25 lutego 2016

W sidłach miłości - Rozdział 24



Mam nadzieję, że ten rozdział ukazała się bez problemów. Kiedy to czytacie, to mnie już w domu nie ma. Wyjechałam na kilka dni. Z dostępem do Internetu będę mieć kiepsko, więc jeśli pojawią się jakieś pytania to odpowiem po powrocie. Życzę miłego czytania. :)

Dziękuję za komentarze. :)

Specjalistyczny ośrodek przystosowany do opieki nad osobami niepełnosprawnymi fizycznie i psychicznie, mieścił się w budynku w kształcie litery C. Budowla mająca wygląd pałacu i otoczona ogrodami znajdowała się za wysokim murem zbudowanym głównie dla bezpieczeństwa przebywających w ogrodach osób. Obok wybudowano parking, na którym Josh zostawił samochód. Idąc wybrukowaną drogą w stronę wejścia, widział ludzi w różnym wieku – również dzieci – spacerujących z pielęgniarkami lub pielęgniarzami, a także wolontariuszami, co stwierdził, widząc plakietki doczepione do piersi osób ubranych „po cywilnemu”. Dużo w Internecie czytał o tym miejscu i musiał przyznać, że rodzice wybrali dobre miejsce do czasowego przebywania ich syna poza domem. Raz na jakiś czas Gary musiał przejść terapię w takim miejscu, szczególnie wtedy, kiedy jego zachowanie zagrażało jego osobie.
Joshua cierpiał z tego powodu, że jego dwudziestoletni brat nie może żyć normalnie i w przyszłości założyć rodziny. Przez jeden wypadek w dzieciństwie życie ich wszystkich uległo zmianie. Gary był rozwydrzonym, niesłuchanym dzieckiem. Zawsze robił to, co on chciał, a inni mieli wykonywać jego rozkazy. Pewnego dnia wszedł na dach domu dzięki drabinie zostawionej przez pracowników firmy, która zakładała u nich rynny. Siedmiolatek nie słuchał próśb, że ma tam nie wchodzić. Zrobił, co chciał. Nim ojciec po niego wyszedł, żeby go zdjąć z dachu, Gary wykrzyknął, że umie latać. Rozłożył ręce niczym skrzydła i skoczył. Przeżył, ale już nigdy nie był sobą. Upadek spowodował u niego uszkodzenie mózgu na tyle poważne, że już na zawsze pozostał siedmioletnim chłopcem, pomimo że ciało zmieniało się w nastoletnie i męskie. Do tego jeździł na wózku, bo uszkodzony w odcinku lędźwiowym kręgosłup nie pozostawiał nadziei na wyleczenie. Josh uświadomił sobie, jak wiele pracy mieli rodzice, gdy Gary przebywał w domu.
Zostawił ich, ale nie czuł się winny. Oni sami o tym zdecydowali. Mógł zobaczyć brata tylko dlatego, że ten przebywał w klinice. Do takich miejsc lekarz kierował go, kiedy Gary mimo kalectwa zaczynał w domu szaleć. W sumie robił to samo jako dziecko, gdy był zdrowy i mógł sobie zrobić krzywdę. Przed laty, kiedy Josh mieszkał jeszcze z nimi, znalazł brata całego we krwi. Chłopak rozciął sobie żyłę szkłem od rozbitej szklanki i cieszył się z tego, że krew ma taki piękny kolor. Niestety nie był to odosobniony przypadek. Josh już dawno doszedł do wniosku, że zdrowy Gary miał coś w sobie z szaleńca i to nadal w nim tkwiło. Cóż, nie każde dziecko jest takie, jakim go sobie wyobrażają rodzice, że będzie w przyszłości takie, jakim oni chcą widzieć swojego potomka. On też taki nie był, więc tym bardziej rozczarował staruszków.
W recepcji podał swoje dane i zapytał, gdzie może znaleźć brata. Uprzejma kobieta w średnim wieku uśmiechnęła się do niego miło i poinformowała o wszystkim. Powiedziała też, że jeżeli chce on rozmawiać z opiekunem Gary’ego, może to zrobić, bo ich mama była dzisiaj rano i poinformowała, że mogą mu wszystko powiedzieć. Bardzo go to zaskoczyło, ale nie okazał tego, dziękując za informację i życząc miłego popołudnia. Przeszedł długim korytarzem pomalowanym na brzoskwiniowo i ozdobionym różnymi rysunkami wykonanymi przez pensjonariuszy ośrodka. To miejsce w ogóle nie przypominało zimnego, bezosobowego szpitala głównie dlatego, że każdy miał tutaj czuć się jak w domu.
Gary przebywał w świetlicy. Josh od razu rozpoznał młodszego brata. Był najgłośniejszy wśród osób spędzających czas w dobrze oświetlonym i dużym pokoju. Młody mężczyzna stojący obok Gary’ego ujrzał Josha i powiedziawszy coś chłopakowi, zostawił go.
– Dzień dobry, mam na imię Todd – przywitał się, podchodząc do Josha. – Pan jest bratem Gary’ego?
– Dzień dobry. Tak. Od paru lat go nie widziałem. Jak on się czuje?
– Dzisiaj dobrze. Nawet bardzo dobrze. Jak pan widzi, bawi się w przywódcę całej grupy. Jest teraz prezydentem. Niech się pan nie dziwi, on mentalnie nadal ma siedem lat, czasami nawet mniej.
– Wiem. Zanim wyjechałem, mieszkałem z nim przez kilka lat. Dlaczego nie mogłem zobaczyć się z nim parę dni temu? – Nie patrzył na opiekuna brata. Przyglądał się Gary’emu. Chłopak był bardzo chudy, kruchy. Miał takie same włosy jak on i podobny uśmiech. Gdyby życie… Gdyby sam Gary uważał i wiedział, co robi źle, dzisiaj byłby ładnym chłopakiem, za którym oglądałyby się dziewczyny.
– Widzi pan, że chłopak się uśmiecha, jest zadowolony z tego, że wzbudza zainteresowanie. Ostatnio nie był w dobrej formie. Popadł w depresję, miał ataki nadmiernej euforii lub wściekłości. Lekarz psychiatra postanowił, żeby nie działać silnie na jego psychikę, a pana wizyta nie pomogłaby.
– Lubił mnie, może właśnie wtedy mógłbym pomóc.
– Wtedy to niestety tylko leki są pomocne. Czego u nas, jeżeli nie trzeba, nie stosujemy. Lepiej działają terapie.
– Często mu się zdarza, że tak powiem… odlecieć? – zapytał Josh.
– Przywieźli go tutaj miesiąc temu i był to dopiero pierwszy raz. Jest dobrze, dopóki się nie zdenerwuje i wtedy, kiedy idzie wszystko po jego myśli. Także wtedy, kiedy nikt mu nie powie, że jest świrem.
– Mój brat nie jest „świrem”, jest chory.
– My to wiemy, ale wielu odwiedzających przychodzi tutaj z małymi dziećmi, a te… Sam pan wie. Ale nie stójmy tak. Na pewno chce pan z nim porozmawiać.
Opiekun zaprowadził Josha do jego brata. Ukucnął przed nim i powiedział:
– Gary, masz gościa. Przyjechał twój brat.
Josh widział, że brwi krewnego ściągają się, a później jego brat przeniósł na niego wzrok.
– Josh, pobawisz się ze mną? Dawno się ze mną nie bawiłeś – powiedział męskim głosem wymieszanym z nutą małego dziecka.
Z mężczyzny uszło wstrzymywane do tej pory powietrze. Gary go rozpoznał, czyli wciąż pamiętał. Ukucnął przed nim, kiedy opiekun oddalił się.
– Tak, pobawię się z tobą.
Gary uśmiechnął się do niego, jak zrobiłoby to dziecko, niemal podskakując na wózku.
– To będziesz moim zastępcą.
– A kim jesteś?
– Prezydentem. Będziemy razem rządzić. Nie wszyscy chcą mnie słuchać, ale z tobą nam się uda zdobyć słu… słu… słuchaczy.
No tak, nawet to się nie zmieniło, zdolności przywódcze i chęć władzy wciąż pozostały w Garym. Josh zadał sobie pytanie, jaki naprawdę byłby jego brat, gdyby nie uległ wypadkowi. Chociaż czasami lepiej nie zadawać sobie różnych pytań, bo tak naprawdę nie chce się poznać na nie odpowiedzi. Szczególnie, kiedy umysł dziecka pozostawał uwięziony w ciele mężczyzny i nie było szans na zmianę.

Spędził u Gary’ego dwie godziny i wróciwszy do domu, czuł się wyczerpany. Padł na kanapę szczęśliwy, że już zaczął się weekend, nie musi na jutro opracowywać kolejnego tematu. „Zabawa” z bratem nie wyczerpała go tak fizycznie, lecz psychicznie. Odzwyczaił się od towarzyszenia Gary’emu, ale bardziej chodziło o to, że sam przy tym cierpiał, co chyba było po nim widać. Todd, odprowadzając go, powiedział, że Gary zamknął się w małym pudełku i tam żyje, tam jest szczęśliwy, nie wie, że mogłoby być inaczej i nie cierpi z tego powodu, więc i on nie powinien się tym zadręczać, tylko powinien zostawić myśli o Gary'm w ośrodku, a tam, na zewnątrz wieść życie jakie do tej pory prowadził. Gary był wyjątkowy i on o tym wiedział, ale nie był pewny, czy jest w stanie szybko tę „wyjątkowość” odwiedzić.
Usiadłszy, rozmasował sobie skronie i potarł policzki. Nie powinien się tym zadręczać. Nie on był winien wypadkowi brata, był przy nim przez cały okres, jaki wiązał się z nastoletnim życiem, więc nie odepchnął go. Po prostu musiał się zająć sobą. Coś czuł, że weekend upłynie mu na takich rozmyślaniach i na zebraniu w sobie odwagi, by znów odwiedzić Gary’ego, przyzwyczaić się do niego i traktować w miarę normalnie. Złapał się na tym, że przez ten cały czas nie myślał o Alexie i sam już nie wiedział, co z tego powodu odczuwał.
Chwilę później zrobił sobie kawę i wziąwszy książkę, zajął miejsce w fotelu. Dzisiaj czas chciał poświęcić wyłącznie Sherlockowi Holmesowi.

* * *

Sean snuł się po pustym mieszkaniu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Ostatnie dni zniknęły, jakby był nieprzytomny. Gdzieś tam płynął czas, życie, ludzie śmiali się, smucili, pracowali, a on, zawsze opanowany, zawsze spokojny, podchodzący do wszystkiego chłodno, po raz pierwszy w życiu czuł się naprawdę samotny, opuszczony oraz wycofany z życia. Nie brakowało mu matki, która ciągle do niego dzwoniła, próbując wprosić się z wizytą, lecz tej jedynej osoby, konkretnego, silnego mężczyzny, który wyszedł z ich mieszkania kilka dni temu i nie odzywa się. Co prawda Drake powiedział mu, żeby to on pierwszy zadzwonił, ale nie potrafił się na to zdobyć. Co jak mężczyzna już go nie chce? Zasłużył sobie na to swoim postępowaniem.
Wyszedłszy z toalety, nie zdążył położyć się na kanapie, aby nadal na niej kwitnąć, gdy dzwonek do drzwi zadźwięczał mu piskliwie w uszach. Na bosaka poszedł je otworzyć z nadzieją, że ujrzy za nimi tę jedyną, kochaną osobę. Bardzo się rozczarował.
– Wyglądasz żałośnie – powiedziała Marianne i wepchnęła się do środka, zanim syn zamknął jej przed nosem drzwi, a był do tego zdolny. Szczególnie, kiedy znajdował się w takim stanie. Przyjrzała mu się uważnie. Długa, powyciągana koszulka z kilkoma plamami i spadające spodnie od dresów nie mogły ukryć jego stanu.
– Dziękuję, mamo. Jednak mnie nie posłuchałaś i przyszłaś. – Wycofał się w głąb pokoju. Usiadł na kanapie.
– Dlaczego do niego nie zadzwonisz? On tylko czeka na twój telefon.
Nie odezwał się. Przyciągnął nogi do klatki piersiowej i objąwszy je rękoma, położył na kolanach czoło.
– Sean, zobacz, jak ty wyglądasz. Na uczelnię też nie chodzisz. W ogóle jesz coś? – Sama sobie odpowiedziała na to pytanie, kiedy ujrzała leżące na stoliku, puste opakowanie po chipsach. – Zatruwasz swój organizm śmieciami. To nie ja później będę narzekać na bolący żołądek.
– Serce bardziej boli.
– Przez twoją głupotę! – podniosła głos. Nie miała zamiaru głaskać go po głowie, przytulać, bo zrobiłaby mu tym jeszcze większą krzywdę. Tym razem przytulenie nie pomoże. – Kocha cię, więc rusz tyłek, wykąp się, bo chyba tego nie robiłeś od wieków, i każ mu do siebie przyjść, a później porozmawiajcie! Pokaż w końcu, że tobie też zależy na nim i na waszym związku! Jeżeli tego nie zrobisz, to życzę ci, żebyś żałował swojego postępowania do końca życia i postaram się o to, synku!
Uniósł głowę i spojrzał na nią:
– Tego mi życzysz?
– Sam sobie tego życzysz. Ja chcę, żebyś był szczęśliwy, ale będzie tak wtedy, kiedy coś zrobisz! Ciężko patrzeć na ciebie, jak się męczysz i udajesz twardziela. Pokaż, że nie jesteś do końca zimny!
Patrzył, jak wściekła wychodzi. To była jego mama i miała rację. To od niego wszystko teraz zależało i od tego, co zrobi Drake po poznaniu prawdy. Jeżeli go wtedy odtrąci… Coś zaczęło go dusić w piersi i po chwili pozwolił temu wyjść. Nigdy nie płakał, a przynajmniej tak otwarcie. Nawet przez te dni samotności nie uronił jednej łzy, ale teraz zrzucił z siebie maskę i wtulając twarz w swoje podkulone nogi, rozpłakał się. 

* * *

Na budowie mieli dzisiaj ciężki i bardzo nerwowy dzień. Inwestor zażyczył sobie, żeby skrócić termin odbioru gotowego budynku, co graniczyło z cudem. Pomiędzy właścicielem a kierownikiem budowy wybuchła potężna kłótnia, a to odbiło się również na każdym z pracowników. Drake sobie nie wyobrażał, jak w ciągu dwóch miesięcy mieli oddać już gotowy budynek. Niemniej, po powrocie do motelu nie zamierzał przejmować się pracą. Wziął długi, gorący prysznic, po czym zamówił pizzę i usiadł przed telewizorem. Nie ciekawił go film, który oglądał, ale jedna scena w nim pobudziła wspomnienia związane z Seanem.

Obaj leżeli w łóżku, tuż po tym jak się kochali. Drake całował i przytulał Seana, czując, że z każdym dniem kocha go coraz mocniej. Byli razem od roku i dzisiaj obchodzili swoją pierwszą rocznicę.
– Prawie nie pamiętam naszego pierwszego razu. – W pewniej chwili przerwał ciszę Sean.
– Mówiłem ci mniej więcej, jak było.
– Mniej więcej? – zapytał Sean.
– Też nie bardzo to pamiętam. Dwóch dzieciaków po alkoholu… Coś kojarzę, że cię bardzo bolało. A ja nie wiedziałem co robić.
– Nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że to był dla mnie pierwszy raz, a ty zachowałeś się jak… No, śpieszyłeś się. Byłeś jak taran rozwalający drzwi, za nic nie uważałeś i nie myślałeś o mnie – odpowiedział smutno Sean.
Drake wiedział, że partner zawsze będzie miał mu za złe ten pierwszy raz, który ponoć tylko on pamiętał.
– Coś jednak pamiętasz.
– To akurat tak i czasami mam ochotę cię za to udusić.
– Przepraszam. – Pocałował go czule. – Za to drugi raz pamiętamy. Stało się to rok później.
– Więcej niż rok. Ta, też było cudnie – zironizował. – Dwaj niedoświadczeni chłopcy, którzy nic o tym nie wiedzieli, ale nie było już tak źle.
– Nie było. A z czasem nabraliśmy praktyki. – Przyciągnął Seana do siebie bardzo blisko. Przesunął nosem po jego szyi, wciągając zapach seksu i namiętności, którą chwilę temu dzielili razem. – A swoją drogą nie zastanawiasz się czasem, dlaczego wtedy, na tym weselu, w pokoju…
– Nie chcę pamiętać, w jakim pokoju – zastrzegł kochanek.
– Okej. Nie zastanawiasz się czasem, dlaczego my wtedy uprawialiśmy seks?
– Chyba się kłóciliśmy, zaczęliśmy razem pić. Ty miałeś mocniejszą głowę, ja słabszą.
– W jednej chwili wlewałem w siebie alkohol, a później cię całowałem. Sądzisz, że już wtedy cię pożądałem?
– Nie sądzę, ja to wiem – powiedział i pocałował Drake’a.

Tak, jego partner czasami potrafił być rozmowny, szkoda, że nie zawsze, ale nawet wtedy chwile z nim, te najzwyklejsze, były wspaniałe.


– To co zjemy na obiad? – zapytał Drake swojego partnera. Mieszkali razem od trzech miesięcy i nie mógł nacieszyć się tym, że ciągle go miał przy sobie. Nareszcie nie musieli się po randce rozstawać. – Może spaghetti lub twoją ulubioną tortillę?
– Mhm – mruknął oszczędny w słowach Sean.
– Mhm, czyli tortillę. – Zajrzał do lodówki. – Mamy kurczaka i sos… A te gotowe placki mamy? Nie umiem ich robić.
– Kupiłem.
– Jesteś boski. – Zbliżył się do partnera i z radości zaczął obsypywać jego twarz pocałunkami. – Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham, Sean.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham – powtórzył sam do siebie słowa sprzed lat. Wtedy wszystko wydawało się takie wspaniałe, mieli tyle planów, nie myśleli, że mogą spotkać ich kłopoty. Z czasem przekonali się, jak wygląda zwyczajne życie, mieli wiele problemów, lecz nigdy nie byli tak blisko rozstania. Wszystko przez to „coś”, co gnębiło Seana i bał się mu o tym powiedzieć. Ponownie starał się nie myśleć o zdradzie. Wtedy okazałoby się, że wszystko to, co przeszli, planowali, było tak naprawdę niczym.
Drgnął, kiedy rozdzwoniła się jego komórka. Sięgnął po nią do tylnej kieszeni. Serce zaczęło szaleć w jego piersi, a krew żywiej płynąć, gdy ujrzał na ekranie imię partnera. Odebrał i przyłożywszy telefon do ucha, odezwał się:
– Halo.
– Wróć do domu. Proszę.
Zmarszczył brwi, słysząc cichy głos swojego ukochanego. Na to zdanie czekał i aż coś w nim śpiewało ze szczęścia, ale złośliwy chochlik w nim spytał:
– Jaki jest sens twojej prośby, skoro mnie nie chcesz?
– Chcę cię. Zawsze cię chciałem, Drake. Wróć do domu.
– Przyjadę, ale musimy porozmawiać. Wiesz, że od tego wszystko zależy.
– Wiem. Przyjedź.
Po zakończeniu rozmowy przymknął powieki, starając się uspokoić. Nie zamierzał jeszcze zwalniać pokoju, ale liczył, że już z motelu nie będzie musiał korzystać. Niedługo przekona się o tym. Z nadzieją w sercu i duszą na ramieniu zabrał dokumenty, pieniądze i klucze, chcąc już zobaczyć Seana.

Przed drzwiami ich mieszkania stanął pół godziny później. Wziął kilka głębokich oddechów i nie dzwonił, tylko zapukał dwiema kostkami palców. Sean, jakby stał pod drzwiami i czekał, otworzył natychmiast. Wyglądało na to, że się kąpał, bo pachniał mydłem, włosy miał mokre, a ubranie świeże.
– Hej – przywitał się z nim.
– Hej. Wchodź.
– Gdzie masz okulary? Znów je zostawiłeś w łazience i będziesz później ich szukał? – spytał ciepłym, troskliwym głosem Drake, gdy już wszedł do mieszkania. Od razu poszedł otworzyć okno, bo zaduch tutaj był straszny.
– Tak. Przyniosę je. – Skulony poszedł do łazienki. Tak bardzo się bał tej rozmowy. Okulary znalazł leżące na pralce. Wróciwszy do pokoju, zaproponował coś do picia partnerowi, cierpiąc, że traktują się jak obcy.
– Nie, dziękuję. Sean…
– Przepraszam, że zadzwoniłem dopiero teraz. Bałem się, że nie zechcesz…
– Głupol z ciebie. Przecież wiesz, co czuję. – Chciał podejść do Seana i przytulić go do siebie, a potem już nigdy nie wypuścić ze swoich ramion. Pragnął go chronić i dbać o niego, szczególnie kiedy widział go takiego zmarnowanego, smutnego. Niestety musiał się trzymać, bo inaczej znów nic sobie nie wyjaśnią. Ręce założył na piersi i czekał.
– Wiem, że jestem złym partnerem – zaczął Sean, coraz dziwniej się czując przy chłodzie bijącym od Drake’a. No, ale czego się spodziewał, że mężczyzna przyjedzie, przytuli go i będą nadal żyli w zdrowiu i szczęściu do końca swoich dni? To nie ta bajka.
– Nie jesteś złym partnerem. Wiedziałem, co biorę, decydując się na związek z tobą. Chodzi o to, że ostatnio wydarzyło się coś, co zmieniło to, co mieliśmy, w coś nijakiego. Sam nie wiem, jak to nazwać.
– Nie chciałeś nawet zadzwonić. Czekałeś na mój telefon… Chciałeś się upewnić, że chcę ciebie?
Drake westchnął. Schodzili z tematu, ale to też było ważne. Potarł dłonią twarz.
– Chciałem, abyś chociaż raz ty się o mnie postarał. Chodzi mi o coś więcej niż okazywanie zazdrości, a przez to zmuszanie mnie, bym powiedział o sobie w agencji, bo się bałeś, że cię zdradzam.
– To było… infantylne zagranie. Wybacz – powiedział szybko Sean, kręcąc się po pokoju, jakby nie wiedział, co miał ze sobą zrobić. – Ja nie umiem się starać. Nie wystarczy, że cię kocham? Nie jestem pewnym siebie partnerem. Nigdy nie byłem. – Zatrzymał się i spojrzał na kochanka.
 – Dlaczego? Jesteśmy razem od kilku lat. Wiesz przecież, że cię kocham i możesz mi o wszystkim powiedzieć.
– Nie mogę. Wiele razy coś chciałem ci powiedzieć, a ty się zaraz obrażałeś. Ile razy próbowałem zacząć rozmowę, a ty zmieniałeś temat? Wiesz, że nie umiem rozmawiać… Nie jesteś partnerem,  któremu byłbym w stanie wszystko powiedzieć.
Drake poczuł, jakby ktoś walnął go z pięści w klatkę piersiową. Nie wiedział, że Sean właśnie tak to odbiera. Chłopak często unikał rozmów na poważne tematy... a może mu się tylko tak wydawało. Może właśnie próbował, a on to bagatelizował, woląc go po prostu przelecieć. Nie chciał być kimś, komu Sean nie będzie potrafił się zwierzyć. Jego ukochany nie miał innej takiej osoby, nie miał przyjaciela, kogoś, z kim mógł otwarcie rozmawiać. Rozumiał, że są rzeczy, o których z partnerem rozmawia się bardzo trudno i lepiej robić to z kimś innym, lecz chciał być dla niego nie tylko kochankiem. Chciał być przyjacielem i uświadomił sobie właśnie, że nigdy nim nie był.
Owszem, żyło im się razem dobrze, jak w bajce, ale w każdej bajce zdarza się jakiś koszmar. Nie widzi się go, kiedy ma się zamknięte oczy, a te chyba Sean właśnie mu otworzył. To on nie był dla Seana dobrym partnerem, a wydawało mu się, że jest inaczej. Bardzo chciał to zmienić, bo nie wyobrażał sobie życia bez tego mężczyzny. Te dni, kiedy nie budził się przy nim, nie czuł przy sobie, nie słyszał jego głosu, były istną męką i nie chciał przez to ponownie przechodzić. Nie chciał się z nim rozstawać, a co jak mężczyzna tego zażąda? Nie pozwoli na to. Podszedł do niego i przyciągnął go do siebie, przytulając.
– Przepraszam – powiedział, ale nic więcej nie potrafił z siebie wydusić.
Sean przełknął ślinę, układając głowę na ramieniu Drake’a. Nie chciał sprawić mu bólu, ale musiał to w końcu z siebie wyrzucić. Pragnął móc wszystko powiedzieć partnerowi. Mimo że nie był otwartym człowiekiem, czasami potrzebował zwierzyć się komuś ze swoich problemów. Co nie znaczyło, że w sobie nie widział winy. Gdyby był inny, byłoby inaczej. Powiedział to głośno, a Drake wtedy ujął jego twarz w dłonie, przyszpilając jego oczy do swoich.
– Nie myśl, że nie jesteś dobry. Jesteś świetnym facetem, super chłopakiem, w którym się zakochałem, a później go pokochałem i nie wyobrażam sobie bez ciebie życia, słońce ty moje. – Pocałował Seana w czubek nosa i usta. – Nie sądź, że jesteś potrzebny mi tylko do łóżka i nie możesz ze mną porozmawiać. Zapewne popełniałem błędy, jak każdy w związku, ale chcę się postarać, żebyś czuł się w nim pewnie i wiedział, że możesz mi o wszystkim powiedzieć. – Ponownie go objął, wtulając twarz w półdługie jego włosy. – A jeżeli marudzę i się wtedy obrażam, walnij mnie w łeb, żebym się opamiętał, bo czasami bywam ślepy. I naprawdę możesz mi powiedzieć, co się z tobą działo przez te ostatnie dni, bo to raczej nie chodziło o to, jak bardzo jesteś niepewny w związku.
Sean cmoknął go w szyję i wyplątawszy się z jego ramion, odsunął się. Dygoczące ręce schował do kieszeni dresów. To była dobra okazja do powiedzenia mu, dlaczego go tak bardzo od siebie odsuwał.
Drake czekał w napięciu na to, co powie jego partner. Nie chciał go naciskać, ale liczył, że w końcu dojdzie do tej odkładanej rozmowy i dowie się prawdy. Pewność, że Sean go zdradził, ulotniła się w jednej chwili, ale przeczuwał, że i tak ciężko będzie mu przełknąć jego słowa.
– Ten rok na uczelni jest bardzo ciężki. Nie daję sobie rady – zaczął Sean, stojąc pośrodku pokoju, gapiąc się w dywan i czując się jak mały chłopiec, który ma powiedzieć ojcu, co złego zrobił lub co złego mu zrobiono. Tak bardzo się tego wszystkiego wstydził, że potrzebował chwili, aby dobrać właściwe słowa.

12 komentarzy:

  1. Hehe dlaczego w tak waznym momencie przyrywasz
    I znow czekanie w niepewnosci co sie wydarzy
    Twoje opowiadania sa tak swietne ze mozna tylko siedziec i czytac ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze: brat Josha :( i ładnie ci wyszedł opis ośrodka.
    po drugie: nareszcie pogadają ze sobą! Bosh, cieszę się jak małe dziecko. fajnie, że Sean w końcu się przełamał i zadzwonił. No i jego mamusia :D bezbłędna.
    nawet mi szkoda Drake'a, naprawdę. Choć chyba bardziej lubię Seana. Tak, jest na pierwszym miejscu na mojej liście miłosnej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. To... już? Ale te rozdziały jak woda. Na pustyni. Czekasz cały dzień, a gdy już masz to nawet nie zauważasz a już jej nie ma, a nadal chcesz pić. Lu... no rozdział bez gejozy! Aż mi dziwnie ;_;

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu odkrywamy kim jest tajemniczy brat Josha, szczerze mówiąc nie spodziewałam się czegoś takiego, smutno się zrobiło gdy to czytałam. Josh nie ma już nawet oparcia w Aleksie bo zawalił sprawę, ale mam nadzieję że wróci mu rozsądek.
    Sean i jego partner mam nadzieję że się pogodzą i będą najszczęśliwszą parą, jestem ciekawa co wyniknie z ich rozmowy.
    Brakowało mi Richie.
    Dużo weny :-)
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. I poległam. Trzymałam się dzielnie przez długi czas (wieczność) Ale dziś poległam. Przeczytałam wszystko a miałam czekać do końca! No cóż.. Jak można urwać w takim momencie?! Nie wiem czy bardziej chce zabić ciebie czy mnie. Ale bądź pewna że to zrobię..
    Tak w ogóle to te kilka rozdziałów było genialne :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Już koniec ... no nic teraz czekam na następny rozdział. Weny ^^
    ~Asami

    OdpowiedzUsuń
  7. Dalej upieram się, że kocham Josha.
    I kocham Drake'a. I Seana.

    OdpowiedzUsuń
  8. W końcu coś oryginalnego!
    Przeczytałem i jestem pod ogromnym wrażeniem... Nie wiem od czego zacząć. Może od przyznania, że bardzo rzadko pozostawiam swoje komentarze gdziekolwiek, a jeszcze rzadziej ich treść bywa pochlebcza.
    Wiem, ze strony autora to straszliwa wada, ale przeważnie po prostu teksty, na które trafiam są utartą kopią kopii, która jest kopią kopii kopii... i szkoda poświęcać czas na opinie. Tutaj natomiast wszystko wydaje się idealnie wyważone: poczucie humoru, lekkość pióra, stosunek dialogów do opisów... Dawno niczego nie czytało mi się równie gładko i przyjemnie. I największa zaleta: autentyczność. Twoi bohaterowie są niczym żywcem przeniesieni z kart oryginalnej historii do nietuzinkowej fabuły zrodzonej w niebanalnej wyobraźni autorki. Chylę czoła i na pewno tu powrócę po więcej!
    hermiona-hagrid.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Aj kochana wybacz że tak późno komentuje!
    Na szczęście wiem że warto bo czytam kolejny rozdział z zapartym tchem.
    Cieszę się, że znów połączyłaś ze sobą Drek'a i Seana.
    Skąd ty wzięłaś tyle wspaniałych pomysłów?
    Aż Ci tego zazdroszczę bo każde opowiadanie jest inne i oryginalne.
    Oczywiście będę czekać jeszcze bardziej.
    I już niedługo bo jutro się pojawi nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    w końcu Sean zadzwonił, co go gnębi?, poznaliśmy brata Josha, smutne, miał wypadek, przez który teraz jest chłopcem w ciele mężczyzny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś go gnębi. Pytanie właśnie co. Wszystko się okaże. :)
      Basiu, dziękuję Ci serdecznie za każdy Twój komentarz. Nie wiem czy to przeczytasz, ale dziękuję. :)

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)