W te piękne święta niech każdy pamięta
z głębi serca płynące życzenia:
zdróweczka, marzeń spełnienia,
iskierek radości i dużo miłości.
z głębi serca płynące życzenia:
zdróweczka, marzeń spełnienia,
iskierek radości i dużo miłości.
Wesołych Świąt, Kochani.
Dziękuję za komentarze. :)
Spokojny
szum morza mógł ukoić każdego do snu lub uspokoić skołatane nerwy. Tutaj, na
przystani, skąd na połów wypływały kutry i łodzie rybackie, poza odgłosem
znajdującej się wokół wody, słychać było gromkie głosy rybaków. Dwie łodzie
chwilę temu wpłynęły do zatoki, a zadowoleni z połowu mężczyźni witali się ze
swoimi rodzinami.
Domenico
wraz z Paolo obserwowali te sceny, idąc powoli po drewnianej kładce w stronę
widocznej w oddali plaży.
– Mieli
udany połów. Wielu ludzi stąd utrzymuje się głównie z tego – opowiadał kucharz.
– Tamci z czerwonego kutra łowią skorupiaki i mięczaki. Ci obok kalmary, a kolejni
tuńczyki, sardynki czy seriole olbrzymie. Nie specjalizuję się w daniach rybnych,
ale gdybyś chciał…
– Nie
znoszę ryb – wyznał szybko Domenico. – Nienawidzę wszystkich owoców morza. Nie
rozumiem ludzi, którzy jedzą krewetki. Przecież to wygląda jak robale. – Na
samą myśl wzdrygnął się we wtórze śmiechu Paolo.
– U
siebie w restauracji nie podawaliście ryb? – Położył rękę na plecach Domenico
przepuszczając go pierwszego, by zejść przez wąskie przejście z kładki na
plażę.
– Podawaliśmy,
ale to nie oznaczało, że ja muszę je jeść. – Dostrzegając, że DiCarlo zdejmuje
buty poszedł jego śladem i aż westchnął kiedy zanurzył bose stopy w gorącym
piasku.
Po
chwili obaj ruszyli w stronę wody. Kiedy tam dotarli przystanęli podziwiając
widoki. Zielono-błękitna woda była spokojna, a plażę okupowali ludzie opalając
się lub grając w siatkówkę.
–
Pływasz? – zapytał Paola.
–
Tak. O tej porze roku woda ma pewnie ze dwadzieścia cztery stopnie. A ty?
– Tylko
w basenie. – Podszedł bliżej wody mając wrażenie, że dzięki grze świateł jej
kolor zamienił się w szmaragdowy. – Podobno odkryto tu jakieś wulkany.
– Tak.
Plotka głosi, że w Morzu Tyrreńskim jest ich siedem. Chodź, chcę ci coś
pokazać. – Trącił dłoń Domenico swoją, a mężczyzna spojrzał na niego zahaczając
o siebie ich palce.
Paolo
wdzięczny za ten gest uśmiechnął się do swojego towarzysza, bo przecież byli
wśród ludzi. Jeszcze tlił się w nim strach, że może jedno zdjęcie zrobione
przez kogoś, gdy prowadza się z mężczyzną za rękę, przesądziłoby o stracie
córki. Na szczęście nie dał temu urosnąć i pewnie ścisnął dłoń Domenico. Nie
robił nic złego, a mężczyzna idący obok nie był kimś przypadkowym, obcym, mało
ważnym. Zaczynał znaczyć dla niego bardzo dużo i nie zamierzał tego ukrywać.
– Nie
wiem czy powinienem iść z tobą, niepewny tego co mi pokażesz. – W głosie
Salieriego kryła się sugestia.
Paolo
przygryzł dolną wargę, a potem uśmiechnął się tajemniczo.
–
Nie dowiesz się jeżeli nie zaryzykujesz.
–
Ryzyko to moje drugie imię – odpowiedział Domenico.
Trzymając
się za ręce przeszli przez całą plażę pozostawiając za sobą ludzi i piasek.
Dotarli do skał, w które nieustannie uderzały fale. Nie ważne czy morze było
spokojne czy nie. W tym miejscu działały duże prądy morskie i Paolo nigdy nie
odważyłby się tutaj pływać. Wąska ścieżka pomiędzy głazami biegła w górę, w
stronę wysokiej skarpy. Po nałożeniu butów wybrali się nią stawiając ostrożnie
kroki na śliskich kamieniach. W pewnym momencie Domenico usłyszał
głośniejszy szum, a chwilę później jego oczom ukazał się wodospad. Może nie był
imponujący i daleko mu było do największych wodospadów Włoch, ale i tak
urzekał. Spadająca woda rozpryskiwała się na skałach, a jej krople tworzyły
imponującą tęczę. Na tym jednak nie skończyła się ich wycieczka. Paolo
podprowadził mężczyznę w stronę skalnej ściany z której wypływał wodospad.
– Przejdź
blisko ściany pod nim, ale nie obiecuję, że nie zmokniesz – powiedział głośno,
by przekrzyczeć szum.
Zanim
Domenico był w stanie o cokolwiek się zapytać, został pociągnięty w stronę niewielkiej
przestrzeni gdzie spadająca woda nie dotykała ściany. Przeszli przez nią, ale i tak
poczuł się jakby właśnie został wepchnięty pod prysznic. Po chwili znaleźli się
w zupełnie innym miejscu, jak gdyby przekroczyli tajemniczą barierę. Jaskinia
nie była duża, a jedyne światło jakie do niej wpadało przebijało się przez
wejście, którym tu się dostali. Pośrodku niewielkiej przestrzeni znajdowała się
płaska skała, która śmiało mogłaby służyć za stół.
– Co
to za miejsce? – zapytał Domenico odgarniając z twarzy mokre włosy.
–
Chcę ci pokazać mój świat, a to jest miejsce mojego dzieciństwa. Spędziłem też
tutaj wiele przyjemnych chwil jako nastolatek. – Podszedł do Domenico
przypierając go do ściany. Oparł łokcie obok jego głowy przysuwając bliżej
twarz.
– O,
wiele przyjemnych chwil, mówisz? Wyobrażam sobie jakie… – urwał, bo DiCarlo
położył palec na jego ustach.
–
Niczego nie musisz sobie wyobrażać. Pokażę ci. – Połączył ich usta z westchnieniem
budującym się w jego piersi. Bardzo pragnął całować, dotykać Domenico,
wypowiadać jego imię. Zatracić się w nim, zarówno fizycznie jak i uczuciowo.
Czuć ciepło jego ciała przy swoim.
Salieri
przerwał pocałunek, by po chwili go kontynuować z równie mocnym zaangażowaniem.
Poczuł jak jedna z dłoni Paola zanurza się w jego włosach. Przesunął ręce na
plecy mężczyzny przyciągając większe ciało do siebie. Podobało mu się to, że
jest przyciskany do zimnej ściany, a całowany mężczyzna górujenad nim. Nie
oczekiwał od niego łagodności i aby mu to pokazać złapał zębami dolną wargę
DiCarlo. Z piersi Paolo wydobył się warczący dźwięk. Delikatność przerodziła
się w walkę, kąsanie ust, tarcie języków o siebie i o mocniejsze bicie serc.
Domenico
odniósł wrażenie, że nagle kamienista ściana za nim zamieniła się w gorący żar,
a Paolo obezwładniał go swoją bliskością, dotykiem, czyniąc go mężczyzną
uległym, pełnym namiętności i pożądania. Dla niego mógłby zrobić wszystko. Ta
myśl go przerażała, a jednocześnie kształtowała w nim głębokie uczucia do
kucharza. Uczucia żarliwe i silne, pełne pasji i oddania. Takie, które w sercu
wiją swoje gniazdo na zawsze, by już w nim pozostać.
Salieri
wziął głęboki oddech kolejny raz przerywając pocałunek. Uniósł powieki i spojrzawszy
w oczy mężczyzny zrozumiał, że nie tylko on czuje to wszystko.
– O,
cholera – wymsknęło mu się.
–
Lepiej bym tego nie określił. – Paolo objął dłońmi policzki mężczyzny i
szepnął: – To szaleństwo, a jednocześnie coś…
–
Niezwykłego – dokończył za niego Domenico.
– Co
my z tym zrobimy? – zapytał kucharz mimo wszystko mocno tym przestraszony.
– Nie
zamierzam z tym walczyć, Paolo, o ile wpuścisz mnie do swojego życia oraz
serca.
– A
co jeżeli za kilka dni jednak wyjedziesz? – Przesunął dłonie na jego kark
muskając palcami skórę pod włosami.
–
Chcesz żebym wyjechał? – Złożył kilka pocałunków na szczęce kucharza.
– Za
nic w świecie. Zrobię wszystko, abyś ze mną został Domenico.
–
Wszystko? – Złapał mocniej koszulę na jego plecach.
– Co
tylko sobie życzysz.
– To
zanim dalej wrócisz do pokazywania mi swojego świata, pocałuj mnie – poprosił,
a Paolo spełnił to życzenie łącząc ich usta i całując go tak mocno, jakby to
miał być ich ostatni pocałunek.
*
Niedziela
jak przystało na taki dzień, upływała leniwie dla wielu osób, poza jedną.
Fabiano Salieri miał zaledwie kilka chwil dla siebie, by zjeść późny obiad w
małej restauracji. Nie narzekał, bo lubił oddawać się pracy. Szczególnie
takiej, która skupiała wszystkie jego myśli. Tak jak rozmowa, którą przed
chwilą wykonał. Nie tego się spodziewał, ale to co usłyszał odwracało sprawę,
którą prowadził na korzyść klienta. Możliwym było też to, że wszystko skończy
się wcześniej niż przewidywał.
Sprawa
z dzieciakiem już była wygrana, zwłaszcza że zdemaskuje jej ojczyma jako
mordercę. Żaden sąd nie da mu praw do małej. Szczególnie jeżeli ma ona ojca,
który jest porządnym człowiekiem. Salerno jest mordercą. Oszukał starszą panią
i zamordował pozorując wypadek. Potem przekupił policję, aby dziwnym trafem
dowody wskazujące jego winę zniknęły. Na szczęście na tym świecie byli i dobrzy
policjanci. Dzięki jednemu z nich wie o świadku, który feralnego dnia wszystko
widział. Spojrzał na adres zapisany w notesie. Uważając, że każda minuta jest
stratą ruszył do swojego samochodu.
*
Ivo
zajrzał do sypialni mamy. Kobieta spała spokojnie ucinając sobie popołudniową
drzemkę. Wrócił do kuchni i spojrzał na brata. Szlag go trafiał widząc tego
sponiewieranego sukinsyna, który chwilę temu powiedział mu, że sprowadził
chorobę na matkę przez swoje spedalenie. Dlatego w ogóle mu nie było żal tego,
że Nino cierpiał z powodu kaca i głodu narkotycznego. Ręce mu się trzęsły,
pocił się i patrzył wokół rozbieganym wzrokiem.
–
Jeść byś mi dała kuchareczko, kurwa.
– Najpierw
zarób, a potem jedz – odpowiedział Ivo. Nie przejmował się tym jak nazywał go
brat. To nie bolało w przeciwieństwie do tego, że został oskarżony o chorobę
mamy.
– Co
ty do mnie mówisz? Ja mam pracować? Jestem hrabią, to na mnie się pracuje. –
Nino uderzył pięścią w blat stołu.
–
Jesteś gównem, nie hrabią, idioto. Chlejesz, palisz trawę, ćpasz kokę, na którą
masz kasę, a na jedzenie nie. Od dzisiaj sam się troszczysz o żarcie. – Cofnął
się kiedy Nino odskoczył od stołu i Ivo miał pewność, że gdyby nogi
dwudziestopięciolatka nie ugięły się, to czułby właśnie pięść brata na twarzy.
Na szczęście Nino zachwiał się i poleciał do tyłu. Gdyby nie lodówka, o
którą się oparł, upadłby na podłogę.
–
Kurwa mać! – krzyknął Nino. – Przypierdolę ci, suko.
–
Zamknij się, bo mama śpi.
–
Nie mów mi co mam robić, cioto. Ja rządzę w tym domu, to ja jestem tu
mężczyzną. Ty dajesz dupy.
–
Żeby dawać dupy, trzeba być prawdziwym facetem. Ty nim nie jesteś – odpyskował
barista.
Na
chwiejnych nogach Nino powoli zbliżał się do brata, który wycofał się na
korytarz.
– Pokazałem
ci już ostatnim razem jak bardzo liczy się twoje zdanie, a od dzisiaj nie masz
prawa głosu. Powinienem ci bardziej dołożyć, aby wybić z ciebie to pedalstwo, a może
lepiej abyś zdechł. – Tym razem jakimś cudem odnalazł w sobie siły i zanim
młodszy z braci zdążył uciec Nino chwycił go za szyję. Ścisnął i mocno uderzył
nim o ścianę. – Jesteś gównem, które trzeba wyplenić.
Ivo
poczuł na twarzy śmierdzący oddech brata, ale chęć zwymiotowania natychmiast
przeszła, kiedy odebrano mu możliwość oddychania. Chwycił rękoma za dłonie
brata próbując je oderwać od szyi. Nino pomimo swojej dzisiejszej słabości
wciąż był silny, jakby napędzała go wściekłość. Tak jak z adrenaliną, która
potrafi sprawić, że matka w chwili tragedii jest w stanie unieść samochód, by
wydostać spod niego swoje dziecko. Ninem kierowała nienawiść.
– Jeżeli
mnie zabijesz, pójdziesz siedzieć – wychrypiał, kiedy udało mu się na moment
odciągnąć kleszczowy uścisk, który po chwili stał się mocniejszy. Zaczęło mu
się kręcić w głowie i pomyślał o kochanej mamie.
– Za
takie ścierwo jak ty pokryte makijażem nie idzie się do paki. Na takich jak ty
w Rosji urządzają polowania. Dostałbym nagrodę. Co tak patrzysz? – zapytał
kiedy Ivo otworzył szeroko oczy. – Zdychasz?
Młodszy
z braci ujrzał mężczyznę, który wyrósł jakby spod ziemi i w tej samej chwili
oderwał brata od niego, obezwładniając go. Uwolniony barista upadł na kolana
zaczynając kaszleć i szybko wciągać powietrze. Nadal kręciło mu się w głowie,
ale starał się nad sobą panować. Nie wierzył, że w jego mieszkaniu znajdował
się nieznajomy, który powiedział mu dzisiaj na rynku, że go sobie nie
przypomina.
–
Puść mnie, skurwysynie! – wrzeszczał Nino.
– Przestać
się rzucać, bo coś ci chętnie złamię – odpowiedział ze złością Fabiano,
przyciskając mężczyznę twarzą do ściany. Zrzucił okiem na tego, który prawie
został uduszony, by sprawdzić czy z nim wszystko w porządku. Kiedy się o tym
upewnił, zapytał: – Który z was to Nino Moretti?
– Ja
i puść mnie, kurwa. Zapłacę za towar.
–
Nie przyszedłem tu po długi. Mam z tobą do pogadania o tym, co widziałeś pół
roku temu. I wiedz, że jeżeli nie piśniesz słowa na ten temat, to oskarżę cię o
próbę zabicia brata.
– Co
tu się dzieje? – W korytarzu rozbrzmiał przerażony, kobiecy głos.
*
Paolo
wraz z Domenico wrócili do domu zadowoleni i szczęśliwi. Obaj niesamowicie głodni, ale
usatysfakcjonowani tym dniem. Spędzili ze sobą bardzo przyjemne chwile
spacerując, całując się i zwiedzając Limare. Kucharz przytaczał opowieści z
dzieciństwa, a Salieri odwdzięczał się tym samym. Wspólnie spędzone godziny
minęły im za szybko i w końcu nadeszła pora powrotu do domu.
– Beztroska
to coś co mi było potrzebne – stwierdził Paolo obejmując Domenico i całując
go. Obaj nie potrafili oderwać od siebie rąk. W końcu musiał puścić mężczyznę,
bo koniecznie potrzebował skorzystać z toalety, umyć ręce oraz twarz. Wyglądał
niechlujnie ze zmierzwionymi włosami i nigdy nie czuł się lepiej. – Odzyskałem
siły i spokój.
– Nie
tylko ty tego potrzebowałeś. Idę na górę, muszę się przebrać. – Białe ubranie
Domenico było brudne i nie chciał w nim jeść kolacji. Dlatego posłał mężczyźnie
uśmiech, a potem udał się do swojego pokoju.
Kilka
minut później, już przebrany i umyty wszedł do królestwa Paolo, który znajdował
się w swoim żywiole. Z godną mistrza wprawą kroił mięso na plastry.
–
Zrobię coś na szybko. Nie wiesz kiedy wróci twój brat?
–
Nawet nie wiem gdzie jest i co robi.
–
Przygotuję też coś dla niego.
– Mów
w czym ci pomóc. – Roześmiał się kiedy kucharz wskazał nożem na przygotowane do
krojenia warzywa. Chętnie się za to zabrał, jednocześnie coś sobie
przypominając. – Pamiętasz o zakładzie?
–
Jeszcze nie został rozstrzygnięty. – Paolo wyjął patelnię z dolnej szafki.
Przechodząc w stronę kuchenki pocałował Domenico w policzek i szepnął: – Nawet
bez tego zakładu chętnie bym cię zabrał na kolację na plaży.
Salieri
uśmiechnął się nadal kontynuując krojenie kolejnych warzyw w plastry. To był
naprawdę cudowny dzień spędzony z fantastycznym mężczyzną. Nie chciał aby się
skończył. Głównie dlatego, że dzisiaj Paolo często się uśmiechał. To było coś,
co sprawiało, że miękły mu kolana i nie mógł uwierzyć, że zakochał się w tym
człowieku z wzajemnością. Nie zamierzał słuchać ostrzeżeń brata dotyczących
tego, że jego kochliwość może ponownie doprowadzić do rozczarowania i
załamania. Tym razem naprawdę było inaczej. Czuł, że to skończy się dobrze i
nie zamierzał uciekać.
Uniósł
głowę i zapatrzył się na postawnego mężczyznę stojącego do niego tyłem. Chciał
być z nim. Tutaj, teraz i zawsze. Podszedł do Paolo i objął go w pasie
przytulając tors do jego szerokich pleców. Ucałował kucharza pomiędzy
łopatkami, a potem wtulił w to miejsce twarz.
–
Jesteś przylepą – stwierdził DiCarlo. Odłożył na blat słoiczek z przyprawami i położył
ręce na dłoniach Domenico.
– Jestem.
Bywają chwile, kiedy mam ochotę uczepić się kogoś jak małpka i trzymać.
–
Masz kogoś konkretnego na myśli? – Odwrócił się twarzą do Salieriego obejmując
go ciaśniej.
–
Hm… Chodzi mi po głowie taki jeden typ.
– O,
czyżby? Jak wygląda? – zapytał kucharz przesuwając nosem po skroni mężczyzny,
którego przytulał.
– Wysoki,
ma czarne, gęste, rozburzone włosy. Bardzo ciemne oczy i jest seksowny. Lubi
nosić niesymetryczne koszulki i ogólnie jest niezły – odpowiedział wpatrując
się w twarz Paolo.
–
Znam kogoś takiego? – flirtował DiCarlo.
– Powiedziałbym,
że bardzo dobrze. Ale jakby co to ci go przedstawię. Masz w domu lustra. –
Wsunął dłonie pod koszulkę Paolo dotykając gorącej skóry jego pleców. Chciałby
zdjąć z niego ubranie i wycałować każdy skrawek ciała tego fantastycznego
mężczyzny. Krótka, intymna sesja w jaskini nie zaspokoiła go. Pragnął więcej.
Potrzebował go mieć w sobie i tego, aby obaj zatracili się w miłosnym akcie
zapominając o tym, że poza nimi jest jeszcze coś.
Paolo
wczepił palce we włosy Domenico odczytując z jego oczu pożądanie. Pociągnął go
za kosmyki przechylając jego głowę i pocałował szczękę mężczyzny, potem
policzek.
–
Sądzisz – wyszeptał – że chętnie byś pozwolił temu komuś się pocałować?
– Nie
tylko pocałować. – Pokonał przestrzeń dzielącą go od ust przyszłego kochanka.
Przy
dotknięciu się ich warg, poczuł przebiegające pomiędzy nimi iskry. Jęknął,
kiedy mężczyzna pogłębił pocałunek wsuwając mu język do ust, na którym on się
zassał. Z każdą chwilą pocałunek stawał się coraz bardziej natarczywy,
dominujący, oszałamiający i doprowadzający go do szaleństwa.
–
Domenico, Domenico – wyszeptał Paolo, kiedy przerwał ich kontakt, by pozwolić
im obu zaczerpnąć oddechu. Chwycił mężczyznę pod pośladkami i uniósł.
Salieri
natychmiast owinął nogi wokół jego bioder, a ręce wokół szyi. Z powrotem
zaczęli się całować, kiedy kucharz niósł go do salonu, gdzie opadli na skórzaną
kanapę.
Domenico
rozsunął uda robiąc miejsce dla leżącego na nim mężczyzny. Odchylił głowę, by pozwolić
ustom i językowi kochanka krążyć po szyi. Wyczuwał jak bardzo namiętnym
mężczyzną jest DiCarlo, który całował go z pasją, ogniem i władczością. Ulegał
temu roztapiając się pod nim. Jego penis był już twardy, ciało rozpalone, a
usta w takiej sytuacji mogły powiedzieć tylko jedno:
– Chcę się z tobą kochać. – Nie miał
pojęcia czy wyszeptał te słowa, wykrzyczał czy cokolwiek innego zrobił. Wyznał
swoją potrzebę i to się dla niego liczyło.
– A
ja z tobą – odparł Paolo łącząc ich usta ponownie. Wsunął do środka język
zaplatając go z językiem kochanka i obaj jęknęli.
Naparł
biodrami na biodra Domenico, wciskając mężczyznę w siedzenie kanapy.
Podpierając się na jednej ręce, drugą podciągnął koszulkę Salieriego
odsłaniając jego pozbawiony włosów tors. Zjechał ustami na szyję tego, którego
pragnął, a potem niżej. Językiem trącił sutek, a jego właściciel wygiął się w
niemej prośbie o więcej. Ponownie zrobił to samo chcąc wyzwolić w Domenico
więcej reakcji, ale głośne odchrząknięcie przerwało jego plan działania.
Spojrzał w stronę wejścia do salonu.
Fabiano
ani trochę nie czuł wstydu przeszkadzając im. Zarówno jego brat wijący się pod
mężczyzną, czy ten który na nim leżał i ocierał się o niego, nie wprawili go w najmniejsze
choćby zakłopotanie. Stał z jedną ręką w kieszeni, w drugiej trzymał telefon
wraz z kluczykami do samochodu i patrzył na nich.
– Jeżeli
któryś z was jest zainteresowany tym po co tutaj przyjechałem, czego się
dowiedziałem i naszą wygraną, to ogarnijcie się i zapraszam na taras –
powiedział i jakby nigdy nic wyszedł zostawiając ich rozgrzanych z
mnóstwem pytań.
Fabiano potrafi zabić atmosferę :D Przerwał im w najważniejszym momencie, ale na pewno sobie to odbiją xD
OdpowiedzUsuńWspaniała była podróż po Limare, aż sama zamarzyłam o wakacjach :)
Teraz Fabiano nie będzie mógł zapomnieć o Ivo, w końcu go uratował, więc ta historia musi potoczyć się dalej :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Zdrowych i wesołych świąt spędzonych w gronie najbliższych :)
Końcówka wprawia mnie w śmiech :D
OdpowiedzUsuńFabiano najlepszy ^-^
WESOŁYCH ŚWIĄT :D
~Tsubi
Kocham te wejścia Fabiano XD
OdpowiedzUsuńWesołych świąt ��
Po prostu kocham to co tworzysz!❤ Pisze pierwszy raz ale czytam twoje teksty od dawna! Zawsze mam niedosyt i z bólem koncze czytać. Dlatego kupiłam wszystkie cześci! Nie bede spoilerować ale.. KOBIETO, TO JSST MEGA WSPANIAŁE!! Pisz dale i sie nie poddawaj nie ważne co! Kocham to jak piszesz, jak tworzysz postacie i ich świat! A Paolo i Domenico są po prostu cudowni!😍 A nastepne tomy.. Awww!! ( to żeby nie spoilerować)
OdpowiedzUsuńWesołych świat
Nie no uwielbiam tych chłopakow są wspaniali.
OdpowiedzUsuńI szkoda mi rownież Ivo... jego brat to dupek do potęgi.
Mam nadzieję, Nino dostanie za swoje. W sumie przyszlo mi do głowy iż Fabian i Ivo mogliby stworzyć ciekawą parą. Kto wie.
pozdrawiam serdecznie ;)
nie no kocham go... normalnie na luzie se wszedł do domu i nie zareagował na celująca sie pare... ja to bym spaliła buraka
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, zastanawiam sie nad Nino czy cały czas taki był czy po prostu ten go przekupił pieniędzmi na narkotyki, a ten to zawsze musi wejść w takim momencie... ale cieszę się że Paolo nie unika kontaktu w miejscu publicznym... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, ciekawi mnie postać Nino czy cały czas taki był, czy po prostu został przekupiony pieniędzmi na narkotyki... ten to zawsze musi wejść w takim momencie... ale cieszy mnie, że Paolo nie unika kontaktu w miejscu publicznym...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia