13 marca 2016

W sidłach miłości - Rozdział 29



Dziękuję za komentarze. :)

 
– Uszczypnij mnie, bo muszę się upewnić, że to nie sen – poprosił ze łzami w oczach Richie, ponownie przytulając się do Jonathana. Nie wierzył, że jego marzenie zostało spełnione. Co z tego, że to tylko jedna randka, mogą być i inne, ale to wieczorne spotkanie jest ucieleśnieniem wszystkich cichych pragnień. Spełnieniem czegoś, co wydawało mu się, że na zawsze pozostanie czymś niemożliwym, za czym tęsknota towarzyszyć mu będzie do końca życia. Codziennie zmuszał siebie, żeby przestać marzyć i kochać Jonathana, a tymczasem, w tej chwili, szary świat okazał się być pokryty milionami przeróżnych barw, a każda z nich stawała się coraz wspanialsza, jak jego samopoczucie. Z każdą sekundą ogarniała go jeszcze silniejsza euforia, której granic nie znał. Pozwalał opanowywać się coraz większemu szczęściu, kiedy odsunął się, chcąc dostrzec twarz tak bardzo kochanego przez niego chłopaka. Johnny patrzył na niego ciepło, uśmiechając się lekko. Nie znał takiego uśmiechu. Zazwyczaj  był on sarkastyczny, a ten pozwalał czemuś przyjemnemu wpływać do jego serca. Zamrugał szybko powiekami, aby odgonić łzy wypełniające oczy. Johnny zawsze sprawiał mu tyle bólu, doprowadzając go do płaczu, natomiast w tej chwili znów to zrobił, tylko tym razem powodując, że płynące po policzkach niesforne łzy były wyłącznie kroplami szczęścia.
– Dlaczego płaczesz, śliczny? – Starł kciukami łezki, wpatrując się w tak piękne i wiele mówiące oczy.
– Bo… Ponieważ… – Nie był w stanie nic powiedzieć, po prostu stanął na palcach i objął Jonathana za szyję, wtulając w nią twarz. Gdzieś tam w nim pozostała obawa, że Jonathan może go odepchnąć, ale odetchnął, kiedy tak się nie stało, przypomniawszy sobie, że tym razem jest inaczej, lepiej i był chciany, choćby na tę jedną chwilę. – Naprawdę zapraszasz mnie na randkę? Taką randkę, randkę? – zapytał cicho, pociągając nosem.
Johnny ledwie go usłyszał, trzymając go przy sobie i głaszcząc jedną ręką włosy Richiego.
– Na pewno nie śnisz, słodziaku. – Od dawna nie czuł się tak dobrze, trzymając kogoś w ramionach. Tak długo odrzucał coś, do czego, a raczej do kogo, go ciągnęło. Z początku faktycznie nie lubił Richiego, za bardzo mu przypominał Patricka, ale z czasem zaczął okłamywać siebie, a walka, wyśmiewanie chłopaka były doskonałą obroną przed uczuciami. Te uderzyły w niego jak grom z jasnego nieba i, pomimo że miał wiele obaw, już nic nie mogło zmusić go do zmiany uczuć, do których przyznał się w jednej chwili. Od jakiegoś czasu zależało mu na Richiem, a teraz tylko to przypieczętował. Widok pełnego szczęścia w oczach młodszego chłopaka upewnił go, że postąpił dobrze. Miał do tego wielu świadków swojego nagłego działania. – Wiesz, że wszyscy się na nas gapią?
– Przeszkadza ci to?
Johnny rozejrzał się, spoglądając na różne twarze, zarówno te pełne zadowolenia, nic niewyrażające, pokryte maskami obojętności, niepewności i te pełne niesmaku, wyglądające jakby ich właściciele mieli zaraz rzucić się na nich z kijami bejsbolowymi lub zwymiotować. Nic go oni nie obchodzili. Każda z tych osób była mu obojętna, a to, co sobie myślą, miał po prostu głęboko gdzieś. Zmarszczył brwi, dostrzegając, że w sali pojawiło się dużo więcej osób. Nie ma to jak publiczne wyznanie. Co mu tam, poradzi sobie ze wszystkim tym, przed czym dawniej uciekał, i nie pozwoli, żeby ktoś skrzywdził Richiego, a tym bardziej on sam. Znał siebie, swój charakterek, ale będzie się starał panować nad sobą, nie chcąc sprawiać temu blondynkowi przykrości. Czy mu się to uda, okaże się w przyszłości, bo na razie mieli przed sobą pierwszą randkę.
– Nie, już nie przeszkadza. Dla mnie to najlepsza droga do ujawnienia się.
Richie odsunął się od niego na tyle, żeby ponownie zajrzeć mu w oczy.
– Dlaczego najlepsza?
– Bo wbrew pozorom jestem w tym względzie tchórzem i w innym wypadku z łatwością mógłbym zacząć uciekać i udawać, że jestem hetero. Nie patrz tak, kiedyś ci wyjaśnię. – Pochylił się, całując go w skroń.
– Eee… Wybaczcie, chłopaki, że przeszkadzam… – Do przytulających się podszedł Oscar, trochę zażenowany tym, co widzi. – Johnny, pani dyrektor chce cię widzieć, i Richie, zaraz matma.
– Oscar, ty chcesz, żebym teraz przeszedł normalnie przez matematykę?
– Nooo… – Oscar podrapał się z zakłopotaniem po głowie, głupio się uśmiechając. – Chyba musisz, co nie?
– Taaa. – Jak miał usiedzieć na lekcji w takiej sytuacji? Przecież miał ochotę tańczyć i tym wyrazić rozpierającą go radość. Już myślał, w co się ubierze, w jaki sposób uczesze, żeby Jonathan nie mógł oderwać od niego oczu, a tu każą mu iść na nudną matematykę. To wszystko było takie budujące, przynoszące nadzieję, że może nie będzie sam. Nie oszukiwał się, bo randkowanie może skończyć się tylko na tej jednej, ale w tej chwili jego umysł, a przede wszystkim szybko bijące serce, nie zastanawiał się nad tym. Cieszył się, jakby ktoś dał mu gwiazdkę z nieba. Dzisiaj miał randkę z Johnnym i z tego powodu stał się najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.
– Idź na lekcję, ja pogadam z panią dyrektor i spotkamy się po twojej matmie na parterze, tuż przy tablicy z ogłoszeniami, dobrze? – Odgarnął Richiemu kosmyki z czoła.
– Tak. K… – Chciał powiedzieć „kocham cię”, ale Johnny zabronił mu wypowiadania tych słów, więc wolał ugryźć się w język niż coś zepsuć. – Idę, zaraz będzie dzwonek. – Szkoda, że długa przerwa tym razem trwała tak krótko. Trochę się bał, że kiedy straci z oczu Jonathana, czar pryśnie i znów się okaże, że to wszystko, co się wydarzyło przez te paręnaście minut, to mara. – To do potem. – Z trudnością odsunął się od starszego chłopaka. Kiedy się mijali, ich palce prawych rąk zaczepiły o siebie, lecz bardzo szybko musiały się rozdzielić, kiedy Richie oddalił się od Jonathana. Wychodząc, obejrzał się jeszcze przez ramię, stwierdzając, że Johnny na niego patrzy.
– Chodź, później go zobaczysz. – Niecierpliwy Oscar złapał go za nadgarstek, ciągnąc za sobą. – Zaraz matma, nie zamierzam dostać kolejnej uwagi za spóźnienie, a ty razem ze mną.
– Co mi tam, równie dobrze mógłbym nie iść, ponieważ i tak nic z lekcji nie będę wiedział. Jestem zbyt… Czuję się, jakby w końcu urosły mi skrzydła i nareszcie mogę latać. – Wyrzucił ręce na boki, omal nie uderzając kolegi w nos. – Cudowne uczucie, Osci.
– Eee… Noo, widzę, widzę. Jeszcze nigdy tak nie wyglądałeś.
– Jak?
– No tak jakoś… Promiennie? Chyba. – Wzruszył ramionami, odpowiadając na pytanie i otwierając drzwi do klasy matematycznej. – Ciekawe, co na te rewelacje powie Alex, że jego brat i ty...
Richiemu szkoda było, że przyjaciel w takiej chwili nie jest przy nim, ale może to i lepiej. Alex znów mógłby z czymś przykrym wystrzelić, a tego nie potrzebował. Na pewno nie dzisiaj, bo nie chciał, aby coś sprowadziło go na ziemię.

Tak jak przypuszczał, z lekcji matematyki nic nie wyniósł. W ogóle nie słuchał, co nauczycielka tłumaczy. Jedyne co zarejestrował, to wpatrzone w niego oczy dziewiętnastu osób. Cała szkoła będzie teraz o nim mówić i nie przejmował się tym. Dzisiaj mógłby góry przenosić, przepłynąć ocean i podbić wszechświat. Najpierw egzamin wyszedł mu znakomicie, później Johnny z tą randką, a może być jeszcze cudowniej. Rozmarzony i cały w skowronkach przetrwał lekcję i wyszedł na przerwę. Oscar od razu pobiegł do sklepiku, przed którym miał się spotkać ze swoją dziewczyną, a on z szerokim uśmiechem na twarzy ruszył długim korytarzem ku klatce schodowej. 
– Hej, pedale płaczko!
Richie w pierwszej chwili nie zareagował, ale kiedy wołanie się powtórzyło i ktoś rzucił w niego zwiniętym w kulę papierem, odwrócił się, przewracając oczami, że też ci trzej musieli stanąć mu na drodze. Nie mogli dłużej siedzieć w klasie, tylko wyleźli akurat, kiedy on przechodził obok?
– Słoneczny chłopcze, znalazłeś sobie niezłego gacha. Wyglądało, jakby ci się oświadczał. Czemu nie przyklęknął na jedno kolanko i nie pocałował twojej wspaniałej rąsi? – zadrwił Casey McPherson.
– Cas, on go pocałuje, ale gdzie indziej. – Cała trójka wybuchła śmiechem.
– Dobrze ci robi? – pytał Casey.
Richie zamierzał się ulotnić, ale po tym pytaniu włączył mu się tryb zadziorności i przechyliwszy na bok głowę, zabrał głos:
– A co, tak bardzo jesteście ciekawi seksu dwóch mężczyzn? Może macie na takie coś ochotę, hę? Jeżeli chcecie spróbować, to możecie zrobić trójkącik. Wiecie ile możliwości i konfiguracji?
– Zamknij się, tancereczko, bo ci przestawię ten twój śliczny pyszczek i to tak, że ten twój amant cię nie pozna. Co więcej, nie będzie chciał cię dotknąć.
– Cas, no co ty gadasz? Przecież i tak chce jego dupy, więc założy worek na łeb i jazda. – Karl Stark wykonał obsceniczny gest, imitując biodrami pchnięcia. – Wygląda na takiego samca, co go tylko jedno obchodzi.
W Richiem zagotowało się. Odrzucił plecak, a wstępująca w niego wściekłość sprawiła, że z całej siły popchnął Starka.
– O, młody się rzuca. Co, dziewczynko, nie wiesz, że facetom zależy tylko na tym, aby gdzieś konia zamoczyć? On jest jednym z nich i chce tylko tego, cioto, bo do niczego innego się nie nadajesz. – Zaśmiał się szyderczo McPherson.
– Nigdy więcej tak nie mów! – wykrzyknął Richie i zamachnął się, uderzając pięścią twarz chłopaka. Coś chrupnęło, a McPherson złapał się za nos.
– Załatwcie to ścierwo! – wrzasnął ranny, nie zwracając uwagi na coraz większą grupę osób zbierających się wokół nich. Spomiędzy palców pociekła mu krew.
Richie chciał uderzyć Starka, który również zamachnął się na niego, ale został schwytany w kleszczowy uścisk przez Adama Kozetzky’ego. Wtedy Karl z łatwością wymierzył mu silny cios prosto w brzuch. Skrzywił się, czując rozlewający się od żołądka, palący ból. Drugie uderzenie nastąpiło zaraz po pierwszym. Byłby upadł, gdyby nie pozostawał w dalszym ciągu trzymany przez osiłka.
– Zostawcie go!
Znajomy, żeński głos rozszedł się po korytarzu. Otworzył oczy. Joyce właśnie wskoczyła  na plecy McPhersonowi i zaczęła go podduszać. Chłopak próbował ją zrzucić, ale ona trzymała się go jak rzep.
– Co z wami, ludzie?! – krzyczała. – Stoicie i gapicie się, jak biją słabszego?! Debile! McPherson, każ go puścić, bo zostanie z ciebie mokra plama. Tatuś nauczył mnie paru sztuczek, a przy kilku braciach umiem sobie radzić z facetami większymi od ciebie. No już, na co czekasz!
– Puśćcie go – wychrypiał Casey, panicznie łapiąc oddech.
– Oczywiście – sapnął Kozetzky z odrazą, odpychając trzymanego przez siebie chłopaczka.
Odepchnięty Richie, zawadzając nogą o swój plecak, nie utrzymał równowagi i dalsze wydarzenia potoczyły się same, kiedy schody nagle znalazły się zbyt blisko, a on zaczął lecieć w dół. Zarejestrował potworny ból rozsadzający mu czaszkę, paniczny wrzask dziewczyny, a później świat stał się szary i zamazany.
.

* * *

Przerażenie. To słowo przebijało się przez wszystkie inne uczucia Jonathana, gdy zobaczył, co się stało. Wyszedł właśnie z gabinetu dyrektorki, usłyszał od kogoś, że biją Richiego Taylora, i natychmiast pobiegł we wskazanym kierunku, ale jedyne co zobaczył, to jak blondynek spada ze schodów. Zbiegł po stopniach i upadł na kolana przed ciałem nieprzytomnego chłopaka, tuż obok dzwoniącej po pogotowie Joyce. To było jedyne, co zdążył zauważyć, zanim ujrzał krew płynącą po boku głowy Richiego. Strach rozprzestrzenił się w nim, kłując swoimi pazurami, niemal rozszarpując jego serce, sprawiając, że trwoga rosła, więżąc go w swojej niewoli. Richie wyglądał, jakby był martwy, więc Johnny, jakąś kierującą nim siłą, sprawdził jego puls i odetchnął, ledwie powstrzymując płacz spowodowany przez niewyobrażalną ulgę. Chwycił chłopaka za dłoń i przystawił do swoich ust. Całując każdy z palców z czułością, modlił się w duchu do wszystkich bogów, żeby nie odbierali mu Richiego, kiedy w końcu zrozumiał ukrywane tak głęboko uczucia, którymi go darzył. Myślał o tym, żeby Richie żył i wszystko było dobrze. W tym momencie nie interesowało go, jak to się stało, miał inne priorytety. Nie mógł go stracić, kiedy go zyskał. Nie drugą najukochańszą osobę w jego życiu, nie licząc rodziny. Nie teraz, nie tak, kiedy może mieli przed sobą całe lata. Przytulił policzek do jego dłoni, popadając w odrętwienie.
– Karetka zaraz będzie, kazali go nie ruszać, chociaż dobrze byłoby, żeby go ułożyć w pozycji bezpiecznej – poinformowała Joyce.
Słyszał jej głos, jakby dobiegał zza ściany. Głaskał jednym palcem policzek Richiego i robił to bardzo delikatnie, aby nie zrobić mu krzywdy. Był zły na siebie, że nie potrafi działać i popadł w jakiś marazm, ale przeszłość i teraźniejszość zlały się w jedno, odbierając wszystkie siły. Stracił jednego chłopaka i nie chciał stracić drugiego.
– Co tu się dzieje?
Johnny usłyszał ostry głos byłego kochanka brata. Nie interesowało go to i wyjaśnienia, którymi rzucała wściekła Joyce. W jego głowie było tylko jedno: Richie, kocham cię, wróć do mnie. Tych myśli nie mógł zagłuszyć nawet sygnał podjeżdżającej karetki.

* * *

Dla Alexa to był kolejny dzień pod znakiem cierpienia. Zdarzało się, że śmiał się z ludzi, którzy pogrążali się w depresji po zerwaniu związku, a teraz wstyd mu za to było, ponieważ sam czuł coraz bardziej pochłaniającą go pustkę, a wraz z nią smutek odbierający wszystkie siły. Nie miało znaczenia to, że nie był z Joshem w związku, ponieważ mimo wszystko go kochał. Pokochał kogoś, z kim powinien przeżyć tylko wspaniały, wakacyjny seks i już nigdy miał go nie zobaczyć. Tymczasem ironiczny los spłatał mu figla. Wakacyjny kochanek okazał się być jego nauczycielem i dalej wszystko potoczyło się w sposób, którego nie przewidywał. Sądził, że nie ma szans na jakiekolwiek uczucie względem Josha, a tu okazało się, jak bardzo mylił się w swoich przypuszczeniach. Bardzo za nim tęsknił, a to aż skręcało mu wnętrzności. Potrzebował usłyszeć jego głos, żeby na chwilę zaspokoić ten piekący ból. Mógłby pójść do szkoły i przynajmniej na niego popatrzeć, ale nie potrafił tego zrobić, bo spotkanie tylko by go dobiło.
Gdyby nie Jonathan nie wstałby dzisiaj z łóżka, tłumacząc się tym, że może bezkarnie leżeć, użalać się nad sobą, bo w domu nie ma nikogo, kto mógłby coś z tym zrobić. Zastanawiał się, jak duże są granice bólu, bo codziennie od rozstania on rósł. Każdego ranka budził się z nadzieją, że to już minęło, ale po otwarciu oczu ponownie widział świat pozbawiony kolorów i wszystko wracało na nowo, niestety z coraz większą siłą. Podobno czas leczy rany, u niego on je otwierał coraz szerzej, gdyż czym dłużej trwał bez Josha, jego uśmiechu, głosu, zwykłej obecności w tym samym pokoju, tym gorzej przychodziło mu znosić tęsknotę. Dusił się bez Joshuy, jakby mężczyzna był jego powietrzem, a ucisk w klatce piersiowej ustępował tylko wtedy, kiedy kącikami oczu wypływały nowe łzy. Nigdy nie płakał, ale teraz nie mógł się przed tym powstrzymywać, nie mając świadków tej słabości. Chciał z nim być, lecz ten, kogo uwięził w swoim sercu, tego nie chciał. Zaczął Joshowi przeszkadzać, do tego mężczyzna bał się, że mogą mieć problemy, gdyby ich romans wyszedł na jaw. Głupie prawo! Krzyczał w myślach. Przecież nie miał pięciu lat, czy nawet piętnastu, wiedział, co robi, czego chce, kogo pragnie. Nie mogli oskarżyć Josha o pedofilię, a romans z uczniem… Jakie ma znaczenie to, kim byli dla siebie? Josh nigdy mu nawet nie udostępnił jednego pytania z testu, niczego nie zdradził. Nawet nie rozmawiali za wiele o szkole. Tylko nie mieli możliwości, żeby to komuś udowodnić. Zresztą wyniki w nauce miał i wcześniej dobre, a nawet lepsze, bo ostatnio wszystko zaniedbał. Dlaczego nie mogli być razem i sprawić, żeby inni odczepili się od nich, rozumiejąc, że nikt nie może kierować swoim sercem – wraz z nim uczuciami, bo te pojawiały się nawet wtedy, kiedy nie były mile widziane?
Wyłączył telewizor i przekręcił się na plecy. Musi wstać z tej przeklętej kanapy i ugotować tę pieprzoną zupę. Johnny go zabije, jeżeli tego nie zrobi, a niedługo powinien wrócić do domu. Może przyprowadzi Richiego. Za nim też tęsknił, chociaż to był inny rodzaj tęsknoty. Przesadził z tym, co powiedział. Mógł uważać na słowa, pamiętając, że Richie wszystko sobie za bardzo bierze do serca, niestety złość często sama kieruje słowami po to, żeby zranić, wyżyć się na kimś, i czasem ciężko nad nią zapanować. Chciał go przeprosić, potrzebował z nim porozmawiać, z czego wcześniej nie skorzystał, pomimo że Richie dawał mu na to szansę. Cóż, wolał udawać, że wszystko jest w porządku. Na nieszczęście udawanie przyniosło marny efekt i trudno było to teraz naprawić.
Komórka leżąca w kącie kanapy zaczęła dzwonić, w pierwszym odruchu nie zamierzał jej odebrać, ale nadzieja, że to mógł być Josh, pokierowała jego ręką. Telefon zawsze miał w pobliżu, tak na wszelki wypadek, że może Joshua zadzwoni, napisze. Sam wiele razy próbował się z nim skontaktować, ale to i tak nie miałoby sensu, więc zwykle rezygnował tuż przed naciśnięciem zielonej słuchawki.
– Johnny, jeżeli dzwonisz, żeby mi przypomnieć o zrobieniu obiadu, to właśnie mam się za to zabrać. I tak, odkąd wyszedłeś, leżałem na kanapie przed telewizorem, oglądając teleturnieje, z których i tak nic nie wiem, bo ryczałem, jeżeli chcesz wiedzieć, i nic ci do tego ty bezuczuciowy dupku – przerwał swój monolog, zaskoczony ciszą w głośniku. Johnny już powinien mu się odgryźć. – Jesteś tam?
– Richie jest w szpitalu – odezwał się cichy, pozbawiony emocji głos brata.
Coś lodowatego wspięło się po kręgosłupie Alexa, a ciepło w pokoju nagle wyparowało, okrywając wszystko lodem. To była zaledwie jego wyobraźnia, ale słuchając dalszych słów, czuł okalające go, przejmujące zimno.

* * *

Jonathan był prawie nieprzytomny, kiedy oczekiwał na strzępki wiadomości od lekarzy. Siedział samotnie na korytarzu przed pokojem, w którym został umieszczony Richie. Nikt mu nic nie chciał powiedzieć, bo nie był z rodziny, nawet kiedy wyznał, że jest jego chłopakiem, to nie przyniosło pożądanych skutków. Bolało, że nie mógł pomóc Richiemu, niczego się dowiedzieć i musiał biernie czekać na przyjazd jego ojca, któremu powiedzą, co z blondynkiem. Wiedział tylko tyle, że Richie żył, ale nadal nie odzyskał przytomności, bo podobno dopiero wtedy za jego zgodą mogli Jonathana poinformować o stanie zdrowia chorego. Nie wyobrażał sobie, jakie skutki może mieć uderzenie w głowę, ale cokolwiek by to było, nie zostawi go. Niemniej miał nadzieję, że Richiemu nic nie jest i spełni swoje marzenia o tańcu.
– Jonathan?
Głos taty Richiego oderwał go od ponurych myśli. Wstał z niewygodnego krzesła, na którym koczował od dwóch godzin, i podał rękę mężczyźnie.
– Co z moim synem? Gdzie on jest? Nie mogłem wcześniej przyjechać przez te przeklęte korki. – Uważnie obserwował twarz syna sąsiadów, odczytując z niej niepokój, który on również czuł.
– Nic mi nie chcą powiedzieć. Zabrali go na prześwietlenie, później przywieźli do tej sali i nadal go chyba badają czy coś.  – Wskazał ręką pokój naprzeciwko nich. Nad drzwiami paliło się czerwone światło informujące, że trwa badanie i nie można tam wchodzić. – Pytałem, ale nie udzielą mi takich informacji bez zgody pana lub Richiego.
– Co się stało?
– Pobili go w szkole, spadł ze schodów.
– Pobili go?
– Wiem tylko to, co powiedziała mi jego koleżanka. – Zdenerwował się Jonathan.
Martin Taylor położył mu rękę na ramieniu, uspokajając chłopaka. Obaj obejrzeli się, słysząc na korytarzu odgłos szybkich kroków, spowodowany przez ciężkie buty. Alex rozglądał się nerwowo i dopiero kiedy ich zobaczył, przyśpieszył.
– Co z Richiem? – zapytał, przenosząc wzrok z brata na pana Taylora i z powrotem.
– Nie wiem, nie wiem, nie wiem – burknął Johnny, siadając na krześle i wsunąwszy palce we włosy, pociągnął za nie. Niech już ktoś wyjdzie z tego pokoju, bo z nerwów skończy z zawałem.
– Sami tu jesteście? – zadał kolejne pytanie Alex. Po telefonie od Jonathana wsiadł w samochód i w zawrotnym tempie, omijając korki bocznymi uliczkami, przyjechał.
– Byli wasi koledzy, ale kazałem im się wynosić – odparł Jonathan, prostując się.
Alex przyjrzał się bratu, który wyglądał jak siedem nieszczęść. Upewnił się dzięki temu, że Johnny coś czuje co jego przyjaciela.
– Dlaczego?
– Ta Joyce bez przerwy paplała i podskakiwała do lekarzy, nie mogłem pozwolić, żeby wraz z nią i mnie stąd wyrzucili za zakłócanie ciszy, ja chcę tu być, muszę tu być, więc… – urwał, bo z niedostępnego dotąd pokoju wyszedł wysoki mężczyzna ubrany w biały fartuch. Natychmiast podniósł się, wstrzymując oddech.
– Czy ktoś z państwa należy do rodziny pana Taylora? – Starszy lekarz otaksował wzrokiem osoby czekające na korytarzu.
– Jestem jego ojcem. Co z moim synem? I może pan mówić przy nich, mają prawo od dziś wszystko wiedzieć o stanie zdrowia Richiego.
– Nie jest z nim dobrze – odpowiedział z ponurą miną lekarz.

39 komentarzy:

  1. Cholera... akurat jak zaczęło być dobrze... boję się, że Richi będzie musiał zrezygnować z tańca :'(
    Dzięki za Twoją ciężką pracę!
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chyba nie wytrzymam do czwartku

    OdpowiedzUsuń
  3. po tak dramatycznej końcówce nie powinnam dawać ci SUPER, ale tern rozdział mimo wszystko jest słodki

    OdpowiedzUsuń
  4. Musisz wprowadzać ten dramatyzm przerywając w takim momencie, no musisz, co?

    OdpowiedzUsuń
  5. Arraraghh! Jak mogłaś przerwać w takim momencie!? ;-; Mam ochotę cię za to zabić, ale jednocześnie wychwalać pod niebiosa, bo rozdział cud, miód i malinki! :D Mam wrażenie, że strasznie krótki, ale pewnie przez to, że mnie tak wciągnął ;) Teraz kolejne dni oczekiwania. Oczekiwania, którego nienawidzę ale jednocześnie kocham :)
    Zawsze jak przeczytam twój rozdział to przez czas czekania na następny siedzę jak na szpilkach i marzę, żeby czas przyspieszył ;D ale jak już się naczekam, to nowy rozdział "smakuje" dziesięć razy lepiej!
    .
    Richie nie umieraj, proszę :c
    Josh, ogarnij się i wróć do Alex'a (chociaż z jednej strony go rozumiem, bo romans z uczniem nauczycielowi dobrej renomy nie robi :( ale jak czytam jak obaj się męczą to mnie serce boli)
    /A

    OdpowiedzUsuń
  6. 1. A to mnie zaskoczyłaś, naprawdę. Po pierwsze tym, że Johnny tak otwarcie przy wszystkich pozwolił sobie na czułości.
    Po drugie: Richie i schody - nie spodziewałam się. Tak samo szpitala i krytycznej sytuacji.

    2. Trochę jestem zawiedziona postawą Johnniego. Myślałam, że on rzuci się na gnojków, ale siedział i ryczał. Trochę mi to do niego nie pasuje, ale może człowiek w sytuacjach stresowych zachowuje się trochę dziwnie... Może to miało związek z jego wcześniejszymi przeżyciami.

    Mimo to rozdział fajny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszedzie Cie widze, kobietko.

      Zalezy od czlowieka, jak sie zachowuje w tych sytuacjach kryzysowych. Jak moj 2 letni wtedy brat wpadl pod samochod to ja moglem go odepchnac, ale tego nie zrobilem, bo mnie sparalizowal strach, a potem dopiero zaczalem sie smiac, co bylo skutkiem tej stresujacej sytuacji. Wiec tak, czlowiek zachowuje sie naprawde dziwnie w takich niefajnych sytuacjach.
      Chociaz ja gdybym spadl ze schodow to pewnie nic by mi sie strasznego nie stalo, bo juz pare razy sie z nich wywalalem. Takie tam... Wada wzroku. Zwykle -6, dzieki ktoremu bez okularow widze WSZYSTKO xD
      No ale szkoda blondaska, bo nareszcie mogl byc szczesliwy, a teraz czuje, ze nie dosc, ze ten uszczerbek na zdrowiu, to pewnie nie bedzie mogl tanczyc. Nie udawajmy - taki upadek ze schodow jest naprawde niebezpieczny. Kregoslup, glowa - wszystko narazone na powazne uszkodzenia, ktore moga sie skonczyc tanczeniem na wozku inwalidzkim do konca zycia.
      Chcialem przeczytac reakcje Alexa na wiesc, ze jego przyjaciel jest w szpitalu i nie zawiodlem sie. Uwielbiam takie akcje. Nic nie wiem, ale zaraz dowiaduje sie czegos, co mnie doslownie wbija w kanape. Chociaz takich ,,czegosiow" u mnie malo. Jedyne, co moze mi sie wbic to k.... Miedzy... Kanapka miedzy usta xD
      Powienienem komentowac dopiero rano, bo w nocy mam ochote pisac bardzo dlugie teksty.

      Usuń
    2. Damian, ja wszędzie widzę Ciebie ;_;

      Usuń
    3. Coz...bo ja jestem wszedzie!

      Usuń
    4. A ja Wam mówię, że to przeznaczenie!
      Oo -6, wreszcie ktoś tak ślepy jak ja. *.*

      Usuń
    5. Człowiek w różnych sytuacjach zachowuje się bardzo dziwnie. Powiedzmy, że widzi się jak jakaś grupa atakuje przyjaciela i nic się nie robi, bo strach sparaliżuje i ma się ochotę uciec. Ktoś inny rzuci się na grupę nie zważając na nic. Sami siebie nie znamy i nie wiemy jak możemy zareagować. Chociaż jak to bym zrobiła jak Jonathan. Przecież tym chłopakom można jeszcze wpier... a Richie potrzebował pomocy. Wcześniej Johnny nie mógł nic zrobić, bo on pojawił się w chwili kiedy Richie już spadał ze schodów.

      Usuń
  7. BOŻE, NIE, RICHIE Q_______Q
    Niech wszystko będzie z nim dobrze, żeby się obudził i mógł dalej tańczyć...

    OdpowiedzUsuń
  8. No ja pierdziele. Nienawidzę Cię i kocham jednocześnie. Już się cieszyłam, że powoli się zaczyna układać, a tu "Nie jest z nim dobrze". Nie można kończyć w takim momencie. To powinno być zabronione.
    Ogólnie rozdział bardzo dobry.Miała m poczekać, aż opublikowałabys caly pierwszy tom, pokusa jest jednak zbyt silna.;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej ;) wreszcie zwrot akcji ^^ rozdział jeden z lepszych w tym opowiadaniu i to dzięki niemu nie przerwę czytania. Masz bardzo ciekawe pomysły jednakże ciągłe opisywanie uczyć bohaterów, co myślą i powtarzanie tych samych słów w każdym rozdziale bardzo męczy i denerwuje czytelnika. Więcej jest monologów niż dialogow, więc ciągle ich biadolenie pomijam i szukam dalszej części. Co ciekawe mogę nie czytać większości rozdziału i nicnie trace, bo w kółko jest to samo. To nie tak, że cię krytykuje czy cos, tylko wyrażam swoją opinię ;) cóż, taki mam gust, życzę powodzenia i natchnienia. Z tego co widzę masz dużo fanów i życzę ci, by ich przybywało ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A z ta pania sie zgadzam, wiec Lu - wiecej dialogow prosimy ;)

      Usuń
    2. Mówicie to osobie, która kocha dialogi. Ale tekst nie może składać się wyłącznie z dialogów. :) A ja lubię czytać jedno i to samo. Opis emocji dla mnie może być w każdym tekście ten sam i nadal będzie mnie to ciekawić. Bo dla mnie w tekście zawsze najważniejsze są emocje. A mnie się lepiej pisze kiedy piszę co bohaterowie myślą. Wierzcie, że zaglądanie do ich głowy nie jest łatwe. A ja omijam w tekstach opisy przyrody, tego jak wyglądają bohaterowie, przeciągające się opisy jak wygląda pokój, dom. Ale nigdy nie omijam opisu uczuć, emocji nawet jakby był ten sam. A piszę to co lubię, i tak jak chcę, ale wiem, że nie każdemu może coś pasować. :)

      Usuń
  10. Ech, muszę przyznać, że jestem zaskoczona tym rozdziałem, bynajmniej nie pozytywnie.
    Co najważniejsze - Johnny. Z fajnej, ciekawej postaci, z trudną i bolesną przeszłością zrobiłaś z niego, za przeproszeniem, pizde w trybie instant. Jego "przemiana" była przewidywalna, każdy spodziewał się, że w końcu będzie z Richiem. Ale stało się to dużo za szybko, bez głębszych przemyśleń, bez stopniowej zmiany - przepraszam, ale to jak wykreowałas Johnnyego wyszło okropnie sztuczne. Z kolei Alex i Richie dla odmiany naprawdę ci wyszli. Mam wrażenie, że Johnny jest zrobiony na siłę, taka zapchaj dziura. To naprawdę smutne i szkoda, bo mogło być z tego coś naprawdę świetnego.
    Do tego uważam, że powinnaś trochę bardziej skupiać się na pisaniu - mam na myśli to, że ostatnio twoje opowiadania to kopiuj wklej z poprzednich. Jakbyś zgubiła swój styl, który mnie przyciągnął. Teraz czyta się ciężko, bo właściwie to jest takie pierdu pierdu. Przeżycia wewnętrzne bohaterów mało wnoszą, poza odczuciem znużenia i jakby to już gdzieś było. Nie wiem, nie wiem co się stało, bo jeszcze pare opowiadań temu było naprawdę dobrze, a teraz mam wrażenie, że piszesz na odwal się, bez pasji i chęci, "bo i tak przyjdą i przeczytają". A to byloby smutne, bo naprawdę masz talent i powinnaś go rozwijać.
    Peace ♥.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z bólem serca - zgadzam się. Lu, popracuj nad tym pls.

      Usuń
    2. Ja lubię takie opisy. One mi nie przeszkadzają. Uważam, że przeżycia wewnętrzne dużo wnoszą.

      Usuń
    3. Wewnetrze przezycia wnosza duzo, ale kiedy jest ich srednia ilosc, nie cala masa. Na dluzsza mete to denerwuje, bo my znamy juz uczucia i Richiego i reszty chlopakow, wiec opisow moze byc mniej ;)

      Usuń
    4. Hej.

      Niestety muszę się zgodzić z wypowiedzią Caius. Johnny był najciekawszą postacią z całego opowiadania. Jestem bliska stwierdzenia, że jedyną postacią, która wydawała się rzeczywista. Ogólnie czytając fragmenty które jego dotyczyły, wydawało się jakbyś miała do niego wenę. A potem nagle bum i czar prysł. Kolejna przewidywalna postać, kolejny bardzo zakochany nieszczęśnik. Mam wrażenie, że w każdym Twoim opowiadaniu kierujesz się tymi samymi schematami. Wszystko jest przewidywalne, nudne, mdłe. Wszysko kończy się zawsze tak samo.

      Mam nadzieję, że do Twoich prac wejdzie trochę świeżości, czegoś nowego i zaskakującego. Może to kwestia czasu?

      Pozdrawiam,
      Kajna

      Usuń
    5. Przepraszam, ale to Wy wzięliście Jonathana za zimnego drania, który nie ma uczuć, który nienawidzi Richiego, gardzi nim. A dlaczego nikt nie wziął pod uwagę, że jest na odwrót i Jonathan tylko się bronił przed uczuciem, które nim zawładnęło tak naprawdę już jakiś czas temu. Jonathan ma serce i zawsze był taki jakim go dzisiaj ujrzeliście. Nie stracił nic ze swej wredoty. Co miał całe życie być taki? Dzisiaj postawił wszystko na jedną kartę. Ujawnił się i pokonał sam siebie. Pamiętając co stało się z chłopakiem z jego przeszłości, który się przez niego zabił, postanowił nie dopuścić do powtórki. Raz kozie śmierć. Gdyby nie zdobył się na to co zrobił nigdy nie zbliżyłby się do Richiego. Jonathan zawsze miał serce. Może ktoś powie, że tego nie pokazałam. Ale czy autor musi wszystko pokazywać? Można czytać między wierszami, domyśleć się czegoś. Samo to, że trzymał zdjęcie byłego, że chodził na jego grób, że przeżywał, dużo mówi. Szkoda, że pewnych rzeczy nie widzicie. Nie straciłam weny do Jonathana. Nadal jest sobą, tylko to w końcu pokazał. A emocje i opis uczuć będzie, bo ja tak lubię. wybaczcie, ale nie mam zamiaru pisać jak mi czytelnicy każą. Próbowałam i prawie przestałam pisać. Jednak chce pisać tak jak lubię, jak wolę, jak mi się podoba. Pisanie pod dyktando czytelników sprawia, że autor pisać przestaje. Poza tym ten tekst to telenowela, romans. Jak ma nie być przewidywalna? Przecież wiadomo, że postaci przeznaczone dla siebie będą w końcu razem. Ale kto wie, może Richie już nie żyje. A Jonathan ma prawo pokazać uczucia itd. w stosunku do kogoś, do kogo żywił uczucia. Tylko się usilnie przed tym bronił. A oni to wszyscy zakochani nieszczęśnicy. :)

      Usuń
    6. Hejo. :)

      Wydaje mi się, że źle nas zrozumiałaś (a mnie z pewnością). Nigdy nie wątpiłam w to, że Johnny ma serce, że ma uczucia. Doskonale było widać, że trzyma je w sobie, właśnie przez te sytuacje o których mówisz - odwiedzanie grobu, wspominanie byłego partnera. Nic nie powiedziałam również na temat tego, że chciałam by do końca opowiadania pozostał zimnym draniem. Wygląda jednak na to, że trudno Ci (bądź tego nie chcesz), sprawić by postać przeszła jakąś tam przemianę, ale żeby równocześnie zachowała coś, ze swojego starego "ja". Johnny mógł przecież okazać Richiemu czułość, mógł uzmysłowić sobie swoje uczucia, wyznać mu je, ale czemu od razu robić to w tak... Przesadnie romantyczny i tragiczny sposób? Wyszło to naprawdę nienaturalnie, sztycznie. Aż mi zgrzytało pomiędzy zębami.

      Mam nadzieję, że nie odbierasz tego jako przytyk, nie mam na celu obrażenia Twojego talentu, a już tym bardziej Ciebie. Myślę jednak, że brakuje Ci trochę wyczucia, może powinnaś poczytać jakieś obyczajówki? Sama nie wiem.

      W każdym razie życzę Ci weny i dużo dużo chęci do pisania. :)

      Pozdrawiam,
      Kajna.

      Usuń
    7. Wiemy, ze to Twoje opowiadanie, Twoi bohaterowie, ale Twoi bohaterowie sa kropka w kropke tacy sami, Lu. Wydaje mi sie czesto, ze boisz sie podjac jakiejs zmiany. Warto zaryzykowac i stworzyc cos kompletnie innego. Bo tak wlasnie sie ksztalcimy. Tylko taka odmiana moze Ci pokazac w czym jestes dobra. Jezeli Ci nie wyjdzie - trudno. Nie poddawaj sie za pierwszym razem. Pisanie jest jak malarstwo - trzeba doszlifowac, probowac, ryzykowac by bylo piekne.
      Zazwyczaj konczy sie to tak, ze kazdy zmienia sie w kochajacego, slodziutkiego baranka, a w prawdziwym zyciu tak nie jest. Nie kazdy zwiazek jest taki slodki. Moze w nim byc troche chamstwa.Niby to niereal, ale jednak...
      Co do samego samego Johnatana. Troche dziwi mnie ten ,,bunt". Ludzie - przeciez jak wyznawal uczucia Richiemu to musial byc cieply jak klucha. Chyba by nie powiedzial - ,,Richie tepy blondasie, zlamasie chce z Toba byc". A jak Richie spadal to chyba logiczne, ze najpierw podlecial do niego, a nie do tych osilkow, co go bili. Chyba by nie olal chlopaka spadajacego ze schodow, na rzecz tych debili ;p
      No, ale czasami popadasz ze skrajnosci w skrajnosc. Z mega wrednej osoby, robisz te kluche, o ktorej przed chwila wspominalem. Wiadomo, ze J stracil chlopaka i jest mu trudno, ale nie mozna w ciagu paru minut nagle zmienic zachowanie o 180 stopni. To jak nakladanie roznych cieni na powieki - najpierw jeden kolor, potem drugi. Blendujemy. Stopniowo z ciemnego koloru do jasnego, ktory wtapiamy w reszte oczka. Trzeba mie to wyczucie czasu.
      Ten jeden raz przezyje, bo to byla naprawde niefajna sytuacja, ale jesli Johnatan (jesli Richie wyzdrowieje) straci swoj charakter, ktory poznalismy na poczatku opowiadania, bede troche rozczarowany.

      Usuń
    8. To my się zazwyczaj nie będziemy rozumieć. :) A dzisiaj tym bardziej, bo głowa mi pęka. Napiszę tylko, że było tak jak sobie zaplanowałam. W tym momencie chciałam, aby tak było jak opisałam. A obyczajówki czytam, nie opowiadania, ale książki, ale ten tekst nie jest obyczajówką. :) A poza tym był pisany trzy lata temu. :)

      Usuń
  11. Dlaczego?
    Miała być randka marzeń, a tu taki nieszczęśliwy wypadek. Żeby Richie wyzdrowiał, bo słowa lekarza mi się nie podobały.
    Johnny w końcu wyznał swe uczucia, więc historia nie może się powtórzyć,bo to go chyba zabije.
    Może w końcu Alex wyjdzie z tego marazmu.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeśli zabijesz Richiego nigdy się do Ciebie nie odezwę!
    Masz na to moje absolutne słowo, zobaczysz sama.
    Normalnie skopię tyłek.
    Szczgeólnie teraz, gdy Jonny przestał się ukrywać a ich związek miał szanse przetrwać.
    No nie możesz być tak okrutna i liczę że nie będziesz.
    Jak mam wytrzymać do kolejnego tygodnia? Nie mam pojęcia.
    Właściwie do końća tygodnia.
    Będę czekać niecierpliwie i przez Ciebie poobgryzam wszystkie paznokcie.
    pozdrawiam mocno i całuje

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam , z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy . Serdecznie pozdrawiam i dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  14. No i BUM... Jak ja lubię te wszystkie emocje, które przekazujesz w swoich opowiadaniach :-* Chociaż czasami mam wrażenie, że zaraz zejdę na zawał...na szczęście to tylko wrażenie ;-) Podoba mi się Twój styl pisania i to jak ukazujesz charaktery bohaterów w ich wrażliwości, powadze, wesołości, smutku, wredocie. Zazwyczaj gdy zabieram się za czytanie Twoich historii, najpierw przelatuję przez nie jak bumerang. Z każdym kolejnym rozdziałem zastanawiam się co Luana wymyśli dalej. A potem to już wracam sobie do nich co jakiś czas i na spokojnie robię powtórkę z emocji. Jakbyś zmieniła styl pisania, to chyba bym się pogubiła i nie wiedziała czyje opowiadanie czytam. Tak więc czekam na kolejne rozdziały i...co dalej, co dalej:-)

    OdpowiedzUsuń
  15. aaaaaaaaaaaaaaaa nieeeeeeeeeeee
    umre od niedzieli czekam na ciag dalszy
    aaaaaaaaaaaaaaaa
    a tu brak nieeeeeee :( ;(

    OdpowiedzUsuń
  16. czy pojawi się dziś kolejny rozdział? prooszę!

    OdpowiedzUsuń
  17. Elllo ja tu czekam na ciąg dalczy a tu nic :(

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  19. Pls, Lu. Twoje rozdziały są jak narkotyki ;_; potrzebuję moją dawkę :'(

    OdpowiedzUsuń
  20. Hej a gdzie rozdział?; (

    OdpowiedzUsuń
  21. Co się dzieje?
    Wszystko w porzadku? ����

    OdpowiedzUsuń
  22. Hej,
    biedny Richie wszystko już się zaczynało układać, co z tańcem? z konkursem do tej akademi?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  23. Ej nie mogłaś im przynajmniej iść na tą randkę.. a nie od razu do szpitala..
    Boję się o Richiego..co jeśli będzie miał zanik pamieci. Lub gorzej nie będzie mógł chodzić? Ne chce myśleć że on umrze.
    Chce płakać..

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)