Tak jak obiecałam, wracam pierwszego września z tekstem pod tytułem: "Zaufaj mi". Ma on 10 rozdziałów plus epilog. Jest do krótki tekst, pisany pod wpływem chwili i z myślą, że napiszę tekst o zakładzie, bo chętnie bym taki przeczytała, a nie ma nic na ten temat (z przymusowymi małżeństwami jest podobnie). Ale to nie to samo, kiedy napiszę się coś, a przeczyta od kogoś innego. Za to może Wy mieliście, macie, będziecie mieć radochę z tematu o zakładzie. Tekst był opublikowany do sprzedaży w 2017 roku. Nadal można go kupić na Beezar.pl i tutaj: https://bucketbook.pl/pl/p/Zaufaj-Mi-e-book/69
No to zaczynami kolejną przygodę. :)
Tekst poprawiał: GrayWolf7
Ps. Miałam problem, aby ten tekst znaleźć w doc. i liczę, że to ta poprawiona wersja. :)
Edit: Są duże problemy z czcionką. Nie da się jej powiększyć. :/
– Nie wierzycie, że to potrafię? Dobra. To kto się ze mną
założy o to, że rozkocham w sobie i przelecę pierwszego faceta, który wejdzie
przez te drzwi. – Aaron wyciągnął rękę w stronę kumpli oblegających z nim
stolik w gejowskim barze. Poza nim ta dwójka była hetero, ale nigdy nie mieli
nic przeciw chodzeniu z nim do takich miejsc.
– Dobra, przyjmuję zakład. – Philip chwycił dłoń
Aarona. – Masz dwa tygodnie na zdobycie tego, który się tu pojawi jako
pierwszy. Jeżeli uda ci go w tym czasie jakoś w miarę rozkochać i przelecieć pięćset
dolców jest twoje. Jeżeli nie, to ja się o nie wzbogacę.
– Dwa tygodnie? – Aaron zmarszczył brwi. – Wystarczy mi
tydzień, ale niech będzie te dwa. Mój urok zadziała na każdego. – Uniósł w górę
prawą brew. Nie ulegało wątpliwości, że bardzo w siebie wierzy i już jest pewny
wygranej. Był wysokim, przystojnym dwudziestoczterolatkiem o czarnych włosach i
do tej pory nikt mu się nie oparł. Zdecydowanie wygram, pomyślał.
– Doskonale – rzekł Philip. – Joel, jesteś świadkiem. Wygram
ten zakład.
– Tylko o tym możesz pomarzyć – odszepnął Aaron.
Wszystko zaczęło się od tego, że koledzy Aarona –
szczególnie Philip – zaczęli się z niego wyśmiewać, że pewnie stracił swój
seksapil, bo ostatnio nikogo nie upolował. Daddario nie był facetem, który miałby
przyjąć to lekko. Postanowił pokazać im, że niczego nie stracił i nadal jeżeli
zechce to może zdobyć każdego. Miał tylko nadzieję, że przez te drzwi nie
wejdzie jakiś „tatusiek”.
– To teraz czekamy na moją ofiarę. – Założył nogę na nogę
wpatrując się drzwi wejściowe do baru.
– Nie podoba mi się to chłopaki – głos zabrał Joel mając
minę jakby coś brzydko mu pachniało.
– Jesteś świadkiem pamiętaj – przypomniał mu Philip. – O,
chyba ktoś idzie. – Poruszył się niespokojnie kiedy drzwi uchyliły się.
Aaron hipnotyzował wejście, bo nie chciał aby mu coś
umknęło. Wstrzymał oddech licząc, że nie trafi mu się jakiś pięćdziesięciolatek,
a potem gdy zobaczył kto wszedł wypuścił z sykiem powietrze.
– O kurwa, mam pewną wygraną – powiedział Philip
przyglądając się szczupłemu ciemnowłosemu chłopakowi. – Ale ci się kąsek trafił. Wygram. Na sto
procent wygram. Kąsek seksowny, na ile mogę oczywiście ocenić wygląd faceta,
ale trudny do zdobycia. Nie ukrywa, że jest homo, ale wielu próbuje go poderwać,
a on nic. Jest jak skała, której nie można ruszyć.
– Wiem – warknął Daddario. Philip zachowywał się jakby on
w ogóle nie znał tego chłopaka. Na uczelni nie raz mu się przewinął i miał na
niego chrapkę, ale nigdy nie spróbował go poderwać. Sam nie wiedział dlaczego.
– Nawet skałę można ruszyć. – Aaron nie spuszczał z oczu swojej ofiary. Ciemnowłosa
głowa zniknęła po chwili na zapleczu baru, więc chłopak musiał tu pracować.
Daddario był dopiero pierwszy raz w tym barze, bo jego ulubiony lokal ostatnio
zamknięto i poszukał sobie nowego miejsca. A to mu się spodobało jak tylko
tutaj wszedł. Nie miał pojęcia, że chłopak tutaj pracuje. Dokładnie był w jego
typie. Lubił mężczyzn o ciemnych i do tego z lekko kręconych włosami. Zjadał
ich na kolację. Już sobie wyobrażał jak wsuwa palce w te kosmyki, które chłopak
miał związane nad karkiem w maleńką kitkę. – Zdobędę go. Znajdę na niego
sposób. Przecież jeszcze nikt mi się nie oparł. – Puścił oczko do kumpli.
– Jesteś optymistą. Ale ja też. Wygram ten zakład. –
Dopił swoje piwo.
– Nie ciesz się za wcześnie, Philipie. – Z powrotem
przeniósł spojrzenie na drzwi na zaplecze, które otworzyły się wypuszczając
chłopaka ubranego na czarno. Tak jak każdy z tutejszych kelnerów. – Mój kąsek
się pokazał. Nie ma mowy, abym go nie zdobył. Będzie mój.
– Optymista.
– Nadal mi się to nie podoba – burknął Joel.
Aaron usiadł bardziej przodem do sali obserwując
chłopaka, który po rozmowie z barmanem podążył do pierwszego stolika. Jeżeli
jesteś tak trudny do zdobycia, pomyślał, to tym smaczniejsza będzie wygrana.
Jego oczy spoczęły na pośladkach kelnera. Ciasne spodnie niczego nie ukrywały,
a wręcz wołały do grzechu. Mógłby popełnić ten grzech z nim już teraz.
– To co, zamawiamy jeszcze po piwie? – zapytał Joel.
Aaron już miał coś odpowiedzieć, ale nie zrobił tego,
gdyż jeden z klientów klepnął w tyłek jego ofiarę. Chłopak popatrzył wrogo na
mężczyznę, ale po przyjęciu zamówienia odszedł od stolika, by przyjąć kolejne
zamówienie. Kiedy chwilę później przechodził koło pierwszego stolika znów ten
sam mężczyzna klepnął go w pośladek. Widać było, że szatyn się wnerwił, ale
wykonywał swoje obowiązki. Czas mijał, a sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie.
Potem stało się coś co sprawiło, że Aaron poczuł ciarki.
Uderzony w pośladek młody mężcyzna przystanął i wziął do
ręki stojący na stoliku dzbanek z wodą i lodem. Z premedytacją przechylił go
nad mężczyzną i wylał całą zawartość na jego uda oraz krocze. Klient wrzasnął
odskakując od stolika.
– Jeszcze raz mnie klepniesz to ta woda, przy tym, co ci
zrobię okaże się niczym – syknął przez zaciśnięte zęby, podczas gdy mężczyzna
pieklił się i mu groził.
– Ma pazur. Już mi się podoba. Nie mogłem trafić na
lepszą ofiarę.
– Mogłeś trafić na kogoś łatwego. Byś wygrał. Tak to
przegrasz. – Zarechotał Philip.
– Za to będzie interesująco. Czym trudniejsza zdobycz,
tym lepiej smakuje. – Aaron uniósł rękę, aby przywołać kelnera do ich stolika. Na
szczęście ten drugi był po drugiej stronie sali, więc do niego podszedł ten,
którego chciał.
– Słucham?
– Brawo. Doskonale sobie poradziłeś – pochwalił Aaron
otwarcie lustrując chłopaka. Ten dostrzegając to zmrużył oczy.
– A ty co? Też chcesz mnie klepnąć? – warknął. Widywał
Daddario na uczelni i znał jego reputację.
– Umówisz się ze mną? – Postanowił działać od razu. Każda
minuta, kiedy nic nie robił, była stratą czasu. Spojrzał na plakietkę wiszącą
na piersi chłopaka. – Ian.
Ian prychnął i całkowicie go ignorując i zapytał:
– To co zamawiacie?
– Piwo – rzucił Joel nie chcąc, aby Daddario powiedział
jakąś głupotę.
– Jakie?
– Budweiser wraz z twoją osobą – dodał Aaron, a wzrok
jakim obdarzył go Ian był pełen zimna.
Do stolika podszedł drugi kelner i pochylając się coś
szepnął do ucha Iana. Chłopak skinął głową i powiedział do kolegi.
– Podaj tym dwóm panom Budweisera, a temu tutaj panu
mądremu jakieś owocowe. – Po tych słowach stawiając długie kroki przeszedł
przez bar i zniknął na zapleczu.
Aaron prychnął.
– Owocowe. On mi się podoba – szepnął z zadowoleniem.
– Najlepiej już mi daj kasę i z głowy – nęcił Philip,
kiedy zostali sami w trójkę. – Nawet nie zaczął ślinić się na twój widok.
– Wygram. Jego chłód mnie tylko rozgrzewa. Jeszcze będzie
jadł mi z ręki i patrzył na mnie z miłością. – Był pewny, że wygrana już jest
jego. Będzie tylko trzeba się trochę pomęczyć.
*
Ian usiadł na krześle w gabinecie szefa. Doskonale
wiedział co usłyszy. Zawsze tak było.
– Wylałeś klientowi na spodnie dzban lodowatej wody…
– I?
– Nie możesz tego robić.
– A on może mnie klepać w tyłek, jakbym był jakiś towarem
na sprzedaż i chce go sprawdzić? – Założył ręce na piersi. – To nie ja, lecz on
naruszył moją prywatność. Ja go tylko ostudziłem. Nie pozwolę, aby ktoś dotykał
mnie bez mojej zgody. Równie dobrze mógłbym go oskarżyć o molestowanie
seksualne. Nie pierwszy raz miałem z nim problemy.
– No tak. – Stefano jak zwykle nie wiedział co
powiedzieć. Potarł twarz dłońmi i spojrzał na kuzyna. – Wiesz, że gdybyś praco…
– Wiem, że gdybym pracował gdzieś indziej to by mnie
zwolniono. Ale pracuję u ciebie, więc mnie nie zwolnisz. Z czegoś muszę opłacać
rachunki i płacić za studia. Nie chcę, aby rodzice mnie utrzymywali. Jestem na
to zdecydowanie za stary. Mogę wracać do pracy? Udajmy, że mnie ukarałeś. –
Podniósł się. – Jeszcze jedno. Zrobię to samo albo kopnę tego faceta w jaja
jeżeli jeszcze raz mnie tknie.
– Może mu się podobasz.
– Chyba tylko do łóżka – prychnął. – Nie jest w moim
typie. Poza tym jest za stary.
– Dobra, ale następnym razem…
– To ty zrób coś, aby chronić pracowników od takich
zachowań. To bar, gdzie ludzie przychodzą coś zjeść, napić się, a nie klub
nocny czy burdel, gdzie pracownicy świadczą usługi seksualne. A mój tyłek nie
jest do klepania. Wracam do pracy. I przepraszam, że znów cię przegadałem.
Muszę walczyć o swoje prawa.
Stefano tylko wzruszył ramionami wskazując mu drzwi. Ian
uśmiechnął się do niego i opuścił gabinet. Pracował u kuzyna od roku. Czyli od
czasu kiedy wyprowadził się do swojego małego mieszkanka, by żyć na swoim. Z
początku pomagali mu rodzice, ale im też się nie przelewało, więc sam
postanowił troszczyć się o siebie. Lubił tę pracę, bo nie kolidowała z
zajęciami na uczelni, fajni tu byli ludzie, poza niektórymi klientami. Niestety
zdarzali się tacy co brali go za towar do zużycia. Chociaż pierwszy raz
zdarzyło się, że jakiś klient poprosił go o spotkanie. Może zrobił to dlatego,
że przelotnie znali się z uczelni, ale Daddario może sobie tylko pomarzyć o
randce. Co z tego, że był cholernie przystojny i w jego typie i od zawsze mu
się podobał. Był taki sam jak inni. A Ian miał swoje zasady których się
trzymał. Co prawda Stefano powtarzał mu, że przez te zasady nikogo nigdy nie
znajdzie. On jednak wierzył, że znajdzie i będzie to osoba na całe życie, a nie
na jedną noc.
Powrócił na salę przejmując swoje obowiązki. Mimowolnie
jego wzrok powędrował do stolika przy którym siedział przystojny brunet. Nie
miał pojęcia dlaczego poczuł rozczarowanie kiedy go tam nie zastał. Teraz
zamiast niego siedziała tam jakaś para i się całowała. Mężczyźni wyglądali
jakby coś świętowali. Podszedł do nich, by przyjąć zamówienie.
– Szampana – powiedział do Iana jeden z nich. Mężczyzna
lekko przy kości, o brązowych włosach, pięknych czach uśmiechnął się. Jego
partner wpatrzony był w niego jak w obrazek. Na ich serdecznych lewych palcach
błyszczały obrączki. – Świętujemy piątą rocznicę naszego związku i drugi
miesiąc jak się pobraliśmy.
– Gratuluję. – On może o czymś takim tylko pomarzyć.
– Dziękujemy – odpowiedział drugi z mężczyzn.
Ian uśmiechnął się jeszcze raz do nich i odwrócił się by
pójść po ich zamówienie. Klientów było teraz mniej, bo pora lunchu już minęła i
gdy zaniósł szampana do stolika wrócił do baru by pomóc koledze.
– To ja za sekundkę wracam – powiedział JC.
– Spoko. – Pochylił się, by poustawiać szklanki pod ladą
i wtedy usłyszał ten głos, który już dzisiaj miał okazję do niego przemówić:
– To umówisz się ze mną?
Ian gwałtownie się wyprostował, aż mu w kręgosłupie coś
strzyknęło. Sądził, że facet już poszedł.
– To jak będzie? – Aaron pochylił się nad barem. –
Pójdziesz ze mną na randkę? Obiecuję trzymać rączki przy sobie. Nie chciałbym,
aby na moim kroczu wylądowała tona lodu z wodą.
– To było kilka kostek lodu i odrobina wody. Ugasiła
pożar. – Czuł się nieswojo pod obstrzałem czarnych oczu.
– Tak czy owak nie chcę, aby mi coś zostało odmrożone. –
Uśmiechnął się słodko. Najsłodziej jak tylko potrafił.
– Podać coś?
– Odpowiedź na moje pytanie. – Co z tym chłopakiem było
nie tak, że jeszcze nie uległ jego urokowi? Inni po jego jednym spojrzeniu
padali przed nim na kolana.
– Nie. Nie umówię się z tobą. – Zaplótł ręce na piersi.
Aaron położył dłonie na piersi i jęknął głosem pełnym
boleści.
– Moje serce zostało złamane. – Zauważył, że kąciki ust Iana
nieznacznie się podniosły. – Jak możesz się śmiać. Ja tu cierpię.
– Bo nie jesteś przyzwyczajony do odmów. Wybacz, że będę
pierwszą osobą która ci to robi.
– Dlatego w ramach przeprosin chodź ze mną do kina albo
gdzieś coś zjeść.
– Jeżeli jesteś głodny to kuchnia jest czynna. Coś podać?
– O ile zjesz ze mną. – Musiał znaleźć na niego sposób.
Chciał wygrać zakład. Nie chodziło o pieniądze. Po prostu chciał wygrać dla
samej wygranej.
– Jestem w pracy.
– O której kończysz? W ogóle to mam na imię Aaron. Aaron
Daddario konkretnie.
– Kończy późno – odezwał się JC, który wrócił za bar i
przysłuchiwał się rozmowie. – Ale jutro pracuje od rana i kończy o czternastej.
Ian obrzucił kolegę złym wzrokiem na co ten tylko się
zaśmiał.
– To przyjdę jutro o czternastej i zabiorę cię na pizzę –
powiedział Aaron puszczając oczko kelnerowi. – Dzięki – rzucił do JC i wycofał
się. Przez chwilę patrzył jeszcze na swoją ofiarę, która miał nadzieję, że
jutro połknie haczyk, po czym odwrócił się i wyszedł. Chciał się obejrzeć, ale
wolał tego nie robić. Nie chciał przeholować, bo mu króliczek ucieknie. A i tak
czuł jego wzrok na sobie.
Ian odprowadził mężczyznę wzrokiem zły na JC i przede
wszystkim na siebie, że nagle stracił głos. Co mu się jeszcze przy żadnej
osobie męskiego rodzaju nie zdarzało. Spojrzał z pretensją na kolegę.
– No co? Facet cię podrywa. Jest zajebisty, a ty przed
nim uciekasz. Jedno wyjście na pizzę niczego nie oznacza. Widziałeś jak inni
się do niego ślinią? A on chce ciebie. Łap szansę.
– Mówisz jak Stefano – prychnął kiedy JC podrapał się po
karku. – No nie. Widział tego faceta co? Widział jak ze mną rozmawia.
– On po prostu sądzi, że nie możesz do końca życia się
chować i każdego odrzucać. A ten Aaron to niezły kąsek. Sam się bym za niego
zabrał.
– To go sobie bierz. Na pewno nie pójdę z nim jutro na
pizzę. – Wiedział, że teraz zachował się jak obrażony chłopiec, ale nie lubił
kiedy ktoś chciał wprowadzać zmiany do jego życia. Dlaczego wszyscy sądzili, że
kogoś powinien mieć, z kimś się przespać? Nie było mu to potrzebne. Wolałby być
sam. Za to nikt nie złamie mu serca.
*
Aaron zaparkował przed domem rodzinnym. Nie mieszkał
tutaj od czterech lat, ale często przyjeżdżał na rodzinne obiady. Mama zawsze
najlepiej gotowała, więc nigdy nie odmawiał takich spotkań. Lubił dobrze zjeść.
Dzisiaj w dodatku miał doskonały humor, co od razu zostało zauważone przez jego
osiemnastoletniego brata.
– A ty co, wygrałeś milion na loterii?
– Miliona nie, ale może wygram satysfakcję.
– Jaką? – zapytał Daniel wsuwają sobie do ust lizaka.
– Nie mogę powiedzieć. To tajemnica. – Dał kuksańca bratu
prosto w żebra.
– Aż boję się pomyśleć z czego ta satysfakcja – odezwała
się Tina dwudziestoletnia siostra, która odrywała się od ekranu komputera tylko
podczas obiadów. Od trzech lat prowadziła swój kanał na Youtube i zabierał on
jej mnóstwo czasu. – Ja mam satysfakcję, kiedy przybędą mi subskrybenci.
Prawda, mamuś?
Zapytana kobieta nie odpowiedziała wręczając córce wazę z
zupą.
– Postaw to na stole.
– Daj, ja to zrobię, bo Tina jeszcze złamie się pod tym ciężarem.
– Aaron odebrał od mamy wazę z zupą. Postawił ją na stole w kuchni przy którym
już się zebrała jego rodzina. Uwielbiał ją, mimo że czasami miał ich serdecznie
dość.
– Mówisz mi, że jestem za chuda?
– Wieszak z ciebie. Złamie cię lekki wiaterek. –
Popatrzył na siostrę. Jego zdaniem naprawdę wyglądała jak szkielet. Ubrania na
niej wisiały. Nie miała piersi, a co dopiero mówić o biodrach.
– Aaron, daj jej spokój. Ma taką budowę…
– Mamo, ona się wiecznie odchudza. Zniknie nam pewnego
dnia. – Ucałował dwudziestolatkę w policzek.
Tina prychnęła wycierając się ostentacyjnie.
– Nie odchudzam się. Jem przecież. – Nalała sobie do
talerza małą chochelkę zupy Chowder.
– No widzę.
– Czepiasz się – warknęła Tina.
Obiad minął na kłótni Aarona z siostrą, który wmuszał w
nią jedzenie. Szczególnie pożywny stek, którego ona nie znosiła. Matka
próbowała ich uspokoić, a ojciec jak zawsze milczał woląc się od wszystkiego
odciąć. Rodzic zawsze miał swój świat, swoje zainteresowania i nikt nigdy w to
nie wkraczał. Aaron czasami zazdrościł mu, że miał swoje hobby. On nie miał
żadnego, chyba że liczyć zaliczanie kolejnych facetów tylko po to, aby
następnego dnia dać im kosza. Chociaż tym nie mógł się pochwalić. Szczególnie
mamie. Ona miała romantyczną duszę i już widziała go na ślubnym kobiercu z
miłym chłopakiem. Bywało, że dopytywała go o to czy kogoś ma, a jeżeli ma to,
aby zaprosił go na obiad. Zawsze wmawiał jej, że na razie woli się uczyć, a
potem zajmie się poszukiwaniami męża. W myślach zawsze prychał na takie coś.
Nie wierzył, że dwóch facetów może stworzyć związek na dobre i na złe. Obrączki
na palcach? Nie dla niego. Zdaniem Aarona faceci po to byli, aby się pieprzyć
ze sobą, nie brać śluby, zakładać rodziny. Na samą myśl o ślubie dostawał
uczulenia. Nigdy w życiu żadnego faceta nie poprosi o rękę. Wyobraził sobie coś
takiego i aż się wzdrygnął.
– Co się tak wzdrygasz jakbyś pomyślał o czymś
obrzydliwym? – zapytała Tina wbijając widelczyk w przepyszne, domowej roboty
ciasto. Nie piekła go mama, która do tego miała dwie lewe ręce, tylko Daniel,
który często przejmował kuchnię by piec. Kochał to robić i w przyszłości marzył
o zawodzie cukiernika. Nawet po szkole przez dwie godziny pracował w cukierni
niedaleko. Zawsze coś zarobił i pomógł właścicielom obsługiwać klientów, bo
popołudniami było ich naprawdę wielu, a starsi państwo nie zawsze dawali sobie
radę.
– Bo pomyślałem – odpowiedział Aaron dopijając kawę.
– To myśl o czymś przyjemniejszym – poradził brat.
– Mhm. – Miał takie coś, a raczej kogoś o kim mógłby
pomyśleć. Musiał ułożyć plan jak zdobyć tę bryłę lodu. Wierzył, że ona rozpuści
się z łatwością po kilku jego miłych słówkach i pierwszym dotyku. Ian Bradshaw
pod tą lodową skorupą jest wulkanem ognia, który wybuchnie i on będzie tego
sprawcą.
*
Wrócił do pustego mieszkania zmęczony po swojej zmianie.
Było już późno, a on po zamknięciu baru musiał zostać wraz z innymi i
posprzątać. Dobrze, że jutro miał dzień wolny od uczelni i pośpi z godzinę
dłużej zanim będzie musiał wstać na dzienną zmianę. Sobota i co druga niedziela
oraz środa to były jedyne dni kiedy pracował od rana. W inne dni chodził tylko
na popołudnia. Co prawda pracował trzy popołudnia w tygodniu, ale nie mógł
robić tego częściej z powodu studiów. Stefano i tak bardzo poszedł mu na rękę.
Na szczęście inni pracownicy nie mieli nic przeciw temu. W pracy był lubiany, a
on lubił swoich kolegów. Najważniejsze, że nikomu nie przeszkadzało to, że był
kuzynem właściciela. Traktowali go jako równego sobie. Dlatego lubił tam
pracować. Ale najbardziej lubił powroty do domu.
Ziewnął kiedy nakarmił rybki. Od dziecka miał akwarium i
nie wyobrażał sobie, że nie mógłby mieć rybek. Lubił na nie patrzeć. Uspokajały
go. Akwarium stało przy biurku i kiedy się uczył to patrzył na te małe kolorowe
cudeńka podczas gdy w tle leciała dobra muzyka.
Wziął szybki prysznic, po czym ze szklanką wody udał się
do swojej sypialni. Pokój nie był duży. Zmieściło się w nim dwuosobowe łóżko i
szafa oraz mały stoliczek na którym postawił szklankę wody. Czasami potrafił
obudzić się w nocy i chciało mu się pić. Z łatwością mógł wtedy sięgnąć po
szklankę nie musząc wstawać z łóżka. Odrzucił narzutę i odsunął róg kołdry pod
którą chwilę później wszedł. Był już wrzesień, ale nadal było ciepło, więc nie
okrywał się za bardzo. Zamknął powieki i od razu ujrzał pod nimi Aarona
Daddario. Jęknął wciskając twarz w poduszkę. Musiał wykombinować jak pozbyć się
tego faceta. Nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Co z tego, że jego serce na
samą myśl o nim od dwóch lat niemalże wyskakiwało z piersi, bijąc szaleńczo. Nie
chciał dopuścić go do głosu, bo łatwo można je zranić. Daddario był do tego
zdolny i tego właśnie się bał.
Warknął, czuł, że tej
nocy szybko nie zaśnie.
Zaczyna się interesująco:) Będę niecierpliwie czekać na dalszy ciąg :)
OdpowiedzUsuńZawsze zaczynam tydzień pracy od Twojego opowiadania. Ciii..., jeszcze ktoś usłyszy;P
I nie wyobrażam sobie sympatyczniejszego początku!!! Pozdrówka :) e-Lotka
Jakiś czas temu zakupiłam ten tekst więc już go znam. Świetny,polecam.
OdpowiedzUsuńWitaj po wakacjach! Mam nadzieję że odpoczełaś?dziękuję za nowe opowiadanie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję, odpoczęłam. Ale wiadomo, więcej odpoczynku by się jeszcze przydało. Pora jednak wracać do pracy. :) Pozdrawiam.
UsuńŚwietny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńWitaj kochana w kolejnym, pięknym rozdziale!
OdpowiedzUsuńJestem zafascynowana tym rozdziałem i zaitrygowana.
Uwielbiam motyw "zakładu" w opowiadaniach" i czuje, że wyjdzie z tego coś dobrego.
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział i ściskam mocno.
Następnym razem napiszę coś więcej.
Świetnie opowiadanie. Miło jest sobie je przypomnieć. Życzę weny
OdpowiedzUsuńDziękuję, że kolejeny raz pozwalasz nam poznać cudowną historię :)
OdpowiedzUsuńAaron na razie wygląda mi na wielkiego playboya, ale może nie znalazł jeszcze odpowiedniej osoby, której oddał by serce i dzięki której zmienił by myślenie o miłości.
Ian jest chyba romantykiem i myślę, że łatwo nie ulegnie Aaronowi tym bardziej, iż zna jego reputację. Czy ktoś wcześniej skrzywdził Iana, że jest tak ostrożny, tym bardziej, że od dwóch lat obserwuje Aarona?
Zakład może w przyszłości odbić się czkawką Aaronowi.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZaczyna się bardzo gorąco i ciekawie. Nie mogę sie doczekać jak przeczytam resztę. 💜💜💜
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i zabieram sie za czytanie
Deia
Hejka,
OdpowiedzUsuńno zapowiada się ciekawie, Aaron na trudnego przeciwnika trafił, ale wlaściwie i ma też ułatwione zadanie, bo Ian się podkochuje w nim...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastyczne, no zapowiada się tutaj bardzo ciekawie, Aaron trafił na trudnego przeciwnika, ale z drugiej strony ma też i ułatwione zadanie, bo Ian się podkochuje w nim...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia