Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział. :)
Obsłużył ostatni stolik.
Pora lunchu dobiegała końca i potem będzie miał więcej luzu. Na szczęście
dzisiaj żaden z klientów nie zaczepiał go. Ludzie przyszli bardziej coś zjeść
niż się zabawić. Dlatego dzienne zmiany były pod tym względem lepsze. Chociaż tylko
od czasu do czasu znajdowali się tacy klienci jak ten wczorajszy. Sam nie
wiedział co go podkusiło, żeby wylać facetowi wodę z lodem na krocze. Ta scena
wprawiała go w lepszy humor. Gdyby trzeba było postąpiłby tak samo. Znał swoją
wartość, swoje zasady i jeżeli nie chciał to nie pozwalał się dotykać. Na pewno
nie był kimś od klepania po tyłku.
Podał rachunek klientowi,
który zapłacił dodając suty napiwek. Był to jeden ze stałych klientów. Pracował
niedaleko w jednym z biurowców i każdego dnia wpadał na lunch. Co najlepsze, to
facet nie był homoseksualny, do tego miał żonę i dzieci, ale pierwszy raz
przyszedł tutaj ze swoim przyjacielem, jedzenie mu posmakowało i wracał. Nikt
go nie nagabywał, nie rzucał niestosownych propozycji. Raz się zdarzyło, ale mężczyzna
grzecznie odmówił i nie wystraszyło go to. Następnego dnia wrócił. Często
przychodził tu z przyjacielem i koleżanką z pracy, ale najczęściej to bywał
sam.
– Dziękuję – podziękował
Ian. – Zapraszamy ponownie.
– Na pewno przyjdę. –
Wstał. Miał ponad trzydzieści lat, blond włosy i sympatyczny uśmiech. Nie był
typowym przystojniakiem, na pewno daleko mu było do wyglądu Aarona, ale mógł
się podobać. – Dzisiaj sobota, a ja jak zwykle muszę siedzieć w biurze, bo szef
tak każde. Gdyby nie wy padłbym z głodu.
– Są inne bary.
– Są za daleko, a ja mam
tylko godzinę. A nie lubię jeść szybko. Poza tym tu mi się podoba. Do
zobaczenia.
– Do widzenia – pożegnał
klienta, którego następnym razem na swoje zmianie zobaczy we środę. Lubił z nim
rozmawiać. Mężczyzna był bardzo sympatyczny i dużo mówił o swojej rodzinie.
Posprzątał stolik, wytarł go i zaniósł naczynia do kuchni.
Dochodziła właśnie
czternasta kiedy drzwi do baru Stefano otworzyły się i przekroczył je Aaron
będąc w doskonałym nastroju. Ian ujrzał go już z drugiego końca sali. Miał taką
nadzieję, że facet się nie pojawi. Podał klientowi kawę i podszedł do baru za
którym stał Zane. Nowy barman, ale bardzo utalentowany.
– Jeszcze dwie kawy –
zamówił u niego i spojrzał na wgapiającego się w niego Daddario. – Chcesz
czegoś? – zapytał głosem przesączonym lodem.
– Ciebie i siebie… –
Przyglądał się okularom w wąskich oprawkach, które spoczywały na nosie Iana.
Chłopak wczoraj ich nie miał. Po raz pierwszy widział go w okularach.
– Nie kończ – rozkazał.
Wziął od Zane’a kawy i zaniósł do innego stolika. Jego zmiana właśnie się
kończyła i zaraz drugi kelner, który przebierał się na zapleczu, przejmie jego
stoliki.
– Pamiętasz, że jesteśmy
umówieni na pizzę? Tu niedaleko jest jakaś pizzeria – zagadnął Aaron, kiedy Ian
ponownie pojawił się tuż przy nim. Chłopak coraz bardziej mu pasował. Miał
pazur. Szkoda tylko, że przez niego może mu być trudniej wygrać zakład. Ale
wierzył w siebie. Poradzi sobie.
– Człowieku, ja się na nic
nie zgodziłem. Po pracy wracam do domu.
– Jedno spotkanie. Co ci
szkodzi? Potem możesz dać mi kosza. – Nie pozwoli na to, ale Bradshaw nie
musiał o tym wiedzieć. Miał plan i go zrealizuje. – Pogadamy o uczelni. Nawet
nie wiem na jakim jesteś kierunku.
Ian obrzucił go sceptycznym
wzrokiem. Pokręcił głową i zniknął na zapleczu.
– Twarda sztuka z niego –
zabrał głos Zane. Jego rude włosy były wręcz pomarańczowe, za czym Aaron nie
przepadał, ale już zdążył zauważyć, że barman ma niezłe ciało i tyłek. Gdyby
nie musiał wygrać zakładu to zająłby się tym kąskiem.
– Nie można być wiecznie
twardym. – Oparł się łokciami o bar lustrując barmana.
– Zależy czego ta twardość
ma dotyczyć. – Zane puścił oczko do Aarona.
Daddario uśmiechnął się pod
nosem. Tak, miałby tego faceta natychmiast. Już go widział jak przed nim klęczy
i go ssie biorąc głęboko go gardła. Jego myśli zostały natychmiast przerwane,
kiedy z zaplecza wyszedł Ian. Przeklął w duchu siebie, mając nadzieję, że
chłopak nie zauważył jak patrzy na barmana. Natychmiast się wyprostował.
– To jak? Na pewno jesteś
głodny.
Ian prychnął. Doskonale
widział co się chwilę temu działo. Daddario był zadufanym w sobie dupkiem. Nie
miał ochoty iść z nim na pizzę, ale naprawdę był głodny mimo że miał przerwę
aby coś przekąsić, i coś go podkusiło, aby się zgodzić.
– Na pewno to nie randka i
płacę za siebie.
– No jak chcesz, ale…
– Nie ma żadnego „ale”. Po
prostu jestem głodny, a pizza brzmi dobrze. – Pierwszy ruszył do drzwi, a Aaron
zagapił się na jego tyłek.
– Powodzenia – rzucił Zane.
– Dzięki. Przyda się. – W
wygranej, która będzie najsłodsza w chwili kiedy zaciągnie Iana do łóżka.
*
Ian Bradshaw dobrze znał
pizzerię w której usiedli. Często tutaj jadał, a nawet zamawiał jedzenie do
domu. Podawali bardzo dobre pizze i nie tylko. Od dwóch miesięcy lokal był
otwierany już od trzynastej, podczas gdy wcześniej dopiero o szesnastej na
drzwiach znikał napis „zamknięte”. Miejsce było przytulne, ale czasami obsługa
pozostawiała wiele do życzenia. Jedna z kelnerek była za bardzo nachalna dla klientów
i niemiła dla współpracowników. Ale smaczne jedzenie rekompensowało wszystko.
Chociaż gdyby Ian był właścicielem takiego miejsca od razu zwolniłby kobietę.
Na szczęście, jak zauważył, dziewczyny dzisiaj nie było. Nie miał ochoty na
wciskanie mu kolejnych napojów, czy pizzy, byle tylko lokal więcej sprzedał.
Usiedli przy stoliku przy
oknie dzięki czemu Bradshaw mógł obserwować ludzi przechodzących po chodniku
czy samochody zatrzymujące się na światłach.
– Wczoraj nie miałeś
okularów – zagadnął Aaron o tym jak obaj złożyli zamówienie.
– Rzadko je noszę. Głównie
używam szkieł kontaktowych.
– To dlaczego…
– Bolą mnie oczy –
wyjaśnił. Mało tej nocy spał i oczy były na tyle zmęczone, że wolał przyjść do
pracy w okularach.
– Naprawdę dobrze ci w nich
– rzucił komplementem Aaron, na co Ian zmrużył oczy.
