– Miałem
rację, że wujcio chce coś uszczknąć. Te wszystkie spotkania rodzinne,
odnowienie kontaktów, miały za zadanie uśpić czujność dziadków – mówił Kamil,
rozmawiając z Szymonem przez telefon. Było już późno w nocy, a on nie mógł
spać, zdenerwowany tym wszystkim. – Chce kasy od nich i od mojej mamy za to, że
ta dostała sklep. Noż kurwa, nie chciał sklepu. Przecież sam powiedział, że nie
chce ani grosza. Podejrzewam, że ciotka Magda stoi za tym wszystkim. Ona jest
taką chciwą babą.
–
Ale mówiłeś, że nic im się już nie należy.
–
Tak, jednak problem w tym, że mają jakiegoś prawnika, który szuka dziury w
całym. W dodatku babcia źle się poczuła. Tata pokazał w końcu, że jest facetem
i wywalił wujka z domu.
–
Twoja mama też powinna skontaktować się z jakimś prawnikiem. Przezorności nigdy
dosyć, a pomoc się przyda, aby ten twój wujek nie miał się do czego doczepić.
–
Gdzie ona znajdzie prawnika? I to jeszcze takiego, który nie zedrze z nas kasy.
– Zapytam
Elwirę. Ona zna mnóstwo ludzi. Może jakiś znajomy znajomego coś by wiedział.
Skontaktowałbym twoją mamę z moim znajomym, ale wyjechał do Holandii na dobre.
Działał w moim imieniu podczas załatwiania spraw z rehabilitacją konną dla
dzieciaków. On mi pomagał rozkręcić to wszystko, co mam również na stopie
prawnej.
–
To jutro w razie czego zadzwoń do Elwiry.
–
Kamil?
–
No co?
–
Idź spać i nie przejmuj się tak. A przede wszystkim uspokój się.
–
Kurwa, mam się uspokoić? Rozszarpałbym wujka.
– Domyślam
się. Ale naprawdę idź spać. Przyszedłbym do ciebie, ale muszę wstać o piątej i
jechać na giełdę rolniczą.
– Pojechałbym
z tobą, gdybym nie szedł do pracy. Dobranoc. Kocham cię, Szymon. Gdyby nie ty,
pewnie znów rozniósłbym pokój.
–
Ale jak coś to oszczędź laptopa. Konrad powiedział, że nie będzie go ciągle
naprawiał.
– Będzie
mnie stać, sprawię sobie nowy. – Uśmiechnął się nieznacznie. Jego facet
potrafił poprawić mu nastrój.
Pożegnali
się chwilę później. Kamil ułożył się na boku z ręką pod głową i wpatrzył w
ciemność. Będzie źle, jeśli okaże się, że jego rodzina nie uniknie konieczności
spłacenia wujka, który zapewne zechce dostać całość sumy, bez możliwości
zapłaty w ratach. Coś tam oszczędził, bo pieniądze miał wykorzystać na kurs
instruktora jazdy konnej lub na prawo jazdy. Jeśli będzie trzeba, to da te
pieniądze mamie. Niewiele, ale to zawsze coś. Z tą myślą zasnął.
Sen
nie był jednak spokojny. Do samego rana śniły mu się koszmary. Rzucał się po
łóżku. Obudził się o świcie spocony i z bólem głowy.
–
O ja pierdolę. – Usiadł wyczerpany, wypuszczając ze świstem powietrze przez
nos.
Posiedział
chwilę na łóżku, aby dojść do siebie. Potrzebował kawy. Najlepiej litra.
Wierzył, że to go obudzi. Podszedł do szafy, żeby wziąć czyste ubranie. Musiał
jeszcze się wykąpać, bo czuł, jak się lepi od potu. Nie pamiętał tego, co mu
się śniło. Jedynie miał wrażenie uciekania przed czymś. A może kogoś gonił? Sam
nie wiedział. Najchętniej to spędziłby dzień w łóżku.
Pokręcił
głową na to nierealne marzenie i poszedł się umyć.
Kiedy
piętnaście minut później zszedł do kuchni, zastał w niej mamę krzątającą się
przy przygotowywaniu śniadania.
–
Wstałaś tak wcześnie? Jeszcze nie ma szóstej.
– Nie
mogłam spać. Postanowiłam zrobić ci kanapki, zanim jak zwykle wyjdziesz bez
jedzenia. – Oderwała wzrok od smarowanej masłem kromki chleba i skupiła się na
swoim jedynaku. – Co ci się stało?
– Wiem,
wyglądam jak gówno. Tak się czuję. Masakrycznie źle. – Wziął mały, półlitrowy
garnek i nalał do niego wody. Zapaliwszy palnik w kuchence, wstawił wodę na
kawę. Oczy mu się same zamykały. – Czuję się, jakbym całą noc nie spał i do
tego ciężko pracował.
–
Może jesteś chory. – Przyłożyła dłoń do jego czoła. – Nie. Nie jest gorące.
–
Nic mi nie jest poza tym, że przez całą noc śniły mi się głupoty. Chyba wujek
Adam miał z tym coś wspólnego. Może to on mnie ścigał i wołał, że chce kasy. –
Wyjął z szafki szklankę z uchem i nasypał do niej dwie czubate łyżeczki kawy.
To go powinno obudzić.
–
Też przez niego nie spałam. – Położyła na kromkach po plasterku szynki i sera
żółtego. Wszystko ładnie ułożyła na talerzyku, po czym podała synowi. – Siadaj
i jedz. Zaleję ci kawę.
–
Mhm.
–
Jeśli się źle czujesz, to może ja pójdę z rana do sklepu, a ty później?
–
Nie. Dam sobie radę. – Zaczął jeść. W tym samym czasie do kuchni wgramoliła się
Milagros. – A ty to zawsze żarcie wyczujesz. Wyspałaś się?
Suczka
ziewnęła i zamachała ogonem.
– No
to fajnie. Ja nie. – Dał jej kawałek szynki, ale Mili go nie wzięła, tylko
pisnęła i ruszyła za Kamilem do drzwi. – Chcesz, aby wypuścić cię na dwór? –
Kolejne machanie ogonem i szczeknięcie dało mu odpowiedź. – Dobra, to chodź.
Dziadek potem pójdzie z tobą na spacer. Ja dzisiaj nie mam czasu. – Wypuścił
suczkę na dwór, aby tam załatwiła swoje potrzeby. Rzucił jej jeszcze szynkę, po
czym wrócił do stołu, gdzie już czekała na niego kawa. Nie słodził jej, tylko
napił się gorzkiej, aby dała mu kopa. Jeden łyk sprawił, że zamruczał z
przyjemności. I pomyśleć, że dawniej nie lubił kawy, a teraz zbudowałby
ołtarzyk temu, kto wymyślił ten napój.
–
Żołądek ci wysiądzie, jak będziesz tak z rana na czczo pił kawę.
–
Nic mi nie będzie. Powiedz lepiej co dalej z wujaszkiem.
Beata
usiadła ciężko przy stole.
– Nie
wiem. Babcia z dziadkiem mówią, że on już nie ma praw do czegokolwiek. Dostał
wszystko, co powinien. Nie znam się na tym. Gdyby to Adam dostał sklep, mnie
nawet przez myśl by nie przyszło, aby żądać czegoś od niego czy rodziców.
Przecież wiele poświecili, wychowując nas. Ile trudu poszło, pieniędzy. Jak
rodzeństwo może ze sobą walczyć? Albo mówić, że ktoś dostał więcej, coś się
komuś należy.
– Przy chciwości
człowiek robi się ślepy na wszystko. Nie słyszałaś, mama, że to pieniądze
rządzą światem? Gadałem z Szymonem. Obiecał, że jak coś, to postara się
podpytać znajomych o jakiegoś prawnika.
–
Możliwe, że będzie nam potrzebny.
– Na
pewno będzie. Dobra, zjadłem i zbieram się. Dziadek nie będzie dzisiaj gdzieś
jechał? – Po kawie czuł się zdecydowanie lepiej.
–
A co?
–
Bo chciałbym pożyczyć rower.
– To
bierz. Jakby co, to jestem w domu i go podwiozę, gdyby się jednak dokądś
wybierał. Już późno, na nogach nie będziesz leciał. Niedługo przywiozą do
sklepu chleb z piekarni, więc musisz tam być.
Skinął
głową i wyszedł z kuchni.
*
Szymon,
wracając z giełdy rolniczej, wstąpił do sklepu wiedząc, że do południa jest tam
Kamil. Miał dla niego dobre wieści. Pocałował partnera mocno, ucieszony.
–
Znalazłem wam prawnika. To znaczy nie ja, tylko Elwira. Jej brat ma kolegę,
który specjalizuje się właśnie w takich sprawach jak wasza. Gdy tylko dostałem
numer telefonu, od razu do niego zadzwoniłem. Wiesz, że chodziłem z tym facetem
do liceum?
–
Czy są jacyś ludzie, których nie znasz, nie masz znajomych i tak dalej?
–
Są. Kojarzę go z liceum. Ja zacząłem, a on był chyba w maturalnej. Jeden z
najlepszych uczniów w szkole. Jest niedrogi. Wiesz, dopiero zaczyna, więc
jeszcze nie jest zdziercą. Zainteresował się waszą sprawą, więc masz tutaj do
niego namiary. – Podał partnerowi karteczkę z numerem telefonu i nazwiskiem
prawnika. – Niech twoja mama do niego zadzwoni. Mogą się spotkać nawet dzisiaj.
– Dzięki.
Działasz jak burza. – Wychylił się przez ladę, złapał go za koszulkę i
przyciągnął do długiego pocałunku. – Jak ja ci się odwdzięczę?
–
Znalazłoby się parę pomysłów – zamruczał w jego usta.
–
Masz na myśli pozycję horyzontalną?
–
Powiedzmy. Na pewno mam na myśli każdą pozycję i każdą konfigurację. – Szymon
położył dłoń na karku Kamila, po tych słowach całując go namiętnie, dając do
zrozumienia, że się stęsknił. Całowałby go tak długo, gdyby nie usłyszał, że
otwierają się drzwi. Puścił chłopaka i obejrzał się przez ramię.
– Dzień
dobry, pani Filipiakowa – Zarzycki przywitał uprzejmie kobietę, której mina
wyrażała zniesmaczenie. Nie przejmował się tym. Uważał, że miał jak każdy prawo
do tego, aby całować swojego partnera, tym bardziej, że tutaj nie musieli się ukrywać.
– Czym mogę pani służyć?
– Dwa
bochenki chleba, kostkę masła, karton mleka tego tłustego oraz dziesięć deko
drożdży poproszę. Olej jeszcze. – Nawet jak to mówiła, jej mina nie zmieniła
się. Obrzucała chłodnym wzorkiem obu mężczyzn, nie potrafiąc zrozumieć ich
zachowania.
–
Już się robi.
–
Kamil – wtrącił Szymon. – Lecę. Pamiętaj… wiesz o czym. – Wskazał na kartkę,
którą chłopak zamiast schować wciąż trzymał w dłoni.
–
Nara. Już pani podaję chleb.
Podczas
gdy Kamil zajmował się klientką, a potem kolejnymi osobami chcącymi zrobić
zakupy, Szymon wrócił do domu. Przebrał się w luźniejsze ubrania i poszedł do
stajni. Tam zastał ojca, który rozmawiał z jednym z podenerwowanych
pracowników.
–
Co się dzieje? – zapytał Szymek.
–
Panie Szymonie, muszę się zwolnić – powiedział Mirosław Pęczak, który pracował
u Bieńkowskich niemalże od początku powstania ich działalności. Był to
czterdziestoletni mężczyzna, niski i bardzo chudy.
–
Dlaczego?
–
Z żoną musimy przeprowadzić się do syna. Miał wypadek i potrzebuje naszej
pomocy. Nie możemy wziąć go do nas, bo nie mamy warunków. A syn ma dom, mieszka
sam. Nie wiemy, jak długo nas nie będzie. Nie chcę nikomu zajmować miejsca.
Może pan kogoś przyjąć do pracy, bo może być tak, że zostaniemy tam na stałe.
Syn ma uszkodzony kręgosłup i trudno powiedzieć, czy jeszcze będzie chodzić.
– Przykro
mi. – Szymon położył dłoń na ramieniu mężczyzny. – Może zrobimy tak, że dam ci
urlop na pół roku…
–
Nie, nie. Bo ja tam będę musiał znaleźć jakąś pracę. Wolę zwolnienie.
Szymon
nie chciał tracić tak dobrego, spokojnego pracownika. Mężczyzna zawsze
przychodził do pracy punktualnie, niewiele mówił, ale za to harował za dwóch i
konie go lubiły.
–
Dobrze, po pracy przyjdź do mojego gabinetu.
– Dziękuję
– powiedział i odszedł do swoich obowiązków, które jeszcze musiał dzisiaj
wykonać.
Mariusz
spojrzał na syna. Ten w ogóle nie zwracał na niego uwagi.
–
Jak było na giełdzie. Zainteresowało cię coś?
– Widziałem
kilka świetnych maszyn. Może w przyszłym roku udałoby mi się którąś kupić. – Chciał
odejść, ale głos ojca zatrzymał go.
–
Jak długo jeszcze będziesz mnie winił za moje błędy?
– Nie
wiem. Jeszcze tego nie przełknąłem. Muszę zająć się końmi – odparł zimno
młodszy z mężczyzn.
–
Ty nigdy nie popełniłeś błędu?!
–
Popełniłem, ale przeze mnie nie umarło dziecko.
Mariusz
mógł tylko ciężko westchnąć na te słowa i mieć nadzieję na powrót dobrych
stosunków z synem.
–
Dzwonił Mikołaj. Po południu przywiezie dzieci. Zostaną u nas do drugiego maja.
On i Agata jadą do Gdyni na pogrzeb jej ciotki i nie będzie ich do tego czasu,
a nie chcieli brać dzieci.
– Wiesz,
że dzieciaki zawsze mogą tutaj przyjechać. – Oznaczało to, że jeśli zechce
zbliżyć się do Kamila intymnie, będzie musiał zrezygnować ze spotkań w swoim
domu, w zamian przychodząc do pokoju chłopaka lub po prostu na ten czas darują
sobie seks. Nie lubił tego, bo po poza tym że go kochał, również go pożądał i bywały
dni, że nie wypuściłby chłopaka z łóżka. A od rana potwornie chciało mu się
seksu. Wytrzyma. – Wziął szczotkę i zgrzebło, by wyczyścić sierść Degressy.
–
Wiem. Pójdę pomóc Jackowi.
– Aha.
– Wszedł do boksu klaczy. Pogłaskał ją po chrapach. – Co maleńka? Hm? Nie
podoba ci się, w jaki sposób rozmawiam z ojcem, co nie? Wyczuwasz takie rzeczy.
Zawsze wiesz, kiedy coś jest nie tak. Nie potrafię się przełamać, by mu
wybaczyć. Dziadkowi też nie wybaczyłem. – Oparł czoło o szyję klaczy. – Tak
czasem jest – mruknął pod nosem. Chwilę później zabrał się za czyszczenie
sierści swojej ulubienicy.
*
Popołudnie
nadeszło szybko. Kamil akurat bawił się z Milagros na podwórku, kiedy pod dom
Bieńkowskich zajechał samochód. Niedługo później wysiadła z niego Agata, a za
nią wybiegły dzieci. Kobieta zauważywszy Kamila, przywitała się:
–
Cześć. Jak tam?
–
Dobrze. A u was? – Podszedł do ogrodzenia.
–
W porządku. Przywieźliśmy dzieciaki. Zostaną tutaj dwa, trzy dni.
– Cześć,
Kamil. – Mikołaj wysiadł z samochodu po tym, jak zakończył rozmowę
telefoniczną.
–
Hej.
–
O, wujek. Siema, wujek. – Ewelina podbiegła do Kamila i wyciągnęła rękę, aby
dać mu „cześć”. Jej nieśmiały brat pozostał z tyłu i tylko na nich patrzył.
–
Siema. – Uścisnął jej rączkę. – Ona też chce się z tobą przywitać. – Pokazał na
suczkę, która próbowała wsunąć łeb między sztachety, ale udało jej się tylko
zmieścić swój czarny nochal.
–
Mili. Będziemy się bawić. Ty, ja i Ares. Będzie super.
– Ewelina,
chodź. Potem porozmawiasz z wujkiem – Agata zawołała córkę. Niosła na rękach
Pawełka, którego po chwili podała babci.
Kamilowi
fajnie patrzyło się na tę rodzinę. Oni nie wyglądali na takich, którzy zechcą
coś zabrać bratu lub żądać spłaty, bo ten otrzymał za dużo od rodziców. Chociaż
kto wie. Każdemu może odbić na punkcie pieniędzy. Gdy wrócił z pracy do domu,
dał mamie numer telefonu adwokata, o którym jej wcześniej wspomniał.
Rodzicielka natychmiast zadzwoniła i umówiła się na spotkanie w poniedziałek,
pomimo długiego weekendu. Miała przygotować wszystkie dokumenty i skontaktować
się z bratem, aby poznać nazwisko adwokata mężczyzny. Podobno sprawa może
ciągnąć się miesiącami, a nawet latami, ale i zakończyć się po jednym spotkaniu
zainteresowanych stron.
Już
miał wrócić do zabawy z psem, kiedy zauważywszy Szymona, zawołał go. Ten
podszedł do chłopaka tym swoim kocim krokiem.
–
Widzę, że będziesz miał dom pełen ludzi
– zagadał Zarzycki.
–
Przepraszam, znów będziemy mieć mniej czasu dla siebie.
– Będziemy
chodzić z dzieciakami na spacerki. Wiesz, że są wyjątkiem. Je akurat lubię.
Dzwoniłem dzisiaj do Iwony. Będziesz miał czas trzeciego, aby ich odwiedzić?
–
Pewnie. Wpadniemy też do Wiki i Darka. Jeszcze nie widziałem ich maleństwa, a
już podobno można ich odwiedzać. Weźmiemy Karolinę. Pogada z dziewczynami.
Będzie fajnie.
–
Przyda nam się to. Pocałujesz mnie zanim uciekniesz czy mam się obejść smakiem?
–
Kamil, nie wiesz o co prosisz. – Zbliżył się do niego tak, że gdyby nie
ogrodzenie, ich ciała otarłyby się o siebie.
–
Ktoś tu ma chcicę – wyszeptał Kamil.
–
I to jaką.
–
Dasz radę. – Domyślił się, że Szymon nie chciał posuwać się zbyt daleko z
dotykaniem go, kiedy w domu były dzieci. Sam też nie zaproponował, aby
mężczyzna starym zwyczajem wdrapał się do niego przez okno. Ojciec znów gdzieś
polazł i pewnie pije, także noc mogła nie być spokojna. – A po wszystkim dobrze
się tobą zajmę. – Przytulił policzek do pokrytego zarostem policzka Szymona. –
Lepiej już idź – wyszeptał do ucha. – Gdy wiem, jaki jesteś w takich dniach,
szaleję. – Spojrzał mu głęboko w oczy, zagryzając dolną wargę. Czuł, że dzisiaj
Szymon oddałby mu się bardzo chętnie. Żałował, że na razie nie mogli się
kochać. A nie chciał szybkiego numerku, tak jak jego partner.
Bieńkowski
skupił wzrok na ustach chłopaka. Wessałby się w nie. Musiał się jednak
powstrzymać. Mimo wszystko nie odmówił sobie krótkiego cmoknięcia. Po tym
pożegnał się, zostawiając Kamila jak i siebie nienasyconymi i spragnionymi
dotyku kogoś, kogo kochają. Obaj jednak wiedzieli, że za parę dni będę mieć
czas dla siebie, o ile znów nie pojawią się jakieś przeszkody.
–
No, Mili, bawimy się? – Kamil podrzucił piłkę do góry.
Suczka
zaszczekała, pobiegła na przód i poczekała, aż jej młody pan rzuci piłkę.
jejku, uwielbiam ich czyli uwielbiam ciebie że napisałaś cś tak fantstycznego
OdpowiedzUsuńPasują do siebie. Mimo różnic są razem tacy cudowni ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Maruda.
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, ocho jaki Szymek napalony ;) bardzo dobrze robią, że kontaktują się z prawnikiem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia