łóżka. – Ale nie trwało to u mnie długo. Na pewno do czasu,
kiedy po przeprowadzce wpadł mi w oko pewien chłopak. Oczywiście nigdy się do niego nie zbliżyłem, ale już
wiedziałem, że nie ma opcji, żebym kiedykolwiek zainteresował się dziewczyną.
– Ze mną było różnie. – Podał partnerowi
popielniczkę, a raczej podstawkę od kwiatka, która robiła za popielniczkę.
Usiadł obok niego, naciągając kołdrę na ich biodra. – Opowiadałem ci. Miałem
swoje wzloty i upadki. Chyba nie ma osoby, która przyjęłaby pociąg do własnej
płci bez obaw, buntu. Dużo zależy od tego, w jakimś środowisku się ktoś
wychowuje. Zawsze łatwiej jest tym osobom, które żyją wśród tolerancyjnej
rodziny. Ukrywanie się też jest czymś bolesnym.
– Wiem, jak bardzo cię to męczyło. Na szczęście nie
musimy tego robić. Nie w Jabłonkowie. Czasami mnie to śmieszy. – Strzepał
popiół do podstawki. – Na wsi nie musimy się ukrywać, a w mieście tak.
– Może za jakiś czas będziemy mogli iść ulicami Rzeszowa
i trzymać się za ręce.
–
Może. Pan Julian mi raz powiedział: „Miłość jest jak płatek róży. Potrzeba
czasu, aby się rozwinął. Tak samo jest ze wszystkim. Trzeba czasu, Kamilku”.
Kto wie, może ogólna akceptacja społeczeństwa dla osób homoseksualnych,
transseksualnych i tak dalej kiedyś nadejdzie. Potrzeba czasu.
–
Kamil?
–
Hm?
– Nie
filozofuj mi tu, tylko idziemy spać. Od rana mam robotę, a potem jadę do
Rzeszowa, do tej znajomej Darka i do sądu.
–
W sprawie prac społecznych? – zgasił peta.
–
Mhm. Jeśli chcę doprowadzić do tego, co planuję, muszę już zacząć działać.
– Ale
nie wiemy jeszcze, co będzie z Pawłem. – Położył się, wsuwając głębiej pod
kołdrę.
–
Za parę dni się dowiemy. – Przyciągnął Kamila do swojego boku, a chłopak
położył głowę na jego piersi. – I trzymaj kciuki za powodzenie mojego planu. –
Sięgnął jeszcze do lampki, aby ją wyłączyć. Po chwili pokój ogarnęła głęboka
ciemność. – Przyniosłeś jakieś swoje rzeczy? Wiesz, że trzeba wykorzystać
nieobecność rodziców, więc nie wypuszczę cię z tego domu przez najbliższe dwa
tygodnie. A możesz zostać już na zawsze.
–
Jutro wezmę coś z domu. Wczoraj chciałem się zmyć, zanim ojciec znów zacząłby
się awanturować, że do ciebie idę. Co do tego „zawsze”… Pożyjemy, zobaczymy. –
Ucałował go w klatkę piersiową. – Dobranoc. Śpij.
–
Dobranoc – odpowiedział Szymon z dziwnym, nieprzyjemnym uczuciem, że Kamil tak
po prostu odsunął na bok temat wspólnego zamieszkania.
*
Z samego rana Kamila obudziło krzątanie po pokoju.
Zaspany otworzył jedno oko.
– Już wstałeś?
– Jest piąta. Muszę oporządzić zwierzęta, coś zjeść
i ugotować jeszcze jakiś obiad, bo potem nie będę miał czasu. A Konrad nic nie
umie zrobić. Mama zostawiła tylko gołąbki popakowane do słoików. – Założył
spodnie. – Ale one będą na czarną godzinę.
– Też się muszę zbierać. Pomogę ci w stajni, co?
– Możesz. Jacek dzisiaj przyjdzie później, bo razem z
żoną zabierają synka na badania, a inni zajmą się pozostałymi pracami. I tak
mają przyjść dopiero na siódmą.
– Dobra. – Zsunął się z łóżka. Po tej nocy czuł, jak
bardzo wszystko go boli. Aż przyjrzał się Szymonowi, czy dobrze się czuje.
Wyglądało na to, że mężczyzna nie tylko był w wyśmienitym humorze, ale i
fizycznie także nic mu nie dolegało. Zazdrościł mu. – Dasz mi jakieś stare
ubrania?
– Aha. – Otworzył szafę i wraz z kracistą koszulą wyjął
inną oraz spodnie, w których już od dawna nie chodził, a na Kamila powinny być
dobre.
– To idę się trochę umyć. Śmierdzę seksem i spermą.
– Narzekasz. – Bieńkowski podszedł do partnera. Powąchał
go po szyi. – Pachniesz mną. Dla mnie mógłbyś tak zostać.
– Ha, jeszcze czego. Chciałbyś mnie oznaczyć. Nie ma
mowy. – Chwycił brodę partnera, przytrzymując ją, by wycisnąć na jego ustach
pocałunek. – Idę wziąć szybki prysznic i zaraz będę.
– Spoko.
Dwadzieścia minut później razem – towarzyszył im Ares –
udali się do stajni. Zefir powitał Kamila rżeniem. Chłopak podarował mu kostkę
cukru i pogłaskał po chrapach. Zabrał się za uprzątniecie jego boksu, podał
jedzenie, wodę. Porozmawiał z ogierem. Pomógł Szymonowi również przy innych
koniach i godzinę później wrócili do domu, by zrobić jakieś śniadanie oraz
obudzić Konrada.
Po tym jak się umyli w łazience na parterze, Szymon
poszedł ściągnąć brata z łóżka.
– Koniec tego dobrego. Dzisiaj szkoła. Mama mówiła,
że jak nie pójdziesz, to się na ciebie wścieknie.
– Dobra, już wstaję.
– Za dziesięć minut masz być na dole. Inaczej przyjdę z
wiadrem wody i wszystko na ciebie wyleję.
– Brat, mama mnie budzi dobrym śniadaniem, a ty mi
grozisz. – Przetarł oczy.
– Ja tylko sugeruję. Zbieraj się. – Opuścił pokój.
Zszedłszy na dół, udał się do kuchni, gdzie Kamil starał się przygotować jakieś
kanapki z tego, co znalazł w lodówce.
– Z szynką i żółtym serem mogą być?
– Pewnie. Zrobię herbatę. – Wziął widelec z szuflady
i postukał nim w kaloryfer. W całym domu rozległ się metaliczny dźwięk.
– Co ty robisz?
– Budzę Konrada. Założę się, że zamiast wstać,
przekręcił się na drugi bok. Za niecałą godzinę ma autobus. Nie mam zamiaru go
zawozić do szkoły. – Nastawił czajnik elektryczny i zaczął przygotowywać
szklanki. Dla siebie zamierzał zrobić kawę. Za każdym razem, kiedy, poruszając
się po kuchni, przechodził obok Kamila, nie potrafił go nie dotknąć, pocałować
w kark, objąć. Miło mu było, że chłopak tutaj jest, przygotowują razem
śniadanie. Dla niego mogłoby tak być już zawsze.
– Wystarczy tyle czy jeszcze dorobić? – zapytał Zarzycki.
– Starczy. To i tak dużo. Konrad sobie ze dwie
spakuje do szkoły. – Położył brodę na ramieniu Kamila. – Mogę cię o coś
zapytać?
– No.
– Dlaczego w nocy uciąłeś temat naszego zamieszkania… na
zawsze?
Kamil odwrócił się do niego. Objął Szymona w pasie.
– Nie uciąłem. Po prostu co innego, gdybyśmy mieszkali
sami, a co innego, kiedy byliby tu twoi rodzice. Wiem, że to twój dom, ale
wolałbym, abyśmy mieli swoje własne cztery kąty. A mnie na razie nie stać na
dom. Sam też narzekasz na kasę. Wolałbym, byśmy poczekali. Nie śpieszmy się. I
nie gniewaj się. Od czasu do czasu pomieszkamy razem. Sprawdzimy, czy damy radę
żyć w jednym domu. Na stałe jednak… Chciałbym coś swojego.
Słuchał uważnie, co mówi Kamil i poniekąd rozumiał
chłopaka. Pewnie gdyby sytuacja była odwrotna i to on miałby zamieszkać z
rodziną Kamila, także wolałby własne cztery ściany.
– Wiesz, Szymek, to nie tak, że nie chcę.
– Rozumiem. Po prostu chyba jestem już w tym wieku,
że myślę o czymś więcej niż tylko o spotykaniu się. Ale masz rację. Takie swoje
kąty byłyby najlepsze. – Już nawet wiedział, gdzie one mogłyby być. I czas,
którego żądał Kamil, zanim zamieszkaliby ze sobą, także by upłynął. – Za jakiś
czas coś ci pokażę. Wydaje mi się, że obaj będziemy z tego wyjścia zadowoleni.
– Połączył ich usta, bo nie potrafił sobie odmówić kolejnego pocałunku. Musiał
się tym nasycić na cały dzień.
– A wy jak zwykle nie potraficie przestać się lizać.
– Konrad ziewnął, wchodząc do kuchni. – Co jest do żarcia?
– Kanapki. Sam robiłem. Tylko spróbuj marudzić. – Kamil
usiadł przy stole. Zamierzał zjeść i pójść do domu. Weźmie jakieś rzeczy i
wróci.
– Od rana wszyscy mi grożą. A mnie łeb pęka. Wczoraj były
urodziny kuzyna Justynki.
– Popiło się, co? To teraz cierp, braciszku. –
Zaśmiał się, kiedy Konrad przyłożył czoło do chłodnego stołu nakrytego ceratą i
westchnął z ulgą. – Do szkoły i tak pójdziesz.
– Kamil, on ciebie posłucha. Powiedz mu, że się dzisiaj
do szkoły nie nadaję.
– Nie ma mowy. Miałbym u niego przechlapane. Ty
pójdziesz, a my będziemy mieć pustą chatę. – Puścił oczko Szymkowi. Tego dnia
przecież i tak będą obaj zajęci. On musi iść do sklepu zastąpić mamę i wróci
dopiero o dwudziestej pierwszej. Szymek natomiast ma swoje sprawy. Ale to i tak
według niego było fajne, bo po całym dniu pracy znów będę mogli być razem. Może
wspólne mieszkanie to nie taki głupi pomysł?
Pół godziny później wrócił do domu. W kuchni porozmawiał
chwilę z babcią i dziadkiem, a potem udał się na górę. Pech chciał, że z
sypialni rodziców wyszedł tata.
– Gdzie to się gówniarzu podziewałeś?! Co?! Znów u niego
byłeś?! To się, kurwa, do niego wynieś, bo nie chcę trzymać pod dachem kogoś
takiego jak ty!
– Tak? – Zbliżył się do ojca. – A może to właśnie ja
nie chcę już mieszkać z moczymordą, który ma w dupie rodzinę i… – urwał, bo
cios, który dostał prosto w twarz, powalił go na podłogę. Złapał się za bolący
policzek, zszokowany, spoglądając na ojca.
– Nie waż się tak do mnie odzywać! Jesteś nic nie wartym
ścierwem i jeszcze jedno słowo, a tak cię skopię, że na zawsze wybiję ci ze łba
myśli o kutasach. O cipkach masz myśleć!
– Pierdol się! – krzyknął Kamil ze łzami w oczach. Miał
tego dość. Nie był nic nie warty. Znaczył coś. A na pewno znaczył coś dla tej
jednej jedynej osoby, która czekała na niego w domu obok. Podniósł się z
podłogi i zanim ojciec ponownie wyciągnął na niego rękę, zamknął się w swoim
pokoju.
W nerwach kopnął fotel na kółkach, które z impetem
uderzył w regał. Wyciągnął torbę podróżną i zaczął wrzucać do niej rzeczy. Jak
przez mgłę widział siebie sprzed wielu miesięcy, kiedy to pakował się z
zamiarem opuszczenia na zawsze Jabłonkowa, a przede wszystkim Szymona. Teraz to
właśnie do niego się wybierał, a opuszczał swój dom, w którym nie potrafił już
żyć. Nie z takim ojcem, z którym musiałby przebywać pod jednym dachem.
Zabrał laptopa i jeszcze kilka cennych dla niego rzeczy.
W tym płyty z muzyką. Wyjrzał na korytarz, by sprawdzić, czy czasami tata nie
czeka na niego, jednak droga była wolna. Przeskakując po dwa stopnie z torbą na
ramieniu, zszedł na dół.
– Kamil?
– Nie, babciu. Nie zostanę tutaj. – Milagros podeszła do
niego i traciła go nosem w rękę. Pogłaskał ją. – Będę u Szymona – poinformował
i wyszedł, nie zamierzając nic tłumaczyć. Przecież dziadkowie wszystko
słyszeli.
Szymon właśnie rozmawiał na dworze przez telefon, kiedy
ujrzał swojego zdenerwowanego chłopaka z tworzącym się na policzku sińcem.
Zakończył połączenie.
– Co się stało?
– Po prostu mój stary chciał sobie porządzić. – Odstawił
torbę, bo jedyne na co miał teraz ochotę, to się przytulić. Czasami nawet on
tego potrzebował. Dawniej to by uciekł, aby pobyć z dala od ludzi, w
samotności. Teraz przyszedł do partnera, potrzebując mieć go przy sobie. Chciał
poczuć, że komuś na nim zależy.
Szymon doskonale to wyczuł i zamknął Kamila w swoim
ramionach, dając mu z siebie podporę, jaka każdemu w pewnych chwilach jest
niezbędna.
Jest pięknie, dwa zdania więcej mi tutaj zabrakło i byłoby idealnie :)
OdpowiedzUsuńJezu... To było piękne. Chciałabym kiedyś taką parę spotkać. Wspierają się, troszczą o siebie, po prostu coś cudownego. Ale coś mi się wydaję, że coś się tutaj stanie. Mam nadzieję, że to tylko moja wybraźnia. Dziękuję serdecznie za rozdział. A, i jeszcze takie pytanie. Czy mogę gdzieś kupić bądź przeczytać "Spontaniczną Decyzję"? :) Opis mnie naprawdę zaciekawił, i jestem ciekawa tej opowieści.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia/nocy.
W tej chwili "Spontaniczna decyzja" jest niedostępna i nigdzie nie można jej ani kupić, ani dostać. Trzeba czekać. :)
UsuńYhym. Więc pozostało mi tylko z niecierpliwością czekać :p
UsuńLu co ty wyprawiasz z moim drugim ukochanym opowiadaniem?
UsuńMogę powiedzieć tylko, że tekst jest poprawiany.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńjak dobrze, że mogą na sobie polegać, mam nadzieję że nic więcej się nie stanie i że ojciec Kamila w końcu zrozumie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia