Ponownie malutka reklama. Ostatnio Dream Winchester wydała swój nowy tekst "Akademik". Ja już go zaczęłam czytać i moim zdaniem warto go kupić. Także zainteresowanych odsyłam tutaj: KLIK
Przypominam też, że w sprzedaży jest mój "Ogród malw" KLIK
Mile byłyby widziane komentarze przynajmniej na Beezarze (bez spoilerów oczywiście), bo kupujecie, a jakoś opinii nie ma i mogę sądzić, że tekst się nie podoba. Ja staram się, jeśli coś czytam czy na blogu, czy tekst kupiony, to zostawić chociaż kilka słów dla autora, bo wiem jak bardzo jest to ważne. I apeluję o to też dla innych autorów, którzy się męczą, starają, a potem nie mają pojęcia jak ich tekst jest obierany. Kupno to jedno - za co serdecznie inni autorzy i ja dziękujemy - ale komentarze też są ważne. :)
Bardzo dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania. :)
– Ja
pierdolę, złaź ze mnie – warknął Kamil, próbując zepchnąć z siebie ciężar
przyciskający go do ziemi.
– Ładne
mi podziękowanie za uratowanie tyłka – odpowiedział zimno Szymon. – Mam co
innego na głowie, niż ratowanie życia najuprzejmiejszemu dupkowi na świecie. –
Wstał i wyciągnął rękę, żeby ułatwić Zarzyckiemu podniesienie się, ale
chłopak odrzucił pomoc. –Należysz do ludzi typu: „Ja sam dam sobie radę”, co?
Podniósł
się i spojrzał krzywo na Szymona. Co za dupek, pomyślał.
Dopiero
teraz Kamil zauważył, że znajdują się w pobliżu stacji benzynowej, na której,
przy jedynym stanowisku, stał niebieski traktor.
– Ten
pojazd to twój?
– Mój, a
co? Mogę podwieźć cię do domu – zaproponował Bieńkowski.
– Chyba
jesteś walnięty. W życiu nie upokorzę się tak bardzo, aby wsiąść na traktor.
Nieważne jaki by nie był luksusowy.
– To
cieszę się, że nie będziesz... – ugryzł się w język, zanim coś powiedział.
Wolał nie zniżać się do poziomu młokosa. – Wypadałoby podziękować. Gdyby nie
ja, przeleciałbyś przez maskę tego świra. Swoją drogą, już dawno powinni go
zamknąć.
–
Dziękuję. Zadowolony?
– W
pewnym sensie. Podziękujesz, jak przyjdziesz w poniedziałek do pracy. A teraz
muszę skończyć tę miłą pogawędkę, bo w przeciwieństwie do ciebie mam robotę. –
Ruszył w stronę zatankowanego już ciągnika.
– Ej! –
Usłyszał Szymon i przystanął. Spojrzał przez ramię na Zarzyckiego.
– A kto
to był? – zapytał Kamil.
– Artur
Kawecki. Gnój jakich mało.
Kamil
mógł to potwierdzić, ale nie zamierzał w niczym zgadzać się z rudzielcem i skierował
swoje kroki tam, skąd przyszedł. Teraz marzył tylko o tym, by wrócić do domu.
Usłyszał za sobą ryk silnika od traktora i obejrzał się. Bieńkowski akurat
wyjeżdżał na drogę. Skierował się w jego stronę, ale nie zatrzymał się, gdy
przejeżdżał obok. Co więcej, nawet na niego nie spojrzał, co tylko zdenerwowało
Kamila, ale dał sobie z tym spokój, uznając, że szkoda mu nerwów na pacanów.
Dotarł
do domu pół godziny później. Przywitał się oszczędnie z domownikami i uprzedzony
przez babcię, że za piętnaście minut będzie obiad, udał się na piętro, do
swojego dawnego pokoju. Przed laty, kiedy mieszkał tutaj wujek z rodziną, Kamil
dzielił go z dwoma kuzynami. To przez niego mama podjęła ostateczną decyzję o
wyprowadzce, bo miała dość gniecenia się na kupie, podczas gdy jej brat mógł
już zamieszkać w swoim nowo wybudowanym domu. Otworzył drzwi, w tym samym
czasie wyciągając z kieszeni nadwątloną paczkę papierosów. Puścił klamkę i
zaczął szukać zapalniczki w drugiej kieszeni. Zaniepokoił się, kiedy jej nie
znalazł. Przeszukał każdą kieszeń i nic. Zaklął. Wtedy w pokoju rozległ się
cichy pisk. Poderwał głowę i ujrzał przed sobą niesamowity widok. Na łóżku,
stojącym pod ścianą leżał biszkoptowy labrador, właściwie jeszcze szczeniak, i
patrzył na niego swoimi brązowymi oczyma. Zapalniczka natychmiast odeszła w
niepamięć, wraz z nagłą potrzebą zapalenia papierosa. Podszedł do psa i
przykucnął przed łóżkiem. Zwierzę zamerdało radośnie ogonem i wyciągnęło do
niego łeb, pragnąc zainteresowania.
– Hej, a
kim ty jesteś? – Kamil podrapał psa za uchem. – Jak się masz? Szkoda, że nie
możesz mi powiedzieć, jak się nazywasz. – Wtedy zauważył, że na szyi psa
znajduje się czerwona obroża, a przy niej wisi plakietka z napisem. Chwycił ją
w dwa palce. – Milagros. Masz na imię Mili? – Spojrzał w błyszczące psie oczy.
– Czyżby babcia oglądała „Zbuntowanego anioła”? Dorota, moja koleżanka,
widziała tę telenowelę kilka razy. Masz pewnie z osiem, dziewięć miesięcy, co?
– mówił, nie szczędząc psu pieszczot. Suczka nawet przekręciła się na plecy i
rozłożyła szeroko łapy, żeby ją pomiędzy nimi drapać.
– Jesteś
urocza, śliczna, cudna. Rozumiesz, co mówię, prawda? Pewnie, że rozumiesz. –
Mili machała ogonem coraz mocniej. Ponownie położyła się na brzuchu i polizała
rękę chłopaka. Kamil zaczął drapać ją po plecach. – Ha, podoba ci się to.
Pieszczoch jesteś.
Zaoferowany
zwierzakiem, nie zauważył, że w otwartych drzwiach jego pokoju stał dziadek i
przyglądał się interesującemu obrazkowi. Doskonale wiedział jak dotrzeć do
wnuka i miał nadzieję, że to pierwszy z ważnych kroków.
*
Szymon
oparł się o traktor i przełożył zapalniczkę między palcami. Nie zapalał jej ze
względu na leżące wokół siano. Po prostu patrzył. Zapalniczka wypadła
Zarzyckiemu w chwili, kiedy Szymon uratował go przed potrąceniem. Mógł od
razu mu ją oddać, ale odezwała się w nim złośliwa natura. Postanowił ją na
trochę przywłaszczyć, tym bardziej po głupich odzywkach dziewiętnastolatka.
Odda mu ją, jak wróci do domu lub jutro. Nie śpieszy się. To tylko zapalniczka.
Chłopak znajdzie coś innego do zapalenia papierosa. Co za różnica, ta czy inna?
Schował ją do małej, zapinanej kieszonki na piersi i wsiadł na traktor.
Niedługo miał przyjechać tata z prasą, a on musiał przygotować pod nią siano.
Włączył silnik, nastawiając się na pracę, a przy tym odganiając myśli o nowym
sąsiedzie.
*
Po
obiedzie Kamil miał ogromną ochotę na papierosa. Zabrał zapałki i wyszedł na
dwór. Usiadł na huśtawce. Wyjął papierosa z paczki i zaczął się zastanawiać,
gdzie zgubił zapalniczkę. Mógłby wrócić do miasta i jej poszukać, bo z
pewnością tam do tego doszło, ale to nic nie da. Do tej pory ktoś mógł ją już
znaleźć. Przyszło mu do głowy, że zgubił ją, kiedy Bieńkowski odepchnął go spod
szybko nadjeżdżającego auta.
– Niech
to szlag! – Włożył papierosa z powrotem do paczki. Lepiej, żeby miał coś na
czarną godzinę.
Suczka
podeszła do niego i zaczęła merdać ogonem. Zastanawiał się, czy ona może to
robić przez cały dzień i ten „chwost”, jak nazywał czasami psie ogony, jej nie
boli od ciągłego machania. W pysku trzymała pomarańczową piłeczkę.
– Co,
chcesz się pobawić? W sumie chętnie, bo cholernie się nudzę i zaraz mnie coś
trafi. – Wyciągnął rękę, a Mili położyła piłkę na jego otwartej dłoni. –
Ślicznie – pochwalił. – Dobra dziewczynka. – Podrapał ją za uchem. – Dobra,
łap. – Rzucił jej piłkę. Mili uradowana pobiegła za okrągłym, gumowym
przedmiotem, by po chwili mu go przynieść. Ponownie ją pochwalił i rzucił
zabawkę.
Bawił
się z psem przez dłuższy czas. Zwierzę w ogóle się nie męczyło. Wręcz
przeciwnie, Mili miała coraz więcej energii. Kamil już nie siedział na
huśtawce, tylko chodził po podwórku i rzucał jej piłkę w różne strony. W
zabawie zrobił przerwę tylko na ten moment, kiedy babcia i mama wybierały się
do wsi. Gdy poszły, dziadek usiadł na dworze przy stole i zaczął rzeźbić w
drewnie, a on kontynuował rzucanie piłki. Dzięki temu zmęczył się i trochę
odprężył.
– Dobra,
Milagros, już koniec. Jestem wykończony. Powinienem się rozpakować. – Z szerokim
uśmiechem wytarmosił psa.
– Ona
cały dzień by tak mogła – poinformował Stanisław, nie przerywając swojej pracy.
Od lat robienie figurek z drewna było jego hobby. – Męczy mnie i twoją babkę, a
teraz będziemy mieć spokój, bo ma ciebie. Usiądź, to i ona się położy. – Rozległ
się hałas wywołany kosiarką. – Konrad w końcu wziął się za koszenie. Nigdy mu
się nie chce, bo ma inne zajęcia. Jak granie na komputerze. Szymon ciągle się
za to na niego drze. Nie może sam wszystkiego zrobić. Pewnie zanim pojechał w
pole, to go nagnał do koszenia.
–
Dziadek, a co mi chciałeś pokazać?
– Co?
– Jak
przyjechaliśmy, mówiłeś, że chcesz mi coś pokazać.
– A to.
Chodziło o nią. To miała być niespodzianka. Nie była zadowolona, gdy została
zamknięta w sypialni. Potem kobiety zawołały nas na śniadanie, niedługo później
ty zacietrzewiłeś się, jakby ktoś ci zrobił wielką krzywdę i w końcu
postanowiłem inaczej was sobie przedstawić. – Spojrzał na suczkę, która tarzała
się po trawie. – Lubi cię.
– Ja ją
też. Pójdę umyć ręce i się rozpakować, zanim matka wróci i się zacznie na mnie
drzeć. – Ukucnął, żeby pogłaskać psa, a potem udał się do domu. Było w nim o
wiele chłodniej niż na dworze. Nie nagrzało się jeszcze w środku, bo maj był
dość chłodnym miesiącem i dopiero od paru dni słońce mocniej przygrzewało. Na
szczęście, jak dla niego, zbliżały się upały. Lubił ciepło.
Wbiegł
na górę. Skręcił na chwilę do łazienki, żeby umyć ręce po zabawie z psem, a kilka
minut później znalazł się w swoim pokoju. Podszedł do jednego z pudeł i
otworzył je, wcześniej odrywając z niego taśmę. Jego zawartością były płyty.
Zaczął je wyjmować i układać na łóżku. Będzie musiał znaleźć na nie
miejsce. Utkwił wzrok na regale stojącym po prawej stronie okna. Kilka półek
było wolnych i zapełniały je tylko figurki zrobione przez dziadka. Było ich
całkiem sporo. Wśród imponującej liczby zwierząt znalazł też ptaki i gady.
Uznał, że dziadek powinien zacząć to sprzedawać na Allegro. Zanotował sobie w
głowie, żeby z nim o tym porozmawiać.
Poprzestawiał
figurki na jedną półkę, zwalniając dwie inne. Nikt nie powinien być temu
przeciwny, bo babcia sama powiedziała, że to jego pokój i może go sobie
przemeblować jak chce. Nie było sensu, aby robił remont, skoro zostanie tu
tylko przez trzy miesiące, ale coś niecoś ułoży tak, żeby przez ten czas było
mu wygodnie. Już miał odwrócić się, by pójść po płyty, kiedy zza otwartego okna
znów odezwała się kosiarka. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że przez chwilę jej
nie słyszał. Wyjrzał przez nie, ale nie odsuwał firanki, aby nie zostać
zauważonym. Okno idealnie wychodziło na ogród sąsiadów. Zobaczył Konrada bez
koszulki, koszącego trawę. Było na czym oko zawiesić i żałował, że chłopak nie
jest homo. Chociaż może to i dobrze, bo nie lubił go za to rządzenie się. Nikt
nigdy nie będzie rozkazywał Kamilowi, a szczególnie taki młodzik. Zaczął
odchodzić od okna, żeby zająć się swoimi sprawami, kiedy kątem oka dostrzegł
ruch pomiędzy drzewami. Poczekał chwilę i rozpoznał Szymona. Starszy Bieńkowski
podszedł do brata. Poza spodniami i butami nie miał na sobie niczego więcej.
Jego skóra była złocista i Kamil nie wątpił w to, że w ostatnich dniach słońce
musiało nieźle się z nią pobawić. Mężczyzna mówił coś do brata, ale Konrad go
nie słyszał. Zauważył go dopiero wówczas, gdy ten stanął na jego drodze,
zatrzymując go. Zarzycki obserwował sytuację z zainteresowaniem, bo po tym jak
Szymon powiedział coś bratu, siedemnastolatek zaczął krzyczeć. Przez otwarte
okno dolatywały do Kamila pojedyncze słowa, ale trudno było mu je zrozumieć.
Nie miał idealnego słuchu, jak niektórzy. W każdym razie młody Bieńkowski był z
czegoś bardzo niezadowolony. Kamil zamierzał zostawić ich w spokoju. Skoro się
kłócą, to niech nie kłócą, nie jego sprawa. Wolał zająć się płytami. Już miał
odejść od okna, któryś raz z rzędu z ciągu paru minut, lecz coś błyszczącego w
dłoni Szymona przykuło jego uwagę. Mężczyzna bawił się tym czymś. Kamil wytężył
wzrok, odsuwając zamaszyście firankę, aż zaprotestowały metalowe żabki i
nieprzyjemny zgrzyt rozległ się w jego uszach. Mógłby przysiąc, że w dłoni chłopaka
była zapalniczka. Coś go tknęło, że to ta, którą zgubił. To mogła być ona, bo
jeżeli wypadła mu podczas ich wspólnego upadku, Bieńkowski mógł ją zwinąć.
Dlaczego jej nie oddał? Skurwiel. Coś w Kamilu zawrzało. Naszła go ochota, żeby
tam pobiec i odebrać swoją własność, ale najpierw musiał się upewnić, czy to
jego. Przecież nie zrobi z siebie głupka, gdyby to jednak nie była jego
zapalniczka.
Dziadek
miał lornetkę. Ostatnio Kamil widział ją stojącą na parapecie w kuchni. Wybiegł
z pokoju. Pokonał schody w trymiga, wpadł do kuchni i odetchnął, widząc
poszukiwaną rzecz. Porwał lornetkę i wrócił do pokoju.
*
Zaczynał
się wkurzać na Konrada. Mieli jeszcze tyle pracy, a ten dopiero wziął się za
koszenie. Do tego nie zamierzał jechać z nim i ojcem po siano, by pomóc przy
załadunku, bo miał spotkanie z dziewczyną.
– Mam w
dupie twoją randkę! – krzyknął Szymon. – Wiedziałeś, że dzisiaj będziemy
chcieli zwieść siano. Jutro ma lać. Dziś, nawet jakby to miało nam zająć czas
do nocy, musimy pozwozić wszystko, co zbelowane.
– Nie ma
mowy! Nie odwołam spotkania z Bernatką, i to kolejny raz, bo mam jechać z wami
w pole! W końcu Bernata się wkurzy i mnie zostawi.
– I
dobrze! Kawecka nie jest dla ciebie.
– Bo
co? – Konrad zacietrzewił się jeszcze bardziej. – To, że nienawidzisz Kaweckich
nie znaczy, że ja mam czuć to samo! Jest inna niż jej brat.
– Tak,
na pewno. Jest inna wtedy, kiedy tobą pomiata, a ty tańczysz, jak ci zagra.
Braciszku, seks to nie wszystko.
– Odpierdol
się! Zazdrościsz, że kogoś mam, a ty wciąż jesteś sam – palnął młodszy chłopak.
–
Posłuchaj mnie, gówniarzu. – Wycelował w niego palec. – Wolę być sam do usranej
śmierci, niż trafić na faceta, który choćby w najmniejszym stopniu
przypominałby twoją Bernatkę. – Nie
rozumiał tego jak jego brat mógł być tak ślepy. – Spotkasz się z nią jutro.
– Nie…
– Oddaj
to! – głos pełen wściekłości przerwał ich kłótnię. Spojrzeli w stronę, z której
dochodził. – Bieńkowski, oddaj mi moją zapalniczkę!
W
pierwszej chwili Szymon nie wiedział, o co Zarzyckiemu chodzi. Dopiero po
chwili przypomniał sobie o swoim znalezisku. Wciąż się nim bawił, nie zdając
sobie z tego sprawy. Uniósł rękę i trzymając zgubę Kamila, zapytał:
–
Szukasz może tego?
– Oddaj
mi to. – Dotarł w końcu do chłopaków i wyciągnął rękę, chcąc wyrwać zapalniczkę
z dłoni Szymona. Bieńkowski jednak był bardzo szybki i zdążył cofnąć swoją.
– Hola,
nie tak szybko. Nawet nie powiedziałeś zwykłego dziękuję za uratowanie życia.
Poza tym, gdyby nie ja, już byś nie miał zapalniczki. Widać, że ci na niej
zależy. Ładna jest. Przywiązujesz się do rzeczy, co?
– Nie
twoja sprawa. – Wrzało w Kamilu. Zacisnął dłonie w pięści. Bał się, że ten
dupek mu jej nie odda. – Oddaj mi ją, bo wybiję ci zęby.
– Szkoda
byłoby, ładne ma – wtrącił Konrad i skulił się w sobie, znalazłszy się pod
obstrzałem dwóch wściekłych spojrzeń. Wolał skapitulować, więc wycofał się
dyskretnie, zostawiając ich samych.
– Oddaj
– warknął Zarzycki.
– Oddaj
i oddaj. Nie znasz innych słów? Na przykład „proszę”, „dziękuję”. Albo „Kochany
Szymonie, proszę, oddaj mi zapalniczkę”.
– Chyba
cię popierdoliło z tym „kochany”. Dawaj, co moje, bo ci wpierdolę!
–
Znalazłem, więc jest moje. – Mógł mu to oddać, ale wspaniale się bawił. Z
reguły taki nie był, ale ten młodzik wyzwalał w nim chęć przeciwstawienia się.
Zabawnie było oglądać go takiego rozjuszonego. Oczy pałały wściekłością,
policzki płonęły czerwienią, a całe ciało pozostawało napięte jak struna.
– Jebać
to! – Kamil uniósł pięść i wystrzelił nią prosto w nos Bieńkowskiego, ale nie
trafił, bo silny uścisk w nadgarstku zatrzymał go.
–
Wkurwiłeś mnie – syknął Szymon i w mgnieniu oka wykręcił rękę Kamila na plecy,
unieruchamiając chłopaka. Trzymał go mocno, stojąc za nim. Pochylił się i
szepnął mu do ucha: – Oddałbym ci tę pieprzoną zapalniczkę. Trzeba było okazać
choć trochę grzeczności. Wystarczyło tylko powiedzieć jedno proszę, a potem
dziękuję. Natomiast za to, co chciałeś zrobić, nie dostaniesz jej dzisiaj.
Zwrócę ci ją w poniedziałek, kiedy przyjdziesz do pracy. – Zacisnął chwyt, bo
chłopak chciał mu się wyrwać. – Nie uwolnisz się. Prędzej sam sobie złamiesz
rękę. Przez kilka lat ćwiczyłem samoobronę, więc się nie trudź. Jeżeli nie
przyjdziesz do pracy, zapalniczka będzie moja.
– Pieprz
się – warknął Kamil. Przestał się rzucać, bo ręka bolała go coraz bardziej, gdy
próbował poluzować uścisk. Facet go wkurwiał, a jego oddech łaskoczący szyję i
ucho Kamila, a także ten zapach, którym emanował mężczyzna – połączenie potu i
czegoś jeszcze – oraz myśl, że Szymon nie ma koszulki, jeszcze bardziej
podnosiły mu ciśnienie.
–
Chętnie, może kiedyś, ale nie z tobą – odparł Szymon i puścił go. – Spadam, bo
w przeciwieństwie do ciebie mam robotę.
Kamil
rozcierał sobie nadgarstek, patrząc za oddalającym się mężczyzną. Miał
nadzieję, że nie będzie miał siniaków.
– Co za
dupek – warknął i wrócił do domu.
Po wejściu
do budynku zauważył, że matka już była w domu i właśnie rozmawiała ze swoim
ojcem. Zagadała do niego, a on wrzasnął, żeby się wszyscy od niego odpierdolili
i uciekł na górę. Po chwili dwójka zaskoczonych ludzi stojących na
parterze usłyszała trząśnięcie drzwiami i zrobiła się cisza.
Aaa to opowiadanie jest cudowne >~< A Kamila uwielbiam mimo, że jest humorzasty. A może to za to go uwielbiam? Bo, w sumie, bywa, że mam podobne humory do niego ;-;
OdpowiedzUsuńA Szymon.....mam nadzieje, że będzie opanować Kamila ;)
/A
(miało być będzie potrafił) ;-;
UsuńNo Szymon jeszcze się okaże.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie będzie łatwo z tym młodym ogieremXDKtóry jest bardzo słodki jak ma przy sobie Mili.
Łaaa zbuntowany anioł. Wracają wspomnienia xD Pomimo dziecinnego zachowania Kamila, bardzo go lubię xD A Szymona uwielbiam. Razem nie będą się nudzić.
OdpowiedzUsuńOd spotkania Kamila i Szymona zakochałam się w tym opowiadaniu.😍😍
Ahh nie mogę się doczekać, aż Szymon zacznie "oswajać" Kamila >3<
OdpowiedzUsuńWow. Ile rozdziałów?
OdpowiedzUsuń28 :)
UsuńDokładnie 28 rozdziałów, więc to co macie to dopiero początek. :)
UsuńTy dręczycielko! :-P
UsuńDziękuję Ci kochana za wsparcie. To naprawdę bardzo miłe. :)
OdpowiedzUsuńW jaki sposób jestem w stanie, mam możliwość to staram się pomóc. :)
UsuńBoże, jaki z tego Kamisia książek do potęgi! MA SA KRA. Traktor tylko dla plebsu, nie wejdę do niego, bo obciach, praca przy koniach fuj, bo będę parobkiem, a jak ktoś mi życie uratuje, to trzeba go opierdolić z góry na dół, bo dzięki, to nie łaska. Zaczynam chłopaka nie lubić :D. Grabi sobie u mnie. Chętnie bym mu przyłożyła w łeb XD.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mu się poprawi, bo lubię sarkastycznych i złośliwych ludzi, ale nie takich hamskich i niewychowanych.
Szymona za to polubiłam, ma chłopak jaja XD. Ale ten jego brat też spoko. Nawet go rozumiem z tą randką. Wiem, jakie to wkurzające, jak się gdzieś z kimś umówiło, a nagle się komuś przypomina, że masz coś ważnego do roboty.
Oczywiście czekam niecierpliwie na następny rozdział :) Buzioleee
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, no i Szymon go uratował, och Kamil taki humorzasty, ale Szymon pewnie go opanuje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia