Zapraszam na kolejny rozdział i dziękuję za komentarze. Kilka dni nie będzie mnie na blogu, bo będę w szpitalu. Także jeżeli będą do mnie jakieś pytania to odpowiem na nie w przyszły weekend. :)
– Jeżeli
jeszcze raz ktoś przestawi ten pojemnik z cukrem to obetnę ręce! Potrzebuję go
tu i teraz! – krzyknął zdenerwowany Paolo, wyjąwszy z piekarnika ostatnią
blachę z rogalikami.
– Nie
denerwuj się tak – poradziła Giovanna. – Nikt nie jest winny temu, że dzisiaj
ty i Domenico spotykacie się z organizatorką waszego ślubu. To nie koniec
świata.
– To koniec
świata – odpowiedział spoglądając na kuzynkę, tak jakby właśnie powiedziała coś
głupiego. – To babsko jest świrnięte. Każe mi siedzieć i wybierać kolor kwiatów
oraz ich rodzaj. – Wziął pojemnik z cukrem i zaczął nim posypywać już
wystygnięte rogaliki. – A czy ja znam się na kwiatach? Do tego serwetki na
stoły? A jaki kolor chcemy, a co by nam pasowało i takie tam. To ma być ślub i
przyjecie weselne czy jakaś wystawa? Ona ma to wszystko wiedzieć, nie ja.
Wczoraj zadzwoniła i kazała – podkreślił mocniejszym akcentem ostatnie słowo –
zastanowić się nad kolorem zastawy stołowej. Oszalała. To nie można użyć tego
co jest w Amare? Przecież to ma być małe przyjęcie dla rodziny i przyjaciół i
nic więcej. – Odstawił pojemnik i zaczął przekładać rogaliki na okrągłą paterę.
– Nie rozumiem po co w ogóle nam organizatorka?
– Po to, aby
nasz ślub miał piękną oprawę – powiedział Domenico, który słyszał ostatnie
kilka zdań padające z ust narzeczonego. – Słychać cię aż w gabinecie. Od kiedy
to tyle mówisz? – zapytał pół żartem i posłał ciepły uśmiech partnerowi. –
Chodź ze mną na chwilę.
Obaj wyszli
na niewielki korytarzyk oddzielający pozostałe pomieszczenia na zapleczu.
Domenico odwróciwszy się w stronę Paolo, objął jego twarz dłońmi i lekko
pocałował.
– No już
nerwusie, uspokój się. Jeżeli przed naszym ślubem się tak denerwujesz, to co
będzie w dniu ślubu?
– Będę oazą
spokoju. – Objął Domenico z całej siły. – Kocham cię, cieszę się, że cię mam.
Ten moment
na przyjście do pracy wybrał Nino. Ujrzawszy jak dwaj mężczyźni obejmują się,
poczuł specyficzny skurcz w sercu. Ostatnio wszędzie wokół niego, jak grzyby po
deszczu, wyrastały pary. Nawet Giovanna, z którą dobrze się dogadywał, z kimś
się spotykała. Gdyby tego było mało, to dwaj obejmujący się na jego oczach
mężczyźni za miesiąc brali ślub. Natomiast on był całkiem sam i nie zapowiadało
się na jakąkolwiek zmianę w jego życiu. Tak naprawdę nawet tego nie chciał. Nie
wytrzymałby z drugą osobą ciągle obecną u jego boku.
Jakiś głos w
nim uparcie do niego krzyczał, że to nie prawda, ale nie zamierzał go słuchać.
Uśmiechnął się zadziornie i powiedział drwiąco:
– Myślałem,
że tutaj się pracuje, a nie urządza schadzki.
Paolo
odsunął się od narzeczonego i spojrzał na zegar, który wisiał nad wejściem do
zaplecza.
– O której
to się przychodzi do pracy?
– Czy
to ważne? Przecież jestem – odparł obojętnie Nino i ruszył w stronę pokoju, w
którym miał się przebrać w białą koszulę oraz czarne spodnie.
– Dodałeś
ostatnią szansę – zawołał za nim DiCarlo.
Moretti miał
na końcu języka powiedzieć „wal się”, ale nie wypowiedział tych słów, bo tym
razem zostałby natychmiast zwolniony. Jeszcze wczoraj go to nie obchodziło, ale
po otrzymanej groźbie musiał gdzieś pracować, aby zarobić pieniądze. Jakoś
sobie poradzi. Nikomu nie zamierzał mówić o tej wiadomości, bo i tak nie ma
nikogo kto by mu pomógł.
*
Vittorio
zaklął z powodu braku klimatyzacji w wynajętym przy lotnisku samochodzie. Jak
na drugą połowę września było dla niego za gorąco. Zdecydowanie wolał
chłodniejsze dni, ale znajdując się w tej części Włoch, nie miał co na to
liczyć. Dlatego musiał jakoś znieść wysoką temperaturę, jadąc w stronę Limare.
W dodatku był głodny. Jak tylko jego samolot wylądował, od razu odnalazł
wypożyczalnię samochodów, chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Może gdybym
się tak nie śpieszył, znalazłbym coś lepszego, pomyślał narzekając na
dwudziestoletnią Lancię Kappa w bordowym kolorze. Tylko nie miał za dużego
wyboru. Mógł wypożyczyć jakiś mini samochód lub coś większego. Przy jego
wzroście w czymś tak małym czułby się niczym sardynka zamknięta w puszce.
Radio także
nie działało, więc był zdany tylko na dźwięk silnika, który huczał jakby
niedługo miał paść. Vittorio miał tylko nadzieję, że stanie się to przynajmniej,
kiedy dotrze do Limare, które jego zdaniem mieściło się na kompletnym odludziu.
Jeżeli stałoby się to pomiędzy dwoma miastami, musiałby prosić o pomoc Fabiano.
Nie chciał mu jednak przeszkadzać, wiedząc jak mężczyzna jest zajęty pierwszą
filią ich kancelarii. Zamierzał mu pomóc przez te dni, ale najbardziej planował
skupić się na zaciągnięciu Nino Morettiego do łóżka. Zdobędzie jego ciało i w
końcu nic go już nie będzie męczyć.
Przejechał
jeszcze kilometr kiedy silnik zarzęził, coś się zatłukło, a potem prostu zgasł.
Samochód potoczył się kawałek z górki i w końcu zatrzymał się.
– To chyba
żart – burknął Falcone. Nadepnął na pedał gazu, przekręcił kluczyk, silnik znów
zarzęził i nastąpiła cisza. – Nie, to musi być żart. – Przesunął ręką przez
włosy. – Co za grat. – Uderzył dłonią w kierownicę, a potem wysiadł i rozejrzał
się wokół.
Fragment
drogi, na której się znajdował, umieszczony był na skarpie. Stąd mógł doskonale
widzieć rozległe morze, po którym w oddali pływały łodzie. Poza nim wszędzie
wokół znajdowały się skały i porośnięta wysoko sucha trawa. Gdzieś w oddali
dostrzegał zarys pierwszych budynków w Limare.
– Istne
pustkowie – powiedział do siebie. Nie lubił takich miejsc. W dodatku zauważył,
że po tej drodze rzadko kto przejeżdża. Gdy był tutaj pierwszy raz, nie
zauważał takich rzeczy, bo nic mu się nie psuło, gdyż przyjechał swoim
samochodem. Tym razem chciał być na miejscu szybciej, a nie za dwa dni i utknął
w szczerym polu.
Próbował
jeszcze raz uruchomić samochód nim zdecydował, że trzeba będzie wezwać pomoc.
Najpierw planował zadzwonić do wypożyczalni i kazał im tu przyjechać oraz oddać
mu pieniądze. Zanim to jednak zrobił, zepchnął samochód na pobocze z czym nie
miał problemów. Jego szara koszulka była już przepocona, a wierzchem dłoni
starł pot z czoła. W samo południe słońce niemiłosiernie grzało i nawet wiatr
od morza wydawał mu się gorący.
Zajrzał do
wnętrza samochodu i pochylił się bardziej, by sięgnąć po telefon leżący na
przednim siedzeniu Lancii. Odszedł kawałek od pojazdu i zadzwonił do
wypożyczalni. Wystarczyła chwila rozmowy, by mężczyzna z którym rozmawiał
doprowadził do go wściekłości. Okazało się, że nie mają sprzętu by przyjechać i
ściągnąć samochód z powrotem. Do tego Vittorio usłyszał, że Lancia była sprawna
i to jego chciano obciążyć za jej awarię. Zanim powiedział im co o tym myśli i
zagroził sądem, jego telefon odmówił posłuszeństwa. Przyłożył kilka razy palec
do czytnika linii papilarnych by odblokować ekran, ale to nie zadziałało.
Urządzenie na nic nie reagowało, co było dowodem na to, że skończyła się
bateria. Przypomniał sobie, że jej nie naładował przed wylotem.
Nadzieję na
uruchomienie urządzenia miał w power banku, ale po przeszukaniu torby
stwierdził, że nie wziął go ze sobą. Nie był w stanie się skontaktować z
Fabiano i po prosić go o przyjazd.
– To nie
może się dziać – burknął. – Jakieś fatum czy co?
Jeszcze raz
spróbował uruchomić silnik w samochodzie, ale nie było żadnej reakcji. Spojrzał
na drogę, którą już dawno powinien pokonać. Stwierdził, że czeka go bardzo
długi spacer.
*
Nino pozbierał
z jednego ze stolików na dworze talerze po klientach, którzy zjedli obiad.
Wytarł blat, a potem zaniósł wszystko do kuchni.
– Nino, masz
tu gotowe zamówienie do stolika siódmego – poinformował go Enrico.
– Dobra –
odpowiedział bez przekonania.
Stolik
siódmy znajdował się w ogródku i chociaż drzewa rzucały gęsty cień to i tak
było gorąco. Jesień witała ich upałami, podczas gdy on wolałby jej chłodniejsze
dni. Wziął zamówienie, którym były dwie sałatki bałkańskie. Dzisiejszego dnia
dużo osób zamawiało lekkie, chłodniejsze dania, ale nie stronili też od tych
gorących i bardziej pożywnych posiłków. Szczególnie zajadali się cannelloni
według najnowszego przepisu Paolo.
W przejściu
na salę Nino ominął się z Camillą. Natomiast na sali stanowisko baristy
zajmował jego brat, który rozmawiał z klientem, a przy ulubionym stoliku
kończył obiad Fabiano. Nadal nie potrafił uwierzyć, że taki prawnik, który
pewnie ma dużo pieniędzy, zainteresował się jego bratem. Na swój sposób czuł
się z tego powodu zazdrosny. Głupi ma zawsze szczęście, pomyślał wychodząc na
dwór i czując jak uderza w niego gorące powietrze. Zaniósł zamówienie do
stolika, przy którym siedziały młode klientki i uśmiechnął się do nich.
Dziewczyny były bardzo ładne i robiły do niego maślane oczy. Nie reagował
jednak na to, bo nie był nimi zainteresowany. Zdarzało mu się umawiać z
kobietami, ale zdecydowanie wolał coś innego. One od zawsze były tylko
przykrywką i czasami próbą zmiany tego kim jest.
– Czy
jeszcze czegoś panie potrzebują? – zapytał słysząc w oddali silnik zbliżającego
się samochodu.
– Dziękujemy,
mamy już wszystko – odpowiedziała klientka o ogniście rudych włosach.
Skinął jej
głową, a potem obejrzał się, kiedy huczący odgłos silnika znalazł się naprawdę
blisko. Koło ogródka zatrzymał się Iveco Daily, na którego boku był duży napis
głoszący, że należy on do miejscowej firmy budowlanej. Na skrzyni, na której
nie było plandeki, znajdowała się jakaś maszyna. Nie to jednak zwróciło
największą uwagę Nino. Kiedy drzwi się otworzyły, ze środka wyskoczył
mężczyzna, którego widok sprawił, że serce Morettiego wydawało się na chwilę
zatrzymać.
– Ale
seksowna bestia – powiedziała jedna z klientek. – Takiego bym nie wypuściła z
łóżka.
– Ciekawe
kto to jest. – Zastanawiała się druga.
Nino
doskonale wiedział kim jest mężczyzna dziękujący kierowcy, a potem idący do
skrzyni i sięgający po torbę. Vittorio wyglądał zupełnie inaczej niż go
zapamiętał. Mężczyzna nie miał na sobie eleganckiego ubrania, a jedynie
jasnoniebieskie dżinsy i szarą, przybrudzoną koszulkę, która ciasno okrywała każdy
mięsień szerokiego torsu oraz bicepsów. Fragment uniósł się, odsłaniając na
brzuchu pasek śniadej skóry, kiedy Falcone przerzucił sportową torbę przez
ramię. Ten widok sprawił, że Nino poczuł w brzuchu przyjemny skurcz. Po raz
kolejny Falcone poruszał w nim pragnienia, przez które upadał.
Jedna z
kobiet prawie pisnęła, kiedy Vittorio spojrzał w ich kierunku. Nino jednak
wiedział, że zielone oczy spojrzały nie na nie, lecz na niego. Było coś w tym
mężczyźnie, że gdyby Moretti miał ogon, to podkuliłby go pod siebie i uciekł.
To drugie mógł zrobić z łatwością, ale nie był osobą, która wybiera taką drogę.
Wyprostował się jak struna i zapytał:
– Co ty tu
robisz?
Zmęczony,
głodny i marzący o kąpieli Vittorio, nie najlepiej zareagował na takie
powitanie piękności, która nieustannie go nawiedzała w snach i na jawie. Uniósł
wolno dłoń i chwycił palcami szczękę Morettiego. Zrobił to w taki sposób, aby
dać znać młodemu mężczyźnie, że nie ma ochoty na żarty, ale żeby nie pozostawić
śladów na skórze. Nie chciałby uszkodzić tej pięknej twarzy. Nie należał do
mężczyzn, którym sprawia to przyjemność. Nigdy też nie bronił takich osób, a
stał po stronie ofiar.
– Może
byś tak powiedział miłe dzień dobry, mój piękny. Postarałbyś się też znaleźć
dla mnie wolny stolik, a potem podałbyś mi coś dobrego do jedzenia. Gdy jestem
głodny, jestem zły. – Przesunął kciukiem po idealnie wykrojonych przez naturę
ustach Nino. Spojrzał na nie, a potem w jego niebieskie oczy. – Przeszedłem
kawał drogi zanim podwiózł mnie ten miły budowlaniec, który właśnie odjechał.
Humor mi nie dopisuje i mam wielką ochotę kogoś przelecieć – dodał ciszej
zbliżając ich twarze do siebie. – I mam już kandydata.
Serce Nino
biło tak mocno, jakby chciało mu przebić dziurę w piersi, a znajome podniecenie
wkradło się do jego ciała, chętnie reagującego na te słowa, co wzburzyło jego
nerwy. Odepchnął rękę Vittorio i syknął przez zaciśnięte zęby:
– Chrzań
się. A wolne stoliki znajdziesz w środku. – Wskazał na budynek za nim. Znajdź
sobie jakiś, ja jestem zajęty – dodał odchodząc, zanim jego gniew wymknie mu
się spod kontroli. Miał nadzieję, że Vittorio pieprzony Falcone nie zajmie
stolika, które on dzisiaj obsługiwał. Nie chciał mieć nic wspólnego z gnidą,
która wyrywa z niego najskrytsze pragnienia.
Vittorio nie
uśmiechał się, tylko patrzył twardo na oddalającego się Morettiego. Jego
cienkie spodnie podkreślały doskonały tyłek, a szerokie plecy skryte pod białą
koszulą sprawiały, że miał ochotę docisnąć tego mężczyznę do ściany. Czym
bardziej Nino był wściekły, tym mocniej się na niego nakręcał.
Będziesz
mój, piękny, pomyślał. Oderwał od niego wzrok i spojrzał na dwie kobiety
wpatrujące się w niego jakby był najsmaczniejszym kąskiem na świecie. Innym
razem obiema by się zainteresował. Na razie jednak miał inny obiekt, którego
pożądał tak jak nie robił tego od lat.
– Witam
panie i do widzenia – powiedział uprzejmie i ruszył w stronę wejścia do bistro,
mając nadzieję, że schroni się w chłodnym pomieszczeniu.
Przechodząc
przez próg, spojrzał w bok i prawie zderzył się z wychodzącym mężczyzną. Od
razu przeprosił, a potem usłyszał:
– Vittorio,
kiepsko wyglądasz.
– Witaj,
Fabiano. Ty jak zwykle wyglądasz nieskazitelnie. Ja miałem kilka ciekawych
przygód w czasie drogi. Masz ochotę o nich posłuchać?
Zanim
zniknął z przyjacielem we wnętrzu lokalu, obejrzał się przez ramię i uśmiechnął
odkrywając, że Nino na niego patrzy. W oczach mężczyzny był wojowniczy błysk i
zamierzał wkrótce sprawdzić jego temperament. Jak szybko mi ulegniesz?
Nino zrobiło
się bardzo gorąco i tym razem temperatura panująca na zewnątrz nie miała z tym
nic wspólnego. To jak mężczyzna na niego spojrzał, upewniło go w tym, że
Falcone jest drapieżnikiem, a on jego ofiarą. Urwę mu jaja jak tylko mnie
tknie, pomyślał ze złością. Chociaż tak do końca nie był pewny, co by wtedy
zrobił. Na samą myśl o dłoniach tego mężczyzny na jego ciele, odczuwał
niesamowite napięcie w podbrzuszu. Obawiał się, że ignorowanie tego jak i
Vittorio, nie będzie takie łatwe. Już ostatnio każda chwila z nim była torturą,
ale Vittorio nie zrobił nic, co by zepsuło relację pomiędzy adwokatem, a jego
klientem. Aczkolwiek patrzył tak, jakby chciał zedrzeć z niego ubranie, a on by
mu na to pozwolił. Zaklął w myślach na to i wrócił do pracy, wyrzucając z głowy
to, czego nigdy nie powinno tam być.
*
Fabiano
zaprowadził przyjaciela do stolika, który zawsze okupował przychodząc do Amare
na obiad. Bistro stało się centrum jego życia. Tutaj pracował Ivo, z którym gdy
był mniejszy ruch lub zmianę miał drugi barista, mógł zjeść posiłek. Z
łatwością miał także szansę spotkać się z bratem, a i spokojnie wypić najlepszą
na świecie kawę. Miał wrażenie, że w tym lokalu toczy się większość życia wielu
ludzi, których poznał w Limare. Domenico spędzał tutaj całe dnie, zarządzając
tym miejscem, a Paolo gotował w uchowanej kuchni. Był tutaj także Nino, za
którym wciąż nie przepadał, ale nauczył się go tolerować. I teraz w tym miejscu
znalazł się Vittorio Falcone, wypijający jednym haustem szklankę niegazowanej,
chłodnej wody z cytryną.
– Co się
stało? – zapytał Salieri. Nie skomentował maleńkiej blizny na jego policzku.
– Stał
się pieprzony, wynajęty na szybko samochód, który rozkraczył się jakieś
dziesięć kilometrów stąd. Musiałem iść kawał drogi pieszo, zanim ktokolwiek
raczył się zatrzymać i mnie podwieźć. Wcześniej jak ktoś się nawinął to dodawał
gazu, by tylko się nie zatrzymać i zwiać gdzie pieprz rośnie – mówił Vittorio,
nie zważając na to jak prostym językiem to robi. Kiedy znajdował się na sali
sądowej, czy rozmawiał z klientem, zachowywał się zupełnie inaczej i używał
bardziej wyrafinowanego słownictwa. Teraz był zwykłym mężczyzną, którego nerwy
wciąż dawały o sobie znać. – W dodatku kiedy zadzwoniłem do właściciela tej
wypożyczalni. to dopiero mi facet podniósł ciśnienie – opowiedział Fabiano o
rozmowie i o tym, że nie mógł do niego zadzwonić z powodu padniętej baterii.
Uprzedził dzięki temu pytania przyjaciela na ten temat.
– Czego
potrzebujesz? – Salieri wziął do ręki menu i podał przyjacielowi. – Poza
jedzeniem oczywiście.
– Muszę
zmienić koszulkę, a potem poszukać jakiegoś warsztatu, by ściągnąć z drogi tego
grata i go naprawić. Znasz kogoś kto by mi pomógł?
– Dobry
warsztat? Średnio tu z takimi. Pojedziesz zmienić pasek rozrządu, a wmówią ci,
że potrzebujesz wyremontować silnik – odpowiedział Fabiano. – Za to znam
dobrego mechanika, który nie pracuje w żadnym warsztacie.
– Dasz
mi jego numer? – zapytał Falcone przeglądając menu. Zjadłby konia z kopytami. –
Gruchot nie może tam stać. Przyznam, że najchętniej to zepchnąłbym go z tamtej
skarby do morza, gdybym potem nie musiał tłumaczyć się z tego zarówno
właścicielowi jak i policji.
– Pomógłbym
ci. Ludzie mówią, że jestem dobrym prawnikiem – rzekł Fabiano.
Vittorio
spojrzał na przyjaciela i uśmiechnął się szeroko. W tym się bardzo różnili.
Salieri nie potrafił tego robić, natomiast jego usta ciągle układały się do
uśmiechu.
– Naprawię
to coś, a potem wystawię im sowity rachunek. Dobrze znów z tobą rozmawiać
osobiście, Fabiano. Chociaż nadal nie potrafię ci wybaczyć, że przez tyle lat
ukrywałeś przede mną swoje preferencje seksualne. A ja ci tyle kobiet
przedstawiałem.
– A ty tego
nie robiłeś?
– Robiłem,
ale wolę kobiety, ale od czasu do czasu dobrze posmakować inne kąski.
Szczególnie kiedy są bardzo interesujące – dokończył patrząc na Nino, który
rozmawiał z klientem składającym zamówienie.
Fabiano
podążył oczami w kierunku w jakim patrzył Falcone. Już dwa miesiące temu wyczuł
chemię pomiędzy Ninem, a Vittorio. Aczkolwiek nic się pomiędzy nimi nie
wydarzyło, bo przyjaciel zachowywał się bardzo profesjonalnie. Nie licząc ich
pierwszego spotkania w Amare, kiedy to omal nie aresztowali
dwudziestosześciolatka. Nawet nie był pewny czy Nino by na coś pozwolił.
Wątpił, aby chłopak był gejem lub nawet biseksualny. Ale do niedawna sądził, że
Vittorio preferuje wyłącznie kobiety. Wiedział jednak na pewno to, że Vittorio
zawsze sięga po to czego chce i to zdobywa. Brat jego partnera był w
tarapatach.
– Dasz mi
numer do tego doskonałego mechanika? – zapytał Falcone.
– Właśnie na
niego patrzysz.
– On? –
Zdziwił się Vittorio.
– On.
Vittorio
słysząc potwierdzenie, poczuł, że właśnie wygrał życie.
Wiedziałam o kim jest tom, ale jak naszło o tym co chce zrobić Vittorio z Nino to mnie lekko zatkało XD Nie spodziewałam się takich wyznań pragnień :)
OdpowiedzUsuńJak tylko pojawił się w Amare to rozdział zleciał mi raz dwa i jest mi mało. "Doskonały mechanik" będzie miał pewnie nerwy i nie tylko jak będzie miał zadanko. Tak strzelam, ale pewnie gdzieś blisko z domysłami jestem ;D
Rozdział cudny i czekam na więcej :D
Pozdrawiam i dużo weny życzę ;)
~Tsubi
Hej nie mam pojęcia dlaczego moich e-mall-e nie dostajesz !? (wydaje mi się to problemy techniczne )
OdpowiedzUsuńjeśli Ciebie w jakiś sposób uraziłam /zdenerwowałam to bardzo przepraszam
w żaden sposób nie chciałam .... źle się z tym czuje
Galaxa2
pozdrawiam
Hej nie mam pojęcia dlaczego moich e-mall-e nie dostajesz !? (wydaje mi się to NIE problemy techniczne )
OdpowiedzUsuńjeśli Ciebie w jakiś sposób uraziłam /zdenerwowałam to bardzo przepraszam
w żaden sposób nie chciałam ....
Czemu po milion razy piszesz to samo? Przecież Luana ci nie odpowie. Ma inne sprawy o czym pisała we wstępie. Maili też jej tyle piszesz? Po sto razy to samo?
Usuńw pierwszym wpisie wkradł się błąd po prostu poprawiłam tyle
UsuńDziękuję za kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńVittorio ma szczęście, że super mechanikiem jest Nino, ciekawe jak obiekt zainteresowań Vittorio zareaguje, gdy Vittorio wymusi na nim pomoc.
Każdy rozdział jest cudowny, pełen emocji.
Bardzo się cieszę, że pomimo tylu części osobowości bohaterów nie uległy zmianie :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Ocywiście jak zwykle pojawiam się po casie ale jak się mówi "Lepiej późno niż wcale'.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Vittorio... trochę przypomina mi Fabiano ale wydaje się być bardziej że tak powiem brutalny.
No cóż jestem ciekawa co wypadnie ze spotkania tej dwójki.
czuje że nas nie zawiedziesz.
Hejeczka, hejka,
OdpowiedzUsuńo no to Nino się bardzo ucieszy z większej ilości czasu spędzonej z Vittorio i tak ukrywa się... okazuje się, że jest bi... i to Vittorio wydobywa pewne potrzeby... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no to Nino się ucieszy z większej ilości czasu spędzonej z Vittorio i tak, tak ukrywa sie jest bi... i to właśnie Vittorio wydobywa pewne potrzeby...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia