Obudził
się zdezorientowany. Musiał znów zasnąć przez ten ból głowy. Lekarz powiedział
mu, że będą się one zdarzać, ale nie wspomniał o ich sile. Na szczęście z
czasem efekty wstrząśnienia mózgu miną, a on powróci do normalnego życia.
Dobrze chociaż, że nie miał mdłości. Rzucił okiem na zegarek i skrzywił się.
Druga po południu, a on w najlepsze wyleguje się w łóżku zamiast wyjść gdzieś
na miasto przy niedzieli.
Wstał,
zakładając na stopy kapcie i poprawiwszy trochę zmięte ubranie, podreptał do
kuchni, drapiąc się po głowie i ziewając. Zastał w niej dwóch nieopuszczających
go w ostatnich dniach chłopaków, spierających się nad dodaniem jakiejś
przyprawy do czegoś, co gotowało się na kuchence gazowej i niesamowicie
pachniało, budząc jego żołądek. Usiadł przy stole i podpierając brodę na ręce,
zaczął przyglądać się im zaspanym wzrokiem. Zaaferowani rozmową nie zauważyli
jego obecności.
– Słuchaj,
ja tu gotuję, umiem to robić, ty nie masz o tym zielonego pojęcia, bo twój mały
móżdżek nie może zapamiętać podstawowych przepisów – powiedział Jonathan.
– Akurat
umiem zrobić lecho i dodałbym do niego więcej papryki w proszku – odparł Alex.
– Nie, bo
jest ostra, miałeś kupić słodką. Richiemu nie wolno jeść na razie nic ostrego.
– Lubię
ostre. – Chłopak zwrócił na siebie ich uwagę.
– O, co tu
robisz? – spytał Jonathan.
–
Mieszkam? – Richie uniósł brwi. – Poszedłem się zdrzemnąć, wracam i zamiast
taty zastaję was. – Poprawił swoje zapewnie sterczące po drzemce włosy.
–
Odpocząłeś? – zapytał z troską Johnny.
– Twój
tata poszedł do pracy, a my gotujemy ci obiad – rzekł Alex.
– Ja
gotuję, ty przeszkadzasz.
– Stop,
chłopaki, myślę, że coś wam kipi. – Roześmiał się, kiedy obaj rzucili się, by
ratować obiad. Tak było od trzech dni. Wrócił do domu ze szpitala i nie mógł
opędzić się od opiekunów. Na całe szczęście nadmierna opieka nie denerwowała
go, tylko bawiła, a i chętnie z niej korzystał. Przez głupią rękę nie mógł
nawet sobie obrać jabłka, a tu wystarczyło słowo i miał je pokrojone na
cząstki. Najbardziej to wykorzystywał Alexa za ten jego wybryk. Swojego
chłopaka oszczędzał. Nadal dziwnie mu było nazywać Johnny’ego „swoim
chłopakiem”. W sumie przez to wszystko do tej pory nawet nie byli dłużej sami,
żeby mogli porozmawiać, oswoić się ze sobą. Nieliczne chwile sam na sam on przesypiał,
ciągle zmęczony po szpitalu. Kiedy nie spał, wciąż ktoś go odwiedzał i nie miał
kiedy przyzwyczaić się do myśli, że ma chłopaka, i to tego, o którym marzył
przez trzy lata, wypłakując nocami oczy, tęskniąc za czymś, czego nie znał i
nie mając szans na to. Tymczasem jutro minie tydzień, odkąd są razem. Szkoda,
że nie miał czasu się tym nacieszyć, ale nie narzekał, bo mimo małych
niedogodności był szczęśliwy.
– Oddałbym
majątek za twoje myśli.
Prawie
podskoczył, słysząc szept przy swoim uchu. Johnny objął go ręką wokół szyi,
całując w skroń. Uwielbiał takie gesty, tak wiele mówiły, więcej niż słowa. Nie
umknął mu przy tym wyraz twarzy Alexa. Przyjaciel nie był zawstydzony ich
bliskością, tylko zwyczajnie smutny. Richie przejęty sobą zapomniał o
cierpieniu Alexa. Mieli porozmawiać, a do tej pory i to się nie udało. Powinien
niedzielne popołudnie poświecić dla nich obu, tak bliskich mu ludzi, ale chyba
przyjaciel tego bardziej potrzebuje.
– Alex, w
porządku?
– W miarę
możliwości. Spoko, trzymam się. – Odwrócił się w stronę garnka i zamieszał w
nim.
– Wiesz,
że możemy pogadać.
– Po
obiedzie, dobrze?
– Super.
Johnny, zostawisz nas później samych, co?
– Muszę?
– Tak.
– To dam
wam godzinę, ale później jesteś mój.
– W porzo.
– Tępaku,
ta cukinia się chyba rozgotuje – poinformował grzecznie swojego brata Alex,
wgapiając się w mieszaninę cukinii z papryką i pomidorami. Aż sobie przypomniał,
jak robił lecho z Joshem. Mężczyzna dodawał bardzo dużo papryki w proszku,
ostrej. Znów chciałby móc być przy nim, ale nie jako uczeń. W piątek poszedł do
szkoły, ale zwiał z angielskiego, a do tego robił wszystko, żeby nie spotkać na
korytarzu byłego kochanka. Z tego co wiedział, to Josh zajmował się sprawą
Caseya McPhersona i reszty, przerwy spędzając z panią dyrektor lub w pokoju
nauczycielskim, więc nie włóczył się po korytarzach. Tak bardzo chciał, żeby ta
trójka została wyrzucona ze szkoły, ale to były tylko głupie marzenia.
– ...
talerze na stół?
– Co? –
zapytał zdezorientowany.
– Położysz
talerze na stół? – powtórzył Johnny.
– Taa.
Rich, gdzie trzymacie talerze?
– Sam to
zrobię. – Richie wstał, żeby im pomóc, ale zaraz usiadł ponownie, spostrzegając
ich wzrok. – No chyba nie myślicie, że będę tak tylko siedział? Myślicie – odpowiedział sam sobie ponownie, opierając
brodę na dłoni. – Talerze są tam gdzie zwykle, sklerotyku.
– A racja.
Nie ogarniam coś dzisiaj – mruknął do siebie Alexander, wyjmując z szafki
porcelanę i kładąc na stole. Zaraz do niej dołączyły łyżki i koszyczek z
chlebem.
– Słońce,
pamiętasz, że nie wolno ci nic robić. Nawet nie rozumiem, dlaczego chcesz już
wracać do szkoły. Lekarz chciał ci dać jeszcze ten tydzień wolnego, ale ty się
uparłeś jak osioł – mówił Johnny, nakładając potrawę na talerz i podsuwając ją
swojemu chłopakowi.
– Bo czuję
się dobrze, a nie zamierzam mieć później zaległości. – Sięgnął po łyżkę i
kromkę chleba, zabierając się od razu za jedzenie.
– To
dlaczego bolała cię głowa i poszedłeś się zdrzemnąć?
– Bóle
będą ustępować, w najgorszym razie to potrwa kilka miesięcy. Nadgarstek też
wydobrzeje. Muszę chodzić do szkoły. Szkoda, że przez kilka tygodni nie będę
mógł tańczyć. – To go dobijało, ale powtarzał sobie, że mogło być gorzej. Gdyby
się połamał, mógłby pożegnać się z tym, co kochał, na długie miesiące lub nawet
na zawsze. – Przez to wszystko przepadnie mi konkurs. To już tylko dwa tygodnie
i nie mogę do niego przystąpić. Będę musiał przechodzić przez rekrutację i do
tego zdać każdy z ich egzaminów. Poza tym muszę trenować.
– Dasz
sobie radę we wszystkim. Jesteś w tym dobry.
– Johnny,
sam tańczyłeś, jeden dzień bez treningu... – nie dokończył, nie musiał,
ponieważ jego chłopak doskonale znał te realia.
– Richie,
nic nie jest warte utraty zdrowia. Pamiętaj o tym.
– Wiem,
ale i tak... – Zaczął grzebać łyżką w potrawie, odechciało mu się jeść.
Jonathan,
widząc swojego chłopaka smutnego, przysunął się do niego i przytulił, całując w
czubek głowy.
– Będzie
dobrze, a teraz jedz, bo już nic ci nie ugotuję.
– Szkoda
byłoby, lubię to, co upichcisz. – Uśmiechnął się nieznacznie, rumieniąc przy
tym.
Cała
trójka kończyła obiad, kiedy usłyszeli, że pod dom podjeżdża samochód. Richie
wstał i wyjrzał przez okno. Znał to auto. Zerknął na przyjaciela zbierającego
brudne naczynia, a po chwili przeniósł wzrok na idącego do drzwi mężczyznę. Chciał
ostrzec Alexa i samemu pójść otworzyć, ale chłopak po usłyszeniu dzwonka ruszył
do drzwi.
– O co
chodzi? – spytał Johnny, widząc minę swojego chłopaka.
–
Zobaczysz.
Alex
zrobił krok do tyłu, przyglądając się zaskoczonym wzrokiem stojącemu w drzwiach
Joshowi. Coś w nim ścisnęło jego klatkę piersiową i z trudem oddychał.
Odchrząknął i zapytał, starając się, żeby głos brzmiał pewnie:
– Co ty tu
robisz?
–
Przyjechałem porozmawiać z Richiem… I z tobą przy okazji.
– Ze mną?
Po co? – Podrapał się zakłopotany po karku, wpuszczając mężczyznę do
przedpokoju, przez moment zamierzając po prostu uciec. Tak bardzo starał się go
unikać, a tymczasem wszelkie próby poszły na marne i znów poczuł, jak
zasklepiona rana się otwiera.
– O tym,
dlaczego nie chodzisz do szkoły, a jak już jesteś, to uciekasz z moich lekcji,
ale to później. Jest Richie?
– Jestem,
proszę pana. O co chodzi? – zapytał zaniepokojony Richie.
– Możemy
gdzieś porozmawiać? – Zdjął wierzchnie okrycie, wieszając je na wieszaku.
– Tak,
proszę pana. Zapraszam. Czy… – zawahał się. – Czy Alex i Johnny mogą zostać? –
Gdy Josh skinął głową, że tak, zaprowadził wszystkich do dużego pokoju.
Zaproponował coś do picia, które poszedł przygotować Alex. Doskonale wyczuwał,
że przyjaciel zrobiłby wszystko, żeby stąd uciec. Przyjrzał się swojemu
nauczycielowi, dostrzegając, jak ten odprowadził Alexa wzrokiem i westchnął.
Coś mu się wydawało, że ci dwaj muszą w końcu ze sobą porozmawiać. Może uda mu
się wyciągnąć Jonathana na spacer.
– O co
chodzi? – Richie usiadł obok swojego chłopaka, zagryzając wargę.
– Wiem, że
dzisiaj jest niedziela i pewnie dziwicie się, co tutaj robię. Zadzwoniła do
mnie dyrektorka i przekazała pewne informacje dotyczące napadu na ciebie –
poinformował nauczyciel.
– To
znaczy? – Oparł się o Jonathana, który otoczył go ramieniem.
– Cała
trójka nie poniesie takiej kary, której pewnie każdy z was oczekiwał. Dziękuję
– powiedział do Alexa stawiającego przed nim szklankę soku z czarnej porzeczki,
po czym znów wrócił do tematu: – Ja i kilku nauczycieli żądaliśmy wyrzucenia ze
szkoły lub zawieszenia ich w prawach ucznia. Niestety, może gdyby chodziło o
kogoś innego, a nie pupilków wicedyrektora, byłoby inaczej. – Napił się,
zerkając na stojącego w kącie Alexa. Gdyby nie on, nie byłoby go tutaj. Po prostu
jutro przekazałby tą wiadomość w szkole. Z drugiej strony naprawdę lubił
Richiego Taylora i chciał mu pomóc.
– Nie mów,
że nie poniosą za to żadnej kary – wtrącił Jonathan, który od jakiegoś czasu
był na „ty” z Joshem. Zaczynał sobie również zdawać sprawę z tego, że pochopnie
ocenił romans Joshuy i brata. Chciał dobrze, ale nikt nie mówił, że ich
związek, bo niechybnie do niego zmierzało, wyjdzie na jaw. Mogli całe miesiące
żyć w ukryciu i nikt nie dowiedziałby się o tym.
– Poniosą.
Przede wszystkim wybronili się tym, że ty, Richie, spadłeś ze schodów przez
swój plecak, więc otrzymają karę tylko za samo pobicie. Kozetzky i Stark będą
po lekcjach sprzątać sale gimnastyczne przez dwa tygodnie. McPherson, jako
prowodyr, musi zostawać na dodatkowych zajęciach, nazwijcie je szlabanami,
sprzątać klasy i teren wokół szkoły przez kolejny miesiąc.
– Kto to
ustalił? – spytał Alex, już wkurwiony na tę niby karę, od której i tak się
wywiną tłumaczeniem, że mają treningi, zawody i inne ważniejsze do zrobienia
rzeczy.
– Rada
szkoły dzisiaj rano. Zaskoczyło mnie, że pracują w dzień wolny, wicedyrektor
ich do tego zmusił. Pani dyrektor nic nie mogła zrobić. I tak nie jest źle,
mogli dostać tylko upomnienie. Wolałem ci to dzisiaj powiedzieć, bo podobno
jutro wracasz do szkoły? – zwrócił się do blond chłopaka.
– Nie
powinien, ale wraca, bo jest bardzo uparty i musi postawić na swoim – rzucił
słowami Jonathan.
– Nie
muszę, ale chcę. Przecież nie mogę unikać szkoły, nie jestem umierający.
Zresztą będzie Alex i ty, nic mi się nie stanie. Zjem leki i będzie spoko. To
wszystko, panie Morrison?
– Tak.
– Mogłeś
mu to przekazać telefonicznie.
– Alex,
mogłem, ale chciałem się też spotkać z tobą, a mieszkasz obok – odparł Joshua,
odstawiając pustą szklankę i wstając.
– Nie chcę
z tobą rozmawiać – bronił się Alexander.
– A
właśnie, że pogadacie. – Richie podniósł się z entuzjazmem i skrzywił, kiedy
zabolał go brzuch, kolejna część jego ciała, która dokuczała mu po zadanych
ciosach. – My z Jonathanem wybieraliśmy się na spacer.
–
Naprawdę?
– Tak,
kochanie, naprawdę. – Zarumienił się przy słowie „kochanie”. Pociągnął go za
rękę, żeby jego chłopak podniósł w końcu swoje cztery litery z kanapy, a nie
gapił się na niego, nie pojmując aluzji lub udając, że tak było, aby zostać i
wtryniać nos w sprawy brata. – A wy… możecie porozmawiać. Nie wrócimy szybko. –
Posłał jeszcze ostrzegawcze spojrzenie przyjacielowi, mówiące, że jeżeli nie
wykorzysta szansy, to mu skopie tyłek.
– Musimy
wychodzić? – spytał w przedpokoju Jonathan, zakładając płaszcz. – Na dworze
jest potwornie zimno i wieje.
– Co z
tego? Oni muszą porozmawiać na osobności – przyznał – a nie sunąć jeden za
drugim tym pełnym tęsknoty, cielęcym wzrokiem i wzdychając. Czuję, że jest
szansa na uratowanie tego, co mieli, a może na coś więcej. – Również się
cieplej ubrał, po czym wyciągnął Johnny’ego na dwór. – Pójdziemy do parku. –
Przynajmniej w ten sposób i oni będą mieć chwilę dla siebie.
* * *
Poczuł się
zapędzony w kozi róg przez Richiego. Co też sobie chłopak ubzdurał w tej swojej
ładnej główce? Zdarzało mu się nie nadążać za tokiem myślenia tej romantycznej
duszy, myślącej, że świat jest różowy. No, może przesadzał, ale Richie chyba
nie sądził, że jest jakaś szansa na jego związek z Joshem?
Wsunął
ręce w kieszenie, starając się przyjąć zlewczą postawę i nie pokazać tego
szaleństwa najprzeróżniejszych emocji, które w nim się kłębiły. Najbardziej to
bał się tego, że po prostu podejdzie do Josha i przytuli go z całej siły, dając
pozwolenie na działanie tęsknocie pustoszącej jego serce. Trzymanie się w
ryzach było naprawdę trudne, kiedy Joshua patrzył na niego jakoś tak, że po
kręgosłupie przechodziły mu dreszcze. Właśnie dlatego tak bardzo go unikał, bał
się swoich reakcji, a był zdolny do tego, żeby wpić się w te utalentowane wargi
i po prostu już nigdy go nie zostawić. Cholera, kochał go i to też musiał ukryć
pod fasadą złości, co nie było trudne, bo ta przejęła dowodzenie:
– Czego
ode mnie chcesz? Już wszystko powiedziałeś, odrzucając mnie. Ja na pewno nie
mam ci nic do powiedzenia.
– Co u
ciebie?
– Cudownie
– prychnął.
– Widzę
właśnie. Tak wspaniale, że zawalasz szkołę. Masz wysoką średnią, możesz
studiować, gdzie chcesz, zaprzepaścisz swoją przyszłość takim postępowaniem.
Alex
nerwowym gestem przeczesał swoje włosy, burząc je. Zazgrzytał zębami, gotując
się w środku.
– Pewnie,
bo tylko to cię obchodzi. Chciałeś ze mną o tym pogadać? Zrobiłeś to, temat
skończony, może pan sobie iść! – Jakoś liczył, że mężczyzna chciał czegoś
innego, tego, co on, a tu chodziło o głupią szkołę! – Albo ja wyjdę!
–
Zachowujesz się jak histeryzujące dziecko – powiedział spokojnie Josh,
podchodząc do niego. Doskonale widział, jak emocje kumulują się w Alexie.
Chłopak cały się trząsł, zaciskał pięści gotów go nawet uderzyć.
– To mi
powiedz, jak ty się zachowujesz! Udajesz, że między nami nic nie było, po
prostu parę razy przeleciałeś gówniarza, a potem pozbyłeś się go, bo ci
przeszkadzał! – Wydarł się. – Za nic miałeś moje uczucia! Myślałeś tylko o
sobie! A co ze mną?! Tak łatwo ci było o mnie zapomnieć? – Rozjuszony popchnął
Josha. – Kim dla ciebie byłem, co?! – Ponownie chciał wykonać swój wcześniejszy
gest, ale jego ręce zostały schwytane w stalowy uścisk, po którym mogły zostać
ślady na nadgarstkach. – Dupą do pieprzenia? Puść mnie – stęknął, próbując się
wyrwać.
– Nie mam
takiego zamiaru. – Przyciągnął go do siebie z trudem, zapomniał, że chłopak
jest bardzo silny. – Wiem, że cierpisz.
– Dlaczego
mi to zrobiłeś? Miałeś gdzieś moje uczucia, nie widziałeś ich, tego, że umieram
z tęsknoty, liczyło i liczy się tylko to, czego ty chciałeś i chcesz! Nadal
jesteś ślepy!
–
Nieprawda. W końcu zrozumiałem wszystko i chyba muszę ci to pokazać, bo w tej
chwili na normalną rozmowę z tobą nie mam szans. – Przytrzymał jego ręce za
plecami, pochylając Alexa do tyłu i pocałował. Chłopak oderwał się natychmiast
od jego warg, starając się uciec, ale on nie dał za wygraną. Za bardzo za nim
tęsknił, aby miał pozwolić mu teraz odejść. Do tego dziewiętnastolatek wyraźnie
wyznał mu swoje uczucia. Przycisnął go do ściany, chwycił za kark i głęboko
pocałował, wdzierając się językiem do jego ust i mając nadzieję, że Alex go nie
ugryzie. Chłopak jeszcze przez chwilę z nim walczył, ale w końcu oddał
pocałunek, a jego ciało znieruchomiało, poddając się i pokazując, że tego
właśnie pragnęło.
Nienawidził
go, nie znosił… Kochał Josha. Miał zamiar pozwolić mu zbezcześcić swoje usta i
ciało, jeżeli tylko ten właśnie człowiek go zechce i za nic w świecie nie
obchodziło go to, w czyim są domu. Jeszcze chwilę temu chciał go odepchnąć,
uderzyć, zniszczyć, a teraz otoczył rękoma plecy mężczyzny, przyciągając Josha
do siebie, wtapiając się w jego ciało i poczuł, że będąc w ramionach tego
człowieka, znalazł się w domu.
* * *
Richie
szedł wolnym krokiem obok swojego partnera, upajając się spokojem otaczającym
park i liśćmi szeleszczącymi pod ich stopami. Obaj nic nie mówili, zagłębiając
się w swoje własne myśli. Zastanawiał się, jak sobie radzi Alex. Bardzo chciał,
żeby przyjaciel był szczęśliwy tak samo jak on. Dlaczego zawsze z miłością musi
przyjść i piekło? On sam przez długie lata czekał na niemożliwe. Może gdyby nie
zachowywał się przy Jonathanie jak nieśmiała, bojąca się myszka, wszystko
inaczej by się ułożyło. Tylko tak naprawdę poznał Johnny’ego dopiero w tym
roku. Wcześniej przecież znał go tylko z widzenia i ze zdjęć. W ten sposób nie
mógł się do niego przyzwyczaić. Dopiero te treningi zmieniły ich relacje i już
nie wyobrażał sobie, żeby mogło być inaczej.
Nad ich
głowami przeleciał samolot, robiąc mnóstwo hałasu, więc Jonathan uniósł oczy ku
niebu, które przebijało spośród gałęzi uśpionych na zimę drzew. Po chwili
obserwacji samolotu pasażerskiego przeniósł spojrzenie na Richiego, kierując
swoje myśli w kierunku chłopaka. Tak wiele w tym krótkim czasie się wydarzyło.
Jeszcze w wakacje, gdyby ktoś mu powiedział, że zwiąże się z nim, wyśmiałby tę
osobę. Wtedy nie wyobrażał sobie siebie u boku takiego chłopaka, nieważne jaką
miał słabość do takiej delikatności. Po prostu jeden raz było za dużo i nie chciał
powtórki. Obecnie zrozumiał swoją niedojrzałość sprzed lat i błędy, które
kosztowały życie Patricka, i może nie popełni nowych. Na szczęście teraz
dorósł, a to, co czuł, samego go zaskakiwało. Miłość, wielka troska i coś
jeszcze, czego nie mógł wyrazić słowami, a co pojawiało się wtedy, kiedy Richie
na niego patrzył. Żałował, że przez te dni nie mieli czasu dla siebie. Jego
partnera ciągle ktoś odwiedzał. Najczęściej to ta dziewczyna z różowymi
włosami. Godzinami rozmawiali, dopóki Richiego znów nie złapał ból głowy lub
zmęczenie. W końcu byli sami, ale w parku pod obstrzałem oczu innych ludzi nie
mogli ryzykować, trzymając się za ręce czy przytulając. Obu już nie obchodziła
reakcja innych ludzi, ale mimo wszystko woleli nie narażać się miejscowym grupkom
nastawionym wrogo do wszystkiego.
– Nie
zmarzłeś? – zapytał Richiego.
– Nie.
Ciepło mi. Em…
– Co?
– Jeżeli
zdarzy się tak, że twój brat i Morrison znów będą razem, to będziesz miał coś
przeciw temu? Alex go naprawdę kocha. Nie możesz z tym walczyć. Nikt nie
powinien, są dorośli i ja wiem, że są jakieś normy moralne, ale oni… –
Westchnął ciężko, nie wiedząc w jaki sposób przekonać Jonathana do związku, w
który może wstąpić Alex. Podrapał się po nosie i zatrzymawszy się, oparł o
szeroki pień drzewa.
– Mogę
obiecać ci to, że nie będę się wtrącał. To jego życie. Mam tylko nadzieję, że
nie skończy się to źle. – Stanął przed nim, zrywając jeden z nielicznych liści
wiszących na gałęzi i zaczynając się nim bawić. Wolał czymś zająć ręce, bo
przyszła mu wielka ochota na dotknięcie, pocałowanie Richiego.
– Nie
kracz, bo jeszcze coś wykraczesz. Nawet nie wiemy, co się tam dzieje.
– A
ciekawość cię zżera?
–
Oczywista oczywistość, drugi panie ciekawski. – Puścił Jonathanowi oczko,
unosząc lekko kąciki ust. – Dziwnie mi jeszcze myśleć o tobie jako swoim
chłopaku, partnerze, co tam wolisz – zmienił temat.
– Mnie to
obojętne, oba mają to samo znaczenie. Obejrzymy wieczorem film? Sami?
Richie
przygryzł dolną wargę i kiwnął głową zamiast wykrzyczeć, że bardzo chętnie, bo
już przyszedł czas, aby pobyli tylko ze sobą. Sygnał przychodzącego smsa
sprawił, że podskoczył i roześmiał się.
– Nie
wiedziałem, że jesteś aż tak strachliwy.
– Cicho,
Johnny, nie jestem, po prostu się zamyśliłem. – Wyjął telefon i odczytał wiadomość.
– Ciekawe
o czym to ty tak myślisz.
– A o
takim jednym, co został moim chłopakiem. Możemy wracać do domu. Alex napisał,
że Josh już pojechał. Nie pytaj – dodał, widząc uniesione brwi Jonathana. –
Przekonamy się po powrocie.
Obaj
zastali zniecierpliwionego Alexa czekającego na nich na progu domu. Chłopak
powiedział im, że mogli się pośpieszyć, bo on nie ma czasu, a nie chciał iść,
zostawiając dom otwarty.
– A gdzie
to się tak śpieszysz? – Richie był dobrej myśli, ale zastanawiało go, dlaczego Josh już pojechał.
– Wychodzę
wieczorem, muszę się jeszcze umyć i w coś ubrać. I nie wiem, kiedy wrócę, więc
Johnny, nie dzwoń do mnie, poszukując swojego zaginionego braciszka –
zastrzegł, stukając brata palcem w pierś.
– Czyżby
ci się miało dziś poszczęścić? – spytał najstarszy chłopak, odtrącając jego
dłoń.
– No tak,
ty znów o jednym. Głodnemu chleb na myśli. Po prostu Josh i ja musimy
porozmawiać, a u niego…
– Rozmowy
w linii horyzontalnej są najlepsze – przerwał bratu Johnny.
– Richie,
powiedz mu coś.
– Johnny?
– Zamrugał słodko oczami do swojego partnera.
– Tak,
słońce?
– Coś.
Alex
przewrócił oczami.
–
Jesteście siebie warci. Zmykam.
– Czekaj,
to znaczy, że wy będziecie razem?
– Tak,
Richie. To właśnie znaczy. Opowiem ci wszystko jutro. – Pobiegł do domu, nie
oglądając się już na nich.
– Opowie
ci? Ze szczegółami? Wszystko?
– Omg,
masz brudne myśli, Johnny. No chodź, znajdziemy jakiś film. – Złapał swojego
chłopaka za dłoń i pociągnął go do wnętrza domu.
– Coś
dzisiaj za bardzo mnie ciągniesz.
– No, bo
jak mówię chodź, to chodź. Jeszcze zjem leki, a ty poszukaj czegoś fajnego.
– Jesteśmy
tydzień w związku, a ty już mi rozkazujesz. – Wyszczerzył się.
– Ktoś tu
musi rządzić, co nie? – Wspiął się na palce i cmoknął Jonathana w policzek.
Jeszcze bywały chwile, że nie miał śmiałości pocałować go w usta, pomimo że
bardzo tego chciał. Musi najpierw uwierzyć, że są razem, aby gdzieś na dnie
serca nie czuć nikłych obaw przed odtrąceniem.
Połknął
swoje leki i dołączył do chłopaka z butelką coca–coli i miską popcornu kilka
minut później. Usiadł obok Jonathana, a ten od razu przysunął się do niego,
kładąc rękę na kanapie tak, że Richie swobodnie oparł się o bok partnera.
– To co
oglądamy? – Wrzucił sobie do ust prażonej kukurydzy, którą zrobił na szybko.
– Nawiedzonego
lub Transformers – odparł Johnny.
– Horror,
będę mógł się do ciebie tulić, udając, że się boję. – Richie spojrzał na
swojego chłopaka, przechylając głowę na bok.
– Jestem
zdecydowanie za. – Podobały mu się te iskry radości w tych pięknych oczach.
Pochylił się i pocałował wargi Richiego, miał na to wciąż nieprzemijającą
ochotę. Całował go powoli, rozkoszując się słonym smakiem ust. Polizał je,
oczyszczając z soli i ponownie pieścił, nie pogłębiając pocałunku i nie dążąc
do tego, a dając Richiemu dużo czułości.
Pozwalał
mu na to, kładąc rękę na jego szyi i nieznacznie się przekręcając. Mógłby tak
ciągle delektować się tą bliskością i po prostu z nim być. Kiedy Johnny go
całował, poza nimi nic nie istniało. To było takie inne od pocałunków tamtego
faceta z klubu, tak dobre i chciane. Tamto było głupie, niepotrzebne i prawie
skończyło się… Przerwał pocałunek, zły na siebie za niepotrzebne, psujące
wszystko myśli. Odchrząknął, nie dając po sobie poznać, że coś jest nie tak.
Uśmiechnął się, tym razem udając zawstydzonego i wgapił we włączony
telewizor.
– Mieliśmy
oglądać film, pamiętasz? – Sięgnął po colę.
Johnny
zmarszczył brwi. Nie był ślepy, coś było nie tak, ale nie pytał. Nadejdzie
czas, że Richie mu powie, ale coś czuł, że to, co usłyszy, nie będzie miłe.
Włączył film.
Godzinę
później Richie spał z głową na kolanach swojego chłopaka, a Johnny patrzył na
niego, przeczesując mu ręką włosy.
Jak mogłem
cię nie chcieć, pomyślał. Jesteś najlepszym, co mnie spotkało w tej
pokrywającej wszystko czerni, odkąd odszedł Patrick. I jesteś mój.
awawaww >_< no w końcu A i J się pogodzili! Jestem w raju :D
OdpowiedzUsuńChociaż miałam nadzieję, że A zacznie spotykać się z kimś w swoim wieku, sprawiając, że J będzie umierał z zazdrości! Rany ale ja jestem... Od długiego czasu czekam aż się pogodzą, a jak to już się stało to chcę żeby trwali w pokłóceniu dalej, chociaż bardzo się cieszę, że są razem 0.0 Nie ogarniam siebie :(
Ten rozdział jest wspaniały! :) Tęskniłam za A, więc mam nadzieję, że w najbliższych rozdziałach to na nim będziemy się skupiać :D
Borze liściasty! Gdyby do mnie przyjechał mój nauczyciel to bym go nie wpuściła...No, ale ja nie mam takich przystojnych nauczycieli jakim jest J ;D
/A
Super. Nie mogłam się doczekać wyjaśnienia sprawy pomiędzy Aleksem a Joshem. A Richie jest taki słodki. Mam nadzieje, że wszystko pójdzie dobrze i nie spadnie znowu ze schodów, czy nie zrobi sobie jakiejkolwiek innej krzywdy, bo od początku opowiadania ma pecha.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy i życzę dużo weny do pisania tak świetnych rozdziałów i opowiadań. :D
Wielkonoc i rozdział. To dopiero udane święta :) ile jezcze rozdziałów do końca?
OdpowiedzUsuńLuana pisała, że rozdziałów jest 42 i to pierwszego tomu.
UsuńSzkoda, że nie zostaną należycie ukarani. Smutne to :( ale takie jest życie.
OdpowiedzUsuńNie ogarniam Josha. Dorosły, poważny facet, a leci na ucznia :(
Takie jest życie.
UsuńA czemu nie? Miłość nie wybiera. Poza tym Josh jeszcze trzydziestki nie ma. Alex jest dorosły. :)
No życie :D spoko, ja tylko komentuję, bo nie lubię relacji z dużą różnicą wieku, IMHO w życiu to się nie sprawdza, ale ja i tak muszę marudzić :D
Usuńa 30 to co? starość?
Na początek ciepłych i Wesołych świąt.
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam jednym tchem.
Dużo się w nim działo.
I ta rozmowa Alexa z Joshem.
Może i Josh chciał dobrze zrywając z Alexem ale miłosć jest silniejsza.
Może jeszcze sama się wybroni.
Ogółem kochana jak zawsze pozytywnie.
kocham i czekam na ciąg dalszy;*
Hej,
OdpowiedzUsuńsłodko, opiekują się Richiem... och tak mam nadzieję, że będą razem, to było do przewidzenia, żeim się upiecze...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia