16 grudnia 2018

Ucieczka do Limare - Rozdział 10

Dziękuję za komentarze. :)




Ivo Moretti wstając w niedzielny poranek nie potrafił określić do końca tego co czuje. Jakiś ciężar siedział mu na piersi, a serce bolało go w tych chwilach, kiedy przypominał sobie o tym jak mężczyzna, któremu wczoraj podał kawę z rysunkiem serca, nawet tego nie zauważył. Nie zachwycił się nim, nie zapatrzył, nie zamyślił. Nie zrobił nic, tylko zachował się tak jakby rysunku nie było. Interesowała go kawa, a nie to co na jej wierzchu. Tak samo gdy podchodził do ich stolika, obiekt jego westchnień patrzył na niego, ale tak naprawdę nie widział.
Wszystko to przeżywał bardzo mocno, bo w jednej chwili zakochał się w tym mężczyźnie i zyskał świadomość, że ten nigdy się nim nie zainteresuje. Do tego na pewno jest heteroseksualny, bo miał do takich szczęście. Największym problemem nie było jednak to. Zawsze potrafił poradzić sobie z takimi uczuciami. Natomiast dostrzegając tego mężczyznę coś się zmieniło. Jeszcze nigdy nie poczuł czegoś tak obezwładniającego. W chwili kiedy nieznajomy wszedł do Amare coś jakby kliknęło w Ivo i wypuściło haki, które wdarły się w jego duszę znajdując w niej miejsce na zawsze. Miejsce, które przeznaczone było tylko dla tego mężczyzny.
– Mam przerąbane. – Potarł dłonią nagą klatkę piersiową.
Było jeszcze wcześnie, kiedy w samych spodniach od piżamy poszedł do łazienki. Nareszcie czuł się wyspany. Nie licząc myśli o nieznajomym, tej nocy odpoczął. Mama miała dobrą noc. Zaglądał do niej kilka razy i spała spokojnie. Kilka dni temu lekarz przepisał jej nowe leki przeciwbólowe. Dużo silniejsze od poprzednich i doskonale działały. Nie dawał im jednak nadziei, że taki stan rzeczy długo potrwa. Jego mina mówiła zbyt wiele. Nadejdzie czas, kiedy mamie pomoże tylko morfina lub inne świństwa. Wszystko po to, aby nie czuć bólu.
Starał się pomagać jej jak tylko mógł. Nino za to nie myślał o żadnej pomocy. Całą noc go nie było. Wrócił gdzieś nad ranem naćpany i spity. Padł na łóżko w brudnym ubraniu i teraz chrapał w ich pokoju. Ivo żałował, że mieli tak malutkie mieszkanko i musiał dzielić pokój z nienawidzącym go bratem. Zamierzał to znosić dopóki żyła mama, a później, kiedy stanie się najgorsze wyniesie się stąd. Może nawet opuści Limare i pójdzie w świat. Tam gdzie nie będą patrzeć na niego jak na dziwoląga.
Po wzięciu szybkiego prysznica umył twarz żelem pomagającym mu utrzymać ładną cerę. Potem wyszorował dokładnie zęby i ogolił się. Makijaż nie zajął mu dużo czasu, bo dzisiaj tylko podkreślił oczy czarną kredką. Potrafił zajmować łazienkę naprawdę długo, ale wtedy kiedy wychodził wieczorem do klubu by potańczyć. Kochał taniec tak samo mocno jak rysowanie. Tę drugą rzecz lubił robić w samotności, natomiast taniec dobrze było z kimś uskuteczniać. Najlepiej z kimś ważnym, by patrzeć mu w oczy i czuć jego ciało przy sobie ze świadomością, że to nie jest tylko na chwilę.
– Kurwa, odzywa się w tobie romantyk – burknął do siebie pod nosem i po ubraniu się, wyszedł z łazienki.
Po wejściu do pokoju pomyślał, że zwymiotuje, kiedy jego nos dopadły wymieszane zapachy potu, strawionego alkoholu i innych smrodów pochodzących od brata. Natychmiast otworzył szerzej okno, które wychodziło na wąską uliczkę. Ich mieszkanie znajdowało się na parterze dwupiętrowej kamieniczki jakich było kilka w tej części Limare. Czynsz nie był wielki, ale niewielka renta mamy szła na leki i wszystkie rachunki były opłacane z jego pensji. Także za swoje kupował jedzenie. Za to bezrobotny dwudziestopięcioletni Nino do niczego się nie dokładał. Czasami gdzieś coś zarobił, ale przepijał to z kumplami.
Zabrał z pokoju swój portfel, którego starał się nie zostawiać przy bracie, bo ten by go doszczętnie wyczyścił i udał się do kuchni w której przy kwadratowym stoliku siedziała mama. W dłoni trzymała swój ulubiony kubek w róże. Na głowie miała jasną chustkę i wydała mu się jeszcze bardziej chuda niż wczoraj.
– Jak się czujesz? – Pochylił się i ucałował ją w policzek.
– Dobrze. Wyspałam się. Napijesz się ze mną herbaty?
– Chętnie. Dzisiaj mam wolne, mogę cały dzień spędzić z tobą. – Podszedł do szafki, w której stały kubki i wziął jeden. – Pójdziemy na lody. Co ty na to? – zapytał otwierając pudełko z zieloną herbatą.
– Pod warunkiem, że wybierzemy się do tej lodziarni na rynku. Pamiętasz jak chodziliśmy tam we czwórkę? W niedzielne popołudnia szliśmy do jedynej lodziarni w mieście. Ty, twój brat, wasz tata i ja. – Okręciła kubek w dłoniach wpatrując się w parujący płyn. Bardzo tęskniła za swoim zmarłym mężem. Najchętniej by do niego dołączyła, ale musiała być silna dla swoich chłopców. Wciąż miała nadzieję, że Nino otrząśnie się i zmądrzeje.
– Byłem wtedy dzieckiem, ale czemu miałbym nie pamiętać. – Zalał herbatę wrzątkiem i usiadł przy niewielkim stoliku w maleńkiej kuchni. – Od tamtych chwil minęły lata, a jedyna lodziarnia zamieniła się w kilka, ale jedno się nie zmieniło. Ta sprzed lat nadal istnieje i robią tak samo pyszne lody jak wtedy. Dlatego chętnie cię tam zabiorę. – Uśmiechnął się do rodzicielki, a ona posłała mu ciepłe spojrzenie. – Wydaje się, mamo, że tamte lata były lepsze.
– Przeszłość w naszych oczach zawsze się taka wydaje. Nasz mózg zapomina złe wydarzenia i wygładza te czarniejsze chwile. Tym bardziej, że chcemy pamiętać to co dobre. Natomiast przyszłość wydaje się nam straszna, bo jej nie znamy. – Marszcząc brwi przykryła swoją kościstą dłonią jego. – Co cię trapi?
– Powinienem zrobić śniadanie. Musisz jeść, aby mieć siły. – Chciał wstać, ale jedno jej spojrzenie go unieruchomiło. Jakimś cudem ta kobieta potrafiła wszystko z niego odczytać.
– Ivo, marszczysz czoło wtedy kiedy coś cię wyjątkowo męczy.
– Męczy mnie twoje zdrowie, brak pieniędzy, Nino…
– Nie zamydlisz mi oczu, synku. O co chodzi?
Wziął jej dłoń i ucałował wierzch, a potem schował w swoich. Wydawała mu się taka maleńka w jego silnych, dużych dłoniach. Ta kobieta była jedyną osobą, która go kochała i tracił ją. Za każdym razem kiedy na nią patrzył, cierpiał katusze. Niestety, nie udawało mu się tego ukryć.
– Mamo… – W jego oczach pojawiły się łzy.
– Ivo, kochanie, zamierzam jeszcze długo być z tobą. Chcę poznać tego, który skradnie ci serce i cię pokocha. – Tak bardzo pragnęła, aby jej wrażliwy syn nie został sam. – Powiedz mi co się trapi poza mną? – Położyła dłoń na jego gładkim policzku.
Uśmiechnął się do niej i opowiedział o nieznajomym z Amare.

*

Paolo stał przy kuchennym oknie w swoim domu obserwując Fabiano spacerującego w ogrodzie i rozmawiającego przez telefon.
– On tak ciągle? – zapytał towarzyszącego mu Domenico.
– Od rana wisi na telefonie. Czasami kończy rozmowę, coś notuje i znów dzwoni.
– Nie sądzę, że to wszystko w mojej sprawie. – DiCarlo wrócił do stołu, przy którym kończyli śniadanie.
– Zdziwiłbyś się. Jeżeli mój brat się czyś zajmuje, to poświęca temu wszystko. Praca jest u niego na pierwszym miejscu. – Domenico także usiadł by dopić swoje latte. – Ten twój Salerno może i ma znajomości, ale Fabiano nie jest gorszy. Ma przyjaciół w policji, w sądach, zna kilku dobrych detektywów. To do nich dzwoni. Pomagają mu. Wiedzą gdzie szukać tego czego potrzebuje się dowiedzieć. – Korciło go, aby powiedzieć Paolo o tym, że jego babcia prawdopodobnie została zamordowana, ale brat nie miał jeszcze co do tego pewności. Intuicja przegrywa jeżeli nie ma się na coś dowodów.
– Twój brat broni tych wielkich, a przyjechał pomóc mnie. Komuś kogo nie stać, aby mu zapłacić. – Paolo wstał zaczynając zbierać naczynia ze stołu.
– Maluczkich też broni. Pieniędzmi się nie przejmuj. Czasami Fabiano prowadzi sprawy dla swojej satysfakcji. – Zaczął pomagać Paolo w sprzątaniu.
Wstawili razem naczynia do zmywarki, a kiedy kucharz ją uruchomił Domenico chwycił jego dłoń. Mężczyzna popatrzył na niego, a jemu serce ponownie mocniej zabiło.
– Może zanim mój brat się czegoś dowie, coś sprawdzi, kogoś zastraszy, to powiesz mi jak chcesz spędzić niedzielę.
Paolo chwycił drugą dłoń mężczyzny powiedział:
– Jeszcze zanim pojechałem wczoraj do Maristelli, zamierzałem otworzyć Amare. Potem coś sobie uświadomiłem. – Ścisnął dłonie Domenico i patrząc mu w oczy, dodał: – Na jeden dzień muszę odpuścić, bo zwariuję i…
– I? – Przysunął się bliżej do DiCarlo. Bardzo chciał go pocałować. Tak prawdziwie połączyć ich wargi ze sobą, nie kończyć na zwykłym cmoknięciu, które miało miejsce wczoraj. Kiedy Paolo wrócił i go przytulił, poczuł jakby właśnie cały świat upadł mu do stóp, a on dzięki temu stał się kimś ważnym dla jednej osoby.
– Domenico, najbliższe godziny chcę spędzić z tobą. O ile się zgodzisz, a wła… – Dalsze słowa kucharza utonęły w gorącym pocałunku jakim obdarzył go Domenico. Dostał jasną odpowiedź na swoje dzisiejsze plany.
W tym czasie do kuchni wszedł Fabiano i widząc całujących się mężczyzn nie miał zamiaru wycofać się.
– Proszę, jaki piękny widok – zadrwił poprawiając okulary. Jego brat i przyszły kochanek brata odsunęli się od siebie, ale Paolo objął ręką plecy Domenico przytrzymując go przy swoim boku. – Nie musieliście przerywać. Chciałem tylko powiedzieć, że nie będzie mnie przez cały dzień. Zmusiłem parę osób, aby oni zmusili inne osoby do spotkania ze mną w tą wspaniałą niedzielę. Jeżeli pójdzie zgodnie z planem, to jutro będzie miał pan spotkanie w sprawie córki. Nie damy państwu Salerno rozpocząć tej walki. Dobrze, że nie zaprzestaje pan prób by spotkać się z córką. To ważne.
Paolo skinął i podziękował mężczyźnie, którzy wciąż uparcie mówił mu na „pan” zachowując tym dystans i jego zdaniem profesjonalizm.
– Podziękuje mi pan kiedy wygramy. Odpocznijcie, bo jutro zaczynamy walkę. Wracam do pracy. – Prawnik wychodząc wybierał na telefonie kolejny numer ze swoich kontaktów.

*

Około południa Paolo zabrał Domenico na zwiedzanie Limare, które pogrążało się w niemałym chaosie z powodu dużej liczby przyjezdnych. Na ulicach znajdowało się też więcej samochodów, które nie zawsze mogły swobodnie się wyminąć tworząc przeszkody. Na szczęście Paolo wychowując się w Limare, znał każdy zakamarek nadmorskiego miasteczka, a na skuterze mógł wszędzie przejechać. Dlatego dotarcie na rynek, gdzie mieścił się ratusz, kościół, wiele sklepów, restauracja i najlepsza w mieście lodziarnia, nie zajęło mu dużo czasu. Ich celem nie było żadne z tych miejsc, tylko wielka, okrągła fontanna stojąca pośrodku placu wyłożonego brukiem. Na jej szczycie stał cherubinek sikając do niej.
– Zawsze mnie to bawiło i jako dziecko myślałem, że chłopak sika moczem, nie wodą. Brzydziłem się, kiedy ktoś wkładał do fontanny ręce.
– Duży głupol z ciebie. – Domenico trącił kucharza łokciem szczęśliwy, że ten dzień spędzają razem.
– Dobrze, że dodałeś „duży”. – Paolo posłał zawadiackie spojrzenie mężczyźnie.
– Szkoda, że mogłem to tylko sprawdzić dotykiem, a nie wzrokiem. Byłbym bardziej skrupulatny w swojej ocenie. – Pociągnął temat Salieri, całą siłą woli powstrzymując się przed spojrzeniem na DiCarlo. Obaj wpatrywali się w tryskającą wodę z niewielkiego penisa cherubinka wyglądając tak jakby rozmawiali o pogodzie.
– Da się to jeszcze naprawić. Aczkolwiek sądzę, że w pewnych sytuacjach czucie go jest lepsze niż oglądanie.
– Och. Jak najbardziej. To też chciałbym sprawdzić – flirtował Domenico, dając tym samym znać Paolo, że zgodziłby się na więcej niż to co do tej pory wydarzyło się pomiędzy nimi. Na myśl o tym przez jego ciało przebiegła iskra przyjemności. Odwrócił głowę i napotkał spojrzenie tak gorące, że gdyby był z lodu to natychmiast stałby się kałużą leżącą pod nogami mężczyzny. – Wyjątkowo dzisiaj upalnie. Można się rozpłynąć – dodał obojętnie, ale obaj wiedzieli o co tak naprawdę chodzi.
– Jestem tego samego zdania. – Paolo sięgnął do kieszeni i podał monetę Salieriemu.
– To po to, abym w przyszłości wrócił do miasta? – Wziął monetę i przerzucił ją pomiędzy palcami. Potem dmuchnął na nią i wrzucił ją do wody, by dołączyła do tych, które już leżały na dnie fontanny.
– Po to, abyś został. – Tym razem to kucharz napotkał intensywne spojrzenie Domenico i pożałował, że znajdują się w publicznym miejscu. Z przyjemnością nakryłby jego usta swoimi spijając ich smak, a potem zatopiłby się w tym mężczyźnie, który drżałby i jęczał tym swoim chrapliwym głosem będąc oplecionym jego ramionami. Ta myśl pokazała, że wystarczyła mu tylko chwila oderwania się od problemów, by dostrzec, że wciąż jest mężczyzną zdolnym pożądać niemalże do bólu i czuć coś większego niż pragnienia ciała.
Świadomość tego, że spotykałby się z mężczyzną, nie tracąc praw do córki też zwolniław nim wszelkie hamulce. Również w tej kwestii, że mógłby się z kimś związać na stałe. Jakimś dziwnym trafem przy swoim boku nie widział nikogo innego poza mężczyzną stojącym obok. Nie miało znaczenia to, że nawet nie minął tydzień odkąd zna Domenico. Większą wartością było to, że na jego widok czuł mocniejsze bicie serca, ciepło w piersi, chmarę motyli w brzuchu, a chęć bycia przy nim wygrywała nawet z potrzebą gotowania. To dla niego miało bardzo duże znaczenie.
– Do tej pory sądziłem, że wrzuca się pieniądze do fontanny kiedy chce się gdzieś wrócić – kontynuował temat Salieri.
– To nie słyszałeś? – Paolo nachylił się do ucha Domenico. Czując jak włosy mężczyzny łaskotają go po nosie, szepnął: – To inna fontanna. Wyjątkowa. Ta która nie pozwala ludziom wyjechać. Szczególnie takim, którzy uciekli z jednego miejsca szukając drugiego, by spełnić w nim swoje marzenia. Oni zostają na zawsze.
– No tak, faktycznie jest wyjątkowa. – Odwrócił twarz w stronę Paolo sprawiając, że dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Tak łatwo by było teraz go pocałować, pomyślał. Zatrzymał na chwilę spojrzenie na jego ustach, a potem przeniósł je na ciemne oczy kucharza i rzekł bardziej ochrypłym głosem niż wcześniej: – Może na wszelki wypadek powinienem wrzucić kilka monet więcej. Bo myśl „zostać na zawsze” wyjątkowo mi się podoba.
– A może… Może po prostu zostałbyś dla mnie? – zapytał DiCarlo z lekkim strachem, ale pewny był odpowiedzi.
– Chciałbyś tego, Paolo?
Kucharz nie musiał odpowiadać na to pytanie, bo Domenico odczytał wszystko w jego oczach. Właśnie w tej chwili Salieri poczuł niesamowicie mocno, że to nie dom mężczyzny jest jego miejscem na ziemi, tylko ramiona, które wbrew obecności na rynku ludzi, otoczyły go i przyciągnęły do siebie. Skorzystał z tego z całą swoją zachłannością i zakochaniem przeradzającym się w prawdziwą miłość. Jednocześnie bał się tego co się działo, ale nie był w tym osamotniony, bo Paolo równie silnie odczuwał ten strach.

*

Ivo pokazał mamie siedzącej z nim przy stoliku przytulającą się parę.
– Twój szef na to zasługuje – powiedziała ciepłym głosem. – Tak jak i ty synku.
– Może kiedyś. – Starał się opanować zazdrość patrząc na nich, ale nie potrafił, ponieważ chciał tego samego, a na to nie było szans. – Szczęście mi w tym nie sprzyja. – Chwilami sądził, że gdyby się nie malował, nie miał pewnych, tak stereotypowych gestów i zachowywałby się inaczej, to te szanse stałyby się większe. Nie potrafił jednak nie być sobą.
Uśmiechnął się do jedynej kobiety w jego życiu, po czym dokończył swoje lody. Jego mama jadła powoli delektując się deserem, a on jak zwykle wszystko pochłonął.
– Może zjesz jeszcze jeden pucharek? – zapytał odgarniając włosy z czoła. Często to robił, bo wpadały mu do oczu, ale nie chciał ich całkiem ścinać.
– O, nie. Nie zjem więcej. Ta porcja była wystarczająca. Wracając do twojego szczęścia to wierzę, że zacznie ci sprzyjać, a ja to jeszcze zobaczę.
– Bardzo bym tego chciał. – Nie dodał, że bardzo by chciał mieć szansę zwrócenia na siebie uwagi nieznajomego z wczoraj, ale na to możliwości były znikome. Zresztą pewnie mężczyzna już wyjechał. To było bardzo prawdopodobne, bo ostatnio Ivo prześladował tylko pech.
Odwrócił wzrok od mamy w stronę fontanny, ale nie zastał tam znanej mu pary. Zaczął szukać ich rozglądając się po placu rynkowym. Nie wyłapał ich wśród spacerujących ludzi, za to ujrzał kogoś kogo nie oczekiwał. Mężczyzna właśnie wysiadł ze swojego samochodu, który zaparkował w pobliżu. W granatowej koszuli i czarnych, luźnych spodniach wyglądał niesamowicie i Ivo złapał się na tym, że chętnie stałby się ubraniem tego człowieka, po to aby znaleźć się blisko niego.
– Przystojny – stwierdziła mama.
Przystojny skurwysyn, pomyślał dwudziestodwulatek patrząc na mężczyznę idącego w ich stronę. Nieznajomy wpatrywał się w telefon, by po chwili zatrzymać się, by do kogoś zadzwonić. Podczas rozmowy bawił się kluczykami, które trzymał w lewej ręce.
– To ten, o którym wspominałeś?
– Tak, mamo. – Pociły mu się ręce z podenerwowania. Jakaś część niego pytała się dlaczego nie podejdzie do tego człowieka. Jak miał niby to zrobić i co mu powiedzieć? Coś w stylu: „Przepraszam, ale moje serce woła do ciebie. Jak masz na imię?” To by było bardzo głupie.
Chłopak poczuł, że zrobiło mu się o wiele goręcej, a cień padający z parasolki przestał dawać jakąkolwiek ochłodę, kiedy mężczyzna zakończył rozmowę i ruszył w kierunku gdzie Ivo spędzał czas z mamą. To znaczy prawie w jego, bo zapewne celem nieznajomego była lodziarnia, w którą się wpatrywał.
– Pójdę do toalety – powiedziała rodzicielka wstając od stolika.
Zostając sam coraz bardziej denerwował się tym co chciał zrobić. Przez chwilę zrezygnował z tego planu, ale w chwili kiedy mężczyzna przechodził koło niego Ivo podniósł się i obaj na siebie wpadli.
– Przepraszam. – Udał skruchę Moretti. Spojrzały na niego, ciemne oczy były pełne arktycznego chłodu i dwudziestodwulatek nabrał ochoty, aby założyć gruby sweter. – Pan był w Amare. Czy… Czy mogę…
– Możesz zejść mi z drogi? – zapytał z chłodem Fabiano próbując ominąć dziwnego chłopaka. Nie miał czasu, bo w zadaniu jakie wykonywał każda minuta była na wagę złota. Chciał kupić coś do picia zanim uda się na drugie spotkanie.
– Jestem Ivo. – Chłopak nabrał odwagi nie ruszając się z przejścia. – Widziałem cię wczoraj. Jestem baristą w Amare. – Zaklął do siebie w myślach za głupoty, które gadał. Pragnął go tylko zapytać o imię i nic więcej.
Salieri zmrużył oczy i odparł:
– Możliwe. Nie przypominam sobie ciebie. Nie zapamiętuję osób takich jak ty. Szczególnie jeżeli nie zamierzam mieć z nimi nic wspólnego – dodał nie mając pojęcia, że tymi słowami zdruzgotał serce chłopaka, które biło dla niego.
– No tak. – Odchrząknął Ivo. – W każdym razie zapraszam do Amare na kawę – wydusił z siebie odsuwając się.
W chwili kiedy usiadł poczuł złość na siebie, bo znów był głupi i zadurzył się w kimś dla kogo był nikim. Słowa mężczyzny zabolały, ale uśmiechnął się do mamy kiedy wróciła. Zaproponował jej spacer chcąc jak najszybciej zniknąć zanim nieznajomy wyjdzie z lodziarni. Jej teren mogli opuścić już teraz, bo za lody zapłacił wcześniej. Po chwili z mamą trzymającą się jego ramienia powoli ruszyli w stronę fontanny. Gdyby się obejrzał, ujrzałby jak oczy skryte za okularami śledzą każdy jego krok.

8 komentarzy:

  1. Po raz kolejny zawłaszczyłaś sobie moje serce swoim opowiadaniem <3
    Życzę ci dużo weny ~~

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie pamiętam wyglądu Fabiano, a tak się zastanawiam, co to za oczy patrzyły za Ivo :3
    Oo to jest takie intrygujące *-*
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie podoba mi sie to, ze Ivo tak szybko sie zakochal. Wszystko zostalo przedstawione jakby zakochal sie w nim na zaboj i to na dodatek w charakterze. A nie da sie zakochac w kims kiedy sie widzialo te osobe raz i nawet z nia nie rozmawialo. Jak juz to zauroczenie. I jak juz to tylko przez wyglada tego kogos. No nie wiem.
    Poza tym wszystko bylo mile

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Damian, w sumie masz rację, że Ivo się zauroczył, ale dla mnie to jest właśnie zakochanie. Ja rozróżniam kochanie kogoś od zakochania się w kimś. Zresztą wierzę w to, że czasami jedno spojrzenie wystarczy i człowiek jest utopiony. :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Dziękuję za kolejny rozdział :)
    Ivo czeka ciężka przeprawa z Fabiano, on szybko nie wyzna swoich uczuć, oj nie, będzie z nimi walczył, czy Ivo przetrwa tę walkę?
    Ivo ma bardzo ciężkie życie, ale mam nadzieję, że jego mama doczeka spotkania z jego ukochanym :)
    Podobało mi się, jak nasi główni bohaterze wyznali sobie uczucia :) Było to piękne :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. czemu ty z kazdym opowiadaniem zabierasz kawałek mojego serca? zakochuje soe w nich i ne moge zapomnieć. Czy to juz mozna nazwac uzaleznieniem, bo jesli tak to nie chce sie wyleczyć.
    opowiadanie boskie. czutam je i czytam. szkoda mi Ivo zakochał sie a on go rani. mam nadzieje ze to sie poprawi. a teraz przepraszam ale wracam dalej so lektury. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    och wspaniały rozdział, Ivo ma
    wspaniałą matkę, która zawsze wie że coś go martwi, liczę że pozna tego ukochanego... och jak przykro że tak go potraktował ale czyżby jednak Fabian go obserwował, Domenico po takich słowach Paolo nie będzie myślał o wyjeździe...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, bardzo wspaniałą ma matkę Ivo która zawsze wie że coś go martwi... liczę że pozna tego ukochanego doczeka się o momentu kiedy będą razem...  przykro mi, że tak go potraktowal ale czyżby jednak Fabian go obserwował? Domenico po takich słowach Paolo zostanie i nie będzie myślał o wyjeździe...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)