Rozdział sprawdzony przez Ay, dziękuję. :*
Erkiran
nie musiał się za bardzo starać, aby wyczuć, że atmosfera przy
śniadaniu jest jakaś ciężka, jednakże głowę i tak zawracały
mu inne sprawy, więc się nad tym długo nie zastanawiał. Jedną ze
spraw było to, że z Leteno przed Kalem musieli udawać zwyczajnych
braci, wciąż uważać na to, co robią, mówią, ale i tak stojąc
blisko siebie czasami potrzebowali się dotknąć. Przechodząc obok,
otrzeć. I on, jak wcześniej chciał nie pogłębiać relacji z
Leto, tak teraz nie umiał sobie wyobrazić, że jest daleko od
niego. Tak zwyczajnie jak brat z bratem. Tej nocy kochał się tylko
z nim. Przecież nie zawsze musiał być przy tym obecny Asmand.
Och, wyobraził sobie, że As patrzy na nich...
– Erki, o czym ty
znów myślisz? – zapytał Leteno, kiedy jego brat zamarł z ręką,
w której trzymał chleb, w połowie drogi do ust.
– O... o niczym
konkretnym. Kal, jedz. Dziś idziemy zapisać cię na nauki. –
Nareszcie mógł oddać brata w ręce nauczycieli, by mógł nauczyć
się czegoś więcej i być mądrzejszy od niego.
– Muszę?
–
Księżniczka
Naela otworzyła szkołę dla dzieci, które nie pochodzą z
arystokratycznych rodzin i masz szansę na lepszy los – wytłumaczył
Erkiran. Swój wzrok przeniósł na milczącego Asmanda. –
Kochanie, stało się coś, kiedy byłeś w naszej dzielnicy?
–
Stało,
ale nie ma to nic wspólnego z naszą sprawą. Tu chodzi o coś
innego. Nie wiem, jak wam o tym powiedzieć. – Przesunął wzrokiem
po trójce braci.
– Może powiedz, tak
po prostu. – Leteno wgapił się w niego cielęcym wzrokiem. Chyba
zaczął się zakochiwać w tym człowieku.
– Spotkałem kogoś
przed waszym starym domem. Ten człowiek powiedział, że jest twoim
ojcem, Leteno.
– Słucham?! –
Chłopak poderwał się od stołu. – O czym ty mówisz? Moim ojcem
był Linel. – Mimo tej pewności w jego sercu narastał niepokój.
– Otóż nie on cię
spłodził.
– Słucham?!
– Usiądź,
powinniście wysłuchać bardzo niezwykłej historii.
Zaintrygowany
Leteno powrócił na krzesło, Erkiran przestał jeść, a Kal
otworzył usta z niecierpliwości, lubił opowieści. Zanim Asmand
zaczął opowiadać, poukładał sobie w głowie to, co ustalił sam
ze sobą nocą. Nie mógł zwlekać. Ten człowiek chciał jak
najszybciej poznać swego syna. Gorzej, jeśli Leteno tego nie
zechce.
*~~*~~*
Nie
był zadowolony, że termin wyjazdu do Risran uległ przesunięciu.
Aranel z dnia na dzień coraz bardziej tęsknił za tamtym miejscem i
naprawdę chciał spotkać się ze swym ojcem. Niestety, król wysłał
Rivena na pastwiska i mężczyzna miał wrócić dopiero za kilka
wschodów słońca. Nie uśmiechało mu się siedzenie w pałacu i
słuchanie rozmów służby, która tu i ówdzie krzątała się po
komnatach. Wybrał się do stajni, by móc spędzić kilka chwil ze
swoim koniem. Zarion zarżał na jego widok i dał się pogłaskać
po chrapach.
–
Pewnie
miałbyś ochotę na przejażdżkę. Musielibyśmy poprosić kogoś,
aby nam towarzyszył. – Wtedy, jak na zawołanie, usłyszał stukot
ciężkich butów. Znajomy krok sprowadził uśmiech na jego twarz.
Uśmiech, którego od rana nie potrafił przywołać.
– Panie, nie
spodziewałem się ciebie tutaj o tej porze. – Galdor przystanął
przy swym księciu.
– Uwierz, Yavetilu,
że komnata bez mego męża staje się wyjątkowo pusta, nawet
rankiem.
– Wróci do ciebie
jak najszybciej, panie.
– Tak, wiem. Bardzo
jesteś zajęty? – zapytał Aranel.
– Chętnie wybiorę
się z tobą na przejażdżkę. Horfran – zawołał stajennego.
Młody chłopak natychmiast pojawił się przy nich i ukłonił się.
– Osiodłaj nasze konie.
–
Ależ
panie, nie wiem, czy to rozsądne – zaczął stajenny. – Zbliża
się burza. Na północy już szaleje. Dowódco, wiesz, że w tej
części świata ostatnia burza była jedną z najgorszych.
–
Chmury
są jeszcze daleko. Nie będziemy się oddalać od pałacu. Wrócimy
przed ulewą. No chyba, że książę...
–
Nie
roztopię się – rzekł Aranel. Dlaczego traktują go, jakby był z
cukru? Jechał w niejednym deszczu. Poza tym musiał zająć sobie
czas. Zielarz wyjechał do syna, a on sam nie będzie zajmował się
ziołami, które w większości były lekami. Gdyby je pomylił...
– W
takim razie, Horfranie, osiodłaj nasze konie – rozkazał Yavetil.
Jeszcze
nie wiedzieli, że w tej samej chwili nad pastwiskami, na które
pojechał Riven, szalała jedna z najpotężniejszych burz. Taka,
jakiej Antiri nie widziało całe dekady.
*~~*~~*
Po
wysłuchaniu wszystkiego
Leteno miał ochotę wyrywać sobie włosy z głowy. Linel nie był
jego właściwym rodzicem. To znaczy był, ale go nie spłodził?
Dlaczego mu tego nie powiedział?! Dlaczego ukrywał to przed nim?
Macocha też.
– Dlaczego nie
powiedział, że nie jestem jego synem?
–
Byłeś
nim i zawsze nim będziesz – powiedział Asmand, zaciskając dłoń
na ramieniu chłopaka. – Nieważne, że cię nie spłodził.
Wychował cię.
– Asmand ma rację. –
Leteno nie był jego bratem z krwi i kości? Co to wszystko
oznaczało? Jak teraz będzie? Erki usiadł obok Leto.
– Ale mogli mi
powiedzieć.
– Widocznie uznali,
że nie muszą.
– Linel bardzo szybko
zapomniał o mojej mamie. Miałem miesiąc, a ożenił się z
Tirettą.
– A żałobę nosił
przez całe życie. Po prostu nie chciał być sam. Dlatego nie
wypominaj mu, że zapomniał o twojej mamie. – Erkiran poczuł, że
musi mu to powiedzieć. Słowa brata, nie umiał inaczej o nim
myśleć, odczuł jak cios. – Nie oskarżaj mojego ojca, że
zapomniał. Wiesz, że nigdy tego nie zrobił. Ale ty potrzebowałeś
matki, a ojciec...
– Ej, spokojnie. –
Leto złapał go za dłonie i docisnął do piersi. – Nie miałem
nic złego na myśli. Dobra, przez chwilę miałem. Wiem, że cały
czas myślał o mojej mamie, kochając również twoją. Jestem po
prostu zdenerwowany tym wszystkim. Sądziłem, że nareszcie będziemy
mieć spokój, a tu nie dość, że jeszcze nie schwytano tych
morderców, to w dodatku pojawił się mój prawdziwy ojciec. I co ja
mam teraz zrobić?
–
Spotkaj
się z nim. Powiedział, że dziś w południe będzie czekał na
ciebie pod „Skrzydłami Łabędzia”. Znam się na ludziach i to
dobry człowiek, któremu los odebrał twoją mamę i możliwość
wychowania ciebie. Na twoim miejscu bym tam poszedł – poradził mu
Asmand.
Tego potrzebował
Leteno, popchnięcia do przodu. Jakiejś wskazówki, że nikt nie ma
nic przeciw temu spotkaniu. Skinął głową i puścił ręce brata.
– Spotkam się z nim,
ale co potem?
– Potem będzie
jeszcze lepiej. – Uśmiechnął się Delreth, a Erki mógł widzieć
tajemniczy błysk w jego oczach.
– Co ty kombinujesz?
– zapytał.
– To, że teraz już
nikt was, jak to mówicie, na stosie nie spali.
– As, ale pójdziesz
ze mną?
–
Pójdę,
inaczej go nigdy nie znajdziesz. – Pocałował Letena w skroń. –
Zobaczysz, będzie dobrze.
– Mam nadzieję.
– Co masz na myśli,
że nikt nas na stosie nie spali? – Erki nadal przetrawiał
wypowiedź kochanka.
– Zobaczysz, śliczny.
Zobaczysz.
*~~*~~*
Galdor
obserwował chmury i coraz bardziej mu się one nie podobały.
Myślał, że mają więcej czasu, zanim burza tu dotrze, lecz ta
szaleńczo pędziła ku nim. A może oni tu za długo byli? Powietrze
już zrobiło się chłodne i smagało jego nagie ramiona.
– Chyba musimy
wracać, książę.
–
Też
tak czuję. Ptaki
przestały śpiewać. Wiatr się wzmaga i robi zimno. – Nagle
poczuł, jakby coś rozrywało mu duszę. Pochylił się na koniu i
złapał za klatkę piersiową.
– Panie, co się
dzieje? – Podjechał do księcia i zatrzymał Zariona. Zeskoczył
na ziemię. Aranel oddychał szybko. Pomógł mu zejść z konia. –
Panie?
– Spokojnie, to tylko
niepokój. Coś się stało. Coś się stało Rivenowi. –
Wyprostował się, a w jego oczach lśniły łzy.
–
Skąd
to, panie, wiesz?
– Nie wiem. Ta burza
już tam była, prawda? – Złapał Galdora za przód kamizelki. –
Była tam?
– Stamtąd idą
chmury i pioruny.
– Mam przeczucie, że
jest źle. Muszę tam jechać. – Emocje nie pozwalały mu jasno
myśleć. Przecież jechanie tam teraz w czasie szalejącej wichury,
która już dosięgała ich swymi mackami, było samobójstwem.
–
Panie,
nie możemy tak wyruszyć. – Galdor przekrzykiwał wycie wiatru. –
Książę Saeros jest doświadczonym mężczyzną. Przeżył niejedną
burzę. Znajdzie sposób na ukrycie się. My musimy wracać, inaczej
to nas dopadnie. Gdyby coś ci się stało, książę Riven umarłby
ze smutku. Wracajmy i odczekamy w bezpiecznych murach.
– Ale, ja... –
Naprawdę czuł, że Riven potrzebuje pomocy.
– Może nie dotarł
jeszcze na pastwiska i skrył się w jakiejś chacie.
–
Wyruszył,
zanim świt nastał. To był środek nocy. Na pewno tam już był. A
gdzie się skryje na łąkach? – Wiatr mierzwił mu włosy, gwizdał
w uszach, powiewał jego peleryną we wszystkie strony, a przez
koszulę i cienkie spodnie docierał do skóry i mroził ją swym
zimnem.
–
Znajdzie
sposób. Panie, wracajmy. – Nie martwił się o siebie, ale o
księcia Adantina. Nic nie mogło mu się stać, nic. W końcu
odetchnął z ulgą, kiedy młodzieniec wspiął się na
zdenerwowanego Zariona i nareszcie mogli zawrócić do pałacu, mając
nadzieję, że przeczucia księcia nie mają potwierdzenia w
rzeczywistości.
*~~*~~*
Zamknęli
za sobą drzwi gospody, tym samym odgradzając się od wichru.
Wszystkie głowy gości tego miejsca od razu zwróciły się w ich
stronę, ale po chwili każdy zajął się swoimi sprawami. Asmand
odnalazł wzrokiem siedzącego po drugiej stronie sali Istinasa
Sinbretha. Człowiek uniósł głowę i napotkał jego wzrok, a potem
przesunął go na niższego chłopaka. Asmand widział, że Istinas
chciał wstać i podejść, ale dał mu znak ręką, aby został. Sam
pociągnął Letena w tamtą stronę i gdy obaj stanęli przed
stolikiem, przedstawił ich sobie.
Młodzieniec
patrzył na mężczyznę, który podawał się za jego ojca i nie
wiedział, co powiedzieć. Po przedstawieniu go przez Asmanda usiadł
obok kochanka.
–
Dlaczego
pan się tak na mnie gapi? – W końcu przerwał ciszę. Nie lubił,
kiedy patrzono na niego, jakby był najcenniejszą rzeczą pod
słońcem. No, Erkiran i teraz Asmand mogli tak patrzeć, ale wtedy
ich wzrok i tak był inny. W tym była ciekawość i smutek.
Przerażający smutek.
–
Wyglądasz
jak ja wyglądałem, mając tyle samo wiosen, co ty. Nie mam
wątpliwości, że jesteś moim synem.
– Skąd ta pewność?
– Twojemu
przyjacielowi nie pokazałem jednej rzeczy. Nie ufałem mu do końca.
– Istinas sięgnął do wewnętrznej kieszeni swej kurty i wyjął
medalion. – Były takie dwa. Twoja matka miała drugi. Dostała go
w noc, kiedy się począłeś.
Gdyby
Leto nie siedział, teraz na pewno by padł. Znał ten medalion, a
raczej jego bliźniaczą wersję. Okrągły kształt z
wygrawerowanymi inicjałami i sercami, był skromny, jednakże dla
niego miał ogromną wartość. Dawno temu schował go głęboko w
małej szkatułce, aby nie przypominał mu ciągle mamy, której nie
znał.
– Znałeś ją.
– Znałem i kochałem
Liliah. Z tej miłości począłeś się ty. Podejrzewam, że twój
przyjaciel opowiedział ci moją historię.
–
Tak,
jednakże nie wiem, jak mogę ci ufać? Skąd mam mieć pewność,
poza medalionem i tym, że wyglądasz jak moja starsza kopia?
–
Nie
możesz tego wiedzieć. Nie udowodnię ci nic więcej. Mogę tylko
opowiedzieć ci o twojej mamie. O tym, jak bardzo cię chciała i
kochała, mimo że byłeś maleńkim okruszkiem w jej łonie.
Broda
Leteno zaczęła niebezpiecznie drżeć. On nie płakał, a jeśli
już, to bardzo rzadko. Nie może teraz tego robić. Ale nie potrafił
utrzymać niesfornej łzy. Otarł ją szybko. Asmand objął go, tak
bardziej przyjacielsko i mógł poczuć od niego wsparcie. Był
jeszcze taki młody, a tak dużo już się w jego życiu zdarzyło.
Zawsze chciał być silny, nie poddawać się. Nieraz pokazywał
pazury, opiekował się braćmi, ale czasami sam potrzebował, aby
ktoś za niego pomyślał. Ktoś go przytulił i po prostu pokazał,
że mu zależy. A teraz to opiekuńcze ramię mu to wszystko dało i
poczuł się jak mały, zagubiony chłopiec, który tonął i któremu
rzucono tratwę ratunkową, aby mógł porozmawiać ze swoim...
ojcem. Nagle rozbrzmiał odgłos pioruna, jaki uderzył nieopodal.
Pod dachem kamiennej budowli nie miał się czego bać, ale od razu
przyszedł mu do głowy Erkiran. Miał nadzieję, że chłopak nadal
jest w pałacu.
*~~*~~*
Erki
siedział w pałacowej kuchni, a obok niego bawił się Kal. Zapisał
go na nauki i chociaż miał dziś dzień wolny, to nie mógł wrócić
do domu. Straż do końca wichury nie wypuszczała nikogo z pałacu.
Obawiano się, że spadające gałęzie z drzew, uderzające wokół
pioruny czy lecące obicia dachów mogą komuś wyrządzić jakąś
szkodę. Myślami był przy Leteno, chciał jak najszybciej go
zobaczyć oraz dowiedzieć się, czy ten cały ojciec naprawdę nim
jest.
–
Obsypałabym
cię złotem, gdybym miała, chcąc poznać twoje myśli. – Iadil
usiadła obok niego. Na jej palcu lśnił okrągły pierścień.
Znak, że jest już żoną. Kilka wschodów słońca temu wzięła
skromny ślub ze swoim narzeczonym. Uznali, że nie chcą dłużej
czekać.
– Moje myśli są
bezcenne. – Lubił tę dziewczynę, a rozmowy z nią zawsze mu
pomagały.
–
Phi
– prychnęła. – Tak samo bezcenne, jak twoja niewinność.
– Ej, nie wysuwa się
na powierzchnię intymnych zwierzeń. – Popatrzył na nią wilkiem.
–
Już
się boję. Masz szczęście, że jest tu twój brat. Czy on... –
przerwała, gdy z dworu do kuchni doleciał tętent dwóch koni i
jakieś nawoływania. – Co tam się dzieje?
Oboje
podnieśli się z ławy i podeszli do okna. Ściana deszczu
zasłaniała widok, więc Erkiran zostawił dziewczynę i brata w
kuchni z innymi pracownikami, a sam wyszedł bocznymi drzwiami na
dwór, uprzednio zarzuciwszy na głowę i plecy swój płaszcz, który
nie przemakał. Kupił go za zarobione leity. Wyszedł na mały
ganeczek przylegający do kuchni, a potem na plac, gdzie ujrzał
wychodzącego ze stajni Aranela i towarzyszącego mu Galdora.
Podbiegł do nich i chociaż książę był okryty jakimś kocem, sam
narzucił na niego płaszcz.
– Proszę, panie,
żebyś się nie przeziębił.
– Erki, a co ty
będziesz miał?
– Ja zaraz zniknę w
kuchni, a ty do głównego wejścia masz daleko.
–
Możemy
przejść kuchnią – powiedział Aranel. Co tam deszcze, wiatry,
jego małżonek gdzieś tam jest. Obiecał sobie, że od razu, jak
pogoda się poprawi, wyruszy na jego poszukiwania. Nawet, jakby potem
Riven śmiał się z niego, że to zrobił. Lecz tak nie będzie, on
po prostu czuł, że partner ma kłopoty.
Erki
i Yavetil wprowadzili przemoczonego księcia wejściem kuchennym. W
pomieszczeniu było bardzo ciepło, a służba, która spędzała tu
bardzo często czas, zwróciła uwagę na przybyłych i odstąpili z
drogi.
– Panie. – Agathe
podbiegła do Aranela. – Zaprowadzę cię do twoich komnat.
Natychmiast musisz się przebrać.
–
Poczekaj.
Erki, dziękuję za okrycie. – Oddał mu płaszcz i zaraz zwrócił
się do Galdora. – Gdy burza się skończy, wiesz, co masz robić.
– Panie, ale im...
–
Jestem
twoim księciem i rozkazuję ci, abyś przygotował wszystko, co nam
będzie potrzebne – powiedział pewnym siebie głosem. Nie chciał
wykorzystywać swego autorytetu, ale to było konieczne. – Agathe,
teraz możemy iść.
Erki
patrzył za wychodzącym księciem, gdy poczuł, jak ktoś dźga go
palcem w pierś.
– No co?
–
Wytrzyj
się. – Iadil podała mu ręcznik. – Siadaj przy palenisku,
inaczej się rozchorujesz. – Popchnęła go w stronę wielkiego
pieca.
–
Dziewczyno,
podaj tej gorącej głowie jakiś rozgrzewający napój –
podpowiedziała kucharka, zaczynając kroić warzywa do sosu, jaki
podadzą na kolację.
Ladrima
usiadł przy ogniu i wyciągnął ręce w jego stronę, chcąc się
ogrzać. Na zewnątrz zrobiło się tak zimno, jakby już nadeszła
zima. Obok niego usadowił się Galdor. Chciał trochę obeschnąć,
zanim pokaże się Terrikowi.
– O co chodziło z
przygotowaniem wszystkiego? – Odważył się zapytać Erkiran.
–
Książę
ma przeczucie, że przez wichurę coś złego spotkało jego męża.
Chce wyruszyć po niego na pastwiska.
–
Kocha
go, to zrozumiałe, że się martwi. Pan by nie wyruszył, gdyby
narzeczony znalazł się w miejscu największego uderzenia burzy?
–
Wiesz
co? Mądry z ciebie dzieciak. – Potarmosił go po włosach, co
spotkało się z oburzeniem Erkiego. – Wichura chwilę potrwa, ale
po niej przygotuję kilku ludzi do drogi.
–
Żaden
ze mnie dzieciak – mruknął pod nosem chłopak i nadal wygrzewał
się przy ogniu, mając nadzieję na szybki powrót do domu.
*~~*~~*
Rozmowa
z panem Sinbrethem -
Leteno nadal nie potrafił o nim myśleć, jak o rodzicu -
przeciągała się, trwając do chwili, kiedy na horyzoncie wyszło
słońce. Wichura przesunęła się w stronę mórz, zostawiając
zniszczony swą mocą krajobraz. Połamane drzewa były głównym
dowodem na to, co zaszło. Stojąc przed gospodą, klienci rozglądali
się po okolicy, rozprawiając o tym, co napotykały ich oczy.
Poniekąd Leteno też był zainteresowany sytuacją i jeszcze wczoraj
dołączyłby się do tych ludzi, pomagając w uprzątnięciu konarów
drzew, natomiast teraz większa część jego zainteresowania
przeszła na ojca. Ten człowiek naprawdę nim był. Opowiedział o
sobie wszystko. Okazało się, że gdy stracił pamięć, nie mógł
już być żołnierzem i gdy tylko doszedł do siebie fizycznie,
podjął pracę u sklepikarza. Potem ożenił się z jego córką i
dorobił się niewielkiego majątku, który starczył mu w swoim
czasie na godną starość. Miał kilka sklepów w Galradagu, nadal
prowadził je z teściem. Nie był arystokratą czy jakimś bogaczem.
Wiódł spokojne, proste życie. Życie, które do końca nie zostało
spełnione, gdyż nigdy nie mógł być z kobietą swego życia.
Leteno niejako wiedział, co znaczy kochać i nigdy nie móc być
blisko tej osoby. Tylko jemu się udało zdobyć Erkirana i w
prezencie dostał Asmanda, którego już z rąk nie wypuści. A
Istinas Sinbreth zawsze będzie żył, mając w pamięci tylko jeden
miesiąc z ukochaną. Dlatego Leteno nie mógł go odtrącić.
Zaprosił mężczyznę na jutrzejszą kolację i liczył, że Erkiran
nie zrobi mu z tego powodu awantury.
– To do jutra,
chłopcze.
– Do jutra, Istinas.
– Za wcześnie było, aby mówił do niego „ojcze”.
Razem
z Asmandem wrócili do domu jakiś czas później, zastając na
posesji bałagan. Na szczęście żadne z drzew nie poddało się
wiatrowi i tylko nieliczne gałęzie były połamane. Z domu wyszedł
Erkiran i przywitał ich wielkim uśmiechem.
– Sądziłem, że
zasiedzicie się w tej gospodzie do rana.
–
Zdążyłeś
do domu przed
tym chaosem? – zapytał Asmand, witając go pocałunkiem.
– Byłem w pałacu.
Przyszedłem chwilę przed wami. Jak spotkanie? – Nie potrafił
wytrzymać dłużej, taki był ciekawy tego spotkania.
–
Wygląda
na to, że nie jesteśmy braćmi, w każdym razie nie rodzonymi.
Można nas uznać za przybranych i tyle. A to znaczy, że nie musimy
się ukrywać. Asmand powiedział mi po drodze, że trzeba królowi
zgłosić obecny status i moją zmianę nazwiska.
– Będziesz się
nazywał Leteno Sinbreth? – Erki przepuścił ich w drzwiach.
–
Jeżeli
chcemy żyć tak, jak do tej pory przez ostatni czas, nie mogę nosić
nazwiska Ladrima. Ale to niewielka cena za to, żebyśmy byli razem
jako ktoś więcej. – Podszedł do Erkirana i objął go jedną
ręką w pasie. – Nie stanie się to szybko. Na to trzeba czasu,
ale wraz ze zmianą mojego statusu mogę wyjść na ulicę i cię
pocałować. Co ty na to?
Zaskoczony
wiadomością Erkiran wpierw nie wiedział, co zrobić. To o to
chodziło rankiem Asmandowi. Posłał pierwszemu kochankowi zalotne
spojrzenie, a temu drugiemu całusa w powietrzu.
–
Co
ja na to? To najszczęśliwszy dzień mojego życia. Jak wytłumaczymy
Kalowi, kim dla siebie jesteśmy?
I to pytanie zawisło w
powietrzu i nawet, kiedy Asmand objął ich obu, nadal odpowiedzi nie
znali.
*~~*~~*
Czarne
spodnie ze skóry, tegoż samego koloru lniana koszula z szerokim
kołnierzem, a na to długa skórzana kamizelka z rozcięciami od ud
do pasa i wysokie buty dodawały powagi i uroku Aranelowi. Książę
przygotowywał się do podróży i wszelkie namowy, żeby został,
nie pomagały. Prędzej denerwowały. Rozumiał, że był z natury
delikatny, ale nie był słaby. Stał się mężczyzną, który kocha
i chce jak najszybciej dowiedzieć się, czy jego partner jest
bezpieczny. Niestety, coraz bardziej przekonywał się, że tak nie
jest. Dowodem na to był samotnie powracający Anwar bez swego pana
na grzbiecie. Adantin bał się coraz bardziej.
– Książę, twoja
peleryna. – Agathe zarzuciła mu na ramiona wierzchnie okrycie
podszyte futrem i spięła pod szyją. Martwiła się o niego oraz o
księcia Rivena.
– Dziękuję, Agathe.
Zaprowadź mnie na plac. Liczę, że dowódca Galdor wszystko
przygotował.
– Tak zrobił, panie.
On i kilku żołnierzy czekają na twoje rozkazy.
Wziął
ją pod rękę i oboje udali się pałacowymi krużgankami na plac
tuż przed koszarami. Aranel nigdy tu jeszcze nie był i wolał nie
iść sam. Na miejscu panował hałas. Konie niecierpliwiły się,
chcąc już wyruszyć, a żołnierze śmiali się z zapewne
opowiedzianego żartu.
–
Aranelu,
na pewno chcesz do nich dołączyć? – Dante Elesnar, ujrzawszy
swego szwagra, znalazł się tuż przy nim i służce.
–
Na
pewno, Dante. Ty zostań, opiekuj się żoną. Nie będę sam. Czy
wszystko już gotowe?
– Tak. Zarion też
jest już osiodłany. Właśnie Yavetil prowadzi go w twoją stronę.
– Doskonale.
– Chyba będziecie
mieli towarzystwo w drodze – stwierdził Dante.
– Czyli?
–
Hrabia
Melisi
chyba ma ochotę na małą podróż.
Aranel
po tych słowach zaczął nasłuchiwać uważniej, co się dzieje.
– Yav, Aranelu, nie
wyruszycie beze mnie. Też się martwię o Rivena. – Terrik
poprawił trzymane w ręku juki.
– Chyba oszalałeś.
Słysząc
te słowa od narzeczonego, Terrik gwałtownie odwrócił się w jego
stronę.
– Jadę, bo inaczej
śpisz w koszarach.
Zebrani żołnierze
zaczęli się śmiać i żartować, że ich dowódca ma zamknięty
dostęp do rozkoszy. Terrik nic sobie z tego nie robił. Chciał
jechać i koniec.
– Ale to nie jest
podróż dla przyjemności. Sam mówiłeś, że wolisz być w pałacu.
–
Zmieniłem
zdanie. Riven jest dla mnie jak brat, a kiedy powiedziano mi, że
jego koń wrócił bez niego, to nie mogę siedzieć na miejscu i
czekać.
– Być może tylko
się spłoszył – dodał Dante.
– Sam wiesz, że
Anwara nic nie płoszy – warknął Terrik do Dantego.
– Wiem. Maki,
osiodłaj konia pana hrabiego.
Aranel
nawet poczuł się lepiej, że będzie miał przy sobie Terrika.
Przez ten długi czas zdążyli się zaprzyjaźnić. I gdyby to była
zwykła podróż, cieszyłby się jak dziecko z towarzystwa, lecz
teraz czuł w sercu trwogę. Miał wyruszać do Risran, a tymczasem
jedzie szukać swego męża. Słyszał głosy, że niepotrzebnie się
tak spieszy, ale on wiedział swoje. Nigdy się nie mylił i chociaż
raz chciał, aby tak było.
Mam nadzieję, że Rivenowi nie stało się nic poważnego, że żyje. Musi żyć!
OdpowiedzUsuńLeteno poznał swego ojca, a po przeprowadzeniu odpowiednich formalności trzej kochankowie będą mogli być oficjalnie razem, przynajmiej jedna dobra wiadomość.
A ja nie wiem jak wytrzymam do następnego wtorku, martwiąc się o Rivena. Mam nadzieję, że nie będziesz okrutna, nie rozdzielisz książąt na zawsze :'(
Nigdy jeszcze nie skomentowałam pierwsza!
OdpowiedzUsuń;-)
Tak, fantastycznie, że mogłam przeczytać to przed wyjściem do pracy! No to co tam mi przysżło do lowy podczas pisania...
OdpowiedzUsuń1. No to się Letuś zdziwił... :)
2. No pewnie, że Aranel nie jest z cukru... Inaczej Riven już dawno by go zjadł xD
3. Taak, Asmand jest podstępny... Tym razem w dobrym tego słowa znaczeniu :)
4. Oj-joj-joj, Rivenowi grozi niebezpieczeństwo? Niedobrze... Źle... Bardzo źle... Mam nadzieję, że nic mu nie będzie. Nie teraz. Biedny Aranel...
5. Spotkanie Leto z ojcem było wzruszające. Tak, to prawda że każdy czasem potrzebuje pocieszenia i wsparcia...
6. Chi-chi-chi, Aranel się "stawia"...
7. Nie lubię burz.
8. No tak, ciekawe co powiedzą Kalowi... Ale to mądry dzieciak, na pewno wszystko zrozumie.
9. No jasne, że Terrik martwi się o przyjaciela i chce jechać go szukać... A że przy okazji nie będzie musiał rozstawać się z narzeczonym... xD
10. Mam nadzieję, że Rivenowi nic nie będzie... Inaczej Aranel będzie zrozpaczony, a dość już się chłopak w życiu nacierpiał.
Buu, jak ja wytrzymam do następnego tygodnia?! Chyba skupię się na pisaniu swoich "dzieł" :)
Pozdrawiam
Tylko żeby Rivenowi nic się nie stało! Bardzo dobry rozdział^^
OdpowiedzUsuń~Sue
Riveeeeeeen!!! ;c musisz przetrwać, musisz żyć!! Nie tylko dla Aranela czy Terrika....lecz dla mnie!! :(
OdpowiedzUsuńA właśnie co do Terrika XD ten jego tekst z groźbą, że Yav bd spał w koszarach był super XD hehe :3
Juchuuu!!!! Wreszcie Leteno spotkał się ze swoim kochanym staruszkien XD cieszę się, że z związku Letena i Erkiego nie bd nic złego c:
Biedny Aranel :c i biedny Riven :c wolę żeby książę żył szczęśliwie wraz z Aranelem niż żeby rozłączyła ich śmierć.....nie przeżyje tego ;c ale bądźmy dobrej myśli :) Co do opinii Dagmary......w sumie to nie chcę mi się tego pisać XD dosyć długa jest jej ta opinia -_-
Napiszę jedynie to, że podobał jej się rozdział i narzeka, że zakończyłaś w takim momencie... -~-
Pozdrawiamy Cię gorąco i życzymy weny wielkości oceanu spokojnego ;3
Num, ciekawie sie zapowiada, ciekawe co z Rivenem, lekki dreszczyk emocji nigdy nie zaszkodzi. *-*
OdpowiedzUsuńWybacz nie rozpisze się dzisiaj, już nie myślę. XD
Ale czekam na więcej, i proooszę, zrób taki bonus i dodaj kolejny rozdział szybciej niż za tydzień, w końcu już tylko trzy do końca. :3
o nieeee, nie wierzę XD
OdpowiedzUsuńjak ja wytrzymam tydzień bez żadnej wieści o Rivenie? toż to moja ulubiona para jest ;A;
wielbię Twoje opowiadania, taki mały promyczek radości jak się człowiekowi przypomni, że to dziś rozdział jest nowy w końcu i to w dodatku taki ciekawy XD
GE-NIAL-NIE :3
Nie dane mi było przeczytać jednym ciągiem - och, no, przerwy między zajęciami są zbyt krótkie, a wykładowczyni zbyt ciekawa, co człowiek czyta. Akurat miałam gatunki dziennikarskie... Nie dadzą człowiekowi zająć się przyjemniejsza formą druku - nie gazety. xDD
OdpowiedzUsuńLeto i Erki mieli chwile strachu. Jeden martwił się o drugiego. Dobrze, że nie trzymają w sobie tych wszystkich emocji, a mówią, co im leży na sercu. Czasami drobna rzecz może bardzo przygnębiać. Ojciec Leto jest naprawdę w porządku - póki co. Oby tylko nie sprzeciwiał się związkowi syna... i to dosyć tłumnemu, choć akurat w tym przypadku nie wyobrażam sobie innej opcji. xDD Jakoś tak czuję, że nie będzie zbyt wielkich problemów. Koniec, końców Leto jest dorosły i choć znów ma ojca, to ten nie może nagle włączyć trybu ' perfekcyjny tatuś i słuchający go syn'. Obym się nie myliła.
Postawa Terrika zasługuje na medal. xDD Nieziemsko uśmiałam się z jego władczego tonu, a i wyobrażając sobie miny towarzyszy, gdy powiedział Yavowi o spaniu w koszarach, bardzo mnie rozbawiły. xD Poza tym to była bardzo fajna scena. Taka realna. Hm, jakby to ująć... jakbym widziała film, a nie czytała tekst. Wizualizacja. Jak u formalistów rosyjskich. W sumie jak u Ingardena - wymyślił fajną teorię globusa - autor tworzy południki i równoleżniki, formując w ten sposób wiele szufladek, które przeznaczone są do odkrycia przez czytelnika muszącego posłużyć się wyobraźnią. I tak było tutaj - czytając, wszystko widziałam.
Trzymam kciuki za Rivena!
---
Kei i narkotyki... no... nieprędko skończy. W zasadzie będzie miał z tym problemy i to całkiem spore... A bracia - dorastali razem. xD Lubili sprawdzać, czy wszędzie są identyczni. xD
Yukio powoli odkrywa swoją naturę. Na razie o tym nie wspominam - chcę, żeby wyszło tak... naturalnie, a mam nadzieję, że pomoże mu w tym pewien fotograf... ;>
Na pomysł z ojcem bliźniaków wpadłam w sobotę. xD A Etsuya ma słaby wywiad. xD
O kurcze ale rozdzialik teraz bede sie denerwowac co dalej z Rivenem. A leto to dostal prezent o jakim mu sie naewt nie snilo superrr czekam na cd
OdpowiedzUsuńJak ty możesz kończyć w takim momencie?! To powinno być karalne.
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadania (wszystkie, z obu blogów).
Ps. Planujesz coś po "Połączonych"?
Paul
Tak, planuję. :)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńaż mnie ciarki przeszły przy tym rozdziale... mam nadzieję, że Rivenowvi nic nie jest i udało muu się na czas gdzieś schronić.... choć sama scena jak jego koń do zamku przybywa.. mówi coś innego... Leteno poznał swojego ojca... no i teraz nie będą musieli się kryć
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia