14 kwietnia 2016

W sidłach miłości - Rozdział 38

Zapraszam do udziału w konkursie o tomiki z serii "Obrazy miłości": http://blogluany.blogspot.com/2016/04/konkurs.html

Dziękuję za komentarze. 

Idąc odsłużyć kolejny dzień kary, Casey McPherson zastanawiał się, dlaczego od trzech dni nie przychodzi ten dziwny Emo, nie Emo czy licho go tam wie kto. Nie zamierzał się z nim kumplować, ale po prostu ciekawość go zżerała. Dzisiaj jest już piątek i chłoptasiowi pewnie anulowano karę czy coś, ponieważ znów się nie pojawił. Z drugiej strony wczoraj specjalnie sprawdził i dziwaka nie było w szkole. W każdym razie tak mu się wydawało, bo go nie widział, a nikogo przecież nie będzie o niego wypytywał. Nie żeby go to specjalnie interesowało, ale nudno było przez te ostatnie dni, no i zawsze we dwóch szybciej można klasę wysprzątać. Ktoś umyłby okna. Nie w smak mu było wspinanie się na drabinkę czy stoliki. Nikomu nie zamierzał się przyznawać, ale miał lęk wysokości i wchodzenie gdzieś wyżej paraliżowało go. Dobrze, że ze schodami nie miał problemów. Najwyżej nie umyje w tej klasie okien, tak jak i w poprzednich, raczej nikt się o tym nie dowie. Zresztą co go to interesowało. Kazali mu sprzątać, to robi to, ale nie mówili nic o oknach. Czyste są. Nie muszą być myte wtedy, kiedy on ma karę.
Odłożył płyn do okien i szmatki na swoje miejsce w wózku z narzędziami do sprzątania i wziął się za coś innego. Akurat w chwili kiedy umył tablicę i zamierzał powycierać ławki, drzwi do klasy historycznej otworzyły się, więc spojrzał w tamtą stronę, od razu uśmiechając się krzywo na widok zguby.
– No proszę, kogo to moje piękne oczy widzą. Nie darowali ci kary?
– Taa, też bardzo miło cię widzieć  – burknął zachrypniętym głosem JD.
– A co to, popiło się wczoraj?
– Byłem chory, przez ciebie. – Wycelował w McPhersona palcem.
– A co ja mam z tym wspólnego? – Przechylił głowę na bok z ciekawości.
– Pomyśl o poniedziałku. – Nie zamierzał mu nic więcej mówić. Wtedy, po „zapasach wodnych”, cały mokry musiał wracać autobusem, który nie dość, że spóźniony zmusił go do czekania na przystanku, to jeszcze się zepsuł i JD w deszczu musiał pokonać kilka przecznic na nogach. Co z tego, że chwilę później przestało padać i nawet wyszło słońce, skoro przejmujące zimno przenikało aż do kości. Następnego dnia czuł drapanie w gardle i miał wysoką temperaturę.
– Ojej, chłopaczyna zmarzł, bo go nie odwiozłem – zakpił Casey. – Biedne dziwadełko.
– Napisz to pod swoją fotą na Facebooku.
– Kretyn.
– Poszukaj swojego mózgu, mięśniaku – odbił piłeczkę JD
– Nie znoszę cię.
– Cieszę się, że jestem dla ciebie aż tak istotny.
– Brawo, chłopcy, widać, że się lubicie. – Teatralnie zaklaskała pani dyrektor stojąca w przejściu. – Kiedy skończycie sprzątać, zapraszam was do mojego gabinetu na małą rozmowę – poinformowała ich, zanim wyszła.
Gapili się w miejsce, gdzie stała kobieta, zastanawiając się, co oni znów zrobili, że są wzywani na audiencję i żaden z nich nie brał pod uwagę tego, że ten drugi ma te same myśli. Zdumieni popatrzyli sobie w oczy i natychmiast odwrócili się do siebie plecami, pokazując, gdzie mają tego drugiego, zajęli się swoim zajęciem.
Po sprzątnięciu i kolejnej porcji dogryzania sobie, jakby nie mogli bez tego wytrzymać, obaj udali się do gabinetu dyrektorki. Kobieta wskazała im miejsca na stojących obok siebie krzesłach i uniosła brwi, kiedy odsunęli siedziska jak najdalej od siebie.
– Tak, nić sympatii wyraźnie się pomiędzy wami zarysowała. Cudownie. Cieszę się, że nie wynieśliście mi krzeseł z pokoju – mówiła, powstrzymując śmiech. – Może byście tak zostawili w spokoju dwa odległe kąty mojego gabinetu i przenieślibyście się tutaj. – Wskazała palcem miejsce przed swoim biurkiem. Ich zachowanie, zamiast ją rozłościć, wprawiało w dobry humor.
Chłopcy, patrząc na siebie wilkiem, postawili krzesła na poprzednim miejscu i usiedli, ich zdaniem zbyt blisko siebie.
– Pamiętacie, że wspominałam o korepetycjach? – Kiedy zaprzeczyli, kontynuowała: – No tak. To do rzeczy. – Położyła dłonie na blacie i splotła ze sobą palce. – Casey, jesteś zagrożony z kilku przedmiotów, liczmy na początek angielski, matematyka, historia, o kilku innych nie wspomnę. Jeśli chcesz pozostać w drużynie, musisz podnieść swoją średnią do przerwy świątecznej.
W pokoju rozległ się zduszony śmiech JD siedzącego z wyciągniętymi przed siebie nogami ubranymi w nieodłączne, czarne rurki i tym razem oficerki na podwyższonym podbiciu.
– Przepraszam, ale on za rok się tego nie nauczy. Zresztą jestem od niego młodszy, nie przerabiałem jeszcze tego co on.
– Twoja w tym głowa, żeby się nauczył, a wiek nie ma tu znaczenia, wiem, co potrafisz, a on i tak musi poznać podstawy wszystkiego – powiedziała dyrektorka.
Uśmiech zamarł na ustach JD, co z satysfakcją odnotował Casey i sam się roześmiał.
– Nie mówiła pani wtedy poważnie i teraz też żartuje.
– Najzupełniej poważnie, JD. Jednak pamiętasz, co mówiłam, a to niespodzianka.
Casey zmarszczył brwi, kiedy w końcu dotarło do niego, o co chodzi, parsknął:
– Na pewno nie pozwolę, aby to coś mnie uczyło.
– Pani kochana, nie mam ochoty go uczyć.
Obaj powiedzieli swoje kwestie w tym samym czasie ku coraz większemu rozbawieniu kobiety.
– Sądzę, że się dogadacie. Najlepiej, żebyście zaczęli od dzisiaj. I przed przerwą świąteczną chcę widzieć efekty – rzekła, doskonale się bawiąc z powodu ich dużo wyrażających min. – Umówcie się co i jak, a w zamian daruję wam karę. Co wy na to? I jeszcze jedno. – Uniosła palec w górę. – Jeśli mi skłamiecie, że się razem uczycie, a tak naprawdę nawet nie odbędzie się jedno spotkanie, to ja się tego dowiem i kara wróci… podwojona.
– Nie może pani! – krzyknął McPherson.
– Chcesz się przekonać? Do widzenia, panowie.
Wychodząc z klasy niezadowoleni i w wojowniczych nastrojach, burknęli coś na pożegnanie. Casey zamierzał już sobie iść, ale głos JD zatrzymał go w miejscu.
– Dzisiaj wieczorem mam wolne, możemy się spotkać i nie myśl, że to mi się podoba. Zapisz sobie mój adres.
– Dlaczego twój? Wpadasz do mnie i już – odparł McPherson. Nie zamierzał iść do jego domu. Podał mu adres, przeklinając siebie, że się zgodził na korepetycje. – To o osiemnastej, Emo.
– Zmień płytę albo kup sobie słownik. Hasta la vista, baby. – Wsunął ręce do kieszeni, oddalając się od chłopaka. Strasznie chciało mu się palić.
Casey podrapał się po głowie.
– Kuźwa, po co mi jakiś słownik?

* * *

Drake dzisiaj skończył wcześniej pracę. W ogóle z powodu pogody prace na budowie zmierzały do końca i miały być kontynuowane dopiero na wiosnę. Dlatego mimo postanowień nie rzuci pracy w agencji, ponieważ już wolał fotografować wieszaki niż być na utrzymaniu Seana. Pomiędzy nimi jest znów bardzo dobrze i aż chciało mu się wracać do domu. Po drodze do domu zaszedł jeszcze do cukierni i kupiwszy kremówki, które chodziły za nim przez cały dzień, wsiadł na motor.
Do domu wrócił kilka minut później, od progu wołając kochanka.
– Sean, jesteś? – Zdjął buty i kurtkę, uprzednio odkładając reklamówkę z zawartością na szafkę przy lustrze.
– Jestem. Uczyłem się. – Sean pojawił się chwilę później, masując się po karku. Bolał go od rana, a mięśnie ramion już od wczoraj robiły mu się coraz bardziej spięte. Od dwóch dni ślęczał nad książkami, wertując kolejne stronice opasłych tomów, ucząc się na pamięć paragrafów i kruczków prawnych. Przez aferę na uczelni, którą wywołało aresztowanie nagabującego go wykładowcy i ujawnienie ilości szantażowanych studentów oraz grupki handlującej pytaniami egzaminacyjnymi, na ich wydziale ogłoszono kilka dni przerwy, a także to, że mają odbyć się specjalne egzaminy z przedmiotu, którego uczył aresztowany. Wszystkim ma się zająć specjalna komisja, w żaden sposób niezwiązana z ich uczelnią. Władze jego wydziału nie mogły pozwolić sobie na utratę szacunku, a dużo stracili na uderzającej w nich aferze. Komisja miała wykluczyć tych, którzy korzystali na kontaktach z profesorem. Okazało się, że paru z nich było równie przebiegłych jak wykładowca. Pięcioro z molestowanych przez niego osób zmusiło profesora do wyjawiania im pytań egzaminacyjnych, tematów prac i wielu innych zadań, a później tymi informacjami handlowało. Sami za nic dostawali wysokie oceny z jego przedmiotu, a inni wykładowcy ulegali jego namowom na przymknięcie oka na to, że studenci nie do końca są przygotowani. Z tego powodu niezależna komisja egzaminacyjna musi zbadać wiedzę studentów z listy aresztowanego, aby wykluczyć oszustwo. Sean nie wątpił, że kilku z jego rocznika odleci, gdyż nic nie robili, nie umieli, a oceny, jakie dostawali dorównywały jego wynikom, a te, musi nieskromnie przyznać, ma wysokie, nawet mając ostatnio kłopoty z molestującym go mężczyzną i nie radząc sobie do końca ze studiami prawniczymi. On sam nie ma się czego bać. Ma wiedzę, uczył się, co więcej ciągle to robi, ale i tak na wszelki wypadek wolał jeszcze posiedzieć nad książkami. Na dziś jednak da sobie z nimi spokój, szczególnie kiedy Drake wrócił do domu.
– Mój mól książkowy. – Drake objął rękoma w pasie swojego partnera i na powitanie czule go pocałował. – Hej.
– Hej – odpowiedział, położywszy dłonie na jego piersi. – Zmęczony?
– Trochę, ale nie tak jak zawsze. – Puścił go i wziąwszy w dłoń reklamówkę, skierował swoje kroki prosto do kuchni. – Pracy coraz mniej. Chyba że znajdzie się coś wewnątrz budynku. Wprawdzie wątpię w to, bo inwestor wyjeżdża na zimę i przerywa budowę. Zresztą na wykończeniówki jeszcze za wcześnie. Może uda się coś znaleźć gdzieś indziej. – Umył ręce w zlewie. – A ty co? – zapytał, spostrzegając, że Sean masuje się po szyi.
– Kark mnie boli.
– Nie dziwię się. Ciągle siedzisz pochylony, jesteś spięty, kiedy czytasz te tomiska o milionach stron. – Wytarł ręce w ścierkę i otworzywszy szafkę z kwadratową, nieprzeźroczystą szybką, wyjął talerz i dwa małe talerzyki. – Mam coś słodkiego, zjemy, a później ci to rozmasuję. – Przechodząc koło Seana, cmoknął go w policzek. Nie zamierzał unikać takich gestów i dawał ich partnerowi jak najwięcej, obdzielając go czułością i ciepłem.
Zainteresowany zawartością reklamówki Sean poprawił okulary, zerkając na Drake’a.
– Wiesz, co lubię – powiedział z zachwytem, dostrzegając pudełko z kremówkami.
– Jak miałbym nie wiedzieć? – Wyjął kremówki na talerz, a pudełko wyrzucił do kosza.
– Chyba nie zamierzasz tego teraz jeść. Dzisiaj byłem dwie godziny na uczelni, więc ugotowałem zupę. – Zapalił palnik i postawił garnek z zupą na ogniu. Wolał ją tak odgrzać niż w mikrofali, dłużej utrzymywała ciepło. Uśmiechnął się do siebie. Lubił to, te spokojne, normalne dni z Drake’m i bliskość, która odrodziła się na nowo. Niby parę dni, a pomiędzy nimi dużo się zmieniło. Częściej ze sobą rozmawiali, on nie zamykał się w sobie ze swoją małomównością, nie chował w sobie tego, co go boli, co mu przeszkadza. Interesował się tym, jak Drake spędził dzień w pracy, a partner odwzajemniał się tym samym. 
– Kocham cię. – Starszy z partnerów nie mógł oderwać od swojego kochanka oczu. Chwile załamania związku są już za nimi, co prawda wiele ich jeszcze czekało, ale dadzą sobie radę. Stanąwszy za nim, objął go w pasie i pocałował w szyję, odgarniając włosy Seana na lewe ramię. – A ty jadłeś?
Sean odchylił się do tyłu, wzdychając i pilnując zupy, żeby się nie zagotowała.
– Zapomniałem. Zresztą chcę zjeść z tobą, bo jutro raczej nie spędzimy ze sobą czasu. Mam przez cały dzień zajęcia.
– W sobotę? – jęknął z zawodem. – Sądziłem, że spędzimy weekend razem, w łóżku, leniuchując i kochając się.
– Marzenia ściętej głowy. No, zobaczymy jak to z niedzielą wyjdzie, najwyżej powiem mamie, że na obiad nie wpadamy.
– Obrazi się, ale zrozumie. Dlaczego jutro masz iść na zajęcia? – Podskubywał skórę szyi Seana zębami. – Najchętniej to zjadłbym ciebie. – Wsunął mu pod sweter i po chwili pod podkoszulkę chłodną dłoń.
– Wiecznie głodny – parsknął Sean, drżąc na zimny dotyk. – Co do jutra to wszystko przez te ostatnie wydarzenia. Pochrzanione to trochę będzie, ale cóż… Mam nadzieję, że szybko wszystko wróci do normy. Wiesz, chwilami czuję wyrzuty sumienia, że dzięki mamie mam spokój, a inni, ci molestowani i naprawdę spoko ludzie, bez względu na płeć, muszą zeznawać przeciw temu draniowi.
– Daj spokój, im nic nie będzie, a ty masz czas, żeby się uczyć i wypełnić swoje plany. Twoja mama wiedziała, co robi. Niezła z niej kobitka i przebiegła diablica. Najważniejsze, że ten facet nic ci nie zrobił.
– Wiem. W sumie to nawet, poza tą jedną próbą, mnie nie tknął.
– Zupa zaczyna się gotować. – Odsunął się od Seana.
– Cholera. – Szybko wyłączył gaz. – Podasz talerze?
– Tak. – Spojrzał jeszcze ciepło na Seana. Kochał to, rutynę, spokój, czułe chwile, które potrafiły zamienić się w noce pełne namiętności. Od czasu wyjazdu na wyspy nawet w seksie partner stał się bardziej otwarty i nienasycony, jakby próbował nadrobić tych kilka tygodni abstynencji. Bardzo mu to odpowiadało, jak i to, że zjedzą razem posiłek, później deser i spędzą razem czas. Każdy z nich ma swoje pasje i czasami potrzebuje zająć się nimi lub też pobyć chwilę w samotności. Przecież gdyby byli ciągle razem i nie mieli czasu choćby na poczytanie, zwariowaliby i się znienawidzili. Czasami potrzebowali od siebie oddechu, aby zająć się tym, co lubili, ale nie dzisiaj. Drake wyczuwał, że partner, tak jak i on, też potrzebował dzisiejszego wieczoru pobyć z nim tak po prostu. Kochał go za to, za wszystko i za nic.
– To wyjmujesz te talerze, czy będziesz się na mnie gapił?
– Już, już. Później deser, a jeszcze później wymasuję ci kark – rzekł Ashborn, odwracając się w stronę szafki z głębokimi talerzami.
– Tylko?
– Mogę ci wymasować wszystko, co zechcesz. – Puścił mu oczko, zanim otworzył szufladę ze sztućcami.
Sean wciągnął powietrze przez nos, kiedy przeszedł go ten specyficzny dreszcz. Sięgnął po chochlę wiszącą na haczyku tuż przy kuchence gazowej.

* * *


JD wysiadł na przystanku  niedaleko ronda i skierował się do mieszkania McPhersona. W domu sprawdził w Internecie, gdzie dokładnie mieści się blok, w którym mieszka nowy znajomy. Dzięki temu bez problemów odnalazł ulicę, a potem w jednym z budynków mieszkanie, i nacisnął dzwonek. Odczekał kilkadziesiąt sekund, zanim otworzyły się drzwi i ukazała się w nich twarz jego zdaniem młodszej od niego dziewczyny o krótkich blond włosach, piwnych oczach i szerokim uśmiechu.
– O, hej, hej, a kim ty jesteś?
– JD, przyszedłem do Caseya.
– A, to ciebie nazywa emowatym dziwadłem, który zerwał się z choinki i ma tu przyjść.
Chłopak uniósł wymownie brwi.
– To chyba ja.
– Właź. Właź. Jestem Kate, jego siostra. Zaraz mu powiem, że jesteś.
Sympatyczna dziewczyna, stwierdził w myślach. Postawił swój plecak, wypełniony książkami, na podłodze,  zdjął kurtkę i pochylił się, żeby zdjąć buty.
– Nie zdejmuj. Goście nie zdejmują butów. Chodź, Cas bierze prysznic, bo biegał – mówiła Kate, prowadząc jej zdaniem świetnego chłopaka do pokoju brata. – Zaczekasz w jego pokoju, a ja mu powiem o gościu. Jesteś jakimś jego nowym kolegą czy jak? Nigdy cię tu nie widziałam.
– Nowym. Mamy się razem uczyć. – Prawie wpadł na dziewczynę, która nagle się zatrzymała.
– Że co ty powiedziałeś? On. Się. Będzie. Uczył? Muszę to na fejsie napisać wielkimi literami. Kumpelki padną z wrażenia. No, chodź, chodź. Tu jest jego pokój – powiedziała, gdy weszli do środka. – Powiem mu, że jesteś, ale to już mówiłam. Czego się napijesz? Pytam, bo chociaż jesteś jego gościem, to ten troglodyta nic ci nie zaproponuje. Nie żeby nie chciał, zwyczajnie mu to do głowy nie wpadnie. Nie wiem, z której choinki on się urwał. Ha, no widzisz, też go tak nazywam, jak on ciebie. To czego się napijesz?
– Herbaty, jeżeli można.
 – Można, można. – Nastolatka miała szczególną tendencję do powtarzania tych samych słów. – Rozgość się. Zaraz wracam.
Zostając sam, JD odstawił plecak  na bok i rozejrzał się po pokoju, który dzięki plakatom na ścianach przedstawiającym zespoły muzyczne pokazywał, że należy do nastolatka. To uporządkowane pomieszczenie za nic nie przypominało jego, w którym panował rozgardiasz, a łóżka, nawet podłogi, nie było widać spod sterty ubrań. Tutaj wszystko miało swoje miejsce. Łóżko idealnie zasłane, szafki pozamykane, na biurku pedantyczny ład aż nęcił, żeby przełożyć jeden z równo ułożonych długopisów na drugą stronę biurka, a notesy porozrzucać tu i ówdzie. Korciło go bardzo, ale nic nie zrobił. Wystarczyła mu świadomość, że mógł. Cholera, tutaj nawet spodnie nie wisiały przełożone przez oparcie krzesła. Wychodziło na to, że albo McPherson posprzątał, bo on miał przyjść, albo był pedantem.
W chwili, kiedy zainteresował się włączonym komputerem stacjonarnym, na którego ekranie migał wygaszacz, drzwi do pokoju otworzyły się i wszedł przez nie Casey z mokrymi włosami i bez koszulki. JD dyskretnie obrysował wzrokiem doskonałe ciało chłopaka z szerokimi ramionami i mocną klatką piersiową. Płaski, bez tak zwanego kaloryfera brzuch, pasek jasnych, kuszących włosów znikających pod niepotrzebnym materiałem. Plecy chłopaka też były silne, umięśnione, a tyłek... Potrząsnął głową. O czym on myśli?
Casey poczuł się nieswojo, znajdując się pod obstrzałem ciemnych oczu chłopaka. Co to jakiś pedał czy jak, że tak się gapi?
– Co wlepiasz gały?
– Nie wolno? Mam oczy, to patrzę. A ty co taki porządek tu masz? Posprzątało się z okazji mojej wizyty? – Zamrugał zalotnie powiekami.
– Zawsze tu tak jest. – Wyjął z szafki starannie ułożoną koszulkę i zaczął ją zakładać.
– Aha, czyli pedant. – Z żalem pożegnał widok półnagiego Caseya. Zazwyczaj wszystko co dobre szybko się kończy.
– Jaki pedał? Coś sugerujesz? – Zdenerwował się Casey, ledwie panując nad tym, aby mu nie wpierdolić.
JD uniósł brwi, mając wielką ochotę parsknąć śmiechem. Większego idioty jeszcze nie spotkał.
– Pedant, nie pedał, to taki ktoś, kto przywiązuje dużą wagę do porządków, do nadmiernych porządków, moim skromnym zdaniem – wytłumaczył powoli, dokładnie wypowiadając każde słowo. – I przeczyść sobie uszy.
– Ty mi się tu nie baw w encyklopedię. – Czuł, że zrobił z siebie kretyna. – Lepiej zróbmy, co mamy zrobić i możesz spadać.
– Braciszku, jesteś bardzo gościnny.
– Spadaj na drzewo, mała.
Kate pokazała bratu język i postawiła wysoką szklankę z uchem na małym, szklanym stoliczku, a obok niej cukiernicę i ciasteczka.
– Proszę. Proszę.
– Dziękuję – odpowiedział JD, zakłopotany jej gościnnością. Nie tego się spodziewał, pojawiając się w domu McPhersona. W sumie wyobrażał sobie, że jego rodzeństwo jest takie samo jak zapaśnik, ale już w progu przekonał się, że rzeczywistość bardzo odbiegała od jego wyobrażeń.
– A ja? – zapytał Casey, zakładając ręce na piersi.
– Sam sobie weź. Bozia rączki dała, nóżki też, więc możesz podreptać do kuchni. Ja się zajmę przez ten czas twoim kolegą.
Casey niemal warknął, ale zmusił się do pójścia do kuchni, gdzie nalał sobie soku pomarańczowego. Zanim jednak wrócił do pokoju, oparł się rękoma o blat szafki, zastanawiając się, jak on zniesie dwie, trzy godziny przebywania z jego emowatością. Znów będą sobie dogryzać cały wieczór? Kim w ogóle ten chłopak jest, że nie boi się go i stawia mu czoła na każdym kroku? Z trudem o tym myślał, ale podziwiał go za to. Chociaż ta ciota, Richie Taylor, też mu się stawiała, a jakoś do niej nie czuł tego samego. No tak, Emo nie lubi facetów, w przeciwieństwie do Taylora, a to duża różnica.
Wziął szklankę i wrócił do pokoju, akurat żeby usłyszeć, jak jego szesnastoletnia siostra opowiada o ich starszym bracie.
– Rafael studiuje w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania i ma podjąć jakiś drugi kierunek, i studiować zaocznie. Zastanawia się tylko, co wybrać. Nie mieszka w domu, bo wynajmuje z kolegami mieszkanie tuż przy uczelni, ale chce kupić jakąś kawalerkę i zbiera na to kasę. Pracuje w klubie nocnym. Nie wiem, jak on rano idzie na uczelnię.
– Kate, spadaj, zanim zapoznasz go z całą naszą rodziną. Musimy się uczyć.
– Dobra, dobra. No to cześć, bo dzisiaj się już raczej nie zobaczymy – zwróciła się do JD. – Idę do koleżanki. Mama z tatą pojechali do kina, więc nie wrócą szybko. Macie chatę dla siebie. Narka.
– Narka. Masz spoko siostrę. – JD uniósł szklankę. – Jest mądra i gaduła z niej.
– Gada jak katarynka. To od czego zaczynamy? Nie mam zamiaru spędzać z tobą całego wieczoru, dziwaku.
– Wzajemnie, troglodyto. – Wyszczerzył się. – Zaczynamy od matmy. Mam książki,  ty daj jakieś zeszyty. – Napił się, a smak malin rozlał mu się po języku.
– Musiała ci powiedzieć, jak mnie nazywa – burknął. Położył na stole zeszyt od matematyki i brulion. Obu prawie nie używał.
– To takie pieszczotliwe słowo, więc nie ma o co się rzucać.
– Ty mnie nie musisz pieścić – wyrwało mu się.
– A chciałbyś?
Caseya zatkało i wpatrzył się w chłopaka, próbując zrozumieć, o czym oni właściwie mówią, a przede wszystkim o co chodzi dziwakowi od siedmiu boleści.
– Ty robisz ze mnie głupka – stwierdził McPherson.
– Sam go z siebie robisz. Siadaj i nie myśl tyle, bo na dobre ci to nie wychodzi. To co mamy przerobić, materiał z podstawówki? – zapytał zaczepnie. Bawi go to, kiedy McPherson robi głupią minę, i czemu ma z tego nie korzystać? Wiedział, że jest wredny, ale przecież nie chce niczego złego.
– Wiesz co? Wypierdalaj! – wrzasnął Casey, wskazując ręką na drzwi.
JD uniósł tylko kącik ust, rozsiadając się wygodnie w fotelu.
– Czyli co? Podwójna kara? Dyrka nie żartowała.
– Szlag by to trafił, razem z tobą oczywiście. Najlepiej ciebie. O – warknął zapaśnik, zajmując miejsce naprzeciwko gościa. Ten chłopak wyprowadzał go z równowagi. Jeszcze trochę i zrobi temu Emo krzywdę. Zacisnął dłonie w pięści.
JD, widząc reakcję McPhersona, tylko się w duchu do siebie roześmiał. Już miał mu powiedzieć, że ta agresja to na pewno przez brak seksu, ale ugryzł się w język. W sumie ciekawiło go to, jaki chłopak jest w łóżku. Skarcił siebie za tę myśl. Nie zamierzał marzyć o homofobie, to się źle kończyło. Po prostu brakowało mu seksu. Powinien odwiedzić Fever i wyżyć się, chociaż patrząc na tańczące, rozgrzane ciała. Nie był dziwką, żeby iść do łóżka z każdym, więc czasami po prostu patrzył. Szkoda, że zmienił się bramkarz, ale może kumpel go wpuści. Dobrze chociaż, że do klubu wpuszczali już osiemnastolatków, a nie tak jak wszędzie od dwudziestu jeden lat. Tylko co z tego, on miał dopiero siedemnaście. Do tego wszystkiego chciało mu się palić. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów.
– Mogę zapalić?
– Ani mi się waż. Wyjdź na balkon.
– Otwórz okno, zostaję. – Nie ma problemów z wyjściem na balkon, ale wolał mu zrobić na złość. Bez oporu zapalił papierosa i zaciągnął się nim. – Sama rozkosz. Masz popielniczkę?
– Kurwa. – Casey zerwał się i otworzył okno oraz drzwi balkonowe, wpuszczając do środka chłód. Nie chciał, żeby mama wyczuła dym, gdy wróci do domu. – Masz, chłopie, u mnie przejebane. – Rzucił przed niego podstawkę od kwiatka.
– Uwielbiam, jak tak mówisz. Siadaj, bo nie mam czasu. – Sięgnął do plecaka po książki. Wolał przynieść swoje, bo przynajmniej wiedział, czego mógłby go nauczyć, i sobie w domu wszystko zaznaczył. – Dobra, to czego nie rozumiesz  w matmie? Wiesz, co to są ułamki czy pierwiastki?
Casey usiadł i pochylając się, zaczął uderzać głową w stolik. Za co mu przyszło to znosić? Bo miał niską średnią? Co z tego? Przecież i tak zamierzał poświęcić się dla sportu, więc uważał, że nie musi nic więcej umieć ponad to. Tak sobie wmawiał, a tak naprawdę to po prostu nie rozumiał tego, co mówią nauczyciele, a pewne przedmioty to dla niego czarna magia. Najgorsze, że ten skurczybyk gapiący się na niego tymi swoimi ślepiami i bawiący się kolczykiem w uchu dowie się o wszystkim.
– Dobra, to znaczy, że zaczynamy od podstaw. – Whitener otworzył jedną z książek. Pożyczył ją od brata, który chodził do podstawówki. – Dam ci parę zadań i masz je rozwiązać. Zobaczę, co umiesz, a potem będę tłumaczył, tłumaczył i tłumaczył do usranej śmierci.
– Wal się.
– Jesteś czarujący, naprawdę. Mówię poważnie i jak mamy coś zdziałać, to tak do tego podejdźmy. Masz, rozwiąż to. – Podsunął mu pod nos książkę, wskazując na pierwsze z brzegu zadanie i wzdychając ciężko. To będzie naprawdę ciężki wieczór.

7 komentarzy:

  1. łuhuhuhuhuuu...
    "... będzie zabawa, będzie się działo i znowu nocy będzie mało..." tak mi się z orzeszkiem i rureczką skojarzyło XD (Jd i Casey'em)

    ~A. Wolvin (wolvin119)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojezusie! JD! Kochane pseudo-emo. Jak ja go kocham. No nie mogę :D serio, jakoś przemawia do mnie jego postać, nie mam pojęcia, czemu. Casey to pożal się Boże :d nie mam nic do powiedzenia na jego temat. Wiem, że coś się tam rozwinie, więc sobie poczekam/

    No i Sean i Drake!!! Kocham. uwielbiam ich. Normalnie tuliłabym i ściskała, choć wiem, że nie potrzebują kobiety.

    "wolał fotografować wieszaki" - rozbroiło mnie to.

    Bardzo fajny rozdział. Like.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam twoje wszystkie opowiadania(tak mi się wydaję) ,które są dostępne w internecie.Każde bardzo mi się podobało i nigdy nie miałam się do czego przyczepić XXD Tak samo jest z tym opowiadaniem.Czekam na każdy rozdział z niecierpliwością a jak zbliża się 23:00 w czwartek i niedzielę to cieszę się jak głupiaXDD Przełamuję się z pisaniem komentarzy ,które nie za bardzo mi wychodzą ,ale zobaczyłam jak ważne jest to dla autorów to staram się częściej coś napisać ;-; Jesteś jedną z moich dwóch ulubionych autorek(mam nadzieję ,że to nie będzie nic złego;-;) Jedne opowiadania są z postaciami z anime i mang a drugie z fikcyjnymi postaciami(zaczynam pisać bez sensu ,ale chcę się bronić haha) A więc kończącXD Bardzo , bardzo podobają mi się twoje opowiadania i czekam już na niedzielę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział :)
    Mocno mnie intryguje nowy wątek, czyżby był wstępem do następnej części książki?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. JD, kocham cię. Nie no wygrał moje serce XD Casey jest przy nim taki uroczo nieporadny :)
    Doczekałam się rozdziału bez Richiego i Johnnyego ;) Strasznie mi się podoba, bo wątek JD i Caseya coraz bardziej mi się podoba :D
    /A

    OdpowiedzUsuń
  6. No i jestem z lekkim opóźnieniem.
    Najpierw Drake i Sean.
    Podoba mi się ta dwójka.
    Jest naprawdę cudowna razem.
    I JD z Caseyem.
    Czuje jak iskrzy między nimi i coś może z tego być.
    Niecierpliwie czekam na poniedziałkowy rozdział.
    Nadajesz tępo bo już mamy ich 38 a to dopiero początek!
    pozdrawiam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    haha Casey ma się uczyć razem z Jd bosko, dyrektorka miała ubaw, cieszę się, że u Seana i Dreake wszystko się układa... a siostra Caseya boska...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)