Dziękuję za komentarze. :)
Kolejne
dni upływały w miarę spokojnie zarówno w życiu Kamila, jak i Szymona. Obaj nie
mogli powiedzieć, że jest idealnie, bo tak nie było. Szymon w dalszym ciągu
poza zdawkowymi słowami nie rozmawiał z ojcem, próbując wszystko w sobie
przetrawić i zrozumieć zachowanie rodzica. Natomiast Kamil, gdy tylko mógł,
uciekał do partnera, bo w domu nie mógł zaznać chwili spokoju. Okazało się, że
jego tata naprawdę stracił pracę. Z tego czego się dowiedzieli, wynikało, że na
piciu w pracy przyłapał go szef. Nie wyszłoby z tego nic strasznego i raczej
skończyłoby się na upomnieniu, gdyby kierownikowi zakładu nie towarzyszył jeden
z inspektorów mający sprawdzić, czy budowa kanalizacji przebiega zgodnie z
planem. To on pierwszy zauważył dziwne zachowanie pracownika i Janowi
Zarzyckiemu tym razem się nie upiekło. Został natychmiastowo zwolniony. Jedynym
plusem w tym wszystkim było to, że miał drogę otwartą, aby wrócić do pracy.
Wymagano od niego tylko jednej rzeczy – pokazania właścicielom zakładu papierów
potwierdzających to, że postanowił się leczyć z alkoholizmu i chodzi na
spotkania AA. Niestety, ojciec Kamila uznawał, że nie ma problemu z alkoholem,
leczył się nie będzie, bo nie ma z czego, a szef jest głupi. Zarzycki nie
zamierzał wracać do tej pracy. Z tego też powodu już i tak niemałe napięcie
trwające pomiędzy nim a jego żoną wzrosło o wiele bardziej. Kamil pamiętał jak
w niedzielę – kilkadziesiąt godzin po tym, jak z Szymonem znaleźli go leżącego
w rowie – Beata postawiła przed Jankiem talerz pełen krupniku i wściekła
powiedziała: „Żryj”. Doskonale wiedziała, że mężczyzna nie znosi krupniku.
Ugotowała go z pełną premedytacją. Jan, który nie miał tego dnia okazji do
napicia się, musiał zjeść podany mu obiad, podczas gdy reszta rodziny jadła
rosół oraz ziemniaki z kotletem i surówką z kiszonej kapusty. Tylko tego dnia
mężczyzna był wyciszony, bo nie miał gdzie się napić. W poniedziałek zaczął od
nowa. Wziął bez pytania rower teścia i pojechał do Kaliny, do baru, aby tam
wlać w siebie procenty, stracić pieniądze i spotkać z koleżkami.
Kamila
na to wszystko szlag trafiał. Dlatego całymi dniami pomagał w sklepie lub
Szymonowi przy koniach, byle tylko nie myśleć o ojcu, który, gdy tylko się
napił, miał do niego pretensje. Szczególnie o jego orientację. Po trzeźwemu,
mimo że ze sobą nie rozmawiali, mężczyzna na ten temat nie miał nic do
powiedzenia i milczał. Prawdziwe chwile ukojenia pojawiały się tylko w chwili,
kiedy Kamil przebywał z Szymonem. Nie szczędzili sobie wtedy czułości,
bliskości. Kochali się długo, bo noce należały do nich. Noce, które chłopak
spędzał w domu Bieńkowskich. Poranki nadal bywały niezręczne, kiedy jeszcze
nieco rozespany schodził do kuchni. Pani Basia traktowała go jednak normalnie.
W sumie wyglądało to tak, jakby on i Szymon byli po ślubie jak para hetero,
która zamieszkuje z rodzicami po złożonych przysięgach w kościele, mając prawo
oficjalnie dzielić sypialnię z małżonkiem. Mariusz Bieńkowski również na nic
nie narzekał, powtarzając, że obaj są dorośli. Dlatego tym bardziej Kamil nie
rozumiał, dlaczego partner wciąż nie wybaczył i nie potrafił zrozumieć tego,
jak wspaniałych ma rodziców. Nie kłócił się z nim o to, chociaż raz prawie do
tego doszło. Drażliwy przez ostatni czas Szymon natychmiast uciął temat,
wychodząc z domu.
Wszystko
to obserwował Konrad, który zamierzał nareszcie przyprowadzić swoją dziewczynę
na niedzielny obiad. Obawiał się jednak, co ona powie na relacje brata i ojca.
Porozmawiał nawet o tym z Kamilem, który zapewnił go, że nie powinien się
niczym zawczasu przejmować. Nie na wszystko ma przecież wpływ. Od czasu
pamiętnej rozmowy w ogrodzie, zaraz po tym, jak Konrada zostawiła Bernata, obaj
zbliżyli się do siebie i mogli nawet nieśmiało powiedzieć, że powoli
zawiązywała się pomiędzy nimi przyjaźń.
Szymon
pracował, jeździł w pole, zajmował się końmi, prowadził zajęcia z hipoterapii,
żeby tylko czymś się zająć. Dla mamy przekopał ręcznie ogródek warzywny, by
mogła zasiać w nim nasiona ulubionych warzyw. Robił wszystko, byle tylko nie
myśleć, nie denerwować się. Jedynie Kamil go uspokajał. Kamil dawał mu wszystko
to, czego potrzebował. Znów nauczył się mu ufać. Od czasu ich rozmowy w Czarnej
Lisieckiej relacje pomiędzy nimi uległy zmianie. Znów mogli powiedzieć, że
naprawdę są razem na dobre i na złe. Widać musieli przejść przez to wszystko,
czym obdarzył ich los, aby w pełni mogli docenić to, co mają teraz. To dobrze
wróżyło na przyszłość.
Pod
koniec kwietnia Bieńkowski dostał wiadomość, że pomnik dla rodziny Kłosińskich
jest już gotowy. Otrzymał także zdjęcia przesłane mu na maila. Poprosił
właściciela zakładu kamieniarskiego o jeszcze jedną, drobną przysługę. Chciał,
aby na grobie pojawił się wizerunek delfina, co miało oznaczać, że zmarło także
dziecko. Może nie leżało razem z rodzicami, ale jakaś cząstka maleństwa na
zawsze z nimi pozostała. To było bardzo ważne dla Szymona. Zadzwonił też w tej
sprawie do proboszcza Czarnej Lisieckiej. Ksiądz zapewniał go, że tego także
dopilnuje. Potem długo jeszcze rozmawiał z proboszczem, który próbował namówić
go do wybaczenia ojcu. Na to nie był gotowy, szczególnie, gdy uświadomił sobie,
że przez tamtą sprawę zmarło nienarodzone dziecko. A on w przeciwieństwie do
Kamila kochał dzieci i cierpiał, gdy działy się rzeczy, które w tak brutalny
sposób raniły te niewinne istoty.
Pomijając
to wszystko, obaj z Kamilem nie mogli na nic więcej narzekać. No, może poza
sprawą z kuzynem Zarzyckiego. Kamil nie zdecydował się na zgłoszenie sprawy na
policję, ani też nie wspomniał o tym Anecie. Tu sam podkreślał, że stchórzył,
ale wolał nie mieć na pieńku z rodziną. Gdyby babcia się dowiedziała, ich dobre
relacje uległyby zmianie. Kobieta bardzo cieszyła się z tego, że jej rodzina
spotyka się, rozmawia i naprawdę jest wszystko dobrze.
Do
tego stopnia była szczęśliwa, że piekła właśnie ciasto, zabierając się za nie
tuż po tym, jak zadzwonił do niej Adam z wiadomością, że dzisiaj do nich
wpadnie, bo ma coś ważnego do powiedzenia.
Kamilowi,
który jadł ukochane placki ziemniaczane – niedługo po tym, jak wrócił z pracy –
od razu przypomniało się to, co przypadkiem podsłuchał w domu wujka. Nie
podobało mu się to. Próbował nawet porozmawiać z dziadkiem na ten temat, ale
ten go zbył, bagatelizując sprawę. Nie poruszał więc tego tematu, woląc
poczekać na to, co się wydarzy.
–
Ciasto upiecze się za pół godziny. Kamilku, dołożyć ci jeszcze placków?
–
Nie, najadłem się. Idę do Szymona. Mamy zamiar wybrać się na przejażdżkę do
lasu.
–
To uważajcie na siebie. Obudzę twojego tatę, może coś zje.
–
Nie warto. Zaglądałem do niego. Śpi i chrapie jak niedźwiedź. Otworzyłem okno,
bo w pokoju śmierdzi alkoholem jak nie wiem. – Odniósł talerz do zlewu.
–
A taki był z Janka porządny człowiek – biadoliła kobieta. – Nie rozumiem, jak
mógł aż tak się zmienić.
–
Każdy się w końcu zmienia. Życie ma na to duży wpływ, a inni ludzie szczególnie.
–
Na to, że ktoś zaczyna pić jak twój tata?
–
Mówię ogólnie, babciu. Powiedziałabyś o mnie rok temu, że przyjdę z pracy i
jeszcze podłogę ci umyję? A pamiętasz, jak przed Wielkanocą wyczyściłem okna?
–
To prawda. Dawny ty tylko machnąłby ręką i siadł przed komputerem.
– No
właśnie. To lecę. – Zatrzymał się przy wejściu z kuchni i zapytał: – O której
ma wpaść wujek?
– Koło
piątej. Chciał nawet, aby twoja mama również była, dlatego musi wcześniej zamknąć
sklep.
–
Mogę ją zastąpić…
–
To rodzinne spotkanie, więc też lepiej, abyś był. No to idź. Ja zobaczę co z
ciastem. Jeszcze muszę zrobić masę – dodała już do siebie pod nosem po tym, jak
wzięła ścierkę i uchyliła piekarnik, by zobaczyć czy biszkopt równo się piecze.
*
Konie
zarżały. Degressa skubnęła bok Zefira, a ten potrząsnął głową. Szymon zaśmiał
się na to.
–
Ona go lubi.
– A
ja lubię ciebie – powiedział Kamil, przyciskając partnera do drzewa. Przesunął
ustami po jego szczęce. Lubił takie pieszczoty. Nie musiały prowadzić do czegoś
więcej. Samo to było bardzo miłe.
–
Tylko lubisz? – Rad z tego, że koniec kwietnia powitał ich ciepłymi dniami i
Kamil nie miał na sobie już kurtki, wsunął rękę pod koszulkę z długim rękawem.
–
No nie wiem. Nad tym, czy to tylko lubienie, można by dywagować całymi dniami.
– Pogłaskał go po brzuchu, ciesząc się tymi chwilami sam na sam. Koni nie
liczył, bo te pasły się, nie zwracając na nich uwagi.
–
Rozważałbyś to całymi dniami? – Podrapał Kamila po kręgosłupie. – Nie drażnij
mnie.
–
A co mi zrobisz, jak nadal będę to robił? – Zjechał pocałunkami na jego szyję.
–
Miałbym parę pomysłów. Trudno byłoby je tutaj zrealizować.
–
Dlaczego? – Chwycił go stanowczo za tyłek, dociskając do siebie twarde, męskie
ciało. – Czy miejsce ma znaczenie? – Niby niczego nie planował, ale takie
powolne pieszczoty wpływały na niego silnie pobudzająco. Cóż się dziwić, w
końcu mając dwadzieścia lat, łatwo się podniecał. Poza tym lubił seks z
Szymonem.
–
Miejsce nie. Ale drzewa jeszcze nie mają za dużo liści i widać nas zza krzaków.
–
Twój rozsądek zawsze zniszczy miłe chwile.
– Mój?
– Złapał w obie dłonie twarz Kamila i pogłaskał go po policzkach kciukami.
Ucałował jego usta. – Jeśli w lecie nie zjedzą nas w lesie komary, to pokażę
cię, co potrafię zrobić na łonie natury.
– Poprzedniego
lata już pokazałeś. Pamiętam, jak pieprzyliśmy się na twoim motorze. Kiedy znów
zabierzesz mnie na przejażdżkę tą bestią?
–
Niedługo. A wracając do tego, o czym rozmawialiśmy... – Objął go wokół szyi. –
Tylko mnie lubisz?
–
Jaki jesteś zachłanny. Wszystko chciałbyś wiedzieć.
– Tak.
– Potarł ich nosy o siebie, po czym przechylił głowę na bok, aby pocałować
Kamila. – To co? Jak to jest z tym lubieniem? – pytał, owiewając wargi partnera
gorącym oddechem.
–
Kocham, zadowolony?
–
Prawie.
–
Pocałujesz mnie w końcu? – Sam chciał to zrobić, ale Szymon cofnął głowę. – I
kto tu się drażni?
–
Ja się nie drażnię.
– No
nie. Na pewno nie. – W końcu dostał jego usta i nie bawiąc się w subtelności,
pocałował Szymona mocno, męsko, dominująco władając jego wargami, biorąc je dla
siebie. Kąsał je, lizał, bawił się nimi, trzymając mężczyznę w ramionach. Mógł
go tak całować do końca życia. Przypuszczał, że gdyby mu to zostało odebrane,
tęskniłby za tym przez całą wieczność. Świadomość, że dłonie dotykały ciała
Szymona, usta całowały jego usta, a języki splatały się razem, posyłała przez
jego ciało dreszcze, a do serca ciepło. Był tak blisko z mężczyzną, którego
naprawdę kochał i był przez niego kochany. Nie potrzebował w tej chwili niczego
więcej. W życiu ich obu wiele się działo, ale będąc razem, mieli swoje własne
maleńkie szczęście, którym się dzielili. Szczęście, którego tak potrzebowali.
– Będąc
z tobą, nic innego się nie liczy – wyszeptał Szymon po tym, jak na chwilę
przerwał pocałunek, by zaczerpnąć tchu. Potem to on dominująco zawładnął
wargami Kamila, nie zamierzając go szybko wypuścić ze swoich objęć. Gdyby mógł,
to najchętniej nigdy by mu nie pozwolił odsunąć się od siebie. Ten chłopak
dawał to, czego od zawsze mu w życiu brakowało. Miłość. Szukał jej. Miał wielu
partnerów, kochanków. Potem długo był sam i spotkał jego. Buntownika, który w
końcu zwrócił na niego uwagę, a z czasem oddał mu serce.
–
Nigdy… – mówił, przerywając po to, aby złożyć krótkie pocałunki na twarzy
Kamila. – Nigdy nie zwracaj mi mojego serca. Zatrzymaj je przy sobie na
zawsze. I nie proś o swoje.
–
Nie zamierzam. Znalazło doskonałe miejsce, w którym chce być – powiedział
Zarzycki wymęczonymi, czerwonymi ustami, oddychając szybciej. – I zamierza tam
pozostać. – Położył dłoń na piersi Szymona, uśmiechając się do niego szeroko.
–
Gdyby nas Karolina zobaczyła, znów by powiedziała, że jest za słodko, za
lukrowo i za sentymentalnie.
–
Miałaby rację.
–
I byłaby z tego powodu szczęśliwa. – Ucałował czoło Kamila. – Wiesz, że
przyjeżdża ostatniego kwietnia?
–
Super. To już za dwa dni.
– Co
prawda szybko wyjedzie, bo trzeciego lub czwartego maja, ale powiedziała, że ma
dla nas niespodziankę i nie przyjedzie sama.
–
Przywiezie koleżankę czy…
– Po
niej można się wszystkiego spodziewać. Ale ja mam nadzieję na koleżankę.
Facetowi zrobiłbym krzywdę, gdyby próbował dotknąć mojej małej, jedynej
siostrzyczki.
– Ona
jest dorosła. – Uszczypnął Szymona przez koszulkę w sutek. Natychmiast
odskoczył od partnera, kiedy ten chciał mu odpłacić tym samym.
Nie
udało mu się jednak uciec, bo Szymon szybko go dogonił. Złapał go w pół i
zaczął łaskotać, przywierając do jego pleców. Kamil śmiał się, próbując się
wyrwać, a nawet nastąpić mu na stopę. Partner mu na to jednak nie pozwalał.
Wygłupiali się i śmiali, a konie, które przestały skubać coraz zieleńszą trawę,
patrzyły na nich, zaciekawione co też ich panowie robią. Ci za to siłując się,
upadli na trawę, po której tarzali się, jakby to już było lato, a ziemia wcale
nie była zmarznięta. Obaj byli silni i raz Kamil lądował na Szymonie, a raz
stawało się na odwrót. Gdyby ktoś ich zobaczył z boku, mógłby powiedzieć, że
się biją, tymczasem była to pełna zabawy ich mała potyczka, po której opadli
obok siebie na plecy, śmiejąc się głośno.
–
Jak, kurwa, dzieci. – Kamil spojrzał w błękitne niebo, które jeszcze z powodu
niewielu liści na drzewach było doskonale widoczne. – Ono jest jedno, a pod nim
tyle rzeczy się dzieje.
–
O czym mówisz? – Szymon nie rozumiał. Przekręcił się na bok i podparł głowę na
ręce. Miał za nic to, że leży na wilgotnej, zimnej ziemi. Drugą rękę położył na
brzuchu chłopaka.
–
O niebie. No zobacz. Ono wisi tam wysoko i jest świadkiem wszystkiego, co
dzieje się na ziemi. My, ludzie, żyjemy sobie pod tą błękitną kopułą. Choćby
tu, w Jabłonkowie. Wystarczy spojrzeć w górę, a wszyscy na świecie widzimy to
samo niebo. O różnych porach roku, dnia, nocy, może innym układzie gwiazd, nie
wiem nie znam się na tym – wtrącił, nie udając, że jest omnibusem i pozjadał
wszystkie rozumy – ale to zawsze jest to niebo. Przykrywa ziemię jak kołderka.
Szymon
spojrzał w górę. Kamil miał rację. Niebo nad nimi, cokolwiek by się nie działo,
zawsze było, jest i będzie. A widziałoby tak wiele historii ludzkich, gdyby
było żywą istotą.
–
Pod błękitnym niebem toczy się życie – szepnął.
–
Pod zachmurzonym też.
–
Błękitne lepiej brzmi. – Bieńkowski wstał i podał rękę partnerowi, pociągając
go do góry. – Wstawaj, bo jeszcze wilka dostaniesz. – Zaczął zdejmować z jego
włosów i ubrania suchą trawę oraz gałązki.
Kamil
odwdzięczył mu się tym samym, na końcu jeszcze go całując.
–
Brakowało mi takiego popołudnia. Pełnej beztroski.
–
Mnie też.
–
Musimy jednak wracać. Wujek Adam ma przyjechać. Obawiam się, że nie będzie
miło. – Zaczął iść w stronę koni. – Pamiętasz, jak ci opowiedziałem o tym, co
usłyszałem, kiedy byłem u Piotrka? – Złapał lejce Zefira i wsiadł na konia.
Zrobił to z gracją i bez problemów. Nauczył się doskonale jeździć.
–
Pamiętam. – Dosiadł Degressę. Klacz zadrobiła nogami w miejscu. – Sądzisz, że
facet chce kasy?
– O
nic innego nie chodzi. Zazwyczaj kiedy nie wie się o co chodzi, to chodzi o
pieniądze. Nie rozumiem tylko dlaczego. Przecież nie ma prawa do niczego.
–
Przekonasz się. Możesz się mylić. – Pojechali dróżką ku wyjściu z lasu.
– Chciałbym.
Mam jednak co do tego złe przeczucia. To co, damy się im wybiegać? – zapytał,
zmieniając temat. Nie chciał niszczyć tych miłych chwil.
– Pewnie.
Tylko nie spadnij – zażartował, wiedząc, że Kamil doskonale radził sobie w
siodle. Wydawało mu się, że przecież nie tak dawno podjechał pod jego dom konno
i zmusił do nauki jazdy.
– I
kto to mówi. Prędzej ty się nie utrzymasz. – Trącił konia piętami w odpowiedni
sposób.
Zefir
przyśpieszył, a po chwili, kiedy wyjechali z lasu na pustą przestrzeń, Szymon
mógł już tylko widzieć zad ogiera, jego nogi w galopie i plecy partnera. Nie
zamierzał dać im się wyprzedzić.
–
Maleńka, pokażmy im, co umiemy – powiedział, klepiąc klacz po karku. Kilka
sekund później Degressa biegła galopem, a Szymon czuł jak wiatr uderza w jego
twarz. Radość i wolność, które rozlewały się w jego ciele, sprawiały, że w
pełni odbierał zmysłami to, że żyje.
*
Szczęśliwy
Kamil, po tym, jak oporządził Zefira, pożegnał się czule z Szymonem i wrócił do
domu. Wujka jeszcze nie było. Mama za to już zdążyła wrócić. Nie przeszkadzało
jej, że musiała wcześniej zamknąć sklep. Kamil powiedział jej, że mógł ją
zastąpić, a ona tylko machnęła ręką i dodała, że nic się nie dzieje. Oboje za
to byli ciekawi, czego chce wujek. Nawet do niej dzwonił i nakazał, że ma być w
domu. Dodał jeszcze coś, co ją bardzo zastanowiło. Dlatego obawiała się tego
spotkania.
–
Gdzie tata? – zapytała, nalewając sobie w kuchni wodę z butelki.
– Pewnie
na górze. – Po tym, jak umył w zlewie ręce, otworzył lodówkę, skąd porwał
plasterek szynki. – Chyba przespał cały dzień.
–
To dobrze, będzie w miarę trzeźwy. Jak coś, to może pokaże, że jest facetem, a
nie zapijaczoną mordą. Zrobiłam małe zakupy, ale zostawiłam torbę w samochodzie.
Przyniesiesz ją?
–
Mhm.
Na
dworze wyjął z tylnego siedzenia siatkę z zakupami. Miał iść do domu, kiedy za
jego plecami odezwał się klakson. Przewrócił oczami. Odwrócił się. Wujek czekał
w samochodzie przed bramą.
–
Ma mnie za odźwiernego czy jak? – Mimo to Kamil poszedł otworzyć bramę. Nawet
uśmiechnął się uprzejmie, prawie zgrzytając z tego powodu zębami. Nic nie
poradził na to, że nie czuł sympatii do chrzestnego.
–
Twoja babcia, dziadek i mama w domu? – zapytał wujek, nawet się nie witając.
–
Dzień dobry. A w domu, gdzie mają być, jak na ciebie czekają. Zapraszam. – Wpuścił
wujka Adama do sieni. – Babcia, wujek już jest – zawołał staruszkę, która od
razu wyszła z pokoju. Woląc nie słuchać jej ćwierkania do syna, poszedł od
kuchni, gdzie wypakował zakupy.
–
Zrób wujkowi kawę. – Mama tylko zajrzała do pomieszczenia, a potem zniknęła za
progiem.
–
Dobra. Służący zrobi. – Irytował się, jednak nie na to, że coś mu kazano
zrobić, ale na ten teatrzyk. Przygotował kawę i trzy herbaty. Podejrzewał, że
skacowany tata też siedzi w pokoju, więc wziął dla niego wodę.
Ustawiwszy
wszystko na tacy, zaniósł to do pokoju. Od razu wyczuł ciężką atmosferę.
Przyjrzał się ich niezadowolonym minom. Postawił tacę na stole, obok talerza z
pokrajanym ciastem, nie robiąc nic więcej. Niech się sami obsłużą. Stanął pod
ścianą z założonymi na piersi rękoma.
–
Adam, chyba żartujesz. – Beata przypuszczała, że jej brat oszalał. Wiedziała,
że za tą próbą odbudowania relacji rodzinnych coś się kryje.
–
To wy żartujecie. Teraz wiem wszystko. Rodzice dali ci sklep, którego połowa z
racji dziedziczenia jest moja.
–
Nie chciałeś sklepu – przypomniał Stanisław.
Kamil
spojrzał na babcię. Zabolał go jej zawód na twarzy.
–
Nie chciałem, bo nie mam czasu się nim zajmować, a Magdusia nie będzie harować.
Nadal nie chcę sklepu, tylko połowę pieniędzy za niego. Rozmawiałem z
prawnikiem, przedstawiłem stosowne dokumenty i powiedział, że mi się ta połowa
należy. Beata, chcę, abyś mnie spłaciła, to wtedy dam ci spokój, bo inaczej
pójdziemy na drogę sądową i dostanę to, co jest moje.
–
Wynoś się – głos babci przedarł się przez ciszę, która nastąpiła po słowach
Adama Dutkiewicza. – Zawsze chciałeś mieć wszystko. Zawsze było ci mało. – Z
trudem podniosła się z wersalki. – Ciągle tylko „daj i daj”. Nawet warzyw
chciałeś za darmo, zapominając, ile się napracujemy, aby mieć coś swojego,
podczas gdy sami z Magdą możecie sobie wszystko posiać. Macie duży ogród. Nic
nie dostaniesz. Nie pamiętasz chyba, że kiedy budowałeś dom, to daliśmy ci
trzydzieści tysięcy, które składaliśmy przez wiele lat. Mówiliśmy ci wtedy, że
to twój spadek.
–
To było dawno temu. Beata ma mi oddać jeszcze dwadzieścia tysięcy.
–
Figę z makiem dostaniesz. – Babcia położyła dłoń na klatce piersiowej. – Tak
bardzo się zawiodłam. Też skorzystamy z pomocy prawnika. Mam papiery, że
dostałeś wtedy te pieniądze. Tacy głupi z ojcem nie byliśmy, aby ci zaufać.
Wychować dzieci, a potem robią ci coś takiego. – Pokręciła głową z rezygnacją.
– Muszę zaparzyć sobie melisy, bo coś mnie trafi. Wracaj do swojej Magdusi,
Adam. Powiedz jej, że nic nie dostaniecie. To moje ostatnie słowo. Kamilku,
zaprowadź mnie, proszę, do kuchni. Nie chcę więcej widzieć mojego syna, dopóki
się nie zmieni. Nie tak go wychowałam – mówiła, kiedy z pomocą córki i wnuka
wyszła z pokoju. Serce ją bolało na myśl, że na własnym łonie wychowała kogoś
takiego jak Adam.
Zanim
Kamil wyszedł z pokoju, trzymając babcię za rękę, jeszcze obejrzał się przez
ramię. Jego ojciec wstał i pokazał szwagrowi gdzie są drzwi. Chłopak westchnął.
Dlaczego rodzic nie potrafił być tak zdecydowany, jeśli chodziło o alkohol?
Żałował również, że sprawdziły się jego przypuszczenia co do intencji wujka.
Nie miał pojęcia, co będzie dalej i jak to zostanie rozwiązane.
Nareszcie coś na nie mogę napisać :P Na początku trochę zbyt dużo opisu, zrobiło się monotonnie. Dalej już jednak bardzo słodko i emocjonalnie. Podoba mi się ciągłość fabuły, ale też to że w każdym rozdziale znajduje się coś nowego i zaskakującego. Od dawna powtarzam, jesteś świetna w pisaniu emocjonalnie
OdpowiedzUsuńTo było takie urocze, gdy Szymon mówił o ich sercach 😍 Rozumiem też Kamila, że wolał niczego nie zgłaszać. Z własnego doświadczenia wiem, że to ciężkie, gdy przez jakiś incydent może powstać konflikt w rodzinie. I potem decydować, postąpić jak się powinno, czy jednak nic nie robić, by w rodzinie był spokój. Ciekawa jestem, jak dalej potoczy się sprawa z wujkiem Kamila. Nienawidzę takich chciwych i łapczywych na kasę ludzi...
OdpowiedzUsuńNo nic, czekam na następny rozdział i pozdrawiam ciepło :D
Jak już zabierasz się za pisanie scen to doucz się najlepiej. Nie pisz bzdur. Jako amazonka idealnie wytknę błędy z opisów z końmi. Kurwa, to zwierzęta, nie rozumieją. Nie drobią w miejscu. I nie popędza się konia PIĘTAMI. Jak ja nienawidzę takich ludzi. I jakim sposobem chłopak nauczył się tak szybko jazdy konnej? Sama równowaga zajmuje czasem ponad rok, samym stępem. Potem zaczyna się kłus i wciąż równowaga. I to wszystko na lonży lub lonżowniku. Nie jest możliwe przyswojenie tak szybko jazdy konnej. Kobieto, nie zabieraj się za coś, na czym się nie znasz.
OdpowiedzUsuńNie pozdrawiam.
Ojej amazonka się odezwała. Czego ty chcesz, aby Luana uczyła swoją postać rok czasu? To opowiadanie i co może historia miałaby trwać kilka lat? Lu, pobierała informacje z netu jeśli chcesz wiedzieć, ze stron z końmi i z nauki jazdy. Sama jeżdżę i wiem, że konia popędza się lekko piętami. I nauczyłam się jeździć szybciej niż ty. Rok czasu? Śmiech na sali.
UsuńTo w takim razie jesteś jakaś opóźniona w rozwoju. Konia się nie kopie. Widać, że instruktora to miałaś chujowego. :) Po coś wszyscy instruktorzy krzyczą "pięta w dół" żeby właśnie napiąć łydki i je przyłożyć. Doucz się, debilko. I Luana też, najlepiej z książek, a nie Internetu. Albo niech się nie zabiera za coś, czego nie umie.
UsuńTy sie naucz pisac milej i dopiero sie bierz za pouczanie.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńSzymon i Kamil cudownie to wsparcie siebie nawzajem, no i się wyjaśniło, mam nadzieję że nie będzie źle...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia