8 września 2019

Zaufaj mi - Rozdział 2


 Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział. :)


Obsłużył ostatni stolik. Pora lunchu dobiegała końca i potem będzie miał więcej luzu. Na szczęście dzisiaj żaden z klientów nie zaczepiał go. Ludzie przyszli bardziej coś zjeść niż się zabawić. Dlatego dzienne zmiany były pod tym względem lepsze. Chociaż tylko od czasu do czasu znajdowali się tacy klienci jak ten wczorajszy. Sam nie wiedział co go podkusiło, żeby wylać facetowi wodę z lodem na krocze. Ta scena wprawiała go w lepszy humor. Gdyby trzeba było postąpiłby tak samo. Znał swoją wartość, swoje zasady i jeżeli nie chciał to nie pozwalał się dotykać. Na pewno nie był kimś od klepania po tyłku.
Podał rachunek klientowi, który zapłacił dodając suty napiwek. Był to jeden ze stałych klientów. Pracował niedaleko w jednym z biurowców i każdego dnia wpadał na lunch. Co najlepsze, to facet nie był homoseksualny, do tego miał żonę i dzieci, ale pierwszy raz przyszedł tutaj ze swoim przyjacielem, jedzenie mu posmakowało i wracał. Nikt go nie nagabywał, nie rzucał niestosownych propozycji. Raz się zdarzyło, ale mężczyzna grzecznie odmówił i nie wystraszyło go to. Następnego dnia wrócił. Często przychodził tu z przyjacielem i koleżanką z pracy, ale najczęściej to bywał sam.
– Dziękuję – podziękował Ian. – Zapraszamy ponownie.
– Na pewno przyjdę. – Wstał. Miał ponad trzydzieści lat, blond włosy i sympatyczny uśmiech. Nie był typowym przystojniakiem, na pewno daleko mu było do wyglądu Aarona, ale mógł się podobać. – Dzisiaj sobota, a ja jak zwykle muszę siedzieć w biurze, bo szef tak każde. Gdyby nie wy padłbym z głodu.
– Są inne bary.
– Są za daleko, a ja mam tylko godzinę. A nie lubię jeść szybko. Poza tym tu mi się podoba. Do zobaczenia.
– Do widzenia – pożegnał klienta, którego następnym razem na swoje zmianie zobaczy we środę. Lubił z nim rozmawiać. Mężczyzna był bardzo sympatyczny i dużo mówił o swojej rodzinie. Posprzątał stolik, wytarł go i zaniósł naczynia do kuchni.
Dochodziła właśnie czternasta kiedy drzwi do baru Stefano otworzyły się i przekroczył je Aaron będąc w doskonałym nastroju. Ian ujrzał go już z drugiego końca sali. Miał taką nadzieję, że facet się nie pojawi. Podał klientowi kawę i podszedł do baru za którym stał Zane. Nowy barman, ale bardzo utalentowany.
– Jeszcze dwie kawy – zamówił u niego i spojrzał na wgapiającego się w niego Daddario. – Chcesz czegoś? – zapytał głosem przesączonym lodem.
– Ciebie i siebie… – Przyglądał się okularom w wąskich oprawkach, które spoczywały na nosie Iana. Chłopak wczoraj ich nie miał. Po raz pierwszy widział go w okularach.
– Nie kończ – rozkazał. Wziął od Zane’a kawy i zaniósł do innego stolika. Jego zmiana właśnie się kończyła i zaraz drugi kelner, który przebierał się na zapleczu, przejmie jego stoliki.
– Pamiętasz, że jesteśmy umówieni na pizzę? Tu niedaleko jest jakaś pizzeria – zagadnął Aaron, kiedy Ian ponownie pojawił się tuż przy nim. Chłopak coraz bardziej mu pasował. Miał pazur. Szkoda tylko, że przez niego może mu być trudniej wygrać zakład. Ale wierzył w siebie. Poradzi sobie.
– Człowieku, ja się na nic nie zgodziłem. Po pracy wracam do domu.
– Jedno spotkanie. Co ci szkodzi? Potem możesz dać mi kosza. – Nie pozwoli na to, ale Bradshaw nie musiał o tym wiedzieć. Miał plan i go zrealizuje. – Pogadamy o uczelni. Nawet nie wiem na jakim jesteś kierunku.
Ian obrzucił go sceptycznym wzrokiem. Pokręcił głową i zniknął na zapleczu.
– Twarda sztuka z niego – zabrał głos Zane. Jego rude włosy były wręcz pomarańczowe, za czym Aaron nie przepadał, ale już zdążył zauważyć, że barman ma niezłe ciało i tyłek. Gdyby nie musiał wygrać zakładu to zająłby się tym kąskiem.
– Nie można być wiecznie twardym. – Oparł się łokciami o bar lustrując barmana.
– Zależy czego ta twardość ma dotyczyć. – Zane puścił oczko do Aarona.
Daddario uśmiechnął się pod nosem. Tak, miałby tego faceta natychmiast. Już go widział jak przed nim klęczy i go ssie biorąc głęboko go gardła. Jego myśli zostały natychmiast przerwane, kiedy z zaplecza wyszedł Ian. Przeklął w duchu siebie, mając nadzieję, że chłopak nie zauważył jak patrzy na barmana. Natychmiast się wyprostował.
– To jak? Na pewno jesteś głodny.
Ian prychnął. Doskonale widział co się chwilę temu działo. Daddario był zadufanym w sobie dupkiem. Nie miał ochoty iść z nim na pizzę, ale naprawdę był głodny mimo że miał przerwę aby coś przekąsić, i coś go podkusiło, aby się zgodzić.
– Na pewno to nie randka i płacę za siebie.
– No jak chcesz, ale…
– Nie ma żadnego „ale”. Po prostu jestem głodny, a pizza brzmi dobrze. – Pierwszy ruszył do drzwi, a Aaron zagapił się na jego tyłek.
– Powodzenia – rzucił Zane.
– Dzięki. Przyda się. – W wygranej, która będzie najsłodsza w chwili kiedy zaciągnie Iana do łóżka.

*

Ian Bradshaw dobrze znał pizzerię w której usiedli. Często tutaj jadał, a nawet zamawiał jedzenie do domu. Podawali bardzo dobre pizze i nie tylko. Od dwóch miesięcy lokal był otwierany już od trzynastej, podczas gdy wcześniej dopiero o szesnastej na drzwiach znikał napis „zamknięte”. Miejsce było przytulne, ale czasami obsługa pozostawiała wiele do życzenia. Jedna z kelnerek była za bardzo nachalna dla klientów i niemiła dla współpracowników. Ale smaczne jedzenie rekompensowało wszystko. Chociaż gdyby Ian był właścicielem takiego miejsca od razu zwolniłby kobietę. Na szczęście, jak zauważył, dziewczyny dzisiaj nie było. Nie miał ochoty na wciskanie mu kolejnych napojów, czy pizzy, byle tylko lokal więcej sprzedał.
Usiedli przy stoliku przy oknie dzięki czemu Bradshaw mógł obserwować ludzi przechodzących po chodniku czy samochody zatrzymujące się na światłach.
– Wczoraj nie miałeś okularów – zagadnął Aaron o tym jak obaj złożyli zamówienie.
– Rzadko je noszę. Głównie używam szkieł kontaktowych.
– To dlaczego…
– Bolą mnie oczy – wyjaśnił. Mało tej nocy spał i oczy były na tyle zmęczone, że wolał przyjść do pracy w okularach.
– Naprawdę dobrze ci w nich – rzucił komplementem Aaron, na co Ian zmrużył oczy.
– Znam takich jak ty. – Pochylił się nieznacznie w stronę Daddario. – Sądzą, że zrobią maślane oczka, powiedzą parę komplementów i już ktoś należy do nich.
Aaron zagryzł niepewnie wargę udając zakłopotanie i nieśmiałość.
  Dlaczego osądzasz? Nie znasz mnie. Nie lubię tego. – Spuścił nieznacznie wzrok.
– Nie udawaj. Twoja reputacja sięga nawet na mój wydział. – Ian uśmiechnął się do kelnerki, która podeszła do nich z doskonale pachnącą pizzą. Na obu połowach były różne składniki, bo zamówili jedną dużą i do tego dwie szklanki coli.
– Reputacja. Dlaczego wierzysz we wszystko co inni powiedzą? Jak powiedziałem, Ian, nie lubię osądzania. Nie znasz mnie, a ludzie dużo mówią. Często, aby komuś zaszkodzić. Owszem, lubię mężczyzn i flirtuję z nimi, ale… – zawiesił głos robiąc to specjalnie.
– Ale? – dopytał Bradshaw biorąc pierwszy kawałek pizzy.
– Ale od jakiegoś czasu mi się podobasz i w końcu odważyłem się do ciebie zagadać.
Ian gdyby nie miał pełnych ust wybuchnąłby śmiechem słysząc tę bajeczkę. Nie miał pojęcia co Aaron chciał ugrać, ale nie wierzył w żadne jego słowo i tę postawę niewiniątka. Daddario mógłby być dobrym aktorem. Szkoda, bo ten o rok starszy chłopak naprawdę mu się podobał. Złamałby mu jednak serce, a on już nie chciał przez coś takiego przechodzić. Problem był jednak w tym, że serce chciało wierzyć w każde słowo studenta, na szczęście rozum wygrywał.
– Jakie miałem fantastyczne szczęście, że odkryłem ze znajomymi bar w którym pracujesz – kontynuował Daddario jedząc swoją połowę pizzy. – Inaczej nie miałbym pewnie…
– Skończ pleść te dyrdymały, bo to na mnie nie działa.
– A co na ciebie działa? – zapytał Aaron już wiedząc, że nie złapie Iana na swoją udawaną nieśmiałość. Plan A przepadł. – Powiedz, co mam zrobić, abyś umówił się ze mną do kina? Dzisiaj. Mam bilety na dobrą komedię. To znaczy słyszałem, że jest dobra. I mówię poważnie, naprawdę od dawna chciałem się z tobą umówić. Jesteś inny niż wszyscy. Wyjątkowy i wiem, że nie nadajesz się na jedną noc. Może się wydawać, że szukam wyłącznie facetów do małej przygody, ale ja naprawdę chcę zbliżyć się do kogoś z kim mógłbym coś stworzyć. Nie moja wina, że każdy z nich ucieka bojąc się związku. – Może plan B zadziała. Takiemu chłopakowi jak Ian musi zmięknąć serce dla kogoś kto szuka swojej drugiej połówki i jest dobry, a tylko inni go krzywdzą.
Bradshaw uniósł brwi.
– Naprawdę mógłbyś być dobrym aktorem. Nie wiem co ja tu robię. – Wyjął portfel z kieszeni i rzucił na stolik banknot. Kelnerka powinna się ucieszyć z napiwku. Wstał i w tej samej chwili poczuł jak gorące palce zaciskają się na jego nadgarstku.
– Usiądź. Przepraszam. Po prostu… Naprawdę chciałbym się w tobą umówić. Wiem, że jestem dupkiem, ale podobasz mi się.
– Tą gadką nie zaciągniesz mnie do łóżka i puść mnie – warknął. Oczy klientów pizzerii zwróciły się ku nim. Źle się czuł robiąc takie przedstawienie.
– Nie o to chodzi. Dobra, o to też, ale naprawdę chcę cię bliżej poznać. – Aaron puścił dłoń chłopaka bojąc się, że ten ucieknie. – Jedna szansa, co ty na to? Pozwól odwieźć się do domu, a wieczorem umów się ze mną do kina. Szkoda, aby bilety się zmarnowały. – Też wyjął pieniądze i zapłacił za siebie. Stanął obok wpatrującego się w niego Iana. Podobało mu się to, że chłopak był od niego niższy o kilka centymetrów, musiał mieć z metr osiemdziesiąt pięć lub ciut mniej. On sam miał metr dziewięćdziesiąt. U nich w rodzinie każdy z mężczyzn był bardzo wysoki.
– To nie będzie randka. I wrócę do domu metrem.
– Dla mnie to żaden problem cię podwieźć. Boisz się, że będę wiedzieć gdzie mieszkasz, a może że mi ulegniesz i zaprosisz mnie na kawę? Lubię kawę. Bardzo.
Wbrew sobie Ian zaśmiał się. Wyobraził sobie Aarona jako psa, który teraz stoi przed nim i macha z radości ogonem czekając na smakołyk. Kawa była także i jego narkotykiem. Jeżeli rano jednej nie wypił był nie do życia.
– Doprowadziłem cię do śmiechu, to już coś.
– Nie pozwalaj sobie za dużo, Daddario. Pojadę metrem.
– Jak chcesz. – Musiał ustąpić, bo czuł, że jeżeli tego nie zrobi to ofiara wymsknie mu się z pułapki. – A co do kina…
– Pójdziemy jako znajomi. Nie będę twoją randką. Powiedz tylko gdzie i o której godzinie mamy się spotkać. Dotrę tam.

*

Chwilę po wyjściu z pizzerii i pożegnaniu się z Ianem Aaron umówił się z Philipem i Joelem, że wpadnie do nich. Mężczyźni wynajmowali razem mieszkanie po tym jak wynieśli się z akademika. To do tego miejsca zaciągali zbajerowane dziewczyny i wypuszczali je dopiero rano. Częściej robił to Philip, bo Joel był tym grzeczniejszym z ich trójki i ciągle dawał im do zrozumienia jak bardzo nie podoba mu się ten zakład.
– Ale to ty mówiłeś, że już straciłem swój urok i żaden mi nie ulega.
– Mówiłem, ale nie oznaczało to, że masz kogoś skrzywdzić.
– Nikogo nie skrzywdzę. – Usiadł na wygodnej kanapie wyciągając nogi przed siebie. Joel siedział w fotelu skacząc po kanałach telewizyjnych.
– Rozkochanie kogoś w sobie, pójście z nim do łóżka, a potem wyrzucenie tej osoby jak niepotrzebnej szmaty… Nie wiem jak można to nazwać inaczej niż skrzywdzeniem kogoś. Do tego jeszcze Ian. To porządny gość.
– Nie moja wina że jako pierwszy wszedł przez tamte drzwi. – Aaron wzruszył ramionami nic sobie nie robiąc w uwag przyjaciela.
– Nic nie rozumiesz. Obaj nic nie rozumiecie.
– A co? – Philip, który wyszedł z łazienki nie bardzo był w temacie.
– Joel czepia się od wczoraj tego samego.
– Zakład. Joel, nie martw się. Aaron przegra. – Zarechotał i klapnął obok Daddario. Od razu sięgnął po piwo, które Aaron przyniósł. – To mówisz, że umówił się z tobą do kina?
– Yhym. Będzie mój. A wy coś planujecie na dzisiaj czy będziecie tyłki grzać na kanapie?
– Ja wybieram się na podryw. Może zarwę jakąś długonogą, biuściastą blondynkę. – Rozmarzył się Philip. Każdy kto go znał wiedział, że kocha blondynki. – A Joel wybiera siedzenie na dupie. Coś ostatnio jest nie w humorze. – Trącił nogę przyjaciela stopą.
– Wal się – warknął Thomson. Rzucił pilota na niski stolik. – Wam w głowie tylko jedno. Najważniejsze, aby kogoś zaliczyć, a nie przejmujecie się jakie to może mieć konsekwencje, komu zrobicie krzywdę. Zachowujecie się jak bydło. Jeden nie lepszy od drugiego. Cud, że jakiegoś syfa nie złapaliście.
– Ej, stary, co cię ugryzło? – zapytał Philip. – Nie jeden raz wybieraliśmy się na polowanie i korzystałeś z tego. Panienki na ciebie lecą. – Co by nie mówić Joel był bardzo przystojnym dwudziestoczterolatkiem z niebieskimi oczami, brązowymi włosami i piegami na nosie. Philip nie raz wykorzystywał to, że mężczyzna przyciągał kobiety jak lep muchy.
– Może dorosłem?
– W ciągu jednej nocy? – Zaśmiał się Aaron.
– Słuchaj, stary. Zaręczam, że żadna panienka, którą się pieprzyłem nie została skrzywdzona. Im też zależało tylko na jednym. Inaczej nie chodziłyby po barach, prawie nago i nie przysiadały się do facetów. Ja to tylko wykorzystuję. Zanim spotkam porządną kobietę to chcę poszaleć – dodał Philip otwierając kolejne piwo. Postawił je przed Joelem. – Masz, rozluźnij się.
– Pierdol się. – Joel poderwał się z kanapy. – Traktujecie ten zakład tak lekko. Nie patrzycie na to, że kogoś możecie zranić.
– Brałeś udział w tym zakładzie – powiedział stanowczo Aaron będąc coraz bardziej wkurzonym.
– Nie. Siedziałem obok. Całą noc o tym myślałem i to jest świństwo… – urwał, bo Aaron złapał go za koszulkę i przyciągnął do siebie.
– Nie waż się Bradshawowi powiedzieć prawdy – syknął prosto w twarz przyjaciela. – Mam ochotę się zabawić i to zrobię. Mam w dupie czyim kosztem. Chcę wygrać to wyzwanie i wygram, ale jeżeli piśniesz słówko…
– Ty się nigdy nie zmienisz – szepnął Joel. – Masz serce z kamienia. – Strząsnął z siebie ręce Aarona.
– Lepiej mieć z kamienia niż mieć miękkie i podatne… – Przymknął oczy. Po tym jak je otworzył ruszył do wyjścia.
– Ej, dokąd to? – zawołał za nim Philip.
– Jak  najdalej stąd. – Odwrócił się i uśmiechnął: – W końcu jestem umówiony. Muszę się przygotować. Chcę go zwalić z nóg. – Puścił kumplom oczko nie przejmując się miną Joela. Nie mógł doczekać się wieczoru.

*

Ian warknął próbując jakoś ułożyć swoje włosy. Zły był na siebie, że tak się nimi przejmował. Sięgały mu do karku i zawsze wiązał je w małą kitkę nie przejmując się krótszymi kosmykami. Podczas gdy teraz każdy włos mu przeszkadzał. Miał włosy swojej mamy. Jej długie bujne loki były bardzo gęste i wzbudzały zazdrość w innych kobietach. Szare oczy miał po ojcu i szczupłe ciało. Mama była mocniej zbudowana i lekko przy kości.
– Niech to szlag. Po co ja się tak przejmuję. To tylko kino. – Rozburzył dłonią włosy. – Muszę się w coś ubrać. – Po tym jak wziął prysznic chodził po mieszkaniu w ręczniku owiniętym wokół bioder wciąż nie potrafiąc się zdecydować co na siebie włożyć. Zachowywał się jak kobieta idąca na randkę z wyśnionym mężczyzną i przez to jeszcze bardziej go nosiło.
Przecież wiedział jaki jest Daddario. Lubi tylko zaliczyć i wyrzucić niczym zużytą, jednorazową, rękawiczkę. Przecież nie chciał iść z nim do tego kina, ale się zgodził. Raczej zrobił to dlatego, że nie zamierzał kolejnego sobotniego wieczoru spędzać sam oglądając głupie reality show i zastanawiając się jakimi idiotami muszą być ludzie którzy godzą się na wszystko byle tylko wygrać pieniądze. Nigdy tego nie rozumiał. On choćby miał wygrać milion nie skrzywdziłby nikogo nie pozwolił na zgnojenie siebie i to na oczach widzów.
Założył bieliznę i ubrał na siebie czarne, poprzecierane na udach i kolanach dżinsy. Wydał na nie część wypłaty by takie kupić, a jeszcze nie miał okazji ich założyć. Do tego wybrał czarną koszulkę z rękawem trzy czwarte, ale nadal nie wiedział co zrobić z włosami. Kiedy zajął się ich wiązaniem usłyszał dzwonek przy wejściu.
– Kogo licho niesie. – Za pół godziny musiał wyjść, aby dotrzeć na czas w umówione miejsce.
Podążył do drzwi nadal boso, nie mając na sobie nawet skarpetek. Wyjrzał przez judasza i westchnął. Przekręciwszy klucz w zamku nacisnął klamkę.
– Co tutaj robisz? – zapytał po otwarciu drzwi.
Wysoka szatynka obrzuciła go zainteresowanym wzrokiem i zagwizdała.
– Fiu, fiu, a gdzie to się wybierasz? Idziesz na randkę? – Popchnęła Iana wchodząc do środka. – Kuzynce chyba powiesz co nie?
– Nie mam teraz czasu. To nie randka tylko wyjście do kina.
– Z facetem? To randka.
– Żadna…
– Ian, odstrzeliłeś się jak stróż w Boże Ciało i ty mi mówisz, że to nic nie znaczy? Na zwykłe wyjście nie zakłada się markowych ubrań na które cię nie stać. Kto to jest?
– Alisha, to nie jest randka. – Stanął przed lustrem chcąc się zaczesać.
– Kto to jest? I zostaw to. Dobrze wyglądają.
– Rozwalają się na wszystkie strony.
– Są w porządku. No kto to jest?
– Aaron Daddario.
– Ten w którym się durzysz od dwóch lat? – pisnęła. – Ale sam mówiłeś, że to dupek i tak dalej. Wolę tego nie powtarzać.
Przysiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach. Po chwili spojrzał na kuzynkę i przyjaciółkę w jednym. Dziewczyna miała dwadzieścia dwa lata i od dwunastego roku życia mieszkała z nim i jego rodzicami po tym kiedy jej rodzice i brat zginęli w wypadku. Ona cudem się uratowała. Długo nie mogła dojść do siebie. W końcu jej się to udało i była bardzo wesołą, młodą kobietą.
– Masz rację, zadzwonię do niego i odwołam to spotkanie – jęknął. – Nie zadzwonię. Nie mam jego numeru telefonu.
– Sądzę, że nie ma sensu tego odwoływać, bo chcesz tam iść. – Usiadła przy nim i położyła dłoń na jego kolanie. – Zgodziłeś się na spotkanie, bo podświadomie tego chciałeś. Od zawsze. Pamiętasz jak raz przyszłam do ciebie na uczelnię, a ty mi pokazałeś tego faceta? Widziałam twój wzrok.
– Nie chcę, aby mnie zranił. Wiem jaki jest.
– Przecież jeden wieczór o niczym nie przesądza. To tylko kino. Na którą jesteś z nim umówiony?
– Na dziewiętnastą. – Spojrzał na zegarek i zerwał się z miejsca. – Cholera, zaraz mam metro. Ta linia zatrzymuje się… Co? – zapytał kiedy Alisha położyła dłonie na jego ramionach.
– Mam samochód, podwiozę cię.
– Ratujesz mnie kobieto.
– Dobrze, że tu przyszłam, bo zaczynałeś panikować. Zbieraj się.
Pod kino zajechali punktualnie, co dziwne, bo w Nowym Jorku o tej porze trudno o puste ulice. W sumie można powiedzieć, że ono nigdy nie zasypiało. Tętniło życiem przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Miasto miało wszystko czego tylko dusza zapragnie. Parki, teatry, kina, światowej sławy muzea na Upper East Side i najbardziej awangardową modę w Meatpacking District, czy drapacze chmur w Midtown środkowej części Manhattanu.
Ian podziękował kuzynce całując ją w policzek i wysiadł. Musiał przejść kilka kroków, by podejść pod kino w którym był umówiony z Aaronem. Wciąż nie był pewny czy robi dobrze. Miał wrażenie, że wbrew sobie wpada w sieć pająka. Niby miał słuchać rozumu, a tym razem był pewny, że to serce nim kierowało, kiedy galopowało mu w piersi niczym koń na torze wyścigowym.
Aarona zauważył stojącego tuż przy wejściu. Mężczyzna z początku go nie zobaczył wpatrzony w reklamę wyświetlającą się na sąsiednim budynku. Dopiero gdy do niego podszedł czarne oczy spoczęły na nim.
– Wow – wymsknęło się Aaronowi i poczuł, że to on został zwalony z nóg.

10 komentarzy:

  1. Szczerzę się jak głupi do sera po przeczytaniu końcówki. Czyżby wilk miał wpaść we własne sidła? Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. No no ,co tu się dzieje😁 Bedzie z tego niezły kawałek opowiadania. Dziękuję Luano💚

    OdpowiedzUsuń
  3. I kto tu kogo zawalił z nóg?!?�� Cudne! Weny i do następnego Yuki

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh, tu jest tyle piękności i tak wiele do czytania! Jestem tu nowy i już mi się podoba. Jak często publikujesz nowe rozdziały? Pozdrowionka Ruju

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie widzieć kogoś nowego. Mam nadzieję Raju, że będziesz się tutaj dobrze bawił. :) Publikuję rozdziały raz w tygodniu w niedzielę o 20.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Ian i Aaron. Rety jestem zachwycona chłopakami.
    Muszę przyznać, że ta randka zapowiada się naprawdę ciekawie.
    Intryguje mnie Aaron. Niby wyzywający i w ogóle inny a zarazem czuje że bardzo tajemniczy.
    Jestem ciekawa jak potoczy się ta historia i coś mi mówi, że kolorowo nie będzie.
    czekam na kolejny rozdział.
    i Miłego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
  6. No, no, niby Ian udaje twardą sztukę, ale ciągnie go do Aarona, jak pszczołę do miodu. Jestem ciekawa, co z tego wspólnego wyjścia do kina wyniknie. Coś myślę, że Aaron może wpaść w własną sieć, skoro Ian jest tak gorący ;)
    Intryguje mnie przyjaciel Aarona, Joel, ciekawe, czy to on nie wyzna prawdy Ianowi.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nasz wilk wpada w własne sidla i to w tak latwy sposób.
    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka,
    no i kto kogo zwalił z nóg ;) ale boję się jednak o Iana bo Aaron naciska a ten w końcu mu ulegnie...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    wspaniale, no i kto kogo zwalił z nóg ;) ale boję się jednak o Iana bo Aaron naciska a ten w końcu mu jednak ulegnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)