Usiedli w fotelach mieszczących się
w jednym z ostatnich rzędów. Seans miał się niedługo rozpocząć i jak Ian zdążył
zauważyć było dość dużo widzów. Ludzie jeszcze szukali swoich miejsc niosąc ze
sobą popcorn i napoje. Oni też mieli tradycyjny zestaw. Każdy swój, chociaż
Aaron upierał się, aby zamówili jeden duży pojemnik prażonej kukurydzy.
Bradshaw jednak postawił na swoim nie mając zamiaru pozwolić, aby ich ręce
dotykały się w chwili, kiedy by równocześnie sięgnęli po przekąskę. Znał takie
numery z niejednego filmu. Zawsze zaczynało się od pierwszego dotyku, potem
palce pieściły te drugie… Potrząsnął głową odganiając te myśli. Postawił mały
kubełek popcornu na kolanach, a napój trzymał w dłoni. Miał nadzieję, że
podczas filmu nie będzie słyszał jak ludzie wokół jedzą i siorbią. Z tego też
powodu wolał filmy oglądać w domu. W kinie był ze dwa lata temu i wyszedł w
połowie seansu, kiedy widzowie zaczęli szeleścić papierkami. Coś takiego go
wnerwia. On zawsze w kinie starał się zachowywać cicho.
– Jesteś zamyślony – powiedział
Aaron pochylając się nieznacznie w stronę Iana. – Pewnie się zastanawiasz co tu
ze mną robisz?
– Sądzisz, że świat kręci się wokół
ciebie? – Obrzucił go sceptycznym spojrzeniem. – Wierz mi, mam ciekawsze rzeczy
o których mogę myśleć. Ty wydajesz się być najmniej ciekawym obiektem.
Aaron otworzył usta chcąc coś
powiedzieć, ale nie wiedział co. Z ulgą powitał ciemność, którą pokryła się
cała sala kinowa. Ten chłopak go zaskakiwał. Sądził, że jeżeli dzisiaj się
ubierze seksownie to Ian nie oderwie od niego oczu, okazało się jak bardzo się
pomylił. Stało się nawet na odwrót, to on nie mógł oderwać oczu od dwudziestotrzylatka
siedzącego obok i wpatrującego się w ekran. Coś czuł, że kino to nie był
najlepszy pomysł na wyjście.
Miał rację, bo przez następne dwie
godziny nie zamienił z Ianem nawet słowa. Co chciał do niego zagadać młody
mężczyzna go uciszał. Owszem, może i komedia była świetna, ale Aaron jej
nienawidził. Odebrała mu uwagę Bradshawa podczas której by miał szansę go
omotać ładnymi słówkami. Chociaż nie, Ian nie był typem osoby, która się na nie
nabiera. Zawsze jednak mógłby spróbować. Po filmie chłopak mu ucieknie i jeden
wieczór stracony. Mimo że miał jeszcze kilka dni do końca zakładu to i tak
każda niewykorzystana minuta oddalała go od wygranej.
Wyszli z kina w ciemną noc, którą i
tak nie można tak było nazwać, bo wszędzie były miliony świateł rozświetlając
wszystko wokół. Przez co nie było szans zobaczenia gwiazd na niebie, teraz
wyglądającym jak czarne tło gdzieś tam hen wysoko.
– To dzięki za zaproszenie. – Ian
wsunął dłonie do kieszeni spodni, które i tak były bardzo wąskie. Nie miał co
zrobić z rękoma i w ogóle czuł się spięty nie mając pojęcia co dalej.
– Już chcesz uciekać? Wieczór
dopiero przed nami, a podobno masz jutro wolną niedzielę.
– Jutro jadę do rodziców. – Zawsze
ich w niedzielę odwiedzał. Czy to jechał tam na cały dzień czy dopiero po
pracy.
– To jutro, ale…
– Aaron, słuchaj, wracam do domu.
Dzięki za kino, film był świetny, ale jeżeli kombinujesz, że zjem z tobą
jeszcze kolację ze śniadaniem to nie ze mną takie numery.
– Nie! – krzyknął Daddario
zwracając na siebie uwagę innych ludzi. Czuł, że Ian chce się wydostać z jego
pułapki i nie znał sposobu, aby go zatrzymać. W ogóle dzisiaj wieczór coś się z
nim działo odkąd zobaczył chłopaka. Zapominał języka w gębie. – Nie o to mi
chodziło. Po prostu fajnie mi się z tobą spędza czas, a w kinie nie mogliśmy
porozmawiać. Jest naprawdę wcześnie.
– Chcę się jeszcze pouczyć. Jestem
na matematyce i nie ma tam łatwo. A w poniedziałek mam zajęcia.
– Ja też. To znaczy mam zajęcia.
Jestem na zarządzaniu. To może pozwolisz odwieźć się do domu.
Ian zmrużył oczy ukryte za
okularami. Aaron wydawał mu się jakiś dziwny… Normalny mógłby rzec. Może
naprawdę to co o nim mówili to jedno, a prawda jest zupełnie inna. Nieraz się
zdarzało, że ludzie wymyślali o kimś bajeczki. Owszem, nie wątpił, że Daddario
lubił flirtować, a w dodatku pewnie z łatwością brał sobie kogoś na jedną noc,
ale może to się odbywało za obopólną zgodą. Jedna przygoda i koniec. Może
nikomu nie łamał serca.
– Ja pierdolę – warknął Ian pod
nosem. Skąd te myśli? Przez nie staje się nierozważny.
– Hm? Przeklinasz, bo chce cię
odwieźć? Słuchaj, Ian, czułbym się pewniej gdybym odwiózł cię do domu.
– Pewniej?
– Byłbyś bezpieczniejszy.
– Z tobą? – Zaśmiał się
Bradshaw. – Zabawne.
– No przecież grzeczny jestem.
Chodź, cudem udało mi się niedaleko zaparkować. Nie każ się namawiać. – Posłał
w stronę Iana swój najlepszy, przyjazny uśmiech. Wyciągnął w jego stronę rękę,
ale chłopak tylko prychnął nadal trzymając swoje dłonie w kieszeniach. Opuścił
rękę. – Dobra, to nie będziemy się trzymać za rączki jak zakochani, ale chodź.
Dla mnie to nie kłopot, a nie będziesz tłukł się metrem. No i pogadamy.
Ian wzruszył ramionami. Nie
zaszkodzi mu, że się na to zgodzi. Na pewno mu niczego nie ubędzie, a musiał
przed samym sobą przyznać, że tak naprawdę nie chciał wracać do domu. Nie tak
szybko. Alisha miała rację. On chciał tego spotkania. Nie było innego
wytłumaczenia. Niestety, też właśnie przez to bał się siebie. Wolał odsunąć na
bok dwuletnie zadurzenie w obok idącym facecie. Wysokim, seksownym i
ciemnowłosym zniewalającym mężczyźnie, który może mu zmiażdżyć serce. Jak miał
uwierzyć, że zainteresowanie Aarona jest prawdziwe? Jak miał uwierzyć, że
wchodzenie w jego siła nie skończy się źle?
Stanęli przy srebrnym Fordzie
Mustangu. Ian wiele razy widział Aarona w tym samochodzie, więc z łatwością
rozpoznał pojazd.
– Wsiadaj – powiedział Daddario
wyłączając alarm i otwierając chłopakowi drzwi pasażera. Sam obszedł auto uradowany,
że to nie koniec wieczoru. Zyska może z dodatkową godzinę do zdobycia serca i
ciała Iana. Najpóźniej w czwartek za dwa tygodnie będzie musiał go zaciągnąć do
łóżka i zrobi to z rozkoszą. Ian był seksowny i do tego doskonale pachniał. Nie
miał pojęcia czym ten chłopak się spryskuje, ale zapach go zniewalał. Już w
kinie miał ochotę go obwąchać, ale się powstrzymał. Nie był przecież psem.
Ian usiadł na siedzeniu, dość
wygodnym jak stwierdził, i zamknął drzwi. Chwycił za pas, aby go zapiąć. Po
chwili Aaron pojawił się obok.
– To podaj adres pod który mam cię
odwieźć. – Włączył radio z którego zaczął płynąć jakiś skoczny utwór, który
idealnie dobry by był do biegania. Przy takich człowiek nie zasypia, a wręcz ma
ochotę działać. Zaczął wystukiwać jego rytm na kierownicy.
Ian przez chwilę zagapił się na
niego, takiego faktycznie innego, jakby będącego sobą. Kiedy Aaron chciał
ponowić pytanie ich oczy się spotkały. Bradshaw utrzymał to spojrzenie
pokonując ochotę, aby uciec. Powiedział starszemu o rok chłopakowi dokąd ma
jechać. Dopiero później oderwał od niego oczy i skierował je na przednią szybę.
Przez chwilę w czasie drogi
panowała pomiędzy nimi cisza. Ian odezwał się pierwszy zadając pytanie które go
nurtowało.
– Powiedz mi prawdę. Dlaczego tak
nagle to wszystko?
– Co? Masz na myśli, że się z tobą
umówiłem…
– Dokładnie to.
– Przecież już mówiłem. – Włączył
kierunkowskaz w prawo. – Od dawna mi się podobasz, ale dopiero spotkanie w
barze dało mu kopa do tego, aby ciebie poznać.
– Ktoś taki miał problem, aby
wcześniej do mnie podejść? Nie wierzę.
– Ian, uwierz. Ja naprawdę w głębi
siebie jestem nieśmiały i jeżeli ktoś mi się bardzo podoba, kogoś polubię, to
mam problem ze zbliżeniem się do tej osoby. – Kłamca, krzyczał jakiś głos będąc
podobnym do głosu Joela. – Przykro mi, że wierzysz we wszystko co o mnie mówią.
– Nie wiem w co mam wierzyć. –
Spojrzał na Aarona. – W każdych plotkach jest deko prawdy.
– Dobra, jestem podrywaczem, ale to
niewinne zabawy. Naprawdę poważnie podchodzę do kogoś kto wydaje mi się
wyjątkowy i ty taki jesteś. Czuję się przy tobie… Inaczej. – Co było prawdą, bo
tak naprawdę nie miał pojęcia jakie sztuczki zastosować, by Ian mu uległ.
Zerknął na wpatrującego się w niego Bradshawa, a potem znów skupił się na
drodze. Zazwyczaj jeździł szybko, ale dzisiaj wolał bardziej uważać. Wiózł
przecież swoją ofiarę.
– Wiesz jaki wydajesz mi się być? –
zapytał po kilku minutach Ian.
– Jaki?
– Jesteś takim pięknym pająkiem,
który rozprzestrzenia wokół swoją sieć i czeka na ofiary, które niczego się nie
spodziewając wpadają w twoją pajęczynę. Potem ty atakujesz, a one nie mogę
uciec.
– Podoba mi się to porównanie. To
co, od dzisiaj mówisz do mnie pajączku? – Roześmiał się, a po chwili Ian do
niego dołączył. – Zaufaj mi, Ian. Nie jestem taki. Z mojej sieci można uciec –
dodał w formie żartu. Nie chciał jednak, aby chłopak siedzący obok uciekł. Musi
wejść w tę pajęczynę głębiej. W sam środek. Oplątać się nią, uwierzyć, że to
bezpieczne. – Spotkamy się jutro?
– Mówiłem, że jutro spędzam dzień z
rodzicami. O zatrzymaj się tutaj. Mieszkam niedaleko.
– Nie powiesz w której kamienicy? –
Zjechał na bok i zaparkował. Odpiął pas.
– Nie. Jeżeli tak bardzo ci zależy
to mnie znajdziesz. Nie będę ci niczego ułatwiać. – Odpiął pas i już miał
otworzyć drzwi, kiedy jego dłoń została schwytana w drugą, większą, gorącą i
bardzo męską. Aż go ciarki przeszły, gdy sobie wyobraził jak ta dłoń dotyka
jego ciała.
– Nie uciekaj, proszę. – Wychylił
się bardziej w stronę Iana. Wyciągnął rękę i odgarnął mu z czoła kosmyk, który
już wcześniej kusił go, by to zrobić. Poza tym musiał zacząć działać. Czas
płynął.
– Myślę, że lepiej pójdę…
– Chyba za dużo myślisz, a nie
pozwalasz sobie działać. – Położył dłoń na karku Iana i przyciągnął jego głowę
w swoją stronę. Jeszcze bardziej się nachylił. Ich twarze znalazły się blisko
siebie. – Pozwól mi się pocałować.
Bradshaw pragnął stąd uciec, lecz
jakaś siła go trzymała. Mógł odepchnąć mężczyznę i wyjść, ale siedział jak
zmumifikowany i tylko jego serce opętało szaleństwo. To się nie mogło dziać.
Aaron Daddario nie był dla niego. Mimo tych myśli zadrżał, kiedy ciepłe wargi
studenta dotknęły jego ust. Były miękkie, słodkie, soczyste, takie jakie sobie
czasami wyobrażał w chwilach słabości. Naprawdę chciał nie oddać tego
pocałunku, ale nie wiedzieć kiedy położył dłoń na policzku Aarona przechylając
lekko głowę. Czuł pod palcami wykluwający się zarost. Złączył ich usta wsysając
dolną wagę mężczyzny pomiędzy swoje. Daddario naparł mocniej na jego usta. Ian
rozchylił wargi pozwalając by język Aarona otarł się o jego język. Ręce
zarzucił na jego szyję przysuwając się bliżej. Wszystko w nim walczyło, by na nic
nie pozwalał, by nie ulegał, by go odtrącił, ale pragnienia wygrywały i ten
jeden, jedyny raz pozwolił im dojść do głosu. Bo przecież Aaron doskonale
całował, namiętnie, żarliwie, wprawnie. Czuł jego dłonie na sobie. Jedna
wplotła się w jego włosy, na co Ian zamruczał, a druga przesunęła się wzdłuż
uda w górę, kierując się ku wewnętrznej stronie. I mimo że język czynił cuda
bawiąc się z drugim językiem, a wargi tarły o siebie wciąż głodne, ta dłoń
otrzeźwiła Bradshawa na tyle, że zdążył ją chwycić zanim posunęła się za
daleko.
– Nie. – Odsunął się od namiętnych
ust i wyprostował. – To tylko pocałunek. Niczego więcej nie dostaniesz. – Wciąż
wirowało Ianowi w głowie, ale zdołał wysiąść z samochodu. Zrobił to tak szybko,
że Aaron nie miałby szansy go zatrzymać. Skierował się w stronę stojących w
szeregu typowych dla Nowego Jorku kamienic.
Tymczasem dwudziestoczterolatek
przymknął oczy i uśmiechnął się do siebie.
– Dostanę więcej – szepnął – czułem
jak reagowałeś. Będziesz mój szybciej niż myślałem.
Nie mając pojęcia jakie myśli krążą
po głowie Daddario Ian wkroczył do swojego mieszkania i zamknąwszy drzwi oparł
się o nie czując jak nogi robią mu się niczym z waty. Odetchnął kilka razy
głęboko. Położył palce na ustach, które wciąż czuły pocałunek tego mężczyzny. Niech
go cholera, ale powtórzyłby to.
Na tyle zdał się jego rozum i
zasady, którymi starał się kierować, szczególnie przez ostatnie godziny.
*
Niedziela powitała cały Nowy Jork
pięknym słońcem, które jeszcze początkiem września mocno przygrzewało. Dlatego
Ian w odwiedziny do rodziców ubrał się na letnio. Dobrze się czuł w taką
pogodę. Zresztą on był typem człowieka, który na pogodę nie narzekał.
Przyjmował ją zawsze taką jaką była. Nie on nią sterował, więc niczego zmienić
nie mógł.
Autobusem dojechał na przedmieścia.
Podróż przebiegła jak dla niego za szybko. Dzisiaj miał taki dzień, że nie
śpieszyło mu się do domu rodzinnego. Dobrze się w nim czuł, ale po tym co
wczoraj zaszło pomiędzy nim a Aaronem nadal nie doszedł do siebie. Wciąż w to
nie wierzył i był na siebie za to zły. Oddał pocałunek. To, że w ogóle na niego
pozwolił i to temu od kogo wszystko wołało, aby trzymać się z daleka. Rano
ledwie się zwlekł z łóżka. Kawa mu jakoś pomogła, ale to nie było zwyczajne
zmęczenie. Czuł się przygnębiony, rozdarty i nie potrafił się na niczym skupić.
Pomimo tego nie mógł zrezygnować z odwiedzin u rodziców. Zawsze czekali na jego
przyjazd. Odkąd się wyprowadził i żył na własny rachunek, bardzo martwili się o
niego. Kochał ich. Byli to wspaniali ludzie. Nie byli bogaci w dobra
materialne, ale w serce, które mieli dla wszystkich.
W wieku piętnastu lat powiedział
im, że jest gejem. Bał się tego. Umierał ze strachu co dalej będzie, a oni
przytulili go i powiedzieli, że nadal jest ich synem, kochają go takiego jaki
jest. Rozpłakał się wtedy z ulgi i z tego, że przez moment stracił w nich
wiarę. Od tego czasu minęło siedem lat. Miał już inne problemy, dużo się w jego
życiu zmieniło, ale rodzice pozostali tacy sami, pomimo że czas wyrył
zmarszczki na ich twarzach. Mama jednak nadal była energiczną kobietą,
pracowała, a tata mimo że zdrowie nie zawsze mu dopisywało nadal żył pełnią
życia.
Stanął przed domem w którym się
wychował. Niewielki, jednorodzinny budynek z zadbanym trawnikiem i bluszczem
pnącym się po ścianach, może nie był najpiękniejszy w okolicy, ale mieszkali w
nim ludzie których kochał. Na podjeździe stał samochód którym wczoraj Aisha
podwiozła go pod kino. Należał go jego taty, ale to kuzynka najczęściej z niego
korzystała.
Drzwi otworzyły się i wyszła z nich
kobieta o ciemnych, półdługich włosach przetykanych pasemkami siwizny.
Pięćdziesięciolatka z szerokim uśmiechem uściskała swojego młodszego syna.
– Chodź do środka. Niedługo ma
przyjechać Stefano z rodzicami i twój brat z narzeczoną.
– Mamo, nie powiedziałaś mi, że to
jakaś rodzinna uroczystość. – Wszedł za nią do skromnie urządzonego
przedpokoju.
– Miałam ochotę ten dzień spędzić z
całą naszą rodziną. Zrobimy barbecue, jak dawniej. Babcia z dziadkiem też mają
przyjechać. Stefano ich przywiezie. Żałuję, że mama twojego taty tak daleko
mieszka. Musimy do niej kiedyś pojechać. Chociaż dzień jazdy to mi się już na
moje lata nie uśmiecha.
– Masz dopiero pięćdziesiątkę. –
Ucałował ją w skroń. – Nadal jesteś młoda.
– A ty sypiesz komplementami. No
chodź do kuchni, zrobię ci coś do picia. Ranek, a gorąco dzisiaj. Opowiesz mi
co tam u ciebie.
– Przez tydzień niewiele się
zmieniło. – Ruszył z mamą do jasnej, przestronnej kuchni, w której wszystko
miało swoje miejsce. Nawet warzywa ustawione w koszykach na blacie i owoce
zawsze obecne w ich domu. Mógł się założyć, że dzisiaj wszystkie znikną.
– W ciągu dnia może się wiele
zmienić.
– Cześć, Aisha – przywitał się z
kuzynką obierającą pomarańczę, dzięki czemu w całej kuchni pachniało tym
owocem. Rozdzwoniła się też komórka mamy.
– Hej. Jak tam wczoraj? – zapytała
szeptem, kiedy jej ciocia poszła odebrać telefon.
– Zależy jak na to spojrzeć. –
Porwał jedną cząstkę owocu.
– Chcesz pogadać?
– Nie ma o czym. Wolę dzisiaj o tym
nie myśleć. Rodzinne spotkanie przed nami, zapowiada się cudowny dzień.
– Prawda? – Marcia dołączyła do
syna i bratanicy. – Dzwonił Stefano już wyjechali, czyli będą tutaj za godzinę.
Synku, wiesz co mnie zastanawia? – Oparła ręce na biodrach.
– Aż boję się pytać. – Nalał sobie
do szklanki soku pomarańczowego.
– Kiedy w końcu na takie
spotkanie zaprosisz jakiegoś miłego chłopca? Czy ja się kiedyś doczekam twojego
ślubu?
To były pytania od których za
każdym razem nie mógł się uwolnić. Uśmiechnął się tylko do matki i ze szklanką
soku wyszedł przez drzwi kuchenne do niewielkiego ogródka, w którym znajdował
się grill, stolik i kilka krzeseł. Nie licząc oczywiście dającego cień
wielkiego drzewa.
– Hej, tatku.
– O przyjechałeś już. To dobrze,
pomożesz mi z tym grillem. Trzeba go przesunąć, bo tutaj to dyn zaraz do domu
by leciał. A ty uciekłeś od mamy, co? Widzę to po twojej minie.
Ian skinął głową, ale ojciec tego
nie mógł dostrzec, bo był zajęty, więc powiedział:
– Ona jak zwykle chce bawić się w
swatkę. Szczególnie dla mnie. Dobrze, że żadna z jej koleżanek nie ma syna
geja, bo by mnie na randki w ciemno umawiała. Zastanawiam czy jeszcze jakiś gej
ma taką mamę jak moja. Mamę, która oczekuje, że zobaczy go na ślubnym kobiercu.
– Pomógł tacie przestawić grilla. Ten lekki nie był, ale we dwóch dali sobie
radę. – Chyba nie będziemy tego już teraz uruchamiać.
– Nie, dopiero po południu. Tak,
aby obiad zjeść. Steki już mamy gotowe.
Z domu zaczęły dochodzić jakieś
odgłosy, a po chwili mama Iana wychyliła się przed okno i zawołała:
– James, Ian chodźcie. Brent i Dana
przyjechali.
Ian uśmiechnął się na wieści, że
jego brat jest tutaj. Zawsze się dobrze dogadywali. Brent był od niego starszy
o trzy lata i niedługo miał się żenić. Ostatnio mieli ze sobą mniejszy kontakt
i bardzo tego żałował. Zanim jednak wszedł do domu odezwała się jego komórka.
Przeprosił rodziców i powiedział, że za chwilę przyjdzie. Cofnął się o kilka
kroków i wyjął telefon z kieszeni. Od razu pożałował, że wymienił się wczoraj
numerami telefonów z Aaronem. Bo to jego imię zobaczył na ekranie, zawahał się
zanim otworzył wiadomość, która nadeszła. Po przeczytaniu przymknął powieki i
znów wrócił wczorajszy wieczór. Gorący pocałunek, po którym przez pół nocy nie
mógł dojść do siebie. Jeszcze raz przeczytał wiadomość:
Spotkamy
się dzisiaj? Zależy mi na tym. Nie mogę przestać myśleć o wczoraj. Szczególnie
o tym jak pozwoliłeś mi się pocałować. Moje serce wciąż na samą myśl mocniej
bije.
– I powiedziałby kto, że myślisz
sercem? – Miał zignorować wiadomość, ale coś go podkusiło i napisał:
A
co? Tęsknisz?
Nie czekał długo na odpowiedź, bo
ta nadeszła już po chwili:
Bardzo.
To jak, spotkamy się?
Nie
dzisiaj, Aaron. Jestem w domu z rodziną i zostanę tu do nocy.
Cios
w moje serce. W takim razie do zobaczenia jutro na uczelni.
Na tę wiadomość nie odpisał.
Wolałby jutro go nie widzieć. Już nigdy więcej. Na tę myśl ta jego druga część,
która nie potrafiła przestać myśleć o Aaronie Daddario zaprotestowała. Na
szczęście nie miał czasu by się nad tym wszystkim zastanawiać. Jutro miało
nadejść dopiero za kilkadziesiąt godzin. Teraz było dzisiaj i jego rodzina. To
z tymi ludźmi zamierzał spędzić kilka najbliższych godzin.
Czyżbym była pierwsza? Poważnie xp
OdpowiedzUsuńRety fantastycznie czyta się rozdział. Muszę przyznać, że rozwój wydarzeń robi się coraz ciekawszy.
W końcu nie wiadomo jak potoczy się ich historia.
Aaron i Ian mają różne charaktery przez co są bardzo nieprzewidywalni ;)
Tak, ta historia zdecydowanie wciąga.
Będę czekać na kolejną część.
pozdrawiam serdecznie.
Świetne jest to opowiadanie��
OdpowiedzUsuńHej niestety nie mogę wejść na stronę bucketbook, czy wiadomo kiedy usterka zostanie naprawiona? :(
OdpowiedzUsuńBukcetbook ma awarię i niestety nie wiem kiedy wszystko będzie naprawione. :/
UsuńCzy w takim razie jest szansa że promocja na książki będzie przedłużona? :)
UsuńBucketbook już działa bez problemów, a co do promocji to ona była tylko do 15 września, także nie ma to nic wspólnego z awarią sklepu. :)
UsuńNie przypuszczałam, że Ian tak szybko da się pocałować Aaronowi, ale jak to mówią, czsami uczucie odbiera człowiekowi rozum tym bardziej, iż Aaron naprawdę potrafi pięknie czarować.
OdpowiedzUsuńPorównanie Aarona do pająka było cudowne, ciekawe czy nasi bohaterowie będą o tym pamiętać?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, niech Ian tak łatwo nie poddaje się Aronowi... jest w nim zakochany, a to może przenieść dla niego ból bo jak na razie ten myśli tylko o zakładzie...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och niech Ian tak łatwo się nie poddaje Aronowi... jest w nim zakochany, a to może przynieść dla niego ból bo jak na razie to Arron myśli tylko o zakładzie...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia