Ja nadal uziemiona z nogą w gipsie. Z tatą coraz gorzej, a wydawało się, że będzie coraz lepiej. Stan się pogorszył i to bardzo. Czyli i mnie wciąż nie wesoło. Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze.
Kaszel, który dobiegał do uszu Jaemina z sąsiedniego
pokoju, sprawiał, że miał ochotę tam wpaść i jeszcze raz powiedzieć ojcu
swojego dziecka, jak głupio i nierozważnie postąpił. Nie mógł jednak tam wejść,
bo Daesoon był chory, a on musiał uważać, aby się nie zarazić. Wczoraj chłopak
miał bardzo wysoką gorączkę, został wezwany lekarz. Niby to było tylko ostre
przeziębienie, ale groziło mu zapalenie oskrzeli. Wszystko przez to, że był
idiotą, pomyślał Lee.
Spakował się do szkoły. Musiał iść, bo za dwa tygodnie
miała być matura i nie chciał stracić ani dnia. Na szczęście z Daesoonem
zostawał pan Kim, który ze względu na syna
wziął sobie wolne. Szkołą w tym czasie miał zająć się wicedyrektor. Od
czegoś przecież był.
Ponowny kaszel sprawił, że Jaemin pokręcił głową i wyszedł z pokoju.
Zapukał do sąsiednich drzwi i uchylił je. Daesoon leżał na łóżku w rozkopanej
pościeli.
–
Twój tata zaraz będzie – powiedział ciężarny
chłopak. – Przykryj się.
– Gorąco mi. –
Zachrypnięty głos chłopaka ledwie pozwalał mu
mówić.
– Ale się przykryj.
– To mnie okryj.
Jaemin przewrócił oczami.
– Głupi jesteś i
tyle. Wiesz, że ze względu na dziecko nie mogę do ciebie wejść.
– Masz maseczki.
–
Ale nie będę ryzykować. Poza tym idę do szkoły. I przykryj się –
rozkazał. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy chłopak go posłuchał. – No.
– Mamuśka się z
ciebie robi.
– Nie przeginaj.. –
Zamknął drzwi i poszedł dokończyć przygotowania do szkoły.
Tata
Daesoona przyszedł punktualnie, by zaopiekować się synem. Jaemin pokazał mu,
gdzie wszystko jest i dał listę, na której spisane były leki, ich dawki oraz
pory podania.
–
Dobry z ciebie chłopak – przyznał Kangsoon.
– Naprawdę nie jest
pan zły, że Daesoon popełnił taki błąd i to ze
mną?
–
Mój syn od zawsze wymykał się z ram
tradycji, tego, co właściwe, a co nie. Dobrze go znam i nie miałem co do niego
wielkich planów. W przeciwieństwie do mojej żony, która już wybierała mu
najlepszą osobę do poślubienia. Widziała już jego życie ułożone według jej
planów. A to, że to właśnie ty spodziewasz się dziecka mojego syna, sprawia, że
jestem z tego
dumny. Jesteś dobrym chłopakiem, Jaemin, i najlepszym, co się Daesoonowi
mogło trafić. Uspokoisz go.
–
Ale wie pan, że my nie jesteśmy
razem? – Zastanawiał się, czy tego by chciał i ciągle wychodziło mu na to, że tak.
–
Wiem. Ale jestem dobrej myśli. –
Kangsoon Kim uśmiechnął się do chłopaka. – Idź do szkoły, bo się spóźnisz.
–
Tak. Dziękuję. – Ukłonił się.
Cieszyło go to, że tata Daesoona go lubi. Wychodząc z domu, położył rękę na
brzuchu. Jego dziecko będzie miało fajnego dziadka. To mu przypomniało o babci.
Musiał do niej zadzwonić i poinformować, że zostanie prababcią. Nie miał
pojęcia, jak mama jego mamy to przyjmie. Przecież będzie miał nieślubne
dziecko. Wierzył jednak w jej dobroć, która z niej biła. Na początku ciąży
przecież myślał, by u niej zamieszkać. Nie zastanowił się wtedy, jak kobieta by
go przyjęła. Zanotował sobie w głowie, żeby do niej po południu zadzwonić. Może
nie zapomni w natłoku zajęć, które miał dzisiaj. Nie dość, że czekały go
lekcje, to jeszcze zajęcia pozalekcyjne. Wróci do domu dość późno.
Doktor Kwon mówił mu, żeby się nie przemęczał, ale to już
niedługo potrwa. Na studia i tak nie będzie na razie mógł iść, więc po
zakończeniu szkoły po prostu odpocznie. W ich świecie ciężarna osoba bez
względu na płeć miała dużo przywilejów, jeżeli chodziło o odpoczynek, wolne
dni. Zamierzał z tego skorzystać, bo najważniejsze było dziecko.
~*~
– Wiesz, że dzisiaj
dyrektora nie ma w szkole? – zapytał JunHo.
–
Tak, jest u mnie domu, opiekuje się
tym idiotą od siedmiu boleści – burknął Lee, nie unosząc wzroku znad książki.
–
Jakim idiotą? – Klapnął obok
Jaemina na podłodze. Znajdowali się na szkolnym korytarzu, czekając na czwartą lekcję.
–
Daesoon – odpowiedział krótko. –
Rozchorował się przez swoją własną głupotę, więc jest idiotą.
– Racja,
wspominałeś o tym.
–
Kim nie mógł zostać sam, więc tylko
jego tata mógł się nim zająć. – Zamknął książkę. – Wciąż mam ochotę walnąć go w
ten jego zakuty łeb. Co on sobie myślał?
–
A ty co myślałeś, szukając go w
deszczu, zimnie? – JunHo wbił spojrzenie w twarz przyjaciela.
Jaemin odchylił głowę, opierając ją o ścianę.
–
Chciałem, aby wrócił do domu.
Powiedział wiele przykrych rzeczy, ale… – Przymknął powieki. – Kiedy zobaczyłem
go takiego kruchego, jedyne czego chciałem to zabrać go do domu.
–
Miłość z człowiekiem robi dziwne
rzeczy. Miłość szybko wybacza. Za szybko. Jaemin słysząc to, otworzył oczy i
skierował je na Cheonga.
– Czy to nie jest głupie?
–
To jest właśnie dobre. Do pewnego
stopnia, bo nie zawsze da się wybaczyć. Choćby zdradę. Ale i to wybaczają. Tak
mówi moja mama. Kochasz go, prawda?
Lee ukrył w dłoniach twarz, by po chwili przesunąć je po
włosach, burząc staranne uczesanie.
–
Przecież wiesz. Mówiłem ci. Nigdy
nie przestałem go kochać. Mogłem to tylko w sobie zamknąć, ale nie na długo.
Będę miał z nim dziecko, to też coś znaczy. Ale nie jest tak, że nie jestem na
niego zły za to, co powiedział. Chciał, aby nasze dziecko umarło.
– Czy nadal tego chce?
–
Przeprosił mnie i powiedział, że go
chce. – Dotknął brzucha. – To jedyne, co ma. Nie chce, abym odbierał mu
dziecko. Nie mógłbym tego zrobić. Były chwile, że chciałem go odciąć, ale nie
mogę. Nasz syn lub córka ma prawo
znać drugiego tatę, a Daesoon… Ma prawo być ojcem tego dziecka. Nawet jeżeli
mnie nie lubi. – Ukłucie bólu znów wróciło.
–
Wątpię w to.
–
Zaraz lekcja. – Jaemin podniósł się
z podłogi i otrzepał mundurek z kurzu. Niedługo, jak mu brzuch urośnie, czego
nie mógł się doczekać, siedzenie na podłodze nie będzie wskazane, bo później z
niej nie wstanie. Zaśmiał się w duchu do siebie, wyobrażając to sobie. Humor od
razu mu się poprawił.
–
Hej, Lee. – Szybkim krokiem podeszli
do nich Hooyun Park i WooJong Gim. Ten drugi, który szybko oddychał, jakby
przed chwilą biegł, zapytał: – Co z Daesoonem? Wiemy, że u ciebie mieszka.
– Jest chory. Przez
kilka dni nie będzie go w szkole.
– Możemy go
odwiedzić? – zadał pytanie Park.
– Jutro, ale
przynieście maseczki. Wirus, który go dopadł, jest dość zaraźliwy.
–
Super, dzięki. To co, idziemy na
lekcje? – zapytał Gim, najbardziej gadatliwy chłopak szkole.
Jaemin uniósł brwi w niemym pytaniu. Jak to, razem? Czy
przygarnięcie pod dach Daesoona oznaczało adoptowanie jego kumpli? Nie miał
pojęcia czy to dobrze, czy źle. Nie mógł jednak zabronić im odwiedzać Kima.
–
A jak dziecko? Dobrze się czujesz?
– pytał WooJong. – Gdy mój brat był w ciąży, ciągle rzygał…
–
Stop! – Lee powstrzymał chłopaka
przed mówieniem o takich rzeczach. To zawsze sprawiało, że oczami wyobraźni za
dużo widział i wtedy go mdliło. Wolał, aby śniadanie zostało tam, gdzie powinno
być. Dzięki witaminom, lekom i ciastkom ryżowym, które sprawiały cuda, poranki
przebiegały łagodnie, ale tak się nie działo, kiedy ktoś mówił mu o pewnych
rzeczach. – Nie mów o czymś takim.
–
Rozumiem, mój brat też nie chciał o
tym słyszeć. Ma córkę, która ma teraz cztery lata, i jego chłopak obecnie
spodziewa się dziecka. Szkoda, że mieszkają po drugiej stronie kraju, ale wiem
coś o takich rzeczach, więc jakbyś potrzebował coś wiedzieć, to pytaj.
Lee przez chwilę stał nieruchomo, patrząc na Gima,
zastanawiając się, w jaki sposób zyskał
nowego kolegę.
–
Dzięki – wydusił z
siebie.
–
No spoko. Zawsze cię lubiłem. –
WooJong poklepał Jaemina po ramieniu, zanim udali się na kolejną lekcję.
Jaemin wciąż nie wyszedł z szoku, nawet kiedy wszedł do klasy i
usiadł w ławce.
~*~
Wrócił do domu, kiedy już było ciemno. Zmęczenie dawało
o sobie nieźle znać. Mówiło mu to, że musi zwolnić. Ale już niedługo. Napisze
egzamin końcowy i będzie miał spokój. W domu była jego mama i od razu
zauważyła, że syn jest wykończony. Gdy się przebrał, podała mu jego ulubioną
zieloną herbatę i coś do jedzenia.
– Dziękuję. Jak Daesoon?
–
Uparty i marudny. Ciągle o ciebie
pytał. Był chyba niezadowolony, że tak długo cię nie ma. Mówił, że musisz
zwolnić. Dziecko jest najważniejsze.
– Wiem o tym. –
Napił się i odstawił kubek. – Sądzisz, że mógłbym do niego pójść?
– To nie jest dobry
pomysł. Jesteś w ciąży…
–
O tym
doskonale wiem. Wezmę maseczkę. – Chciał go zobaczyć. Pod koniec dnia
zaczął za nim tęsknić. – Muszę mu powiedzieć, co było na lekcjach i że jutro
przyjdą do niego jego koledzy.
–
Zjedz najpierw. On już jadł
kolację. Nudzi się. Gra na telefonie. Kangsoon zrobił nam zakupy – poinformowała, otwierając lodówkę. – Znów ponowił to, że nie pozwoli, abyśmy
utrzymywali jego syna. Rozmawialiśmy też o studiach Daesoona. Jego
tata pokryje wszystkie koszty. Problem w tym, że chłopak nie umie zdecydować,
gdzie chce iść.
–
Podobno wiedział. Nieraz słyszałem,
jak mówi kolegom, że wyjedzie do wielkiego miasta. – Rozpakował pałeczki. Nie
był za bardzo głodny, ale musiał jeść. Ostatnio wiele rzeczy „musiał”.
–
To było, zanim zaszedłeś w ciążę. –
Usiadła przy stole i popatrzyła na syna poważnie. – Jaki by on nie był, nie
zostawi ciebie i dziecka.
– Nie jesteśmy razem.
–
Nie. Ale myślę, że coś zrozumiał i
poczuł się odpowiedzialny za was. Wiem, że dzisiaj długo rozmawiał ze swoim
tatą. Chce zostać i studiować gdzieś w pobliżu.
Jaemin nie mógł powiedzieć, że go to nie ucieszyło.
Martwił się tym, że chłopak wyjedzie, a on będzie musiał sobie radzić sam. To
prawda, że ma mamę, ale to Daesoon jest ojcem jego dziecka i co by nie mówił,
potrzebuje jego wsparcia. Poza tym dobrze mu było, gdy chłopak był obok.
Wnerwiał go, czasami mówił przykre rzeczy, ale nie wyobrażał sobie, że
zostaliby na dłużej rozdzieleni. Już dzisiejszy dzień w szkole mu to udowodnił.
Zawsze Kim gdzieś był, przewijał się, mógł go zobaczyć, a dzisiaj nie było na
to możliwości. Dlatego kiedy tylko zjadł, wziął maseczkę i zapukał do jego
pokoju.
– Mogę? – zapytał,
gdy wsunął głowę do środka.
– Rano mówiłeś…
– To było rano. Mam
maseczkę. – Wskazał na twarz. – Będę tylko chwilę.
–
Pewnie chcesz pogadać. Ale nie mogę
dużo mówić. Gardło mnie boli. – Poprawił się na łóżku, uprzednio odłożywszy telefon.
Lee, po tym jak wszedł do pokoju, nie miał pojęcia, co
powiedzieć i co w ogóle tutaj robi. Przecież nie przyzna się, że chciał go
tylko zobaczyć. Przysunął sobie krzesło do łóżka i usiadł na nim.
–
Nie zapomniałeś o
lekach?
– Mój tata i twoja
mama skutecznie o to zadbali. Faszerują mnie, czym tylko mogą.
–
Nie czym mogą, tylko tym, co
przepisał ci lekarz. WooJong i Hooyun jutro do ciebie przyjdą. Pomyślałem, że
chciałbyś się z nimi zobaczyć.
–
Nadal jesteś na mnie zły za to, co
powiedziałem? – zapytał Daesoon. Martwił się, że chłopak nie wybaczy mu jego słów.
–
Dlaczego nie chcesz wyjechać na
studia? – zapytał w tym samym czasie Jaemin. Obaj popatrzyli na siebie i
roześmiali się.
–
Ty pierwszy odpowiadasz – zarządził Kim.
Lee wstał i podszedł do okna. Opuścił rolety. W pokoju
świeciło się światło i z zewnątrz bez problemów można było zobaczyć, co dzieje
się w środku.
–
Jeszcze jestem. – Spojrzał przez
ramię na chłopaka. – Ale to nie jest złość. Nie wiem, co to jest. Nie jest to
już ważne, bo wiem, że tak nie myślisz. – Położył dłonie na brzuchu, odwracając
się do chłopaka. – Nie myślisz tak, prawda?
–
Nie. Już nie. Nie chcę wyjechać, bo
nie chcę was zostawić. Chyba że pojechałbyś ze mną.
– Nie zostawię mamy.
–
Dlatego podjąłem decyzję, że też
zostaję. Będę dojeżdżał na uczelnię. Na studiach jest luźniej, więc będzie
więcej wolnego czasu i… – przerwał, bo zaczął kaszleć. Odwrócił się i wcisnął
twarz w poduszkę. – Lepiej idź, naprawdę nie chcę cię zarazić.
Jaemin skinął głową i wyszedł. Udał się do łazienki,
gdzie pozbył się maseczki i umył ręce.
Przypomniał sobie, że miał zadzwonić do babci. Dlatego wróciwszy do swojego
pokoju, położył się na łóżku i skontaktował z drugim członkiem rodziny, by
powiedzieć o dziecku.
–
Babciu, to ja. – Uśmiechnął się na serdeczne powitanie.
~*~
Powoli mijały dni. Daesoon wyzdrowiał, co cieszyło nie
tylko samego chłopaka, ale i Jaemina. Nareszcie mogli widywać się ciągle,
spokojnie dogryzać temu drugiemu. Co ich obu zaskakiwało to to, że te drobne
złośliwości przybierały bardziej formę żartu niż obrazy. Koledzy Kima często
wpadali i próbowali się zaprzyjaźnić z Jaeminem. Chłopaka to coraz bardziej
zaskakiwało i chwilami myślał, czy aby nie przeniósł się do równoległego
świata.
Z dzieckiem także było wszystko w porządku. Rozpoczął
się trzeci miesiąc ciąży. Daesoon jeździł z nim do lekarza i zachowywał się jak
przykładny partner, mimo że nim nie był. Często wypytywał lekarza o różne
rzeczy i nieraz wizyty się przedłużały, ku niezadowoleniu innych pacjentów.
Doktor Kwon był bardzo zadowolony z zainteresowania Daesoona. Często
podkreślał, że mało chłopaków w jego wieku jest tak dojrzałych. Zdarzało się,
że podczas wizyt schodzili na prywatne tematy i Jaemin cieszył się, że ma tak
młodego lekarza. Bardzo się do niego zbliżył i mógł powiedzieć, że byli na
stopie przyjacielskiej. Gdy byli sami, mówili sobie po imieniu. Jedno tylko nie
dawało spokoju Lee. Lekarz nieraz podkreślał, jak ważne jest to, że Daesoon nie
odrzucił jego i dziecka. Był przy tym wesoły, ale w jego oczach czaił się
smutek. Podejrzewał, że w życiu doktora musiało wydarzyć się coś bolesnego.
Dlatego Kwon tym bardziej chciał im pomóc, wspierał. Jaemin nie znał lekarza,
który by taki
był. Doktor Jijang Kwon był jedyny w
swoim rodzaju i miał tajemnicę, którą Lee chciałby poznać. Nie zadawał jednak
pytań o prywatność Jijanga, bo uważał, że mu nie wypadało tego robić. Nie
chciał też przywoływać smutnych wspomnień. Miał fantastycznego lekarza, któremu
ufał, i wyglądało, że Daesoon także to czuje w stosunku do młodego mężczyzny.
Sytuacja z mamą Kima nic się nie zmieniła. Kobieta nadal
udawała, że nie ma syna. Za to jego tata bardzo im pomagał i był z mamą Jaemina
na drodze ku dobrej przyjaźni. Natomiast babcia chłopaka z początku
zdenerwowała się, że jej wnuk jest sam i spodziewa się dziecka, ale później
zaakceptowała go i zapraszała, aby ją w końcu odwiedził. Lee obiecał, że
przyjedzie do niej na kilka dni, ale nie wiedział jeszcze, kiedy to zrobi.
Rok szkolny dobiegł końca i nadszedł dwunasty listopada.
Pełen nerwów i napięcia najważniejszy dzień w życiu. Egzamin końcowy odbywał
się właśnie tego dnia i każdy, nie tylko uczeń, ale nauczyciele i bliscy
maturzystów, denerwował się. Każdemu zależało na zdaniu i otrzymaniu jak
najlepszego wyniku. Daesoon tego dnia był szczególnie drażliwy i Jaemin
schodził mu z drogi. Nie chciał, aby znów się pokłócili. Ostatnie dni były
naprawdę dobre i chciał, aby tak pozostało. Też się denerwował, ale ze względu
na dziecko musiał nerwy trzymać na wodzy.
O wyznaczonej godzinie pojawili się w szkole i zasiedli
do egzaminów. To, jaki wynik osiągną, decydowało, jakie drzwi uczelni zostaną
przed nimi otwarte. Jaemin jeszcze na początku drugiego semestru bardzo się
starał uczyć i to było dla niego najważniejsze. Chciał być najlepszy, ale potem
ciąża wszystko zmieniła. Zrozumiał, że są rzeczy ważniejsze od uczelni, nauki i
bycia najlepszym. Oczywiście nadal zamierzał się starać i chciał zdać ten
egzamin najlepiej, jak potrafił, ale nie on był najważniejszy. Liczyło się
tylko maleństwo, które nosił pod sercem.
Dzisiaj rano, gdy się ubierał, stwierdził, że ma problem
w zapięciu spodni od ubrania, które
specjalnie zostało kupione na ten dzień. Cieszył się jak głupi, bo to
oznaczało, że jego dziecko rośnie. Niby jeszcze nie było nic widać, ale za
kilka tygodni każdy będzie wiedział, że jest w ciąży. To oznaczało, że musi
kupić sobie nowe ubrania. Oznaczało też częstsze zmęczenie, ale i radość. Było
jeszcze coś, co go zawstydzało. Miał coraz większą ochotę na seks. Lekarz na
początku mówił mu, że tak będzie. Apetyt na przyjemności cielesne będzie rósł i
go to krępowało. Samo zaspokajanie nie zawsze przynosiło ulgę. Było puste,
nijakie, a jego ciało chciało czegoś więcej. Zdradził się z tym przed przyjacielem i okazało się, że
dla JunHo było to takie łatwe. Chłopak powiedział mu, że ma przecież Daesoona.
Nawet sobie tego nie wyobrażał… Będąc szczerym, za często to sobie wyobrażał,
ale nie mógłby go o to prosić.
Prędzej zapadłby się
pod ziemię. Co
miałby mu powiedzieć?
Zaprosić na seks,
poprosić, aby się z nim kochał – co z
tego, że każda myśl o tym sprawiała, że ciało Jaemina krzyczało głośne „Tak” –
a może miałby go błagać? Nigdy w życiu, tym bardziej że Kim nie patrzył na
niego w ten sposób. Da sobie radę. Wierzył, że wytrzyma. Zresztą nie było
jeszcze tak źle. To były tylko etapy, jakby cykle, kiedy ochota na zbliżenie
wracała.
Szkoda, że z biegiem dni, kiedy już dawno zapomnieli o końcowym
egzaminie, działo się to coraz częściej. Rozbudzone ciało Jaemina miało swoje
własne plany i nie słuchało rozumu.
Świetne❤
OdpowiedzUsuńCudny, spokojny rozdzialik.
OdpowiedzUsuńBardzo interesuje mnie to jak Jeamin poradzi sobie z popędem seksualnym. Zapowiada się interesująco.
Życzę dużo zdrówka, dla ciebie i taty. No i oczywiście dużo weny.
~Sara~
Widzę, że relacje między chłopcami powoli wracają do normy.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to nie powiem bo martwiłam się trochę o nich.
Owszem choroba nie jest miła ale też daje dużo czasu.
No i biedny Jae.. ma ochotę na seks. Ciekawe co powie na to Kim i czy mu pomoże xp.
Już to sobie wyobrażam nie powiem xp I przyznam że mnie intrygujesz.
Co prawda ciężko się trochę czyta przez ten brak wyrównania tekstu, ale nie narzekam!
Czekam na kolejny rozdział już za tydzień!
Ściskam mocno <3 <3
Ohoho no nieźle 😁 ciekawe, jak Jae Sb poradzi i nie wątpię, że niedługo jednak do czegoś dojdzie. Nie mogę się doczekać 😂😂
OdpowiedzUsuńWeny Lu i przede wszystkim zdrowia, bo bez niego to nic się nie uda.
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ale teraz to doktor Know mnie zaciekawił, po tych jego słowach, to albo kiedyś on był taki jak Deason i odrzucił partnera, albo on został odrzucony i stracił dziecko, haha tak teraz to zyskał przyjaciół...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia