14 sierpnia 2016

Buntownik - Rozdział 6



Ponownie malutka reklama. Ostatnio Dream Winchester wydała swój nowy tekst "Akademik". Ja już go zaczęłam czytać i moim zdaniem warto go kupić. Także zainteresowanych odsyłam tutaj: KLIK 

Przypominam też, że w sprzedaży jest mój "Ogród malw" KLIK 
Mile byłyby widziane komentarze przynajmniej na Beezarze (bez spoilerów oczywiście), bo kupujecie, a jakoś opinii nie ma i mogę sądzić, że tekst się nie podoba.  Ja staram się, jeśli coś czytam czy na blogu, czy tekst kupiony, to zostawić chociaż kilka słów dla autora, bo wiem jak bardzo jest to ważne. I apeluję o to też dla innych autorów, którzy się męczą, starają, a potem nie mają pojęcia jak ich tekst jest obierany. Kupno to jedno - za co serdecznie inni autorzy i ja dziękujemy - ale komentarze też są ważne. :)


Bardzo dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania. :)


– Ja pierdolę, złaź ze mnie – warknął Kamil, próbując zepchnąć z siebie ciężar przyciskający go do ziemi.
– Ładne mi podziękowanie za uratowanie tyłka – odpowiedział zimno Szymon. – Mam co innego na głowie, niż ratowanie życia najuprzejmiejszemu dupkowi na świecie. – Wstał i wyciągnął rękę, żeby ułatwić Zarzyckiemu podniesienie się, ale chłopak odrzucił pomoc. –Należysz do ludzi typu: „Ja sam dam sobie radę”, co?
Podniósł się i spojrzał krzywo na Szymona. Co za dupek, pomyślał.
Dopiero teraz Kamil zauważył, że znajdują się w pobliżu stacji benzynowej, na której, przy jedynym stanowisku, stał niebieski traktor.
– Ten pojazd to twój?
– Mój, a co? Mogę podwieźć cię do domu – zaproponował Bieńkowski.
– Chyba jesteś walnięty. W życiu nie upokorzę się tak bardzo, aby wsiąść na traktor. Nieważne jaki by nie był luksusowy.
– To cieszę się, że nie będziesz... – ugryzł się w język, zanim coś powiedział. Wolał nie zniżać się do poziomu młokosa. – Wypadałoby podziękować. Gdyby nie ja, przeleciałbyś przez maskę tego świra. Swoją drogą, już dawno powinni go zamknąć.
– Dziękuję. Zadowolony?
– W pewnym sensie. Podziękujesz, jak przyjdziesz w poniedziałek do pracy. A teraz muszę skończyć tę miłą pogawędkę, bo w przeciwieństwie do ciebie mam robotę. – Ruszył w stronę zatankowanego już ciągnika.
– Ej! – Usłyszał Szymon i przystanął. Spojrzał przez ramię na Zarzyckiego.
– A kto to był? – zapytał Kamil.
– Artur Kawecki. Gnój jakich mało.
Kamil mógł to potwierdzić, ale nie zamierzał w niczym zgadzać się z rudzielcem i skierował swoje kroki tam, skąd przyszedł. Teraz marzył tylko o tym, by wrócić do domu. Usłyszał za sobą ryk silnika od traktora i obejrzał się. Bieńkowski akurat wyjeżdżał na drogę. Skierował się w jego stronę, ale nie zatrzymał się, gdy przejeżdżał obok. Co więcej, nawet na niego nie spojrzał, co tylko zdenerwowało Kamila, ale dał sobie z tym spokój, uznając, że szkoda mu nerwów na pacanów.
Dotarł do domu pół godziny później. Przywitał się oszczędnie z domownikami i uprzedzony przez babcię, że za piętnaście minut będzie obiad, udał się na piętro, do swojego dawnego pokoju. Przed laty, kiedy mieszkał tutaj wujek z rodziną, Kamil dzielił go z dwoma kuzynami. To przez niego mama podjęła ostateczną decyzję o wyprowadzce, bo miała dość gniecenia się na kupie, podczas gdy jej brat mógł już zamieszkać w swoim nowo wybudowanym domu. Otworzył drzwi, w tym samym czasie wyciągając z kieszeni nadwątloną paczkę papierosów. Puścił klamkę i zaczął szukać zapalniczki w drugiej kieszeni. Zaniepokoił się, kiedy jej nie znalazł. Przeszukał każdą kieszeń i nic. Zaklął. Wtedy w pokoju rozległ się cichy pisk. Poderwał głowę i ujrzał przed sobą niesamowity widok. Na łóżku, stojącym pod ścianą leżał biszkoptowy labrador, właściwie jeszcze szczeniak, i patrzył na niego swoimi brązowymi oczyma. Zapalniczka natychmiast odeszła w niepamięć, wraz z nagłą potrzebą zapalenia papierosa. Podszedł do psa i przykucnął przed łóżkiem. Zwierzę zamerdało radośnie ogonem i wyciągnęło do niego łeb, pragnąc zainteresowania.
– Hej, a kim ty jesteś? – Kamil podrapał psa za uchem. – Jak się masz? Szkoda, że nie możesz mi powiedzieć, jak się nazywasz. – Wtedy zauważył, że na szyi psa znajduje się czerwona obroża, a przy niej wisi plakietka z napisem. Chwycił ją w dwa palce. – Milagros. Masz na imię Mili? – Spojrzał w błyszczące psie oczy. – Czyżby babcia oglądała „Zbuntowanego anioła”? Dorota, moja koleżanka, widziała tę telenowelę kilka razy. Masz pewnie z osiem, dziewięć miesięcy, co? – mówił, nie szczędząc psu pieszczot. Suczka nawet przekręciła się na plecy i rozłożyła szeroko łapy, żeby ją pomiędzy nimi drapać.
– Jesteś urocza, śliczna, cudna. Rozumiesz, co mówię, prawda? Pewnie, że rozumiesz. – Mili machała ogonem coraz mocniej. Ponownie położyła się na brzuchu i polizała rękę chłopaka. Kamil zaczął drapać ją po plecach. – Ha, podoba ci się to. Pieszczoch jesteś.
Zaoferowany zwierzakiem, nie zauważył, że w otwartych drzwiach jego pokoju stał dziadek i przyglądał się interesującemu obrazkowi. Doskonale wiedział jak dotrzeć do wnuka i miał nadzieję, że to pierwszy z ważnych kroków.

*

Szymon oparł się o traktor i przełożył zapalniczkę między palcami. Nie zapalał jej ze względu na leżące wokół siano. Po prostu patrzył. Zapalniczka wypadła Zarzyckiemu w chwili, kiedy Szymon uratował go przed potrąceniem. Mógł od razu mu ją oddać, ale odezwała się w nim złośliwa natura. Postanowił ją na trochę przywłaszczyć, tym bardziej po głupich odzywkach dziewiętnastolatka. Odda mu ją, jak wróci do domu lub jutro. Nie śpieszy się. To tylko zapalniczka. Chłopak znajdzie coś innego do zapalenia papierosa. Co za różnica, ta czy inna? Schował ją do małej, zapinanej kieszonki na piersi i wsiadł na traktor. Niedługo miał przyjechać tata z prasą, a on musiał przygotować pod nią siano. Włączył silnik, nastawiając się na pracę, a przy tym odganiając myśli o nowym sąsiedzie.

*

Po obiedzie Kamil miał ogromną ochotę na papierosa. Zabrał zapałki i wyszedł na dwór. Usiadł na huśtawce. Wyjął papierosa z paczki i zaczął się zastanawiać, gdzie zgubił zapalniczkę. Mógłby wrócić do miasta i jej poszukać, bo z pewnością tam do tego doszło, ale to nic nie da. Do tej pory ktoś mógł ją już znaleźć. Przyszło mu do głowy, że zgubił ją, kiedy Bieńkowski odepchnął go spod szybko nadjeżdżającego auta.
– Niech to szlag! – Włożył papierosa z powrotem do paczki. Lepiej, żeby miał coś na czarną godzinę.
Suczka podeszła do niego i zaczęła merdać ogonem. Zastanawiał się, czy ona może to robić przez cały dzień i ten „chwost”, jak nazywał czasami psie ogony, jej nie boli od ciągłego machania. W pysku trzymała pomarańczową piłeczkę.
– Co, chcesz się pobawić? W sumie chętnie, bo cholernie się nudzę i zaraz mnie coś trafi. – Wyciągnął rękę, a Mili położyła piłkę na jego otwartej dłoni. – Ślicznie – pochwalił. – Dobra dziewczynka. – Podrapał ją za uchem. – Dobra, łap. – Rzucił jej piłkę. Mili uradowana pobiegła za okrągłym, gumowym przedmiotem, by po chwili mu go przynieść. Ponownie ją pochwalił i rzucił zabawkę.
Bawił się z psem przez dłuższy czas. Zwierzę w ogóle się nie męczyło. Wręcz przeciwnie, Mili miała coraz więcej energii. Kamil już nie siedział na huśtawce, tylko chodził po podwórku i rzucał jej piłkę w różne strony. W zabawie zrobił przerwę tylko na ten moment, kiedy babcia i mama wybierały się do wsi. Gdy poszły, dziadek usiadł na dworze przy stole i zaczął rzeźbić w drewnie, a on kontynuował rzucanie piłki. Dzięki temu zmęczył się i trochę odprężył.
– Dobra, Milagros, już koniec. Jestem wykończony. Powinienem się rozpakować. – Z szerokim uśmiechem wytarmosił psa.
– Ona cały dzień by tak mogła – poinformował Stanisław, nie przerywając swojej pracy. Od lat robienie figurek z drewna było jego hobby. – Męczy mnie i twoją babkę, a teraz będziemy mieć spokój, bo ma ciebie. Usiądź, to i ona się położy. – Rozległ się hałas wywołany kosiarką. – Konrad w końcu wziął się za koszenie. Nigdy mu się nie chce, bo ma inne zajęcia. Jak granie na komputerze. Szymon ciągle się za to na niego drze. Nie może sam wszystkiego zrobić. Pewnie zanim pojechał w pole, to go nagnał do koszenia.
– Dziadek, a co mi chciałeś pokazać?
– Co?
– Jak przyjechaliśmy, mówiłeś, że chcesz mi coś pokazać.
– A to. Chodziło o nią. To miała być niespodzianka. Nie była zadowolona, gdy została zamknięta w sypialni. Potem kobiety zawołały nas na śniadanie, niedługo później ty zacietrzewiłeś się, jakby ktoś ci zrobił wielką krzywdę i w końcu postanowiłem inaczej was sobie przedstawić. – Spojrzał na suczkę, która tarzała się po trawie. – Lubi cię.
– Ja ją też. Pójdę umyć ręce i się rozpakować, zanim matka wróci i się zacznie na mnie drzeć. – Ukucnął, żeby pogłaskać psa, a potem udał się do domu. Było w nim o wiele chłodniej niż na dworze. Nie nagrzało się jeszcze w środku, bo maj był dość chłodnym miesiącem i dopiero od paru dni słońce mocniej przygrzewało. Na szczęście, jak dla niego, zbliżały się upały. Lubił ciepło.
Wbiegł na górę. Skręcił na chwilę do łazienki, żeby umyć ręce po zabawie z psem, a kilka minut później znalazł się w swoim pokoju. Podszedł do jednego z pudeł i otworzył je, wcześniej odrywając z niego taśmę. Jego zawartością były płyty. Zaczął je wyjmować i układać na łóżku. Będzie musiał znaleźć na nie miejsce. Utkwił wzrok na regale stojącym po prawej stronie okna. Kilka półek było wolnych i zapełniały je tylko figurki zrobione przez dziadka. Było ich całkiem sporo. Wśród imponującej liczby zwierząt znalazł też ptaki i gady. Uznał, że dziadek powinien zacząć to sprzedawać na Allegro. Zanotował sobie w głowie, żeby z nim o tym porozmawiać.
Poprzestawiał figurki na jedną półkę, zwalniając dwie inne. Nikt nie powinien być temu przeciwny, bo babcia sama powiedziała, że to jego pokój i może go sobie przemeblować jak chce. Nie było sensu, aby robił remont, skoro zostanie tu tylko przez trzy miesiące, ale coś niecoś ułoży tak, żeby przez ten czas było mu wygodnie. Już miał odwrócić się, by pójść po płyty, kiedy zza otwartego okna znów odezwała się kosiarka. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że przez chwilę jej nie słyszał. Wyjrzał przez nie, ale nie odsuwał firanki, aby nie zostać zauważonym. Okno idealnie wychodziło na ogród sąsiadów. Zobaczył Konrada bez koszulki, koszącego trawę. Było na czym oko zawiesić i żałował, że chłopak nie jest homo. Chociaż może to i dobrze, bo nie lubił go za to rządzenie się. Nikt nigdy nie będzie rozkazywał Kamilowi, a szczególnie taki młodzik. Zaczął odchodzić od okna, żeby zająć się swoimi sprawami, kiedy kątem oka dostrzegł ruch pomiędzy drzewami. Poczekał chwilę i rozpoznał Szymona. Starszy Bieńkowski podszedł do brata. Poza spodniami i butami nie miał na sobie niczego więcej. Jego skóra była złocista i Kamil nie wątpił w to, że w ostatnich dniach słońce musiało nieźle się z nią pobawić. Mężczyzna mówił coś do brata, ale Konrad go nie słyszał. Zauważył go dopiero wówczas, gdy ten stanął na jego drodze, zatrzymując go. Zarzycki obserwował sytuację z zainteresowaniem, bo po tym jak Szymon powiedział coś bratu, siedemnastolatek zaczął krzyczeć. Przez otwarte okno dolatywały do Kamila pojedyncze słowa, ale trudno było mu je zrozumieć. Nie miał idealnego słuchu, jak niektórzy. W każdym razie młody Bieńkowski był z czegoś bardzo niezadowolony. Kamil zamierzał zostawić ich w spokoju. Skoro się kłócą, to niech nie kłócą, nie jego sprawa. Wolał zająć się płytami. Już miał odejść od okna, któryś raz z rzędu z ciągu paru minut, lecz coś błyszczącego w dłoni Szymona przykuło jego uwagę. Mężczyzna bawił się tym czymś. Kamil wytężył wzrok, odsuwając zamaszyście firankę, aż zaprotestowały metalowe żabki i nieprzyjemny zgrzyt rozległ się w jego uszach. Mógłby przysiąc, że w dłoni chłopaka była zapalniczka. Coś go tknęło, że to ta, którą zgubił. To mogła być ona, bo jeżeli wypadła mu podczas ich wspólnego upadku, Bieńkowski mógł ją zwinąć. Dlaczego jej nie oddał? Skurwiel. Coś w Kamilu zawrzało. Naszła go ochota, żeby tam pobiec i odebrać swoją własność, ale najpierw musiał się upewnić, czy to jego. Przecież nie zrobi z siebie głupka, gdyby to jednak nie była jego zapalniczka.
Dziadek miał lornetkę. Ostatnio Kamil widział ją stojącą na parapecie w kuchni. Wybiegł z pokoju. Pokonał schody w trymiga, wpadł do kuchni i odetchnął, widząc poszukiwaną rzecz. Porwał lornetkę i wrócił do pokoju.

*

Zaczynał się wkurzać na Konrada. Mieli jeszcze tyle pracy, a ten dopiero wziął się za koszenie. Do tego nie zamierzał jechać z nim i ojcem po siano, by pomóc przy załadunku, bo miał spotkanie z dziewczyną.
– Mam w dupie twoją randkę! – krzyknął Szymon. – Wiedziałeś, że dzisiaj będziemy chcieli zwieść siano. Jutro ma lać. Dziś, nawet jakby to miało nam zająć czas do nocy, musimy pozwozić wszystko, co zbelowane.
– Nie ma mowy! Nie odwołam spotkania z Bernatką, i to kolejny raz, bo mam jechać z wami w pole! W końcu Bernata się wkurzy i mnie zostawi.
– I dobrze! Kawecka nie jest dla ciebie.
– Bo co? – Konrad zacietrzewił się jeszcze bardziej. – To, że nienawidzisz Kaweckich nie znaczy, że ja mam czuć to samo! Jest inna niż jej brat.
– Tak, na pewno. Jest inna wtedy, kiedy tobą pomiata, a ty tańczysz, jak ci zagra. Braciszku, seks to nie wszystko.
– Odpierdol się! Zazdrościsz, że kogoś mam, a ty wciąż jesteś sam – palnął młodszy chłopak.
– Posłuchaj mnie, gówniarzu. – Wycelował w niego palec. – Wolę być sam do usranej śmierci, niż trafić na faceta, który choćby w najmniejszym stopniu przypominałby twoją Bernatkę.  – Nie rozumiał tego jak jego brat mógł być tak ślepy. – Spotkasz się z nią jutro.
– Nie…
– Oddaj to! – głos pełen wściekłości przerwał ich kłótnię. Spojrzeli w stronę, z której dochodził. – Bieńkowski, oddaj mi moją zapalniczkę!
W pierwszej chwili Szymon nie wiedział, o co Zarzyckiemu chodzi. Dopiero po chwili przypomniał sobie o swoim znalezisku. Wciąż się nim bawił, nie zdając sobie z tego sprawy. Uniósł rękę i trzymając zgubę Kamila, zapytał:
– Szukasz może tego?
– Oddaj mi to. – Dotarł w końcu do chłopaków i wyciągnął rękę, chcąc wyrwać zapalniczkę z dłoni Szymona. Bieńkowski jednak był bardzo szybki i zdążył cofnąć swoją.
– Hola, nie tak szybko. Nawet nie powiedziałeś zwykłego dziękuję za uratowanie życia. Poza tym, gdyby nie ja, już byś nie miał zapalniczki. Widać, że ci na niej zależy. Ładna jest. Przywiązujesz się do rzeczy, co?
– Nie twoja sprawa. – Wrzało w Kamilu. Zacisnął dłonie w pięści. Bał się, że ten dupek mu jej nie odda. – Oddaj mi ją, bo wybiję ci zęby.
– Szkoda byłoby, ładne ma – wtrącił Konrad i skulił się w sobie, znalazłszy się pod obstrzałem dwóch wściekłych spojrzeń. Wolał skapitulować, więc wycofał się dyskretnie, zostawiając ich samych.
– Oddaj – warknął Zarzycki.
– Oddaj i oddaj. Nie znasz innych słów? Na przykład „proszę”, „dziękuję”. Albo „Kochany Szymonie, proszę, oddaj mi zapalniczkę”.
– Chyba cię popierdoliło z tym „kochany”. Dawaj, co moje, bo ci wpierdolę!
– Znalazłem, więc jest moje. – Mógł mu to oddać, ale wspaniale się bawił. Z reguły taki nie był, ale ten młodzik wyzwalał w nim chęć przeciwstawienia się. Zabawnie było oglądać go takiego rozjuszonego. Oczy pałały wściekłością, policzki płonęły czerwienią, a całe ciało pozostawało napięte jak struna.
– Jebać to! – Kamil uniósł pięść i wystrzelił nią prosto w nos Bieńkowskiego, ale nie trafił, bo silny uścisk w nadgarstku zatrzymał go.
– Wkurwiłeś mnie – syknął Szymon i w mgnieniu oka wykręcił rękę Kamila na plecy, unieruchamiając chłopaka. Trzymał go mocno, stojąc za nim. Pochylił się i szepnął mu do ucha: – Oddałbym ci tę pieprzoną zapalniczkę. Trzeba było okazać choć trochę grzeczności. Wystarczyło tylko powiedzieć jedno proszę, a potem dziękuję. Natomiast za to, co chciałeś zrobić, nie dostaniesz jej dzisiaj. Zwrócę ci ją w poniedziałek, kiedy przyjdziesz do pracy. – Zacisnął chwyt, bo chłopak chciał mu się wyrwać. – Nie uwolnisz się. Prędzej sam sobie złamiesz rękę. Przez kilka lat ćwiczyłem samoobronę, więc się nie trudź. Jeżeli nie przyjdziesz do pracy, zapalniczka będzie moja.
– Pieprz się – warknął Kamil. Przestał się rzucać, bo ręka bolała go coraz bardziej, gdy próbował poluzować uścisk. Facet go wkurwiał, a jego oddech łaskoczący szyję i ucho Kamila, a także ten zapach, którym emanował mężczyzna – połączenie potu i czegoś jeszcze – oraz myśl, że Szymon nie ma koszulki, jeszcze bardziej podnosiły mu ciśnienie.
– Chętnie, może kiedyś, ale nie z tobą – odparł Szymon i puścił go. – Spadam, bo w przeciwieństwie do ciebie mam robotę.
Kamil rozcierał sobie nadgarstek, patrząc za oddalającym się mężczyzną. Miał nadzieję, że nie będzie miał siniaków.
– Co za dupek – warknął i wrócił do domu.
Po wejściu do budynku zauważył, że matka już była w domu i właśnie rozmawiała ze swoim ojcem. Zagadała do niego, a on wrzasnął, żeby się wszyscy od niego odpierdolili i uciekł na górę. Po chwili dwójka zaskoczonych ludzi stojących na parterze usłyszała trząśnięcie drzwiami i zrobiła się cisza.

13 komentarzy:

  1. Aaa to opowiadanie jest cudowne >~< A Kamila uwielbiam mimo, że jest humorzasty. A może to za to go uwielbiam? Bo, w sumie, bywa, że mam podobne humory do niego ;-;
    A Szymon.....mam nadzieje, że będzie opanować Kamila ;)
    /A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (miało być będzie potrafił) ;-;

      Usuń
  2. No Szymon jeszcze się okaże.
    Na pewno nie będzie łatwo z tym młodym ogieremXDKtóry jest bardzo słodki jak ma przy sobie Mili.

    OdpowiedzUsuń
  3. Łaaa zbuntowany anioł. Wracają wspomnienia xD Pomimo dziecinnego zachowania Kamila, bardzo go lubię xD A Szymona uwielbiam. Razem nie będą się nudzić.
    Od spotkania Kamila i Szymona zakochałam się w tym opowiadaniu.😍😍

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahh nie mogę się doczekać, aż Szymon zacznie "oswajać" Kamila >3<

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję Ci kochana za wsparcie. To naprawdę bardzo miłe. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jaki sposób jestem w stanie, mam możliwość to staram się pomóc. :)

      Usuń
  6. Boże, jaki z tego Kamisia książek do potęgi! MA SA KRA. Traktor tylko dla plebsu, nie wejdę do niego, bo obciach, praca przy koniach fuj, bo będę parobkiem, a jak ktoś mi życie uratuje, to trzeba go opierdolić z góry na dół, bo dzięki, to nie łaska. Zaczynam chłopaka nie lubić :D. Grabi sobie u mnie. Chętnie bym mu przyłożyła w łeb XD.
    Mam nadzieję, że mu się poprawi, bo lubię sarkastycznych i złośliwych ludzi, ale nie takich hamskich i niewychowanych.
    Szymona za to polubiłam, ma chłopak jaja XD. Ale ten jego brat też spoko. Nawet go rozumiem z tą randką. Wiem, jakie to wkurzające, jak się gdzieś z kimś umówiło, a nagle się komuś przypomina, że masz coś ważnego do roboty.

    Oczywiście czekam niecierpliwie na następny rozdział :) Buzioleee

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    wspaniały rozdział, no i Szymon go uratował, och Kamil taki humorzasty, ale Szymon pewnie go opanuje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)