U mnie bez zmian. Niby z tatą lepiej, ale jednego dnia jest ciut poprawy, drugiego cofnięcie się w tył. Ale walczymy. Może cud się zdarzy. Oby. Jest w tym wszystkim małe światełko nadziei. Chociaż nadal nic nie wiadomo. Kto wierzący to niech się nadal modli, a inni trzymajcie kciuki. :)
Dziękuję za komentarze, również te dotyczące mojego taty. :* Zapraszam na kolejny rozdział.
Tydzień od chwili przywiezienia Jaemina do szpitala
ciągnął się bardzo długo, ale w końcu nadszedł czas, kiedy chłopak mógł wrócić
do domu. Przez kilka dni jeszcze miał zwolnienie ze szkoły i nakaz odpoczynku,
ale jego dziecku nic nie zagrażało. Oczywiście jakieś ryzyko zawsze istniało,
lecz dużo zależało od Lee i tego, czy będzie na siebie uważał. Chłopak
przyrzekł sobie, że tym razem nie doprowadzi do zaryzykowania życia istoty,
którą kochał całym sercem.
–
Na pewno czujesz się na
siłach, żeby iść do szkoły? – zapytała YuRin. Niepokoiła się. Najchętniej to by
go zatrzymała w domu. Chociaż dzisiaj wracała do pracy i i tak by nie mogła
zająć się synem.
–
Tak. Doktor Kwon
wczoraj powiedział, że wszystko jest w porządku, więc czas zacząć normalnie żyć.
–
Rozmawiałeś wczoraj z JunHo.
Mówił ci coś o sytuacji w szkole? – Siedzieli razem przy śniadaniu, mając
chwilę dla siebie przed wyjściem.
Jaemin podrapał się po głowie.
–
Wrze. Ale to normalne.
Dwa tygodnie nie było mnie w szkole, spodziewam się dziecka, ludzie mają
możliwość plotkowania. Podobno dyrektor Kim oficjalnie ogłosił, że nie zamierza
żadnego ciężarnego ucznia wyrzucać ze szkoły. Wystąpił też o zmianę regulaminu.
Każdy uczeń bez względu na swój stan ma prawo do nauki i nikt nie może mi tego
odebrać. Jestem o to spokojny. – Kiedy przyjaciel przekazał mu tę wiadomość, to
cieszył się jak dziecko.
– To
dobrze, bardzo dobrze. A co z Daesoonem?
–
Co ma być? Nie
widziałem go dwa tygodnie i dobrze. Będę go traktować jak zawsze. Nie ode mnie
zależy, co on zrobi. – Nie mówił tego mamie, ale JunHo zaobserwował, że Kim
ostro pokłócił się ze swoimi przyjaciółmi. Mało się odzywał, wagarował, za co
dostał karę. Ostatnio odbył się finałowy mecz i jedynie na nim dawał z siebie
wszystko. Niestety ich szkoła przegrała i została wicemistrzem, ale i tak
otrzymała pieniądze na modernizację boiska oraz szatni. Trener był podobno
zadowolony, pomimo że nie może pochwalić się
pucharem.
– Nadal
uważam, że jego zachowanie względem ciebie i waszego dziecka…
–
To jest moje dziecko,
mamo – warknął. – On go nie chce. Nie ma o czym rozmawiać, bo znasz moje stanowisko, jego i nic nie zmienisz. Nawet nie próbuj
rozmawiać o tym z jego
rodzicami – zastrzegł, bo pamiętał
sytuację z drugiego dnia w szpitalu, kiedy rodzicielka wpadła na jej zdaniem dobry
pomysł konwersacji z państwem Kim. Na szczęście wyperswadował jej to.
– Obiecałam,
że nic nie powiem, ale nie będę tego pochwalać.
–
Nie musisz. – Wstał
zdenerwowany, bo miał dość rozmowy z nią. Jeszcze nakrzyczałby na matkę, a tego
bardzo nie chciał. – Zbieram się do szkoły.
– Uważaj
tam na siebie.
–
Tak, pamiętam twoje
rady. – Nigdy jeszcze tak bardzo nie chciał znaleźć się w szkole tak jak w tej
chwili. Odetchnie od domu, bo już męczył się siedzeniem w nim i ciągłymi radami
rodzicielki. Chciała dobrze, ale wolał, aby w pewne sprawy się nie wtrącała.
Wyszedł na autobus kilka minut później i nie czekał na
niego długo. Pojazd podjechał punktualnie, więc wsiadł do niego. Od razu
wypatrzył przyjaciela, który przesunął się na siedzeniu. Jaemin odczuł ulgę, że
nie wejdzie w mury szkolne sam. A bardzo mu się przydało towarzystwo, bo gdy po
dziecięciu minutach wszedł z JunHo do budynku, od razu oczy wszystkich
skierowały się na niego. Mimowolnie spiął się. Nie lubił być na widoku, a
szczególnie kiedy stał się obiektem szeptów.
–
Spokojnie. Pogadają i
przestaną. – JunHo starał się wesprzeć Jaemina tak, jak tylko mógł. –
Przyzwyczają się, kiedy tu będziesz.
Lee nie odpowiedział, kierując się do swojej szafki.
Dyskretnie rozglądał się za Daesoonem, bo czy chciał, czy nie chciał i tak go
spotka, więc wolał, aby to się stało wcześniej. Nie wypatrzył go od razu, ale
dopiero po dobrej chwili chłopak mu się pokazał. Ich oczy się spotkały i Jaemin przez chwilę
miał wrażenie, że Kim chce uciec. Nie zrobił
tego, a nawet zbliżył się do nich.
– Musimy
pogadać – powiedział.
–
Sądziłem, że będziesz
wolał się trzymać ode mnie z daleka, aby nie padły pewne podejrzenia.
– O tym
chcę pogadać.
–
Zmieniłeś zdanie? – Lee
odwrócił się do szafki, udając, że zajmują go własne sprawy, gdy coraz więcej osób
na nich spoglądało.
– Masz zaprzeczyć.
– Co? –
Tym razem się na niego obejrzał.
–
Moi kumple wiedzą, że
ty i ja – szepnął – no wiesz co. Domyślili się. Chłopaki z drużyny mają
podejrzenia…
– Nie
będę niczemu zaprzeczał. To nie ja mam z
tym problem, tylko ty.
Daesoon zacisnął pięści. Miał ogromną ochotę popchnąć
Lee, a najlepiej go walnąć, ale dziwnym trafem wciąż pamiętał o jego
brzemiennym stanie. Zerknął na jego brzuch ukryty pod koszulką, ale nie było
nic widać.
– Masz zaprzeczyć.
–
Po tym jak się zachowujesz, wszyscy się
domyślą – powiedział Jaemin, mając ogromną ochotę się śmiać. Daesoon był
naprawdę głupi. Jeżeli chciał coś ukryć, to nie powinien się tak zachowywać.
Chociaż od zawsze się kłócili i ludzie już byli do tego przyzwyczajeni. Podejrzane
dla nich byłoby to, gdyby nagle obaj przestali się komunikować. – Nie zamierzam
niczemu zaprzeczać. To ty masz problem, nie ja. Ale jeżeli zrobisz ze mnie
dziwkę – syknął po cichu – to otwarcie przyznam, kto mi zrobił…
– Możesz
powiedzieć, że to ktoś ze wsi, tam od twojej
babci…
–
Nie. Ojciec jest
nieznany. Możesz odejść, bo chcę iść na lekcje. A z Hooyunem i WooJongiem sam
załatw sprawę. Naprawdę nie wiem, czego ty się
tak boisz. – Przeszedł obok chłopaka tak, jak zawsze miał w zwyczaju, trącając
go niby niechcący łokciem. Spuścił głowę, ukrywając uśmiech.
Daesoon warknął pod nosem i też postanowił udać się na
lekcje. Wolał nie mówić chłopakowi, czego się boi.
~*~
Nie było miło. Jaemin wyobrażał sobie, że jego ciąża
spłynie po ludziach i zajmą się innymi tematami. Niestety przez cały dzień w
szkole zaobserwował to, jak na niego patrzyli, obgadywali go i śmiali się. Nie
rozumiał tego. Przecież połowa ludzi z tej szkoły sypiała z kim popadnie i to jego oceniano?! Wkurzało go
to i martwiło. A on chciał jedynie uczyć się w spokoju. Tymczasem po szkole
krążyły takie plotki, że miał ochotę sobie włosy z głowy wyrywać. Nazywali go
puszczalskim, bo na pewno spał z wieloma i przez to nie wie, kto jest ojcem
dziecka. Nie wszyscy tacy byli, ale był wrażliwym chłopakiem i odczuwał ciosy
tych nielicznych grup. Śmiali się z tego, że tak mu się spodobało chodzenie z
lalką, że zrobił sobie dziecko z pierwszym lepszym. Jakże miał ochotę im
wykrzyczeć prawdę, ale zaciskał zęby i milczał. Ale kusiło go, by im zetrzeć z ust
te uśmieszki. Nawet JunHo patrzył na niego dziwnie. Jakby wołał do niego, że
nie powinien chronić Daesoona. To nie było tak, że go chronił. Chłopak nie
chciał mieć z nim i dzieckiem nic wspólnego, więc nie zamierzał go do niczego zmuszać.
–
Dam sobie radę –
warknął do przyjaciela i jego dziewczyny na jednej z przerw, kiedy jedli posiłek.
–
Nie rozumiem tego –
zabrała głos EunRa – dlaczego ktoś jest oceniany po tym, że raz z kimś poszedł
do łóżka, a nie oceniają tych, którzy sypiają z każdym?
– A
może ktoś to nakręca – rzucił Cheong. Jaemin zmarszczył brwi.
– Co
masz na myśli?
–
No, tylko to, że może
to sprawka Daesoona. Wiesz, chce odciągnąć od siebie podejrzenia, bo chłopaki z
drużyny coś tam przebąkują o tym, że to on może być ojcem i… no wiesz.
Lee spojrzał w stronę stolika, przy którym siedział Kim
i jego koledzy. WooJong Gim jak zwykle cały czas mówił i śmiał się z własnych
żartów, Hooyun Park siedział cicho, bawiąc się telefonem, a Daesoon wpatrywał
się w okno. Jego jedzenie stało nieruszone. Nawet pałeczek nie odpakował.
Jaeminowi nie chciało się wierzyć, że Kim zrobiłby mu coś takiego. Ale czemu
nie. Martwi się o swoją reputację, więc kilka bajeczek puszczonych to tu, to
tam i sprawa załatwiona. Tylko jak bardzo musiał nim gardzić i tą istotą, którą
spłodzili, by coś takiego zrobić. Zabolało go w piersi, więc pomasował się po
niej.
– Co
jest? – JunHo zauważył ten gest i zbolałą minę
przyjaciela.
– Nic.
W porządku. – Odechciało mu się jeść, ale musiał coś przekąsić.
–
Ej, nie słuchaj tego,
co ja mówię. Tak tylko powiedziałem, że to może Daesoon wymyślił. To może być
każdy lub po prostu ludzie są głupi.
Jaemin zamrugał szybko powiekami, by odgonić łzy.
Przeklinał mieszankę emocji, która w nieodpowiednich chwilach go nawiedzała.
Chociaż nie był pewny, czy to było przez ciążę. Myśl, że Daesoon mógłby go tak
potraktować, bardzo bolała. Powinien z nim porozmawiać. Zapytać.
–
Hej. – Do ich stolika,
przy którym siedzieli we trójkę, dołączył się SuJong Choi. – Co macie takie
smętne miny? Chyba nie martwicie się tym obgadywaniem.
– Wbił wzrok w Jaemina. Przechylił głowę niczym kot. – Nasłuchałem się plotek i
zaznaczam, że nie wierzę w nie, ale zdradzisz, kto jest ojcem?
– To
jest moja sprawa. Nie powinieneś się tym interesować.
–
Jesteśmy kumplami, co
nie? – Nachylił się nieznacznie w stronę Jaemina. Nie zwracał uwagi, że coraz
więcej par oczu zwraca na nich swoją uwagę.
–
Kumplami, nie przyjaciółmi
– odpowiedział Jaemin. Kątem oka zobaczył, że Daesoon wpatruje się w nich, a
usta ma zaciśnięte w wąską kreskę.
–
Ale sam je wychowasz?
Drugi z ojców się wyrzekł dzieciaka? – Nachylił się jeszcze bardziej do
ciężarnego, który nagle poczuł, że ma ochotę się odsunąć.
–
Co cię to obchodzi? –
Zdaniem Lee chłopak dziwnie się zachowywał, nie był tą samą osobą, z którą
wyśmienicie bawił się na imprezie u Kima i nie podobało mu się to. Cofnął się
nieznacznie.
–
Bo może mógłbym ci
pomóc. Podobasz mi się, wiesz o tym. – Położył dłoń na dłoni Jaemina. W
stołówce rozległo się szuranie krzesła, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. –
Mógłbym powiedzieć, że to moje dziecko i daliby ci spokój. Chciałem się z tobą
umówić jeszcze przed tym wszystkim.
Ale uciekałeś. Może teraz… Nie przeszkadza mi, że to nie mój dzieciak.
Jaemina przez chwilę zatkało. Nie zwracał uwagi, co
dzieje się wokół, tylko wpatrywał się głupio w SuJonga.
– Wiesz,
miałbyś spokój od plotek. Chcę ci pomóc.
– Chyba
ci odbiło. – Chciał zabrać dłoń, ale chłopak ją ciągle przytrzymywał.
–
Nie, mówię poważnie,
Jae. Ty będziesz miał ojca dla dziecka, a ja ciebie. – Wyciągnął rękę, chcąc
dotknąć jego policzka, ale powstrzymał go głos przesiąknięty lodem:
– Tylko
spróbuj to zrobić, to stracisz rękę.
Jaemin drgnął i odwrócił spojrzenie z SuJonga na
stojącego przy stoliku chłopaka. Daesoon
stał w rozkroku z założonymi na piersi rękoma. Ciało miał napięte, a twarz
pokrywała mu maska wściekłości. Lee dopiero zauważył, że ludzie się na nich
gapią, a przyjaciel i EunRa siedzą jak zmumifikowani.
SuJong wyprostował się.
–
A ty nie wtrącaj się,
Kim. To nie twoja sprawa. Rozmawiam z ojcem mojego dziecka, więc odczep się.
Daesoon omal nie połamał sobie zębów, tak mocno zacisnął
szczękę. Zabije tego głupka. Nigdy go nie lubił. Działał mu na nerwy,
szczególnie kiedy za bardzo zbliżał się do Jaemina.
–
O czym ty mówisz? – warknął Lee. Podniósł się, bo
nie zamierzał dać się ponownie dotykać dryblasowi.
–
Kochanie, nie ma co
tego ukrywać. – Choi również wstał i obszedł stolik. – I tak się dowiedzą, że
nosisz moje dziecko – powiedział to tak głośno, aby każdy go słyszał. Wyciągnął rękę, aby dotknąć brzucha Jaemina,
ale Daesoon złapał go za nadgarstek i przytrzymał.
–
Nie dotykaj tego, co
nie jest twoje. – Powyrywa mu te łapy i nogi z dupy. Kim stanął pomiędzy
Jaeminem a drugim chłopakiem. Nie myślał nad tym, co robi. Coś w nim nakazało
mu działać.
– A co
mi zrobisz? I co cię to obchodzi? To moje dziecko.
Dae zmrużył niebezpiecznie oczy, a potem się zaśmiał.
Zacisnął wolną dłoń w pięść i uderzył w szczękę SuJonga. Cios był mocny, bo
chłopak wpadł na stół, przesuwając go. Ręka bolała Daesoona, ale uważał, że
było warto.
–
Nikt, ale to nikt nie
będzie mówił, że dziecko, które nosi Jaemin jest twoje! Ono jest Jaemina i
moje. – Przesunął spojrzeniem po wszystkich. – Jeżeli komuś się to nie podoba,
to jego sprawa. Jak jeszcze z ust kogokolwiek usłyszę, że ktokolwiek nazywa Lee
dziwką, to wybiję mu zęby. – Usłyszał śmiech SuJonga. – A tobie co tak wesoło?
–
Wiedziałem. – SuJong,
rozcierając sobie szczękę, stanął prosto. – Wiedziałem. – Posłał wściekłe
spojrzenie Jaeminowi. – Ze mną nie chciałeś się umówić, a przed nim rozłożyłeś
tego samego dnia nogi.
Jaemin był tak
skołowany tym, co zrobił Daesoon, że dopiero po chwili zarejestrował słowa kolegi.
–
Kiedy to się chciałeś
ze mną umówić? – Wezbrała w nim złość na SuJonga, na Daesoona. Nie był do
diaska zabawką, by się o niego bić!
–
Na imprezie. Ale ty
spoglądałeś tylko na niego. Mogłem się domyślić, że on ma na ciebie oko. Za
każdym razem, jak do ciebie zagadałem, to wstępował w niego diabeł. Jesteście siebie warci. Gratuluję zrobienia
sobie bachorka – syknął i kopnął krzesło, które zagradzało mu przejście.
Dopiero kiedy chłopak wyszedł, zrobiło się cicho i
napięcie jeszcze bardziej wzrosło. W tej
chwili Jaemin był świadom każdej pary
oczu wpatrzonych w nich. Serce mu przyśpieszyło na myśl, co się właśnie stało.
Daesoon, który tak zapierał się przed powiedzeniem prawdy, kierowany zapewne
nerwami, przyznał się przed ludźmi, że to on jest ojcem. Pytanie co będzie
dalej. Popatrzył na Kima, który był bardzo blady. Chyba zdał sobie sprawę z
tego, co zrobił, pomyślał Jae.
–
Dae… – Ich oczy się
spotkały i Lee mógłby przysiąc, że w tej panującej wokół, niezwykłej ciszy,
słyszy bicie serca chłopaka. – Dlaczego to zrobiłeś?
–
Bo nie mogłem znieść,
kiedy cię dotykał – szepnął a potem odwrócił się i już miał odejść, kiedy
zobaczył swojego tatę.
Jaemin również spojrzał w tamtą stronę i wstrzymał
oddech. Lubił pana Kima. Facet był w porządku, ale Dae ewidentnie się spiął,
dostrzegłszy ojca. Nikt wcześniej nie zauważył, że dyrektor szkoły pojawił się
na stołówce, dzięki temu będąc świadkiem przedstawienia.
– Daesoon,
do mojego gabinetu. Natychmiast.
Chłopak ukłonił się ojcu i nie zwracając na nikogo
uwagi, ruszył w stronę wyjścia. Dyrektor
poszedł za nim, a w
centrum uwagi został
Jaemin. Miał ochotę,
aby ktoś go
uszczypnął, bo nie wierzył, że nie śni. To
co się stało, było tak głupie, dziwne, że mógłby wziąć to za jakiś pokręcony
sen. Przyszedł rano do szkoły po dwóch tygodniach nieobecności, chcąc uczyć się
w spokoju. Zaśmiał się w duchu. Czego on chciał? Przecież już nie będzie tak
samo. Nigdy. Mając gdzieś to, że jest teraz na świeczniku, położył ręce na
brzuchu i stwierdził, że już nie chce, aby było jak dawniej. Poza tym Daesoon
przyznał się do ojcostwa. Nie miał pojęcia, co to oznacza, ale uśmiechnął się i
opuścił stołówkę z drepczącym mu po piętach przyjacielem.
– I co
teraz będzie? – zapytał JunHo.
– Wrócę
do domu.
– Ale
mówię o tobie i Dae. – Jaemin szedł tak szybko długim korytarzem, że trochę
niższy od niego chłopak chwilami podbiegał, aby nie zostać w tyle.
–
A co ma być? Na pewno
nie będziemy parą. Przyznał się, to dobrze. Do końca nie rozumiem jego
zachowania, ale cieszę się, że to zrobił. Mam tylko nadzieję, że nie
będzie miał problemów. SuJong mnie
zawiódł, bo sądziłem, że to dobry kolega. Trudno. Takie życie. Nie wiem, co
będzie, ale jedno jest pewne. Mam osiemnaście lat i jestem w ciąży. I chcę tego
dziecka. Dlatego wracam do domu, by odpocząć. – I tak przed nim była jeszcze
jedna godzina lekcyjna. Wychowanie fizyczne, z którego i tak miał zwolnienie. A
dodatkowe zajęcia dzisiaj go nie interesowały. Za dużo wrażeń w tym dniu go
spotkało, a troszcząc się o maleństwo, musiał znaleźć chwilę na oddech.
– W
sumie też mogę sobie powagarować. – Nie chciał zostawiać go samego. – Wolę
posiedzieć z tobą. O ile mogę.
– Jesteś
przecież moim przyjacielem. – Uśmiechnął się do JunHo. W ogóle jakoś tak miał
ochotę, by się cały czas uśmiechać.
~*~
– Nie
mów mamie – prosił Daesoon.
– Dlaczego
mi tego nie powiedziałeś? Synu, przecież wiesz, że możesz mi zaufać. – Kangsoon
czuł rozczarowanie wobec syna.
– Przepraszam.
To nie miało wyjść na jaw.
– Kochasz Jaemina?
– Nie.
To była tylko chwila zapomnienia.
– Będziesz
miał przez tę chwilę dziecko. Nie możesz się od niego odwrócić. Od tego
chłopaka także. Jak mogłeś w ogóle o tym pomyśleć?
Nie musisz być z Jaeminem, ale nie
możesz udawać, że nic się nie stało. Nie
tego cię uczyłem. – Usiadł za biurkiem,
wypuszczając ciężko powietrze. Popatrzył na stojącego pośrodku gabinetu
syna. Chłopak wyglądał na skruszonego i przestraszonego. Wgapiał się w
wykładzinę. – Muszę powiedzieć twojej mamie.
– Nie.
– Uniósł głowę. – Tato, proszę.
– Ona i
tak się dowie.
– Ona
mnie zabije. Znasz ją.
– Zrozumie.
– Tato.
– Miał ochotę się rozpłakać. Tak bardzo bał się matki, że chciał wszystko ukryć.
– Przykro
mi, synu. Porozmawiamy z nią w domu.
– Dobrze.
– Pokiwał głową skruszony i przerażony. Nie miał wyjścia.
~*~
Wieczór zbliżył się nieubłaganie. JunHo poszedł
niedawno, a Jaemin przygotował sobie coś
do jedzenia. Jego mama niedługo miała wrócić z pracy, więc i dla niej coś
zrobił. Przez ostatnie godziny próbował poukładać sobie wszystko w głowie.
Przyjaciel starał się mu w tym pomóc,
ale jeszcze bardziej namieszał. Podejrzewał, że w jego życiu nic już nie będzie
takie proste, a karuzela wydarzeń, niczym fala emocji, będzie wpływać na każdą
chwilę w przyszłości. Nie chciał wiedzieć, co się jeszcze wydarzy. Może
powinien wyjechać do babci na jakiś czas. Tam uczyłby się, urodził dziecko i
dopiero mógłby wrócić. Nie chciał jednak tego zrobić, dopóki nie porozmawia z Daesoonem.
Dzwonił do niego kilka razy, ale chłopak nie odezwał
się. Na pewno już był w domu, bo jego samochód stał przed budynkiem. Może
rozmawiał z rodzicami. Spróbuje później się z nim skontaktować.
Tymczasem z kuchni przeniósł się do dużego pokoju i
włączył telewizor. Akurat zaczynała się drama, którą lubił. W czasie kiedy
siedział w domu, nadrobił zaległe odcinki i w końcu był na bieżąco. Na ekranie
pokazał się właśnie Lee Min–Ho. Pamiętał, że kochał się w tym aktorze. Do dzisiaj
została mu sympatia do niego. Dlatego lubił oglądać z nim dramy.
Usiadł na kanapie, okrył nogi kocem i zaczął oglądać
serial i był akurat w połowie odcinka,
kiedy usłyszał, że frontowe drzwi otwierają się.
–
To ja, synku. Mamy gościa.
Jaemin zaintrygowany kto mógł o tej porze ich odwiedzić,
odrzucił koc na oparcie kanapy i
podniósł się. Wyszedł do przedpokoju i powstrzymał szczękę przed opadnięciem,
ujrzawszy, kto stoi koło jego wesołej mamy.
–
Dae pomieszka u nas przez kilka dni –
powiedziała kobieta.
–
Hm? – Chyba się przesłyszał.
–
Znalazłam go siedzącego
w samochodzie. Wyciągnęłam od niego, że jego mama wyrzuciła go z domu. Dae nie
ma się gdzie podziać i chociaż nie chciał, to przyciągnęłam go do nas siłą.
Przygotuję mu pokój gościnny.
Jaemin skupił teraz uważne spojrzenie na ojcu swojego
dziecka, napotykając głębię czarnych oczu. No to się porobiło, pomyślał.
ŁAŁ
OdpowiedzUsuńCo wyniknie z tego rychłego zamieszkania razem???
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
Życzę weny i dużo zdrowia dla twojego taty 😚😚😚
Super!!! Nic dodać nicc ująć.Czekam na ciąg dalszy,powodzenia!!
OdpowiedzUsuńTyle wrażeń na dziś. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Ale cieszę się, że przez swoją zazdrość Dae przyznał się, że jest ojcem. Współczuję mu tylko takiej matki, co za perfidna baba. Ojciec był wyrozumiały, ogólnie spoko gościu. Idealnie się złożyło, że Dae zamieszka z Jaeminem. Może akurat coś ruszy. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny i dużo zdrowia dla taty, mam nadzieję, że będzie dobrze.
OdpowiedzUsuń~Demi Lerman
Takiego zakończenia się nie spodziewałam. Myślałam, że ojciec Dae jakoś udziubdzia żonkę i będzie normalnie, ale nie! Ty to zawsze coś wymyślisz. :) Niepokoi mnie ten ziomek co chciał wyrwać ciężarnego (pfff 9 rozdział a ja dalej imion nie ogarniam, moja porażka(-_-) ).
OdpowiedzUsuńTak przy okazji spałam dzisiaj tylko 30 minut. Przez calutką noc czytałam "Zburzony mur". Ciężko mi szło, ponieważ trudno mi było zrozumieć i nawet przeczytać te homofobiczne sceny, które były wszędzie. Serce mi krwawiło przy każdym rozdziale, już nie mówiąc o zakończeniu. Czułam się okropnie zmęczona psychicznie po tej lekturze, lecz cieszę cię, że dane mi było przeczytać takie niespotykanie niesamowite dzieło z przepięknie opisanymi emocjami udzielającymi się czytelnikowi.
Jak to jest, że tak dobrze oddajesz słowami to co czują postacie? Jesteś moim mentorem o Wielka Luano.
Osz to mortadela...
OdpowiedzUsuńAle i tak wewnętrznie cierpię, bo chciałem, żeby Jae był z Sujongiem czy jak on tam, a Dae by się poszedł nie powiem co, a tu taki ból. Luano, narobiłaś bigosu z tej mortadeli.
OdpowiedzUsuńŁAAA :)
OdpowiedzUsuńSytuacja w stołówce byłą mega. Emocje wzięły górę,ale i tak bardzo mi się ona podobała :) Końcówka wbiła mnie w podłogę xD Tego to się nie spodziewałam :P No mamie Dae to było wiadome,że to się nie spodoba( co zrobiła to co innego, też zaskakujące,ale jak dla mnie trochę takie spodziewane patrząc na jej charakter) ,ale i tak mama Lee wygrała to xD Przygarnęła go tak po prostu haha :)
Teraz to nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Ciekawość zżera hehe :P Weny życzę :)
A właśnie a propos końcówki rozdziału. Moje pierwsze wrażenie na to,co było to "Co?" a potem "wow" XD
OdpowiedzUsuńŁo Jezu! Co tu się działo XD. Tyle zwrotów akcji. Nie spodziewała. Się że tajemnica kto jest drugi ojciec ujży tak szybko światło dzienne. A N końcu bardziej się spodziewałam że mama Kima wybije do domu Lee i będzie chciała co pobić ze złości że specjalnie zaciążyl by zrójnował źycie jej syna, a tu zupełnie co innego. Mam wrażenie że Kim już nigdy się od nich nie wyprowadzi XP
OdpowiedzUsuńżyczę weny i zdrowia dla Twojego taty :D
Dziwne, jakby coś cofało się do przodu... ;)
OdpowiedzUsuńChyba nie czepiasz się masła maślanego, którego używa każdy.
UsuńNo nie!
OdpowiedzUsuńTego się mogłam spodziewać po matce Dae.
Ale gdzie w takim razie ojciec? Czy on w ogóle może cokolwiek zrobić? W końcu mężczyzna powinien być głową rodziny.Hah ja wiem głupie marzenie, ale jednak zawsze. Takie ciche i małe.
I ta cała sytuacja.
Dae zachował się jak mężczyzna. Ja wiem kierowała nim zwykła, prymitywna zazdrość ale zawsze jakiś początek.
Jak zwykle buzujesz na naszych emocjach.
I podoba mi się ten koreański świat coraz bardziej. Miałaś genialny pomysł by go wprowadzić.
P.s. wciąz trzymam kciuki za tatę. Nie jestem za specjalnie religijna ale trzymam kciuki.
pozdrawiam mocno.
Nienawidzę kiedy muszę pisać że twoj rozdział jest perfekcyjny :P Zresztę nie pamiętam aby w tej historii był jakiś słaby. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńModlę się codziennie za ciebie, twojego tatę i całą rodzinę
Rzadko się modlę, ale postanowiłam się modlić za twojego tatę. Oraz wierzę w cud. Pamiętaj Luano, nie jesteś sama :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozwój wypadków, rozdział bardzo mi się podoba. Wszystkie twoje opowiadania bardzo lubię.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no to się porobiało co wyjdzie z tego wspólnego pomieszkiwania? a Dae tak nie lubi innych kręcących się obok Jeamina...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia