Dziękuję za komentarze. :)
Do końca tego tomu pozostało siedem rozdziałów. :)
Do końca tego tomu pozostało siedem rozdziałów. :)
Z pomocą
pani woźnej Casey przygotował wiadro wody, mopa i wszystko to, co będzie mu
potrzebne do posprzątania klasy. Już chyba wolał to niż siedzenie w jednej
ławce z tym pyskującym mu Emo czymś. Kto spłodził takie coś i daje kasę na
szkołę, i karmi? Współczuł tym ludziom, że musieli przebywać z nim dwadzieścia
cztery godziny na dobę, bo on jednej nie mógł wytrzymać.
Zapakował
na specjalny wózek jeszcze kilka detergentów i zapytał się woźnej, jedynej
osoby, którą w tej szkole szanował za to, że wpuszczała go do szkoły, kiedy
przyjeżdżał za wcześnie:
– To
wszystko, psze pani?
– Tylko
nie zapomnij porządnie umyć tablicy. O, no i jeszcze okna. Zresztą twój kolega
obiecał, że to zrobi.
– Kolega?
– Poprawił plecak wiszący mu na ramieniu. Złe przeczucia zaczęły się po nim
wspinać. Jaki znów kolega? Czyżby Stark lub Kozetzky zechcieli mu pomóc? Bardzo
w to wątpił.
– Taki
wysoki jak ty, ale bardzo szczupły, z kolczykiem w brwi. O, ma na nazwisko
Whitener. Pamiętam, bo moja siostra po mężu tak się nazywa. Chyba ma na imię
JD. Tak się przedstawił. Zresztą co ja tam wiem. – Machnęła ręką. – Pełno was
tutaj, że głowa mała.
Życie nie
może mu dodatkowo zrobić czegoś takiego. To byłoby już okrutne. Prowadząc przed
sobą wózek, powlókł się w stronę wyznaczonej mu do posprzątania klasy. Zajrzał
przez szybkę, ale nikogo nie zobaczył. Wzruszywszy ramionami, wszedł do środka
i stanął jak wryty. No szlag, jednak go pokarało.
– Jesteś
wreszcie. Ile mam czekać na to, by mi ktoś pomógł przestawić te stoliki –
marudził JD, siedząc na jednym z wymienionych przez siebie mebli, paląc w
najlepsze papierosa i wymachując nogami w powietrzu.
– Znowu
ty.
–
Spodziewałeś się Świętego Mikołaja?
– Na pewno
nie ciebie – prychnął Casey, kładąc swój plecak na biurku nauczyciela i zaciągając
wózek na środek klasy. Sądził, że raz na zawsze pozbył się tego chłoptasia, a
tu okazuje się, że kolejną godzinę lub dwie, jeżeli się nie wyrobią, ma z nim
spędzić. – To chyba jakiś koszmar. Ciebie tu nie ma.
– Ha.
Chciałbyś. To ja w całej swojej odsłonie. – Zeskoczył ze stolika i zgasił
papierosa w doniczce z kwitnącym na czerwono kwiatkiem. Później wyrzucił peta
przez okno. – Twój koszmar.
– Umiesz
chociaż sprzątać? – zapytał zapaśnik, rozglądając się po klasie. Po lekcjach
prawie w każdej sali zostawał syf i on miał to sprzątać. Mógł się założyć, że
pod blatami znajdzie przyklejone gumy do żucia. Skrzywił się na samą myśl. Może
i dobrze, że ten Emo tu był. – Hej, Emo…
– Nie
jestem Emo, zapamiętaj to sobie, bezmózgi mięśniaku – wszedł mu w słowo JD. To,
że ubierał się na czarno, czasami lubił pomalować sobie oczy czarną kredką i
paznokcie lakierem o tym samym kolorze, nie oznaczało, że należał do jakiejś
tam subkultury czy coś. Stereotypy doprowadzały go do szału.
– Bo co mi
zrobisz? – warknął Casey.
– Ty to
masz za dużo testosteronu, chłopie, zluzuj, bo ci żyłka pęknie. – Wyjął z
kieszeni kolejnego papierosa i zapalił.
– Musisz
palić?
–
Przypominam sobie, za co tu z tobą siedzę. – Przełożył papierosa do prawego
kącika ust i zaczął przeglądać rzeczy na wózku.
–
Przypominasz? – spytał zaciekawiony.
– Często
łapią mnie na paleniu w szkole i ląduję w kozie lub tutaj, ewentualnie obie
kary z chęcią są mi wlepiane. Fajnie, nie?
– Idiota.
JD
przewrócił oczami, biorąc płyn do mycia okien oraz dwie szmatki.
– Jest
ciekawie. Pomożesz mi przestawić te stoliki czy sam mam je ciągnąć pod okna?
– Po co? –
zapytał naburmuszony niczym małe dziecko Casey.
– A na
czym stanę, żeby umyć te oszklone dziury w ścianie? Nic nie kapujesz czy jak?
– Obrażaj
mnie, to pożałujesz.
–
Powiedziałem ci już, że się ciebie nie boję.
– Emowaty
i głupi – burknął pod nosem Casey, podchodząc do jednego ze stolików. Wszystkie
w tej klasie stały oddalone od okien, aby było przejście do regałów stojących z
tyłu sali.
– Tępy
palant – odparł, uśmiechając się najsłodziej jak potrafił JD, w dalszym ciągu z
lubością popalając papierosa.
Casey miał
ochotę walić głową w ścianę. Nie wiedział, co miał robić z tym dziwakiem, który
mu się odszczekiwał i, najgorsze, nic a nic się go nie bał.
– To ja
pójdę umyć tablice i zrobię porządek z podłogami – powiedział, kiedy ustawił
ostatni stolik tam, gdzie cudak chciał. Wolał już czymś się zająć niż prowadzić
z nim pogaduszki, bo inaczej krew go zaleje.
– Dobra.
Pozbądź się jeszcze tych gum.
– Chcesz w
dziub?
– Lecz
się, chłopie. Agresję czuć z ciebie na mile. Nie masz jej gdzie wyładować czy
co?
Nie
odpowiedział i nie odpowie. Postanowił po prostu nie gadać z tym czymś i już!
– Co znów?
Usta ci ktoś zasznurował? Nie można z ludźmi normalnie pogadać. – JD spojrzał
na etykietę przyklejoną do butelki. – Tu pisze, że nie ma być mazaków czy
czegoś tam jeszcze. Przetrzeć i ma być. Próbujemy. – Spryskał szybę płynem.
– Stul
dziub!
– O,
potrafisz mówić, brawo. – Energicznie pocierał szmatką szklaną taflę.
– Jakie to
szczęście, że najdalej za tydzień się ciebie pozbędę.
– Nie
ciesz się zawczasu. Często mam kary, bo często przyłapują mnie na paleniu.
Pewnie spędzimy ze sobą trochę czasu.
– To jest
chore, normalnie chore – mruczał do siebie Casey, wykręcając mopa i idąc na
drugi koniec klasy, byle jak najdalej od swojego towarzysza niedoli. Jeszcze
bardziej zazdrościł swoim kumplom. Zresztą oni pewnie już posprzątali salę
gimnastyczną i poszli do domu lub, co gorsza, na miasto. Zerknął na JD. Chłopak
wycierał szybę i śpiewał. Pokiwał głową z rezygnacją. Gdyby wiedział, że
gnojenie blondasa zmusi go do przebywania z tym czubkiem, to trzymałby się od
niego z daleka, ale było już za późno. Niestety.
* * *
Richie i
Alex wyjątkowo mający dzisiaj zajęcia do późna wyszli z ostatniej lekcji.
Jednak ciemnowłosy chłopak zamiast udać się do wyjścia faktycznie zamierzał
zrealizować swój plan. Richie próbował wyperswadować mu pomysł zrobienia
zdjęcia sprzątającemu McPhersonowi, tłumacząc, że to się źle skończy. Niestety
uparty Alex trwał przy swoim i głupio się uśmiechał. Szybko zorientowali się, w
której klasie zastaną nielubianego chłopaka i podchodząc do drzwi, Alexander
wyjął telefon. Zajrzał przez szybkę i brwi podjechały mu do góry.
– Richie,
wiedziałeś, że ten kretyn ma szlaban z JD Whitenerem?
– Nie
gadaj. – Sam popędzany ciekawością zerknął do wnętrza klasy. – Chyba obaj nie
bardzo są zadowoleni z obecności drugiego.
– No co
ty, JD się dobrze bawi. To Casey wygląda, jakby połknął coś obrzydliwego.
– On wie,
że JD jest gejem?
– Chyba
nie. Whitener się z tym nie obnosi jak ty – powiedział żartobliwie Alex, za co
dostał kuksańca pod żebra. Zaraz jednak musieli się schować, bo Casey, jakby
coś usłyszawszy, odwrócił się w stronę drzwi. – Spadamy – zajęczał z powodu
utracenia okazji do umieszczenia fotki na Facebooku i ośmieszenia swojego
wroga.
Ukryli się
za rogiem i zaczęli śmiać.
–
McPherson przebywa w jednym pomieszczeniu sam na sam z pedałem i nawet o tym
nie wie.
– Złotko,
gdyby wiedział, to zwiałby stamtąd, bo bez swoich koleżków jest taki malutki. –
Zbliżył do siebie kciuk i palec wskazujący, zostawiając pomiędzy nimi maleńką
lukę. – Raczej nie sądzę, żeby uderzył JD. Chłopak poradziłby sobie z nim.
Podobno trenuje samoobronę lub karate czy cosik tam. – Nie mieli do czynienia z
Whitenerem, ale poza szkołą widywali go czasami w klubach gejowskich, do
których, z tego co wiedzieli, z racji wieku wchodził dzięki różnym znajomościom
lub na fałszywy dowód. Słyszeli, że miał też nieciekawe życie, a szczególnie
rodzinę. Mimo tego posiadał niesamowity talent wokalny, dzięki któremu zdobył
stypendium i miejsce w liceum artystycznym, o co bardzo starała się jego
ciotka. Do tego nikomu nie wchodził w drogę, a jeżeli ktoś mu nadepnął na
odcisk, podobno miał przechlapane. Z drugiej strony Alex wiedział, że plotki
roznoszą się łatwo i często w nich z prawdy nie ma nic.
– Ja już
mam ochotę zniknąć ze szkoły. Na geografii ledwie wyrobiłem. Do tego Jonathan,
który musiał wracać do domu, przecież nie będzie mnie pilnował, bo sobie na to
nie pozwolę, ciągle do mnie pisze, czy nie zapomniałem o lekach. Jeszcze ja
dostanę szlaban za nadmierne używanie komórki.
– I tak
przymykają na to oko. Chodź, idziemy na pizzę. Muszę jakoś załagodzić ból
utraty tak wspaniałego zdjęcia.
–
Marudzisz. Lepiej opowiedz mi, jak było z Joshem.
– Dobra,
ale przy jedzonku. Leki zażyłeś?
– Kolejny.
– Przewrócił oczami. – Tak, tatusiu, leki zjadłem, przez to czuję się taki ogłupiały
i senny. – Poszli wzdłuż korytarza w kierunku klatki schodowej. W szkole o tej
porze została już tylko garstka osób, głównie tych, którzy uczą się po południu
lub mają zajęcia z gry na instrumentach. – Sądzisz, że JD powie McPhersonowi o
sobie?
– Coś ty.
Chłopak jest odważny, ale żeby wyjawić ot tak taką prawdę homofobowi musiałby
być ryzykantem.
* * *
– Nie ma
nikogo. Przysiągłbym, że kogoś słyszałem – powiedział Casey, jeszcze raz
rozglądając się po pustym korytarzu.
– Nie dość,
że bezmózgi mięśniak, to jeszcze ma zwidy. – JD klapnął sobie na ławkę,
obserwując swojego towarzysza spod przymrużonych powiek.
– Grabisz
sobie, Emo – warknął Casey.
JD
zeskoczył ze stolika i sprężystym krokiem podszedł do starszego chłopaka,
sycząc mu prosto w twarz, co nie było trudne, bo mimo różniącej ich budowy
ciała byli tego samego wzrostu:
– Nie.
Jestem. Emo. I zapamiętaj to sobie raz na zawsze, dupku.
– Złaź mi
z drogi. – Z chęcią przywaliłby mu, ale nie chciał mieć kolejnych kłopotów.
Ominął żywą przeszkodę, chcąc dokończyć to cholerne sprzątanie i pozbyć się z
oczu gównianego towarzystwa.
– Ojej,
jakiś ty ważny. Może, panie ważniaku, pomożesz mi ustawić stoły na miejsce, a
potem się rozstaniemy... Do jutra oczywiście.
– Nie mam
zamiaru ci pomagać, zadawać się z tobą i gadać. Jeszcze jedno słowo i ci
przefasonuję buźkę. Chirurg plastyczny nie będzie ci potrzebny. Przeróbkę
zrobię za darmo, dla swojej przyjemności, dziwadełko.
– Wiesz
co? Ty to chyba jesteś taki agresywny, bo ci brak porządnego pieprzenia. Te twoje
panienki, z którymi się prowadzasz, ci nie dają czy twój malutki przyjaciel nie
staje na wysokości zadania? – prowokował go.
Coś w
Caseyu pękło. Zawarczał niczym niedźwiedź, rzucając się na chłopaka. Popchnął
go, ale w ostatniej chwili przed upadkiem JD złapał się go i obaj polecieli na
podłogę, przewracając przy tym wiadro z wodą i krzesło.
Zaskoczony
JD uderzył plecami o twarde deski i skrzywdził się, czując wszechogarniający
ból, ale nie mógł nawet sekundy poświęcić na myślenie o tym, gdyż musiał blokować
ciosy siedzącego na nim Caseya.
– Co,
trafiłem w sedno? Nie staje ci? Impotencja w tym wieku? – Odwrócił twarz,
unikając pięści silniejszego chłopaka. Już miał wykonać znany mu z lekcji
samoobrony chwyt, kiedy ostry, kobiecy głos wdarł się do jego uszu, a w tym
samym czasie McPherson przestał go okładać.
–
Powtarzam jeszcze raz i więcej nie będę! Casey, załaź z niego, bo wylecisz ze
szkoły w trybie natychmiastowym! – wrzasnęła dyrektorka.
Casey,
ciągle się gotując, zacisnął pięść nad twarzą leżącego pod nim JD.
– Masz
szczęście...
–
McPherson!
Wystarczyło
tylko jedno słowo, a zostawił w spokoju młodszego chłopaka i podniósłszy się,
spojrzał na wściekłą dyrektorkę.
– Nie wiem,
co mam z tobą zrobić. Twoje zachowanie... – zaczęła kobieta.
– Proszę
pani, to moja wina – oznajmił JD, wstając i otrzepując ubrania, chociaż to na
niewiele się zdało, bo i tak był cały mokry, a do tego śmierdzący płynem do
mycia podłóg. – Chciałem, żeby pokazał mi kilka chwytów zapaśniczych, a ja jemu
zaprezentowałem parę sztuczek z samoobrony i tak to się wymknęło spod kontroli
– skłamał otwarcie, samemu nie wiedząc, po co to robi. – A wiadro przez
przypadek przewróciliśmy. Zaraz tu posprzątamy.
Casey
gapił się na JD szeroko otwartymi oczami. Nie wierzył, że ten dziwak, któremu
chciał przemodelować twarz, go broni. Naprawdę ten chłopak nie był za normalny.
Faktycznie powinien trzymać się od niego z daleka.
– JD, z
ciebie jest też niezłe ziółko, więc za bardzo nie ufam twoim słowom, wiem, co
widziałam.
– Pani
dyrektor, ja przecież nie kłamię. – Położył rękę na sercu.
– Tak, na
pewno. Casey, dostajesz ostatnią szansę. Jeżeli jeszcze raz przyłapię cię na
takim numerze lub dowiem się czegokolwiek złego na twój temat, wylatujesz ze
szkoły i twój wujek nie ubłaga rady o pozostawienie cię tu warunkowo. –
Odwróciła się, chcąc wyjść, ale przypomniawszy sobie coś, rzekła: – Warunkiem
pozostania w szkole jest też to, że podciągniesz oceny wyżej. Przykro mi to
stwierdzić, ale już sama twoja średnia, a wierz mi, że dziecko z przedszkola
miałoby lepszą, uprawnia mnie do wyrzucenia cię choćby z drużyny. Kiepska
średnia oznacza koniec z zawodami i karierą sportowca. Lepiej znajdź sobie
korepetytora. JD jest geniuszem z matematyki, proponuję jego.
Szczęka mu
opadła, a wredny uśmieszek Emo czegoś znów podniósł mu ciśnienie. Ostatkiem sił
zapanował nad sobą.
– Pani
dyrektor, z przyjemnością nauczę go tego i owego – oznajmił z pewnością w
głosie JD.
–
Wspaniale. Posprzątajcie tutaj i Casey, odwieź kolegę do domu. Przez ciebie
jest cały mokry, a na dworze panuje ziąb jak nie wiem.
– Ja co?
– Słyszałeś panią. Teraz nawet po skończeniu
szlabanu jesteś do mnie przywiązany – dodał młodszy chłopak, kiedy zostali
sami. – I spoko, nie jesteś mi nic winien za to, że uratowałem ci tyłek. Podoba
mi się czas spędzony z tobą, więc zrobiłem to dla siebie. Lubię cię wkurwiać.
– Stul
dziub. I nie myśl, że odwiozę cię do domu.
– Ale
pomożesz mi posprzątać. – JD schylił się po wiadro i jęknął, opadając na kolana.
Zapomniał o durnym kręgosłupie.
– Co ci?
– To, że
mam małe problemy z kręgosłupem przez to twoje zagranie, ale dzięki, że się
martwisz. – Podniósł się, powoli prostując.
– Nie
martwię, po prostu nie chcę, żebyś mi tu kojfnął.
– Taa, jak
zwykle miły, taki na ranę przyłóż.
– Nie
zależy mi na tobie, ale na tym, żebym nie musiał dotykać trupa. Zresztą,
pierdolę to. – Kopnął wiadro. – Sam to posprzątaj, ja już skończyłem. – Wziął
swój plecak i nie czekając na nic, wyszedł z klasy.
JD z
rezygnacją pokręcił głową, zabierając się za zebranie z podłogi wody i już
krzywiąc się, że będzie musiał sam poustawiać ławki, zetrzeć z nich brud. W
dodatku jak na złość na dworze właśnie zaczęło padać, uświetniając mu przyszły
powrót do domu. Jak coś się wali to wszystko na raz.
* * *
Pizzeria,
do której udali się Alex z Richiem, mieściła się niedaleko szkoły i była
przytulnym zakątkiem odwiedzanym przez tutejszą młodzież. Dzięki niewygórowanym
cenom oraz smacznemu pożywieniu wieczorami zawsze były tłumy. Na szczęście
dochodziło dopiero popołudnie i klienci dopiero przybywali, dzięki czemu
pozostało jeszcze dużo wolnych miejsc. Obaj zajęli lożę w drugim końcu sali,
żeby móc w spokoju porozmawiać. Zamówienie przyjął kelner z miną mówiącą, że ma
wszystko gdzieś i chce stąd sobie pójść, a obsługuje ich, bo musi. Czekając na
pizzę, popijali colę z wysokich, wąskich szklanek.
– Ty i
wiesz kto, jesteście tak serio razem? – Cały dzień nie za bardzo mieli czas,
żeby w spokoju porozmawiać i, pomimo że Richie domyślał się wszystkiego, wolał
wypytać przyjaciela o szczegóły.
– Tak.
Wieczór był fantastyczny. Kochaliśmy się, rozmawialiśmy, wiesz, tak jakoś
inaczej. Nie wytłumaczę ci tego, bo sam nie wiem jak to zrobić. I on w ogóle
patrzył wczoraj tak na mnie, że ciarki po mnie przechodziły.
– To
znaczy jak? – Oparł łokcie na stoliku, pochylając się nieznacznie do
przyjaciela.
– Nie
chodzi o pożądanie, tak było wcześniej. Teraz też jest, ale on patrzy tak,
jakbym był dla niego całym światem – zamilkł, kiedy przyniesiono ich zamówienie.
Podziękował wiecznie niezadowolonemu kelnerowi i wziął kawałek pizzy, od razu
się w nią wgryzając. Dopiero gdy przełknął, poczuł, jak bardzo tego
potrzebował.
– No
dobra, super, ale co z wiesz czym? – zapytał Richie, gdy przełknął.
– Czeka
nas kilka miesięcy ukrywania się, ale damy radę. Czuję, że nam się uda. –
Dokończył swój kawałek i zabrał się za drugi. – Słuchaj, jest sprawa. – Popił
colą.
– No?
– Dom
babci i dziadka stoi pusty, chcę w ten weekend pojechać tam z nim, ale
zamierzam zabrać też ciebie i mojego brata. Co ty na to? – Otarł usta serwetką,
co od dzieciństwa wpajała mu mama, bo miał zwyczaj wycierania ust w przedramię,
a co za tym szło często w ubranie.
Richie
westchnął, nadymając policzki i powoli wypuszczając powietrze.
– Spoko,
nie mam nic przeciw, chociaż to trochę dziwne z powodu wiesz kogo.
– Za kilka
miechów już nie będzie twoim nauczycielem, więc wyluzuj.
– Okej,
ale nie może to być za dwa tygodnie?
Alex już
miał zapytać dlaczego, gdy dotarło do niego, o co chodzi. Przyjaciel naprawdę
musiał przeżywać to, że nie wystartuje w konkursie. Sam na jego miejscu
chciałby się wtedy stąd wynieść.
– W porzo,
dla mnie to bez różnicy. – Przeniósł spojrzenie z Richiego na wchodzącą do
pizzerii postać. – Jego tu brakowało.
Richie
zmarszczył brwi i obejrzał się. Do sali coraz bardziej zapełniającej się ludźmi
wszedł McPherson z ponurą miną. Chłopak rozejrzał się, ale gdy ich zobaczył,
pokręcił głową i usiadł przy barze, tyłem do nich. Zamówił coś i ani razu się
na nich nie obejrzał.
– Cóż, to
publiczne miejsce, nawet tacy jak on mogą tu przychodzić – rzekł Richie,
prostując się. Wziął kawałek pizzy, ale czując się już pełen, zjadł tylko
połowę.
– Chcesz
wyjść?
– Po co?
Nie mam traumy. Mogę przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Wyluzuj, Alex. Lepiej
mi opowiedz, jak sobie wyobrażasz ten wypad?
–
Normalnie, no. Nic nie planuję, bo plany zawsze szlag trafia. Szkoda, że już
idzie do zimy, ale też będzie super. Muszę tylko się upewnić, czy piec tam
działa, ale to wypytam taty, był tam ostatnio. Ze względu na wiesz kogo, nie
możemy nikogo więcej zabrać.
– No
spoko, nasza czwórka to i tak tłum. Zapytam Johnny’ego, czy pojedzie. – Zerknął
przez ramię na Caseya, który z wielkim kubkiem kawy wychodził właśnie z
pizzerii. Wpadło mu do głowy, co byłoby, gdyby nagle się okazało, że McPherson
jest gejem albo że on i JD kręcą ze sobą. Powiedział o tym Alexowi.
– No weź.
– Skrzywił się. – On i JD? Jeżeli tak by się stało, to okazałoby się, że świat
przewrócił się do góry nogami.
– Nigdy
nie mów nigdy. Idziemy? – Wstał, biorąc swój plecak zdrową ręką.
– Nom.
Tylko jeszcze zapłacę i zmykamy. Muszę nadrobić wszystkie lekcje, z których się
zmyłem.
– Ja też,
tylko zwiałem z nich zupełnie inaczej. Zapłacę.
– Dziś
moja kolej, ty to robiłeś przecież przed pobytem w szpitalu, a od tamtej pory
nie wychodziliśmy. – Wyjął portfel z kieszeni. – Może pouczymy się razem?
– Eee. –
Richie podrapał się zakłopotany po nosie. – Johnny ma dzisiaj przyjść,
wieczorem. Pomoże mi. – Zarumienił się.
– Spoko. –
Poczochrał przyjaciela po głowie, uśmiechając się pod nosem. – Wiesz co?
– Hm?
– Jeżeli
Jonathan, tak broniący się przed uczuciem do ciebie, jest z tobą, to chyba
wszystko jest możliwe. Ale Casey i JD? Nie. Ten pierwszy musiałby być gejem, a
jak wiemy, nie jest nim. Chociaż… E nie. Niemożliwe.
Richie
nauczył się, że nigdy nie można być pewnym tego, że coś jest niemożliwe, bo kto
wie, co los każdemu szykuje. Nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko do
przyjaciela. Przypomniał sobie, że przy okazji chciał z nim porozmawiać o tym,
jak Alex go potraktował, i znów wypadło mu to z głowy. Wzruszył ramionami,
widocznie tak ma być, czasami po prostu nie warto rozdrapywać starych ran.
– Znów
pada – jęknął. Nie lubił deszczu.
– Nie
wiem. Na razie o tym nie myślę.
– Bo
bujasz w obłokach.
Richie
przygryzł dolną wargę i pokiwał głową. Bujał i to jak, a przez to nie mógł
doczekać się dzisiejszego wieczoru.
Jestem pewny, że polubię tą nową parę
OdpowiedzUsuńM.
Nie podoba mi sie juz watek Casey'a i JD. Czuje juz, ze oboje beda razem. Oczywiscie Casey okaze sie ukrytym gejem, JD sie w nim zakocha - zbyt popularny watek w opowiadaniach, zeby na niego nie wpasc. Czyzby historia Jonathana i Richiego sie lubila powtarzac, ale zmieniaja sie nam tylko bohaterowie?
OdpowiedzUsuńW koncu zostalo tylko 7 rozdzialow, wiec szczerze nie przewiduje niczego innego. Jak na poczatku uwazalem, ze opowiadanie jest fajne, tak teraz zmieniam powoli zdanie. No ale, nie bede zawczasu stawial surowej oceny. Przeciez jeszcze opowiadanie sie nie skonczylo.
Pozdrawiam
Do końca tomu może 7 rozdziałów, ale dalszy ciąg jest w 2 i kolejnym tomie. Wszystko to ciągłość, także do końca pozostało jeszcze dużo rozdziałów.
UsuńUwielbiam JD :D Już w zeszłym rozdziale zapałałam do niego sympatią, ale teraz staje się powoli moim ulubionym bohaterem (tuż obok Alexa), jest genialny :)
OdpowiedzUsuńRozdział wyszedł jak zwykle super, przez cały czas jak czytałam siedziałam uśmiechnięta od ucha do ucha ;D
Mam w głowie tylko to, że nie chcę, żeby to opowiadanie kiedykolwiek się kończyło, ale jednocześnie chciałabym przeczytać już ostatni rozdział... Meehh... No nic :) zostało mi teraz czekać kilka dni do następnego rozdziału :3
/A
Mała podpowiedź, Luano - poprawna forma to"dziób" a nie "dziub". A nowa para to powtórka z rozrywki - zupełnie jak w szkolnym prześladowcy czy 2 części tylko ty...
OdpowiedzUsuńAkurat ten "dziub" to raczej moja wina, a nie Luany... cholera jasna, gdzie ja miałam oczy, to nie wiem. :O
UsuńTylko zastanawiam się, w jaki sposób Ty i Damiann jesteście w stanie ocenić wątek, który jeszcze się nawet nie rozkręcił... on się właściwie ledwo zaczął. A czy będzie taki sam jak tamte, to się okaże. Chyba lepiej będzie dopiero wtedy go oceniać, bo mimo że zaczyna się w podobny sposób, to kto wie, co będzie dalej.
To ja idę walić głową w słownik... >.<
Nie trzeba czekac do konca opowiadanie by wiedziec, jak sie rozkreci watek JD i C. To widac.
UsuńI jestem!
OdpowiedzUsuńRety kochana czyżbym miała racje?
JD i Casey? To może być ciekawe połączenie.
Czyżby świat miał stanąć na głowie?
I jeszcze Richie.
Jest wyraźnie zakochany w Jonnie ;) I ze wzajemnością.
Czyżby się szykowała jakaś długa noc?
Kto wie.... Całe szczęście iż to jest tylko kilka dni do rozdziału.
Już nie mogę się doczekać.
Pozdrawiam mocno!
Jak zawsze świetny rozdział :) Bardzo ciekawi mnie wątek JD i Caseya.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ja już nie mogę się doczekać, kiedy Alex skończy szkołę, bo ten związek jest cudowny, no ALE... jednak z nauczycielem. Nie podoba mi się, a jak lubię Josha. Dawaj, autorko, niech będą razem, ale nie jako nauczyciel-uczeń :D
OdpowiedzUsuńMasz cos do nauczyciela i ucznia?!? Ja mam tylko wtedy kiedy uczen ma ponizej 18 xD
UsuńW sumie masz rację - to opowiadanie, więc nie powinnam mieć :D
UsuńLuano mam pytanie
OdpowiedzUsuńCzy opowiadanie Buntownik będzie publikowane na blogu?
Tak, będzie. Zastanawiam się tylko kiedy zacząć go wrzucać. Prawdopodobnie będzie on dodawany na zmianę z trzecim tomem Sideł. Z tymże wtedy Sidła będą publikowane raz w tygodniu. Ale to się jeszcze nad tym zastanawiam. Równie dobrze mogę go dodać wcześniej. Ale tak czy owak na pewno będzie publikowany na blogu. :)
UsuńHej,
Usuńpostać Jd mnie ciekawi, uwiebia go denerwować, szkoda, że nie udało się zrobić tego zdjęcia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia