Dziękuję za komentarze. :)
Kamil
przeciągnął się. Nie chciało mu się wstawać. Nie wyspał się. Znowu. Z Szymonem
rozmawiali chyba do trzeciej w nocy. Zasnął dopiero wtedy, gdy poszedł
mężczyzna. A teraz, kiedy o szóstej zadzwonił budzik, naszła go wielka ochota
na to, by wyłączyć denerwujący dźwięk i odwrócić się na drugi bok. Zebrał się
jednak w sobie i kilka chwil później podreptał pod prysznic. Koniecznie musiał
zmyć z siebie ślady nocnych ekscesów. Na to wspomnienie poczuł przyjemne ciepło
rozlewające się w brzuchu. Nie chodziło tylko o seks, ale o słowa, które padły
w jego trakcie. Wypowiedział je tak naturalnie, bez obaw. Dopiero wówczas, gdy
powiedział je głośno, zrozumiał, że jego zakochanie zamieniło się w kochanie.
Kocha Szymona.
–
Cholera, naprawdę go kocham – szepnął do siebie, wchodząc pod strumień ciepłej
wody.
Kilka
minut później wytarł się, wysuszył ciemnoblond włosy, umył zęby. Nie musiał się
golić, bo robił to wczoraj, kiedy wybierał się z Karoliną na zakupy. Z
ręcznikiem owiniętym ciasno wokół bioder wrócił do pokoju. Pierwsze co zrobił,
to uruchomił laptopa, żeby, jak każdego poranka, sprawdzić wiadomości. Ubrał
się w spodnie do kolan i bezrękawnik. Wszystko w szarościach, które ostatnio
polubił. Sprawdził godzinę. W pracy musiał być na siódmą, więc miał jeszcze
czterdzieści minut. Usiadł i uruchomił Facebooka. Anka przysłała mu kilka
wiadomości.
„Hej, co
tam?”
„Hej, no
odezwij się.”
„Ej, no, powiedz jak tam ludzie? Nadal o was
mówią?”
„Rozumiem,
że jesteś zajęty swoim rolnikiem. Mówiłam, że takiego spotkasz. Kurczę, jestem
jasnowidzem. Wiesz, że od września ma wejść nowa edycja Rolnik szuka żony? Będę oglądać. Jakiś mógłby szukać męża. Ale to
nie w naszym zacofanym kraju. :(”
Pokiwał
głową, uśmiechając się pod nosem. Z tym rolnikiem to go rozbrajała. W sumie
miała rację. Przepowiedziała mu takiego mężczyznę. Odpisał jej, że przeprasza,
iż nie dzwoni, bo jest zajęty, a w dodatku miał zepsuty komputer i dopisał, że
skontaktuje się z nią w wolnej chwili. Częściej rozmawiał telefonicznie z
Bogdanem, wciąż nie mając pewności, czy uczucie Anki na pewno wyparowało.
Zastanawiał się, czy nie zaprosić ich na parę dni do Jabłonkowa. Miejsce do
przenocowania na pewno by się znalazło, poznaliby Szymona. Postanowił to sobie
jeszcze przemyśleć.
Wyłączył
laptopa i zszedł do kuchni. Urzędowała w niej mama. Od czasu jego przemówienia
do Filipiakowej nie przeprowadził z mamą normalnej, długiej rozmowy. Wymieniali
się grzecznościowymi zwrotami lub zdawkowymi odpowiedziami na mało interesujące
tematy. Dawniej dałby wszystko, żeby rodzice zostawili go w spokoju, a teraz mu
to przeszkadzało.
– Tata
już w pracy?
– Tak,
wiesz, że ma na szóstą. – Popatrzyła na syna. – Zjesz jajecznicę? To dołożę
jajek.
–
Chętnie. – Usiadł przy stole. Dołączyła do niego Mili zainteresowana tym, co
jej młody pan będzie jadł.
– Ja idę
dzisiaj na trzynastą. Iwona ma jakieś plany na popołudnie, więc wolała wziąć
poranną zmianę. Chyba tak będziemy robić. – Otworzyła lodówkę i wyjęła z niej
kilka jajek. – Będziemy się zamieniać co drugi dzień. Gorzej będzie, kiedy
wyjedzie na studia. Przez pewien czas poradzę sobie sama. – Zaczęła myć jajka.
– Chociaż tak po prawdzie nie uśmiecha mi się siedzenie w sklepie od szóstej
rano do dziewiątej wieczorem.
– Kogoś
przyjmiesz. – Podrapał Milagros po łapie.
– Kogoś.
– Wybiła jajka do miski, w której miała inne. – Roboty nie ma, a jak jest wolne
miejsce, to wbrew pozorom nikt się do tego nie pali. Nie stać mnie, aby płacić
po dwa, trzy tysiące. Ale jak ktoś nie ma nic to i tysiąc dwieście na rękę
dobre. Ubezpieczenie jest. – Roztrzepała jajka trzepaczką.
– Ktoś
się znajdzie. Mamo, możemy porozmawiać?
– O
czym?
– O mnie
i Szymonie, o tym, co powiedziałem Filipiakowej.
Kobieta
odstawiła miskę i wyjęła z szafki dużą patelnię. W tym czasie do kuchni weszli
dziadek z babką, z miejsca zauważając dziwne zachowanie córki i wnuka.
– Co mam
ci powiedzieć, Kamil? – Postawiła patelnię na ogniu i wrzuciła do niej trochę
tłuszczu. – Jak ukradłeś te słodycze ze sklepu, wstydziłam się, że mam takiego
syna. Nie skakałam z radości i teraz też nie będę tego robić. Wtedy wiedziałam
co robić, a teraz nie wiem. Nie wiem nawet, jak mam się przy tobie zachowywać.
–
Normalnie. Jak zawsze? – podpowiedział.
– Gdy
będziesz miał własne… – urwała, bo jej syn przecież nie będzie miał dzieci. To
ją też bolało. Wlała jajka na rozgrzany tłuszcz. – Potrzebuję czasu, żeby do
tego przywyknąć. Do tego, że zamiast dziewczyny, na obiad przyprowadzisz
chłopaka… Nawet nie chłopaka, ale dorosłego mężczyznę. – Zaczęła energicznie
mieszać smażącą się jajecznicę. Wrzuciła do niej pokrajany wcześniej
szczypiorek. – To, co powiedziałeś Filipiakowej, mnie też pomogło zrozumieć
parę rzeczy. Ale nie jestem gotowa o tym rozmawiać. Dodam tylko, że Szymon to
fajny chłopak.
Chociaż
tyle. Nie spodziewał się uścisków, gratulacji, krzyku „oj, synu, jak wspaniale”,
więc to ciche pogodzenie się mamy z jego orientacją zrzuciło mu kamień z serca.
Niestety, ten należący do taty, największy, bardzo mu ciążył. Obawiał się, że
będzie go długo dźwigał. Ewentualnie mógłby porozmawiać z ojcem dzisiaj lub
jutro. Co mu szkodzi? Nic nie straci, a może zyskać.
– Kamil,
wyjmij talerze – poprosiła mama. – Zaraz nakładam.
– Dobra.
– Wstał i wyjął z oszklonej szafki płytkie talerze, a z szuflady sztućce.
Chwilę
później mama nałożyła każdemu po porcji jajecznicy i ukroiła chleba. Podczas
śniadania wdała się w rozmowę ze swoją matką o Adamie. Również nie była
zadowolona z zachowania brata. A dziadek, po kilku trudnych do odczytania
minach, zapytał Kamila:
–
Wyrzeźbiłem kilka nowych figurek. Ten nasz sklepik nadal działa?
– Pewnie,
i to jak. Jak wrócę z roboty, to pokażę ci wyniki sprzedaży.
–
Dobrze. To zrób zdjęcia tym nowym figurkom i wstaw je tam, gdzie to robisz.
Beatko, ukroisz jeszcze chleba?
Kamil,
zadowolony, że relacje z dziadkiem może wrócą do normy, pochłonął swoją porcję
dania, przy okazji podkarmiając pod stołem suczkę, i udał się do pracy. Czekał
go ciężki dzień. Taki z jego początków, bo Jacka miało nie być, gdyż z żoną i
synkiem pojechali na badania do szpitala, a on miał się zająć wszystkimi
obowiązkami.
*
Dochodziła
dziesiąta, kiedy Szymon wrócił z pola. Odstawił ciągnik z nieodpiętym pługiem,
bo potem tata miał pojechać zaorać ściernisko po owsie. Swoje pierwsze kroki
skierował do stajni, by zobaczyć się z Kamilem. Chłopak akurat głaskał
narodzonego parę dni temu źrebaka. Pamiętał, jak Kamil zaimponował mu właśnie
tą miłością do zwierząt. To było pierwsze co ich połączyło. Pewnego dnia
zaprowadził go do Zefira, narowistego ogiera, który z miejsca polubił Kamila i
pozwolił mu na sobie jeździć. Do dzisiaj nosi chłopaka na swoim grzbiecie.
– Co
powiesz na to, żebyśmy się wybrali na popołudniową konną przejażdżkę i wzięli
psy? – zapytał, wchodząc do boksu i przyklękając przy małym koniku.
– Czemu
nie. Tylko po robocie, bo mnie jeszcze szef opieprzy za zbyt wczesne
wychodzenie z pracy. – Objął źrebaka za szyję, patrząc uważnie w oczy Szymona.
–
Porozmawiam z nim. Nie jest chyba taki zły. – Pogłaskał Atariego.
– Nie
jest zły? Jest straszny. To poganiacz ludzi. Wymaga i wymaga. – Wstał i oparł
się o ścianę boksu. – Dyryguje ludźmi.
–
Czyżby? – Podszedł do niego i oparł dłonie po bokach głowy Kamila. – Może
znajdzie się coś, w czym jest dobry.
– Może.
Coś tam by się pewnie znalazło. Nie będę zgadywał, bo to trudny człowiek.
Jeszcze usłyszy i będę miał kłopoty.
Szymon
nachylił się do ucha chłopaka.
–
Trudny? To może ja zgadnę. Słyszałem, że jest dobry w łóżku.
– Nie
powiedziałbym. Musiałby mi to udowodnić – odpowiedział zaczepnie, wsuwając rękę
pod koszulkę Szymona. Mężczyzna pachniał potem i zamiast mu to przeszkadzać,
nakręcało go to.
–
Zanotuj sobie w głowie, że zamierza to zrobić i to niejeden raz. I wiesz co
jeszcze?
– Hm? –
Pogłaskał go po brzuchu.
– Kazał
mi przekazać…
– Tak? –
Zaczepił kciuki za szlufki od spodni.
– Że to,
co powiedział w nocy, było prawdą, a nie chwilą uniesienia. – Potarł policzkiem
o policzek.
Kamil
uniósł brwi.
– O.
Obiło mi się o uszy, że coś powiedział, ale niedokładnie usłyszałem.
– Że cię
kocha. – Przechylił głowę i odnalazł jego usta, ale nie pocałował ich.
– Wiesz
co? Jak go spotkasz, powiedz mu, że też go kocham. – Pokonał dzielącą ich
odległość i pocałował namiętnie Szymona. Tylko przez chwilę oddał mu władzę nad
pocałunkiem, by potem przejąć kontrolę, ale tylko na moment, bo źrebak wepchnął
łeb pomiędzy nich i rozdzielił mężczyzn. Stojąca obok klacz zarżała, jakby się
z nich śmiała.
– Chyba
dobrze się stało. Nasz mały strażnik czuwa nad nami. Za godzinę mam zajęcia i muszę
się jeszcze umyć – powiedział Szymon. – Pamiętam o wieczornej przejażdżce. –
Ucałował jeszcze policzek Kamila i wyszedł ze stajni.
W domu
szybko się umył, przebrał, coś przekąsił i przygotował się do zajęć z
hipoterapii. Dzisiaj wziął Ariadnę i Lily. Obie klacze uwielbiały dzieci, a
odkąd Ariadna nie była koniem do jazdy, jej nogi wytrzymywały powolny stęp po
padoku. Kamil pomógł mu przygotować zwierzęta i stanął z boku, by obserwować
przebieg rehabilitacji. Dzieciaki przyjechały wraz z mamami lub ojcami i
przywitały się zarówno z Szymonem jak i Kamilem, którego już dość dobrze
poznały.
– Dzień
dobry – przywitała się dziewczynka z zespołem Downa.
– Witaj,
Alu. Jak obiecałem ostatnio, na ciebie czeka Lily. – Szymon podprowadził
dziewczynkę do klaczy i pomógł jej wsiąść na grzbiet zwierzęcia. W ręku trzymał
lonżę. Ala sama doskonale radziła sobie na koniu. Jej mama jak zwykle
obserwowała ich, opierając się o ogrodzenie.
Upłynęło
zaledwie dziesięć minut zajęć, kiedy zauważył, że w jego stronę idzie mama oraz
dwoje nieznanych mu osób. Mężczyzna w wieku ojca, ale trochę niższy, i kobieta
ubrana w elegancki kostium. Jej mina wyrażała wielką niechęć i coś w stylu
„wszystko mi się nie podoba”. Serce mu przyśpieszyło, kiedy dotarło do niego,
kim oni są. Zatrzymał konia i pomógł Ali z niego zejść.
– Idź do
mamy. Później dokończymy i pomożesz mi z innymi dziećmi, dobrze?
–
Dobrze.
O ile
będzie to „później”, pomyślał Bieńkowski.
Otarł
ręce o spodnie i podszedł do przybyłych. Kątem oka widział przyglądającego się
im Kamila. Liczył, że chłopak z niczym nie wyskoczy, by mu zaszkodzić. Czwórka
rodziców i trójka dzieci również na nich patrzyli.
– Dzień
dobry. – Podał rękę mężczyźnie. Kobiecie nie, bo pierwsza nie wyciągnęła dłoni.
– Synku,
ci państwo mówią, że są z Polskiego Towarzystwa Hipoterapii.
–
Domyślam się. – Coś go ścisnęło w żołądku i brzuch go rozbolał.
– Możemy
porozmawiać? – zapytała zimnym głosem kobieta. Długie, brązowe włosy miała
zebrane gładko w kok i tak ściśnięte, że to naciągało jej skórę twarzy.
– Tak,
oczywiście. Dziękuję, mamo. – Zwrócił się do gości: – Co mogę dla państwa
zrobić?
Mężczyzna
otworzył swój notes. Podrapał się po bujnej brodzie i powiedział:
–
Nazywam się Karol Burski, a to moja koleżanka, Elżbieta Słysz. Przejdźmy może
do rzeczy. – Przerzucił kartkę w zeszycie. – Kilka dni temu wpłynęła do nas
skarga na pana. Że podobno nie przestrzega pan zasad, które obowiązują w
hipoterapii, dzieci nie są zabezpieczone, asekuracja niepewna, jeżdżą same a
nie pod opieką. Do tego podobno przyjmuje pan dzieci, które nie mają
skierowania od lekarza na tego rodzaju rehabilitację, co może im tylko zaszkodzić.
Konie przeznaczone do zajęć są niebezpieczne. W skardze zawarto też wiele
pańskich uchybień, które musimy sprawdzić. W tym jesteśmy zmuszeni skontrolować
wszystko, przejrzeć pańskie pozwolenia. Doniesiono nam też, że prowadzi pan
zajęcia jednocześnie z kilkorgiem dzieci, a zasady bezpieczeństwa powinny być
panu znane. Jeden hipnoterapeuta, jeden pacjent w tym samym czasie.
– Tak,
ale ja w tym samym momencie nie prowadzę kilku pacjentów. Jak pan widział,
miałem teraz na ćwiczeniach Alę. Mieliśmy dobrze wykorzystać jej przeznaczony
czas, a potem…
– Tak,
rozumiem, ale dla kogoś może to wyglądać inaczej – odparł mężczyzna. – Co może
pan powiedzieć o asekuracji pacjentów?
– Mam
wszelkie zabezpieczenia w zależności od potrzeb pacjenta. Stosuję asekurację z góry,
z dołu, obustronną z dołu. W przypadku psychopedagogicznej jazdy konnej i
woltyżerki stosuję zabezpieczenia właściwe dla tych dyscyplin.
–
Dlaczego na raz przyjmuje pan tyle dzieci, a nie jedno, któremu poświęci pan
czas? – zapytała kobieta, przewiercając go spojrzeniem lodowato błękitnych
oczu.
–
Dzisiaj mam prowadzić zajęcia z Alą, to ta dziewczynka z zespołem Downa, i z Patrykiem.
Chłopiec ma mózgowe porażenie dziecięce i odkąd tutaj…
–
Nieważne – przerwała kobieta. – Po co więc są te inne dzieci? Dzisiaj jedno,
ale podobno zdarza się, że jest ich tutaj dziesięcioro.
– Bo
lubią tu przyjeżdżać. Przyglądają się mojej pracy. Mają kontakt ze zwierzętami.
To też na tym polega, prawda? Tego mnie uczono. Celem terapii jest nawiązanie
kontaktu pacjenta ze zwierzęciem, z otaczającym środowiskiem, wreszcie z innymi
ludźmi. Jej istotą jest kontakt pacjenta z koniem, stworzenie sytuacji
terapeutycznej, a nie samo dosiadanie konia. Same bodźce wzrokowe lub słuchowe
dają wiele, bo mamy tutaj dzieci niewidome i niedowidzące. Odkąd zostałem
instruktorem i dyplomowanym hipoterapeutą, zaczerpnąłem też wiedzy
psychologicznej. Cały czas się uczę. Zapraszam do domu. Pokażę wszystkie
dokumenty, które wydało mi właśnie Polskie Towarzystwo Hipoterapii. Nie
prowadzę zajęć na pełny wymiar godzin. Są to dwie, trzy godziny parę razy w
tygodniu, które poświęcam dzieciom. Robię to we własnym miejscu zamieszkania, z
prywatną praktyką. Dbam o wszystko, co niezbędne. Dzieci są tutaj
bezpieczne.
– To
prawda – wtrąciła jedna z matek. – Mój synek nie mówił. Odkąd przyjeżdżam z nim
tutaj na zajęcia, nawet żeby tylko popatrzeć, a on ma większy kontakt z ludźmi,
z końmi, potrafi powiedzieć do mnie „mamo”. Nie wiedzą państwo, co to znaczy
dla matki. – Kobieta wzruszyła się i otworzyła torebkę, skąd wyciągnęła
chusteczkę. – My tu się wszyscy znamy. Znamy pana Szymona. Lubimy go. – Otarła
łzy. – Nie wiem, skąd te fałszywe donosy. Nie zostawimy pana Szymona. – Inni
rodzice zgodnie pokiwali głowami. – Czyni cuda z naszymi dziećmi.
–
Dokładnie – rzucił ojciec Patryka. – Jeździłem z dzieckiem na rehabilitację do
ośrodka hipoterapeutycznego. Mój synek przechodził z rąk do rąk i efektów nie
było. Przypadkiem ktoś mi dał wizytówkę pana Szymona. Przyjechałem tutaj. Byłem
bardzo sceptyczny, ale po paru zajęciach Patryk zaczął reagować.
– To
prawda, sama widziałam – przyznała mama Ali. – Jeżdżę tu od początku, bo
mieszkam w sąsiedniej wsi. Moja Ala ma dwanaście lat, rozwija się doskonale. Sama
nawet potrafi pójść do sklepu, uczy się szybciej. I zrozumiałam, że Down nie
znaczy, że moje dziecko ma siedzieć zamknięte w domu i nic nie umieć robić.
Potwierdzam, pan Szymon czyni cuda i nie damy go skrzywdzić.
– Tak… –
Kobieta spojrzała do swojego notesu. – Wpłynęła jeszcze na pana skarga,
dotycząca strachu przed pańską orientacją.
– To nie
nasza sprawa – głos zabrał Karol Burski.
–
Dokładnie – przyznał tata Patryka. – Przez te krzywdzące oskarżenia paru
rodziców zrezygnowało, ale sądzę, że wrócą tu, gdy zrozumieją swój błąd. Życie
prywatne pana Szymona i orientacja nie powinny nikogo interesować.
–
Interesuje, bo…
– Pani
Elżbieto – upomniał ją kolega z pracy. – Orientacja pana Bieńkowskiego nie
należy do sprawy. Nas interesują pozostałe zarzuty. Może nam pan pokazać
wszystkie zabezpieczenia, konie, które są używane do zajęć i pańskie dokumenty,
czyli papiery instruktora, hipoterapeuty, zgodę na taki rodzaj rehabilitacji?
– Tak.
Zapraszam. – Wskazał ręką na padok przeznaczony do hipoterapii. – Mam jeszcze
zamknięte pomieszczenie pod dachem i zaraz je państwu pokażę. Pozwolą państwo,
że tylko odprawię dzieci, żeby nie czekały. – Rzucił okiem na Kamila, by przez
chwilę przestać się tak bardzo bać. Bo strach, że odbiorą mu uprawnienia,
powrócił ze zdwojoną siłą.
*
Kamil
wrócił do pracy, ale był bardzo zdenerwowany kontrolą, która zjawiła się, kiedy
nikt już się jej nie spodziewał. Dał koniom jeść, napoił je i gdy godzinę
później Karolina wysłała mu esemesa, że tamci już pojechali, pobiegł do domu
Bieńkowskich. Zastał Szymona w kuchni wraz z jego rodziną. Mężczyzna wyglądał
na wykończonego i bardzo zmartwionego.
– Nie
mówcie, że…
– Nie,
Kamil. Decyzja ma dopiero zapaść – odparł pan Mariusz. Widać było, że jest
bardzo niezadowolony.
– Mogą
wezwać Szymona do stawienia się do nich. Kto tam wie, jak będzie – dorzuciła
pani Basia. – Zrobię wszystkim herbaty.
– A ja
mówię, żeby nie martwić się na zapas. – Karolina zaczęła pomagać matce. – Nic
nie wiemy. Nie znaleźli żadnych uchybień. Tylko to babsko się czepiało. Pewnie
noc jej się nie udała i ktoś jej wsadził w tyłek kij od szczotki, bo sztywna
była… Co się tak patrzycie? Dobrze mówię. Ten facet wyglądał na takiego spoko
gostka. Ale ona… Bosz. W niej jest więcej lodu niż na Grenlandii. Współczuję
facetowi, który z nią jest. Bo ktoś jest. Obrączkę miała.
Kamil
podszedł do Szymona i wziął go za rękę. Mężczyzna ścisnął jego dłoń i spojrzał
mu w oczy swoimi, bezgranicznie smutnymi.
– Ej,
nic ci nie zrobią.
– Dopóki
nie przyjdzie decyzja, nie wolno mi prowadzić zajęć. W dodatku ma to trwać ze
dwa, trzy tygodnie. Taka przerwa dla chorych dzieci to wieczność. Może jeszcze
wpadnie jakaś kontrola.
– Mówię
ci, nie myśl o tym – wtrąciła Karolina, stawiając przed nimi szklanki z herbatą
malinową. – Idę za chwilę na ostrężyny. Może pójdziecie ze mną?
Kamil
przypomniał sobie, że chciał się wybrać na te owoce, ale nie miał już na to
ochoty. Nie teraz, kiedy widok Szymona łamał mu serce.
– O,
albo wiem. Szymuś, dzwoń do Darka i jedźcie obaj do nich. Spędź czas z przyjaciółmi.
Kamil lepiej ich pozna. Dawno się z nimi nie widziałeś. Mnie nie musisz
pilnować, bo i tak pojutrze wyjeżdżam. Możecie zostać tam do jutra. Darek i
Wiki nie będą mieć nic przeciw temu. Tyle razy was zapraszali.
– Może
ona ma rację. Chętnie poznam ich lepiej, a ty oderwiesz się od tego, co?
*
Kilka
godzin później Kamil zabrał parę rzeczy i razem z Szymonem pojechali do
Rzeszowa. Podróż przebiegła spokojnie. Szymon na szczęście skupił się na tym, a
nie na swoich kłopotach. Gdy jakimś cudem udało im się znaleźć wolne miejsce na
parkingu, mogli wreszcie ruszyć pod blok, w którym mieszkali przyjaciele. Mieli
do niego jeszcze ładny kawałek drogi. Darek – który w żaden sposób stał się
przez ostatnie tygodnie niższy – gdy ich zauważył, poczekał na nich pod blokiem
z siatką pełną zakupów.
– Hej,
ale spotkanie. Właśnie wracam ze sklepu.
– Nie
musiałeś… – zaczął Szymon.
–
Musiałem. Mam dobre winko, przekąski. Wiktoria robi coś do żarcia. Potem
wpadnie Dominik. No, chyba że pan Fiołek będzie nagrywał filmiki z grami, to go
nie będzie. Chwila bez gry to dla niego jak odstawienie palacza od papierosów.
W
towarzystwie Darka, który zagadywał ich rozmową, znaleźli się w przytulnym,
niewielkim mieszkanku. Było dużo mniejsze niż to, w którym Kamil mieszkał w Zamościu.
W przedpokoju zdjęli buty i przywitali się z gospodynią.
–
Wejdźcie do pokoju. Zaraz wpadnie mój brat z narzeczoną, a Dominik…
–
Mówiłem im, że Fiołek pojawi się później.
–
Fajnie. Ja wracam do kuchni. Szymon, robię twoją ulubioną zapiekankę z ziemniakami
i mielonym mięskiem. Ziemniaczki właśnie podsmażam na patelni.
– Już
zrobiłem się głodny.
– To
dobrze, bo tego będzie dużo. – Wróciła do kuchni, gdy zapewniła wszystkich, że
nie potrzebuje pomocy. Wiktoria kochała gotować i wnerwiała się, kiedy ktoś
wtrącał się jej w to, co przyrządzała.
Rozsiedli
się na kanapie. Darek poczęstował ich kawą i zaczął opowiadać, co się u nich
dzieje. Podobno mieli jakąś niespodziankę, ale powiedzą o niej, jak wszyscy się
zjawią.
– A co
tam u was? Gdy Szymon zadzwonił do mnie i powiedział, że związał się z Kamilem
z sąsiedztwa, sądziłem, że nas nabiera – mówił Darek, który kochał to robić.
Mówił zawsze, wszędzie i nic nie potrafiło zamknąć jego ust. – Nawet
zaniemówiłem, bo nie wyglądał, jakby szukał partnera. A potem nagle wszystko
się odmieniło. No, ale co tam u was?
Szymon
opowiedział przyjacielowi o swojej sytuacji, o tym, jak wyszło na jaw to, że on
i Kamil są homoseksualistami. Kamil dorzucił swoje trzy grosze. W
międzyczasie dosiadła się do nich Wiktoria, przysłuchując się temu.
– Co za
ludzie. Ja zawsze mówiłam, że ty, Szymek, masz szczęście, że urodziłeś się w takim
domu jak twój. Kamil, współczuję ci ojca, ale mogło być gorzej. Wierz mi. Znam
takie przypadki, że ręce opadają. Dobrze, że do nas przyjechaliście.
Odpoczniecie od wszystkiego, a Szymon naładuje baterie. – Poklepała przyjaciela
po kolanie. – Nie wierzę, żeby odebrali ci uprawnienia do prowadzenia
hipoterapii. A jak to zrobią, to… wolę zachować dla siebie niecenzuralne słowa.
– W przedpokoju odezwał się dzwonek, więc posłała męża, żeby wpuścił Witka.
Parę
minut później w mieszkaniu pojawił się barczysty brat Wiktorii wraz z
narzeczoną, Edytą, oraz Dominik alias Fiołek, którego porwali z domu, bo w
ogóle by nie przyjechał.
–
Siemanko – przywitał się Dominik. – Słuchaj Daruś, mogę podpiąć się pod waszego
neta? Mój mi w smartku siadł, a muszę sprawdzić, czy ten przeklęty YouTube
wgrał mój film. Widzowie czekają na Unitl Down. Ostatnio kupiłem sobie Play
Station czwórkę i zacząłem nagrywać nową serię.
– Droga
wolna. Wiesz, gdzie jest komputer.
–
Normalka – powiedział Szymon do Kamila. – Nasz nerd jest uzależniony od gier,
netu i nagrywania.
–
Dokładnie, jak zaczyna coś nowego, wtedy reszta świata dla niego nie istnieje –
dodał Witek. – Podobno tak samo jest z pisarzami. Dlatego z Edytką
podjechaliśmy po niego.
–
Ludziska, siadajcie, zaraz będzie kolacja, winko, a potem skoro jest tu Szymon
i jego facet, coś wam powiem – rzekła Wiktoria, zadowolona z tego na szybko
urządzonego spotkania.
Jako że
nie było stołu, każdy usiadł, gdzie chciał, czyli na podłodze, bo na kanapie
też było za mało miejsca, a młodzi małżonkowie jeszcze nie dorobili się mebli.
Siłą odciągnięto Dominika od komputera i posadzono wśród ludzi, a nie gier.
Wiktoria z pomocą męża podała zapiekankę z pieczonych ziemniaków, do tego wino,
a sobie nalała wody do kieliszka. Już po tym geście Szymon domyślił się, jaką
niespodziankę mają dla nich. Chwilę później słowa Wiktorii upewniły go w tym i
pogratulował kobiecie, obejmując ją.
– A ja
to co, pies? – Darek dopominał się gratulacji. Musiał się bardzo pochylić, żeby
przyjąć od Szymona uścisk.
– To
który to miesiąc?
– Drugi.
Jeszcze nic nie widać, ale za siedem miesięcy zostaniesz wujaszkiem, Szymuś –
odpowiedziała kobieta.
– Wspaniale. – Z tego co wiedział,
przyjaciele planowali dwójkę dzieci, ale jak będzie więcej, to też je z
radością przyjmą.
Zjedli
smakowitą kolację, rozmawiając o mało istotnych rzeczach. Wspominali głównie
czasy studiów, opowiadając Kamilowi, jaki wtedy był jego partner. Ile robił
psikusów, jak to oglądali się za nim mężczyźni i dziewczyny w różnym wieku.
Kamil zauważył, że Szymon się rozluźnił i faktycznie oderwał od problemów.
Karolina miała rację, wysyłając ich tutaj. Sam zatęsknił za swoimi przyjaciółmi,
więc po kolacji przeprosił wszystkich i wyszedł na balkon. Na dworze było
jeszcze widno, bo w sumie nie było tak późno, a zachodzące słońce oświetlało
pobliski park i bloki.
Zadzwonił
do Anki, przypominając sobie, że miał to zrobić.
– Już
myślałam, że mnie olałeś.
– Nie.
Po prostu działo się parę rzeczy i nie miałem czasu.
– Coś
nie tak z tobą i Szymonem?
– Z
nami wszystko dobrze. Nie mam czasu teraz się rozgadywać, bo jesteśmy w mieszkaniu
u znajomych Szymka. Dzwonię, żeby się zapytać, czy ty i Bogdan planujecie coś
na ostatni tydzień sierpnia.
– Nie, a
co, zapraszasz nas, czy przybywasz z ukochanym do nas?
– Zapraszam
na parę dni. – Musiał odsunął telefon od ucha przez bardzo wysoki pisk
dziewczyny.
–
Pewnie, że wbijemy ci na chatę.
–
Uprzedzam tylko, że różowo nie jest, mój tata…
– E tam,
starym się nie przejmuj. Lubi mnie, to go przerobimy. Poznasz nas jeszcze z Iwoną
i tą jej Anetą. Będzie git majonez. – W głośniku ponownie rozległ się pisk.
– Dobra,
kończę, bo ogłuchnę. Daj znać Bogusiowi co i jak.
– Oke.
Pa. Buziaki.
– Narka.
– Schował telefon do kieszeni i wrócił do towarzystwa ludzi, których ledwie
znał. Już wtedy na grillu wydawali mu się w porządku, a tym bardziej teraz.
Byli po prostu o parę lat od niego starsi, lecz to mu nie przeszkadzało.
Szymon,
który opierał się o kanapę, siedząc wciąż jak inni na podłodze, wziął Kamila
między swoje nogi. Chłopak nie protestował. Oparł się o jego tors i przyjął
kieliszek z winem. Świrus byłby ucieszony, mogąc popijać winko, a nie piwo.
–
Wszystko w porządku? – zapytał Bieńkowski.
– Tak.
Dzwoniłem do Anki. Zaprosiłem ją i Bogdana na ostatni tydzień sierpnia.
– Cieszę
się. W końcu ich poznam.
–
Ludzie, to za co pijemy? – odezwał się Witek.
– Jak to
za co? Za twoją siostrę i jej maleństwo – podrzucił pomysł Szymon, pozwalając
opierać się partnerowi o siebie i lekko głaszcząc jego dłoń kciukiem.
– Za
Wiki i maleństwo – podłapali inni.
Czas
pędził nad podziw szybko. Spotkanie było bardzo udane. Trwało do późnych godzin
nocnych. Szymon z Kamilem zostali do rana, śpiąc w jednym śpiworze. Przebywając
w czyimś domu nie pozwolili sobie na małe amory i po jednym buziaku na dobranoc
poszli spać.
Opuścili
mieszkanie i miasto dopiero następnego dnia, koło południa. Wcześniej zjedli
śniadanie przygotowane przez Darka, bo Wiktoria poszła do pracy, a potem, po
pożegnaniu z przyjacielem, Szymon zabrał partnera na spacer po mieście.
Pokazał mu fajne miejsca, opowiedział parę historyjek ze swojego życia. Chyba z
godzinę chodzili ulicami Rzeszowa, zanim zdecydowali, że jednak muszą wracać do
domu, w którym jak każdego dnia czekała na nich praca. Te kilkanaście godzin
odprężyło ich obu. Szymon naładował się nową energią, a w jego oczach
nareszcie pojawiła się nadzieja.
Oby wszystko poszło spokojnie z tą kontrolą .
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Szymona, oby wszytko było, jak to mówi Anka, git majonez ;) No i nie mogę uwierzyć, że to już prawie koniec I księgi... A jeszcze pamiętam Kamila, młodego, zbuntowanego nastolatka, który wszystko miał głęboko w du... Eee... Dyni, tak, dyni... Bardzo się zmienił i mi osobiście bardzo się ta zmiana podoba ^.^ A co do przerwy, to każdemu się należy chwila wytchnienia, musisz naładować baterie, a wiadomo, że gdy człowiek jest zrelaksowany to lepiej mu wszystko idzie ;) No i trzy dni później mam urodziny (19! :D) dlatego to będzie taki super prezent ❤ No i fajnie, że nie będzie taka długa, niecały miesiąc się wytrzyma ^^ Tak czy inaczej, nie mogę się doczekać II księgi, mprega i co ty tam jeszcze wymyślisz, na pewno wszystko mi się spodoba :D No i szczęśliwego nowego roku, dużo radości, weny i szczęścia, szczęścia, szczęścia! Zdrowia też ci życzę, ale wiesz... Na Titanicu wszyscy byli zdrowi, tylko szczęścia im zabrakło XD Pozdrawiam ciepło! :*
OdpowiedzUsuńOoo no sie dzieje O_O mam nadzieję, że u Szymona bd wszystko w porządku i nie zabiorą mu jego pasji, marzenia. I trzymam kciuki za Kamila, oby jemu ojcu sie rozjaśniło i żeby przejrzał na oczy co traci -_- ^^ A Tobie życzę dużo, dużo weny, szczęścia i pomysłów na kolejne rozdzialy i opowiadania ;) :D ^^
OdpowiedzUsuńHej mam pytanie dlaczego cały cykl obrazy miłości teraz jest dostępny za darmo? Oczywiście nikomu nie żałuje i gorąco polecam bo jest świetny. Po prostu czuje się nieswojo bo narobiłam trochę problemów siostrze z tym że by je kupić kiedy teraz bym mogła je mieć bez niczego
OdpowiedzUsuńPrzecież nie są dostępne za darmo. Nadal kosztują tyle co kosztowały. Gdzie widzisz, że ta seria jest za darmo?
Usuńwczoraj były za darmo tak samo Ogród Malw w sumie z czego skorzystałam i pobrałam
Usuńi wybacz sprawdziłam to teraz i po zalogowaniu to jest za darmo. Mogłabym ci zdjęcie nawet pokazać na dowód ale tu nie ma jak
Usuńwychodzi na to że po zalogowaniu i jest widoczne że za darmo i da się bez problemu pobrać a za to bez logowania widoczne jest że płatne. Sprawdziłam
Usuńchyba że mi sie znów pojebały konta to sorry
UsuńJeżeli już kiedyś kupiłaś teksty to po zalogowaniu ns to konto będziesz je miała zawsze dostępne do pobrania. Nie stanął się nagle płatne. Niech ktoś coś napisze i ruszy tyłek. Lu nie będzie jeszcze przez kilka dni i niczego nie sprawdzi. W komentowaniu też jesteście lenie.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że z tą kontrolą będzie wszystko dobrze... Szymon się trochę podłamał, ale spotkanie z przyjaciółmi "naładowało baterie"...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia