Dziękuję za Waszą obecność, za to, że ze mną jesteście i za wszystko. :)
Ivo nie
potrafił przestać się denerwować. Tego ranka miał w Amare dużo pracy, a i tak
mu to nie pomagało, wręcz przeszkadzało. Jego zmiennik wracał dopiero jutro,
czego żałował, bo popełniał błędy jakich mu się od dawna nie zdarzało robić.
Wszystko przez Nino, którego poniekąd los rozstrzygnie się dzisiaj. Miał tylko
nadzieję, że zanim brat uda się na miejsce pozostawienia pieniędzy, to zdążą
się zobaczyć i chwilę porozmawiać. Pisał do niego, a nawet raz zadzwonił, ale
nie było żadnej reakcji ze strony Nino. Przez co tym bardziej się denerwował.
Vittorio również nie odpowiadał. Ci dwaj byli warci siebie.
–
Przepraszam, ale ja prosiłem o cappuccino nie latte – odezwał się klient.
Ivo spojrzał
na to co podał mężczyźnie i zaczął go przepraszać. Świadkiem tego był Domenico,
który uratował sytuację mówiąc klientowi, że dostanie latte, która była
droższa, na koszt firmy. Mężczyzna uśmiechnął się, podziękował i nie miał już
żadnych zastrzeżeń.
– Ivo,
wszystko w porządku?
– Jak
widzisz nie. To już trzecia taka pomyłka dzisiaj. A dopiero jest rano. Długa
historia – dodał, kiedy Salieri nadal wpatrywał się w niego. – Dotyczy mojego
brata, który… – przerwał wypowiedź, bo w tym czasie do bistro wszedł Nino wraz
z Vittorio oraz Fabiano. – O wilku mowa.
Mężczyźni
podeszli do baristy, a Fabiano uściskał swojego brata, potem pocałował
partnera.
– No i? –
zapytał Ivo nie mogąc znieść chwili napięcia. – Jak to ma wyglądać?
–
Chwileczkę, co się dzieje? – dopytywał Domenico.
– Chodź,
opowiem ci. – Fabiano odciągnął brata na bok, dając tym samym szansę, aby Ivo i
Nino porozmawiali ze sobą.
– No jak ma
to wyglądać? Zasadzka jak zasadzka. Po prostu daję im kasę, odchodzę, a potem
reszta należy do policji – odpowiedział z obojętnością w głosie
dwudziestosześciolatek, co spotkało się zarówno z dezaprobatą i jego partnera,
jak i brata. – No co? Mam się trząść jak osika, kurwa? Sprawa jest prosta. Po
wszystkim naprawiam Lancię i wyjeżdżam z Vittorio. A i porzucam tutaj pracę
oraz będę chciał sprzedać mieszkanie. Nie zostanę w Limare. Spierdalam stąd.
Ivo
zbombardowany informacjami, poczuł się lekko zagubiony. Dlatego zawołał
Giovanne i poprosił ją, aby zajęła się jego stanowiskiem na chwilę. Razem z
bratem przeszli do pokoju socjalnego. Vittorio nie poszedł za nimi, zostawiając
braci samych.
– Czy ja
dobrze zrozumiałem – zaczął barista, zamykając drzwi pomieszczenia – że
wyjeżdżasz z Falcone, sprzedajesz mieszkanie i tak dalej?
– Mhm.
Dobrze zrozumiałeś. – Nino rozejrzał się po prostym pomieszczeniu, w którym
znajdowała się kanapa, stolik, szafki na ubrania i krzesła oraz umywalka.
Przypomniało mu się, jak nie tak dawno temu uprawiał tutaj seks z Vittorio,
stojąc przypartym do ściany. – Masz coś przeciwko? – Spojrzał na Ivo. Nadal
brzydził go jego makijaż, dzisiaj zbyt mocny, ale mając w pamięci to, że za
niecałą godzinę mógł zginąć oraz, że potrzebował jego wybaczenia, przemilczał
ten temat.
– Nie. Nigdy
nie lubiłeś Limare. Nawet wtedy, kiedy nasze relacje były bliskie, żyli
rodzice.
– Może
przyjedziemy tu na wakacje.
– Lub może
na ślub Paolo i Domenico – powiedział Ivo, na co Nino zaczął się śmiać.
– Sądzisz,
że mnie zaproszą? Swojego ulubieńca?
– Widziałem
listę gości. – Wczoraj, kiedy był u przyjaciela, ten mu ją pokazał i Nino znajdował
się na niej wraz z osobą towarzyszącą. – Jesteś na niej i możesz kogoś
przyprowadzić.
– Hm… To
może przyjedziemy z Vittorio. On lubi takie uroczystości.
Po tej
swobodnej wymianie zdań nastąpiła cisza, której żaden z braci nie potrafił
przerwać. Po raz pierwszy od dawna, kiedy potrzeba było słów, by spróbować
naprawić relacje, ciężko im było cokolwiek wyartykułować. Obaj się temu nie
dziwili, bo w sumie trudno w jednej chwili coś zmienić. Na szczęście Ivo
nauczony przez partnera, że czasami nie potrzeba było słów, aby coś wyrazić
podszedł do brata i go objął. Zrobił to niepewnie i ostrożnie, ale kiedy poczuł
jak ręce Nino owijają się wokół jego ciała, mógł odetchnąć. Tak jak Fabiano
wykonał wczoraj swój pierwszy krok w pokonaniu strachu przed wodą, tak on i
Nino zrobili go dzisiaj. Może ich relacje nigdy nie wrócą do tego co mieli jako
dzieci, ale cieszyłby się jakby w małym stopniu coś się naprawiło.
– Nie daj
się zabić, idioto – wyszeptał.
– Jak
mówiłem, złego diabli nie biorą – odpowiedział Nino, odsuwając się. Starał się
nie pokazać po sobie, że był zadowolony z tego przytulenia. Ivo mu wybaczył i
to się liczyło. Miał nadzieję, że wszystko dzisiaj pójdzie sprawnie i jeszcze
będzie szansa, nie tylko rozpocząć nowe życie, ale i w jakimś stopniu poprawić
relacje z bratem.
Do pokoju
zapukał, a potem zajrzał Vittorio.
– Już czas –
poinformował.
– Idę. To do
zobaczyska siostro… A wybacz, bracie. – Zaśmiał się Nino.
– Ty się
nigdy nie zmienisz – jęknął barista, uśmiechając się. – Powodzenia wam obu.
Patrzył jak
brat wychodzi i serce mu się ścisnęło na myśl, że coś pójdzie nie tak i
zasadzka przygotowana przez policję się nie uda. Przecież zawsze istniało ryzyko.
Nie mógł tutaj siedzieć i czekać w nieskończoność na to co będzie, bo zwariuje.
Dlatego wyszedł z pokoju. Przechodząc koło kuchni, w której jak zwykle panował
ruch, a Paolo był w tym wszystkim najgłośniejszy, przemknęło mu przez myśl, że
wszystko wygląda tak normalnie. Cokolwiek się wydarzy, życie będzie trwać
dalej.
*
– Wiedzą
panowie, co mają robić. Pan – policjant zwrócił się do Nino – dostarcza torbę z
kasą na miejsce i odchodzi. Potem wraca tutaj do samochodu i pan Falcone
zabiera stąd ciebie, a my czekamy na tych, którzy przyjdą po pieniądze. Proste.
– Proste
rzeczy zawsze są najtrudniejsze – burknął Vittorio, siedząc na tylnym siedzeniu
wraz z partnerem.
Nino także
był tego zdania. Szczególnie, że ten łatwy
plan dotyczył jego osoby. Do tej pory udawał twardziela, śmiał się z
siebie, ale kiedy przyszło do chwili, w której miał stawić czoło jednemu ze
swoich błędów, bał się. Niemniej, to miał być koniec jego narkotykowej
przeszłości. Do końca nigdy się tego nie pozbędzie, tak jak momentów, kiedy
miał wielką ochotę coś wziąć, ale wierzył, że otworzy mu to drogę do czegoś
więcej w jego życiu. Może u boku Vittorio, na którym naprawdę mu zależało,
podąży do realizacji marzeń i kiedyś otworzy swój warsztat samochodowy. Prawnik
i mechanik, niezłe połączenie, pomyślał.
– To nie ma
co czekać i ruszamy – mówił policjant, wysiadając z samochodu by mieć czas i
ukryć się w opuszczonym budynku na skraju miasta, gdzie się znajdowali.
Vittorio
korzystając z tego, że są sami w samochodzie, który niczym się nie wyróżniał
tym, że należał do policji, i mieli jeszcze kilka minut dla siebie, położył
rękę na udzie partnera życząc mu powodzenia.
– Będę
niedaleko.
– Dzięki.
Czuję jednak, że coś jest nie tak. Gdybym nie wrócił…
– Przestań
gadać głupoty. To nie telenowela czy jakiś romans. Nino, wrócisz, bo inaczej
skopię ci dupsko.
– Kurwa,
Vittorio, jesteś cholernie romantyczny.
– Pewnie, że
tak.
Moretti
spojrzał na zegarek umieszczony na tablicy rozdzielczej. Serce mu mocniej
zabiło, a po plecach spływał mu pot. Bluza, którą miał na sobie, nagle wydawała
mu się zbyt wąska, nieprzewiewna. Tym bardziej, że pod nią miał kamizelkę
kuloodporną.
– Muszę już
iść. Zaraz minie wyznaczona godzina. – Spojrzał w oczy Vittorio. Potem nic nie
mówiąc pochylił się, wsunął dłoń w jego włosy i gwałtownie zawładnął jego
ustami, przelewając w pocałunek wszystkie swoje emocje.
Vittorio
objął mężczyznę, równie mocno go całując i najchętniej to nie pozwoliłby mu
wysiąść z samochodu. Cieszył się, że będzie w pobliżu Nino, siedząc za kierownicą
i czekając aż odjadą i to się na zawsze skończy. Potem oczywiście Moretti
będzie musiał złożyć zeznania i prawdopodobnie uczestniczyć w rozprawie, ale
Falcone obiecał sobie, że zrobi wszystko jako prawnik, aby uchronić przed tym
partnera. Oczywiście pozwoli mu zeznawać, bo dzięki temu sprawcy pójdą do
więzienia, ale postara się, aby to było tylko raz i by nie musiał stawać twarzą
w twarz z tymi ludźmi.
Niechętnie
wypuścił go w ramion oraz z samochodu. Kiedy Nino wziął pieniądze, prawnik
przesiadł się za kierownicę i patrzył na wszystko z napięciem, jakiego od lat
nie czuł.
Tymczasem
Nino trząsł się w sobie, ale niczego nie okazywał. Najgorszą rzeczą dla niego
było to, że mógłby okazać strach przed obserwującymi go policjantami, którzy
pojawili się tutaj już kilka godzin temu, aby nie wzbudzać podejrzeń. Z nimi
przyjechał jedynie detektyw prowadzący śledztwo przeciwko grupie przestępczej,
działającej w Limare. Miał przez to nadzieję, że to ich nie zdekonspirowało i
cały plan uda się wykonać bez przeszkód. Co prawda Moretti jakoś nie wierzył w
to, że ktoś z grubych ryb przyjdzie odzyskać dług i na pewno wyślą po to
któregoś z zaufanych dilerów. Ale już go nie obchodziło, czy wyłapią ich
wszystkich, czy tylko kogoś kogo zmuszą do zeznań. On powiedział co wiedział, a
nie miał do czynienia z wysoko postawionymi handlarzami. Znał tylko paru
pomniejszych szefów, a to dlatego, że był ten moment, kiedy zechciało mu się
handlować prochami.
W paru
krokach dotarł do starej studni przy jednym z opuszczonych budynków i rozejrzał
się. Doskonale znał to miejsce. To tutaj często kupował narkotyki. To była
niewielka część miasta, która nigdy nie została odbudowana po trzęsieniu ziemi
dziesięć lat temu. Dzielnicę na zawsze opanowały miejscowe opryszki, a przez
lata skorumpowana policja się tym nie zajmowała. Zmiany zaszły rok temu, kiedy
pojawił się nowy komendant, a ten opłacany przez bankiera Salerno, który miał
konszachty z handlarzami narkotyków, został aresztowany. Może kiedyś ta
dzielnica zostanie odbudowana, ale on będzie już wtedy daleko stąd. Poczuł
wkradające się do piersi ciepło na myśl o Vittorio.
Pochylił
się, by zostawić torbę z pieniędzmi i odetchnął, bo wykonał swoje zadanie.
Poczuł ulgę tylko przez chwilę, bo moment później usłyszał klaskanie i
wyprostowawszy się spojrzał w stronę drzwi jednopiętrowej kamienicy, której mur
był popękany i wszystko wyglądało tak, jakby zaraz miało się zawalić.
– Proszę,
proszę, jednak się pojawiłeś. A już sądziłem, że będę musiał cię kropnąć –
powiedział wysoki, chudy mężczyzna z twarzą przypominającą sępa.
– Luigi –
rzekł Nino, wyprostowawszy się. To był jeden z ludzi, którzy dali mu pamiętne
narkotyki, jakie miał sprzedać, a które sam zużył. To o nim opowiedział
policji.
– Pamiętasz
jeszcze mnie. Cieszę się. – Mężczyzna spojrzał w stronę samochodu. – Z kim
przyjechałeś?
– Z moim
facetem. Dał mi kasę. Sądzisz, że byłoby mnie stać, by to wam przynieść? –
Wskazał na torbę.
– A może to
jakiś gliniarz. Założę się, że tutaj są. – Zaśmiał się Lugi, pokazują dwa
zepsute górne zęby. – Niech się tu pokaże.
– Po co ci
on? – Nino nie zamierzał pozwolić, aby Falcone tu przyszedł. – Chciałeś kasę,
masz ją. To koniec.
– Tak ci się
wydaje? Długo czekaliśmy na spłatę tego co byłeś nam winny. Mój szef chce
twojej głowy. – Sięgnął do kieszeni bluzy i wyjąwszy pistolet wycelował go
prosto w Nino.
Vittorio
przeszyło takie zimno i strach na widok broni, że nie zastanawiał się długo nad
tym co robi. Wypadł z samochodu i pobiegł co sił w nogach do dwóch mężczyzn. W
tym samym momencie pojawiła się też policja i rozpętało się piekło, bo okazało
się, że ten, który celował w jego partnera nie był sam. Padły strzały, ale on
niewiele rejestrował. Adrenalina płynąca w żyłach Falcone, pomogła mu przebyć
drogę do partnera i popchnąć go w ostatniej chwili na ziemię przez co sam
znalazł się na linii strzału i poczuł jak kula przeszywa jego ciało. Upadł.
Nino
krzyknął, widząc jak jego partner przewraca się, a rękaw koszulki pokrywa krwią.
Podczołgał się w całym tym szaleństwie do kochanka i wziął jego twarz w dłonie.
– Tylko mi
tu, kurwa, nie umieraj. Słyszysz mnie? – Poklepał policzek mężczyzny, na co ten
skrzywił się i otworzył oczy.
– Nie klep
mnie tak, bo to bardziej boli niż to, że oberwałem.
– Strzelili
do ciebie. – Moretti zaczął przeszukiwać wzrokiem ciało partnera.
– To nic.
Oberwałem w kamizelkę, co boli jak diabli, i w ramię. – Rozejrzał się. Całe
szaleństwo trwało tylko chwilę i zauważył, że policja wyłapała przestępców. Luigi,
ten który miał zabić Nino, rzucał się i wrzeszczał, ale zakuty kajdankami i
prowadzony przez dwóch rosłych policjantów, nie miał z nimi szans. – Pomóż mi
wstać.
– Na pewno?
– Na pewno.
Moretti
chwycił partnera i powoli pomógł mu podnieść się. Krew z rany na ramieniu
zaczęła płynąć bardziej, więc zdjął swoją bluzę i przycisnął ją w miejsce
zranienia. To musiało wystarczyć, zanim Vittorio nie zajmą się lekarze. Falcone
zacisnął dłoń, powstrzymując krwawienie.
– Bałem się
o ciebie – wyznał Nino, obejmując mężczyznę jedną ręką w pasie.
– A ja o
ciebie.
– Wiesz, że
jesteś wariatem, Falcone? Po kurwę tu biegłeś?
– Znasz na
to odpowiedź, Nino. I wiesz co jest wspaniałe?
– No
co? – Serce dwudziestosześciolatka wariowało na myśl, że Vittorio przybiegł po to,
aby go ratować. To była miłość. On też oddałby za niego życie.
– To, że
chyba obaj jesteśmy szaleni, więc idealnie do siebie pasujemy – odpowiedział
Vittorio, pochylając się do partnera.
– Głupi
jesteś i tyle – odparł Moretti, całując usta mężczyzny, z którym chciał spędzić
życie. Nie oczekiwał niczego idealnego, ale pragnął po prostu małego szczęścia
dla nich obu. – Głupi i ja chyba też.
– Nie
głupi, tylko szaleńcy – przypomniał Falcone i ponownie pocałował smakowite usta
swojego partnera, który z obsesji stał się jego miłością.
Dzisiaj
właśnie zaczęli wspólny, nowy rozdział swojej historii.
*
Miesiąc później.
– Czy ja
muszę wszystkim powtarzać, że zachowuję spokój? Taki spokój jak nigdy? –
zapytał Paolo, kręcąc się wokół ludzi, którzy ustawiali kwiaty na okrągłych
stołach umieszczonych w białym, ogromnym namiocie. – Nie denerwuję się –
powtórzył do Ivo, który miał być jego drużbą i towarzyszył mu już od godziny. –
A w ogóle to nie masz niczego do roboty?
– Nie,
jestem twoim cieniem. Fabiano pojechał po Vittorio i Nino, których samolot już
wylądował.
– O, to
jednak twój brat będzie na moim ślubie? – DiCarlo porwał z jednego ze stołów
szwedzkich małą przekąskę. Żałował, że to nie on je robił, ale ta nawet była
smaczna. Musiał przyznać, że organizatorka ślubu oraz przyjęcia, pomimo tego
jak bardzo doprowadzała go do szewskiej pasji, spisała się znakomicie. Wszystko
zostało doskonale dobrane. Białe obrusy idealnie komponowały się z kolorami
lawendy, którą uwielbiała jego babcia. Na stolikach stały też bukiety z tej
rośliny, a na białych serwetkach, leżących na talerzach, przypięte były
malutkie gałązki. Tym samym uczcił jej pamięć i czuł, że staruszka cały czas
była przy nim.
– Jak
powiedział, nie przegapiłby darmowego żarcia. Poza tym pobędzie w Limare kilka
dni. Chce sfinalizować sprzedaż mieszkania. – Ciężko Ivo było na sercu, że
miejsce w którym się wychował, przejdzie w inne ręce i już tam raczej nie
zajrzy, ale nie mógł o tym rozmyślać. Wszystko ulegało zmianie, czasami
bezpowrotnie. Ważne było to, że relacje pomiędzy nim, a bratem ulegały
polepszeniu. Trwało to powoli, ale często ze sobą rozmawiali przez Internet lub
telefon. Nino poszedł na kurs dla mechaników i w kółko o tym mówił. Jak i o
mieszkaniu Falcone oraz o ich związku, który był dosyć intensywny. Niestety
jego brat jak przeklinał, tak nadal to robił, na szczęście zdarzało mu się to
już o wiele rzadziej.
– Czyli
układa sobie życie w Rzymie. Może tego potrzebował. A policja oddała im tę
kasę, którą Falcone pożyczył? – zapytał Paolo, wychodząc z namiotu.
Kilka kroków
dalej na trawie rozkładano biały dywan oraz ustawiano krzesła. Na miejscu stał
już stół, przy którym urzędniczka da mu ślub. Wszystko otoczone było lawendą, o
którą walczył kilka dni z wrednym babskiem, jak nazywał organizatorkę.
– Tak,
jeszcze tego samego dnia. – Telefon Ivo zaczął dzwonić, więc odebrał. Chwilę
rozmawiał z Fabiano, a potem powiedział do przyjaciela: – Fabiano już tu
jedzie. Odwiózł Falcone i mojego brata do hotelu. Przyjadą znaną ci Lancią
Kappa tuż przed ślubem. – Nadal śmiać mu się chciało, jak pomyślał o tym
samochodzie.
Prawnik
kupił grata od wypożyczalni, kiedy Nino postanowił, że odremontuje go, bo
polubił ten samochód, przy którym pracował przez kilka dni. Vittorio podjął ten
temat, a kiedy wypożyczalnia nie chciała sprzedać samochodu, przedstawił
odpowiednie dokumenty, po których przeczytaniu mina właściciela zrzedła i
okazało się nagle, że może nagiąć swoje prawa. Także Lancia sprawna, odmalowana
pozostała w Limare i nadal zajmowała miejsce za domem Ivo, czekając na swoich
właścicieli. Rano Moretti odstawił ją na parking hotelowy, by para miała czym
przyjechać na ślub.
– A co do
ślubu, może byś się zaczął już ubierać. Czas leci – przypomniał Ivo, pokazując
kucharzowi zegarek na ekranie smartfona.
– Już, już,
tylko doglądnę tu wszystkiego.
– To nie
twoje zadanie. – Chwycił Paolo za przedramię i odciągnął od osób, które
pracowały, by wszystko było gotowe na czas. – Od tego są inni. Ty weźmiesz
prysznic i założysz garnitur.
– Może
mógłbym zobaczyć co u Domenico? – zapytał Paolo.
– Nie
zobaczycie się aż do chwili ślubu.
Ciężko było
trzymać od siebie obu mężczyzn z daleka, bo dom nie był aż tak duży, ale na
szczęście jakoś się to udawało zrobić. Obaj chcieli zachować tradycję, więc
Paolo miał przygotować się w salonie do tej ważnej chwili i korzystać do tego
czasu z parteru, a całe piętro było do dyspozycji Domenico. Ivo gdy widział
dzisiaj drugiego z narzecoznych, musiał powiedzieć, że Salieri był kłębkiem
nerwów w przeciwieństwie do partnera, z którym ciężko wytrzymywało się przez
ostatnie tygodnie. Narzeczeni zamienili się rolami i Moretti cieszył się, że
jest drużbą Paolo, ale współczuł swojemu partnerowi. Z drugiej strony tylko
Fabiano potrafił uspokoić brata.
*
Domenico
krytycznie spojrzał na swój szary garnitur. Ciągle widział, że coś było z nie
tak i nie słuchał tego co mu mówił brat.
– Wygląda
idealnie. Co jak co, ale znam się na garniturach. Noszę je każdego dnia –
powiedział Fabiano. Też musiał się jeszcze przebrać i na szczęście Ivo był tak
przezorny, że przywiózł jego ubranie.
– Uch, po
prostu mam nerwy w strzępach. Poczujesz to, kiedy sam będziesz brać ślub.
Fabiano
popatrzył na brata jak na wariata. On i Ivo nie zamierzali się pobierać. Owszem
nie powiedzieli, że nigdy tego nie zrobią, ale na pewno bardziej przychylni
byli życiu bez ślubu. Wszystko dobrze się pomiędzy nimi układało. Tak samo nie
mieli problemów w życiu zawodowym. Nowa kancelaria miała coraz więcej klientów
i ostatnio przyjął kilku pracowników oraz paru studentów na praktyki. O ślubie
nie marzył.
– Ja też
kiedyś miałem taką minę jak ty, braciszku – rzekł Domenico, poprawiając muszkę
– kiedy mówiono o ślubie. Zarzekałem się, że nigdy tego nie zrobię, a tu
proszę, dzisiaj założę obrączkę… Cholera, gdzie są obrączki? – zapytał, czując
lekką panikę.
– Gianna je
ma. Spokojnie. Wszystko idzie zgodnie z planem. Pójdę się ubrać, a ty tu czekaj
na mnie.
Młodszy
Salieri kiwnął głową i podszedł do okna. W dole dostrzegł zbierających się
ludzi, których zaprosili. Nie robili wielkiego przyjęcia i będą na nim tylko
bliskie osoby, ale i tak tworzyła się z nich niezła grupka. Nie widział wśród
nich narzeczonego, więc ten pewnie też się przygotowywał. Domenico cieszył się,
że w tak ważnym momencie jego życia będzie przy nim brat i bliscy przyjaciele,
jakich poznał w ciągu ostatniego roku. O rodzicach nawet nie chciał myśleć.
Wysłał im zaproszenie na ślub, ale nie otrzymał odpowiedzi.
– Jestem –
oznajmił Fabiano, wchodząc do pokoju. Miał na sobie nienaganny, dobrze
skrojony, trzyczęściowy granatowy garnitur w prążki. Jego buty lśniły tak jak i
oczy. Stanął obok brata i także wyjrzał przez okno. – Vittorio i Nino już są.
Trzymają się za ręce. Ivo powiedziałby, że to słodkie. Już przyzwyczaił się do
myśli, że jego brat też ma faceta. Przyznam, że mój przyjaciel dobrze wybrał.
Nino się przy nim zmienia na lepsze. Chętnie też współpracował z prokuratorem i
dzięki zeznaniom jego oraz innych osób, część handlarzy narkotykami siedzi. Ale
dobrze, nie o tym teraz ma być mowa, tylko o twoim ślubie. Dzwonił Ivo, są
gotowi.
Domenico
spojrzał na brata, uśmiechając się szeroko.
– Ty też się
zmieniłeś. Na lepsze, braciszku.
– Wczoraj
moje stopy dotknęły wody w morzu, to coś znaczy. – Również się uśmiechnął i już
nie wyobrażał sobie, aby tego nie robił. Kiedy wczoraj po raz pierwszy stanął u
boku partnera na brzegu morza, a jego bose stopy obmywała woda, kolejne drzwi w
nim zostały otwarte i uśmiechnął się. Nie robił tego od tak dawna, a teraz miał
ochotę nigdy nie przestać tego robić.
– Cieszę
się. – Objął Fabiano i odetchnął głęboko. – Jestem gotowy.
*
Paolo czekał
na narzeczonego tuż przy białym dywanie, po którym miał go poprowadzić do
ślubu. Nie potrafił opisać tego szczęścia, które odczuwał bardzo mocno. Ponad
rok temu był samotnym mężczyzną, próbującym uratować bistro i odzyskać córkę,
kiedy poznał najlepszego człowieka pod słońcem. Ten człowiek miał dzisiaj
zostać jego mężem. Spoglądał na ludzi, którzy dzisiaj tu z nim byli, by być
świadkami tego, jak złoży przysięgę Domenico. Wśród gości nie było jego ciotki,
którą zaprosił robiąc to na życzenie kuzynki. Nie spodziewał się jednak, że
kobieta, która w dniu, w którym dostarczył jej zaproszenie powiedziała, że
życzy mu spalenia w piekle, nagle zmieni zdanie i przybędzie na ślub dwóch
mężczyzn.
– Już idą –
poinformował Ivo, stojący obok niego i mający na sobie grafitowy garnitur, w
którym się dusił i tylko czekał na chwilę, kiedy zdejmie marynarkę oraz krawat.
– Zaczekam na was na miejscu.
Dopiero
teraz Paolo zaczął się denerwować i przez chwilę znów spróbował skupić uwagę na
przybyłych gościach wśród, których byli jego pracownicy z rodzinami i bliskimi
ich sercu osobami. Szczególną uwagę zwrócił na Nino i Vittorio, którzy
rozmawiali, pochylając ku sobie głowy. Życzył im szczęścia takiego, które jemu
rozsadzało pierś, a może to było bardzo mocno bijące serce, kiedy ujrzał
idącego w jego stronę Domenico. Przed nim szła Gianna w pięknej błękitnej sukni
i nie wyglądała na małą dziewczynkę. Uczył się tego, że jego córka dorasta.
Córka, którą jego przyszły mąż chciał adoptować i Fabiano już zrobił
odpowiednie kroki ku temu.
Domenico
Salieri miał łzy w oczach, kiedy zbliżał się do Paolo. Nawet nie zauważył,
kiedy Fabiano dołączył do Ivo, gdzie czekali na niego wraz z urzędniczką. Podał
rękę narzeczonemu i ścisnął mocno jego dłoń. Potem spojrzał mu głęboko w oczy i
pozwolił by mężczyzna poprowadził go ścieżką ku początkom ich nowej drogi
życia.
To bylo kolejne swietne opowiadanie! Ale musze powiedziec, ze nawet przez chwile sie denerowalam sytuacja Nino, strasznie trzymalo mnie w napieciu! Cudownie sie skonczylo, uwielbiam takie zakonczenia, az sie lezka w oku kreci c:
OdpowiedzUsuńHej kochana.
OdpowiedzUsuńCiudowne zakończenie.
przez chwilę bardzo się bałam o Nino i nie wiedziałam jak to się skończy.
W końcu nie wszystkie historie muszą mieć szczęśliwe zakończenia.
jednak u ciebie to po prostu cudo.
Czyta się jednym tchem.
I po prostu przepięknie. Kolejne cudowne opowiadanie spod Twego pióra zaliczone.
Czekam na nastepne i pozdrawiam.
Cudowna seria, od pierwszego słowa do samego końca ciężko się oderwać.
OdpowiedzUsuńNaprawdę lubię Twój styl, dbałość o szczegóły i korektę.
Dużo weny życzę
Pozdrawiam
Olga
Bardzo dziękuję za kolejne rewelacjne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńWspaniale spędziłam czas odkrywając tajemnice Vittorio i Nino, a także czytając o losach innych bohateóow, których poznałam w poprzednich częściach :)
Dziękuję za Twoją ciężką pracę :)
Bardzo się cieszę, że nas nie opuszczasz i ciągle będziesz tworzyć swoje cuda :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńoch rozdzial trzymał w napięciu, obawiałam się bardzo o Nino ale wszystko dobrze poszło... Vittoro spieszy na ratunek Nino, słodko... o to teraz w dzień ślubu role się odwróciły to Domenico teraz panikuje ;)
dzięki za tak wspaniałe opowiadanie...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńoch rozdzial trzymał w napieciu, obawiałam się o Nino ale wszystko dobrze się potoczyło... ach Vittoro spieszący na ratunek Nino bardzo slodkie to było... o to teraz w dzień ślubu role się odwróciły, teraz to Domenico panikuje ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia