18 listopada 2018

Ucieczka do Limare - Rozdział 6

 Ważna informacja pojawiła się na moim fanpage'u, która dotyczy mojej papierowej, świątecznej książki. Zapraszam do zajrzenia: https://www.facebook.com/Luana-225809461327440/


Zapraszam na kolejny rozdział w którym dowiecie się do kogo dzwonił Domenico. 

Dziękuję za komentarze. :)



Odłożył na bok podpisane dokumenty. Sprawdził e–maile, z których większość była zwykłym spamem, a druga część zawierała zaproszenia na przyjęcia. Wszystko usunął zostawiając tylko wiadomości, na które musiał odpisać i zamierzał to zrobić od razu, by nie mieć zaległości. Dlatego poprosił swoją asystentkę o filiżankę kawy, która była nieodłączną częścią jego życia. Uwielbiał kawę, bez niej nie funkcjonował.
– Panie Salieri, przyszedł pan Falcone – poinformowała kobieta przez interkom kilkanaście minut później.
– Wpuść go i proszę przynieś mi akta sprawy pana Cateno.
– Dobrze proszę pana.
Wysłał ostatnią wiadomość, kiedy otworzyły się drzwi do jego wielkiego, narożnego gabinetu z dwoma oszklonymi ścianami. Do środka wszedł wysoki mężczyzna o szerokich ramionach. Trzyczęściowy szary garnitur leżał na nim idealnie. Bystre oczy lustrowały go, a grube brwi marszczyły się kiedy ich właściciel siadał naprzeciwko.
– Czy ja dobrze usłyszałem? – zaczął przybyły. – Wyjeżdżasz? Fabiano Salieri robi sobie wakacje? W końcu?
– Vittorio, nie błaznuj. Nie wyjeżdżam na wakacje tylko do pracy. Chciałbym abyś zajął się wszystkim do mojego powrotu – przerwał kiedy do gabinetu weszła jego asystentka z dokumentami o które prosił.
– Podać panu coś do picia? – zapytała uprzejmie Vittoria Falcone, który był jej drugim szefem. Starała się przy tym nie zarumienić na widok tego mężczyzny.
– Nie, dziękuję – odpowiedział chłodno nie patrząc na nią tylko na swojego wspólnika. Ciekawiło go dlaczego ten wyjeżdżał, mimo że nigdy tego nie robił. Praca zawsze była najważniejsza.
– Dziękuję, Gisela, to wszystko. – Fabiano poczekał aż kobieta wyjdzie i spojrzał na wspólnika, a zarazem jedynego przyjaciela. – Podobasz jej się.
– Ona mnie nie interesuje – odpowiedział Falcone pochylając się do Fabiano. – Jesteś taki jak ja. Liczy się praca, a nie romanse z asystentkami. Powiedz mi lepiej jakie sprawy odciągają cię od kancelarii?
– Mój brat potrzebuje pomocy i zamierzam mu jej udzielić – odpowiedział Salieri siadając prosto w swoim wygodnym fotelu. W nocy kiedy Domenico do niego zadzwonił, wpierw trudno było mu uwierzyć, że go słyszy. Od kilku dni czekał na wiadomość od niego, ciągle próbując się z nim skontaktować. Miał zamiar dać mu jeszcze trochę czasu, a potem zacząć go szukać. Ze swoimi znajomościami, które zawarł w ciągu kilku lat pracy jako prawnik, odnalezienie go nie trwałoby długo.
– Sądziłem, że wasza rodzina… – zaczął Vittorio, ale przerwał dostrzegając zimno w oczach Fabiano. Nie było to nic nowego, bo piwne oczy mężczyzny zawsze pałały chłodem, ale kiedy pojawiało się w nich coś jeszcze i wiadome było, aby odpuścić. Znał Fabiano od czasów studiów i wiedział jak bezwzględnym prawnikiem potrafi być ten człowiek. Wygrał tyle spraw, że on mógłby jedynie o tym pomarzyć. Doskonały, nie poddający się i idący do celu mężczyzna był idealnym wspólnikiem. Za to jako przyjaciel, prywatnie dosyć trudnym do zrozumienia człowiekiem. Nawet lata znajomości z tym trzydziestoletnim mężczyzną, chroniącym się za prostokątnymi okularami, drogimi garniturami i pracą, nigdy nie pozwoliły mu poznać go do końca. Mimo to ich przyjaźń trwała już długie lata. Vittorio znał kobiety, z którymi spotykał się Fabiano, ale ich znajomości nigdy nie trwały więcej niż dwie noce. W tym względzie byli do siebie podobni. Wiązanie się na stałe żadnemu z nich nie pasowało. Już dawno temu wzięli ślub ze swoją pracą, a drobne romanse odchodziły w zapomnienie, kiedy tylko kobiety, z którymi spędzili noc znikały z ich oczu.
– Moja rodzina nie ma tutaj nic do rzeczy. Nie wiem jak długo mnie nie będzie, więc chciałbym, abyś doprowadził do końca sprawę Cateno. – Salieri wychyliwszy się wziął teczkę z dokumentami i podał ją wspólnikowi. – Pomagałeś mi przy tym, więc wiesz o co chodzi. Rano rozmawiałem z panem Cateno i nie ma nic przeciw temu, że ty to zakończysz. Reszta klientów może poczekać dopóki nie wrócę. – Wstał i podszedł do wieszaka, który stał w rogu gabinetu. Zdjął z niego swoją marynarkę.
– Już wychodzisz?
– Tak. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Również ze swoją rodziną. Potem wyjeżdżam. Zadzwonię do ciebie gdy będę na miejscu. – Założył marynarkę, która tak jak pozostała część granatowego garnituru w prążki, leżała na nim jak druga skóra. Wrócił do biurka. Pochylił się po swoją teczkę i spakował do niej laptopa. – Gdyby coś się działo dzwoń, ale nie wrócę dopóki nie rozwiążę sprawy z bratem. – Spojrzał na przyjaciela. – O co chcesz zapytać?
– Czy to prawda co ludzie mówią, że twój brat i wasza rodzina…
– Wchodzisz na niebezpieczny grunt. Powiem ci tylko, że Domenico zawsze będzie moim bratem. Bez względu na wszystko.
Vittorio poniósł się i podszedł do przyjaciela. Położył rękę na ramieniu niższego od siebie o kilka centymetrów mężczyzny.
– Dobrze wiedzieć, że jest ktoś, kto wzbudza w tobie ciepłe uczucia. Inaczej mógłbym sądzić, że zostawiłeś serce gdzieś w lodach Arktyki. 
– I kto to mówi. – Fabiano odsunął się. Nie lubił być dotykany. – Pod pewnymi względami jesteśmy tacy sami.
– I dlatego jesteśmy idealnymi wspólnikami. – Falcone uśmiechnął się. W tym tkwiła pomiędzy nimi różnica. Dla niego uśmiech był czymś naturalnym. Za to Salieri chyba już nie pamiętał jak ułożyć usta by wywołać na nich ten naturalny gest. Vittorio nie przypominał sobie sytuacji, by coś takiego miało miejsce i czasami zastanawiał się czy to kiedykolwiek się zmieni.
Fabiano posłał wspólnikowi jedno ze swoich chłodnych spojrzeń, po których miało się ochotę ubrać futro i marzyć, by znaleźć się w nim pośrodku tropikalnej wyspy. Potem wziął swoją teczkę ruszając do wyjścia. Nie żegnał się, nie tłumaczył niczego. Falcone doskonale wiedział co robić, a on nie czuł potrzeby kierowania nim jak dzieckiem.
Opuścił swój gabinet będąc myślami przy spotkaniu z rodziną, której za nic w świecie nie zamierzał powiedzieć dokąd jedzie i z kim się spotka. Dla nich Domenico Salieri umarł, ale nie dla niego. Dlatego chwilę później dzwonił do brata informując go, że następnego dnia koło południa dotrze do Limare.

*

Zadowolony z rozmowy z bratem Domenico powrócił do przeglądania dokumentów dotyczących Amare. Zajmował się tym od rana i ciągle nie widział końca swojej pracy. Nie wierzył w to, że Paolo w ciągu kilku miesięcy narobił takiego bałaganu. Wprost nie mieściło mu się w głowie, że mężczyzna nie potrafił zorientować się nawet w zwykłych rachunkach. Gdyby i tak nie wiszące nad DiCarlo kłopoty, to sam by się w nie wpakował, a za jakiś czas mógłby ogłosić bankructwo. To jasno mu mówiło, że Paolo nie nadawał się do zarządzania. Nie znał się na tym w najmniejszym stopniu. Mógł gotować i być w tym mistrzem, ale do prowadzenia Bistro potrzebował kogoś kto się na tym zna. Kogoś takiego jak on, przebiegło mu przez myśli i nie było to wywyższanie, czy chwalenie się. Po prostu miła wydała mu się myśl, że miałby powód, aby zostać. Już przecież kiedy przyjechał do Limare poczuł, że to miejsce byłoby dla niego dobre. Nie musiałby już dłużej szukać, a czuł, że nigdzie nie znalazłby tego co odkrył w tym mieście i domu nad wzgórzem. Potrzebował tylko usprawiedliwienia, aby zostać. Nie ekscytował się tym za bardzo, bo równie dobrze Paolo mógłby go tutaj nie chcieć. Ta myśl w jakiś niepokojący sposób sprawiała mu ból.
– Czy chciałbyś mnie tutaj? – zapytał sam siebie patrząc na jeden z rachunków, ale tak naprawdę niczego nie widząc, bo myślami był gdzieś indziej. Na tyle daleko, że ocknął się słysząc pytanie:
– Ja ciebie? Tutaj?
Domenico uniósł spojrzenie na stojącego przy wejściu mężczyznę. DiCarlo w swoim zwyczajowym stroju kucharza miał uniesione brwi czekając na odpowiedź.
– Nie słyszałem jak wszedłeś. – Salieri poczuł gorąco i miał nadzieję, że jego policzki właśnie nie oblały się czerwienią. Nie zapanował nad swoimi myślami wypowiadając je, co doprowadziło do pytań mężczyzny. Nie zamierzał jednak podkulać ogona i odpowiedział: – Narobiłeś takiego bałaganu w papierach, że nawet jak je uporządkuję, a potem wyjadę, to zrobisz ponownie to samo. Potrzebujesz kogoś kto będzie zarządzał lokalem. Owszem możesz się z czasem wyszkolić…
– Nie zamierzam się uczyć. Nie nadaję się do tego, co ty właśnie robisz.
– Dlatego chcę ci pomóc i chętnie zająłbym się tym na stałe – wypalił wprost, bo obaj zdawali sobie sprawę z tego do czego to zmierza.
– Chcesz, żebym cię zatrudnił? – DiCarlo wszedł głębiej do niewielkiego pomieszczenia i założył ręce na piersi. – Czy może opatrznie zrozumiałem twoje słowa?
– Znasz kogoś kto wyciągnie cię z tego gówna? – Domenico przesunął ręką przez biurko zawalone papierzyskami.
– Nie wiem czy jest sens mnie z czegokolwiek wyciągać. Do końca miesiąca nic nie będzie moje.
– Założymy się? – Salieri wstał, obszedłszy biurko i oparł się o nie pośladkami. Dłonie wsunął swobodnie w kieszenie jasnych spodni.
Paolo nie był pewny czy się śmiać, czy brać tę propozycję na poważnie. Przesunął spojrzeniem po ciele mężczyzny. Domenico tak jak wczoraj, miał na sobie jasne ubrania. Domyślał się, że zakładał je nie po to, aby chronić się przed parzącym słońcem, ale po prostu lubił ubierać się na jasno, niemalże biało.
– Chcesz się założyć, że tego nie stracę? Przegrasz.
– Nie sądzę, Paolo. To co? – Wyciągnął rękę.
DiCarlo spojrzał na jego dłoń, a potem podszedł bliżej i podał swoją. Mocno uścisnęli je, ale kiedy Salieri chciał wyjąć swoją został przytrzymany.
– O co się zakładamy? Jakaś nagroda być musi – powiedział Paolo niemalże szeptem, nie opuszając wzroku z mężczyzny, którego rękę tak dobrze mu się trzymało. Domenico naprawdę miał delikatne dłonie. Dlatego musiał niezwykle mocno odczuwać jego szorstką, stwardniałą skórę.
Młodszemu mężczyźnie serce zaczęło bić zdecydowanie szybciej, a igły przyjemności z dotyku kłuły jego ciało. To był tylko zwykły uścisk, a z nim działo się coś szalonego. Jeszcze nigdy nie przeżył tak silnego odczucia, z tak nikłego powodu i wiedział jedno, nie chciał, aby mężczyzna uwolnił jego rękę. To było lepsze niż cokolwiek innego. Lepsze niż pocałunek, aczkolwiek nie odmówiłby go sobie. Szczególnie kiedy DiCarlo śledząc oczami jego twarz zatrzymał się na ustach. Nie na długo, bo zaledwie na chwilę będącą tylko trochę dłuższą niż mrugnięcie okiem. Poczuł skurcz w brzuchu mając ochotę przyciągnąć mężczyznę do siebie, a potem opleść nogami jego biodra i poddać się jego pocałunkom. Zamiast tego co podsunęła mu wyobraźnia, zrobił coś zdecydowanie przeciwnego. Wysunął swoją dłoń, a potem wrócił za biurko jakby chcąc w ten sposób stworzyć barierę pomiędzy nimi. Dostrzegł zdezorientowanie Paolo, który tak samo jak on czuł, że coś się między nimi dzieje. Za to nie wiedział, że on wolał nie mieszać się w coś takiego, bo znał siebie. Potrafił bez końca zatracić sięw drugim mężczyźnie. Zarówno jeżeli chodziło o seks, jak i o uczucia. Przez to wszystko tylko cierpiał, a tego na swojej drodze w ostatnim czasie miał zbyt wiele.
– Jeżeli wygram, robisz dla mnie kolację nad morzem na plaży. Chcę stołu nakrytego białym obrusem, świeczek, dobrego wina i jedzenia.
– I czego jeszcze? – dopytał Paolo, a prawy kącik jego ust uniósł się nieznacznie.
Domenico ugryzł się w język zanim dodał, że gorącego seksu na plaży, kiedy to fale rozbijałyby się o ich splecione nogi, a po którym pewnie zostaliby aresztowani.
– To już sam wymyśl. Nie trudno mnie zadowolić.
– Zapamiętam to sobie. – Paolo pochylił się opierając dłonie na blacie.
Mógłby wyciągnąć ręce i chwycić mężczyznę za koszulę, a potem przyciągnąć go w swoją stronę. Nie ulegało wątpliwości, że go pragnął. Tym bardziej kiedy to samo pragnienie odczytał z oczu Salieriego. Zanurzenie się w przyjemności z tym mężczyzną byłoby takie łatwe. Nie mógł jednak temu ulec. Pamiętał o córce, którą jej matka i ojczym chcą mu odebrać za to, że lubi mężczyzn. Od tak dawna pilnował się, że nawet nie pamiętał jak to jest czuć męskie ręce na sobie i przyzwyczaił się do tego. Do dnia kiedy w jego domu zamieszkał seksowny mężczyzna, nie myślał nawet o seksie. Od czasu do czasu zadowolił się pod prysznicem i to mu wystarczało. Do czasu. W chwili kiedy prawie się pocałowali, jego ciało przypomniało sobie jak to jest kiedy się kogoś pożąda. Tyko nie rozumiał swojego serca, które biło zdecydowanie za mocno i za szybko przy Domenico, a które chciało po prostu spleść z nim palce, leżeć na kanapie i przytulać się oglądając film. Bał się tego wszystkiego i tego co mogło nastąpić, kiedy by nad sobą nie zapanował. Dlatego też dał mu spokój i wyprostował się.
– Kolacja, plaża, świece. Czemu nie. Ale nie wierzę, że przegram. Nie ma szans.
– Szanse są. Nie stracisz córki i nie stracisz domu oraz Amare. Poczekaj do jutra to dowiesz się dlaczego tak mówię.
– Ten wieczór, czy kolejny. Wszystko jedno. – Odwrócił się by odejść, ale zatrzymał go głos Domenico.
– Jeszcze jedno. Jeżeli wygram będę prowadził biurowe sprawy w Amare, a ty w pełni poświęcisz się temu co kochasz.
DiCarlo obejrzał się na niezwykle pewnego swej wygranej mężczyznę i podziwiał jego optymizm. Nawet przez chwilę pozwolił sobie myśleć, że może się uda. Może on za bardzo widzi wszystko w czarnych barwach.
– Dobra, czemu nie. Za to jeżeli ja wygram, pozwolisz mi wyjechać z sobą tam gdzie nas tylko oczy poniosą. – Nie wyobrażał sobie pozostania w Limare kiedy wszystko by stracił. Szczególnie chodziło mu o córkę. Bez niej nie byłoby nic, co by go trzymało przy życiu.
– Musisz walczyć, Paolo – powiedział Salieri wyczuwając, że kucharz już się poddał. Nawet jeżeli tak było, to on będzie walczył za niego i dla niego. Z jego tajną bronią uda im się. Wprawdzie zdarzało się Fabiano przegrywać, ale wygranych sprawna swoim koncie miał o wiele więcej i wydawało się, że beznadziejnych.
– Staram się. To nie jest takie łatwe. W każdym razie dziękuję, że mi pomagasz.
– Ty możesz pomóc mi w jednym – zagadnął jeszcze Paola. – Poproś Ivo o jego najlepszą kawę.
– Ivo nie ma. Nie przyjdzie do pracy może jeszcze przez dwa, trzy dni. Nie po tym co mu powiedziałem.
– Twoja w tym głowa, żeby przyszedł. Przeproś go. Nie patrz na mnie tak jakby to, co powiedziałem było najtrudniejszą rzeczą na świecie. 
Paolo prychnął nic już nie mówiąc, bo pomysł o przeprosinach wydał mu się niedorzeczny. Na pewno nie zamierzał tego robić. Nie nadawał się do tego. Może i potraktował chłopaka za ostro, ale nie jego winą było to, że Ivo nie potrafił zejść mu z drogi. Chciał kogoś zranić, by nie musieć samemu cierpieć i zrobił to. Ścisnęło mu się serce na wspomnienie jak dwudziestodwulatek uciekł z płaczem. Nie poczuł się po tym lepiej. Żałował, że Salieri przypomniał mu o nim.
Domenico patrzył jak mężczyzna wychodzi. Najchętniej poszedłby za niego do Ivo, ale nie znał chłopaka, nie miał pojęcia gdzie mieszka i to nie było jego zadanie. W jakiś sposób czuł, że Ivo należał do Amare i chłopak musiał tu wrócić. Tak samo jak on chciał tu zostać. Może i podstępnie wyprosił swoją nagrodę w zakładzie, ale zrobił to dla nich obu. Po prostu to było silniejsze niż cokolwiek innego, a co podpowiadało mu serce. Przegrana nie wchodziła w grę. Inny głosik w nim zapytał się go, a co jeżeli stanie się wręcz przeciwnie. To i tak wygra, bo Paolo wyjedzie z nim i razem będą szukać swojego miejsca na ziemi.
– Razem? Za dużo byś chciał, Domenico. Zdecydowanie za dużo – szepnął do siebie powracając do piętrzących się rachunków.

*

Ivo Moretti siedział w swoim ulubionym miejscu na skałach ze szkicownikiem w jednej dłoni i ołówkiem w drugiej. Wiatr biegnący z nad morza muskał jego czarno-białe włosy lekkimi podmuchami. Chłopak wpatrywał się w widok, by co jakiś czas nanosić na powstający rysunek linie, które miały imitować wodę. Nie był z niego zadowolony, więc co chwilę poprawiał swoje dzieło, by dojść do perfekcji. Nie wychodziło mu to, przez co coraz bardziej denerwował się mając ochotę wyrwać kartkę i ją zmiąć. Od dawna mu się to nie przytrafiło, ale dzisiaj nie potrafił skupić się na rysunku. Za dużo się wczoraj wydarzyło, a nigdy nie wierzył w to, że nieszczęścia chodzą parami. Najpierw jego szef, który był dla niego wzorem i w którym dawno temu się podkochiwał, wściekł się na niego wyzywając od najgorszych. Wypomniał to, że maluje się i farbuje włosy jak kobieta, a przecież zawsze mówił, że nie ma nic przeciwko. Tymczasem nazwał go dziwakiem, a on w ten sposób stracił drugie miejsce, w którym czuł się dobrze. Potem spotkały go kolejne przykrości i przez to z samego rana przyszedł tutaj, w miejsce odosobnione, gdzie z góry mógł obserwować wodę, wyciszyć się, rysować i być sobą chociaż przez chwilę. Poza tym przyzwyczajał się do samotności. Przecież tak spędzi życie. Dziwak taki jak on, w małym miasteczku nie znajdzie mężczyzny ze swoich snów i marzeń. Samotność przecież nie jest taka zła, pomyślał.
Narysował nową linię mającą sprawiać wrażenie, że patrząc na rysunek widziało się poruszającą na nim wodę. Do niej dołączyła kolejna nie sprawiając mu zadowolenia. Chwycił ołówek ustami i złapał palcami kartkę chcąc ją wyrwać.
– Nie robiłbym tego, bo będziesz żałować. – Usłyszał za sobą. – Rysunek jest piękny. – Paolo zrobił kolejny krok i pochylił się, by wyjąć ołówek z ust chłopaka. Usiadł obok niego na trawie opierając łokcie o zgięte kolana.
Ivo wpatrywał się milcząco w przybysza, zastanawiając się jak głęboko musiał się zamyślić, aby nie usłyszeć, kiedy ten się zbliżał. Ewentualnie to szum morza zagłuszył jego kroki.
– Co tu robisz? – zapytał. Nie pytał o to skąd Paolo zna to miejsce. Kucharz i mama byli dwójką osób, która wiedziała gdzie mogą go znaleźć. Nikomu więcej, kogo znał nie powierzył tej tajemnicy.
– Nie przyszedłeś do pracy. – Nie patrzył na chłopaka. Wstyd mu było.
– Nie myślałem, że jeszcze mam pracę. Oddaj mi ołówek. – Miło mu było, że DiCarlo przyszedł do niego.
– Nic nie sprawi, abym cię zwolnił. Potrzebujesz tej pracy, a ja wybitnego baristy. Myślę, że tworzymy dobry zespół. – Spojrzał na Ivo oddając mu przy okazji skradzioną rzecz, za pomocą której Moretti rysował swoje cuda, które pozostawały, a nie były tak ulotne jak rysunki na kawie.
– Kucharz i dziwak. Niezłe połączenie. – Zaśmiał się smutno. Odważył się popatrzeć na Paolo, kiedy ten warknął, aby tak siebie nie nazywał. – Dlaczego? Dla wielu taki jestem. Kocham się malować. Czarna kreska, w której chodzę do pracy i którą mam dzisiaj to nie wszystko. Z daleka widać, po moim zachowaniu, że jestem prawie stereotypowym gejem. Ostatni facet, z którym się spotykałem, zerwał ze mną wczoraj przez SMS–a. Napisał, że szuka męskiego geja, a nie baby z fiutem. Ale nie bolało. Bo mi nie zależało. Po prostu seks z nim był dobry i tyle – rozgadał się, bo tego potrzebował, a wbrew pozorom to właśnie DiCarlo zawsze potrafił go wysłuchać. – Wiesz co jest najśmieszniejsze? Też chciałbym w swoim życiu spotkać męskiego homo faceta. Takiego, przy którym mógłbym być sobą, a nie udawać. Który także byłby niesamowicie uległy i również dominujący w łóżku i dla kogo byłbym wyjątkowy.
– A Domenico ci się nie podoba? – zadając to pytanie DiCarlo już tego pożałował. Na samą myśl, że ten mężczyzna należałby do kogoś innego czuł zazdrość.
– Nie. Nie w ten sposób. Dlatego rysuję mu na kawie łabędzia. Mógłby być dobrym przyjacielem. Facet, który podbije moje serce dostanie kawę z rysunkiem serca. Jeszcze nikomu takiej nie dałem.
– Dasz – odpowiedział Paolo wyciszając się podczas rozmowy z Ivo. Przy nim nie musiał dużo mówić. Chłopak gdy się rozgadał, to mówił cały czas. Potrafił też milczeć. Szczególnie wtedy kiedy rysował. Tak jak robił to teraz skupiając się całkowicie na swoim dziele. Podobało mu się to co tworzył, więc nie wiedział dlaczego Moretti chciał wcześniej zniszczyć rysunek.
Poczekał aż skończy, a potem klepnął go ręką w plecy przez co Ivo się skrzywił. To zaniepokoiło Paolo. Nie pytając o nic przekręcił się bardziej w jego stronę i po prostu podniósł mu koszulkę na plecach. Zaklął widząc ogromny, nowo powstający siniec. Dość duży, by wiedzieć, że Ivo nie zrobił sobie tego przypadkiem.
– Nic nie mów. – Moretti odsunął się poprawiając koszulkę.
– Kiedy ci to zrobił?
– Mój brat...
– Nie broń go.
– Po prostu mnie popchnął i tyle. – Zamknął szkicownik. – Nie chcę o tym myśleć. Nino jest porywczy. Łatwo się denerwuje, a wolę, aby uderzył mnie niż mamę. Jest za słaba, aby znieść jego ciosy. – W oczach chłopaka pojawiły się łzy, kiedy spojrzał na Paolo.
Nie musiał nic mówić, DiCarlo zrozumiał, że z Chiarą Moretti jest źle. Kobieta miała nowotwór i dzielnie walczyła z nim przez lata robiąc to dla synów, których sama wychowywała.
– To ostatnie stadium – szepnął chłopak wpatrując się w morze. Po chwili poczuł obejmującą go rękę. Skorzystał z okazji i przytulił się bokiem, kładąc głowę na ramieniu mężczyzny. Starał się nie myśleć o przyszłości. Jednego czego był pewny to tego, że da sobie radę, bo obiecał to mamie. Lepiej by było gdyby przy jego boku ktoś stał, ale na to nie liczył. Jakoś nie wierzył, że nagle stanie się cud i spotka mężczyznę ze swoich marzeń, który pomoże mu przetrwać chorobę mamy i to co najgorsze, czyli jej śmierć, oraz ochroni go przed coraz bardziej agresywnym bratem. Bratem, który go kiedyś zabije. Bratem dla którego nie znaczy więcej niż śmieć i który go nienawidzi za jego orientację i w ogóle za to, że się urodził.
– Słuchaj, Ivo… – odezwał się jakiś czas później Paolo, kiedy wciąż siedzieli blisko siebie. – Nie umiem przepraszać, ale…
– Spoko, przeprosiny przyjęte. Jeżeli mogę wrócić do pracy to tym bardziej.
– Dla mnie możesz przyjść do pracy i w sukience – zażartował kucharz i zamarł, kiedy chłopak się odsunął i patrząc na niego z powagą w oczach powiedział:
– Naprawdę? Jesteś taki kochany. Tylko będziesz mi musiał pomóc wybrać krój, bo nie chcę rozkloszowanej, by mnie nie pogrubiła.
– Żartujesz prawda?
Ivo wzruszył ramionami i wstał. Plecy go bolały, ale był do tego przyzwyczajony. Spojrzał z góry na wpatrzonego w niego, zszokowanego mężczyznę.
– Może tak, może nie. – Mrugnął do niego. – Pora wracać do pracy. – Zanim odszedł, otworzył szkicownik i wyrwał rysunek, który kilka minut temu skończył. – To dla ciebie. Niech ci się przypomina ta chwila. – Zaśmiał się, a potem odszedł zdecydowanie w lepszym nastroju.
To w nim podziwiał Paolo. Cokolwiek by nie działo się w życiu Ivo, to chłopak nadal potrafił się śmiać. Zazdrościł mu tej siły i wiary. Powinien się od niego uczyć. Szczególnie tego, żeby umieć śmiać się przez łzy oraz nie poddawać się tak łatwo.
Spojrzał na otrzymany prezent i uśmiechnął się. W dole rysunku z prawej strony znajdował się podpis jego baristy oraz dopisek „Dla Przyjaciela”.
– Żartowałeś z tą sukienką, co nie? – zapytał, ale nikt mu nie odpowiedział poza hulającym wietrzykiem.

14 komentarzy:

  1. Wspaniale było poznać kolejnych bohaterów tej historii. Fabiano ma przysłowiowo serce z kamienia, ale myślę, że spotka kogoś, kto narysuje mu na kawie serce i razem znajdą ukojenie w swoich ramionach i będą mogli być sobą :)
    Paolo i Domenico, cóż rzec chemia krąży między nimi, a ich zakład jest bardzo interesujący i myślę, że obaj wygrają ;)
    Dziękuję za Twoją pracę :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział, już można poznać bohaterów kolejnej opowieści - nie, nie czytałam, ale znam Twoją twórczość. Nic nie jest przypadkowe :) Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam że to tu komentuje ale niekoniecznie chce żeby każdy na fb widział że czytam gej opowiadania.
    I bardzo bardzo cieszę się z tej książki już nie mogę się doczekać premiery ale chciałabym się dowiedzieć ile stron będzie miała książka??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, można i tu komentować, bo rozumiem jak to jest. Książka będzie miała jakieś 180 stron.

      Usuń
    2. a będzie możliwość kupienia książki z ebookiem?? a jeżeli tak to ile by to kosztowało?

      Usuń
    3. Pewnie tak. A ile by to kosztowało to nie wiem. Jeszcze ebook nie został wyceniony. Trzeba czekać do premiery. :)

      Usuń
  4. z niecierpliwością czekam na dalesze losy bohaterów, bo historia jest bardzo intrygująca

    OdpowiedzUsuń
  5. czy będzie przedsprzedaż "Świąteczne życzenie"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjątkowo nie będzie przedprzedaży. Książkę będzie można kupić już w dniu premiery, która mam nadzieję, że jak drukarnia czegoś nie zepsuje to będzie już za kilka dni. :)

      Usuń
  6. Jak zawsze wspaniały rozdział. Szkoda mi Iwo. Ma duży problem z bratem i jeśli nie dostanie odpowiedniej pomocy to się może źle skończyć. Niestety przemoc miewa różne oblicza i czasami nawet prowadzi do tragedi.
    Po za tym jestem ciekawa zakładu.Kto wie jak to się skończy. Może nawet bardzo ciekawie dla tej dwójki?
    Czekam na kolejną część. A może z okazji świąt jakaś mała niespodzianka?
    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planowałam prezent na święta, ale nie dam rady. Za późno już, aby cokolwiek napisać, a i tak obecny tekst ledwie ciągnę. Także nie planuję żadnych niespodzianek. :)
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. Mega *_* Czekam na dalsze rozdziały ;D
    Pozdrawiam i weny życzę :)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka,
    wspaniale, Fabiano tp ma serce z kamienia, ale może pewien barista je rozgrzeje... bardzo smutna to historia Ivo ale widać że jednak się nie poddaje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejka,
    cudownie, ale Fabiano to ma serce chyba z kamienia... ale mam nadzieję, że pewien barista je rozgrzeje... historia Ivo bardzo smutna, ale nie poddaje się...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)