– Znam takich jak ty. –
Pochylił się nieznacznie w stronę Daddario. – Sądzą, że zrobią maślane oczka,
powiedzą parę komplementów i już ktoś należy do nich.
Aaron zagryzł niepewnie
wargę udając zakłopotanie i nieśmiałość.
– Dlaczego osądzasz? Nie znasz mnie. Nie lubię
tego. – Spuścił nieznacznie wzrok.
– Nie udawaj. Twoja
reputacja sięga nawet na mój wydział. – Ian uśmiechnął się do kelnerki, która
podeszła do nich z doskonale pachnącą pizzą. Na obu połowach były różne
składniki, bo zamówili jedną dużą i do tego dwie szklanki coli.
– Reputacja. Dlaczego
wierzysz we wszystko co inni powiedzą? Jak powiedziałem, Ian, nie lubię
osądzania. Nie znasz mnie, a ludzie dużo mówią. Często, aby komuś zaszkodzić.
Owszem, lubię mężczyzn i flirtuję z nimi, ale… – zawiesił głos robiąc to
specjalnie.
– Ale? – dopytał Bradshaw
biorąc pierwszy kawałek pizzy.
– Ale od jakiegoś czasu mi
się podobasz i w końcu odważyłem się do ciebie zagadać.
Ian gdyby nie miał pełnych
ust wybuchnąłby śmiechem słysząc tę bajeczkę. Nie miał pojęcia co Aaron chciał
ugrać, ale nie wierzył w żadne jego słowo i tę postawę niewiniątka. Daddario
mógłby być dobrym aktorem. Szkoda, bo ten o rok starszy chłopak naprawdę mu się
podobał. Złamałby mu jednak serce, a on już nie chciał przez coś takiego
przechodzić. Problem był jednak w tym, że serce chciało wierzyć w każde słowo
studenta, na szczęście rozum wygrywał.
– Jakie miałem fantastyczne
szczęście, że odkryłem ze znajomymi bar w którym pracujesz – kontynuował
Daddario jedząc swoją połowę pizzy. – Inaczej nie miałbym pewnie…
– Skończ pleść te
dyrdymały, bo to na mnie nie działa.
– A co na ciebie działa? –
zapytał Aaron już wiedząc, że nie złapie Iana na swoją udawaną nieśmiałość.
Plan A przepadł. – Powiedz, co mam zrobić, abyś umówił się ze mną do kina?
Dzisiaj. Mam bilety na dobrą komedię. To znaczy słyszałem, że jest dobra. I
mówię poważnie, naprawdę od dawna chciałem się z tobą umówić. Jesteś inny niż
wszyscy. Wyjątkowy i wiem, że nie nadajesz się na jedną noc. Może się wydawać,
że szukam wyłącznie facetów do małej przygody, ale ja naprawdę chcę zbliżyć się
do kogoś z kim mógłbym coś stworzyć. Nie moja wina, że każdy z nich ucieka
bojąc się związku. – Może plan B zadziała. Takiemu chłopakowi jak Ian musi
zmięknąć serce dla kogoś kto szuka swojej drugiej połówki i jest dobry, a tylko
inni go krzywdzą.
Bradshaw uniósł brwi.
– Naprawdę mógłbyś być
dobrym aktorem. Nie wiem co ja tu robię. – Wyjął portfel z kieszeni i rzucił na
stolik banknot. Kelnerka powinna się ucieszyć z napiwku. Wstał i w tej samej
chwili poczuł jak gorące palce zaciskają się na jego nadgarstku.
– Usiądź. Przepraszam. Po
prostu… Naprawdę chciałbym się w tobą umówić. Wiem, że jestem dupkiem, ale
podobasz mi się.
– Tą gadką nie zaciągniesz
mnie do łóżka i puść mnie – warknął. Oczy klientów pizzerii zwróciły się ku
nim. Źle się czuł robiąc takie przedstawienie.
– Nie o to chodzi. Dobra, o
to też, ale naprawdę chcę cię bliżej poznać. – Aaron puścił dłoń chłopaka bojąc
się, że ten ucieknie. – Jedna szansa, co ty na to? Pozwól odwieźć się do domu,
a wieczorem umów się ze mną do kina. Szkoda, aby bilety się zmarnowały. – Też
wyjął pieniądze i zapłacił za siebie. Stanął obok wpatrującego się w niego
Iana. Podobało mu się to, że chłopak był od niego niższy o kilka centymetrów,
musiał mieć z metr osiemdziesiąt pięć lub ciut mniej. On sam miał metr
dziewięćdziesiąt. U nich w rodzinie każdy z mężczyzn był bardzo wysoki.
– To nie będzie randka. I
wrócę do domu metrem.
– Dla mnie to żaden problem
cię podwieźć. Boisz się, że będę wiedzieć gdzie mieszkasz, a może że mi
ulegniesz i zaprosisz mnie na kawę? Lubię kawę. Bardzo.
Wbrew sobie Ian zaśmiał
się. Wyobraził sobie Aarona jako psa, który teraz stoi przed nim i macha z
radości ogonem czekając na smakołyk. Kawa była także i jego narkotykiem. Jeżeli
rano jednej nie wypił był nie do życia.
– Doprowadziłem cię do
śmiechu, to już coś.
– Nie pozwalaj sobie za
dużo, Daddario. Pojadę metrem.
– Jak chcesz. – Musiał
ustąpić, bo czuł, że jeżeli tego nie zrobi to ofiara wymsknie mu się z pułapki.
– A co do kina…
– Pójdziemy jako znajomi.
Nie będę twoją randką. Powiedz tylko gdzie i o której godzinie mamy się
spotkać. Dotrę tam.
*
Chwilę po wyjściu z
pizzerii i pożegnaniu się z Ianem Aaron umówił się z Philipem i Joelem, że
wpadnie do nich. Mężczyźni wynajmowali razem mieszkanie po tym jak wynieśli się
z akademika. To do tego miejsca zaciągali zbajerowane dziewczyny i wypuszczali
je dopiero rano. Częściej robił to Philip, bo Joel był tym grzeczniejszym z ich
trójki i ciągle dawał im do zrozumienia jak bardzo nie podoba mu się ten
zakład.
– Ale to ty mówiłeś, że już
straciłem swój urok i żaden mi nie ulega.
– Mówiłem, ale nie
oznaczało to, że masz kogoś skrzywdzić.
– Nikogo nie skrzywdzę. –
Usiadł na wygodnej kanapie wyciągając nogi przed siebie. Joel siedział w fotelu
skacząc po kanałach telewizyjnych.
– Rozkochanie kogoś w sobie,
pójście z nim do łóżka, a potem wyrzucenie tej osoby jak niepotrzebnej szmaty…
Nie wiem jak można to nazwać inaczej niż skrzywdzeniem kogoś. Do tego jeszcze
Ian. To porządny gość.
– Nie moja wina że jako
pierwszy wszedł przez tamte drzwi. – Aaron wzruszył ramionami nic sobie nie
robiąc w uwag przyjaciela.
– Nic nie rozumiesz. Obaj
nic nie rozumiecie.
– A co? – Philip, który
wyszedł z łazienki nie bardzo był w temacie.
– Joel czepia się od
wczoraj tego samego.
– Zakład. Joel, nie martw
się. Aaron przegra. – Zarechotał i klapnął obok Daddario. Od razu sięgnął po
piwo, które Aaron przyniósł. – To mówisz, że umówił się z tobą do kina?
– Yhym. Będzie mój. A wy
coś planujecie na dzisiaj czy będziecie tyłki grzać na kanapie?
– Ja wybieram się na
podryw. Może zarwę jakąś długonogą, biuściastą blondynkę. – Rozmarzył się
Philip. Każdy kto go znał wiedział, że kocha blondynki. – A Joel wybiera
siedzenie na dupie. Coś ostatnio jest nie w humorze. – Trącił nogę przyjaciela
stopą.
– Wal się – warknął
Thomson. Rzucił pilota na niski stolik. – Wam w głowie tylko jedno.
Najważniejsze, aby kogoś zaliczyć, a nie przejmujecie się jakie to może mieć
konsekwencje, komu zrobicie krzywdę. Zachowujecie się jak bydło. Jeden nie
lepszy od drugiego. Cud, że jakiegoś syfa nie złapaliście.
– Ej, stary, co cię
ugryzło? – zapytał Philip. – Nie jeden raz wybieraliśmy się na polowanie i
korzystałeś z tego. Panienki na ciebie lecą. – Co by nie mówić Joel był bardzo
przystojnym dwudziestoczterolatkiem z niebieskimi oczami, brązowymi włosami i
piegami na nosie. Philip nie raz wykorzystywał to, że mężczyzna przyciągał
kobiety jak lep muchy.
– Może dorosłem?
– W ciągu jednej nocy? –
Zaśmiał się Aaron.
– Słuchaj, stary. Zaręczam,
że żadna panienka, którą się pieprzyłem nie została skrzywdzona. Im też
zależało tylko na jednym. Inaczej nie chodziłyby po barach, prawie nago i nie
przysiadały się do facetów. Ja to tylko wykorzystuję. Zanim spotkam porządną
kobietę to chcę poszaleć – dodał Philip otwierając kolejne piwo. Postawił je
przed Joelem. – Masz, rozluźnij się.
– Pierdol się. – Joel
poderwał się z kanapy. – Traktujecie ten zakład tak lekko. Nie patrzycie na to,
że kogoś możecie zranić.
– Brałeś udział w tym
zakładzie – powiedział stanowczo Aaron będąc coraz bardziej wkurzonym.
– Nie. Siedziałem obok.
Całą noc o tym myślałem i to jest świństwo… – urwał, bo Aaron złapał go za
koszulkę i przyciągnął do siebie.
– Nie waż się Bradshawowi
powiedzieć prawdy – syknął prosto w twarz przyjaciela. – Mam ochotę się zabawić
i to zrobię. Mam w dupie czyim kosztem. Chcę wygrać to wyzwanie i wygram, ale
jeżeli piśniesz słówko…
– Ty się nigdy nie zmienisz
– szepnął Joel. – Masz serce z kamienia. – Strząsnął z siebie ręce Aarona.
– Lepiej mieć z kamienia
niż mieć miękkie i podatne… – Przymknął oczy. Po tym jak je otworzył ruszył do
wyjścia.
– Ej, dokąd to? – zawołał
za nim Philip.
– Jak najdalej stąd. – Odwrócił się i uśmiechnął: –
W końcu jestem umówiony. Muszę się przygotować. Chcę go zwalić z nóg. – Puścił
kumplom oczko nie przejmując się miną Joela. Nie mógł doczekać się wieczoru.
*
Ian warknął próbując jakoś
ułożyć swoje włosy. Zły był na siebie, że tak się nimi przejmował. Sięgały mu
do karku i zawsze wiązał je w małą kitkę nie przejmując się krótszymi
kosmykami. Podczas gdy teraz każdy włos mu przeszkadzał. Miał włosy swojej
mamy. Jej długie bujne loki były bardzo gęste i wzbudzały zazdrość w innych
kobietach. Szare oczy miał po ojcu i szczupłe ciało. Mama była mocniej
zbudowana i lekko przy kości.
– Niech to szlag. Po co ja
się tak przejmuję. To tylko kino. – Rozburzył dłonią włosy. – Muszę się w coś
ubrać. – Po tym jak wziął prysznic chodził po mieszkaniu w ręczniku owiniętym
wokół bioder wciąż nie potrafiąc się zdecydować co na siebie włożyć. Zachowywał
się jak kobieta idąca na randkę z wyśnionym mężczyzną i przez to jeszcze
bardziej go nosiło.
Przecież wiedział jaki jest
Daddario. Lubi tylko zaliczyć i wyrzucić niczym zużytą, jednorazową,
rękawiczkę. Przecież nie chciał iść z nim do tego kina, ale się zgodził. Raczej
zrobił to dlatego, że nie zamierzał kolejnego sobotniego wieczoru spędzać sam
oglądając głupie reality show i zastanawiając się jakimi idiotami muszą być
ludzie którzy godzą się na wszystko byle tylko wygrać pieniądze. Nigdy tego nie
rozumiał. On choćby miał wygrać milion nie skrzywdziłby nikogo nie pozwolił na
zgnojenie siebie i to na oczach widzów.
Założył bieliznę i ubrał na
siebie czarne, poprzecierane na udach i kolanach dżinsy. Wydał na nie część
wypłaty by takie kupić, a jeszcze nie miał okazji ich założyć. Do tego wybrał
czarną koszulkę z rękawem trzy czwarte, ale nadal nie wiedział co zrobić z
włosami. Kiedy zajął się ich wiązaniem usłyszał dzwonek przy wejściu.
– Kogo licho niesie. – Za
pół godziny musiał wyjść, aby dotrzeć na czas w umówione miejsce.
Podążył do drzwi nadal
boso, nie mając na sobie nawet skarpetek. Wyjrzał przez judasza i westchnął.
Przekręciwszy klucz w zamku nacisnął klamkę.
– Co tutaj robisz? –
zapytał po otwarciu drzwi.
Wysoka szatynka obrzuciła
go zainteresowanym wzrokiem i zagwizdała.
– Fiu, fiu, a gdzie to się
wybierasz? Idziesz na randkę? – Popchnęła Iana wchodząc do środka. – Kuzynce
chyba powiesz co nie?
– Nie mam teraz czasu. To
nie randka tylko wyjście do kina.
– Z facetem? To randka.
– Żadna…
– Ian, odstrzeliłeś się jak
stróż w Boże Ciało i ty mi mówisz, że to nic nie znaczy? Na zwykłe wyjście nie
zakłada się markowych ubrań na które cię nie stać. Kto to jest?
– Alisha, to nie jest
randka. – Stanął przed lustrem chcąc się zaczesać.
– Kto to jest? I zostaw to.
Dobrze wyglądają.
– Rozwalają się na
wszystkie strony.
– Są w porządku. No kto to
jest?
– Aaron Daddario.
– Ten w którym się durzysz
od dwóch lat? – pisnęła. – Ale sam mówiłeś, że to dupek i tak dalej. Wolę tego
nie powtarzać.
Przysiadł na kanapie i
ukrył twarz w dłoniach. Po chwili spojrzał na kuzynkę i przyjaciółkę w jednym.
Dziewczyna miała dwadzieścia dwa lata i od dwunastego roku życia mieszkała z
nim i jego rodzicami po tym kiedy jej rodzice i brat zginęli w wypadku. Ona
cudem się uratowała. Długo nie mogła dojść do siebie. W końcu jej się to udało
i była bardzo wesołą, młodą kobietą.
– Masz rację, zadzwonię do
niego i odwołam to spotkanie – jęknął. – Nie zadzwonię. Nie mam jego numeru
telefonu.
– Sądzę, że nie ma sensu
tego odwoływać, bo chcesz tam iść. – Usiadła przy nim i położyła dłoń na jego
kolanie. – Zgodziłeś się na spotkanie, bo podświadomie tego chciałeś. Od
zawsze. Pamiętasz jak raz przyszłam do ciebie na uczelnię, a ty mi pokazałeś
tego faceta? Widziałam twój wzrok.
– Nie chcę, aby mnie
zranił. Wiem jaki jest.
– Przecież jeden
wieczór o niczym nie przesądza. To tylko kino. Na którą jesteś z nim umówiony?
– Na dziewiętnastą. –
Spojrzał na zegarek i zerwał się z miejsca. – Cholera, zaraz mam metro. Ta
linia zatrzymuje się… Co? – zapytał kiedy Alisha położyła dłonie na jego
ramionach.
– Mam samochód, podwiozę
cię.
– Ratujesz mnie kobieto.
– Dobrze, że tu przyszłam,
bo zaczynałeś panikować. Zbieraj się.
Pod kino zajechali
punktualnie, co dziwne, bo w Nowym Jorku o tej porze trudno o puste ulice. W
sumie można powiedzieć, że ono nigdy nie zasypiało. Tętniło życiem przez
dwadzieścia cztery godziny na dobę. Miasto miało wszystko czego tylko dusza
zapragnie. Parki, teatry, kina, światowej sławy muzea na Upper East Side i
najbardziej awangardową modę w Meatpacking District, czy drapacze chmur w
Midtown środkowej części Manhattanu.
Ian podziękował kuzynce
całując ją w policzek i wysiadł. Musiał przejść kilka kroków, by podejść pod
kino w którym był umówiony z Aaronem. Wciąż nie był pewny czy robi dobrze. Miał
wrażenie, że wbrew sobie wpada w sieć pająka. Niby miał słuchać rozumu, a tym
razem był pewny, że to serce nim kierowało, kiedy galopowało mu w piersi niczym
koń na torze wyścigowym.
Aarona zauważył stojącego
tuż przy wejściu. Mężczyzna z początku go nie zobaczył wpatrzony w reklamę
wyświetlającą się na sąsiednim budynku. Dopiero gdy do niego podszedł czarne
oczy spoczęły na nim.
– Wow – wymsknęło się
Aaronowi i poczuł, że to on został zwalony z nóg.
Szczerzę się jak głupi do sera po przeczytaniu końcówki. Czyżby wilk miał wpaść we własne sidła? Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie ❤
OdpowiedzUsuńNo no ,co tu się dzieje😁 Bedzie z tego niezły kawałek opowiadania. Dziękuję Luano💚
OdpowiedzUsuńI kto tu kogo zawalił z nóg?!?�� Cudne! Weny i do następnego Yuki
OdpowiedzUsuńOh, tu jest tyle piękności i tak wiele do czytania! Jestem tu nowy i już mi się podoba. Jak często publikujesz nowe rozdziały? Pozdrowionka Ruju
OdpowiedzUsuńFajnie widzieć kogoś nowego. Mam nadzieję Raju, że będziesz się tutaj dobrze bawił. :) Publikuję rozdziały raz w tygodniu w niedzielę o 20.
UsuńPozdrawiam. :)
Ian i Aaron. Rety jestem zachwycona chłopakami.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że ta randka zapowiada się naprawdę ciekawie.
Intryguje mnie Aaron. Niby wyzywający i w ogóle inny a zarazem czuje że bardzo tajemniczy.
Jestem ciekawa jak potoczy się ta historia i coś mi mówi, że kolorowo nie będzie.
czekam na kolejny rozdział.
i Miłego weekendu.
No, no, niby Ian udaje twardą sztukę, ale ciągnie go do Aarona, jak pszczołę do miodu. Jestem ciekawa, co z tego wspólnego wyjścia do kina wyniknie. Coś myślę, że Aaron może wpaść w własną sieć, skoro Ian jest tak gorący ;)
OdpowiedzUsuńIntryguje mnie przyjaciel Aarona, Joel, ciekawe, czy to on nie wyzna prawdy Ianowi.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Nasz wilk wpada w własne sidla i to w tak latwy sposób.
OdpowiedzUsuńPozdro
Hejka,
OdpowiedzUsuńno i kto kogo zwalił z nóg ;) ale boję się jednak o Iana bo Aaron naciska a ten w końcu mu ulegnie...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no i kto kogo zwalił z nóg ;) ale boję się jednak o Iana bo Aaron naciska a ten w końcu mu jednak ulegnie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia