1 stycznia 2017

Buntownik - Rozdział 27

Kochani, przed Wami przedostatni rozdział pierwszego tomu Buntownika. Drugi tom nosi tytuł "Pod błękitnym niebem". Zastanawiam się nad małą przerwą na blogu. Pierwszy rozdział drugiej części ukazałby 22 stycznia. Co Wy na to? :DDD Tak, wiem już słyszę te głosy "Nieeeeeeee". :D Zastanowię się. Na pewno dałoby mi to czas na większy zapas rozdziałów mprega. Które zapowiada się na długie opowiadanie. :)

Dziękuję za komentarze. :)

Kamil przeciągnął się. Nie chciało mu się wstawać. Nie wyspał się. Znowu. Z Szymonem rozmawiali chyba do trzeciej w nocy. Zasnął dopiero wtedy, gdy poszedł mężczyzna. A teraz, kiedy o szóstej zadzwonił budzik, naszła go wielka ochota na to, by wyłączyć denerwujący dźwięk i odwrócić się na drugi bok. Zebrał się jednak w sobie i kilka chwil później podreptał pod prysznic. Koniecznie musiał zmyć z siebie ślady nocnych ekscesów. Na to wspomnienie poczuł przyjemne ciepło rozlewające się w brzuchu. Nie chodziło tylko o seks, ale o słowa, które padły w jego trakcie. Wypowiedział je tak naturalnie, bez obaw. Dopiero wówczas, gdy powiedział je głośno, zrozumiał, że jego zakochanie zamieniło się w kochanie. Kocha Szymona.
– Cholera, naprawdę go kocham – szepnął do siebie, wchodząc pod strumień ciepłej wody.
Kilka minut później wytarł się, wysuszył ciemnoblond włosy, umył zęby. Nie musiał się golić, bo robił to wczoraj, kiedy wybierał się z Karoliną na zakupy. Z ręcznikiem owiniętym ciasno wokół bioder wrócił do pokoju. Pierwsze co zrobił, to uruchomił laptopa, żeby, jak każdego poranka, sprawdzić wiadomości. Ubrał się w spodnie do kolan i bezrękawnik. Wszystko w szarościach, które ostatnio polubił. Sprawdził godzinę. W pracy musiał być na siódmą, więc miał jeszcze czterdzieści minut. Usiadł i uruchomił Facebooka. Anka przysłała mu kilka wiadomości.
„Hej, co tam?”
„Hej, no odezwij się.”
„Ej,  no, powiedz jak tam ludzie? Nadal o was mówią?”
„Rozumiem, że jesteś zajęty swoim rolnikiem. Mówiłam, że takiego spotkasz. Kurczę, jestem jasnowidzem. Wiesz, że od września ma wejść nowa edycja Rolnik szuka żony? Będę oglądać. Jakiś mógłby szukać męża. Ale to nie w naszym zacofanym kraju. :(”
Pokiwał głową, uśmiechając się pod nosem. Z tym rolnikiem to go rozbrajała. W sumie miała rację. Przepowiedziała mu takiego mężczyznę. Odpisał jej, że przeprasza, iż nie dzwoni, bo jest zajęty, a w dodatku miał zepsuty komputer i dopisał, że skontaktuje się z nią w wolnej chwili. Częściej rozmawiał telefonicznie z Bogdanem, wciąż nie mając pewności, czy uczucie Anki na pewno wyparowało. Zastanawiał się, czy nie zaprosić ich na parę dni do Jabłonkowa. Miejsce do przenocowania na pewno by się znalazło, poznaliby Szymona. Postanowił to sobie jeszcze przemyśleć.
Wyłączył laptopa i zszedł do kuchni. Urzędowała w niej mama. Od czasu jego przemówienia do Filipiakowej nie przeprowadził z mamą normalnej, długiej rozmowy. Wymieniali się grzecznościowymi zwrotami lub zdawkowymi odpowiedziami na mało interesujące tematy. Dawniej dałby wszystko, żeby rodzice zostawili go w spokoju, a teraz mu to przeszkadzało.
– Tata już w pracy?
– Tak, wiesz, że ma na szóstą. – Popatrzyła na syna. – Zjesz jajecznicę? To dołożę jajek.
– Chętnie. – Usiadł przy stole. Dołączyła do niego Mili zainteresowana tym, co jej młody pan będzie jadł.
– Ja idę dzisiaj na trzynastą. Iwona ma jakieś plany na popołudnie, więc wolała wziąć poranną zmianę. Chyba tak będziemy robić. – Otworzyła lodówkę i wyjęła z niej kilka jajek. – Będziemy się zamieniać co drugi dzień. Gorzej będzie, kiedy wyjedzie na studia. Przez pewien czas poradzę sobie sama. – Zaczęła myć jajka. – Chociaż tak po prawdzie nie uśmiecha mi się siedzenie w sklepie od szóstej rano do dziewiątej wieczorem.
– Kogoś przyjmiesz. – Podrapał Milagros po łapie.
– Kogoś. – Wybiła jajka do miski, w której miała inne. – Roboty nie ma, a jak jest wolne miejsce, to wbrew pozorom nikt się do tego nie pali. Nie stać mnie, aby płacić po dwa, trzy tysiące. Ale jak ktoś nie ma nic to i tysiąc dwieście na rękę dobre. Ubezpieczenie jest. – Roztrzepała jajka trzepaczką.
– Ktoś się znajdzie. Mamo, możemy porozmawiać?
– O czym?
– O mnie i Szymonie, o tym, co powiedziałem Filipiakowej.
Kobieta odstawiła miskę i wyjęła z szafki dużą patelnię. W tym czasie do kuchni weszli dziadek z babką, z miejsca zauważając dziwne zachowanie córki i wnuka.
– Co mam ci powiedzieć, Kamil? – Postawiła patelnię na ogniu i wrzuciła do niej trochę tłuszczu. – Jak ukradłeś te słodycze ze sklepu, wstydziłam się, że mam takiego syna. Nie skakałam z radości i teraz też nie będę tego robić. Wtedy wiedziałam co robić, a teraz nie wiem. Nie wiem nawet, jak mam się przy tobie zachowywać.
– Normalnie. Jak zawsze? – podpowiedział.
– Gdy będziesz miał własne… – urwała, bo jej syn przecież nie będzie miał dzieci. To ją też bolało. Wlała jajka na rozgrzany tłuszcz. – Potrzebuję czasu, żeby do tego przywyknąć. Do tego, że zamiast dziewczyny, na obiad przyprowadzisz chłopaka… Nawet nie chłopaka, ale dorosłego mężczyznę. – Zaczęła energicznie mieszać smażącą się jajecznicę. Wrzuciła do niej pokrajany wcześniej szczypiorek. – To, co powiedziałeś Filipiakowej, mnie też pomogło zrozumieć parę rzeczy. Ale nie jestem gotowa o tym rozmawiać. Dodam tylko, że Szymon to fajny chłopak.
Chociaż tyle. Nie spodziewał się uścisków, gratulacji, krzyku „oj, synu, jak wspaniale”, więc to ciche pogodzenie się mamy z jego orientacją zrzuciło mu kamień z serca. Niestety, ten należący do taty, największy, bardzo mu ciążył. Obawiał się, że będzie go długo dźwigał. Ewentualnie mógłby porozmawiać z ojcem dzisiaj lub jutro. Co mu szkodzi? Nic nie straci, a może zyskać.
– Kamil, wyjmij talerze – poprosiła mama. – Zaraz nakładam.
– Dobra. – Wstał i wyjął z oszklonej szafki płytkie talerze, a z szuflady sztućce.
Chwilę później mama nałożyła każdemu po porcji jajecznicy i ukroiła chleba. Podczas śniadania wdała się w rozmowę ze swoją matką o Adamie. Również nie była zadowolona z zachowania brata. A dziadek, po kilku trudnych do odczytania minach, zapytał Kamila:
– Wyrzeźbiłem kilka nowych figurek. Ten nasz sklepik nadal działa?
– Pewnie, i to jak. Jak wrócę z roboty, to pokażę ci wyniki sprzedaży.
– Dobrze. To zrób zdjęcia tym nowym figurkom i wstaw je tam, gdzie to robisz. Beatko, ukroisz jeszcze chleba?
Kamil, zadowolony, że relacje z dziadkiem może wrócą do normy, pochłonął swoją porcję dania, przy okazji podkarmiając pod stołem suczkę, i udał się do pracy. Czekał go ciężki dzień. Taki z jego początków, bo Jacka miało nie być, gdyż z żoną i synkiem pojechali na badania do szpitala, a on miał się zająć wszystkimi obowiązkami.

*

Dochodziła dziesiąta, kiedy Szymon wrócił z pola. Odstawił ciągnik z nieodpiętym pługiem, bo potem tata miał pojechać zaorać ściernisko po owsie. Swoje pierwsze kroki skierował do stajni, by zobaczyć się z Kamilem. Chłopak akurat głaskał narodzonego parę dni temu źrebaka. Pamiętał, jak Kamil zaimponował mu właśnie tą miłością do zwierząt. To było pierwsze co ich połączyło. Pewnego dnia zaprowadził go do Zefira, narowistego ogiera, który z miejsca polubił Kamila i pozwolił mu na sobie jeździć. Do dzisiaj nosi chłopaka na swoim grzbiecie.
– Co powiesz na to, żebyśmy się wybrali na popołudniową konną przejażdżkę i wzięli psy? – zapytał, wchodząc do boksu i przyklękając przy małym koniku.
– Czemu nie. Tylko po robocie, bo mnie jeszcze szef opieprzy za zbyt wczesne wychodzenie z pracy. – Objął źrebaka za szyję, patrząc uważnie w oczy Szymona.
– Porozmawiam z nim. Nie jest chyba taki zły. – Pogłaskał Atariego.
– Nie jest zły? Jest straszny. To poganiacz ludzi. Wymaga i wymaga. – Wstał i oparł się o ścianę boksu. – Dyryguje ludźmi.
– Czyżby? – Podszedł do niego i oparł dłonie po bokach głowy Kamila. – Może znajdzie się coś, w czym jest dobry.
– Może. Coś tam by się pewnie znalazło. Nie będę zgadywał, bo to trudny człowiek. Jeszcze usłyszy i będę miał kłopoty.
Szymon nachylił się do ucha chłopaka.
– Trudny? To może ja zgadnę. Słyszałem, że jest dobry w łóżku.
– Nie powiedziałbym. Musiałby mi to udowodnić – odpowiedział zaczepnie, wsuwając rękę pod koszulkę Szymona. Mężczyzna pachniał potem i zamiast mu to przeszkadzać, nakręcało go to.
– Zanotuj sobie w głowie, że zamierza to zrobić i to niejeden raz. I wiesz co jeszcze?
– Hm? – Pogłaskał go po brzuchu.
– Kazał mi przekazać…
– Tak? – Zaczepił kciuki za szlufki od spodni.
– Że to, co powiedział w nocy, było prawdą, a nie chwilą uniesienia. – Potarł policzkiem o policzek.
Kamil uniósł brwi.
– O. Obiło mi się o uszy, że coś powiedział, ale niedokładnie usłyszałem.
– Że cię kocha. – Przechylił głowę i odnalazł jego usta, ale nie pocałował ich.
– Wiesz co? Jak go spotkasz, powiedz mu, że też go kocham. – Pokonał dzielącą ich odległość i pocałował namiętnie Szymona. Tylko przez chwilę oddał mu władzę nad pocałunkiem, by potem przejąć kontrolę, ale tylko na moment, bo źrebak wepchnął łeb pomiędzy nich i rozdzielił mężczyzn. Stojąca obok klacz zarżała, jakby się z nich śmiała.
– Chyba dobrze się stało. Nasz mały strażnik czuwa nad nami. Za godzinę mam zajęcia i muszę się jeszcze umyć – powiedział Szymon. – Pamiętam o wieczornej przejażdżce. – Ucałował jeszcze policzek Kamila i wyszedł ze stajni.
W domu szybko się umył, przebrał, coś przekąsił i przygotował się do zajęć z hipoterapii. Dzisiaj wziął Ariadnę i Lily. Obie klacze uwielbiały dzieci, a odkąd Ariadna nie była koniem do jazdy, jej nogi wytrzymywały powolny stęp po padoku. Kamil pomógł mu przygotować zwierzęta i stanął z boku, by obserwować przebieg rehabilitacji. Dzieciaki przyjechały wraz z mamami lub ojcami i przywitały się zarówno z Szymonem jak i Kamilem, którego już dość dobrze poznały.
– Dzień dobry – przywitała się dziewczynka z zespołem Downa.
 Witaj, Alu. Jak obiecałem ostatnio, na ciebie czeka Lily. – Szymon podprowadził dziewczynkę do klaczy i pomógł jej wsiąść na grzbiet zwierzęcia. W ręku trzymał lonżę. Ala sama doskonale radziła sobie na koniu. Jej mama jak zwykle obserwowała ich, opierając się o ogrodzenie.
Upłynęło zaledwie dziesięć minut zajęć, kiedy zauważył, że w jego stronę idzie mama oraz dwoje nieznanych mu osób. Mężczyzna w wieku ojca, ale trochę niższy, i kobieta ubrana w elegancki kostium. Jej mina wyrażała wielką niechęć i coś w stylu „wszystko mi się nie podoba”. Serce mu przyśpieszyło, kiedy dotarło do niego, kim oni są. Zatrzymał konia i pomógł Ali z niego zejść.
– Idź do mamy. Później dokończymy i pomożesz mi z innymi dziećmi, dobrze?
– Dobrze.
O ile będzie to „później”, pomyślał Bieńkowski.
Otarł ręce o spodnie i podszedł do przybyłych. Kątem oka widział przyglądającego się im Kamila. Liczył, że chłopak z niczym nie wyskoczy, by mu zaszkodzić. Czwórka rodziców i trójka dzieci również na nich patrzyli.
– Dzień dobry. – Podał rękę mężczyźnie. Kobiecie nie, bo pierwsza nie wyciągnęła dłoni.
– Synku, ci państwo mówią, że są z Polskiego Towarzystwa Hipoterapii.
– Domyślam się. – Coś go ścisnęło w żołądku i brzuch go rozbolał.
– Możemy porozmawiać? – zapytała zimnym głosem kobieta. Długie, brązowe włosy miała zebrane gładko w kok i tak ściśnięte, że to naciągało jej skórę twarzy.
– Tak, oczywiście. Dziękuję, mamo. – Zwrócił się do gości: – Co mogę dla państwa zrobić?
Mężczyzna otworzył swój notes. Podrapał się po bujnej brodzie i powiedział:
– Nazywam się Karol Burski, a to moja koleżanka, Elżbieta Słysz. Przejdźmy może do rzeczy. – Przerzucił kartkę w zeszycie. – Kilka dni temu wpłynęła do nas skarga na pana. Że podobno nie przestrzega pan zasad, które obowiązują w hipoterapii, dzieci nie są zabezpieczone, asekuracja niepewna, jeżdżą same a nie pod opieką. Do tego podobno przyjmuje pan dzieci, które nie mają skierowania od lekarza na tego rodzaju rehabilitację, co może im tylko zaszkodzić. Konie przeznaczone do zajęć są niebezpieczne. W skardze zawarto też wiele pańskich uchybień, które musimy sprawdzić. W tym jesteśmy zmuszeni skontrolować wszystko, przejrzeć pańskie pozwolenia. Doniesiono nam też, że prowadzi pan zajęcia jednocześnie z kilkorgiem dzieci, a zasady bezpieczeństwa powinny być panu znane. Jeden hipnoterapeuta, jeden pacjent w tym samym czasie.
– Tak, ale ja w tym samym momencie nie prowadzę kilku pacjentów. Jak pan widział, miałem teraz na ćwiczeniach Alę. Mieliśmy dobrze wykorzystać jej przeznaczony czas, a potem…
– Tak, rozumiem, ale dla kogoś może to wyglądać inaczej – odparł mężczyzna. – Co może pan powiedzieć o asekuracji pacjentów?
– Mam wszelkie zabezpieczenia w zależności od potrzeb pacjenta. Stosuję asekurację z góry, z dołu, obustronną z dołu. W przypadku psychopedagogicznej jazdy konnej i woltyżerki stosuję zabezpieczenia właściwe dla tych dyscyplin.
– Dlaczego na raz przyjmuje pan tyle dzieci, a nie jedno, któremu poświęci pan czas? – zapytała kobieta, przewiercając go spojrzeniem lodowato błękitnych oczu.
– Dzisiaj mam prowadzić zajęcia z Alą, to ta dziewczynka z zespołem Downa, i z Patrykiem. Chłopiec ma mózgowe porażenie dziecięce i odkąd tutaj…
– Nieważne – przerwała kobieta. – Po co więc są te inne dzieci? Dzisiaj jedno, ale podobno zdarza się, że jest ich tutaj dziesięcioro.
– Bo lubią tu przyjeżdżać. Przyglądają się mojej pracy. Mają kontakt ze zwierzętami. To też na tym polega, prawda? Tego mnie uczono. Celem terapii jest nawiązanie kontaktu pacjenta ze zwierzęciem, z otaczającym środowiskiem, wreszcie z innymi ludźmi. Jej istotą jest kontakt pacjenta z koniem, stworzenie sytuacji terapeutycznej, a nie samo dosiadanie konia. Same bodźce wzrokowe lub słuchowe dają wiele, bo mamy tutaj dzieci niewidome i niedowidzące. Odkąd zostałem instruktorem i dyplomowanym hipoterapeutą, zaczerpnąłem też wiedzy psychologicznej. Cały czas się uczę. Zapraszam do domu. Pokażę wszystkie dokumenty, które wydało mi właśnie Polskie Towarzystwo Hipoterapii. Nie prowadzę zajęć na pełny wymiar godzin. Są to dwie, trzy godziny parę razy w tygodniu, które poświęcam dzieciom. Robię to we własnym miejscu zamieszkania, z prywatną praktyką. Dbam o wszystko, co niezbędne. Dzieci są tutaj bezpieczne.
– To prawda – wtrąciła jedna z matek. – Mój synek nie mówił. Odkąd przyjeżdżam z nim tutaj na zajęcia, nawet żeby tylko popatrzeć, a on ma większy kontakt z ludźmi, z końmi, potrafi powiedzieć do mnie „mamo”. Nie wiedzą państwo, co to znaczy dla matki. – Kobieta wzruszyła się i otworzyła torebkę, skąd wyciągnęła chusteczkę. – My tu się wszyscy znamy. Znamy pana Szymona. Lubimy go. – Otarła łzy. – Nie wiem, skąd te fałszywe donosy. Nie zostawimy pana Szymona. – Inni rodzice zgodnie pokiwali głowami. – Czyni cuda z naszymi dziećmi.
– Dokładnie – rzucił ojciec Patryka. – Jeździłem z dzieckiem na rehabilitację do ośrodka hipoterapeutycznego. Mój synek przechodził z rąk do rąk i efektów nie było. Przypadkiem ktoś mi dał wizytówkę pana Szymona. Przyjechałem tutaj. Byłem bardzo sceptyczny, ale po paru zajęciach Patryk zaczął reagować.
– To prawda, sama widziałam – przyznała mama Ali. – Jeżdżę tu od początku, bo mieszkam w sąsiedniej wsi. Moja Ala ma dwanaście lat, rozwija się doskonale. Sama nawet potrafi pójść do sklepu, uczy się szybciej. I zrozumiałam, że Down nie znaczy, że moje dziecko ma siedzieć zamknięte w domu i nic nie umieć robić. Potwierdzam, pan Szymon czyni cuda i nie damy go skrzywdzić.
– Tak… – Kobieta spojrzała do swojego notesu. – Wpłynęła jeszcze na pana skarga, dotycząca strachu przed pańską orientacją.
– To nie nasza sprawa – głos zabrał Karol Burski.
– Dokładnie – przyznał tata Patryka. – Przez te krzywdzące oskarżenia paru rodziców zrezygnowało, ale sądzę, że wrócą tu, gdy zrozumieją swój błąd. Życie prywatne pana Szymona i orientacja nie powinny nikogo interesować.
– Interesuje, bo…
– Pani Elżbieto – upomniał ją kolega z pracy. – Orientacja pana Bieńkowskiego nie należy do sprawy. Nas interesują pozostałe zarzuty. Może nam pan pokazać wszystkie zabezpieczenia, konie, które są używane do zajęć i pańskie dokumenty, czyli papiery instruktora, hipoterapeuty, zgodę na taki rodzaj rehabilitacji?
– Tak. Zapraszam. – Wskazał ręką na padok przeznaczony do hipoterapii. – Mam jeszcze zamknięte pomieszczenie pod dachem i zaraz je państwu pokażę. Pozwolą państwo, że tylko odprawię dzieci, żeby nie czekały. – Rzucił okiem na Kamila, by przez chwilę przestać się tak bardzo bać. Bo strach, że odbiorą mu uprawnienia, powrócił ze zdwojoną siłą.

*

Kamil wrócił do pracy, ale był bardzo zdenerwowany kontrolą, która zjawiła się, kiedy nikt już się jej nie spodziewał. Dał koniom jeść, napoił je i gdy godzinę później Karolina wysłała mu esemesa, że tamci już pojechali, pobiegł do domu Bieńkowskich. Zastał Szymona w kuchni wraz z jego rodziną. Mężczyzna wyglądał na wykończonego i bardzo zmartwionego.
– Nie mówcie, że…
– Nie, Kamil. Decyzja ma dopiero zapaść – odparł pan Mariusz. Widać było, że jest bardzo niezadowolony.
– Mogą wezwać Szymona do stawienia się do nich. Kto tam wie, jak będzie – dorzuciła pani Basia. – Zrobię wszystkim herbaty.
– A ja mówię, żeby nie martwić się na zapas. – Karolina zaczęła pomagać matce. – Nic nie wiemy. Nie znaleźli żadnych uchybień. Tylko to babsko się czepiało. Pewnie noc jej się nie udała i ktoś jej wsadził w tyłek kij od szczotki, bo sztywna była… Co się tak patrzycie? Dobrze mówię. Ten facet wyglądał na takiego spoko gostka. Ale ona… Bosz. W niej jest więcej lodu niż na Grenlandii. Współczuję facetowi, który z nią jest. Bo ktoś jest. Obrączkę miała.
Kamil podszedł do Szymona i wziął go za rękę. Mężczyzna ścisnął jego dłoń i spojrzał mu w oczy swoimi, bezgranicznie smutnymi.
– Ej, nic ci nie zrobią.
– Dopóki nie przyjdzie decyzja, nie wolno mi prowadzić zajęć. W dodatku ma to trwać ze dwa, trzy tygodnie. Taka przerwa dla chorych dzieci to wieczność. Może jeszcze wpadnie jakaś kontrola.
– Mówię ci, nie myśl o tym – wtrąciła Karolina, stawiając przed nimi szklanki z herbatą malinową. – Idę za chwilę na ostrężyny. Może pójdziecie ze mną?
Kamil przypomniał sobie, że chciał się wybrać na te owoce, ale nie miał już na to ochoty. Nie teraz, kiedy widok Szymona łamał mu serce.
– O, albo wiem. Szymuś, dzwoń do Darka i jedźcie obaj do nich. Spędź czas z przyjaciółmi. Kamil lepiej ich pozna. Dawno się z nimi nie widziałeś. Mnie nie musisz pilnować, bo i tak pojutrze wyjeżdżam. Możecie zostać tam do jutra. Darek i Wiki nie będą mieć nic przeciw temu. Tyle razy was zapraszali.
– Może ona ma rację. Chętnie poznam ich lepiej, a ty oderwiesz się od tego, co?

*

Kilka godzin później Kamil zabrał parę rzeczy i razem z Szymonem pojechali do Rzeszowa. Podróż przebiegła spokojnie. Szymon na szczęście skupił się na tym, a nie na swoich kłopotach. Gdy jakimś cudem udało im się znaleźć wolne miejsce na parkingu, mogli wreszcie ruszyć pod blok, w którym mieszkali przyjaciele. Mieli do niego jeszcze ładny kawałek drogi. Darek – który w żaden sposób stał się przez ostatnie tygodnie niższy – gdy ich zauważył, poczekał na nich pod blokiem z siatką pełną zakupów.
– Hej, ale spotkanie. Właśnie wracam ze sklepu.
– Nie musiałeś… – zaczął Szymon.
– Musiałem. Mam dobre winko, przekąski. Wiktoria robi coś do żarcia. Potem wpadnie Dominik. No, chyba że pan Fiołek będzie nagrywał filmiki z grami, to go nie będzie. Chwila bez gry to dla niego jak odstawienie palacza od papierosów.
W towarzystwie Darka, który zagadywał ich rozmową, znaleźli się w przytulnym, niewielkim mieszkanku. Było dużo mniejsze niż to, w którym Kamil mieszkał w Zamościu. W przedpokoju zdjęli buty i przywitali się z gospodynią.
– Wejdźcie do pokoju. Zaraz wpadnie mój brat z narzeczoną, a Dominik…
– Mówiłem im, że Fiołek pojawi się później.
– Fajnie. Ja wracam do kuchni. Szymon, robię twoją ulubioną zapiekankę z ziemniakami i mielonym mięskiem. Ziemniaczki właśnie podsmażam na patelni.
– Już zrobiłem się głodny.
– To dobrze, bo tego będzie dużo. – Wróciła do kuchni, gdy zapewniła wszystkich, że nie potrzebuje pomocy. Wiktoria kochała gotować i wnerwiała się, kiedy ktoś wtrącał się jej w to, co przyrządzała.
Rozsiedli się na kanapie. Darek poczęstował ich kawą i zaczął opowiadać, co się u nich dzieje. Podobno mieli jakąś niespodziankę, ale powiedzą o niej, jak wszyscy się zjawią.
– A co tam u was? Gdy Szymon zadzwonił do mnie i powiedział, że związał się z Kamilem z sąsiedztwa, sądziłem, że nas nabiera – mówił Darek, który kochał to robić. Mówił zawsze, wszędzie i nic nie potrafiło zamknąć jego ust. – Nawet zaniemówiłem, bo nie wyglądał, jakby szukał partnera. A potem nagle wszystko się odmieniło. No, ale co tam u was?
Szymon opowiedział przyjacielowi o swojej sytuacji, o tym, jak wyszło na jaw to, że on i Kamil są homoseksualistami. Kamil dorzucił swoje trzy grosze. W międzyczasie dosiadła się do nich Wiktoria, przysłuchując się temu.
– Co za ludzie. Ja zawsze mówiłam, że ty, Szymek, masz szczęście, że urodziłeś się w takim domu jak twój. Kamil, współczuję ci ojca, ale mogło być gorzej. Wierz mi. Znam takie przypadki, że ręce opadają. Dobrze, że do nas przyjechaliście. Odpoczniecie od wszystkiego, a Szymon naładuje baterie. – Poklepała przyjaciela po kolanie. – Nie wierzę, żeby odebrali ci uprawnienia do prowadzenia hipoterapii. A jak to zrobią, to… wolę zachować dla siebie niecenzuralne słowa. – W przedpokoju odezwał się dzwonek, więc posłała męża, żeby wpuścił Witka.
Parę minut później w mieszkaniu pojawił się barczysty brat Wiktorii wraz z narzeczoną, Edytą, oraz Dominik alias Fiołek, którego porwali z domu, bo w ogóle by nie przyjechał.
– Siemanko – przywitał się Dominik. – Słuchaj Daruś, mogę podpiąć się pod waszego neta? Mój mi w smartku siadł, a muszę sprawdzić, czy ten przeklęty YouTube wgrał mój film. Widzowie czekają na Unitl Down. Ostatnio kupiłem sobie Play Station czwórkę i zacząłem nagrywać nową serię.
– Droga wolna. Wiesz, gdzie jest komputer.
– Normalka – powiedział Szymon do Kamila. – Nasz nerd jest uzależniony od gier, netu i nagrywania.
– Dokładnie, jak zaczyna coś nowego, wtedy reszta świata dla niego nie istnieje – dodał Witek. – Podobno tak samo jest z pisarzami. Dlatego z Edytką podjechaliśmy po niego.
– Ludziska, siadajcie, zaraz będzie kolacja, winko, a potem skoro jest tu Szymon i jego facet, coś wam powiem – rzekła Wiktoria, zadowolona z tego na szybko urządzonego spotkania.
Jako że nie było stołu, każdy usiadł, gdzie chciał, czyli na podłodze, bo na kanapie też było za mało miejsca, a młodzi małżonkowie jeszcze nie dorobili się mebli. Siłą odciągnięto Dominika od komputera i posadzono wśród ludzi, a nie gier. Wiktoria z pomocą męża podała zapiekankę z pieczonych ziemniaków, do tego wino, a sobie nalała wody do kieliszka. Już po tym geście Szymon domyślił się, jaką niespodziankę mają dla nich. Chwilę później słowa Wiktorii upewniły go w tym i pogratulował kobiecie, obejmując ją.
– A ja to co, pies? – Darek dopominał się gratulacji. Musiał się bardzo pochylić, żeby przyjąć od Szymona uścisk.
– To który to miesiąc?
– Drugi. Jeszcze nic nie widać, ale za siedem miesięcy zostaniesz wujaszkiem, Szymuś – odpowiedziała kobieta.
 – Wspaniale. – Z tego co wiedział, przyjaciele planowali dwójkę dzieci, ale jak będzie więcej, to też je z radością przyjmą.
Zjedli smakowitą kolację, rozmawiając o mało istotnych rzeczach. Wspominali głównie czasy studiów, opowiadając Kamilowi, jaki wtedy był jego partner. Ile robił psikusów, jak to oglądali się za nim mężczyźni i dziewczyny w różnym wieku. Kamil zauważył, że Szymon się rozluźnił i faktycznie oderwał od problemów. Karolina miała rację, wysyłając ich tutaj. Sam zatęsknił za swoimi przyjaciółmi, więc po kolacji przeprosił wszystkich i wyszedł na balkon. Na dworze było jeszcze widno, bo w sumie nie było tak późno, a zachodzące słońce oświetlało pobliski park i bloki.
Zadzwonił do Anki, przypominając sobie, że miał to zrobić.
– Już myślałam, że mnie olałeś.
– Nie. Po prostu działo się parę rzeczy i nie miałem czasu.
– Coś nie tak z tobą i Szymonem?
– Z nami wszystko dobrze. Nie mam czasu teraz się rozgadywać, bo jesteśmy w mieszkaniu u znajomych Szymka. Dzwonię, żeby się zapytać, czy ty i Bogdan planujecie coś na ostatni tydzień sierpnia.
– Nie, a co, zapraszasz nas, czy przybywasz z ukochanym do nas?
– Zapraszam na parę dni. – Musiał odsunął telefon od ucha przez bardzo wysoki pisk dziewczyny.
– Pewnie, że wbijemy ci na chatę.
– Uprzedzam tylko, że różowo nie jest, mój tata…
– E tam, starym się nie przejmuj. Lubi mnie, to go przerobimy. Poznasz nas jeszcze z Iwoną i tą jej Anetą. Będzie git majonez. – W głośniku ponownie rozległ się pisk.
– Dobra, kończę, bo ogłuchnę. Daj znać Bogusiowi co i jak.
– Oke. Pa. Buziaki.
– Narka. – Schował telefon do kieszeni i wrócił do towarzystwa ludzi, których ledwie znał. Już wtedy na grillu wydawali mu się w porządku, a tym bardziej teraz. Byli po prostu o parę lat od niego starsi, lecz to mu nie przeszkadzało.
Szymon, który opierał się o kanapę, siedząc wciąż jak inni na podłodze, wziął Kamila między swoje nogi. Chłopak nie protestował. Oparł się o jego tors i przyjął kieliszek z winem. Świrus byłby ucieszony, mogąc popijać winko, a nie piwo.
– Wszystko w porządku? – zapytał Bieńkowski.
– Tak. Dzwoniłem do Anki. Zaprosiłem ją i Bogdana na ostatni tydzień sierpnia.
– Cieszę się. W końcu ich poznam.
– Ludzie, to za co pijemy? – odezwał się Witek.
– Jak to za co? Za twoją siostrę i jej maleństwo – podrzucił pomysł Szymon, pozwalając opierać się partnerowi o siebie i lekko głaszcząc jego dłoń kciukiem.
– Za Wiki i maleństwo – podłapali inni.
Czas pędził nad podziw szybko. Spotkanie było bardzo udane. Trwało do późnych godzin nocnych. Szymon z Kamilem zostali do rana, śpiąc w jednym śpiworze. Przebywając w czyimś domu nie pozwolili sobie na małe amory i po jednym buziaku na dobranoc poszli spać.

Opuścili mieszkanie i miasto dopiero następnego dnia, koło południa. Wcześniej zjedli śniadanie przygotowane przez Darka, bo Wiktoria poszła do pracy, a potem, po pożegnaniu z przyjacielem, Szymon zabrał partnera na spacer po mieście. Pokazał mu fajne miejsca, opowiedział parę historyjek ze swojego życia. Chyba z godzinę chodzili ulicami Rzeszowa, zanim zdecydowali, że jednak muszą wracać do domu, w którym jak każdego dnia czekała na nich praca. Te kilkanaście godzin odprężyło ich obu. Szymon naładował się nową energią, a w jego oczach nareszcie pojawiła się nadzieja. 

11 komentarzy:

  1. Oby wszystko poszło spokojnie z tą kontrolą .

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki za Szymona, oby wszytko było, jak to mówi Anka, git majonez ;) No i nie mogę uwierzyć, że to już prawie koniec I księgi... A jeszcze pamiętam Kamila, młodego, zbuntowanego nastolatka, który wszystko miał głęboko w du... Eee... Dyni, tak, dyni... Bardzo się zmienił i mi osobiście bardzo się ta zmiana podoba ^.^ A co do przerwy, to każdemu się należy chwila wytchnienia, musisz naładować baterie, a wiadomo, że gdy człowiek jest zrelaksowany to lepiej mu wszystko idzie ;) No i trzy dni później mam urodziny (19! :D) dlatego to będzie taki super prezent ❤ No i fajnie, że nie będzie taka długa, niecały miesiąc się wytrzyma ^^ Tak czy inaczej, nie mogę się doczekać II księgi, mprega i co ty tam jeszcze wymyślisz, na pewno wszystko mi się spodoba :D No i szczęśliwego nowego roku, dużo radości, weny i szczęścia, szczęścia, szczęścia! Zdrowia też ci życzę, ale wiesz... Na Titanicu wszyscy byli zdrowi, tylko szczęścia im zabrakło XD Pozdrawiam ciepło! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo no sie dzieje O_O mam nadzieję, że u Szymona bd wszystko w porządku i nie zabiorą mu jego pasji, marzenia. I trzymam kciuki za Kamila, oby jemu ojcu sie rozjaśniło i żeby przejrzał na oczy co traci -_- ^^ A Tobie życzę dużo, dużo weny, szczęścia i pomysłów na kolejne rozdzialy i opowiadania ;) :D ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej mam pytanie dlaczego cały cykl obrazy miłości teraz jest dostępny za darmo? Oczywiście nikomu nie żałuje i gorąco polecam bo jest świetny. Po prostu czuje się nieswojo bo narobiłam trochę problemów siostrze z tym że by je kupić kiedy teraz bym mogła je mieć bez niczego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież nie są dostępne za darmo. Nadal kosztują tyle co kosztowały. Gdzie widzisz, że ta seria jest za darmo?

      Usuń
    2. wczoraj były za darmo tak samo Ogród Malw w sumie z czego skorzystałam i pobrałam

      Usuń
    3. i wybacz sprawdziłam to teraz i po zalogowaniu to jest za darmo. Mogłabym ci zdjęcie nawet pokazać na dowód ale tu nie ma jak

      Usuń
    4. wychodzi na to że po zalogowaniu i jest widoczne że za darmo i da się bez problemu pobrać a za to bez logowania widoczne jest że płatne. Sprawdziłam

      Usuń
    5. chyba że mi sie znów pojebały konta to sorry

      Usuń
    6. Jeżeli już kiedyś kupiłaś teksty to po zalogowaniu ns to konto będziesz je miała zawsze dostępne do pobrania. Nie stanął się nagle płatne. Niech ktoś coś napisze i ruszy tyłek. Lu nie będzie jeszcze przez kilka dni i niczego nie sprawdzi. W komentowaniu też jesteście lenie.

      Usuń
  5. Hej,
    mam nadzieję, że z tą kontrolą będzie wszystko dobrze... Szymon się trochę podłamał, ale spotkanie z przyjaciółmi "naładowało baterie"...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)