10 kwietnia 2016

W sidłach miłości - Rozdział 37

Dziękuję za komentarze.

Zapraszam do udziału w konkursie o tomiki z serii "Obrazy miłości": http://blogluany.blogspot.com/2016/04/konkurs.html

Po prawej pojawiła się ankieta. Chcę tak z ciekawości wiedzieć ile z Was czyta mnie kobiet ile mężczyzn. Tu oczywiście podchodzą też pod to dziewczyny i chłopcy. :) Jest też odpowiedź Inne ponieważ jak wiemy ktoś może nie czuć się tylko kobietą lub tylko mężczyzną. :)

A teraz zapraszam na rozdział. :)


Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał, pomimo że przytulał w ramionach łkającego chłopaka. Richie tak strasznie płakał, że serce mu się krajało, a łzy same cisnęły się do oczu. Tak bardzo chciał mu oszczędzić cierpienia, zabrać je od niego jak najdalej, ale nie mógł. Przez chwilę opanowała go taka bezsilność, że nie wiedział, co ma robić poza tym, żeby po prostu być jego oparciem. Przytulił go mocniej, pozwalając wypłakać swój ból. Nie mówił „wszystko będzie dobrze”, nie pocieszał, bo teraz takie słowa nie ukoją, nie pomogą w niczym, a nawet wydają się śmieszne.
Rozejrzał się i wypatrzył  znajdującą się niedaleko ławeczkę. Pociągnął w jej stronę chłopaka i usiadłszy na niej, wziął go na kolana, ponownie zamykając w swoim uścisku.
– Jakakolwiek nie była, to moja mama. Rozumiesz, Johnny? Matka to matka – chlipał Richie, wtulając się jeszcze bardziej w swojego chłopaka, wdzięczny za to, że przy nim jest.
– Wiem, słoneczko ty moje. – Zaczął się z nim kołysać, jakby trzymał na kolanach płaczące dziecko, a nie dorosłego człowieka. Pocałował go w skroń, chcąc dodać mu otuchy, zaznaczyć, że jest z nim i będzie, i postara się pomóc, ale teraz jedyne co mógł zrobić to pozwolić mu się załamać, a później go podniesie z tego bólu i będzie solidną podporą.
W kieszeni zaczął mu dzwonić telefon, więc szybko po niego sięgnął i przystawił do ucha.
– Słucham. Tak, panie Taylor, jest ze mną. Zabiorę go do domu. Tak, poradzę sobie. Płacze, ale to dobrze. – Zawsze uważał, że w takich chwilach tłumienie bólu to najgorsze, co człowiek może robić, bo wtedy trudniej przychodzi pogodzenie się z tragedią. Sam był tego przykładem po śmierci Patricka. Chociaż tam sytuacja była zupełnie inna. – Co się w ogóle stało?
Zapłakany Richie uniósł głowę, aby patrzeć na Jonathana, kiedy ten słuchał jego taty. Nie wiedział, co się stało mamie, bo po usłyszeniu słów, że ona nie żyje, po prostu nie słyszał już niczego więcej, czując przejmujące zimno przechodzące przez jego ciało, a potem następujący po nim wielki ból. Znów chlipnął, tuląc mokrą i opuchniętą twarz do szyi Jonathana. Jak dobrze, że go miał, nie dałby sobie rady, będąc teraz sam.
– Dobrze, powiem mu. Tak. Do widzenia.  – Rozłączył się.
– Co ci powiedział? – Ponownie uniósł twarz.
– Twoja mama leciała z kimś awionetką, w której wysiadł silnik. Nic nie mogli zrobić. Zginęła na miejscu. Przykro mi.
Przygryzł wargę, hamując kolejny potok łez. Czuł się jak mały chłopiec, który stracił kogoś ważnego w swoim życiu. Matkę, tak potrzebną dziecku. Najbardziej bolało go to, w jakiej sytuacji widział ją ostatni raz. Później chciała się z nim skontaktować, ale on nie odbierał od niej telefonów, ciągle zły na nią za to, jak go chciała zmienić, jak go traktowała. Nie wiedział, że już nigdy jej nie zobaczy. Mimo tego jaka była, to jakoś ją kochał i bolało, że nie mógł się z nią pożegnać. Nie będzie już miał szansy niczego naprawić, pokazać jej, że jest szczęśliwy i przeprosić za to, że nigdy nie był takim synem, jakiego chciała mieć.
– Twój tata chciał ci powiedzieć o tym osobiście, ale ma teraz w związku z tym wiele spraw do załatwienia i  nie wie, kiedy wróci do domu. – Ucałował mokre policzki Richiego, który teraz wydawał mu się taki kruchy, o wiele bardziej podatny na zranienie.
– Zanim dowiedziała się, że jestem gejem, była fajna. – Przytulił twarz do ramienia Jonathana, oddychając przez usta z powodu zatkanego nosa. – Zabierała mnie na wycieczki i mówiła, że mnie kocha. Potem się wszystko zmieniło. Rodzice zaczęli się kłócić. To moja wina.
– Nie, nie, nie. Niczemu nie jesteś winny. Nawet tak nie myśl. – Pocałował go w czubek głowy i już tam zatrzymał usta. – Rozumiesz? Nie jesteś winny – powtórzył, zaciskając powieki. Nie chciał, żeby Richie obwiniał się, nie miał o co.
– Umarła, nawet nie wiedząc, że tak naprawdę ją kochałem. – Znów się rozpłakał.
Johnny otworzył oczy i uniósł je w stronę księżyca. Doskonale wiedział, że w takich chwilach człowiek myśli o tym, czego nie powiedział, nie dokończył, nie przeprosił, nie zrobił i obwinia siebie o wszystko. Nie dopuści, żeby takie myśli męczyły Richiego. Jego silnego, a zarazem tak kruchego chłopaka, którego zamierza chronić i nie odda nikomu. Właśnie w tej chwili jego miłość do niego jeszcze bardziej urosła i zakorzeniła się na dobre.
– Wiedziała. Tak jak ja wiem, że ty mnie kochasz, a ja ciebie. – Sam nie wiedział, kiedy samotna łza wypłynęła z jego oka.
– Zniknąłbym, gdybym ciebie stracił. – Uwiesił się na szyi Jonathana, niemal go przyduszając. – Nie zostawiaj mnie, nigdy. Umarłbym bez ciebie – mówił, dusząc się od płaczu. Otaczała go taka pustka, że gdyby nie Johnny, pochłonęłaby go i nie pozwoliła już wrócić. Stracił matkę i bolało, mimo że stała się obcą kobietą, gdyby stracił tatę lub Jonathana, to świat dla niego przestałby istnieć, a raczej on dla świata.
– Będę z tobą. Nie obiecam, że cię nigdy nie zranię, ale będę. – Odetchnął głęboko, kiedy fala przeróżnych uczuć uderzyła w niego jak grom. Udźwignie przyszłość, jego ból i swój, bo naprawdę go kocha. Jego Richie, jego słodki chłopak, bardzo go teraz potrzebujący.
Tuląc go do siebie, odebrał kolejny telefon. W sumie gdyby nie dzwonek, to pewnie sam rozpłakałby się, przygnieciony nawałem uczuć. Tym razem to był Alex, więc poprosił brata, żeby po nich przyjechał. Sam zostawił samochód na parkingu niedaleko restauracji, a nie chciał ciągnąć roztrzęsionego Richiego taki szmat drogi, gdyż spacerując, odeszli dość daleko. Zresztą Johnny nie jest w stanie prowadzić i nie chce oddalać się od swojego blondyna. Alex obiecał, że będzie za piętnaście minut i podjedzie po nich. Zaraz obok znajdował się dogodny dojazd do rzeki, więc zrobi to bez problemów.
Jak obiecał, Alex zjawił się kilkanaście minut później. Obaj z Richiem byli już nieźle zmarznięci, ale zimno odczuli dopiero, kiedy wsiedli do ogrzanego wnętrza samochodu. Johnny zajął miejsce z tyłu wraz z Richiem, wdzięczny, że brat o nic nie pyta. Widział w jego oczach współczucie i troskę w stosunku do przyjaciela.
W czasie drogi zapłakany chłopak zasnął z głową na kolanach swojego ukochanego, ale sen nie był spokojny. Coś mruczał, wyglądał, jakby czegoś się bał i dopiero cichy szept Jonathana oraz głaskanie po głowie uspokajały go.
– Kiedy jechałem po was, nie myślałem, że on będzie w takim stanie – odezwał się Alexander, parkując przed domem przyjaciela.
– Przeżył szok. Mimo wszystko kochał matkę. Wiesz, czasami nie zdajemy sobie sprawy, że nam na kimś zależy, dopóki tego kogoś nie stracimy, sam jestem dobrym przykładem. Nie cofnę czasu, nie zmienię tego, co się stało, mogę po prostu z nim być. Pomożesz mi wyjąć go z samochodu?
– Tak.
Z pomocą brata Jonathan wziął śpiącego Richiego na ręce i zaniósł do jego pokoju. Tam ostrożnie położył go na łóżku, zdjął płaszcz oraz buty i przykrył kołdrą. Sam, bardzo zmęczony, przetarł dłońmi twarz.
– Rozbierz się, chyba Richie poza zmoczeniem łzami usmarkał ci płaszcz.
– To nie ma znaczenia. – Jonathan zdjął wierzchnie okrycie i oddał bratu. – Na razie będzie spał, ale chcę z nim zostać. Poczekam na jego tatę i… No, nie wrócę na razie do domu. Powiedz rodzicom. – Usiadł przy Richiem i delikatnie odgarnął mu włosy z czoła. – Mam nadzieję, że się nie rozchoruje. Tak niewiele mu do tego trzeba– powiedział, przypominając sobie sytuację, kiedy wiózł go do szpitala z gorączką. Jak on go wtedy nie cierpiał. Głupi był. 
Alex przyglądał się bratu i nie poznawał go. To nie był ten szorstki, wiecznie wściubiający nos w jego sprawy brat. Teraz stał się kimś w rodzaju kochającego męża dla śpiącego chłopaka i ta myśl nawet mu się spodobała.
– Powieszę płaszcz w przedpokoju i zrobię ci coś do picia, a ty się połóż. Zadzwonię do domu i powiem, że też zostaję.
– Jeśli chcesz, zostań. – Położył się przy Richiem.
Kilka minut później do pokoju wrócił Alex z dwoma kubkami gorącej herbaty z cytryną i zastając dwie śpiące osoby, wycofał się. Usiadłszy w salonie, napisał smsa do Josha, a później postanowił poczekać na pana Taylora. Popijając herbatę, rozmyślał o tym, co czuje przyjaciel, i nie chciałby być na jego miejscu. Przez to wszystko bardziej doceniał swoich rodziców i chciał, żeby żyli jak najdłużej.

* * *

Obudził go potężny ból głowy, zatkany nos i słońce wkradające się pod jego powieki. Odczuł zimno i z przyjemnością przytulił się do czegoś ciepłego leżącego obok niego. Westchnął. Z trudem uniósł powiekę, druga go nie słuchała i miał wrażenie, że ktoś przykleił ją do oczu na stałe. Patrząc jednym okiem, stwierdził, że obok niego leży Jonathan, w pokoju jest widno, a on chyba spał w ubraniu. Zdezorientowany uniósł się, podpierając na ręce, co od razu obudziło starszego chłopaka. Chciał zapytać Johnny’ego, co tu robi, ale wspomnienia szybko wróciły.
– To mi się nie śniło? – Rozbudził się bardziej, ignorując kłucie w czaszce i coraz większe dudnienie.
– Nie. – Ziewnął, nie mogąc tego powstrzymać. – Przykro mi.
– Tata jest już chyba w domu. Muszę z nim porozmawiać. – Podniósł się i jego wzrok padł na lustro. Wyglądał jak upiór. Twarz cała opuchnięta, jakby nie jego, oczy czerwone i jak się przyjrzał, to mógł zobaczyć na białkach pęknięte żyłki, ale to było nic w porównaniu z tym, jak czuł się w środku. – Pójdziesz ze mną porozmawiać z tatą?
– Oczywiście. Nie chcesz się najpierw umyć?
– Muszę tylko do toalety.
– Zaczekam na ciebie z Alexem, też jest tutaj.
Richie pokiwał głową i wyszedł do łazienki.
Tymczasem Jonathan poprawił łóżko i poszedł do kuchni, w której, tak jak sądził, zastał brata i pana Martina. Mężczyzna siedział przy stole, rozmawiając z Alexem.
– Witaj, Jonathanie. – Martin Taylor miał ciemne cienie pod oczami i bladą, zmęczoną twarz. – Richie wstał? – Wrócił w nocy, kiedy na policji i w szpitalu, a raczej prosektorium, załatwił, co trzeba. Zastał Alexa śpiącego na kanapie, a kiedy zajrzał do pokoju syna, ujrzał Jonathana i Richiego śpiących razem. Cieszył się, że jego syn ma kogoś przy swoim boku, bo w takich chwilach nie warto być samemu.
– Jestem, tato.
Johnny od razu sięgnął po tabletki Richiego i podał mu je wraz ze szklanką wody. Chłopak podziękował mu i kiedy je połknął, obaj zajęli miejsca przy stole.
– Tato, co z moją siostrą?
– Jest ze swoją ciotką, nie chciała ze mną jechać. – To też go bolało, własna córka nie chciała go widzieć, gardziła nim. – Pogrzeb odbędzie się pojutrze.
 Nie mogę w to uwierzyć, że jej już nie ma – szepnął Richie. Spojrzał ciepłym, zmęczonym i nadal pełnym smutku wzrokiem na swojego chłopaka i złączył ich dłonie. – Zostań ze mną przez najbliższe dni, proszę.
– Nie mam zamiaru nigdzie się wynosić. – Przystawił sobie jego dłoń do ust i pocałował. Kątem oka zobaczył zadowolenie na twarzy pana Taylora. Mężczyzna nie miał nic przeciw temu, a jego aprobata stała się dla Jonathana bardzo ważna.
– Dziękuję i tobie, Alex, że jesteś.
Jeszcze długo siedzieli przy stole, próbując coś przełknąć i omawiając najważniejsze sprawy. Bracia powiedzieli, że ich rodzice pomogą w urządzeniu pogrzebu i we wszystkim, czego ojciec i syn będą potrzebować.

* * *

Pogrzeb odbył się dwa dni później. Deszcz lał jak z cebra, pokazując to, jak czuje się Richie, stojąc nad grobem matki, słuchając pastora i jego głupiego kazania oraz usilnie starając się nie płakać i nie wrzeszczeć. Chwilami, kiedy smutek odchodził na bok, jego miejsce zajmowała tak potężna wściekłość, że miał ochotę coś zniszczyć. Złościł się na matkę, że taka była, zostawiła go, zmusiła do tego, aby nie naprawił ich relacji. Nazywała go chorym, chciała leczyć, a powinna żyć i dowiedzieć się, że nie jest chory. Tymczasem odeszła. Zrobiła to już za życia, ale wtedy była jeszcze szansa na to, że coś się zmieni. Przez te dwa dni były takie godziny, że siedział odrętwiały i nie potrafił nic czuć, by za moment płakać, a potem znów uspokoić się i gapić w przestrzeń. Przechodził chyba przyśpieszone etapy żałoby, wszystkie na raz. Jeszcze nigdy w tak krótkim czasie nie czuł tylu emocji i to tak negatywnych, że sam się siebie bał. Gdy zobaczył siostrę, a Milicent obrzuciła go wściekłym spojrzeniem, chciał jej zrobić krzywdę. To jego siostra, a jej nie znosił. Nienawidziła go, co wiele razy dała mu bardzo dosadnie odczuć. I tu nienawidził matki, tak samo mocno jak ją kochał. To jej wina, że Mili taka jest. Jako dziecko była fajna, wesoła i słodka. Teraz stała się diabłem wcielonym. Nie wybaczy jej tego, jak traktuje ich tatę. Podobno teraz miała zamieszkać z ich ciotką, bo mama zrobiła wszystko, żeby w razie czego córka nie wróciła do ojca. Tu jego myśli zatrzymywały się, a wyobraźnia pokazywała mu, że w trumnie leży Mili, a wtedy znów odczuwał ból, bo mimo wszystko to jego siostra. Nie wytrzymywał, w głowie mu się już mieszało i chciał krzyczeć. Bał się, że wariuje.
Pastor skończył swoje kazanie, ktoś odśpiewał żałobną pieśń, deszcz przestał padać, ludzie po złożeniu kondolencji zaczęli się rozchodzić, a on ciągle stał i patrzył na białą różę leżącą na wieku przepięknej trumny, która za chwilę zostanie opuszczona do dwumetrowego dołu i  na zawsze w nim zamknięta. Nie pozwolił, żeby tata lub Johnny odciągnęli go od tego widoku, który go tylko dobijał, ale mimo wszystko jakoś się trzymał. Dopiero kiedy po długich namowach znalazł się w końcu w samochodzie swojego chłopaka i mieli jechać na stypę do domu mamy, nie wytrzymał i uderzył zdrową pięścią w drzwi.
– Niech to jasny szlag trafi! – wrzasnął.
– Spokojnie.
– Nie chcę być spokojny! Nie mam na to ochoty! Mam ochotę wrzeszczeć na tą kobietę, która śmiała mnie zostawić, jeszcze kiedy żyła. Nienawidzę jej! Nienawidzę z całego serca! – zaczął to powtarzać w kółko, tym razem uderzając pięścią w deskę rozdzielczą.
Jonathan, widząc stan swojego chłopaka, zatrzymał samochód na poboczu i złapał go za twarz, zwracając ją w swoją stronę.
– Krzycz ile chcesz, płacz ile chcesz, ale pamiętaj, że ja tu jestem i możesz ze mną porozmawiać.
– Pamiętam, ale teraz nie mam ochoty rozmawiać, chcę zrozumieć, dlaczego to się stało.
– Być może nigdy nie poznasz na to odpowiedzi. Możesz się z tym tylko pogodzić, a ja ci w tym pomogę.
– Moja siostra…
– To gówniara, zobaczysz, dorośnie i zrozumie. Zresztą jesteś jej starszym bratem i ma się ciebie słuchać.
– Przetrzepałbym jej skórę. Ma czternaście lat, a zachowuje się jak dumna damulka. Co to ona nie jest. Głupia krowa.
– Wracasz do siebie, mój drogi. – Pocałował mocno Richiego. – I jeżeli chcesz sobie powrzeszczeć, możesz na mnie, za te wszystkie panienki i takie tam. 
– Wybaczyłem ci już. Jedźmy, chcę to mieć za sobą, a potem zasnąć i spać, a dalej obudzić się i żyć, chcę się śmiać, tańczyć, bo mam ciebie. – Po raz pierwszy od kilku dni uśmiechnął się. Rozumiał, że minie jeszcze dużo czasu, zanim zrozumie to, co się stało, i pogodzi się z sytuacją, ale nie zamierzał dać się pochłonąć złości i czarnej pustce, które mu ostatnio stale towarzyszyły. Miał przecież Jontahana i niczego więcej nie potrzebował, a w Boże Narodzenie tata bierze ślub, chcieli to razem z narzeczoną przełożyć, ale kategorycznie im tego zabronił. No i zbliżał się ich wyjazd na wieś do domku dziadków Alexa, czyli czekały go jeszcze dobre chwile w życiu, dla których musiał się podnieść i iść dalej.  
Zajechali pod wielki, biały dom, przed którym stały już inne samochody. Większość ich właścicieli było znajomymi jego mamy. Najchętniej to by tutaj nie przyjeżdżał, ale czuł taką potrzebę. Dom zostanie sprzedany, pieniądze otrzyma Mili, on nie chciał nic i musiał ostatni raz przejść się po tym muzeum, w którym się wychował. Przecież spędził tutaj także i miłe chwile. Wysiadł z auta i splatając palce z palcami Jonathana, podążył w stronę wejścia.
– Mieszkałeś w… Łał.
– Osobiście wolę mój obecny dom, ale tu nie zawsze było źle.
Weszli do środka ogromnego holu, wyglądającego niczym z filmów o bogaczach, nie zdejmując czarnych, długich płaszczy. Richie poszukał wzrokiem swojego ojca, jakimś cudem omijając twarze wielu obcych ludzi. Tylko niektórych znał dość dobrze, adwokat mamy, jej przyjaciółka czy zarządca majątkiem, pan Harrison – człowiek, którego nawet lubił, więc to z nim się przywitał kiwnięciem głowy, zanim podszedł do rodzica. Mężczyzna był bez partnerki, gdyż Marianne, obecna na pogrzebie wraz z synem i „zięciem”, uznała, że nie będzie stosownie, jeśli pojawi się na pożegnalnym przyjęciu. Martin rozmawiał z Amber, mamą Jonathana.
– Tato, przejdę się po ogrodzie.
– W porządku, chyba Alex tam poszedł.
– Gdybyś czegoś potrzebował… – zaczęła kobieta.
– Dziękuję. Pani syn to jedyne, czego potrzebuję. – Pociągnął Johnny’ego do ogrodu. To tam spędzał większość czasu, zamykając się przed całym światem i układając w głowie choreografie tak przeróżne i dziwaczne, że dzisiaj się z nich śmiał. Alexa zastał stojącego pod jednym z drzew i obserwującego pływające w stawie ryby. Woda była podgrzewana na tyle, że zimą nic złego się rybom nie działo.
– Hej. Już myślałem, że nie przyjedziecie – powiedział Alex.
– Nie sądziłem, że ty tu będziesz. W tym domu. Widziałem Josha na pogrzebie.
– Daj spokój, jestem tu dla ciebie, on tym razem poczeka. – Przyjaciel uśmiechnął się. – Oprowadzisz nas? Gdzie się bawiłeś jako dziecko?
– Nie wyciągniecie ze mnie tajemnic.
– Ale sprawimy, że się uśmiechniesz. – Jonathan objął go, stając za jego plecami.
– Bez was nie byłoby na to szans. – Oparł się o partnera, przesuwając spojrzeniem po ogrodzie. Tak dużo wspomnień pozostanie tutaj na zawsze, nawet jeśli dom kupi ktoś inny. Może po tym trawniku, zawsze idealnie skoszonym, biegać będą dzieci, a ktoś w murach budynku nieraz wybuchnie śmiechem pełnym szczęścia. Żył tutaj przez prawie szesnaście lat i, mimo że nigdy nie chciał powrócić do tego miejsca, ciężko mu przychodziło się z tym wszystkim rozstać.
– Dlaczego dom zostanie sprzedany? – zapytał Alex.
– Tak sobie podobno mama życzyła. Tata rozmawiał z jej adwokatem i widział stosowne dokumenty.
– Co z twoją siostrą?
– Zamieszka u ciotki, siostry mamy, nie znoszę tej snobki, a w przyszłości może coś sobie kupi. Nie obchodzi mnie to.
– Wiedziałam, że masz mnie gdzieś, braciszku pedale! – Zza krzaków wyskoczyła Milicent, celując w niego palcem. – Jeszcze się obnosisz ze swoją chorobą w moim domu.
Odsunął się od Jonathana, żeby podejść do gówniary. Znów wzbudziła w nim wściekłość, podsłuchując ich rozmowę i wydzierając się jak jakaś głupia.
– Słuchaj, idiotko. Nie masz własnego rozumu, tylko słuchasz tych, którzy zrobili ci pranie mózgu. Jeszcze raz się tak do mnie odezwiesz, bardzo tego pożałujesz. Umarła nasza mama, powinniśmy się wspierać, a tymczasem mam ochotę cię udusić i nie chodzi o mnie, tylko o to, że zapomniałaś, kto jest twoim ojcem.
– Nie chcę nieudacznika za ojca, nie było go stać nawet na drogi prezent. Każdy kochanek mamy był lepszy niż ten twój biedny tatulek. Całe szczęście, że już nie będę musiała spędzać tygodnia czy dwóch wakacji i ferii u was, w tym waszym posranym domu. – Nastolatka skrzywiła się na samą myśl o tym.
– Johnny, trzymaj mnie, bo ją zaraz walnę – warknął.
– Rób, co chcesz. – Starszy z chłopaków założył ręce na piersi, gotowy obejrzeć sobie przedstawienie.
– Cały ty, wrócił Johnny dupek.
– Braciszku, on nigdy nie odszedł.
Alex przewrócił oczami. Nie znosił Mili i sam chętnie by jej przyłożył. Dziewczyna w ogóle nie miała serca. Obrażała, kogo się da, mściła na zwierzętach, za co już od niego oberwała. Normalnie diabeł w ludzkiej skórze.
– Chcesz mnie uderzyć? A proszę bardzo. Taka ciota jak ty nawet nie potrafi dobrze walnąć. Twój tatusiek również jest beznadziejny, jak ty.
Tego Richie nie wytrzymał. Niech zostawi jego tatę w spokoju!
– To jest również twój rodzic! – krzyknął i podniósłszy rękę, zatrzymał się w ostatniej chwili. Uderzyłby ją, ale nie jest taki i nie będzie. Zresztą i tak poczuł satysfakcję. Młoda rozpłakała się i uciekła. Założyłby się, że nawet kiedy dowiedziała się o śmierci mamy, nie uroniła jednej łzy. Cóż, mama sama ją tak wychowała, więc nie miał co się dziwić. Bolało to, że właśnie ostatecznie stracił siostrę. Może w przyszłości dojrzeje i wiele zrozumie, dobrze by było, chociaż w to wątpił, skoro będzie pod opieką ciotki. Dlatego tak żałował, że mimo wszystko nie zamieszka z tatą. W tej chwili jednak nie chciał mieć z nią nic wspólnego. – Naprawdę chciałem ją uderzyć – szepnął, trochę przestraszony swoim zachowaniem.
– Nie zrobiłbyś tego. Wiem to, skarbie. Po prostu jesteś teraz zły na wszystko i tak reagujesz, ale i tak widzę, że wracasz do siebie, a z każdym dniem będzie lepiej. W końcu pogodzisz się z całą sytuacją.
– Mam nadzieję. – Nie chciał już czuć nienawiści, bo to w nią zamieniało się cierpienie. Nie chciał płakać i potem chodzić cały dzień roztrzęsionym lub popadać w marazm. Nadal jest smutny i to tak szybko się nie skończy, ale pragnął dalej żyć, wrócić  z upływem czasu do normalności. – Chcę wrócić do domu, bo tam jest moje miejsce. A to miejsce… nigdy tak naprawdę nie było prawdziwym domem. – Dla niego dom zawsze był i będzie tam, gdzie czuł się dobrze, panowała rodzinna atmosfera i ludzie się kochali. Dom to nie zawsze budynek pokryty dachem, ale stan ducha i ramiona Jonathana, które go teraz otoczyły, dodając otuchy i pozwalając przejść przez te wszystkie tragiczne chwile. – Kocham cię – wyznał po lekkim zawahaniu.
– Też cię kocham, blondasku.
– O bosz, jak w telenoweli – mruknął Alex, mimo wszystko uśmiechając się pod nosem.

22 komentarze:

  1. Jakoś nie było kiedy skomentować, ale wracam. Znowu mam z problem z Richiem i Jonathanem. Usiadłam na spokojnie do tego opowiadania, i cóż - tylko z nimi jest coś nie halo. Pozostałe dwie pary są naprawdę okej, zwłaszcza Drake. Powiedz mi jak to jest, że Jonathan stracił charakterek, a Drake nadal go ma? Przepraszam Cię najmocniej, ale przez to jak widzę, że rozdział jest o Jonathanie i Richiem to nie jestem w stanie go przeczytać, tylko przewijam, żeby wiedzieć co się stało. Drake, Alex - czytam z zachwytem po parę razy. Pamiętam twoją argumentacje, że tekst pisany dawno i myślę, że to dobry argument. Ale pamiętam też, że napisałaś, że piszesz dla siebie. Pije do tego, ponieważ uważam, że w twoim pisaniu jest coś nie tak. Zawsze podkreślam, że potrafisz bardzo dobrze pisać, a skoro publikujesz, to musisz liczyć się z opinią. Moja opinia jest taka, że coś tu jest nie halo i powinnaś przeczytać te teksty przed publikacją. Bo skoro tylko jedna para jest niezwykle irytująca i mdła, a dwie pozostałe są świetne, to znaczy, że w fabule, a nie talencie, jest problem. No, może lekko chaotycznie, ale wydaje mi się, że napisałam to co chciałam. Weny ♥.
    Ach, myślę, że dopisanie pary jaka występuje do protip. Coś jak w Grze o Tron.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie odwrotnie mam. Drake i Sean zupełna nuda. Johnny i Ric gwarantują jakiś dreszczyk emocji.

      Usuń
    2. Też bardzo lubię Alexa i Josha (pal licho, że to relacja nauczyciel-uczeń) oraz moich kochanych Drake'a i Seana.

      Po prostu nie jestem nastolatką i uwielbiam relacje dojrzałych facetów.
      Ale oczywiście każda para jest inna i to jest fajne :)

      Usuń
    3. Powiem tylko, że ja czytam teksty przed publikacją. Mnie pasują. Jakby to ktoś inny napisał to mnie by się takie coś podobało. Szczególnie Johnny i Richie. :)

      Usuń
    4. Kunoichi - uwielbiasz relacje dojrzałych facetów, a sama piszesz o jakichś niewyżytych dzieciach.

      Usuń
  2. ,,– Nie chcę być spokojny! Nie mam na to ochoty! Mam ochotę wrzeszczeć na tą kobietę, która śmiała mnie zostawić, jeszcze kiedy żyła." - ,,tę kobietę". ,,TĄ" wstawiamy kiedy na koncu slowa jest ,,ą" - np. TĄ KOBIETĄ. A ,,tę" kiedy na koncu jest ,,ę" - np. TĘ KOBIETĘ.
    Mi sie chce spac, wiec dzis nie skomebtuje rozdzialu. Ale przyznam, ze lza mi poleciala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie na tym polega zależność. Zależy od tego czy słowo jest w bierniku czy narzędniku bodaj. A nie wszystkie słowa kończą się na -tę i -tą.

      Usuń
    2. Ale pisze sie ,,tę kobietę", bo Richie ma ochote krzyczec (na kogo? Na co?) na tę kobietę. Przeciez zdanie ,,tą kobietę" jest pozbawione sensu, bo poprawna forma tutaj to ,,tę". Musi byc jakis wyjatek, zeby zamiast tę napisac tą kobietę...

      Usuń
    3. Damian dobrze mówi, ale to jest dialog. W narracji czegoś takiego nie znajdziesz (mam nadzieję). W dialogach, zwłaszcza potocznych, czy języku mówionym powiedzenie "tą kobietę" jest dopuszczalne, jak zresztą mnóstwo innych rzeczy, od których normalnie oczy bolą. :-)

      Usuń
    4. Może i potoczne, ale to dość częsty błąd (tak samo jak krótka forma "mi" na początku zdania - wrrr...) i całkiem możliwe, że autorka użyła po prostu niepoprawnej formy.
      Ale staram się nie zwracać uwagi n takie drobne błędy :)

      Usuń
    5. Ale to nie jest błąd. Można przecież powiedzieć "Poszłem se wczoraj do kina." I chociaż brzmi to i wygląda paskudnie, to tak samo to zapiszemy, chcąc przywołać słowa postaci, która przecież może mówić w niedbały sposób. Zresztą, na co dzień niewiele osób dba o poprawność językową, a dialog ma przekazać słowa postaci tak, jak zostały wypowiedziane, a nie jak powinny brzmieć, żeby było poprawnie. Jak zobaczę coś takiego w narracji, to owszem, poprawiam, jak w dialogu - nie.

      Usuń
    6. No masz racje w sumie. O tym nie pomyslalem.

      Usuń
  3. Nie podobał mi się ten rozdział. To co mówili Johnny i Mili było strasznie naiwne i sztampowe. ResZtę za to kocham. PoZdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  4. Meeh...Szkoda mi Richiego, ale w moim sercu jest tylko wołanie o to, żeby było więcej o innych parach. Nie wiem, może mi się zdaje, że jest go najwięcej, ale jakoś jego historia mnie tak nie urzeka :) Czekam z niecierpliwością na Alexa, Josha, Seana, Drake'a no i oczywiście mojego wspaniałego emo ;)
    /A

    OdpowiedzUsuń
  5. I dotarłam.
    Niezwykle emocjonujący rozdział.
    Przykro mi z powodu śmierci matki Richa chociaż była homofobem.
    Jego siostra też nie jest lepsza, ale dobrze, że jej nie uderzył.
    Nie byłby wówczas sobą.
    Gówniara powinna nauczyć się szacunku do brata i ojca, ale może kiedyś.
    Jak pójdzie po rozum do głowy.
    Ogółem rozdział ocenim pozytywnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam . Bardzo lubię Twoje opowiadania . I nie zwracaj zbyt bacznej uwagi na niektóre komentarze ,bo jeszcze się taki nie narodził co by wszystkim dogodził. Krytyka bywa konstruktywna ale może być też niszcząca a tego nie chcemy (przynajmniej ja).Nie bardzo rozumiem komentarze wielu osób tak bardzo nastawionych na seks między Richiem i Johnem . Oczekiwanie wzmaga przyjemność

    OdpowiedzUsuń
  7. A tak w ogóle to mam PMS, więc sorry, jeśli się czepiam, wstrętna jestem i nieznośna. :D
    Luano, czekam na kolejny wpis!

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam, ze zadaje to pytanie pod innym tekstem: czy tom 5 "w cieniu ludzi" bedzie publikowany na blogu czy jedyna opcja by go przeczytac jest pobranie tekstu?
    Przepraszam rowniez jezeli ktos juz zadal to pytanie, nie mam jednak w zwyczaju czytac cudzych opini by nie psuc sobie wlasnych.

    A co do rozdzialu...nigdy nie sadzilam, ze bede liczyc dni do kolejnych czesci. Ta historia strasznie wciaga. Czekam na wiecej.
    Zycze weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tom można pobrać za darmo na beezarze. Nie będzie publikowany na blogu, bo to nie miałoby sensu, jeśli można mieć cały tekst od razu.
      Nie szkodzi, że tutaj napisałaś. :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  9. Ja też czekam z niecierpliwością na kolejny wpis, serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    och mili, co za dziewucha przydałaby się jej szkoła życia i teraz trafi do siostry mama... która jest bogatą snobką, pieniądze są dzisiaj, a jutro może już ich nie ma, Jonathan jest i wspiera Richiego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)