15 października 2017

Szczęście od losu tom 1 - Rozdział 11



Hej. :) 
Tydzień temu nie było rozdziału, bo zazwyczaj wrzucam rozdział w niedzielę. Mam lenia, aby ustawić więcej rozdziałów. Dlaczego nie było rozdziału? Ponieważ w sobotę w nocy trafiłam do szpitala. Niektórzy pewnie sądzili, że może mój tata zmarł. Nie, mój tata żyje, za to ja złamałam nogę i to jest ciężki złamanie. Byłam operowana i w piątek wróciłam do domu. Teraz przede mną sześć tygodni chodzenia w gipsie. Do tego opatrunki. A  potem prawdziwa męka by odbudować mięśnie i staw skokowy. Także pewnie pół roku zostanie z życia wzięte. Mam nadzieję, że wszystko będzie się goić, zrastać i, że nauczę się chodzić o kulach. Jest ciężko. Teraz widzę jakie trudności spotykają osoby niepełnosprawne, kiedy to jeden schodek może być problemem. Kiedy człowiek jest zdrowy, w pełni sprawny, wydaje się, co to kilka schodów, co to coś innego. Przecież to takie łatwe do pokonania.
Teraz Kochani powiecie, że będziesz mieć dużo czasu do pisania. Nieprawda. Czasu będę mieć dużo, ale w tej chwili ja nie mogę godziny usiedzieć przed laptopem. Może w przyszłości to się zmieni. :)

A teraz zapraszam na rozdział i dziękuję za komentarze. :)

Wrócili do domu koło południa. Jaemin był zadowolony z wypadu na coś słodkiego. Do tego humor mu się poprawiał kiedy patrzył na zdjęcie z ultrasonografu. Dla niego wciąż było niesamowite to, że w jego brzuchu rosła, rozwijała się mała istotka. Nie żałował, że nie usunął ciąży. Nigdy by sobie tego nie wybaczył. To byłaby już nieodwracalna zmiana, a czasu nie da się cofnąć. Niepokoił się o przyszłość swoją i dziecka, bał się panicznie porodu i nadal niewiele czytał na ten temat, ale starał się myśleć pozytywnie. W dodatku cieszyło go, że Daesoon nie traktuje jego ciąży jakby ten stan nie istniał. Przyznał się oficjalnie do dziecka, pojechał z nim na badanie i nawet został sam na sam z lekarzem by go o coś wypytać. Do tego zabrał go na wyśmienite ciasto bananowe. Na samą myśl Jaemina przechodził przyjemny dreszcz. Nie chciał robić sobie na nic nadziei, ale to się działo wbrew jego woli. Może tak do końca nie będzie sam, jak sądził. Głupie myśli, ale odzywała się jego miłość do chłopaka, która odżyła na nowo mimo że nie chciał jej budzić. Niepotrzebne to było, bo tylko może cierpieć, ale serce go nie słuchało. Cieszyło się jak głupie.
– Przestało padać. Akurat kiedy wróciliśmy do domu. – Westchnął Jaemin wyglądając przez okno. Nie uzyskał odpowiedzi od przebywającego z nim w kuchni Daesoona. Obejrzał się na niego. Chłopak wgapiał się w telefon usilnie się nad czymś zastanawiając. – Coś jest nie tak?
– Od wczoraj coś jest nie tak. Samo to, że wyrzucono mnie z domu to coś nie tak.
Jaemin zmarszczył brwi słysząc chłodny głos chłopaka. Jeszcze przecież w samochodzie rozmawiali ze sobą jakoś normalnie. Na tyle, że go to aż zaskakiwało. Przecież z nim nie dawało się tak zwyczajnie porozmawiać. Dae zawsze miał swój charakterek, w każdym razie taki pokazywał. Podejrzewał, że osiemnastolatek wciąż był w szoku i to podwójnym. Wyrzucenie z domu i widok nienarodzonego jeszcze dziecka robiło swoje.
– Spróbuj porozmawiać z rodzicami…
– Mama przysłała mi wiadomość.
– To świetnie. – Ucieszył się Lee.
– Każe bym przyszedł wziąć resztę swoich rzeczy, bo się ich pozbędzie.
– Może chce… Daj jej kilka dni, aż się uspokoi. – Próbował coś Daesoonowi poradzić, ale sam nie wiedział co mogłoby chłopakowi pomóc. Gdyby on był na jego miejscu kompletnie by się załamał.
– Czy ty siebie słyszysz? – warknął Kim. – Ona się uspokoi? O czym ty mówisz? Chce oddać moje rzeczy biednym. Nie wolno mi będzie przekroczyć progu domu. A ty… Jesteś taki głupi? Zhańbiłem rodzinę. Będę miał nieślubne dziecko i przyznałem to otwarcie. Gdybym chociaż się nie odzywał. – Potarł czoło odpisując tacie. – Po co to zrobiłem? Po to, aby ten pieprzony szczur nie przysposobił sobie tego co moje? – Wysłał wiadomość i schował telefon do kieszeni. – Wystarczyłoby tylko, żebym powiedział rodzicom i tyle. Mama by to jakoś ukryła. Ale ja musiałem zrobić swoje. Chyba mnie zaślepiło.
Jaemin słysząc te słowa zagryzł dolną wargę próbując się nie odzywać. Daesoon zaczął chodzić po niewielkiej kuchni coraz bardziej zdenerwowany.
– Dopiero teraz otwierają mi się oczy. Po cholerę to zrobiłem, po co pojechałem z tobą na to przeklęte badanie? Co ja sobie myślałem? Przecież nie chcę dziecka. Nie pisałem się na to.
– Nie zrobiłem go sobie sam. Poza tym niczego od ciebie nie chcę. – Przymknął powieki starając się ignorować ból, którego igiełki zaczynały go kłuć.
– Popełniam błąd za błędem. Tamta noc to była pomyłka. Gdyby nie ona nie byłoby mnie tutaj. Teraz byłbym w szkole, gadał z kuplami i snuł plany na przyszłość. Byłbym normalnym nastolatkiem. Tak to jestem tu, gdzie nie mam ochoty być. Z kimś z kim nie zamierzałem mieć dziecka. – Wbił wściekłe spojrzenie w Jaemina. – Gdzie ja miałem rozum? Kim jesteś, że przestałem myśleć wtedy i wczoraj? I dzisiaj?! – Wiadomość od mamy sprawiła, że spadły mu klapki z oczu. – Jak przykładny tatuś i chłopak poszedłem z tobą na badania. Gdyby nie ty i ten bachor wszystko byłoby dobrze! W dodatku zachowujesz się jakby już się wszystko poukładało i mielibyśmy na coś szansę.
– Nie, nie prawda. – Daesoon go ranił. Czy chłopak tego nie widział? Widać go to nie obchodziło. A on jeszcze kilka minut wcześniej naprawdę miał nadzieję. Jak zawsze pomylił się. Teraz i trzy lata temu. Może gdyby nie ta wiadomość od mamy to by się nie działo.
– Nieprawda? – syknął zbliżając się do Jaemina. – Przecież widziałem jak się zachowujesz. Jak się ucieszyłeś, że wszedłem z tobą do gabinetu. A ja jeszcze pytałem się lekarza o zagrożenie dla twojej ciąży. Doktor też wygadywał głupoty, że powinienem ci pomagać, mieć na ciebie oko, chronić was oboje. Bo potem mogę żałować, że czegoś nie zrobiłem gdybyś stracił dziecko. Wiesz co? Gdy oberwałeś piłką i lekarze walczyli o uratowanie ciąży miałem nadzieję, że to dziecko umrze.
Jaemin popatrzył na Daesoona z szokiem. W jego piersi wybuchnął ogromny ból. Nie wierzył, że chłopak to powiedział. Chciał, aby poronił? To niemożliwe. Czuł, że do oczu napływają mu łzy, więc odwrócił twarz od chłopaka. Nie mógł mu się teraz takim pokazać. Nie mógł okazać mu słabości. Płakać przy nim, nie ważne jak bardzo raniły go jego słowa. Jak burzyły jego nadzieje, bo był na tyle głupi by do nich dopuścić. Wystarczyła tylko chwila, by je wybudować. A teraz kolejna chwila i Daesoon wszystko niszczył.
– Jak bardzo żałuję, że jednak chcesz tego bachora. Nawet nie wiesz jak bardzo w tej chwili chcę, żeby ono umarło! – krzyknął Kim.
– Zamknij się! – Spojrzał z cierpieniem i złością na nastolatka. Łzy pociekły mu po policzkach i nienawidził siebie za to. W dole brzucha poczuł lekki ból, ale ten tak szybko jak się pojawił minął. – Zamknij się w końcu ty cholerny, egoistyczny dupku! Niczego od ciebie nie chcę! – Popchnął chłopaka i skierował się do swojego pokoju. Chciał być sam. Nie wierzył, że Daesoon życzył śmierci ich dziecku. Kiedy jeszcze tak niedawno wpatrywał się w zdjęcie maleństwa i na jego twarzy było tyle uczucia. A może to on chciał to widzieć i tego tak naprawdę nie było?
Zamknął drzwi do swojego pokoju. Dotarłszy do łóżka, widząc je zza zasłony łez wypełniającej mu oczy, położył się. Ułożył ręce na brzuchu głaszcząc go i próbując się uspokoić. Cały dygotał. To przecież tak źle działało na nich oboje. W przeciwieństwie do Daesoona nie chciał stracić dziecka. Ale może tak byłoby lepiej. Nie byłoby niczego co ich obu łączy.
Potrząsnął głową. O czym on myśli?
– Nie mogę ciebie stracić. Nie słuchaj co twój tata mówi – szeptał łamiącym się głosem. – Nie słuchaj. Ja chcę ciebie. Nawet jak będę do końca życia sam, chcę ciebie.
Zwinął się w kłębek i rozpłakał wciąż słysząc w głowie krzyk Dae, że chce aby ich dziecko umarło.

~*~

Obudził się z tępym bólem głowy. W pokoju było już ciemnawo, więc łatwo się domyślił, że już jest wieczór. Musiał przespać kilka godzin. Ale nie był to spokojny sen. Śniły mu się koszmary o których nie chciał myśleć. Na szczęście pamiętał tylko ich fragmenty. Chociaż z nich można się obudzić, ale nie z tego co stało się w realnym życiu.
Usiadł na łóżku podpierając plecy o ścianę. Nie miał ochoty wstawać, wychodzić z pokoju. Nie miał pojęcia co zastanie za chroniącymi go czterema ścianami. Ani na chwilę nie zapomniał o słowach Dae. Nigdy ich nie zapomni. Chłopak uderzył najbardziej boleśnie i nie potrafił mu też tego wybaczyć. Nawet gdzieś w głębi siebie chciał, aby to Kimowi ktoś kiedyś powiedział te same słowa. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby życzyć komuś śmierci dziecka. Co trzeba być za potworem by takie słowa przedostały się przez usta. Przecież nic tego nie usprawiedliwia. On choćby był najbardziej wściekły nie byłby w stanie tak bardzo kogoś zranić. Na samo wspomnienie cisnęły mu się do oczu łzy. Nie był już zły na chłopaka, tylko rozżalony i zraniony do głębi.
Musiał iść do toalety, więc konieczność zgoniła go z łóżka. Do tego głód. Nie mógł zapomnieć o regularnych posiłkach. I tak jeden przegapił. Jego dziecko chciało jeść. Do tego  na południe też musiał brać leki, które przepisał mu doktor Kwon jeszcze w szpitalu. Przez Daesoona zapomniał o nich. Miał nadzieję, że to nie zaszkodzi maleństwu.
– Kim byłby szczęśliwy. – Pełen goryczy uśmiech wpłynął na usta Jaemina.
Zanim wyszedł z pokoju nasłuchiwał jakichkolwiek odgłosów dochodzących z domu. Cisza. Mamy na pewno jeszcze nie było, ale co z Daesoonem? Wolałby go dzisiaj nie widzieć. Nie był pewny jak się zachowa wobec niego. Chyba chciałby, aby chłopak się wyprowadził. Pomysł mamy nie wypalił. Jej chęć pomocy mogła tylko jemu zaszkodzić. W uzyskaniu spokoju pomoże mu tylko unikanie ojca swojego dziecka. Nie mógł jednak powiedzieć rodzicielce co się stało. Kolejne zmartwienie na jej barkach nie pomoże jej, a tylko przygniecie. O ile Daesoon sam się nie wyniesie będzie musiał go jakoś znosić. Da radę.
Wyszedł z pokoju stwierdzając, że nigdzie nie świeci się jeszcze światło. To oznaczało, że albo chłopaka nie ma, albo siedzi w pokoju po ciemku. Chociaż jeszcze nie było aż tak ciemno, żeby nie mógł się poruszać bez światła.
W łazience skorzystał z toalety, potem umył ręce i twarz. Nic to jednak nie pomogło. Nadal była opuchnięta, a oczy czerwone. Nic dziwnego, bo chyba dzisiaj wypłakał wszystkie łzy. To mu przypomniało, żeby posprzątać z podłogi chusteczki. Nawet nie myślał o nich kiedy wstawał. Dlatego wziął niewielki worek na śmieci i wróciwszy do pokoju zajął się nimi. Potem wyrzucił śmieci, umył jeszcze raz dokładnie ręce. Dopiero wtedy zrobił sobie coś do jedzenia i połknął leki. Jeden musiał rozpuszczać z wodzie, więc zrobił to i razem z jedzeniem i piciem usiadł przy stole. Nie miał zamiaru się ukrywać w swoim domu. To nie on tu zawinił.
Zjadł na spokojnie, ale bardziej się do tego zmuszał. Każdy kęs stawał mu w gardle. W końcu talerz był pusty, a on go od razu umył sprzątając po sobie. Powinien przygotować jakiś posiłek, by mama miała co zjeść, ale nie miał na to sił. Może rodzicielka z baru coś przyniesie. Czasami szef pozwalał brać pracownikom to co zostało. Robił to jednak rzadko i wolał wyrzucić jedzenie zamiast je rozdać.
Jego komórka odezwała się i przez chwilę próbował sobie przypomnieć gdzie ją zostawił. Dźwięk dochodził z przedpokoju, więc Jaemin udał się tam i znalazł telefon w kieszeni cienkiego płaszcza który miał dzisiaj na sobie. Dzwonił jego przyjaciel i przez chwilę nie chciał odbierać, bo miał naprawdę podły humor, ale zdecydował, że dobrze mu zrobi usłyszenie głosu JunHo i chwila rozmowy z kimś kto go wspierał odkąd się poznali.
Pamiętał tamten dzień pierwszego dnia liceum kiedy śpieszący się do biblioteki chłopak wpadł na niego na schodach, z których omalże nie spadli. Strach przez połamaniem sobie kończyn połączył ich na dobre. Wierzył, że ich przyjaźń przetrwa.
– Hej.
– Hej, Jae. Słuchaj, masz ochotę wyjść gdzieś jutro po szkole?
– Nie wiem. A co?
– Brzmisz jakoś smętnie. Co się stało?
Jaemin wrócił do kuchni, bo naszła go ochota na zieloną herbatę.
– Zmęczony jestem. Ciężki dzień, wiesz jak to jest.
– No wiem, wiem, ale… No nie wiem… Masz dziwny głos. Jak chcesz to wpadnę do ciebie i pogadamy. Lekcje ci przyniosę.
– Nie mam do tego głowy, JunHo. Jak będziesz w ciąży to zrozumiesz.
– Nie będę w ciąży, lubię tylko dziewczyny i nie jestem hermafrodytą, ale dobra, powiedzmy, że rozumiem. Ale no, to jak jutro z tym spotkaniem?
– Dobra. Spotkajmy się nad rzeką co? – Przez środek ich miasteczka przepływała rzeka, która na swoim brzegu nie jeden raz była świadkiem spotkań młodych ludzi, bawiących się dzieci i osób starszych karmiących ptaki oraz spacerujących.
– A to nie pójdziemy zaraz po szkole? – dopytywał Cheong.
– Wolę się przebrać i nie chodzić w mundurku.
– No w porządku. To jutro zobaczymy się najpierw w szkole, co? Albo w autobusie.
– To do zobaczenia.
– A może pogadamy na skype za chwilę?
– Nie. Wolę się położyć. – Nie chciał, aby chłopak zobaczył jak wygląda. Zresztą nie kłamał mu. Czuł się bardzo zmęczony. Głowa nadal mu dokuczała, a nie mógł wziąć żadnego proszku. Gdy się wyśpi to mu przejdzie. – Jest w porządku.
– Wiesz, kiedy przy projekcie z lalkami próbowałeś mi wmówić, że nie wyspałeś się przez Raemin nigdy ci nie wierzyłem i miałem rację. Teraz też nie bardzo ci w to wierzę, ale przypuśćmy że nie kłamiesz. Jutro wyciągnę z ciebie prawdę. Do jutra.
– Do jutra. – W chwili gdy się rozłączył usłyszał otwieranie drzwi zewnętrznych. Na powrót mamy było zdecydowanie za wcześnie. To mogła być tylko jedna osoba.
Schował telefon do kieszeni bluzy i kontynuował robienie sobie herbaty. Nie chciał patrzeć na chłopaka, a ten pojawił się w kuchni.
– Możemy pogadać?
Jaemin pokręcił głową. Nie wierzył, że Kim chce rozmawiać. Pewnie po to, aby mu wbić w serce jeszcze więcej boleśnie tnących ostrzy.
– Wiem, że… Przepraszam – powiedział Daesoon smutnym głosem.
Lee odwrócił się. Tym razem czuł złość na niego i chciałby zetrzeć go na proch.
– Przepraszasz? Za co? Za to, że chcesz śmierci naszego dziecka?! Pokazałeś swoją prawdziwą twarz. Chciałbym powiedzieć, że żałuję poznania ciebie, ale nie, bo kocham to maleństwo, które w sobie noszę. Nie byłoby go, gdybym nigdy ciebie nie poznał.
– Byłem zły…
– Co mnie to obchodzi?! Sądzisz, że kiedy jesteś zły to wszystko ci wolno? Wolno ci ranić ludzi?! Mylisz się, Daesoon. Nie znajdziesz słów które naprawią to co zrobiłeś. – Przeszła mu ochota na herbatę. Popatrzył jeszcze przez chwilę na chłopaka tym razem już nie ze złością, ale żalem i udał się do swojego pokoju. Zamierzając tam już zostać. Nie chciał patrzeć na skruszoną i pełną winy twarz Daesoona Kima, bo mu już nie wierzył.

~*~

Powrót do szkoły, kolejny raz, nie był niczym przyjemnym. Kiedy Jaemin przekroczył mury instytucji znów stało się to samo. Oczy wszystkich spoczęły na nim i przez chwilę miał wrażenie, że ma deja vu. Tym razem jednak nie towarzyszył mu przyjaciel. Z tego powodu, że on przyjechał wcześniejszym autobusem. Wszystko po to, aby nie pojawić się w szkole razem z Daesoonem. Bo jego kochana mama wpadła na pomysł, że mogą razem jeździć do szkoły samochodem i ten idiota na to przystał. Dlatego kiedy rodzicielka udała się do sklepu, a Dae do pokoju, on się szybko ubrał i wyszedł z domu. Nie potrzebował pomocy tego człowieka. Nie potrafił go znieść obok siebie. Noc niczego nie zmieniła. Żal nie zniknął.
Na szczęście jakiś cudem udało mu się ukryć przed mamą całą sytuację. W nocy słyszał jak wróciła i chyba rozmawiała z Kimem, bo zanim udało mu się zasnąć ich stłumione głosy docierały do niego. Rano nie odzywał się do Dae, ale mama nie pytała o co chodzi, bo ich zachowanie wobec siebie znała. Wszak nie miała pojęcia, że wczorajszy ranek na chwilę ich do siebie zbliżył, by potem oddalić ich z siłą wodospadu.
– Gdzie twój chłopak? – zapytał SuJong, który podszedł do Jaemina. – Swoją drogą nie spodziewałem się, że oddasz się temu dupkowi.
Lee zaśmiał się. I on lubił tego chłopaka? Wydawało mu się, że Choi jest fajny. Zawsze tak jest. Nieraz ludziom wydaje się, że ktoś jest super, ale przy bliższym poznaniu lub w niektórych sytuacjach prawda wychodzi na jaw. Żałował tego bo SuJong mógł się okazać dobrym kumplem. Problem w tym, że chłopak nie tego chciał. Nawet nie chciał związku z nim, po prostu miał ochotę na jego tyłek. Gorzka, ale prawdziwa prawda.
Ciężarny chłopak przystanął. Zmrużył oczy patrząc w górę. Wkurzało go teraz, że nastolatek jest tak wysoki.
– A co? Chciałbyś być pierwszym? Nie przykro mi, że nie miałeś tego zaszczytu. – Chciał przejść, ale chłopak zastąpił mu drogę.
– Pokazujesz pazurki? Myślałem, że już je straciłeś. Byłbym lepszy niż on.
– Nie wątpię, że byłbyś. – Za Jaeminem rozległ się aż nazbyt znajomy głos. Rozpoznałby go wszędzie. – A teraz z łaski swojej pozwól mu przejść.
– O, przyszedł drugi tatuś – prychnął szyderczo SuJong. Zerknął na Daesoona, a potem ponownie skupił spojrzenie na Jaeminie. – Przyszedł twój chłopak. Byłbym lepszy od niego. Byłbym lepszym ojcem.
– Nie wątpię, że każdy będzie od niego lepszy – powiedział Lee tak głośno, żeby na pewno Kim go usłyszał. I nie tylko on, bo znów odgrywali telenowelę przed innymi. – On nie nadaje się ani na chłopaka, ani na ojca.
– To może… – SuJong próbował swojej szansy, ale Lee uniósł rękę.
– Nawet o tym nie myśl. Z tobą nie chcę mieć nic wspólnego. Niestety jeżeli chodzi o niego nie mogę tak powiedzieć. – Odwrócił się do Daesoona. Położył ręce na brzuchu, a oczy Kima powędrowały tam w tej samej chwili.
– Co to za zbiegowisko? – Na korytarzu pojawił się dyrektor Kim. – Rozejść się. Panie Lee, Daesoon chcę z wami porozmawiać. Zapraszam do gabinetu.
Jaemin pożałował, że wdał się w bezsensowną i dziecinną dyskusję. Nie chciał rozmawiać z dyrektorem, ale nie miał wyjścia. Posłusznie poszedł za mężczyzną. To samo zrobił Daesoon, który wypalał wzorkiem dziurę w plecach Lee.
Pan Kim zaprosił ich do biura i zamknął za nimi drzwi.
– Nie wiem o co dokładnie poszło, ale to jest szkoła i waszych spraw nie powinniście roztrząsać w tych murach. Nie chcę, aby ktoś miał więcej podstaw do tego, aby cię wyrzucić, Jaeminie.
Chłopak ukłonił się i przeprosił.
– To się nie powtórzy.
– Co ty masz do powiedzenia, synu?
– Nie znoszę Choia.
– Dlaczego?
Daesoon zacisnął usta w wąską kreskę. Kangsoon znał syna i wiedział, że niczego się od niego nie dowie. A nie po to ich tu zawołał. Usiadł ciężko za biurkiem popatrując na Jaemina który nosił w sobie dziecko jego syna. Wnuk. Taka prawda. Jaemin Lee, którego tak bardzo nienawidzi jego żona, da im wnuka lub wnuczkę. To przecież wielki dar. Mimo że robili to inni nie potępiał obu chłopaków. Też był młody i głupi. Często robił rzeczy, którymi kierowały hormony. Szkoda, że tak wielu ludzi nie pamięta głupot młodości.
– Jaeminie, chcę żebyś wiedział, że jak tylko będziesz potrzebował pomocy to zgłoś się do mnie.
Chłopak zrobił wielkie oczy. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego.
– Stało się i tego nie zmienimy. Muszę też podziękować, że wraz ze swoją mamą przyjęliście mojego syna do swojego domu. Moja żona jest nieustępliwa. Daesoon żałuję, że nie udało nam się wczoraj porozmawiać. Unikasz mnie, ale chcę także tobie pomóc.
– Poradzę sobie. Mama, kiedy wczoraj przyszedłem po resztę rzeczy, dosadnie mi powiedziała, że w jej domu nie ma dla mnie miejsca. Zakazała mi spotykać się z moją siostrą. Dodała, że… – umilkł, bo nie chciał o tym mówić. Ale jej słowa zraniły go do głębi i po nich zrozumiał jak wielki popełnił błąd w stosunku do Jaemina i ich dziecka mówiąc, że wolałby, aby malec umarł. Chłopak miał racę, nie będzie dobrym ojcem. Powinien zejść im z drogi.
– Twoja mama…
– Wiem jaka jest, jaka była. Ale tego się nie spodziewałem.
Jaemin próbował zrozumieć o czym chłopak mówi. Czy jego mama żałowała, że Daesoon się urodził. Jego mściwa część cieszyła się z tego co usłyszał chłopak, ale ta druga, lepsza, współczuła mu. Może to czegoś Daesoona nauczy.
– Staram się z nią rozmawiać – mówił Kangsoon.
– To nie ma sensu, tato. Mogę już iść?
– Tak, możecie – podkreślił – już iść. Pamiętajcie tylko, że pomogę wam jak tylko mogę. Jaeminie, spotkam się z twoją mamą i porozmawiam o mieszkaniu Daesoona u was. Pomogę finansowo. Wam obu.
– Ale nie trzeba…
– Jaeminie, urodzisz mojego wnuka. Mój syn mieszka u was, nie pracuje. Wiem, że wam się nie przelewa, wiec pozwól, że pomogę. Stać mnie na to. Ale to omówię z twoją mamą. Jeżeli tylko Daesoon będzie mógł u was zostać, będzie mnie radować, że mam go blisko, a tobą ma się kto zająć. Mój syn to dobry chłopak.
Jaemin już miał na końcu języka, żeby powiedzieć dyrektorowi jak dobrym chłopakiem jest Dae, ale wolał ugryźć się w język. Natomiast Daesoon odetchnął, bo bał się, że Lee coś się wymsknie. A naprawdę nie chciał ranić taty.
Dyrektor jeszcze raz zapewnił o chęci pomocy, przypominając, że Jaemin zawsze będzie mógł się do niego zwrócić, pozwolił im wyjść. Czuł, że coś złego pomiędzy nimi zaszło, ale wierzył w siłę nienarodzonego dziecka. To maleństwo będzie w stanie dużo zmienić.
– Oby na lepsze – szepnął do siebie gdy został sam i mógł odetchnąć.
Tymczasem obaj nastolatkowe, których los połączył, nie tylko podczas projektu z lalkami, nie zamieniając ze sobą słowa udali się na lekcje. Każdy pogrążony w swoich myślach. Jeden czując się winny nieopatrznym słowom, a drugi czekając na spotkanie z przyjacielem. Wierzył, że JunHo pomoże mu wszystko sobie poukładać, bo już sam nie wiedział co ma zrobić z Daesoonem Kimem, którego będzie musiał znosić do końca życia. Przecież łączyło ich dziecko, a to była więź nie do rozerwania.

11 komentarzy:

  1. Super, jak zawsze �� Bardzo mi przykro z powodu twojego wypadku i mam nadzieję, że predko wrócisz do pełnej sprawności ❤ I mam pytanie: czy wstawisz jeszcze jeden rozdział (właśnie ten z zeszłego tygodnia) czy będzie mi musieli przeboleć poprzedni termin? :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie będzie dodatkowego rozdziału. Tak, będziecie musieli przeboleć poprzedni termin.

      Usuń
  2. Wracaj do zdrówka nasza kochana autorko, którą wielbimy 😁
    Rozdział jak zwykle świetny. Dobrze tak Daesoonowi, bo myśli, że w złości może ranić Jeamina, a potem po krótkim przepraszam wszyskto wróci do normy. Tato Daesoona okazał się spoko gościem i mam nadzieję, że matka też przejrzy na oczy. Do tego czasu nasza, jeszcze nie doszła, parka będzie ze sobą drzeć koty pod jednym dachem. 😃 Ale znając życie wyjdzie im to na dobre.
    Życzę weny i powrotu do zdrowia 😙😙😙

    OdpowiedzUsuń
  3. Przykro mi z powodu twojego wypadku. Znajoma miała śrubami skręconą nogę bo poślizgneła się na chodniku. Paskudnie to wyglądało.����
    Rozdział jak zwykle powala. Mam nadzieję że Dae naprawi to co zrobił Jaeminowi, mówiąc takie słowa. Nigdy nie powinien życzyć śmierci nie narodzonemu dziecku. Zwłaszcza swojemu. �� wkurzył mnie tym. Dyrektor jest spoko. Tak się zachowuje odpowiedzialny mężczyzna. Pozdrawiam i zdrowia życzę.
    Oti

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez Ciebie spóźnię się na zajęcia ale warto ��

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no faktycznie Kim trochę przesadził.
    Jego słowa były dość brutalne i niezbyt przyjemne.
    Naprawdę bolały mocno i nie wyobrażam sobie żeby powiedział je nawet heteralny ojciec dziecka.
    To straszne nawet dla każdego rodzica i muszę przyznać, że mnie zszokowałaś.
    Coraz bardziej szkoda mi młodego tatusia.
    Znalazł się w trudnej sytuacji a dodatkowo w szkole nie ma zrozumienia.
    Na szczęście dyrektor jest dobrym człowiekem, choć mocno pod pantoflem matki.
    Aby to się kiedyś zmieniło.

    Moja biedna... mam nadzieję że szybko dojdziesz do siebie. Domyślam się, że jest naprawdę ciężko, ale okres rekonwalensencji szybko minie i wrócisz do siebie. A także do pisania.
    Także trzymam kciuki za Ciebie i życzę zdrówka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Po pierwsze zdrowiej! Wszystko się zagoi. Trzymam kciuki ;]

    Co dk rozdziału... Mam naprawdę mieszane uczucia... Mam ochotę ich wszystkich potargac za fraki żeby się opamietali. Ale Kim... Kur tego się nie dało czytać do końca! Miałam ochotę jego wypowiedź przewinac i nie czytać ale... Dałam radę. Matka nie jest dobra matka jeśli wyrzuca dziecko. A ojciec nie jest dobrym ojcem jeśli takie rzeczy mówi... Kiedy mówi się w emocjach jest to przeważnie prawda to co się myśli i czuję.
    heh... W każdym razie weny oraz zdrowia ;]

    OdpowiedzUsuń
  7. No to, ja jak inni tez zycze szybkiego powrotu do poprzedniego stanu. Skoro zlamalas noge to niestety musi minac pare miesiecy az bedzie juz dobrze. Ale te miesiace szybko zleca!
    <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej Lu :) Jak zwykle coś. Gdy już się wydaje, że gorzej być nie może... Okazuje się, że jednak może. Życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia, choć jak mówiłaś, zajmie to pewnie pół roku. Mam również nadzieję, że stan zdrowia Twojego taty się poprawia. Nie przemęczaj się i dbaj o siebie. Męża pociągnij do opieki nad Tobą :D
    Co do Twojego ebooka... kupiłam go chyba miesiąc temu... i nie, wciąż się za niego nie zabrałam. Mam tyle na głowie, że nie wyrabiam się. Już sobie mówię, że przeczytam całość za jednym zamachem w weekend, ale gdy siadam wieczorem do komputera robię się szybko śpiąca i ostatecznie idę spać, bo nie mogę wytrzymać dłużej. Z niecierpliwością na niego czekałam, a teraz nawet przeczytać nie mogę. Październik mnie dobił, ale może w listopadzie coś się zmieni. Nie chcę żebyś myślała, że robię to celowo :) Kiedyś się za to zabiorę... Kiedyś też skończę Lodową... I może ebooka... "Kiedyś"- czas w bliżej nieokreślonej przyszłości ;D
    Jeszcze raz, życzę Ci powrotu do zdrowia i dużo weny, bo z tym bywa ciężko.
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    nasza droga autorko, choć mam jeszcze trochę zaległości w czytaniu, to też zaglądam do tych nowszych rozdziałów... chciałam tylko napisać, że bardzo jest mi przykro z powodu Twojego wypadku no i mam nadzieję, że szybko wrócisz do pełnej sprawności...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    wspaniały rozdział, a było już tak miło... te słowa Deasoon'a bardzo zraniły Jeamina, chociaz z zrozumiał błąd no i ojciec chce pomóc...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)