30 października 2016

Buntownik - Rozdział 17

Klik Do końca głosowania pozostało już kilka dni, ale już widać, że książka z nowym opowiadaniem fantasy byłaby milej widziana nawet od Połączonych. :)

Teraz ważna wiadomość dla tych którzy chcieliby otrzymać opowiadanie "Druga szansa". Bądźcie czujni, bo  niedługo na tym blogu: Klik ukaże się możliwość udziału w losowaniu. Tym razem będzie decydował łut szczęścia. Pod postem który się pojawi, nie powiem kiedy, zostawicie komentarz z dwoma słowami "Zgłaszam się". Wśród osób, które się zgłoszą zrobię losowanie. Tak jak już raz zrobiłam. Także zaglądacie, bo na to będzie dwa góra trzy dni.


Dziękuję za komentarze. :)





Trącił nosem nos Kamila. Przyciągnął chłopaka do siebie i objął. Odetchnął głęboko. Przyda mu się ta chwila ukojenia. Od rana starał się załatwiać wszystko to, co będzie potrzebne na zbiórkę pieniędzy. Wczoraj zadzwonił do sołtyski i długo z nią na ten temat rozmawiał. Energiczna kobieta podjęła się tak trudnego zadania, jak uzyskanie zgody na zbiórkę funduszy na niedzielnym festynie. Nie wątpił, że jej się to uda, głównie z powodu licznych znajomości, którymi od czasu do czasu pochwaliła się podczas popołudniowego, prywatnego spotkania. Czekało ich mnóstwo pracy, ale wierzył, że ona nie pójdzie na marne. W tej chwili jego znajomi przygotowywali plakaty informujące o sytuacji i odwołujące się do ludzkich serc. Zawarte na nich słowa nawoływały do wsparcia śmiertelnie chorego chłopca i jego walczącej o ostatnie godne miesiące, a może i lata, rodziny.
– Dobrze się czujesz? – zapytał Kamil, ciesząc się z tej chwili sam na sam, na co pozwolili sobie w gabinecie Szymona. Żałował, że tak mało mają czasu, żeby pobyć razem bez towarzystwa innych osób.
– Jestem potwornie zmęczony psychicznie. – Odsunąwszy się, opadł na kanapę. Odchylił się i ułożył głowę na oparciu. – Wolałbym zaorać kilkanaście hektarów pola, niż brać udział w wymyślaniu co zrobić, żeby ludzie chętnie wpłacali pieniądze na synka Jacka. Najlepiej grube pieniądze. Trzeba im coś dać, żeby się dobrze bawili i płacili, bo ot tak sobie nie wyjmą kasy z portfeli.
– Wpadnij do wody. – Zarzycki usiadł przodem do Szymona, podkulając jedną nogę pod siebie.
Bieńkowski otworzył jedno oko.
– Jak to „wpadnij do wody”?
– Tak dla hecy. Ludzie to lubią. W Amerykańskich filmach, gdy odbywają się jakieś festyny, zawsze jest facet, który siedzi na specjalnie wybudowanej platformie, a pod nim znajduje się pojemnik z wodą. Ludzie płacą za każdą próbę, podczas której rzucając piłeczką, próbują trafić w środek tarczy uruchamiającej mechanizm siedziska. Gdy im się uda, klapa opada, strącając siedzącego na nim mężczyznę do wody. Świetna zabawa… dla rzucających. – Podrapał się po nosie. Właśnie zaproponował, żeby jego partner dla dobra sprawy wykąpał się parę razy w ubraniu.
– Widziałem coś takiego. – Usiadł twarzą na wprost twarzy chłopaka. Położył ręce na jego udach. – Twój dziadek i mój tata mogliby skonstruować coś takiego. A ludzie, którzy chętnie by mnie w ten sposób wykąpali, zapłacą krocie na szczytny cel. – Pochylił się do przodu i złapał wargami usta Kamila. – Genialny pomysł. Potrzebujemy takich jeszcze kilka, na wczoraj – szepnął i zaczął go całować. Robił to najpierw powoli, z czasem coraz namiętniej pogłębiając pocałunek. Pragnął więcej, dużo, dużo więcej. Najchętniej położyłby się obok Kamila i doprowadził do czegoś, co nie skończyłoby się tylko na ognistych pocałunkach. One już przestawały mu wystarczać. Ciało domagało się swoich praw, potrzebując spleść się z drugim, najlepiej nagim, ciałem. Pragnął się kochać z Kamilem, a nie wiedział, jak długo jeszcze będzie musiał czekać. Nie rozmawiał z nim na ten temat, ale sądząc po tym, z jakim żarem jego partner oddawał pocałunki, przypuszczał, że chłopak chce tego samego. Naparł na niego i położyli się na kanapie. Wsunął nogę pomiędzy nogi Kamila, który ze swoją zrobił to samo, co było łatwe, kiedy leżeli bokiem.
Kamil westchnął. Jego język badał wnętrze ust Szymona, od czasu do czasu splatając się z jego językiem, by po chwili wpuścić go do swoich ust. Szymon bardzo dobrze całował. Potrafił jednym pocałunkiem rozpalić wszystkie jego zmysły. Poczuł, jak dłoń partnera wkrada się pod jego koszulkę, głaszcząc brzuch, a potem przesuwa się w stronę biodra i dalej. Przez cienki materiał krótkich spodni wyczuł na pośladku, jak gorące palce obejmują go i ściskają. Sam nie pozostawał bierny. Jego ręce błądziły po ciele Szymona, sięgając tam, gdzie tylko mogły. Wsunął dłoń pod jego koszulkę i paznokciami przejechał po kręgosłupie mężczyzny. Udami ścisnął udo Szymona i poruszył delikatnie biodrami, żeby się chociaż trochę o niego otrzeć. Powinien się od niego odsunąć, ale nie chciał. Pragnął Szymona. Ostatnie noce były ciężkie. Od lat nie miał tak realnych snów erotycznych, po których budził się z potężnym wzwodem, a obrazy niczym z realnego świata ciągle krążyły mu po głowie. Potrzebował bliskości Szymona.
Ciało Kamila w jego ramionach parzyło. Chłopak był podniecony i jemu niewiele brakowało do pełnego wzwodu. Zatracił się, całując partnera, niemalże kładąc się na nim. Biodra Kamila, tak samo jak i jego nie pozostały spokojne. Szczególnie, kiedy udo chłopaka tarło strategiczne rejony. Przesunął się z pocałunkami na szyję partnera, a dłoń wsunął pod spodnie i bieliznę Kamila, dotykając nagiego pośladka. Aż westchnął na to wrażenie. Nie powinni tutaj tego robić. Ktoś mógł wejść w każdej chwili, ale nie potrafił się od niego odlepić. Kamil mu się podobał, pociągał go, a on był podniecony i nie myślał trzeźwo. Szczególnie, kiedy ręce chłopaka znalazły sobie dogodne miejsce na jego pośladkach, miętosząc je niecierpliwie.
Dał się lizać po szyi, odchylając głowę. Ciężar Szymona dodatkowo go rozpalał. Ponownie westchnął przeciągle, kiedy udo partnera mocniej się do niego docisnęło.
– Ależ mnie fajnie przycisnąłeś – szepnął.
– Wiem – odparł pewny siebie Szymon, łącząc ich usta. Chciał go rozebrać lub obu ich doprowadzić do orgazmu samym ocieraniem się, ale wtedy zabrudziliby ubrania. Gdy jedną ręką sięgnął do guzika krótkich spodni Kamila, rozległ się dzwonek telefonu Zarzyckiego. – Nie odbieraj. – Rozpiął guzik i obsunął lekko spodnie, dotykając cienkiego paska włosów sięgających do pępka. Parę razy zagapił się na nie podczas pracy, kiedy chłopak chodził bez koszulki, z nisko obciągniętymi spodniami.
– Nie mam zamiaru. – Dał się całować, mając ochotę już wyskoczyć z ubrania, ale telefon nie przestawał dzwonić. – Szlag. Ktoś chce oberwać. Nie dadzą nam spokoju.
– Odbierz. – Szymon trochę oprzytomniał. – Może to i lepiej. Ktoś tu może wejść, a możemy dokończyć później. – Cmoknął go w brodę.
Kamil niemalże jęknął z frustracji. Później? Ale jak to? Nie teraz, kiedy był tak twardy? Przystał jednak na ten pomysł i sięgnął po komórkę do kieszeni koszulki zasuwanej na zamek, z żalem żegnając obecność drugiego ciała przy sobie. Czuł satysfakcję, że Szymon, próbuje się uspokoić, będąc podnieconym tak samo jak on. Miał nadzieję, że po rozmowie będą kontynuować, kiedy tylko zamkną drzwi na klucz.
Usiadł i odebrał połączenie.
– Anka, nie mam teraz czasu. – Próbował mówić tak, aby głos brzmiał normalnie. Jego myśli podążyły do Szymona i tego, co przed chwilą robili. Zorientował się, że Anka coś mówiła, ale jej nie usłyszał: – Możesz powtórzyć? Nie słyszałem cię.
– Nie wiem, co ci tak odwraca uwagę, ale powiedziałam, że Świrus  nie żyje.
Wiadomość zmroziła go do tego stopnia, że odniósł wrażenie, jakby krew do tej pory będąca wrzącą lawą, zamieniła się w lód. Przecież trzy dni temu rozmawiał z nim na Facebooku.
– Żartujesz sobie ze mnie.
Szymon zmarszczył brwi. Kamil wyglądał tak, jakby dostał bardzo złą wiadomość. Chłopak zbladł, a ręce widocznie zaczęły mu drżeć. Podniecenie natychmiast opadło, a zamiast niego miejsce zajął niepokój.
– Nie żartuję – odparła płaczliwym głosem Anka. – Ostatnio wdał się w jakieś szemrane towarzystwo. Nie chciał być od nich gorszy…
– Nie pieprz mi tu, tylko powiedz, co się stało – warknął. Wstał i poprawił spodnie. Przytrzymał telefon ramieniem przy uchu i doprowadził się do porządku. Zaczął kręcić się po pokoju, omijając partnera opartego tyłkiem o biurko.
– Właśnie chcę to zrobić i łaskawie nie warcz na mnie. Nie chciał być od nich gorszy, a wiesz, że Tomek lubił od czasu do czasu brać używki. No więc… kupił skurwysyński dopalacz, bo oni kupili. To gówno go zabiło – rozpłakała się.
– Szlag! Szlag! Szlag! – Chwycił palcami włosy, próbując je sobie wyrwać z głowy. Jak dziś pamiętał, że kiedy wyjeżdżał, Tomek dał mu paczkę papierosów. Taki prosty gest. Wtedy widział go ostatni raz. – Mam nadzieję, że oni zdechli!
– Jeden tak, drugi walczy o życie. Zresztą, co tam oni. W sobotę o czternastej ma być pogrzeb Tomka. – Przyjedziesz?
– Nic mnie od tego nie powstrzyma. – Koniecznie musiał tam jechać. – Nie wiem kiedy, ale przyjadę na pewno. Do zobaczenia, Aniu. – Popatrzył na Szymona, chowając telefon do kieszeni w koszulce. – Mój kolega nie żyje. Spróbował dopalacza… Muszę jechać na pogrzeb. Dasz mi kilka dni wolnego?
– Jasne. – Podszedł do Kamila, chcąc go przytulić, tym samym dodając otuchy, ale chłopak cofnął się.
– Nie. Nie. Chcę być sam. Nie potrzebuję cię. – Nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić, ale nie zamierzał dać się tulić, pocieszać, a tym bardziej okazać słabość. Nie przy kimś, a tym bardziej przy Szymonie.
Bieńkowskiego zabolały te słowa. Chciał być podporą dla Kamila, taką, jaką miał nadzieję, że on jest dla niego. Może się co do tego bardzo mylił.
– Chciałbym ci pomóc…
– Nie, Szymek. Nie potrzebuję… – Miotał się jeszcze przez chwilę po pomieszczeniu, po czym z niego wypadł, chcąc od wszystkiego uciec. Bycie przez jakiś czas samemu okazało się dla niego ważniejsze od Szymona, rodziny, przyjaciół.
Pobiegł w stronę stajni i osiodłał Zefira. Jacek próbował do niego zagadać, ale nie odezwał się do mężczyzny. Wyprowadził konia ze stajni. Kątem oka dostrzegł biegnącego ku nim Szymona. Wsiadł na ogiera i pogonił go w stronę otwartej bramy.
Tymczasem Szymon przystanął, mając ochotę wziąć któregoś z koni i pogalopować za chłopakiem, lecz postanowił dać mu spokój. Przecież Kamil go nie potrzebował.

*

Zeskoczył z konia. Przywiązał Zefira do gałęzi i sam odszedł szybkim krokiem w głąb lasu, po czym wrzasnął ile sił w płucach, by wyładować złość szarpiącą boleśnie jego trzewiami.
– Idiota! Kretyn! Debil! – krzyczał, kopiąc leżące na trawie gałązki, liście, kamienie wszystko, co się nawinęło. W tej chwili byłby w stanie rozszarpać każdego, kto by przed nim stanął. – Niech cię szlag trafi, Świrus, za twoją głupotę! Miałeś wyjebane na życie, to ono pokazało ci, że ma wyjebane na ciebie! – krzyczał, a potem jeszcze raz głośno wrzasnął i opadł na kolana. Dotknął swojej twarzy i stwierdził, że ma mokre policzki. Płacze i nawet o tym nie wie. Dlatego chciał być sam, by nikt nie widział, że czasami i on nie potrafi wytrzymać.
Usiadł na trawie, podsuwając się w stronę drzewa, aby się o nie oprzeć. Nogi wyprostował, krzyżując je w kostkach. Zaczął rozmyślać o Tomku, o tym, jakim dobrym był kumplem. Był taki czas, że Kamil się w nim podkochiwał. Krótkie chwile zaślepienia, tuż po tym jak zerwał z nim chłopak, a on potrzebował z kimś pogadać. Świrus mu wtedy pomógł. Na szczęście Tomek nigdy nie dowiedział się o jego chwilowej słabostce. Ta szybko minęła. Nie trwała tak jak uczucia Anki do niego. Cholernie za nią zatęsknił. Za Bogdanem również, i Dorotą. To byli ludzie, którym potrafił pokazać swoją duszę. Już nigdy nie spotkają się w piątkę, bo Prus musiał wziąć dopalacz.
– Trzeba było się naćpać koki, jak tak tego potrzebowałeś. Przynajmniej by cię nie zabiła, gdybyś jej nie przedawkował. – Tyle w telewizji, w radio, Internecie trąbią o tych świństwach, o tym ilu ludzi zabiły dopalacze, a i tak bezmózgowcy je kupują. Bo chcą czegoś spróbować, bo presja grupy, bo mają problemy. Zapominają, że życie i zdrowie ma nad tym wszystkim większą władzę. Grupie można się postawić, problemy nie uciekną po naćpaniu się, a jak ktoś chce czegoś spróbować, niech zje psią kupę, zdaniem Kamila.
– Do dupy z tym! – Uderzył ze złością pięścią w kolano. Wytarł oczy i pociągnął nosem. Wyjął z kieszeni zapalniczkę i zaczął się nią bawić. Musiał trzeźwo pomyśleć nad tym jak dotrzeć do Zamościa. Autobusem podróż potrwa za długo, ale mógłby pojechać pociągiem. O ile taki był. Powinien skontaktować się z Bogdanem i zapytać, czy mógłby zatrzymać się u niego na kilka dni. Z pieniędzmi nie powinien mieć problemów, bo ma to, co odłożył na czarną godzinę.
– Cholernie mi się chce palić – stwierdził, przyglądając się zapalniczce. Wstał. W jego pokoju czekała na niego nieotwarta paczka papierosów. Na razie wrzucił do ust listek jabłkowej gumy do żucia i ruszył w stronę Zefira.

*

– Przykre – powiedziała Karolina siadając na leżaku.
– Chciałem mu pomóc, a on powiedział, że mnie nie potrzebuje – żalił się Szymon, siedząc w ogrodzie na drugim leżaku i przyglądając się, jak Ewelina i Mateusz taplają się w nadmuchiwanym basenie dla dzieci. – Zabrał Zefira i gdzieś pojechał.
– Zrozumiałe, że chce być sam. – Napiła się zimnej, cytrynowej lemoniady. – Wiesz, jak ja reaguję na pewne sytuacje. Uciekam od ludzi. Ten zmarły kolega to był tylko kumpel czy ktoś więcej? – Odstawiła szklankę na mały stoliczek, obok picia dla dzieciaków.
– Chyba kolega. Nie wiem. Ewelina, nie ochlapuj brata wodą, bo tego nie lubi.
– Dobra, wujku.
– Nie martw się. – Karolina poklepała brata po kolanie. – Pewnie jak wróci, przyjdzie się przytulić.
– Ta. Jedzie na pogrzeb. Pewnie nie wróci do czasu festynu. Chciałem tam z nim pójść.
– W takiej sytuacji nie miałby nastroju na zabawy.
– Idę się przejść. Zobaczę, czy czasami nie wrócił. Jest upał, nie chcę, żeby przemęczył Zefira.
– Wujek, gdzie idziesz? – zapytała Ewelina, wpatrując się w niego ciekawsko.
– Do stajni.
– Pójdę z tobą. – Zaczęła wychodzić z basenu.
– Zostań z ciocią.
– Pójdę – upierała się.
– Nie. Powiedziałem, żebyś została z ciocią! – podniósł głos, na co sześciolatka się rozpłakała. Chciał do niej podejść, ale Karolina wyprzedziła go i przytulając małą, posłała mu wrogie spojrzenie.
– Lepiej idź, wyżyj się na czymś innym – rzekła twardo.
– Przepraszam. – Był nie tylko przybity zachowaniem partnera, ale w dodatku zły, co ujawnił przed chwilą.
Potwierdził swoją teorię, kiedy wchodząc do stajni, zobaczył Zefira pokrytego pianą w okolicach pyska i Kamila zdejmującego siodło ze zwierzęcia.
– Mogłeś go zajeździć na śmierć – warknął. – Jeżeli masz problem, to nie musisz wyżywać się na koniu.
Kamil obrzucił go takim wzrokiem, że Szymon omal się nie cofnął, czując, jakby chłopak go fizycznie kopnął. Bieńkowski zauważył czerwone oczy partnera, ale nic nie powiedział na ten temat.
– Nie wyżyłem się na nim. Co ty sobie wyobrażasz? Zachowujesz się tak, jakbym chciał mu zrobić krzywdę. Biegł galopem, tylko trochę się spocił. Zaraz się nim zajmę. No, chyba że twoim zdaniem coś spierdolę. Jak tak, to ty go wyczyść, ja umywam rączki. – Wyrzucił ręce na boki. Zmrużył wściekle oczy.
– Proszę, proszę, Kamilek pokazuje dawne pazurki. – Schował ręce do kieszeni. Złość za słowa chłopaka nakręcała go. – Jest taki wściekły.
– Mam powody!
– Jaki ty jesteś biedny. Masz powody, żeby mnie nie potrzebować, mimo że…
– Nikogo nie potrzebuję. – Stanął twarzą w twarz z Szymonem. – Ciebie też nie.
– Jestem ciekaw, co ja ci zrobiłem. Chciałem tylko pomóc. Wesprzeć cię, a ty nie chcesz ode mnie tego przyjąć, jakbyśmy byli obcy. To co ci zrobiłem? – Założył ręce na piersi. – Zabiłem ci kolegę?
– Pierdol się, Szymon! – wydarł się, aż Zefir i inne konie zarżały niespokojnie. – Na razie chcę być sam. Sam! Rozumiesz, co to słowo znaczy? – Nie przestawał patrzeć wojowniczo w oczy Szymona.
– Co to znaczy, jeżeli chodzi o nas? – zapytał spokojnie.
– Daj mi spokój! – Próbował odejść, ale Szymon złapał go za rękę i zatrzymał.
– Co znaczy „sam”?
– Po prostu to, co znaczy. Sam to sam, bez ludzi u boku. – Wyrwał rękę.
– I bez partnera?
– Tak. Zajmij się lepiej Zefirem. Dzisiaj wyjeżdżam. Nie wiem, kiedy wrócę. – Odwrócił się, by odejść i usłyszał:
– Jak dla mnie możesz nie wracać.

*

Wkurzony Kamil wpadł do domu, na szczęście nie zastając w nim nikogo.  Nie chciał myśleć, co oznaczały słowa Szymona i czy nadal był z nim związany, czy właśnie chwilę temu rozstali się w nieporozumieniu. Wpadł do swojego pokoju, wyciągnął plecak z szafy i zaczął wkładać do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Z szuflady biurka wyjął paczkę papierosów i zapalił jednego. Zaciągnął się głęboko dymem, przymykając powieki. Tak, tego mu było trzeba. Włączył komputer, żeby sprawdzić, czy w najbliższym czasie znajdzie jakiś pociąg, który zawiezie go na stare śmieci. W międzyczasie zadzwonił do Bogdana.
– Halo?
– Boguś, to ja. Słuchaj, stary, Anka powiedziała mi, co się stało.
– Wiem, byłem wtedy przy niej. Chujowa sprawa. Nadal nie mogę w to uwierzyć.
– Myślisz, że ja mogę? – Wziął podstawkę spod kwiatka i strzepał do niej popiół z papierosa. – Mam sprawę. Mogę się u ciebie zatrzymać na kilka dni?
– Pewnie. Kiedy przyjedziesz?
– Zaraz sprawdzę w necie połączenia. Przyjadę z piwskiem, więc przygotuj się na ostre chlanie. – Tego również potrzebował, by nie myśleć o Tomku i Szymonie, i tym, czy nadal są razem. A może wszystko zepsuł i skończyło się to, co miało tak dobry start. Zamyślił się na chwilę, ale szybko się z tego otrząsnął. Rozmawiając z Bogdanem, sprawdził informacje na stronie stacji kolejowej w Rzeszowie. – Dobra, za półtorej godziny coś jest. – Wyjął drugiego papierosa i zapalił. – Patrząc na to, o której pociąg dojedzie do Zamościa, to najpóźniej będę u ciebie na ósmą wieczorem.
– Nie ma sprawy. Powiem mamie, że będziesz.
– Spoko. Ja ze swoją pewnie będę miał niezłą przeprawę, i z ojcem. Ale tak czy inaczej wsiadam w pociąg i wieczorem jestem u ciebie, a moi niech się pierdolą.
– Wiesz, ile u nas będziesz, bo jak coś, to zdejmiemy z moim starym łóżko ze strychu, żebyś nie spał na podłodze.
– Nie przejmuj się tym. Ile będę? – Wciągnął dym papierosowy w płuca i wypuścił nosem. Na razie nie chciał myśleć o niczym innym niż o pogrzebie kumpla, ale jedno nasuwało mu się na myśl: –  Nie wiem, czy w ogóle tutaj wrócę.

12 komentarzy:

  1. Strasznie krótki ten rozdział. Lubię takie akcje

    OdpowiedzUsuń
  2. Ps. Wiesz że mam skleroze i mam nadzieje że się nie obrazisz że ponownie zapytam ile rozdziałów buntownika jest?

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuję się jakby ktoś wyrwał mi serce , skopał i znowu wsadził do klatki piersiowej. Mam ochotę płakać i krzyczeć jednocześnie. A na jakąkolwiek dalszą akcję trzeba czekać tydzień. Jesteś okropną kobietą! :'c

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaa! Ten rozdział to cud :) strasznie mnie usatysfakcjonował ale i mi przykro :( ale ciesze się ze im zamieszałaś troche w zyciu bo cos się za sielankowo zrobilo ;)
    /A

    OdpowiedzUsuń
  5. Szymon zachowuje się jak dzieciak. Albo to trauma po byłym.
    Dziękuję za rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Po przeczytaniu początku spodziewałam się, że zbliżą się do siebie, a rozdział będzie przyjemnie sielankowy.
    Ale to... straszna szkoda. Spotkanie ich paczki wyobrażałam sobie przy grillu i piwie u Kamila, ale nie na pogrzebie jednego z nich.
    Spodziewałam się czegoś innego po Szymku. To oczywiste, że nerwy wszystkim mogą puścić, ale przesadził.
    Mam nadzieję, że Kamil szybko wróci, a Szymon będzie dla niego wsparciem, tak jak powinien być :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No nie. Kurde. Oni obaj są za bardzo porywczy. Wiadomo, że pod wpływem chwili mówi się strasznie bolesne i bardzo głupie rzeczy, ale no... Jeśli Kamil chciał pobyć sam to mógł powiedzieć to w inny sposób a nie wyładowywać swoją złość i żal na Szymonie. Jego partner chciał pomóc a on zdeptał jego uczucia. Kamil mnie tu ostro wkurzył.
    Mam nadzieję, że przemyśli to i wróci a nie będzie się zachowywał jak dziecko. Obaj są dorośli i powinni to Sb wyjaśnić na spokojnie, jak ochłoną.
    Nie mogę się doczekać co będzie dalej. Weny 😘🙌
    ~Demi Lerman

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i Szymon też nie jest lepszy. Z kolei on obraża się jak pięciolatek.Dobrali się. Oby wszystko się wkrótce ułożyło.
      Myślę, że długo bez siebie nie wytrzymają i któreś przyjedzie do tego drugiego.

      Usuń
  8. Piszesz może też jakieś krótsze opowiadania nw 2-3 rozdziałowe albo jakieś one-shoty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie piszę i nie zamierzam tego robić. Nawet nie czytam takich tekstów. Zdecydowanie wolę pisać i czytać coś dłuższego. :)

      Usuń
  9. Hej,
    smutno, mam jednak nadzieję, że to się nie zakończyło...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)