Dziękuję za komentarze. Życzę udanego tygodnia. :)
Zaparkował na parkingu
przed uczelnią. Pojawił się godzinę wcześniej przed zajęciami na które chodził.
Musiał złapać Iana. To oznaczało dotarcie na wydział matematyczny i modlitwę o
to, by chłopak się pojawił. Bradshaw nie chciał mu powiedzieć o której ma pierwszy
wykład czy to na co tam chłopak chodzi – a czym się za bardzo nie zamierzał
interesować – więc sprawdził wszystko w Internecie. Nie był jednak pewny czy
chłopak nie zaczyna zajęć w późniejszych godzinach. Chociaż jeżeli od
czternastej pracował… Dlatego Aaron złapał się nadziei, że o dobrej godzinie go
szuka.
Zanim wszedł do ogromnego
budynku, rozejrzał się jeszcze po placu. Ludzi z samego rana była masa i ciężko
przychodziło kogoś wypatrzeć. To było jak szukanie igły w stogu siana. Niemniej
czuł, że swoją ofiarę rozpoznałby wszędzie. Niestety, Iana nie było wśród tłumu
studentów. Przeklną. Nie miał czasu, aby się z nim bawić w kotka i myszkę.
Nawet się nie obejrzy, a minął te dwa tygodnie, a on nic nie zdziała. Postawił
sobie za punkt honoru to, aby zdobyć Iana już w tym tygodniu. Że też trafił mu
się ktoś tak trudny. Tylko dzięki temu satysfakcja z wygranej będzie o wiele
smaczniejsza. Zawsze starał się szukać plusów, nawet w sytuacjach z pozoru bez
wyjścia. A ta wyjście miała bardzo proste. Rozkochać w sobie Iana. Sprawić,
żeby chłopakowi nogi miękły na jego widok i by go pragnął, a potem oddał mu
się. Bo nie wchodziła w grę inna konfiguracja. Bradshaw wyląduje pod nim, a on
zwycięży w tym wyzwaniu. Przyjemnym wyzwaniu trzeba dodać, bo Ian go rozpalał i
ta noc – lub dzień – z nim kiedy zaciągnie go do łóżka będzie upojna.
Bradshaw powoli wpadał w
jego rozciągniętą sieć. Wczoraj jego ofiara odwiedziła rodzinę, ale Aaron nie
pozwolił, aby chłopak o nim zapomniał. Esemesował z nim, flirtował i starał się
tworzyć nowe pozory tego, że jest inny, a ludzie go źle osądzają. Co prawda Ian
miał w sobie coś co go pociągało, ale nie mógł dać się ponieść. To tylko gra, w
którą zamierzał wygrać.
Udał się na wydział
matematyczny. Wybrał sobie zadanie, które miał z rana wykonać i zamierzał dotrzymać
danego sobie słowa. Problem w tym, że nawet tutaj nie mógł wypatrzeć chłopaka.
Dlatego zatrzymał pierwszą osobę jaką mu się nawinęła. Była nią jasnowłosa
dziewczyna z gotyckim makijażem i takim strojem. Miała w brwi kilka kolczyków.
Jeden w nosie, a całą masę na uszach.
– Hej – przywitał się
grzecznie roztaczając swój urok, który chyba na nią podziałał.
– No hej. – Wsunęła włosy
za ucho.
– Słuchaj, szukam Iana
Bradshowa…
– Czego od niego chcesz?
– Chciałem z nim porozmawiać.
– Uśmiechnął się. Wiedział, że dzięki temu uśmiechowi zjednywał sobie ludzi.
– Porozmawiać? Tylko?
Jesteś jego facetem czy jak?
– Dobrze go znasz? –
zapytał.
– Tyle o ile. Czego od
niego chcesz?
– Podoba mi się i próbuję
do niego zagadać. On sądzi, że jestem dupkiem, ale to nie prawda. W końcu
chciałbym coś z kimś stworzyć. Na dobre i na złe. A on jest dla mnie idealny.
Tylko ciągle ucieka.
– Czekaj no. – Zmarszczyła
brwi. – Ty jesteś Daddario. Aaron Daddario. Słyszałam o tobie. Wybacz, ale nie
wiem gdzie jest Ian.
– Ale… Cholera – zaklął od
nosem, kiedy dziewczyna odeszła. A szło tak pięknie.
– Hej ty.
Aaron obejrzał się słysząc
głos jakiegoś chłopaka.
– Co? – Zmierzył wzrokiem
młodzika. Na pewno z pierwszego roku, bo na takiego wyglądał. Jeszcze miał
pryszcze na twarzy. – Czego chcesz?
– Jak mi zapłacisz to
powiem gdzie jest Bradshaw.
Zapłacić? Zrobił to bardzo
chętnie i on był zadowolony i pierwszak także. Dlatego pokonał kolejne metry
szerokiego korytarza kierując się w wyznaczone miejsce i znalazł swoją ofiarę. Gdyby
dalej szukał to nie wydałby pieniędzy, ale co mu tam. Ian siedział na parapecie
dużego okna. Na nosie nie miał okularów, co oznaczało, że znów założył szkła
kontaktowe. Aaron lubił jak chłopak miał okulary.
– Wszędzie cię szukałem –
zagadnął do niego kiedy stanął tuż obok.
Ian uniósł wzrok znad
książki.
– Co ty tu robisz?
– Chciałem cię zobaczyć.
Tęskniłem.
– Mam wierzyć w te twoje
bajeczki? – zapytał Bradshaw. Najgorsze było to, że zaczynał w nie wierzyć.
Wczoraj wymienili ze sobą tyle wiadomości tekstowych, że on w ciągu ostatniego
roku tak dużo ich nie napisał.
– Wciąż mi nie wierzysz, a
moje serce cierpi. – Aaron przyłożył rękę do piersi.
– Ty się ode mnie nie
odwalisz, co?
– Nie, Ian. Zjemy razem
dzisiaj lunch?
– Nie mam czasu. Przykro
mi, ale będziesz musiał wytrzymać w swoim towarzystwie. Dasz radę, co nie? –
Zamknął książkę i tak się już nie pouczy.
– Wolałbym twoje. Co mam
zrobić, abyś mi zaufał? Mam to wykrzyczeć na głos, to, że mi się podobasz i to
aż za bardzo. To, że moje serce wariuje, kiedy cię widzi.
– Sądzisz, że się na to
nabiorę? – Bradshaw uniósł prawą brew. Zszedł z parapetu i stanął naprzeciwko
chłopaka patrząc na niego w górę, co go denerwowało. – Grasz i nadal nie mogę
dojść dlaczego. – Mimo tego działały na niego słowa chłopaka. Serce naprawdę
było głupie.
– Nie gram. Wygłupiam się
tylko, ale to co mówię to prawda. Ian, ludzie mają mnie za dupka, za kogoś kto
się nimi bawi, ale spróbuj mnie poznać. – Kąciki ust Daddario nieznacznie
opadły. – Jedna szansa. Nie pożałujesz.
– Już zaczynam żałować. –
Odetchnął ciężko. – Dobra, o jedenastej mam pół godziny wolnego. Możemy spotkać
się na stołówce na dole.
– Będę, na pewno będę. –
Ucieszył się Aaron i tym razem niczego nie udawał.
– A teraz wybacz, bo
mam zajęcia. – Pozbierawszy swoje rzeczy oddalił się od Daddario.
Aaron stał i patrzył na
niego z szerokim uśmiechem. No obejrzyj się, pomyślał, obejrzyj się. Gdy
chłopak to zrobił, miał już pewność, że Ian wpadł w sam środek jego sieci.
*
Ian nie miał pojęcia, że z
taką niecierpliwością będzie wyczekiwać lunchu z Aaronem. Gdzie podziały się
jego odruchy obronne? Nie powinien teraz iść w stronę stołówki z nadziejami.
Powinien usiąść ze znajomymi z uczelni i przedyskutować projekt, który mieli
robić. Nie, żeby był jakiś nadobowiązkowy, czy kujonem, po prostu uważał, że jeżeli
ma się coś zrobić, trzeba się tym zająć i z głowy. Ale nie, on teraz w napięciu
wypatrywał wolnego stolika, najlepiej dwuosobowego. Nie musiał długo szukać, bo
znalazł nie tylko taki stolik, ale i tego z którym miał się spotkać. Gdyby mu
się ten facet od dawna tak bardzo nie podobał, pewnie szybko by mu nie ulegał.
Nie spotykał się z nikim od czterech lat. Dobrze mu tak było. Nikt nie mógł go zranić, czego tak
bardzo się bał. Tymczasem na jego drodze stanął chłopak z okropną reputacją, a
on zamiast uciekać to leciał do niego jak pszczoła do miodu. Mimo tego wolał
uważać, bo najgorsze co by mogło się stać, to stałby się ślepy na wszystko. Mając
klapki na oczach straciłby siebie. Dopóki nie przekona się na ile to co mówi
Aaron jest prawdą, na tyle musi uważać. Prychnął. Kogo on chciał oszukać? Chciał
się z nim spotkać, chciał znów poczuć jego usta na swoich i chciał znacznie
więcej wszystkiego.
Po tym jak wybrał co chciał
zjeść i czego się napić usiadł z tacą przy stoliku.
– Bałem się, że nie
przyjdziesz – powiedział Aaron.
– Staram się dotrzymywać
słowa. – Na talerzu przed sobą miał sałatkę, więc wbił w nią widelec.
– Jesz zieleninę?
– Nie jestem głodny.
Zresztą lubię sałatki, ty to pewnie typowy mięsożerca. Mięsko na śniadanie, na
lunch – wskazał na hamburgera leżącego na talerzu Aarona – obiad…
– Mylisz się. Chociaż wolę
mięso niż jedzenie dla królika. Moja mama częstuje mnie sałatkami.
Dogadalibyście się. – Daddario zaczął zastanawiać się co jego mama
powiedziałaby na Iana. Chłopak by jej się spodobał. Już widział jak go z nim
swatała, a po cichu robiła przygotowania do wesela. Nie aprobowałaby tego co
zamierzał uczynić. Gdyby się o tym dowiedziała nie dałaby mu żyć w spokoju.
– A ty spodobałbyś się
mojej mamie. U nas to mięso na co dzień króluje. Miałaby kogo nim karmić.
Chociaż to właśnie ona robi najlepsze sałatki na świecie.
– Ian, wydaje się, że twoja
mama to fantastyczna osoba. Wczoraj jak esemesowaliśmy to nie raz o niej coś
opowiedziałeś.
– Ta. Najlepsza jest wtedy
kiedy ciągle pyta o mojego chłopaka. Uważa, że już powinienem być zaręczony.
– Jakbym widział swoją
matkę. – Zaśmiał się Aaron. – Dogadałyby się. Lepiej trzymać je z daleka od
siebie.
– A to co? Nie myślisz
o poważnym związku? – Ian wycelował widelec z siedzącego naprzeciwko
dwudziestoczterolatka.
Aaron zaciął się na chwilę.
Musiał to dobrze rozegrać, bo prawie zdradził się z tym, że nie zamierza z
nikim się wiązać. Wtedy definitywnie przegrałby. Ugryzł hamburgera, przeżuł
spokojnie dając sobie czas na przemyślenie wszystkiego. Nie było to łatwe, bo
szare oczy ciągle wpatrywały się w niego czekając na odpowiedź. Dopiero kiedy
przełknął powiedział:
– Myślę, ale nie zamierzam
od razu za mąż wychodzić. To poważna decyzja, a ja… Ja już w życiu się na kimś
przejechałem i boję się ostatecznie komuś zaufać.
– Tak? To dlaczego
podrywasz mnie? Podobno nie chodzi o jedną noc – drążył Bradshaw.
– Bo nie chodzi. Ty mi
się podobasz. Masz w sobie coś… Co sprawia, że ci ufam i jestem w stanie uwierzyć,
że mnie nie zranisz. Wybacz, Ian, że tak się uzewnętrzniam. Jesteś pierwszą
osobą, której to mówię. Nie wierzę, że tak się otwieram. Na co dzień mam
założoną maskę. Ale ty masz dar i możliwość jej zdjęcia. Przepraszam. – Spuścił
wzrok na niedojedzonego hamburgera.
Ian uniósł brwi. Nie
wierzył w ani jedno słowo. No, nie zupełnie, bo kiedy Aaron mówił, że się na
kimś przejechał, było coś takiego w jego oczach, że w to mona by uwierzyć. Za
to w całą resztę… Bajka szyta złotymi nićmi, jakby powiedziała jego babcia.
– Każdy z nas nosi maski –
rzekł Bradshaw, aby coś powiedzieć. Chociaż taka prawda. On też nieraz zakładał
maskę, podczas gdy zdejmował ją tylko w czterech ścianach. W samotności.
– Chyba tak. To po to, aby
skryć się przed innymi.
– O ile nie rani się innych
to maski nie są złe. – Dokończył sałatkę i napił się soku z owoców granatu.
– Jak w ogóle wczorajsze
spotkanie z rodziną? – Daddario zmienił temat.
– Bardzo dobrze. Nareszcie
mogłem porozmawiać z bratem.
– Wszyscy w twojej rodzinie
wiedzą o twojej orientacji? – zapytał Aaron.
– Oczywiście. Powiedziałem
im jak miałem piętnaście lat. Już wtedy wiedziałem, że nie podobają mi się
dziewczyny. Nie w ten sposób, że mógłbym z którąś być, założyć rodzinę.
Zaakceptowali mnie. Rodzice powiedzieli mi, że kochają mnie takiego jakim
jestem. A jak z tym u ciebie?
– Tata miał problem.
Powiedziałem im jak miałem siedemnaście lat. Za to mama była kochana i
nastawiła ojca w dobrym kierunku. Moje rodzeństwo też nie miało z tym problemów.
– Mieliśmy szczęście. Niektórzy
tego nie mają. – Westchnął Bradshaw. – Dzięki za lunch, lecę już.
– Ian, a spotkamy się dzi…
– Mam pracę, jutro też. –
Wziął tacę do ręki, żeby ją odnieść, ale zanim odwrócił się dodał: –Jeżeli
chcesz możesz wpaść do baru. Nie będzie za wiele czasu, ale piwo ci postawię. Nara.
– Nara. – Prawda, że Aaron
wolał, aby Ian coś innego mu postawił, ale na początek mogło być piwo.
Najważniejsze, że Ian będzie jego. Kiedy chłopak odszedł, Daddario wyjął
telefon i zadzwonił do Philipa.
– Co tam? Przerywasz mi
zarywanie do jednej laski. To nowa studentka, z ogromnymi…
– Nie chcę wiedzieć co ma
ogromne. Oszczędź mi tego, bardzo cię o to proszę, Philipie. – Usłyszał w
głośniku śmiech.
– Nie ma mowy. To zemsta za wizualizację twoich
wyczynów z facetami. A jak twój podryw? Szykujesz już kasę? Pięćset dolców mi
się bardzo przyda.
– Właśnie po to dzwonię. To
ty szykuj pieniądze. Ian jest już mój. Jeszcze tylko o tym nie wie.
– Pamiętaj, że masz go w
sobie rozkochać.
– Bułka z masłem. W ciągu
kolejnych dni to się stanie. Już na mnie inaczej patrzy jak na początku.
– Optymista.
– Jak zawsze, Philipie, jak
zawsze. – Tym razem to on się zaśmiał. Miał wiele powodów do radości. Bradshaw
nawet się nie zorientuje jak odda mu swoje serce i ciało. Zignorował cichy
głosik próbujący wydostać się z jego kamiennego serca, a mówiący, że źle robi.
Przecież Ian na to nie zasłużył.
*
Kilka kolejnych dni minęło
im obu bardzo szybko. Aaron nieustannie walczył o to by zdobyć uczucia Iana.
Bradshaw wciąż mu się wymykał. Do tego ani razu nie pozwolił mu się pocałować,
co coraz bardziej frustrowało Daddario. Minął ponad tydzień, a on nic nie
zdziałał. Jeszcze tak niedawno był pewny swego. Philip się z niego śmiał i
cieszył się z łatwej wygranej. Za parę dni pewnie z tego powodu urządzi
imprezę, jak mówił. Tak, do końca zakładu pozostały dwa dni i grunt palił się
pod nogami Aarona. Przecież tak wiele robił, umawiał się z nim na randki. Byli
jeszcze dwa razy w kinie, raz na kolacji i spotykali się na uczelni. Był miły
dla Iana. Co najgorsze to zaczynało mu się to wszystko podobać. Te spotkania z
nim, przesiadywanie w barze i patrzenie jak chłopak pracuje. Potem wychodzili
razem, a on odwoził go do domu. Nigdy jednak Bradshaw nie zaprosił go do mieszkania,
nawet nie wskazał kamienicy, w której mieszkał. Nie miał pojęcia co
dwudziestotrzylatek o nim myśli. Niby dostrzegał symptomy zakochania lub zauroczenia,
ale wciąż do czegoś więcej było bardzo daleko. Poza tym, pożądał go. Czasami
już mu nie chodziło o wygraną. Chciał go mieć pod sobą w swoim łóżku. Wariował.
Tym bardziej, że już od kilku dni nie uprawiał seksu. Ale nie mógł się z nikim
umówić, bo definitywnie Ian dowiedziałby się o tym i jego szanse spadłyby
poniżej zera. Joel we wszystkim też nie pomagał. Ciągle powtarzał, że to co
robi Aaron jest głupie, łatwo kogoś zranić. Daddario to nie obchodziło. Chciał
Iana, do tego wygranie zakładu będzie wisienką na torcie. Dlatego miał plan.
Ostatni. Albo się uda, albo nie.
Wszedł do baru pełnego mężczyzn.
Był już wieczór, a w telewizji leciał jakiś mecz. Aaron się tym kompletnie nie
interesował, bo teraz jego pole zainteresowania przesunęło się na ładnego
szatyna, który właśnie odpyskował coś natrętnemu klientowi. Niestety mężczyzna
chyba nie zamierzał przyjmować odmowy, bo przyciągnął do siebie Iana i położył
rękę na jego pośladku. W Aaronie zawrzało. Ruszył do przodu nie zamierzając
pozwolić, aby ktoś obmacywał jego Iana. Przystanął gdy dotarło do niego to, jak
pomyślał o tym młodym studencie. Bradshaw nie był jego. Miał być tylko jego
ofiarą, zabawką na kilka pełnych przyjemności chwil. Tak czy owak nie miał
ochoty patrzeć jak chłopak wyrywa się z objęć silniejszego mężczyzny.
Przeciskając się przez tłum – mógłby przysiąc, że ktoś go klepnął w tyłek –
dotarł do kelnera i natrętnego klienta.
– Zostaw mojego faceta, bo
ci ręce połamię – warknął Daddario i zrobił to na tyle głośno, że został
usłyszany. Rzucił okiem na Iana. Spojrzenie które mu posłał było pełne ciepła,
ale to się zmieniło, kiedy spojrzał na gościa baru. Facet był niższy od niego,
starszy, potężnie zbudowany. – Puść go albo już nigdy nie będziesz w stanie nikogo
przelecieć, kiedy urwę ci fiuta.
– A co, kurwa, to twój
facet?
– Już powiedziałem, że
mój, głuchy jesteś? – Aaron podwinął rękawy koszuli aż do łokci pokazując
silne, owłosione przedramiona. – To co? Wybieraj, masz jego tracisz fiuta i
jaja. Oddajesz mi go, kutasa zachowasz.
Ian nie zamierzał pozwolić,
na to by w barze jego kuzyna doszło do bójki. W ogóle gdzie była ochrona? Chyba
musiał na ten temat porozmawiać ze Stefano. Najpierw jednak zamierzał zająć się
sam sobą, nie zamierzał zachowywać się jak panienka, której trzeba bronić.
Odwrócił się na tyle w ramionach drania, że był w stanie zgiąć kolano i uderzyć
nim mężczyznę w krocze. Niechciane ręce natychmiast go puściły, kiedy facet
zgiął się w pół łapiąc się za przyrodzenie. Z cienkim głosikiem opadł na
krzesło.
– Sam sobie poradzę –
warknął Ian do Aarona. Niech go chłopak nie uważa za mięczaka. Całe życie
musiał sobie radzić z takimi facetami. Bo im się podobał jego tyłek i każdy
chciał go mieć. Ich niedoczekanie.
– Ej, nie bądź na mnie
zły. – Chwycił Iana za rękę i odciągnął na bok od gapiów, którzy dostrzegając
koniec przedstawienia powrócili do oglądania meczu. Chociaż nie wszyscy, bo
niektórzy całowali się ukryci w cieniu sali. – Nic ci nie zrobiłem. Chciałem
pomóc.
– Przepraszam. Co tu
robisz? Mieliśmy się dzisiaj spotkać?
– Nie, ale zapragnąłem
cię zobaczyć. – Znalazł się bardzo blisko Iana. Położył dłoń na jego policzku.
– Nie wytrzymuję już. Wciąż trzymasz mnie na dystans. Nie pozwalasz się
dotknąć. Lubię z tobą przebywać. – Co dziwne nie było to kłamstwem. Naprawdę
polubił towarzystwo Bradshawa. – Ian… Spotkaj się ze mną jutro … U mnie. Zjemy
coś, obejrzymy film, porozmawiamy.
– Aaron…
– Błagam, nie odmawiaj mi.
– Przysunął się bliżej, a jego ręka powędrowała na kark chłopaka. Nie mógł
pozwolić, aby ten mu teraz uciekł, kiedy ich usta były tak blisko siebie. –
Ian. – Czuł, że student zadrżał.
Bradshaw już z trudem mu
odmawiał. Starał się przez ostatnie dni trzymać w ryzach, ale to stawało się
coraz bardziej nieznośne. Najgorsze, że nie tylko zaczynał ufać Daddario, to w
dodatku do pakietu doszło zakochanie się w nim. Problem w tym, że to zakochanie
już trwało od dłuższego czasu, teraz tylko uczucia się nasiliły, dlatego tak
łatwo mu ulegał i ponad wszystko pragnął go. Cztery lata z nikim nie był i
kiedy Aaron był przy nim jego ciało chciało lgnąć do tego mężczyzny.
– Ian – szepnął – pozwól mi
się w końcu pocałować. Wciąż pamiętam smak twoich ust z wtedy kiedy pocałowałem
cię w samochodzie – mówiąc to, niemalże ocierał się wargami o te drugie, które
się lekko rozchyliły jakby w niemym zaproszeniu do pocałunku. – Wariuję na
twoim punkcie. – I taka była prawda, zawołał natrętny od kilku dni głosik w
nim. Ponownie go zignorował. – Nawet nie wiesz jaką mam ochotę, aby trzymać cię
w ramionach, chcę kochać się z tobą i być. Nie chcę cię już wypuścić.
Ian wciąż się bronił przed
tymi słowami, ale kiedy ich usta w końcu się ostatecznie dotknęły przestał
myśleć. Poczuł jak prąd przebiega pomiędzy nimi. Uniósł ręce i owinął je wokół
pleców Aarona w końcu poddając się. Zacisnął palce na jego koszuli pozwalając
chciwym ustom wpić się w jego wargi. Wszystko wokół zniknęło. Ludzie, bar,
głosy. Był tylko on i Aaron oraz głód, który nim targał, kiedy mężczyzna objął
jego wargi swoimi, przycisnął go do swojego ciała i całował tak, że w głowie mu
zaczęło wirować. Ian czuł się tak jakby właśnie dopadła go wysoka gorączka.
Robiło mu się na przemian zimno i gorąco. Oddech przyśpieszył kiedy ich języki
splotły się ze sobą. Ręce Aarona trzymały go mocno, a ciało zostało lekko
przechylone do tyłu. Nie był bierny w tym pocałunku. Poddawał się i dominował
walcząc o swoje, w pewnej chwili ukąsił nawet dolną wargę Daddario, a mężczyzna
zawarczał pogłębiając pocałunek. Stracił wszelkie hamulce i nie zamierzał ich
odzyskiwać. Na pewno nie w tej chwili kiedy ich usta tarły o siebie, języki
lizały, a ślina mieszała się ze sobą, podczas gdy ich ciała odpowiadały ochoczo
na ten kontakt. Każda myśl Iana została odsunięta na bok, każda wątpliwość
zniknęła kiedy był całowany i całował. Chciał by wszystko trwało i nigdy się
nie skończyło. Co dobre jednak zawsze ma koniec albo kuzyna którego głos
przedarł się do uszu zamroczonego Iana, który miał w głowie myśl, co by było,
co by czuł gdyby to nie był tylko pocałunek. Jego ciało na to zaśpiewało
ochoczo i przeklął je. Do tego ten irytujący głos Stefano zaczynał go wnerwiać.
Przerwał pocałunek odsuwając się od Aarona, którego oczy niemalże płonęły z
targającego nim pożądania. I nagle do Bradshawa dotarło co zrobił. Pozwolił się
pożerać tym wspaniale wykrojonym wargom w publicznym miejscu. Gdyby nie Stefano
pozwoliłby mu na więcej. Ufał jednak, że Aaron zapanowałby nad nimi oboma.
Oblizał wargi wciąż czując jak są wilgotne i wymęczone. Z ogromnymi rumieńcami
na twarzy spojrzał na kuzyna.
– Wreszcie. Dobrze się
bawicie, ale Ian musi wracać do pracy. Poza tym wolałem was przystopować.
Panowie to bar, nie dark room.
Bradshaw przesunął dłonią
przez włosy. Wciąż był rozdygotany, na szczęście świadomość gdzie się znajduje
pozwoliła opaść podnieceniu.
– Wybacz, już wracam do
pracy. – Miał już odejść, ale gorące palce zawinęły się wokół jego nadgarstka.
– Przyjdziesz jutro? Wyślę
ci adres esemesem. – zapytał Daddario teraz już sam nie wiedząc czy chce
sprowadzić chłopaka do swojego mieszkania po to, aby zaciągnąć go do łóżka dla
wygranego zakładu, czy po to, aby po porostu załagodzić tę torturę, którą
właśnie odczuwał. Nigdy się tak nie czuł, pożądał wielu mężczyzn, ale nie tak
bardzo jak tego który przed nim stał i wpatrywał się w niego. – Przyjdziesz?
– Nie wiem. – Pokręcił
głową.
Aaron nie taką odpowiedź chciał
usłyszeć. Pozostała mu jednak nadzieja, że Ian przyjdzie.
To opowiadanie jest jak za starych czasów. Fajne, widać że twój styl pisania się zmienił na lepsze ale uwielbiam ta historie to taki sam klimat jak w" Jednej łzie" no cudnie normalnie cudnie.
OdpowiedzUsuńWow, świetny rozdział. Podoba mi się jak budujesz napięcie w historii i Postacie są napisane bardzo wiarygodnie.
OdpowiedzUsuńJak czytam to mam ochotę rozkwasić buźkę Daddario, ale mam cichą nadzieję że jeszcze pożałuje tego zakładu i dostanie za swoje.
Fiu fiu robi się coraz ciekawiej.
OdpowiedzUsuńNiby zwykły zakład ale kto wie jak to sie rozegra.
Daje tym chłopaokom szansę.
Los bywa nieprzewidywalny i kto wie jak ty jako autorka stworzyłaś ich historie.
trzymam mocne kciuki za całą historię.
pozdrawiam serdecznie.
BOŻE... JAK JA SIĘ CIESZĘ! Jak ja się cieszę, że twój blog nadal mam w zakładkach <3 byłam tu dość dawno temu, jak zaczęłaś wstawiać Amare, które przeczytałam w wersji e-booka o wiele wcześniej :D Dzisiaj wchodzę i patrzę. CZTERY ROZDZIAŁY NOWEGO OPOWIADANIA! CZTERY!
OdpowiedzUsuńOhh... nie mogę doczekać się następnych.
Kocham twoje opowiadania, kocham twój styl pisania. Czyta się je z taką lekkością... (miałam wrażenie, że na jednym tchu przeczytałam te cztery rozdziały)
Dawno mnie tu nie było, oj dawno, ale teraz na pewno będę tu wpadać regularnie i z tęsknotą wyczekiwać nowych rozdziałów, nowych opowiadań i na pewno będę wracała wciąż do tych starszych (nawet tych z twojego starego bloga).
Niech ci pióro lekkim będzie, wena niech nie zawiedzie etc. etc.
Ściskam cieplutko.
Tekst nie jest nowy, bo ma już parę lat i był jedynie do kupienia, ale dopiero zdecydowałam się go wstawić na bloga.
UsuńRównież ściskam cieplutko. :)
Ale gorąca końcówka :) Chłopcy umią rozgrzać czyteników do czerwoności.
OdpowiedzUsuńMyślę, że Ian ulegnie, ale cczy musi być to w ten 14 dzień zakładu, czy nie mógł jeszcze przez jeden dzień być silny?
Wiem, że z uczuciem ciążko wygrać, ale wiem, że Ian będzie cierpiał przez Aarona i chciałabym, aby go to omineło. Mam nadzieję, że nie byłaś zbyt okrutna dla naszych bohaterów, szczególnie dla Iana.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
P.S Uwielbiam Twoją twórczość :)
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o nie Ian nie ulegaj... będziesz miał złamane serce, jesteś zabawką, mam nadzieję że Aaron się opanuje jednak...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, o nie Ian nie ulegaj... będziesz miał złamane serce, jesteś zabawką, mam nadzieję że ze Aaron się opanuje jednak...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia