22 września 2019

Zaufaj mi - Rozdział 4


Dziękuję za komentarze. Życzę udanego tygodnia. :)

Zaparkował na parkingu przed uczelnią. Pojawił się godzinę wcześniej przed zajęciami na które chodził. Musiał złapać Iana. To oznaczało dotarcie na wydział matematyczny i modlitwę o to, by chłopak się pojawił. Bradshaw nie chciał mu powiedzieć o której ma pierwszy wykład czy to na co tam chłopak chodzi – a czym się za bardzo nie zamierzał interesować – więc sprawdził wszystko w Internecie. Nie był jednak pewny czy chłopak nie zaczyna zajęć w późniejszych godzinach. Chociaż jeżeli od czternastej pracował… Dlatego Aaron złapał się nadziei, że o dobrej godzinie go szuka.
Zanim wszedł do ogromnego budynku, rozejrzał się jeszcze po placu. Ludzi z samego rana była masa i ciężko przychodziło kogoś wypatrzeć. To było jak szukanie igły w stogu siana. Niemniej czuł, że swoją ofiarę rozpoznałby wszędzie. Niestety, Iana nie było wśród tłumu studentów. Przeklną. Nie miał czasu, aby się z nim bawić w kotka i myszkę. Nawet się nie obejrzy, a minął te dwa tygodnie, a on nic nie zdziała. Postawił sobie za punkt honoru to, aby zdobyć Iana już w tym tygodniu. Że też trafił mu się ktoś tak trudny. Tylko dzięki temu satysfakcja z wygranej będzie o wiele smaczniejsza. Zawsze starał się szukać plusów, nawet w sytuacjach z pozoru bez wyjścia. A ta wyjście miała bardzo proste. Rozkochać w sobie Iana. Sprawić, żeby chłopakowi nogi miękły na jego widok i by go pragnął, a potem oddał mu się. Bo nie wchodziła w grę inna konfiguracja. Bradshaw wyląduje pod nim, a on zwycięży w tym wyzwaniu. Przyjemnym wyzwaniu trzeba dodać, bo Ian go rozpalał i ta noc – lub dzień – z nim kiedy zaciągnie go do łóżka będzie upojna.
Bradshaw powoli wpadał w jego rozciągniętą sieć. Wczoraj jego ofiara odwiedziła rodzinę, ale Aaron nie pozwolił, aby chłopak o nim zapomniał. Esemesował z nim, flirtował i starał się tworzyć nowe pozory tego, że jest inny, a ludzie go źle osądzają. Co prawda Ian miał w sobie coś co go pociągało, ale nie mógł dać się ponieść. To tylko gra, w którą zamierzał wygrać.
Udał się na wydział matematyczny. Wybrał sobie zadanie, które miał z rana wykonać i zamierzał dotrzymać danego sobie słowa. Problem w tym, że nawet tutaj nie mógł wypatrzeć chłopaka. Dlatego zatrzymał pierwszą osobę jaką mu się nawinęła. Była nią jasnowłosa dziewczyna z gotyckim makijażem i takim strojem. Miała w brwi kilka kolczyków. Jeden w nosie, a całą masę na uszach.
– Hej – przywitał się grzecznie roztaczając swój urok, który chyba na nią podziałał.
– No hej. – Wsunęła włosy za ucho.
– Słuchaj, szukam Iana Bradshowa…
– Czego od niego chcesz?
– Chciałem z nim porozmawiać. – Uśmiechnął się. Wiedział, że dzięki temu uśmiechowi zjednywał sobie ludzi.
– Porozmawiać? Tylko? Jesteś jego facetem czy jak?
– Dobrze go znasz? – zapytał.
– Tyle o ile. Czego od niego chcesz?
– Podoba mi się i próbuję do niego zagadać. On sądzi, że jestem dupkiem, ale to nie prawda. W końcu chciałbym coś z kimś stworzyć. Na dobre i na złe. A on jest dla mnie idealny. Tylko ciągle ucieka.
– Czekaj no. – Zmarszczyła brwi. – Ty jesteś Daddario. Aaron Daddario. Słyszałam o tobie. Wybacz, ale nie wiem gdzie jest Ian.
– Ale… Cholera – zaklął od nosem, kiedy dziewczyna odeszła. A szło tak pięknie.
– Hej ty.
Aaron obejrzał się słysząc głos jakiegoś chłopaka.
– Co? – Zmierzył wzrokiem młodzika. Na pewno z pierwszego roku, bo na takiego wyglądał. Jeszcze miał pryszcze na twarzy. – Czego chcesz?
– Jak mi zapłacisz to powiem gdzie jest Bradshaw.
Zapłacić? Zrobił to bardzo chętnie i on był zadowolony i pierwszak także. Dlatego pokonał kolejne metry szerokiego korytarza kierując się w wyznaczone miejsce i znalazł swoją ofiarę. Gdyby dalej szukał to nie wydałby pieniędzy, ale co mu tam. Ian siedział na parapecie dużego okna. Na nosie nie miał okularów, co oznaczało, że znów założył szkła kontaktowe. Aaron lubił jak chłopak miał okulary.
– Wszędzie cię szukałem – zagadnął do niego kiedy stanął tuż obok.
Ian uniósł wzrok znad książki.
– Co ty tu robisz?
– Chciałem cię zobaczyć. Tęskniłem.
– Mam wierzyć w te twoje bajeczki? – zapytał Bradshaw. Najgorsze było to, że zaczynał w nie wierzyć. Wczoraj wymienili ze sobą tyle wiadomości tekstowych, że on w ciągu ostatniego roku tak dużo ich nie napisał.
– Wciąż mi nie wierzysz, a moje serce cierpi. – Aaron przyłożył rękę do piersi.
– Ty się ode mnie nie odwalisz, co?
– Nie, Ian. Zjemy razem dzisiaj lunch?
– Nie mam czasu. Przykro mi, ale będziesz musiał wytrzymać w swoim towarzystwie. Dasz radę, co nie? – Zamknął książkę i tak się już nie pouczy.
– Wolałbym twoje. Co mam zrobić, abyś mi zaufał? Mam to wykrzyczeć na głos, to, że mi się podobasz i to aż za bardzo. To, że moje serce wariuje, kiedy cię widzi.
– Sądzisz, że się na to nabiorę? – Bradshaw uniósł prawą brew. Zszedł z parapetu i stanął naprzeciwko chłopaka patrząc na niego w górę, co go denerwowało. – Grasz i nadal nie mogę dojść dlaczego. – Mimo tego działały na niego słowa chłopaka. Serce naprawdę było głupie.
– Nie gram. Wygłupiam się tylko, ale to co mówię to prawda. Ian, ludzie mają mnie za dupka, za kogoś kto się nimi bawi, ale spróbuj mnie poznać. – Kąciki ust Daddario nieznacznie opadły. – Jedna szansa. Nie pożałujesz.
– Już zaczynam żałować. – Odetchnął ciężko. – Dobra, o jedenastej mam pół godziny wolnego. Możemy spotkać się na stołówce na dole.
– Będę, na pewno będę. – Ucieszył się Aaron i tym razem niczego nie udawał.
– A teraz wybacz, bo mam zajęcia. – Pozbierawszy swoje rzeczy oddalił się od Daddario.
Aaron stał i patrzył na niego z szerokim uśmiechem. No obejrzyj się, pomyślał, obejrzyj się. Gdy chłopak to zrobił, miał już pewność, że Ian wpadł w sam środek jego sieci.

*

Ian nie miał pojęcia, że z taką niecierpliwością będzie wyczekiwać lunchu z Aaronem. Gdzie podziały się jego odruchy obronne? Nie powinien teraz iść w stronę stołówki z nadziejami. Powinien usiąść ze znajomymi z uczelni i przedyskutować projekt, który mieli robić. Nie, żeby był jakiś nadobowiązkowy, czy kujonem, po prostu uważał, że jeżeli ma się coś zrobić, trzeba się tym zająć i z głowy. Ale nie, on teraz w napięciu wypatrywał wolnego stolika, najlepiej dwuosobowego. Nie musiał długo szukać, bo znalazł nie tylko taki stolik, ale i tego z którym miał się spotkać. Gdyby mu się ten facet od dawna tak bardzo nie podobał, pewnie szybko by mu nie ulegał. Nie spotykał się z nikim od czterech lat. Dobrze mu tak  było. Nikt nie mógł go zranić, czego tak bardzo się bał. Tymczasem na jego drodze stanął chłopak z okropną reputacją, a on zamiast uciekać to leciał do niego jak pszczoła do miodu. Mimo tego wolał uważać, bo najgorsze co by mogło się stać, to stałby się ślepy na wszystko. Mając klapki na oczach straciłby siebie. Dopóki nie przekona się na ile to co mówi Aaron jest prawdą, na tyle musi uważać. Prychnął. Kogo on chciał oszukać? Chciał się z nim spotkać, chciał znów poczuć jego usta na swoich i chciał znacznie więcej wszystkiego.
Po tym jak wybrał co chciał zjeść i czego się napić usiadł z tacą przy stoliku.
– Bałem się, że nie przyjdziesz – powiedział Aaron.
– Staram się dotrzymywać słowa. – Na talerzu przed sobą miał sałatkę, więc wbił w nią widelec.
– Jesz zieleninę?
– Nie jestem głodny. Zresztą lubię sałatki, ty to pewnie typowy mięsożerca. Mięsko na śniadanie, na lunch – wskazał na hamburgera leżącego na talerzu Aarona – obiad…
– Mylisz się. Chociaż wolę mięso niż jedzenie dla królika. Moja mama częstuje mnie sałatkami. Dogadalibyście się. – Daddario zaczął zastanawiać się co jego mama powiedziałaby na Iana. Chłopak by jej się spodobał. Już widział jak go z nim swatała, a po cichu robiła przygotowania do wesela. Nie aprobowałaby tego co zamierzał uczynić. Gdyby się o tym dowiedziała nie dałaby mu żyć w spokoju.
– A ty spodobałbyś się mojej mamie. U nas to mięso na co dzień króluje. Miałaby kogo nim karmić. Chociaż to właśnie ona robi najlepsze sałatki na świecie.
– Ian, wydaje się, że twoja mama to fantastyczna osoba. Wczoraj jak esemesowaliśmy to nie raz o niej coś opowiedziałeś.
– Ta. Najlepsza jest wtedy kiedy ciągle pyta o mojego chłopaka. Uważa, że już powinienem być zaręczony.
– Jakbym widział swoją matkę. – Zaśmiał się Aaron. – Dogadałyby się. Lepiej trzymać je z daleka od siebie.
– A to co? Nie myślisz o poważnym związku? – Ian wycelował widelec z siedzącego naprzeciwko dwudziestoczterolatka.
Aaron zaciął się na chwilę. Musiał to dobrze rozegrać, bo prawie zdradził się z tym, że nie zamierza z nikim się wiązać. Wtedy definitywnie przegrałby. Ugryzł hamburgera, przeżuł spokojnie dając sobie czas na przemyślenie wszystkiego. Nie było to łatwe, bo szare oczy ciągle wpatrywały się w niego czekając na odpowiedź. Dopiero kiedy przełknął powiedział:
– Myślę, ale nie zamierzam od razu za mąż wychodzić. To poważna decyzja, a ja… Ja już w życiu się na kimś przejechałem i boję się ostatecznie komuś zaufać.
– Tak? To dlaczego podrywasz mnie? Podobno nie chodzi o jedną noc – drążył Bradshaw.
– Bo nie chodzi. Ty mi się podobasz. Masz w sobie coś… Co sprawia, że ci ufam i jestem w stanie uwierzyć, że mnie nie zranisz. Wybacz, Ian, że tak się uzewnętrzniam. Jesteś pierwszą osobą, której to mówię. Nie wierzę, że tak się otwieram. Na co dzień mam założoną maskę. Ale ty masz dar i możliwość jej zdjęcia. Przepraszam. – Spuścił wzrok na niedojedzonego hamburgera.
Ian uniósł brwi. Nie wierzył w ani jedno słowo. No, nie zupełnie, bo kiedy Aaron mówił, że się na kimś przejechał, było coś takiego w jego oczach, że w to mona by uwierzyć. Za to w całą resztę… Bajka szyta złotymi nićmi, jakby powiedziała jego babcia.
– Każdy z nas nosi maski – rzekł Bradshaw, aby coś powiedzieć. Chociaż taka prawda. On też nieraz zakładał maskę, podczas gdy zdejmował ją tylko w czterech ścianach. W samotności.
– Chyba tak. To po to, aby skryć się przed innymi.
– O ile nie rani się innych to maski nie są złe. – Dokończył sałatkę i napił się soku z owoców granatu.
– Jak w ogóle wczorajsze spotkanie z rodziną? – Daddario zmienił temat.
– Bardzo dobrze. Nareszcie mogłem porozmawiać z bratem.
– Wszyscy w twojej rodzinie wiedzą o twojej orientacji? – zapytał Aaron.
– Oczywiście. Powiedziałem im jak miałem piętnaście lat. Już wtedy wiedziałem, że nie podobają mi się dziewczyny. Nie w ten sposób, że mógłbym z którąś być, założyć rodzinę. Zaakceptowali mnie. Rodzice powiedzieli mi, że kochają mnie takiego jakim jestem. A jak z tym u ciebie?
– Tata miał problem. Powiedziałem im jak miałem siedemnaście lat. Za to mama była kochana i nastawiła ojca w dobrym kierunku. Moje rodzeństwo też nie miało z tym problemów.
– Mieliśmy szczęście. Niektórzy tego nie mają. – Westchnął Bradshaw. – Dzięki za lunch, lecę już.
– Ian, a spotkamy się dzi…
– Mam pracę, jutro też. – Wziął tacę do ręki, żeby ją odnieść, ale zanim odwrócił się dodał: –Jeżeli chcesz możesz wpaść do baru. Nie będzie za wiele czasu, ale piwo ci postawię. Nara.
– Nara. – Prawda, że Aaron wolał, aby Ian coś innego mu postawił, ale na początek mogło być piwo. Najważniejsze, że Ian będzie jego. Kiedy chłopak odszedł, Daddario wyjął telefon i zadzwonił do Philipa.
– Co tam? Przerywasz mi zarywanie do jednej laski. To nowa studentka, z ogromnymi…
– Nie chcę wiedzieć co ma ogromne. Oszczędź mi tego, bardzo cię o to proszę, Philipie. – Usłyszał w głośniku śmiech.
– Nie ma  mowy. To zemsta za wizualizację twoich wyczynów z facetami. A jak twój podryw? Szykujesz już kasę? Pięćset dolców mi się bardzo przyda.
– Właśnie po to dzwonię. To ty szykuj pieniądze. Ian jest już mój. Jeszcze tylko o tym nie wie.
– Pamiętaj, że masz go w sobie rozkochać.
– Bułka z masłem. W ciągu kolejnych dni to się stanie. Już na mnie inaczej patrzy jak na początku.
– Optymista.
– Jak zawsze, Philipie, jak zawsze. – Tym razem to on się zaśmiał. Miał wiele powodów do radości. Bradshaw nawet się nie zorientuje jak odda mu swoje serce i ciało. Zignorował cichy głosik próbujący wydostać się z jego kamiennego serca, a mówiący, że źle robi. Przecież Ian na to nie zasłużył.

*

Kilka kolejnych dni minęło im obu bardzo szybko. Aaron nieustannie walczył o to by zdobyć uczucia Iana. Bradshaw wciąż mu się wymykał. Do tego ani razu nie pozwolił mu się pocałować, co coraz bardziej frustrowało Daddario. Minął ponad tydzień, a on nic nie zdziałał. Jeszcze tak niedawno był pewny swego. Philip się z niego śmiał i cieszył się z łatwej wygranej. Za parę dni pewnie z tego powodu urządzi imprezę, jak mówił. Tak, do końca zakładu pozostały dwa dni i grunt palił się pod nogami Aarona. Przecież tak wiele robił, umawiał się z nim na randki. Byli jeszcze dwa razy w kinie, raz na kolacji i spotykali się na uczelni. Był miły dla Iana. Co najgorsze to zaczynało mu się to wszystko podobać. Te spotkania z nim, przesiadywanie w barze i patrzenie jak chłopak pracuje. Potem wychodzili razem, a on odwoził go do domu. Nigdy jednak Bradshaw nie zaprosił go do mieszkania, nawet nie wskazał kamienicy, w której mieszkał. Nie miał pojęcia co dwudziestotrzylatek o nim myśli. Niby dostrzegał symptomy zakochania lub zauroczenia, ale wciąż do czegoś więcej było bardzo daleko. Poza tym, pożądał go. Czasami już mu nie chodziło o wygraną. Chciał go mieć pod sobą w swoim łóżku. Wariował. Tym bardziej, że już od kilku dni nie uprawiał seksu. Ale nie mógł się z nikim umówić, bo definitywnie Ian dowiedziałby się o tym i jego szanse spadłyby poniżej zera. Joel we wszystkim też nie pomagał. Ciągle powtarzał, że to co robi Aaron jest głupie, łatwo kogoś zranić. Daddario to nie obchodziło. Chciał Iana, do tego wygranie zakładu będzie wisienką na torcie. Dlatego miał plan. Ostatni. Albo się uda, albo nie.
Wszedł do baru pełnego mężczyzn. Był już wieczór, a w telewizji leciał jakiś mecz. Aaron się tym kompletnie nie interesował, bo teraz jego pole zainteresowania przesunęło się na ładnego szatyna, który właśnie odpyskował coś natrętnemu klientowi. Niestety mężczyzna chyba nie zamierzał przyjmować odmowy, bo przyciągnął do siebie Iana i położył rękę na jego pośladku. W Aaronie zawrzało. Ruszył do przodu nie zamierzając pozwolić, aby ktoś obmacywał jego Iana. Przystanął gdy dotarło do niego to, jak pomyślał o tym młodym studencie. Bradshaw nie był jego. Miał być tylko jego ofiarą, zabawką na kilka pełnych przyjemności chwil. Tak czy owak nie miał ochoty patrzeć jak chłopak wyrywa się z objęć silniejszego mężczyzny. Przeciskając się przez tłum – mógłby przysiąc, że ktoś go klepnął w tyłek – dotarł do kelnera i natrętnego klienta.
– Zostaw mojego faceta, bo ci ręce połamię – warknął Daddario i zrobił to na tyle głośno, że został usłyszany. Rzucił okiem na Iana. Spojrzenie które mu posłał było pełne ciepła, ale to się zmieniło, kiedy spojrzał na gościa baru. Facet był niższy od niego, starszy, potężnie zbudowany. – Puść go albo już nigdy nie będziesz w stanie nikogo przelecieć, kiedy urwę ci fiuta.
– A co, kurwa, to twój facet?
– Już powiedziałem, że mój, głuchy jesteś? – Aaron podwinął rękawy koszuli aż do łokci pokazując silne, owłosione przedramiona. – To co? Wybieraj, masz jego tracisz fiuta i jaja. Oddajesz mi go, kutasa zachowasz.
Ian nie zamierzał pozwolić, na to by w barze jego kuzyna doszło do bójki. W ogóle gdzie była ochrona? Chyba musiał na ten temat porozmawiać ze Stefano. Najpierw jednak zamierzał zająć się sam sobą, nie zamierzał zachowywać się jak panienka, której trzeba bronić. Odwrócił się na tyle w ramionach drania, że był w stanie zgiąć kolano i uderzyć nim mężczyznę w krocze. Niechciane ręce natychmiast go puściły, kiedy facet zgiął się w pół łapiąc się za przyrodzenie. Z cienkim głosikiem opadł na krzesło.
– Sam sobie poradzę – warknął Ian do Aarona. Niech go chłopak nie uważa za mięczaka. Całe życie musiał sobie radzić z takimi facetami. Bo im się podobał jego tyłek i każdy chciał go mieć. Ich niedoczekanie.
– Ej, nie bądź na mnie zły. – Chwycił Iana za rękę i odciągnął na bok od gapiów, którzy dostrzegając koniec przedstawienia powrócili do oglądania meczu. Chociaż nie wszyscy, bo niektórzy całowali się ukryci w cieniu sali. – Nic ci nie zrobiłem. Chciałem pomóc.
– Przepraszam. Co tu robisz? Mieliśmy się dzisiaj spotkać?
– Nie, ale zapragnąłem cię zobaczyć. – Znalazł się bardzo blisko Iana. Położył dłoń na jego policzku. – Nie wytrzymuję już. Wciąż trzymasz mnie na dystans. Nie pozwalasz się dotknąć. Lubię z tobą przebywać. – Co dziwne nie było to kłamstwem. Naprawdę polubił towarzystwo Bradshawa. – Ian… Spotkaj się ze mną jutro … U mnie. Zjemy coś, obejrzymy film, porozmawiamy.
– Aaron…
– Błagam, nie odmawiaj mi. – Przysunął się bliżej, a jego ręka powędrowała na kark chłopaka. Nie mógł pozwolić, aby ten mu teraz uciekł, kiedy ich usta były tak blisko siebie. – Ian. – Czuł, że student zadrżał.
Bradshaw już z trudem mu odmawiał. Starał się przez ostatnie dni trzymać w ryzach, ale to stawało się coraz bardziej nieznośne. Najgorsze, że nie tylko zaczynał ufać Daddario, to w dodatku do pakietu doszło zakochanie się w nim. Problem w tym, że to zakochanie już trwało od dłuższego czasu, teraz tylko uczucia się nasiliły, dlatego tak łatwo mu ulegał i ponad wszystko pragnął go. Cztery lata z nikim nie był i kiedy Aaron był przy nim jego ciało chciało lgnąć do tego mężczyzny.
– Ian – szepnął – pozwól mi się w końcu pocałować. Wciąż pamiętam smak twoich ust z wtedy kiedy pocałowałem cię w samochodzie – mówiąc to, niemalże ocierał się wargami o te drugie, które się lekko rozchyliły jakby w niemym zaproszeniu do pocałunku. – Wariuję na twoim punkcie. – I taka była prawda, zawołał natrętny od kilku dni głosik w nim. Ponownie go zignorował. – Nawet nie wiesz jaką mam ochotę, aby trzymać cię w ramionach, chcę kochać się z tobą i być. Nie chcę cię już wypuścić.
Ian wciąż się bronił przed tymi słowami, ale kiedy ich usta w końcu się ostatecznie dotknęły przestał myśleć. Poczuł jak prąd przebiega pomiędzy nimi. Uniósł ręce i owinął je wokół pleców Aarona w końcu poddając się. Zacisnął palce na jego koszuli pozwalając chciwym ustom wpić się w jego wargi. Wszystko wokół zniknęło. Ludzie, bar, głosy. Był tylko on i Aaron oraz głód, który nim targał, kiedy mężczyzna objął jego wargi swoimi, przycisnął go do swojego ciała i całował tak, że w głowie mu zaczęło wirować. Ian czuł się tak jakby właśnie dopadła go wysoka gorączka. Robiło mu się na przemian zimno i gorąco. Oddech przyśpieszył kiedy ich języki splotły się ze sobą. Ręce Aarona trzymały go mocno, a ciało zostało lekko przechylone do tyłu. Nie był bierny w tym pocałunku. Poddawał się i dominował walcząc o swoje, w pewnej chwili ukąsił nawet dolną wargę Daddario, a mężczyzna zawarczał pogłębiając pocałunek. Stracił wszelkie hamulce i nie zamierzał ich odzyskiwać. Na pewno nie w tej chwili kiedy ich usta tarły o siebie, języki lizały, a ślina mieszała się ze sobą, podczas gdy ich ciała odpowiadały ochoczo na ten kontakt. Każda myśl Iana została odsunięta na bok, każda wątpliwość zniknęła kiedy był całowany i całował. Chciał by wszystko trwało i nigdy się nie skończyło. Co dobre jednak zawsze ma koniec albo kuzyna którego głos przedarł się do uszu zamroczonego Iana, który miał w głowie myśl, co by było, co by czuł gdyby to nie był tylko pocałunek. Jego ciało na to zaśpiewało ochoczo i przeklął je. Do tego ten irytujący głos Stefano zaczynał go wnerwiać. Przerwał pocałunek odsuwając się od Aarona, którego oczy niemalże płonęły z targającego nim pożądania. I nagle do Bradshawa dotarło co zrobił. Pozwolił się pożerać tym wspaniale wykrojonym wargom w publicznym miejscu. Gdyby nie Stefano pozwoliłby mu na więcej. Ufał jednak, że Aaron zapanowałby nad nimi oboma. Oblizał wargi wciąż czując jak są wilgotne i wymęczone. Z ogromnymi rumieńcami na twarzy spojrzał na kuzyna.
– Wreszcie. Dobrze się bawicie, ale Ian musi wracać do pracy. Poza tym wolałem was przystopować. Panowie to bar, nie dark room.
Bradshaw przesunął dłonią przez włosy. Wciąż był rozdygotany, na szczęście świadomość gdzie się znajduje pozwoliła opaść podnieceniu.
– Wybacz, już wracam do pracy. – Miał już odejść, ale gorące palce zawinęły się wokół jego nadgarstka.
– Przyjdziesz jutro? Wyślę ci adres esemesem. – zapytał Daddario teraz już sam nie wiedząc czy chce sprowadzić chłopaka do swojego mieszkania po to, aby zaciągnąć go do łóżka dla wygranego zakładu, czy po to, aby po porostu załagodzić tę torturę, którą właśnie odczuwał. Nigdy się tak nie czuł, pożądał wielu mężczyzn, ale nie tak bardzo jak tego który przed nim stał i wpatrywał się w niego. – Przyjdziesz?
– Nie wiem. – Pokręcił głową.
Aaron nie taką odpowiedź chciał usłyszeć. Pozostała mu jednak nadzieja, że Ian przyjdzie.

8 komentarzy:

  1. To opowiadanie jest jak za starych czasów. Fajne, widać że twój styl pisania się zmienił na lepsze ale uwielbiam ta historie to taki sam klimat jak w" Jednej łzie" no cudnie normalnie cudnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, świetny rozdział. Podoba mi się jak budujesz napięcie w historii i Postacie są napisane bardzo wiarygodnie.
    Jak czytam to mam ochotę rozkwasić buźkę Daddario, ale mam cichą nadzieję że jeszcze pożałuje tego zakładu i dostanie za swoje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fiu fiu robi się coraz ciekawiej.
    Niby zwykły zakład ale kto wie jak to sie rozegra.
    Daje tym chłopaokom szansę.
    Los bywa nieprzewidywalny i kto wie jak ty jako autorka stworzyłaś ich historie.
    trzymam mocne kciuki za całą historię.
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. BOŻE... JAK JA SIĘ CIESZĘ! Jak ja się cieszę, że twój blog nadal mam w zakładkach <3 byłam tu dość dawno temu, jak zaczęłaś wstawiać Amare, które przeczytałam w wersji e-booka o wiele wcześniej :D Dzisiaj wchodzę i patrzę. CZTERY ROZDZIAŁY NOWEGO OPOWIADANIA! CZTERY!
    Ohh... nie mogę doczekać się następnych.
    Kocham twoje opowiadania, kocham twój styl pisania. Czyta się je z taką lekkością... (miałam wrażenie, że na jednym tchu przeczytałam te cztery rozdziały)
    Dawno mnie tu nie było, oj dawno, ale teraz na pewno będę tu wpadać regularnie i z tęsknotą wyczekiwać nowych rozdziałów, nowych opowiadań i na pewno będę wracała wciąż do tych starszych (nawet tych z twojego starego bloga).
    Niech ci pióro lekkim będzie, wena niech nie zawiedzie etc. etc.
    Ściskam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tekst nie jest nowy, bo ma już parę lat i był jedynie do kupienia, ale dopiero zdecydowałam się go wstawić na bloga.
      Również ściskam cieplutko. :)

      Usuń
  5. Ale gorąca końcówka :) Chłopcy umią rozgrzać czyteników do czerwoności.
    Myślę, że Ian ulegnie, ale cczy musi być to w ten 14 dzień zakładu, czy nie mógł jeszcze przez jeden dzień być silny?
    Wiem, że z uczuciem ciążko wygrać, ale wiem, że Ian będzie cierpiał przez Aarona i chciałabym, aby go to omineło. Mam nadzieję, że nie byłaś zbyt okrutna dla naszych bohaterów, szczególnie dla Iana.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)
    P.S Uwielbiam Twoją twórczość :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka,
    wspaniały rozdział, o nie Ian nie ulegaj... będziesz miał złamane serce, jesteś zabawką, mam nadzieję że Aaron się opanuje jednak...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    cudowny rozdział, o nie Ian nie ulegaj... będziesz miał złamane serce, jesteś zabawką, mam nadzieję że ze Aaron się opanuje jednak...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)