Dziękuję za komentarze.
Jego
kochane, piękne Risran. Co prawda, nigdy go nie widział, ale czuł
atmosferę tego miejsca. Tak jakby pływał w jakiejś przestrzeni, a
obrazy go dotykały. Przeżył tu dwadzieścia wiosen. Potem nagle
wyrwano go z tej ziemi i wysłano w nieznane. Teraz był tu z
powrotem. Nie na zawsze, ale na kilka wschodów słońca. Wyjechali z
Antiri parę dni temu i nareszcie byli na miejscu. Towarzyszyło im
kilku żołnierzy, ale nie napotkali żadnych przeszkód. Aranel,
dzięki ćwiczeniom szermierczym z mężem, czuł się pewniej w
drodze i jak podczas pierwszej podróży mało mówił, tak teraz
bardzo chętnie rozmawiał z Rivenem. Opowiadał mu o swoim
dzieciństwie i wielu innych sprawach. O tym, jak czasem chciałby
widzieć, ale pogodzony ze swoim stanem nie smucił się. Tym
bardziej wiedząc, że inni mają gorzej. A on miał teraz ukochanego
przy swoim boku i lubił patrzeć na niego dotykiem.
Natomiast
Riven słuchał męża, odpowiadał mu lub odwdzięczał się tym
samym. Nie dane im było poznać się przed ślubem, więc teraz,
umilając sobie męczącą podróż, mogli tę lukę wypełnić.
Gdy
otworzyły się przed nimi bramy pałacu, a wokół rozległy szepty,
które szybko rozniosły się po mieszkańcach budowli, Aranel
wiedział, że był w domu, słysząc: „Nasz książę wrócił”.
Nie wiedział, jak przyjmie go król ojciec, ale był pewny, że
jakkolwiek by nie było, postara się spędzić z Rivenem czas jak
najwspanialej.
–
Mieszkańcy
miasta, jak i pałacu, są bardzo szczęśliwi z twojego powrotu.
Widać, że cię kochali – stwierdził Riven, gdy zsiedli z koni i
podbiegli do nich służący. – Tylko zaopiekujcie się nimi dobrze
– rozkazał im.
– Bez obaw, panie. U
nas zwierzęta zawsze traktujemy po królewsku.
Aranel zaśmiał się.
Poznałby ten głos wszędzie.
– Jak miło znów cię
słyszeć, Pietro. Jak twoja rodzina? – Służący był niewiele
starszy od niego i to on głównie zajmował się Zarionem.
– Mają się dobrze,
panie. Matka trochę chorowała, ale medyk ją uleczył. A trzeba
przyznać, że miał odwagę wmusić w nią te jego obrzydliwe zioła.
Wydzierała się na niego, ale spełniała jego życzenia.
–
To
dobrze. Uparta z niej kobieta. Proszę, dopilnuj wszystkich koni i
przekaż Mavirze, aby zaprowadził żołnierzy do koszar. My stawimy
czoło...
– Moje oczy i uszy
nie wierzą, że jednak przyjechałeś. – Karena wypadła z pałacu
i wzruszona podbiegła do swego księcia.
–
Jak
mógłbym tego nie zrobić, skoro nadarzyła się taka okazja? Jak
mógłbym tu nie być? – Wyciągnął rękę, a ona ją chwyciła.
Byli wśród ludzi, więc nie mogła go zwyczajnie przytulić i tylko
w ten sposób mogła okazać mu swą przyjaźń. – Poznaj, proszę,
mego męża. Rivene, to moja przyjaciółka i była niania. Bardzo
oddana osoba.
Kobieta dygnęła przed
księciem Saerosem.
–
To
dla mnie zaszczyt poznać tak znakomitą osobę. I kogoś, kto
opiekuje się moim panem.
– Mogę dodać to
samo o sobie. Aranel zapewne opowie ci, że to dzięki jego uporowi,
opiece i przeczuciu tu jestem. On też się mną opiekuje. –
Spojrzał ciepło na partnera.
Karena popatrzyła
pytająco na Aranela, a on to doskonale wyczuł. Znał ją.
– To długa historia.
Chciałbym odpocząć, a później zobaczyć się z ojcem. Mam
nadzieję, że moja komnata nadal na mnie, a tym razem na nas, czeka.
– Splótł palce z palcami Rivena. Czuł, że będzie potrzebował
jego siły w spotkaniu z królem.
*~~*~~*
– Wypuść mnie –
warknął Terrik.
– Nie ma mowy,
kochanie. Powiedziałem, że czeka cię kara. Musiała trochę
zaczekać, ale...
–
Przestań
gadać. Rozwiąż mnie. – Szarpnął więzami. Patrzył buntowniczo
na Yavetila, ale podniecało go to, co mężczyzna z nim robi.
Uwielbiał być zdany na jego łaskę. Teraz leżał cały nagi przed
nim. Taki rozłożony i zdany tylko na kochanka, który klęczał
między jego nogami w pełni ubrany. Gdyby Yav go rozwiązał, to
rzuciłby się na niego, rozerwał ubranie i kochał z nim do rana.
Co z tego, że jeszcze popołudnia nie było? Nie miał dziś pracy i
mógł pozwolić sobie na rozkosze ciała. A do tego, jak dochodziło
uczucie, jakim darzył narzeczonego, jego żądza i miłość stawały
się nieposkromione.
– Nie ma mowy –
powtórzył Galdor. Sięgnął do rzemyka we włosach i rozwiązał
go, a czarne pasma opadły na jego plecy i twarz. – Mam ochotę cię
podręczyć.
–
To
mnie dręcz, a nie siedzisz i tylko patrzysz.
–
Mój
dotyk byłby w tej chwili nagrodą, a jak widzę, nawet na patrzenie
reagujesz. – Wyciągnął dłoń i trącił palcem twardy członek.
–
To
ciekawe, kto mnie wpierw całował i rzucił na łóżko. Na to
reagowałem. Przejdziesz do rzeczy czy... – Terrik zawarczał,
kiedy z ust Yavetila wydobył się śmiech.
–
Mój
rudy kocur chciałby się poocierać, co? – Nachylił się nad nim,
stając na czworakach. Tak, teraz miał nad nim władzę. Może z nim
zrobić, co zechce. Przynajmniej tak długo, jak długo sam wytrzyma.
Nie pozostawał obojętny na wdzięki narzeczonego. Najchętniej już
by go posiadł. – Poczekaj tu na mnie. - Musnął jego brodę
palcem i zszedł z łoża.
–
Ej,
a ty dokąd? – Rzucał się Terrik. Mężczyzna zniknął z jego
oczu za baldachimem, gdyż kotary materiału szczelnie ze wszystkich
stron zamykały wejście do łoża. Chętnie dogodziłby sobie sam,
ale nie mógł. Zerknął na szal, jakim był przywiązany do ramy.
Ten związany w umiejętny sposób trzymał jego ręce, lecz nie
ranił i nie ściskał nadgarstków, ale w żaden sposób nie
pozwalał się zdjąć. Terrik spróbował z drugą ręką. Nic.
Dobrze, że nogi miał wolne.
– Jesteś bardzo
niegrzeczny. Miałeś spokojnie czekać. – Yavetil pojawił się
chwilę później. Tym razem nagi, a w ręku trzymał karafkę z
winem.
– Będziesz mnie
częstował winem zamiast mnie wziąć?
–
Ależ
skarbie, wezmę cię. No, chyba, że na to nie zasłużysz. –
Uklęknął nad nim okrakiem i przechylił karafkę nad piersią
Terrika. Czerwony, pachnący winogronami napój cienkim strumieniem
zaczął spływać na tors Terrika, który wstrzymał oddech. Jego
sutki sterczały w napięciu, jakby czekając na pieszczotę, jaką
dawał płyn. Yavetil przesuwał szkło wyżej na szyję, a po chwili
niżej, by oblać winem brzuch kochanka. Lecz gdy napój sięgnął
pachwin Terrika, ten wierzgnął, unosząc biodra do góry. Pragnął
kontaktu z drugim ciałem, a chłodne wino jeszcze to potęgowało. –
Ktoś tu jest bardzo spragniony. – Napił się resztki wina, jakie
pozostało w karafce i odstawił ją na ziemię. Pochylił się do
kochanka i przycisnął swoje usta do jego. Te uchyliły się,
przyjmując płyn, a resztki spijając z jego warg wręcz z głodem.
Pocałował narzeczonego z wielką mocą, pogłębiając pocałunek,
smakując go i przyciskając jego głowę do poduszki. Ich języki
zwarły się ze sobą i walczyły o przywództwo w tym podniecającym
tańcu.
Mógłby
całować się tak z Yavetilem całe wieki. Kochał go i kochał to,
co teraz robił, a gdy mężczyzna niespodziewanie oderwał się od
jego ust i zaczął krążyć językiem po jego policzku, szczęce i
szyi, zlizując mokre ślady, nie potrafił już nic powiedzieć.
Mógł tylko wyginać się do pocałunków i udostępniać siebie jak
najznakomitsze danie. Związane danie. A Yavetil brał to, co jego i
dawał. Chociaż dla Terirka to wciąż było za mało. On chciał
więcej. Chciał opleść nogami jego biodra i czuć pchnięcia
dające mu tyle satysfakcji. Zatopić się w doznaniach i odpłynąć
w inny świat. Narzekać nie mógł, bo gdy Yavetil wziął jego
udręczonego czekaniem członka w usta, a wcześniej obmył językiem
jądra i trzon z wina, w całej komnacie rozniosło się tylko głośne
westchnienie, za którym podążyły kolejne. Mógł tylko czuć,
gdyż związane ręce nie pozwalały mu na nic więcej. A Yav
ucztował sobie na nim z przyjemnością. I z równą przyjemnością
zostawił jego penisa, który jeszcze trochę, a poczęstowałby go
słonym nasieniem.
– Wracaj tam. –
Poruszył biodrami, jakby szukając kontaktu, którego go pozbawiono.
–
Myślę,
że to dopiero ci się spodoba. – Yavetil złapał go pod koanami i
docisnął mu je do piersi. Powrócił ustami na jego jądra,
pochłaniając raz jedno, raz drugie do ust. Lizał je, smakował i
całował, by zaraz przesunąć się niżej i zrobić to, co Terrik
kochał. Trącił koniuszkiem języka jego dziurkę, z przyjemnością
słuchając, jak jego ukochanemu jest dobrze.
–
Ty
wiesz, co lubię. Mnnnn. Ochhhh. Rób mi tak. Yavvvvvvv, nie
przestawaj – zawył z dawanej mu rozkoszy. A gdy do języka
dołączył palec, jego ciało stało się rozdygotanym, niemyślącym
kłębkiem ekstazy.
Kiedy
dokładnie przygotował kochanka, opuścił jego nogi i znalazł się
pomiędzy nimi. Patrzył na Terrika spod przymkniętych powiek i
podobało mu się wszystko to, co widział. Nawilżył swój członek
i zarzucając sobie jedną nogę na ramię oraz klęcząc w
rozkroku, wszedł w niego, co Melisi przywitał głębokim wdechem.
Miał zamiar się z nim kochać długo, mocno. Już w głowie słyszał
tę prośbę Terrika, żeby pomógł mu dojść. Oplótł się jego
nogami, a uda zacisnęły się wokół niego.
– Tylko spróbuj
teraz się wysunąć i mnie zostawić pustym, to nie dostaniesz mnie
przez miesiąc – zagroził Terrik.
–
Wolę
nie ryzykować. Zresztą, nie wytrzymałbyś tak długiej przerwy.
Masz zbyt wielki apetyt na cielesną bliskość – Zaśmiał się
zwycięsko. Pchnął do przodu, wycofał się i wykonał kolejne
pchnięcia. Najpierw ostrożne, jakby robił mu to pierwszy raz,
potem coraz mocniejsze, szybsze, gdy opierał się na wyprostowanych
rękach, wisząc nad kochankiem. Wiedział, że Terrik chciał go
pocałować, ale to dostanie później. Wszak przed chwilą prosił o
coś innego, więc najpierw dawał mu to.
Wbił
pięty w jego pośladki, bardziej wciskając go w siebie. Gdyby tylko
Yavetil się obniżył, mógłby otrzeć się o jego brzuch, a tak to
z podniecania bolało go całe krocze, a nie mógł skończyć.
Wystarczyłby jeden dotyk.
–
Roz...wiążzzz
mnie. – Odrzucił głowę do tyłu, wyginając się w łuk, gdy to
cudowne miejsce, które dawało mu tyle przyjemności, zostało
muśnięte twardym członkiem. – O tak, tutaj. Właśnie tutaj.
–
Znam
twoje ciało. Wiem, gdzie dotknąć i popieścić, byś skamlał,
błagając. Przez tydzień nie usiądziesz.
– O
tak, proszę – wysapał Terrik, przyjmując w siebie ostre
pchnięcia, które przesuwały go na łożu. – Chcę dojść. Pomóż
mi.
–
Dojdziesz.
Tylko poddaj się temu i nie myśl o dotyku. Dojdziesz od tego, co
odczuwasz w środku. Potrafisz, kochanie. Umiesz to robić. Chyba się
nie starzejesz, co? Spójrz na mnie.
Terrik
otworzył oczy i napotkał ukochane zwierciadła, w których widział
cały świat, a w szczególności masę uczuć i oddania. Już nie
potrafił oderwać oczu od jego wzroku. Czuł teraz wielką bliskość,
był związany z tym mężczyzną ciałem i duszą. I sama myśl o
tym wzniosła go na wyżyny rozsadzającej go przyjemności. Silny
dreszcz przebiegł przez jego ciało, mięśnie napięły się i
doszedł stymulowany tylko za pomocą tego ogniska przyjemności w
nim. Natychmiast poczuł, że Yavetil skończył razem z nim, tak
jakby tylko czekał na niego. Czuł się taki zmęczony, a resztki
orgazmu jeszcze targały jego ciałem i umysłem.
Yavetil,
zanim opadł na niego, sięgnął jeszcze więzów i wiedząc, jak je
rozwiązać, jednym pociągnięciem uwolnił ręce narzeczonego, a te
oplotły się wokół niego, ściągając w dół. Położył się na
nim, nadal będąc w nim i powiedział zmęczonym głosem:
– Tak bardzo cię
kocham. Jesteś moim życiem.
Terrik
tylko przytulił go mocniej, gdyż wzruszenie nie pozwoliło mu
powiedzieć czegoś więcej. I już teraz wiedział, że jak tylko
Aranel i Riven wrócą, chce zostać mężem Yavetila. Nie chciał
dłużej czekać.
Wkrótce
po tym zasnął, a Galdor wstał i ubrał się. Tej nocy miał
zadanie do wykonania i nie mógł zostać. Napisał jeszcze wiadomość
Terirkowi, gdzie jest i z kim. Mężczyzna wiedział, co ostatnio
planowali z Asmandem. I Yavetil miał nadzieję, że ta noc będzie
decydująca. Zaniedbał ostatnio sprawy wojska i musiał zastąpić
Dantego, który na pewno chciał spędzać czas z ciężarną żoną.
Podobno medyk powiedział, że może to być dwójka dzieci.
Pocałował narzeczonego w czoło, okrywając go bardziej
przykryciem, po czym opuścił komnatę.
*~~*~~*
Po
kąpieli oraz
przebraniu się w czyste i wytworne ubrania, Riven wraz z Aranelem
szli do sali tronowej na spotkanie z królem. Adantin był cichy.
Rozmyślał, co było, kiedy ostatni raz wstąpił w progi tej
wielkiej komnaty. Jak król ojciec poinformował go o pakcie i dał
tak niewiele czasu do wyjazdu. Jak płakał na korytarzu i stracił
orientację. Teraz to tylko niemiłe wspomnienie, które skończyło
się szczęśliwie, lecz wtedy było mu ciężko.
Stanęli przed wielkimi
wrotami prowadzącymi do sali, a dwaj strażnicy przed nimi czekali,
by otworzyć obie pary skrzydeł drzwiowych. Riven zatrzymał Aranela
i pocałował lekko w usta.
– Pamiętaj, że
jestem z tobą.
– To dobrze, bo dziś
chcę przeprowadzić rozmowę z ojcem. Nie będę czekał. Wejdźmy
do środka.
Strażnicy
otworzyli wrota, a oczom Rivena ukazała się olbrzymia sala, na
końcu której stały dwa trony. W tym jeden zajmował władca Elros.
Przybyli goście odwrócili głowy w ich kierunku.
– Tu jest cały tabun
ludzi – szepnął do Aranela.
–
Oczywiście
ojciec musi pokazać swego zięcia. Nie martw się, wyjdą jak tylko
ich o to poproszę. Ale mam nadzieję, że zrobi to ojciec. –
Szedł, licząc kroki i do dziś pamiętał, w którym miejscu się
zatrzymać. Ukłonił się przed ojcem. – Witam, drogi ojcze. Jako
że nie byłeś na ślubie, masz możliwość poznać mego męża w
tym właśnie momencie. Książę Riven Saeros.
Riven także skłonił
głowę, ale nie jak poddany. Wykonał tylko gest szacunku. Król
wstał i podszedł do syna oraz zięcia. Na chwilę położył swe
ręce na ich głowach w geście błogosławieństwa.
–
Moje
obowiązki nie pozwoliły mi przyjechać na uroczystość. Lecz wiem,
że się udała. Przykro mi, synu, że późniejsze wydarzenia mogły
sprawić, że bym cię stracił.
– Przykro ci? Na
pewno? – zapytał szeptem młodzieniec. – Nie powinieneś tu
spraszać gości, gdyż mam ci wiele do powiedzenia i bardzo dużo
pytań. Mam to zrobić przy nich?
Riven widział, jak
twarz króla Adantina tężeje. Mężczyzna nie spodziewał się, że
Aranel przejmie inicjatywę, tylko zapewne sądził, że będzie
posłuszny jak pies. Ale czasami nawet pies pokazuje zęby.
– Mam ich wyprosić?
Czy ty to zrobisz, ojcze?
Król odwrócił się
do przybyłych szlachciców i arystokratów.
– Drodzy przyjaciele,
mój syn i ja zapraszamy do jadalni na kolację, która zaraz
zostanie podana. Gwarantuję, że spotkacie się z Aranelem i jego
mężem na uczcie i będziecie mieli okazję porozmawiać.
Zdziwione
głosy odbijały się od ceglanych, ozdobionych drogimi kamieniami
ścian, a późniejsze kroki powiedziały Aranelowi, że przybyli
posłuchali słów króla. Cały czas milczał, dopóki nie usłyszał
zatrzaskiwanych drzwi pomieszczenia.
–
Teraz
możemy porozmawiać. – Zrobił kilka kroków, pomagając sobie
kijem.
– Słucham cię,
synu.
– Nie udawaj dobrego
i kochającego! – Książę Adantin podniósł głos. – Riven
wie, jak całe życie mnie unikałeś. Jak byłem dla ciebie tylko
powietrzem, a potem interesem, kiedy oddałeś mnie Saerosom. –
Wiedział, że Riven nie ma mu za złe takich słów.
– Zrobiłem to dla
twego dobra, Aranelu.
–
Dla
mojego dobra w ciągu całego dzieciństwa nawet się ze mną nie
pobawiłeś. Byłem wybrakowanym dzieckiem. Ślepym człowiekiem,
który nie mógł zająć w przyszłości twego miejsca! Całe życie
byłem tutaj niczym! Wyobrażasz sobie, co myśli chłopiec mający
dziesięć wiosen, kiedy prosi o spotkanie ze swoim ojcem, a ten
odmawia? Opiekowali się mną obcy ludzie, służący, podczas gdy ty
odtrąciłeś mnie i matkę. – Z ust Aranela wydostawały się
wszystkie żale. Odczuwał potrzebę przyjazdu tutaj i powiedzenia
tego wszystkiego. Jakby takiego oczyszczenia się z tego, co go
kiedykolwiek dręczyło. – Wszystko przez to, że bogowie dali
dziecko, które nie widzi. Czy interesowałeś się kiedyś, jak ja
się czuję?
– Interesowałem.
Zawsze się interesowałem i zawsze byłem z tobą.
–
Nieprawda!
– Podszedł bliżej ojca i potknął się, ale Riven go
podtrzymał. – Zawsze byłem sam. Dzieci służących mieli
rodziców, a ja, kiedy mama odeszła, już nie miałem nikogo. Tylko
zimnego, niekochającego mnie ojca. Dlaczego? – Rivenowi serce się
krajało, kiedy patrzył na udręczoną twarz męża.
–
Bo
musiałeś być silny – odpowiedział król. – Nie mogłem
pozwolić, by moja opieka i miłość sprawiły, że niewidomy
chłopiec stałby się uzależniony od innych.
–
Jestem
zależny od innych. Zawsze tak będzie. Zawsze będę potrzebował
pomocy. Nie litości, tylko pomocy. Brak miłości czy jej nadmiar
nie zmieniłyby tego.
–
Bo
miałeś widzieć! Chciałem zdrowego syna, nie ułomnego. Chciałem
spadkobiercy i przyszłego władcy. A tu się urodził ktoś ślepy.
I nie była to moja wina, tylko twojej matki! – wyznał król
Adantin.
– Jej winą było, że
jestem ślepcem? – Nie wierzył mu. Tego nie można przewidzieć.
Matka nigdy by go nie skrzywdziła.
–
Nie
uważała na siebie. Chciała tylko pomagać innym. Nawet będąc
wysoko brzemienną, ciągle tylko myślała o biednych ludziach,
zamiast zająć się tobą. Dlatego byłeś słaby i ja musiałem
nauczyć cię żyć bez mojej miłości. Nie myśl, że moje serce
tego nie odczuwało. Obojętnie, jakbym cię nie traktował, to byłeś
moim synem i musiałeś być silny.
– Z jednej strony nie
chciałeś ślepca, a z drugiej kochałeś i byłeś zimny niczym
lód, by sprawić, że stanę się samodzielny?! A nie pomyślałeś,
że o wiele łatwiej by mi było...
–
Właśnie
o to chodzi, synu. Miało nie być ci łatwo. Miałeś wyrobić w
sobie charakter, żeby przetrwać nawet wtedy, kiedy mnie nie będzie.
Musisz umieć dać sobie radę sam!
–
Umiem,
ale nigdy nie będę działał jak osoba w pełni sprawna. Zawsze
będę potrzebował pomocy! Właśnie chwilę temu ci to
powiedziałem. I sądzisz, że łatwo o nią prosić? I to nie ma
znaczenia, czy kogoś kochasz czy nie. Czułem się tak strasznie
źle. Kiedy opuszczałem Risran, sądziłem, że przyjdziesz się ze
mną pożegnać i wtedy najbardziej odczułem, że jestem sam. –
Głos mu się załamał, więc Riven objął go jedną ręką w pasie
i złożył czuły pocałunek na jego skroni. – Teraz, jak widzisz,
mam kogoś i sam nie jestem. Owszem, to twoja zasługa i w tym
momencie mogę ci za to podziękować. Lecz nie myśl, że tak łatwo
wybaczę całe lata ignorancji i braku ojca. Ojca, który był, a i
tak go nie było.
– Chciałbym to
zmienić. Wiem, że zrobiłem wiele złego...
–
Jako
władca byłeś i jesteś dobry oraz sprawiedliwy, ale jako ojciec
nie umiałeś wywiązać się ze swego obowiązku. – Tak bardzo się
cieszył, że Riven przy nim był. Nie wiedział już sam, co ma
myśleć. Tęsknił za ojcem, ale tak trudno mu wybaczyć dawny czas.
–
Wasza
wysokość, Aranelu. – Riven zabrał głos, kiedy dwaj mężczyźni
zamilkli. – Jeszcze wiele musicie sobie wytłumaczyć. Królu,
chciałeś dobrze, ale myślałeś źle. Myliłeś się, że Aranel
będąc otoczony miłością, wyrośnie na słabego. Aranel zawsze
byłby taką osobą, jaką jest. Piękną, mądrą i pomimo wrodzonej
delikatności, także i silną. Jedynie tylko twoja miłość
oszczędziłaby mu bólu. Bólu tęsknoty za tym, co mieli inni
chłopcy. Spędzenia czasu ze swoim ojcem. Nie królem, tylko
kochającym ojcem. Będziemy tutaj przez kilka dni. I obaj będziecie
mieli czas na wyjaśnienia i rozmowy. Bo na przyszłe lato
zamieszkamy tu wszyscy razem i będę chciał, byśmy żyli jak
rodzina. – Zakończył swoją przemowę Saeros. – A teraz
jesteśmy głodni i twoi goście czekają na nas.
– Aranelu... – Nie
mógł pozwolić teraz swojemu synowi wyjść. Wyciągnął ramiona i
objął go.
– Przepraszam,
chciałem dobrze, a postępowałem źle. Mam nadzieję, że dobrze
spędzisz ze swoim mężem czas w Risran. I będę czekał, aż
zamieszkacie tutaj.
Zaskoczony
Aranel zdrętwiał, kiedy po raz pierwszy w życiu znalazł się w
ramionach ojca. A usłyszane słowa spowodowały, że miał ochotę
płakać i może jakaś cząstka księcia zaczęła swemu ojcu
wybaczać. Nie nastąpi to szybko, ale powoli może się to stać.
Mieli mnóstwo czasu na nadrobienie przeszłości i chociaż rany
odrzucenia nie da się łatwo naprawić, to szansa na ich
zasklepienie się pojawiła. Nie warto się całe życie kłócić,
walczyć ze sobą, bo czasem jedna chwila wystarczy, by było za
późno na cokolwiek.
*~~*~~*
Asmand
czekał w zaułku wraz z Galdorem i kilkoma żołnierzami. Byli już
pewni, kto zabił państwo Ladrima. W czasie gry pijany Slotan wiele
mówił o kimś, kto był wspólnikiem ojca Erkirana i chciał
zagarnąć to, czym mężczyzna handlował oraz wszystkie leity.
Niestety, opowieści nie wnosiły wiele i musieli poznać prawdę.
Czekali teraz na Slotana, który mógł powiedzieć wszystko, co
chcieli wiedzieć. Gdy więc, jak co noc, mężczyzna zbliżał się
do tawerny, Delreth z narzuconym na głowę kapturem wyszedł mu na
powitanie, a pozostali byli ukryci w cieniu nocy.
– Witam wspólnika w
grze.
– Ależ mnie pan
przestraszył. – Slotan położył rękę na piersi.
– Taki postawny
mężczyzna, a się boi? Chciałbym chwilę z panem porozmawiać.
– Dlaczego?
– Bardzo interesuje
mnie sprawa sprzed ponad roku. Chodzi o zabicie pewnej pary.
– Co ci do tego? –
Slotan zmarszczył brwi. Było to doskonale widać w świetle
ulicznej lampy.
Jakiś
czas temu zamontowano nowe, a strażnicy patrolujący obszar
dzielnicy pilnowali porządku. Wielu zwykłych obywateli odetchnęło
z ulgą, od kiedy pojawiła się tu straż, a rzezimieszki trzęśli
portkami na każdy ich widok. Zrobiło się tutaj spokojniej i
bezpieczniej. Tym bardziej, że Dante Elesnar schwytał bandę
złodziei, do której należał Leteno. Całe szczęście chłopak
odszedł z niej dużo wcześniej.
–
To
mi do tego, że to było bardzo zagadkowe morderstwo, a nie byli to
bogaci ludzie. Utrzymywali się z drobnego handlu. Nagle ktoś
odebrał im życie. Pytanie, kto? I ty to wiesz. I jak nie powiesz
prawdy, to stracisz głowę – powiedział najspokojniej w świecie
Asmand, lecz jego ręka skierowała się do wiszącego przy pasie
noża. W wysokich do kolan butach miał jeszcze swoje sztylety.
–
Kim
ty, u licha, jesteś? – Slotan cofnął się.
–
Kimś,
kto może cię zmieść z powierzchni ziemi.
– Nic nie powiem. Nie
ma mowy. – Tylko tyle zdążył rzec, kiedy Asmand uderzył nim o
ścianę i przystawił nóż do szyi. – Kim ty jesteś? –
Szybkość tego człowieka go zadziwiła. Nawet nie zauważył, kiedy
ten wyciągnął nóż.
– Twoją zmorą.
Jedno cięcie...
–
Dobra,
powiem. Widziałem, jak ten człowiek ich zabił. Ja i mój towarzysz
to widzieliśmy.
– Ten mały, co tobą
poniewiera?
–
Tak.
Słyszałeś pewnie, jak mówiliśmy przy grze o tym człowieku.
Ladrima chciał wyłączyć go z interesu, gdyż tamten człowiek
chciał większej części i okradał Ladrimę. Basiant, ten
wspólnik, czerpał krocie na oszukiwaniu Ladrimy. A gdy ten się o
tym dowiedział, musiał umrzeć. Basiant i kilku ludzi napadli na
nich i zabili. Tylko tyle wiem.
–
Tylko
tyle? A może byś tak powiedział, dlaczego was, jako świadków,
nie usunęli z drogi?
–
Bo
mój towarzysz zaproponował Basiantowi współpracę. Ten z tego
skorzystał. Mogę już iść?
– A
gdzie znajdziemy tego Basianta? – zapytał wychodzący z cienia
Galdor. Wystarczająco dużo wiedział, by skazano mordercę. A z nim
Slotana i jego wspólnika.
Slotan otworzył
szeroko oczy. Chciał się cofnąć, ale ściana za nim i chłodny
metal przy szyi mu to uniemożliwiły.
– Z tobą też
grałem. Kim wy w ogóle jesteście?
–
Pracujemy
dla króla i czeka na was miła cela. – Galdor, jak i Asmand, był
w kapturze, więc Slotan nie widział twarzy żadnego z nich.
– Ja nic nie
zrobiłem.
– Palców u rąk i
nóg zabraknie do wyliczenia twoich win. Rozmowa przy grze i piwie
rozwiązywała język nawet temu liliputowi – rzekł Yavetil. –
Gdzie znajdziemy Basianta?
– Mieszka po drugiej
stronie dzielnicy. W takim domu z czerwonymi framugami u okien.
–
Doskonale.
Brać go! W tawernie jest już ten mały. Jego też schwytać. –
Rozkazał Galdor i gdy tylko Asmand się odsunął, żołnierze
schwytali Slotana, a wtedy ten zaczął się rzucać i obsypywać
bluzgami obu stojących z boku mężczyzn. Mężczyzn, którzy
tęsknili, by wrócić do ciepłych łóżek swoich kochanków. –
Nie rzucaj się, bo nic nie wskórasz i nie krzycz. Nikt ci już nie
pomoże. Zabrać go do wozu i skuć. To teraz pora na Bastianta i
nareszcie przekażesz swoim kochankom dobre wiadomości – zwrócił
się do Asmanda.
–
Bardzo
dobre. Obaj odetchną z ulgą, że morderca ich rodziców, bo dla
Leta zawsze nimi będą, został uwięziony. – Asmand wyobraził
sobie ich miny. Wczoraj oficjalnie Leteno przeszedł na nazwisko
swego odnalezionego ojca, w dokumentach dokonano zmiany i teraz już
Erki i Leto mogli być razem bez przeszkód.
–
Dowódco,
informuję, że ten mały także już został schwytany –
poinformował żołnierz, kiedy do nich podszedł.
– Asmandzie, jesteś
gotów na resztę?
–
Chętnie
popatrzę, jak więzisz Bastiana. A czuję, że wyśpiewa wszystkie
swoje winy. Ja wolę się do niego nie zbliżać, bo jeszcze nóż by
mi się omsknął i mógłbym niechcący poderżnąć mu gardło –
powiedział Asmand, zanim udali się do domu byłego wspólnika
Linela Ladrimy, by w końcu móc ukarać mordercę. Na te słowa
Galdor zaśmiał się, czując coraz większą sympatię do byłego
zabójcy. Zabójcy, który dostał jedyną szansę na normalne życie
i postanowił ją wykorzystać.
Złapanie
i uwięzienie
Basianta nie zajęło wiele czasu. Zaskoczony mężczyzna od razu
poddał się i opowiedział o wszystkim. Asmand ledwie panował nad
sobą, żeby do niego nie podejść i czegoś mu nie zrobić.
Niestety, jeden nieostrożny ruch i mógł wylądować w lochu razem
z tym człowiekiem. Dlatego trzymał się z dala, kiedy żołnierze
zabierali mężczyznę. A po pożegnaniu z Galdorem wrócił jeszcze
na miejsce, gdzie stał dom Erkiego. Teraz to był tylko pusty plac.
Całe drewno zostało zebrane i mieli opał na zimę, a tylko trochę
gruzu po wyburzonym piecu ukazywało, gdzie była kuchnia. Nareszcie
duchy tego domu zastaną spokój, a jego partnerzy będą mogli żyć
w pełni.
*~~*~~*
Rankiem,
być może ostatniego ciepłego dnia w Risran, Aranel zabrał męża
nad rzekę w miejsce, gdzie rósł kwiat Tasartir. Młodzieniec był
roześmiany, wręcz promieniał. Wyglądał, jakby narodził się na
nowo. Przy śniadaniu nawet trochę rozmawiał z ojcem i nie mógł
usiedzieć na miejscu, żeby tutaj nie przyjść.
–
Pamiętam,
jak byłem małym chłopcem, to zerwałem ten kwiat i przyniosłem
mamie. Powiedziała, że jest bardzo rzadki. Obie z nianią bały
się, że to jedyny taki kwiat i ostatni, a wtedy pokazałem im pole
kwiecia. Teraz go nie ma, ale wyrośnie na wiosnę. I wiesz co?
– Co, kochanie? –
Radością było patrzeć na Aranela. Zachowywał się tak
młodzieńczo.
– Mama powiedziała,
że to kwiat nadziei i miłości. I miała rację.
–
Dlaczego?
– Wziął go za ręce, układając je wzdłuż ich ciał. Kciukiem
przesuwał po delikatnej dłoni.
–
Ponieważ
to było jak przepowiednia. Ja znalazłem Tasartir, a po wielu latach
miłość. Odzyskałem też nadzieję na to, że może jednak ojciec
ma w sobie cząstkę miłości do mnie i na to, że... – Gdyby
teraz widział, wpatrywałby się w twarz Rivena, stojąc blisko
niego.
– Że?
–
Że
moje wszystkie pragnienia, o jakich marzyłem, się spełniły i
spełnią. Dzięki temu, że jesteś ze mną i mnie kochasz. –
Uwolnił jedną dłoń i przesunął ją po torsie męża w górę,
aż na szyję, a potem na policzek. – Tak, jak ja kocham ciebie.
–
Mówisz
o pragnieniach. A czy... zechciałbyś w przyszłości spełnić
moje? I mam nadzieję, że twoje też. – Owinął rękę wokół
pasa Aranela, przyciągając go do swego ciała.
– Co masz na myśli?
– Żebym chciał się
z tobą kochać...
– Też bym chciał.
Ale przecież to robimy bardzo często.
– To nie wszystko,
Aranelu.
– Słucham cię. –
Wplótł palce w jego włosy.
–
Ale
z tobą na górze. – Nie wiedział, jak zareaguje jego mąż. Sam
nie był jeszcze do końca pewny, czy tego chce, ale gdy zaskoczenie
na twarzy Aranela przeszło w głębokie szczęście, a mężczyzna
zarzucił ręce na jego szyję i wtulił się w niego, obawy i
niezdecydowanie uciekły tak szybko, jak jedno mrugnięcie oka.
– Nie śmiałem...
Nie wiedziałem... Nie chciałem o to prosić, ale teraz... Tak. –
Pocałował go w szyję.
– Dajmy sobie trochę
czasu, a potem...
– Tak. Czas jest
potrzebny. Muszę się przyzwyczaić do tej myśli. – Nie chciał
go zawieść. Dlatego też wolał poczekać. – Dziękuję.
– Za co?
– Za to, że jesteś.
– Przytulił się mocniej do Rivena.
– Jestem i nigdzie
nie mam zamiaru odejść – odpowiedział rozkochany w swym mężu
Riven, a potem pocałował go z czułością i miłością.
Obaj nie wiedzieli, że
są obserwowani przez Karenę, która upewniła się, że jej książę,
przyjaciel i wychowanek jest w dobrych rękach.
pięknie uwielbiam cie już nie mogę się do czekać finału i kolejnej opowieść
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę dużo weny
BAY BAY
Świetna Notka! Dziękuję za takie uprzyjemnienie dnia ^___^ Brakowało mi trochę by Aranel w kłótni z ojcem pokazał pazurki, troszkę za mało krzyków, ale nawet mi się podobało :D I złapali tego zabójcę~~ Szkoda tylko że Erki i Leto nie są braćmi :/ Ale to twoje opowiadanie twoja wizja nie mnie się do tego mieszać ^___^ Niecierpliwie czekam na kolejny tydzień :D
OdpowiedzUsuńHaha XD Nie spodziewałem się komentarza, Dzięki ^.^ Co do słodkości to się można przyzwyczaić a już ta wizja trójkąta mi się podoba :D Chyba od dzisiaj będę co wtorek tu zaglądał :/ Cholera... kolejny blog do patrzenia co mnie urzekł -.-
UsuńPięknie :D Ciesze się, że Aranel pogodził się z ojcem oraz tak jak Luca mówi, pokazał pazurki XD
OdpowiedzUsuńCudownie, że wszyscy są już szczęśliwi bez żadnych przeszkód i mam nadzieję, że nic tego nie zmieni :)
awwww, Terrik i Yavetil XD genialnie ci wyszła ta scena ^.^
i, heh... może to dziwne ale, gdy przeczytałam ostatni akapit pomyślałam o Karenie jak o jakimś ninja XD
Bardzo mi się podoba ten rozdział. Spotkanie z ojcem było bardzo trudne dla nich obojgu, jednak myślę że również owocne.
OdpowiedzUsuńCzekam na finał :)
Tak, nie ma to jak miła lektura do kolacji po męczącym dniu w pracy i porannej wizycie u dentysty :) Hmm, od czego by tu zacząć...
OdpowiedzUsuń1. Buuu, szkoda że jeszcze tylko 1 rozdział, epilog i koniec! Kocham to opowiadanie.
2. Khyyy, z Yava jest... sadysta ;P Oni są po prostu fantastyczni. Tylko potem ktoś będzie miał problem z wywabieniem plam po winie xD.
3. Fiu-fiu, książątko się postawiło... I dobrze mu to wyszło.
4. Tak, może i król chciał dobrze... Ale nie zawsze to wychodzi.
5. Hurra, nareszcie ten drań siedzi... Jupi!
6. Noo, Riven, nie spodziewałam się tego po tobie... xD Chociaż w sumie to tak, coś podobnego krążyło mi po głowie.
I teraz to ja w ogóle nie wiem, jak dotrzymam do następnego wtorku! ;P
Pozdrawiam
Aj doczekałam się!
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie wiem, że naprawdę warto czekac na cały tydzień.
To naprawdę cudowna wiadomość i cieszę się że Aranel dogadał się z ojcem.
Nieco dziwny człowiek ale zaczynam patrzec na niego przychylniejszym wzrokiem.
Nie jest wcale zagubiony.
I Terick aj kocham tego człowieka ale to już wiesz.
W ogóle według mnie to najlepszy rozdział jaki powstał do tej pory.
Jesteś naprawdę cudowna i dobrze o tym wiesz!
Czekam na kolejne części Twojej historii.
Sry Luana, ale kłótnia/rozmowa Aranela z ojcem była strasznie sztuczna :/ A poza tym spk ^^
OdpowiedzUsuńZgiń, za dobrze piszesz.
OdpowiedzUsuńAlbo nie.
Pisz do końca życia.
To jest zbyt cudowne, żebyś przestała pisać.
Zdradzisz może, o czym będzie Twoje kolejne opowiadanie?
Kocham Cię, pozdrawiam i życzę weny weny i jeszcze raz weny. I czasu.
Paul
Kolejne opowiadanie będzie też coś w rodzaju fantasy. Na dzisiejszy dzień mogę zdradzić, że będzie to miało coś wspólnego z pewnym trójkątem. :D
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńkurczę to już prawie koniec tego opowiadanie... nawet nie wiem kiedy ten czas zleciał....
wspaniały rozdział.... mordercy rodziców Landryma zostali pochwyceni... Asmand w nim dokonała się największa przemiana.... ma nowe życie, dostał szansę i nie chce jej stracić.... Terrik otrzymał swoja karę... no i Araniell się postawił ojcu i dobrze, pokazał co go zawsze bolało, a teraz jest bardzo szczęśliwy.... i na koniec Riven, który zaproponował inną konfigurację...
Już nie mogę się doczekać nowego opowiadania i o czym będzie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Czo? To już koniec wielkimi krokami się zbliża? O nie, ja nie chcę. ;_; Tak bardzo pokochałam każdego bohatera Twojego opowiadania, wiele razy śledziłam całość i po prostu uwielbiam je. Rozłąka z tym opowiadaniem będzie wręcz bolesna!
OdpowiedzUsuńOsz ty łotrze XD Żeby tak szybko kończyć opowiadanko? A wstydź się XD Jesteś be XD Dobra....koniec tego zachowania pięcioletniego dziecka XD Przejdźmy do rozdziału *o*
OdpowiedzUsuńNie mam się czego przyczepić....no może poza tym zdaniem:
"– Żebym chciał się z tobą kochać..."
Źle skonstruowane. Raczej powinno być - "Że chciałbym się z tobą kochać". Ale każdemu zdarzyć się może.
Notka naprawdę fantastyczna ;) Mam jeszcze tylko pytanko. A mianowicie: Mogę wiedzieć jak nowe opowiadanie będzie się nazywać? To tyle :D
Pozdrawiam gorąco i czekam na następny rozdzialik ;)
Tytuł mam zamiar zdradzić za tydzień, bo to jest większy projekt, który dzieli się na dwa tomy i każdy tom ma osobny tytuł. Chociaż ogółem to się nazywać ma "W cieniu ludzi".
UsuńSzkoda, że opowiadanie dobiega końca ;( Ale znając ciebie, napiszesz równie dobre XD
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że ojciec Aranela jednak ma serce w stosunku do syna.....Ale i tak go nie lubię -_- Wyrządził za wiele szkód mojemu kochanemu, słodkiemu książątkowi, żebym teraz mu wybaczyła. Co to, to NIE!
I podobno.........Kolejne opowiadanko będzie z trójkącikiem....czyż nie? :3 Słotko... XD
To tyle ;* Pozdrawiam i życzę duuuużoooo weny XD
Dagmara
Kocham to.
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na mojego bloga!! ;) http://bezkresne-mysli-yaoi.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Oli-chan ;*
Czuję, że będę płakać za jakieś 14 godzin. To już zaraz koniec Połączonych. ;(
OdpowiedzUsuń