Dziękuję za komentarze. :)
Paolo
siedząc w kuchni przy stole, przeglądał katalog z garniturami i czuł jak
nadchodzi ból głowy. Na każdej stronie znajdował się przystojny model, który
nawet jakby założył worek na ziemniaki, to i tak wyglądałby w nim idealnie. Co
tu dopiero mówić o eleganckich, dobrze skrojonych, uszytych na miarę garniturach.
Każdy na zdjęciu mu się podobał, więc wybór stroju do ślubu nie był łatwy. W
dodatku z Domenico nie mogli zdecydować się na jakiś konkretny kolor. Na pewno
odpadały czarne i białe garnitury. Jego narzeczony kochający jasne kolory
opowiadał się za czymś kremowym lub jasnoszarym. On natomiast nie wiedział
czego by chciał. Chyba najlepiej czułby się po prostu w koszuli i luźnych
spodniach.
Nacisnął
kąciki oczu i westchnął.
– Ciężka
praca, co? – zapytał Domenico. Na jego ustach od rana utrzymywał się szeroki
uśmiech.
– Żebyś
wiedział. – DiCarlo wyprostował się na krześle i przeciągnął.
– Zdecydowałeś
się na coś? – Salieri podszedł do lodówki i wyjął butelkę czerwonego wina.
Naszła go ochota by spędzić leniwy wieczór z narzeczonym. Od przyszłego
miesiąca Amare będzie otwarte od rana do późna i obawiał się, że takie chwile
jak dzisiaj na pewno na samym początku, kiedy będzie mnóstwo pracy, odejdą w
zapomnienie.
– Nie. Może
pójdę nago.
Domenico
roześmiał się.
– Zrobiłbyś
istną furorę. – Sięgnął do jednej z górnych szafek i wyjął dwa kieliszki. – Nie
wiem tylko, czy pani urzędnik byłaby zadowolona, dając ślub nagiemu
człowiekowi.
– Co ty,
wolę nie ryzykować, jeszcze zapatrzyłaby się na moje klejnoty i nie byłaby w
stanie dać nam ślubu.
– Otóż to.
Poza tym wolę, abym to ja ciebie oglądał nago, a nie inni – powiedział Domenico
stawiając kieliszki na stole.
Paolo
spojrzał w górę na partnera i rzekł:
– Zaborczy
się robisz.
– Nie.
Może troszeczkę – przyznał otwierając wino i nalewając pełne kieliszki. Jeden
podał narzeczonemu, całując go przy okazji w usta. Wciąż trudno mu było
uwierzyć, że każdy upływający dzień przybliżał go do momentu, kiedy Paolo
zostanie jego mężem.
– Mówisz, że
troszeczkę tylko? Może być i tak. W takim razie siadaj i wybierzemy jakiś
projekt wspólnie.
– Nie.
Dzisiaj koniec z tym. Odpoczywamy, lenimy się. – Domenico zamknął katalog i
odłożył go na parapet. – Mam ochotę po prostu posiedzieć i nic nie robić.
Napijesz się ze mną wina, zrelaksujesz i umysły się przejaśnią. Gianna się
uczy, Dea jej towarzyszy, mamy ciszę, spokój, więc chodź do ogrodu.
Usiedli na
nowo zakupionej huśtawce wśród zieleni, która rosła na dziko i nikt się nią nie
zajmował. Wsłuchali się w łagodny szum morza, którego dźwięk wieczorami i
nocami bez przeszkód dolatywał do ich uszu. Słońce powoli zachodziło,
rozlewając na niebo oraz ziemię pomarańczowo-różową poświatę. Domenico
pomyślał, że nigdy nie przestanie uwielbiać takich momentów. Wiele z nich
uwiecznił na zdjęciach, których były już setki tysięcy odkąd przybył do Limare.
To były chwile, które sobie bardzo cenił. Szczególnie po dniu szaleństw, jakie
często dopadały ich w Amare. Dzisiaj mieli wiele dostaw, złożył też dużo
zamówień i wykonał mnóstwo innej pracy, dzięki której bistro, w przyszłości
zyskujące miano restauracji, działało bez problemów. Dlatego lubił wieczorem
się wyciszyć w towarzystwie mężczyzny swojego życia.
Chwycił dłoń
narzeczonego w swoją i oparł głowę na jego ramieniu.
– Mógłbym
tak siedzieć bez końca – szepnął.
– Zanim
ciebie poznałem – odezwał się chwilę później DiCarlo – nie miałem pojęcia co to
odpoczynek. Ciągle działałem. Nie potrafiłem cieszyć się pięknem miejsca, w
którym mieszkałem. – Głaskał kciukiem wierzch dłoni Domenico. – Dopiero ty
pokazałeś mi, że można się zatrzymać i może być inaczej – dokończył i upił łyk
wina, którego smak winogron rozlał się po jego języku i gardle.
– Kiedy
mieszkałem w Rzymie – zaczął Domenico – również nie umiałem zwolnić. Żyłem
pracą. Każdy dzień był nią wypełniony, nawet wieczory i noce. Dopiero tutaj
doceniłem piękno przyrody i tak potrzebne chwile wyciszenia. Dowiedziałem się
również, jak mocno można kochać. – Uniósł głowę i spojrzał w oczy narzeczonego.
– Kocham cię, Paolo. Nie mogę doczekać się naszego ślubu. Nie obchodzi mnie to
jaki kolor będą mieć kwiaty, obrusy, czy serwetki. Nawet to w co będziemy
ubrani. Najważniejsze jest dla mnie to, że staniesz się moim mężem.
DiCarlo
pochylił się i odstawił swój kieliszek na trawę. Odwrócił się przodem do
Domenico i wsunął palce w jego włosy. Patrząc mu w oczy z miłością, powiedział:
– Kocham
cię, Domenico. Jesteś jedyny, mój i nic tego nie zmieni. Dałeś mi szczęście i
najchętniej już teraz bym cię poślubił. – Przechylił głowę i pocałował usta
narzeczonego, wywołując jego ciche westchnienie.
Domenico
jest i będzie dla niego wszystkim. Nigdy nie zapomni dnia, kiedy po raz
pierwszy spotkali się w bistro. Amare ich połączyło. Już tamtego dnia jego
serce zaczęło bić w rytmie tego, które należało do Domenico. Chciałby aby inni,
których znał, mogli poczuć to samo. Taką miłość do kogoś kto staje się drugą
połową duszy i zostają na zawsze ze sobą związani. Słowo „zawsze” łączył
właśnie z Domenico Salierim, który oddawał delikatny pocałunek patrząc mu w
oczy z oddaniem. Przez to zastanawiał się czy inni także dostaną taką szansę,
którą jemu podarowano. Poczują to co on czuje, a czego nie potrafił opisać
słowami. Czy kończące się lato i moc Amare w łączeniu ludzi, połączy ze sobą
kogoś jeszcze?
*
Nino zamknął
maskę w samochodzie i wytarł ręce w szmatę, którą wziął do Ivo.
– Już mam
pewność w tym, co jej dolega. – Poklepał bok Lancii. – Nie jestem tylko pewien
czy te części będą u nas dostępne – powiedział do znudzonego Vittorio. –
Naprawa tego grata wyniesie cię więcej, niż gdybyś zapłacił kary za jego niby
zepsucie – prychnął. Może i on powinien założyć taką wypożyczalnię, a potem
wyciągać od ludzi pieniądze. Podpisywaliby umowę, która byłaby tylko dla niego
korzystna. Potem wmawiałby im, że samochód który wzięli był sprawny i kazał
płacić za jego uszkodzenie.
– Tu
chodzi o zasadę. – Vittorio wstał z klocka drewna, na którym usiadł nie
znajdując tutaj lepszego miejsca. – Poza tym nie ja zapłacę tylko oni. Fabiano
postara się napisać stosowny dokument. Wypisz mi tylko co mam jutro kupić i to
zdobędę.
– Sporo
tego, więc pojadę z tobą. Muszę też kupić części do roweru. Fabiano pożyczy ci
samochód?
– Zapytam
go.
– Ej,
chodźcie na kolację – zawołał do nich Ivo.
Obejrzeli
się na niego, a Nino zapytał:
–
Przygotowałeś nam kolację panienko? Dobra siostrunia z ciebie.
Vittorio
zmrużył oczy patrząc na dwudziestosześciolatka. Nie podobało mu się to, jak
Nino zwracał się do brata. Ivo był w porządku. Lubił go i uważał, że przyjaciel
dobrze trafił związując się z młodszym z braci Morettich.
– Jeżeli bym
tego nie zrobił, to znów jadłbyś śmieciowe żarcie lub poszedł spać głodny.
Chodźcie umyć ręce i jeść zanim kolacja wystygnie. – Rzucił okiem to na
jednego, to na drugiego i ze zmarszczonymi brwiami odwrócił się. Zaczynał mieć
pewność, że pomiędzy tymi dwoma mężczyznami coś się dzieje, ale w żaden sposób
nie potrafił myśleć o bracie jako o homoseksualiście. Nie po tym jak ten go
traktował, rzucając homofobicznymi wyzwiskami. Zbliżał się dzień, gdy go o
wszystko zapyta.
Kiedy
mężczyźni myli ręce w łazience przylegającej do sypialni, do domu wrócił
Fabiano. Objął Ivo wzdychając.
– Co jest? –
zapytał barista składając pocałunek na skroni partnera.
– Muszę
spróbować pokonać mój lęk przed wodą. To jest moje domowe zadanie.
– Masz iść
na plażę? Nie za szybko ci każe robić coś takiego? To dopiero twoje drugie
spotkanie z nią.
– Ona
nie każe. Ja sobie każę to zrobić. Miną kolejne miesiące zanim się tego
podejmę. Rozmawiałem o tym z terapeutką i nie widziała sprzeciwu. Tym bardziej,
że mam ciebie. Pomożesz mi? – Objął dłońmi twarz Ivo. – Pójdziesz jutro ze mną
na spacer na plażę? Przynajmniej spróbujemy. Pierwszy krok do normalności.
– Pewnie,
że ci pomogę. Nawet nie sądź, że może być inaczej – odpowiedział Moretti,
łącząc ich usta ze sobą.
Ten moment
na pojawienie się w głównej części domu wybrał Nino. Widok całującej się pary
czynił dziwne spustoszenie w jego sercu i sprawiał ból, który od paru tygodni
go nawiedzał. Działo się to od czasu, kiedy w jego życiu po raz pierwszy
pojawił się Vittorio Falcone. Wtedy zaczął dostrzegać szczęśliwe pary wokół
siebie i poczuł co to znaczy za czymś tęsknić. Nie czuł się szczęśliwy od kiedy
był nastolatkiem. Ivo mu to odebrał. A teraz brat miał wszystko. Jakby spotkała
go nagroda za zło, które uczynił. Tacy jak on zawsze mają szczęście, pomyślał.
Najchętniej to by stąd wyszedł, ale był głodny. Ivo dobrze gotował. Nie jak
DiCarlo, ale smakowało mu jedzenie jakie przygotował. W dodatku głód wzmagał
się, kiedy po pomieszczeniu roznosił się niesamowity zapach. To on sprawił, że
odwrócił uwagę od pary i zaprowadził go do aneksu kuchennego.
Grzanki z
pomidorami i mozzarellą zapiekane w piekarniku stały na wyspie kuchennej, więc
sięgnął po najbliżej stojący talerz. Nie był nieśmiały, aby się samemu nie
poczęstować. Jak dawali dobre jedzenie, brał i jadł. Poza tym chciał zjeść jak
najprędzej i uciec stąd.
– Częstuj
się śmiało – powiedział Ivo podchodząc do brata.
– I to
robię. Zjem i spadam. Wolę nie oglądać jak się całujecie – burknął Nino
pochłaniając pyszną, ciepłą potrawę. Sam potrafił odgrzać jedynie coś gotowego.
– Zazdrość
rzecz ludzka – odgryzł się Fabiano. – Może zamiast zazdrościć mógłbyś znaleźć
kogoś kto…
– A kto tu
jest, kurwa, zazdrosny? – rzucił Nino w nerwach.
– Dobra,
koniec – wtrącił barista. Nie chciał, aby partner i brat się pokłócili.
Wystarczyło, że Nino patrzył na Fabiano ze sztyletami w oczach. Obaj próbowali
się tolerować, ale do ich wzajemnej sympatii było daleko. – Jesteśmy dorosłymi
ludźmi i możemy spokojnie zjeść, prawda panowie?
Vittorio
stał niezauważony obserwując całą sytuację. Szczególnie zwracał uwagę na braci.
Dostrzegł rzeczy, których nie widzieli inni. Ivo tęsknił za bratem jakiego miał
kiedy byli dziećmi, a obecny nie tylko doprowadzał go do szału, ale i ranił.
Mimo krzywd, które go spotkały od Nino, chciał dla niego jak najlepiej.
Natomiast w mężczyźnie, do którego zaczął żywić uczucia, wyczuwał bolesny zawód
w stosunku do brata. Nie było w tym nienawiści. Raczej nieograniczona złość za
coś, co się wydarzyło. Coś o czym Ivo może nie mieć pojęcia. Co Ivo ci odebrał?
– pomyślał. Czy gdyby nie stało coś się złego, to bylibyście kochającymi się
braćmi jak Fabiano i Domenico?
Jego
prawniczy mózg zaczął pracować, kiedy w końcu zauważony przez trójkę mężczyzn
odłożył rozważania na bok. Później rozwiąże tę zagadkę. Tymczasem podszedł do
nich i dostał swoją porcję jedzenia. Dopiero wtedy poczuł jak bardzo zgłodniał
przez ostatnie godziny. Ale ten głód i tak był mniejszy, od tego który odczuwał
do Nino.
– To co z
Lancią? – zapytał Ivo kiedy usiedli na wysokich stołkach przy wyspie. Nie było
tutaj stołu, a przez to, że na środku stanął fortepian nie było już dla niego
miejsca. Zresztą nie był potrzebny, bo doskonale sobie radzili mając do
dyspozycji tylko wyspę. – Kiedy pozbędę się jej z mojego podwórka?
– To zależy
czy będą części – odpowiedział Nino, przyglądając się jak Fabiano jadł grzanki
za pomocą noża i widelca. Zerknął na Vittorio, ale ten na szczęście używał do
tego jedynie rąk. Na całe szczęście ci dwaj bardzo się od siebie różnili. Nie
był pewny czy wytrzymałby godzinę z Salierim. Jakimś dziwnym trafem i z
dziwnymi zwyczajami mężczyzny Ivo radził sobie doskonale.
– A jak będą
to co? – dopytywał barista. Zjadł swoją grzankę i czuł się najedzony, podczas
gdy jego brat pochłaniał już którąś z kolei. Na szczęście dzięki swojej przezorności
Ivo przygotował dużo jedzenia.
– Jeden
dzień, góra dwa i usunę grata z twojego zacnego podwórka. Wytrzymasz jeszcze
troszkę panienko.
– Nie mów
tak do niego. Nie w jego i moim domu – powiedział Salieri patrząc chłodno na
Nino.
Dwudziestosześciolatek
chciał odpowiedzieć coś niemiłego, ale świadomość, że Fabiano wyglądający na
słabszego fizycznie od niego, ma ogromną siłę. Do dzisiaj pamiętał jak go
obezwładnił i przycisnął do podłogi lub ostatnim razem chwycił za gardło. To
nie byłoby takie złe gdyby na jego miejscu znalazł się Falcone. Przyjemna myśl
sprawiła, że spojrzał na Vittorio, który wpatrywał się w niego przez cały
wieczór i robił to również teraz. Nino chciałby już stąd iść i zostać tylko z tym
mężczyzną, a potem spleść ich spocone ciała ze sobą.
Kiedy dwaj
mężczyźni patrzyli na siebie, Ivo przyglądał im się powoli zyskując pewność, że
coś ich łączy. To upewniło go, że brat lubił mężczyzn nie mniej niż on. W
dodatku Fabiano o wszystkim wiedział. Nie rozumiał dlaczego partner mu tego nie
powiedział, tylko kazał obserwować. Zabolało go.
– Pozbieram
naczynia – powiedział, kiedy wszyscy skończyli jeść.
Salieri
spojrzał na swojego chłopaka wyczuwając, że coś jest nie tak. Pomógł mu z
talerzami, a potem kiedy Nino i Vittorio postanowili wyjść, odwiózł ich. Chwilę
rozmawiał z przyjacielem przed hotelem, po czym wrócił do domu. Zastał Ivo w
sypialni przebierającego się do snu.
– Dlaczego
mi nie powiedziałeś? – zapytał barista.
– Chciałem
abyś sam się domyślił. – Patrzył na partnera, stojąc przy drzwiach. –
Ujawnianie kogoś jest złe. Nawet kiedy ten ktoś jest bratem mającym tę samą
orientację. Poza tym nie powiesz mi, że tego nie wyczuwałeś od kiedy pojawił
się Vittorio. Między nimi od samego początku była już chemia.
Moretti
przesunął ręką przez włosy.
–
Wyczuwałem, ale chyba nie chciałem w to wierzyć. Jutro muszę porozmawiać z tym
hipokrytą.
– To jutro,
ale na razie mamy jeszcze dzisiaj. – Fabiano podszedł do Ivo i złożył lekki
pocałunek na jego brodzie. – Może weźmiemy długi gorący prysznic i pomyślimy
jak spędzić ciąg dalszy tej nocy. Dam ci wykorzystać moje usta i nie tylko –
zaproponował sięgając za dół koszulki Ivo i ją zdejmując.
– Sądzę, że
to dobry plan na początek – zamruczał z przyjemnością Moretti, biorąc
ukochanego za rękę i prowadząc go do łazienki.
*
Tymczasem w
niewielkiej łazience należącej do pokoju, który wynajmował Vittorio rozległo
się ciche westchnienie, a zielone oczy obserwowały jak sperma spływa po
ściance. Falcone ulżył sobie tuż po wejściu pod prysznic, nie potrafiąc
wytrzymać napięcia, które odczuwał przez cały wieczór. Wyobrażał sobie jak
rozbiera Nino, bierze go, kocha się z nim. Wszystkie fantazje doprowadziły go
do samozaspokojenia, bo nie był pewny czy chce tej nocy odwiedzić Morettiego.
Pragnął tego, ale wiedział, że jeżeli tam pójdzie to już zostanie. Samo
pragnienie tego, że chce się z nim kochać, a nie tylko go pieprzyć podpowiadało
mu jak dużo mężczyzna zaczął dla niego znaczyć. Chciał go zgarnąć w ramiona,
porwać do Rzymu i tam z nim zamieszkać. Żyć. Tylko Nino tego nie chciał. Nie
odpowiedział na jego propozycję. Dlatego postanowił dać jemu i sobie czas.
Wyszedł spod
prysznica i zaczął się wycierać, kiedy z jego telefonu leżącego na półce przy
lustrze, doszedł dźwięk przychodzącej wiadomości. Odczytał ją:
Przyjdziesz?
Pięć minut
później Falcone założył na siebie czarną koszulę i spodnie, po czym wyszedł do
hotelowego baru na drinka.
hm kochana niezły rozdział.
OdpowiedzUsuńSytuacja się rozkęca coraz bardziej.
Czyżby Ivo faktycznie zrobił coś bratu, że ten ma do niego żal?
Kocham i uwielbiam tę dwójkę.
Nie muszę chyba dodawać nic więcej, prawda?
Ściskam mocno.
Dziękuję za kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńAkcja zwolniła, ale to dobrze, gdyż nasi bohaterowie mają czas na zastanowienie się, czego chcą od życia.
Myślałam, że Vittorio pójdzie do Nino i w sumie nadal na to liczę :D
Uwielbiam czytać o szczęściu pozostałych bohterów :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hejeczka, hejka,
OdpowiedzUsuńaż mi tak miło jak się patrzy na Domenico i Paolo... Vittorio to od razu zauważył, że Nino ma jakiś żal do brata a także właśnie nie podoba mu się to jak brata traktuje... nie pamiętam co było mówione o ich ojcu, ale właśnie wiem że był jakoś wspomniany... wiec cóż moje myśli, może jakis wypadek i o to Nino ma żal...
wenci życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Domenico i Paolo tak miło... no i Vittorio to od razu zauważył że Nino żywi jakiś żal do brata...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia