24 listopada 2016

W sidłach miłości tom 3 - Rozdział 20

Kochani, jakiś czas temu Silencio dodała drugi tom opowieści "Książę Nissai" Zapraszam tutaj Klik.

Dziękuję za komentarze. :)

W mieszkaniu rodziny Whitener trwały ostatnie przygotowania do kolacji. Mama JD uwijała się wraz z córką i Caseyem w kuchni, doglądając potraw, a sam JD kłócił się przez telefon z Joyce, która sobie wymyśliła temat z Tarzana. Przy okazji próbował się ubrać w coś elegantszego.
– Tak, może jeszcze w przepaskach na biodrach przyjdą i będą ryczeć jak goryle. Nie! Stać cię na coś lepszego. Ja bym proponował temat: „Lata dwudzieste, lata trzydzieste” – rzucił luźno – wszystko na czarno-biało i nic więcej mi do łba nie przychodzi. Teraz sorki, ale za chwilę mam kolację. – Odrzucił telefon i w końcu założył na siebie czarną, obcisłą koszulkę z długim rękawem. Podjechał do lustra i trochę poprawił swoją czuprynę. Przydałby mu się już fryzjer, bo zawsze cieniowane włosy wyglądały teraz gorzej. Może przed wielkim balem gdzieś się wybierze. Poprawił również przekręcony w uchu kolczyk. Tego w brwi nie ruszał.
– Jesteś śliczny jak królewna – zakpił Casey, wkraczając do pokoju. Od razu zdjął z siebie koszulkę i zaczął grzebać w szafie w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego.
– A dziękuję. O to mi właśnie chodziło. Ten facet niedługo tu będzie, nie?
– Nom. Dlatego twoja siostra kończy nakrywanie do stołu, a mama poszła poprawić makijaż. – Ubrał się szybko. Zmienił jeszcze spodnie i był gotowy w chwili, kiedy obaj usłyszeli dzwonek, a potem ruch w przedpokoju.
Casey otworzył partnerowi drzwi i obaj byli świadkami jak wysoki, lekko przy tuszy mężczyzna o brązowych włosach daje bukiet kwiatów mamie JD. Kobieta zarumieniła się na ten gest i podziękowała.
– Ty się tak nie rumienisz – szepnął na ucho swojego Emośka.
– Ty mi nie dajesz kwiatów – odciął się. – Chodź się przywitać.
Zbliżyli się do niemałej grupki osób, a pani Whitener zaczęła po kolei przedstawiać swoje dzieci. W końcu przyszła pora na jej gościa i dwóch stojących niedaleko chłopców.
– Kochani, to jest Jack Beltran.
– Dobry wieczór. – Obejrzał się na synów. – A to moja jedyna radość poza waszą mamą. – Pogłaskał czule kobietę po ręce. – To jest Dylan, mój starszy syn, a ten ukrywający się za nim to Max, jak widzicie, jest bardzo nieśmiały.
– Cześć, Max. – Molly pomachała do najmłodszego chłopca, a on uśmiechnął się, tym razem trzymając się nogi ojca.
– Nie stójmy tak w przedpokoju. Zapraszam na kolację. Wstawię kwiaty do wody.
– Daj, mamo, ja wstawię – zaproponowała pomoc Lori.
– Dziękuję.
– No i co o nim myślisz? – zapytał Casey, kiedy całe towarzystwo przeszło do salonu, gdzie ustawiono stół, bo w kuchni by się wszyscy  nie pomieścili.
– Trudno powiedzieć. Wydaje się w porządku. I coś czuję, że coś z tego będzie. Poza tym na razie jest cholernie sztywno, ale liczę, że powoli wszystko się rozluźni.
– JD, Casey – zawołała z pokoju mama, pośpieszając ich.

Kolacja przebiegała w spokojnej, stonowanej atmosferze. Rodzeństwo JD było ciche jak nigdy. JD sam się im dziwił. Molly próbowała złapać kontakt z oboma chłopcami, szczególnie z czterolatkiem, którego ojciec próbował nakarmić. Lori co rusz obserwowała gości, skupiając się głównie na mężczyźnie. Coś mu się w niej nie podobało, była miła, uprzejma, za słodka. Zanotował sobie w pamięci, żeby z nią później porozmawiać.
– JD, słyszałem, że chodzisz na rehabilitację – odezwał się pan Beltran. – Wasza mama dużo mi o was opowiadała – dodał.
– Chodzę. Co drugi dzień lub codziennie, zależy od Marka, mojego rehabilitanta, ćwiczę po kilka godzin. Niech mi pan wierzy, że zwykłe zgięcie palca wymaga rozpaczliwego wysiłku. Gdy się to zrobi, człowiek ma ochotę szaleć ze szczęścia. – Właśnie te małe wygrane z własnym ciałem powodowały, że wciąż się starał.
– Wytrwałość w czymś to pierwszy stopień do sukcesu. Najgorszy jest słomiany zapał.
– To prawda, nie prowadzi do niczego – wtrącił Casey.
– Ty trenujesz zapasy?
– Tak. Zapraszamy w weekend na zawody.
– Chętnie je obejrzę. W twoim wieku również interesowałem się sportem i trenowałem zapasy. Potem poważna kontuzja kolana mi to uniemożliwiła. Nie byłem tak wytrwały jak ty, JD. Gdybym ćwiczył po operacji, mógłbym wrócić. Wolałem z tego zrezygnować.
– Byłem bliski poddania się. Na szczęście ktoś mi uświadomił, że nie powinienem rezygnować ze swojej szansy. – Popatrzył ciepło na Caseya, który siedział naprzeciwko.
– Bo to ważne mieć kogoś, kto sprawi, że podniesiesz się, nawet kiedy nie masz na to nadziei. – Jack wziął swoją partnerkę za rękę. Ona uśmiechnęła się tak, jak nie uśmiechała się nigdy.
JD doskonale zdawał sobie sprawę, że jego ojciec zniszczył jej życie. Ona też wiedziała, że ślepa miłość nastolatki zamieniła się w koszmar. Niestety, człowiekowi dopiero po długim czasie otwierają się oczy i widzi, jaka jest prawda. Niełatwo trafić na swoją drugą połówkę i to taką, dla której będziesz całym światem, tak jak on dla Caseya i na odwrót. Szkoda, że dopiero po latach mama odnalazła dobrego człowieka.
Po kolacji, kiedy to mama i jej partner wybrali się na spacer, a dzieciaki poszły do pokoju chłopców się bawić, JD zawołał siostrę do swojego pokoju i zapytał, co się dzieje.
– Ja wiem, jaki jest nasz tata, ile mama przez niego wycierpiała, ale mimo wszystko dziwnie widzieć u boku mamy innego faceta.
– Wygląda mi na spoko gościa i może ją uszczęśliwić.
– No tak, ale wolałabym, żeby tutaj  był tata. – Usiadła na brzegu łóżka.
– Ten, który omal jej nie zabił? Ten który nas bił? Człowiek, przez którego prawie głodowaliśmy? – syknął. – Aż za dobrze pamiętam, jak było. Ty może zapomniałaś, ja nie. Prawie mnie zabił. Przez co trenowałem sztuki walki? Dla zabawy? Chciałem umieć się przed nim bronić.
– Dlaczego na mnie napadasz? – zapytała płaczliwym głosem. – Nie powiedziałam, że chcę, aby tata wrócił.
– Powiedziałaś!
– Że wolałabym, aby tutaj  był tata, ale ten, jakiego zawsze chciałam mieć. Dobry, czuły, kochany, opiekuńczy.
– Nasz ojczulek nigdy taki nie będzie. Natomiast ten człowiek tak. Nie znam go, ale czuję, że będzie jej z nim dobrze. Uwielbia swoje dzieci. Założę się, że kochał żonę. Nie chcesz, żeby mama też coś miała od życia? Żeby miała się do kogo przytulić?
– Chcę.
– To pogódź się z tym, że nasz tatulek nigdy nie da jej bezpieczeństwa.
– Chyba masz rację. Ale co będzie, jak on się z nią ożeni? Nie pomieścimy się tutaj wszyscy.
– Do tego jeszcze dużo czasu. Potem się pomyśli co i jak. Na pewno ja i Casey zostaniemy tutaj. – Wyszczerzył się.
Lori przewróciła oczami, po czym wyszła, decydując, że da szansę temu człowiekowi.
Chwilę później do pokoju wrócił McPherson.
– Mam dość. Chowam się przed nimi – powiedział, sadowiąc swoje cztery litery na krześle.
– Przed kim?
– Przed dziećmi. Molly, Danny i synowie partnera twojej matki urządzili przestawienie. Miałem być widzem.
– I?
– Było spoko do czasu. Po przedstawieniu cała czwórka zmusiła mnie do tego, żebym był ich koniem. To nie jest śmieszne – dodał, kiedy jego chłopak zacząć się śmiać. – Naprawdę nie jest. Po dwoje siadali na mnie i mówili „wio”. JD, no.
– Wybacz, ale nie potrafię się nie śmiać. Nic na to nie poradzisz, że dzieci cię uwielbiają, nawet obce – powiedział, wybuchając głośnym śmiechem, i nic sobie nie robił z oburzonej miny blondyna.
Casey w końcu pokiwał ze zrezygnowaniem głową, zazgrzytał zębami i włączył komputer. Pogra w coś sobie, może. Gdy tylko odwrócił się plecami do JD, kąciki jego warg wygięły się ku górze.


* * *


Dochodziła jedenasta w nocy i zastępczy dyżur Kadena ciągnął się w nieskończoność. Cieszył się, że nikt nie wzywa karetki, bo to oznaczało, że wszyscy są zdrowi, ale przez to drzemał na kanapie, a nie lubił spać w pracy. Sanitariusze oglądali jakiś film i grali w karty. Dyspozytorka coś czytała. W końcu odezwał się jeden z telefonów. Kobieta odebrała. Hyle, przysłuchując się rozmowie, podniósł się. Z tego co słyszał, ktoś pilnie wzywał karetkę. Rzeczywiście chwilę później dyspozytorka podała im adres i powiedziała, że w klubie LGBT o nazwie Fever ktoś został pchnięty nożem.
Sanitariusze zerwali się w mgnieniu oka, pozostawiając film i rzucając karty na stół. Kaden założył kurtkę ratownika i we trójkę pobiegli w kierunku karetki pogotowia. Hyle zajął miejsce z tyłu, przygotowując to, co będzie mu najpotrzebniejsze, podczas gdy samochód prowadzony przez jednego z najlepszych na pogotowiu kierowców pędził ulicami miasta na sygnale. W ciągu dziesięciu minut dojechali na miejsce. Gdy tylko pojazd został zaparkowany tuż przed wejściem, lekarz przesunął boczne drzwi i z teczką w ręku udał się do budynku, dodatkowo wołany przez ochroniarza i nowego menagera. Z tego co słyszał, to kilka miesięcy temu były menager został aresztowany za stręczycielstwo, gwałt i próby gwałtu na paru młodych chłopakach oraz szantaż. Kaden życzył mu wielu lat za kratami.
– Co się stało? – zapytał menagera, biegnąc pomiędzy ludźmi do rannego.
– Dwaj faceci pokłócili się. Jeden wyciągnął nóż i wbił w brzuch drugiego. Chyba poszło o zazdrość.
– Z tego co słyszałem, to ten zraniony chciał odejść od partnera, który go bił – byliśmy  nieraz nawet tego świadkami – a ten z nożem powiedział, że prędzej go zabije, niż na to pozwoli – wytłumaczył ochroniarz. – Kiedy wkroczyłem, było już za późno.
– Nie wyjmowaliście noża?
– Absolutnie nie. Wiemy, że tak nie wolno robić. Bo to, co zraniło, jednocześnie jest jakby opatrunkiem czy coś w tym stylu – powiedział menager.
Kaden już go nie słuchał, bo zobaczył pacjenta leżącego na podłodze w kałuży krwi i krzywiącego się z bólu. Upadł przed nim na kolana, zakładając rękawiczki, a sanitariusze obok niego. Jeden z nich odsunął gapiów i położył na podłodze nosze.
Kaden szybko zbadał pacjenta, z którym zaczął powoli rozmawiać. Mężczyzna był przerażony, ale trzymał się dzielnie.
– Nie możemy wyjąć noża. Tylko chirurg może to zrobić. Zabieramy go i trzeba zawiadomić szpital.
– Przeż… yję? – zapytał ranny.
Co miał mu powiedzieć? Dać nadzieję czy ją odebrać?
– Zobaczymy. Na razie proszę się nie ruszać i musi pan postarać się być cały czas przytomny. Zabieramy go. – Pomógł sanitariuszom przenieść go na nosze. Potrzebowali pomocy jeszcze kilku klientów klubu, bo mężczyzna był bardzo duży i ciężki.
Hyle wstał. Przypadkiem jego spojrzenie trafiło w stronę wejścia do dark roomu i to był błąd. Poczuł, jak obrywa solidny cios w klatkę piersiową, pomimo że nikt go nie uderzył, jak burzy się w nim krew, a wściekłość sprawia, że miał ochotę przepchać się przez ten tabun ludzi i zwyczajnie uderzyć osobę, która stamtąd wyszła. Wiedział, że nie można skurwielowi ufać!
Ethan również uniósł spojrzenie i przełknął ślinę, ujrzawszy Kadena. Nie spodziewał się go tutaj. Zaczął iść w jego stronę, ale Kaden wykrzyczał bezgłośne „nie” , co stało się jakby jego rozkazem, na który Larsen się zatrzymał. Dopiero teraz zauważył, że mężczyzna ma na sobie kurtkę ratownika medycznego i że zawsze gorąca atmosfera klubu, pulsująca muzyka oraz migające światła zniknęły. Jednak nie to go obchodziło, a człowiek rzucający mu pełne wściekłości i zawodu spojrzenie, które zniknęło równie szybko jak sam Kaden.
Ethan chwycił się za włosy, zaczynając żałować, że naprawdę nie pojechał do rodziców, tylko skusiła go chęć odreagowania, że został odrzucony, i przez to trafił tutaj.
– Jesteś dupkiem, Ethan – powiedział sam do siebie, zanim wybiegł z klubu i ujrzał odjeżdżającą karetkę. Jutro z nim porozmawia, o ile kochanek mu na to pozwoli.

* * *

Nie wiedział, jak upłynęła mu nocka. Pracował automatycznie, robiąc to, co do niego należało, jakaś część jego umysłu  była przy tym, co zobaczył. Ethan wychodził właśnie stamtąd, gdzie nie chciał go już widzieć. Na pewno nie z jakimś facetem. Cóż innego mógł tam robić? Do dark roomu nie idzie się zapalić papierosa. Przegrał. Ktoś inny na planszy do gry postawił za niego pionek na niewłaściwym polu.
Wracał do domu, mając tylko ochotę się upić. Najlepiej urżnąć w trupa. Niestety, nawet to nie zmyje obrazu z jego wspomnień. Uderzył pięścią w kierownicę. Znów postawił na kogoś nieodpowiedniego. A może to on ma za duże wymagania. Związku mu się zachciało. W dzisiejszych czasach ludzie nie chcą związków, ślubów tylko wolności i seksu. Rzygać mu się przez to zachciało.
– Niech cię szlag, Ethan! Niech cię szlag! – krzyknął, wjeżdżając z impetem na podjazd przed swoim domem. Oparł czoło o kierownicę, próbując zapanować nad sobą. Już od dawna nikt go tak nie wyprowadził z równowagi. Gdyby nie wczorajsza troska o pacjenta, któremu udało się uratować życie, zapewne Ethan chodziłby dzisiaj z obitą twarzą. Nigdy nikogo nie uderzył, ale tej nocy był bardzo bliski tego. Tym bardziej że mężczyzna go okłamał i to dawało Kadenowi do myślenia, ileż to razy tak było. Czy czegoś nie dawał Larsenowi, że ten poszedł szukać seksu z innymi facetami?
Otworzył drzwi z rozmachem. Wszystko dzisiaj tak robił. Ludzie, widząc go w takim stanie, schodzili mu z drogi, i bardzo dobrze, bo i im mogłoby się oberwać. Szczególnie człowiekowi, który przyszedł na dzienną zmianę. Głównie za to, że rozgłasza wszem i wobec swoje homofobiczne hasła.
Podążył do wejścia i wsunął kluczyk do zamka. Ten nie przekręcił się. Spróbował drugi raz i nic.  Nacisnął klamkę, a ta ustąpiła. Domyślił się, że ma niechcianego gościa. Zatrzasnął drzwi i skierował się prosto do salonu. Ethan siedział w otoczeniu kotów, które, gdy zobaczyły rozjuszonego Kadena, czmychnęły do swoich legowisk.
– Wypierdalaj z mojego domu! – wrzasnął Hyle. – I oddaj klucze, zdradziecki łachudro!
– Posłuchaj, to nie tak jak myślisz. – Podniósł się, ale wolał stać od mężczyzny z daleka.
– Ciekawe co ja sobie myślę?! Może to, że nie przeleciałem cię wczoraj i polazłeś dawać dupy w dark roomach! Ilu wczoraj miałeś?! – krzyczał. – Zaspokoili twoją chcicę czy może jeszcze ci mało, kurwa mać! – Kopnął stolik, przesuwając go w stronę kominka. Z blatu spadł pusty wazon i poturlał się w przeciwną stronę.
– Nic sobie nie obiecywaliśmy!
– Nie? Wiedziałeś, że nawet spotykanie się ze mną dla seksu oznacza wyłączność! Nie potrafisz swojej dupy czy kutasa trzymać na wodzy, nie wystarczam ci?! Za mało i za łagodnie cię pieprzę?!
– Nie jesteśmy na związkowych warunkach! Nie znoszę związków! Tylko wszystko komplikują!
– Tak, bo związek to wierność, a ty nie znasz tego słowa. Ty myślisz tylko dupą. Brak ci serca i rozumu, żeby zrozumieć co tracisz. Powiedziałem, wypierdalaj z mojego domu, zanim sam cię z niego wyrzucę! – Ciskał w niego spojrzeniem, które jasno mówiło, że nie żartuje.
– Nic wczoraj nie zrobiłem! Chciałem, ale się wycofałem, bo pomyślałem o tobie i tym, że mi zależy – próbował się wytłumaczyć, rozumiejąc, że gdy również będzie na niego wrzeszczał, nie dojdą do porozumienia.
– Jakoś ci nie wierzę. Nawet jakby, to wystarczy, że tam poszedłeś. Miałeś taki zamiar! Miałeś zamiar! – powtórzył. – Wypierdalaj stąd, zdrajco! – Wskazał na drzwi.
Ethan potarł czoło dłonią. Dzisiaj nic nie będzie z rozmowy. Kaden był za bardzo wnerwiony, żeby mógł go wysłuchać. Pewnie i tak za późno na wszystko. On naprawdę wczoraj nic nie zrobił. Mężczyzna i tak mu nie uwierzy. W sumie miał rację, poszedł tam z zamiarem uprawiania seksu z kimś innym. Przez jeden błąd zniszczył coś, co mogło się udać.
– Pogad… – zaczął.
– Wypierdalaj!
Przechodząc obok Kadena, próbował go dotknąć, ale mężczyzna odskoczył, jakby go coś oparzyło. Westchnął i skierował się do wyjścia.
– Oddaj klucze. – Usłyszał. Wyjął z kieszeni pęk kluczy doczepionych do breloczka w kształcie samochodu i odpiął dwa z nich. Z ciężkim sercem położył je na szafce od butów. Obejrzał się jeszcze przez ramię. Kaden stał wyprostowany niczym struna i tylko czekał na jego wyjście.
– Gd… – próbował jeszcze coś powiedzieć, ale mężczyzna mu na to nie pozwolił.
– Spieprzaj!
Wychodząc z domu, Larsen poczuł, jakby ktoś żywcem wyrwał mu kawał serca. Czy tak samo odczuwa to Kaden? Zadał sobie pytanie. Przez chwilę chciał zawrócić, lecz byłoby jeszcze gorzej. Spacerkiem poszedł w stronę postoju taksówek. Wiedział, że zawalił i swoje odejście może zawdzięczać tylko samemu sobie.


* * *

Casey McPherson nie był w miejscu, w którym mieszkał prawie całe swoje życie, od kilku miesięcy. Nic się tutaj nie zmieniło. Jak w domu Whitenerów od razu po wejściu czuło się ciepło, tak tutaj wciąż panował ten sam chłód. Nauczył się rozpoznawać, że tam, gdzie mili gospodarze, tam żyło się o wiele lepiej, mimo że biedniej.
– Wejdź do salonu – powiedziała matka chłodnym głosem.
W salonie czekał już ojciec. Odłożywszy gazetę, kazał mu usiąść. Casey odnosił wrażenie, że traktują go jak obcego. Czego się spodziewał, przytulenia i powiedzenia, że wszystko będzie dobrze? Błagania, żeby im wybaczył to, jak go potraktowali?
– Słucham? Nie bardzo mam czas. – Nie zamierzał ich traktować przyjaźnie.
– Chodzi o twoją przyszłość – rzekł ojciec. – Za dwa tygodnie kończysz liceum. Dowiedzieliśmy się, że złożyłeś już stosowne dokumenty na paru uczelniach.
Zmarszczył brwi. Niby jak się dowiedzieli? Śledzili go czy jak? Co tu jest grane?
– No i? Zamierzam studiować. Liczę, że przyjmą mnie na AWF. Chcę w przyszłości uczyć dzieciaki czy to na wychowaniu fizycznym, czy ewentualnie zostać trenerem. Lepszym od tego, którego miałem.
– Kate nam o tym mówiła.
– Mówiła, mamo, ale żadne z was się nie pofatygowało dowiedzieć, jak się czuję. Gadajcie, po co tutaj jestem. Mój partner jest na rehabilitacji. Niedługo muszę po niego jechać. – Dostrzegł, jak się skrzywili. – Nic się nie zmieniliście – prychnął.
– Chcemy zapłacić za twoje studia – poinformował ojciec. – Mamy od lat przeznaczony na to fundusz. Dla ciebie i dla Kate. Są na wasze nazwiska. Z dniem przyjęcia na uczelnię pieniądze wpłyną na konto instytucji.
Tego to się nie spodziewał.
– Nie zrozum nas źle – wtrąciła matka – nie zaakceptujemy tego, jaki jesteś, ale wciąż pozostajesz naszym synem…
– Niedawno powiedzieliście, że nim nie jestem. Nie wiem, czy chcę waszej pomocy. Tym bardziej że nie zamierzam kształcić się na prywatnej uczelni. Chcę iść tam, gdzie większość moich znajomych. Wybrałem gdzie.
– Ale wysłałeś też papiery do wielu prywatnych…
– Wysłałem tak w razie czego. Wiem, gdzie pójdę. Może według was uniosę się dumą, lecz nie potrzebuję kasy od kogoś, kto mnie nie akceptuje. – Wstał. – Pieniądze możecie przeznaczyć dla mojej siostry lub na waszą emeryturę. Od paru miesięcy radzę sobie sam i nadal to mam w planach. Jeżeli to wszystko…
– Jesteś niewdzięczny. – Ojciec podszedł do niego, wyglądając niczym chmura gradowa.
– Ja? Za co mam być wam wdzięczny? Za to, że przez was prawie zmarnowałem sobie życie? Za to, jak mnie wywaliliście z domu, krzycząc, że nie jestem waszym synem? Za to, tato? – Odwrócił się, żeby odejść, ale przystanął i powiedział: – Jutro są sportowe zawody szkół. Moja drużyna staruje przed południem, to jest to, o czym teraz myślę. Mam cel, mam ambicje, których wy mnie pozbawiliście. W końcu żyję. Mogę wam tylko podziękować za to, że wychowaliście mnie. A waszych pieniędzy nie chcę. – Wyszedł, zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć. Owszem, kasa bardzo pomogłaby mu w życiu, ale wolał ją zdobyć sam, ciężko pracując, niż brać to, co nie należało do niego. Co innego gdyby rodzice byli rodzicami. Od obcych pieniędzy nie weźmie.
Teraz musiał jechać po swojego chłopaka, a jutro skupić się na zawodach. To były jego dwa najbliższe cele.

* * *

Podekscytowany tłum wiwatował, podczas gdy na macie dwóch chłopaków walczyło ze sobą. Casey przyglądał się temu, próbując wyłapać błędy u każdego z nich. Ten, który wygra, będzie walczył z nim. Od rana trwały zawody i zapaśnicze już dobiegały końca. On był zmęczony, ale jego drużyna miała duże szanse na złoto. Walka, którą on miał przeprowadzić, była decydująca o wszystkim. Tak się złożyło, że trzy szkoły miały szansę na złoto i pewnie ilość punków ostatecznie o wszystkim zadecyduje, a ich różnica może być niewielka. Popatrzył na widownię, łapiąc wzrok JD w swój. Chłopak uniósł kciuk do góry, odpowiedział mu tym samym. Obok JD siedzieli ich znajomi, poza Richiem, który pojechał z ojcem do siostry. Mama JD i jej partner oraz dzieciaki siedzieli z drugiej strony. Nawet Brithany przyszła, bo jej część zawodów miała się rozpocząć dopiero za dwie godziny. Powrócił do oglądania wyrównanej walki.
– JD, twój facet jest świetny – mówił Oscar. – Widziałeś, jak on walczył? Dawniej tak się nie starał.
– Powiedział, że robi to dla mnie.
– Dla ciebie? – zapytała Joyce.
– Bo mnie kocha.
– I to się nazywa romantyczność – odparła Brithany wzdychając z rozmarzeniem.
– Jak sądzicie, z kim się zmierzy? – spytał Alex.
– Ten większy może wygrać – odpowiedział Oscar. – Zrobił się bardziej agresywny. Po nich będzie inna walka, a dalej nasz Casey przymierzy się do złota. Jeżeli go zdobędzie dla swojej drużyny, będzie wielki. Nasza szkoła od lat nie wygrała w zawodach stanowych.
– Sprinterzy wygrywają – wtrąciła Brithany, odrzucając na plecy włosy. – Przyjdziecie chyba oglądać, jak wygrywam, co?
– Pewnie. O, patrzcie, a nie mówiłem, że ten większy wygra? – Oscar poruszył się, podniecony tym, że miał rację. – Rozłożył tego drugiego na łopatki. To obejrzymy sobie jeszcze jedną walkę, a potem kibicujemy Caseyowi. Tylko głośno.
– Głośno, głośno. Nawet transparent mam. – Joyce wskazała ręką swoją wczorajszą, kilkugodzinną pracę leżącą pod jej nogami.
JD słuchał ich, przerzucając spojrzenie z twarzy na twarz. Pomyśleć, że w tamtym roku prędzej by weszli w mrowisko najbardziej gryzących mrówek, niż kibicowaliby McPhersonowi.
Nadeszła chwila przerwy, a potem kolejna walka, tym razem o brązowy medal. Całe towarzystwo nie interesowało się tym za bardzo, żywo dyskutując, i dopiero kiedy na macie stanął Casey, zamilkli w napięciu, a Joyce i Sharon podniosły w górę transparent. Przy okazji sprawdzając, czy nikomu, kto siedział za nimi, nie zasłaniają widoku.
McPherson przeczytał napis: „Do dzieła Casey. Nie daj sobie skopać tyłka”, tylko różowa głowa była w stanie coś takiego wymyśleć. Jeszcze raz spojrzał na partnera, a potem już na przeciwnika. Podszedł do nich sędzia i dał znak do rozpoczęcia walki.
JD z zapartym tchem obserwował to, co się dzieje. Usilnie trzymał kciuki za swojego chłopaka, bo tu nie tylko chodziło o złoty medal, ale o to,  że w ten sposób Casey z dumą mógł się pożegnać z tą drużyną. Sporo chłopaków pójdzie w swoje strony, niektórzy z młodszych klas jeszcze zostaną, i na pewno przyjmą nowych zawodników. Tak czy owak, dla McPhersona to ostatnie zawody. Na studiach nie zamierzał trenować zapasów.
– Nie wiem, czy mu się uda – rzekła Joyce. – Ten drugi jest dobry. Za dobry.
– Cicho. Casey jest też dobry. – JD skarcił wzrokiem dziewczynę. Po co ona kracze, że jego chłopakowi się nie uda? – Nawet jak mu się nie uda… – urwał, bo nagle przestraszona dziewczyna zasłoniła usta dłońmi, a na całej sali zrobiło się bardzo cicho. Skierował spojrzenie z powrotem na halę. Jego partner leżał na plecach i się nie ruszał. – Co się stało? – wyszeptał.
– Ten drugi go popchnął tak, że Cas uderzył głową o parkiet – poinformował Oscar, a potem zrobił wielkie oczy. – JD?
Ale JD już go nie słuchał. Przerażony, że jego ukochanemu chłopakowi coś się mogło stać, ruszył w stronę leżącego.
Tymczasem Casey ocknął się. Otworzył oczy i widział, że trener oraz medyk klęczą przed nim. Lekarz pokazywał mu swoje place, kazał mu mówić, ile ich widzi oraz jak się nazywa. Na wszystko odpowiedział prawidłowo. Usiadł powoli. Trochę mu się w głowie kręciło, a zakręciło jeszcze bardziej, gdy zobaczył coś, przez co nie uwierzył własnym oczom. Zamrugał kilka razy i obraz przed nim wciąż był ten sam. Wstał. Ktoś próbował go przytrzymać, ale odepchnął tę osobę.
– JD? – Widział, jak jego chłopak idzie ku niemu.
Idzie, nie jedzie.
Nogi JD poruszały się powoli jedna za drugą, a na twarzy chłopaka wymalowana została wielka determinacja. Szok spowodowany tym, jak JD zobaczył go leżącego i nieruszającego się, musiał coś zrobić i jego chłopak wstał z wózka, a podobno miało to zająć kilka miesięcy. Chociaż Mark powiedział, że czasami może się zdarzyć cud lub coś, co odblokuje jego chłopaka. Widząc, że JD się zachwiał, podbiegł do niego i w ostatniej chwili złapał go, zanim ten upadł.
Whitener, zmęczony jakby przebiegł maraton, objął szybko Caseya.
– Twoja głowa – szepnął mu do ucha.
– Twoje nogi. – Miał łzy w oczach.
Młodszy chłopak przez chwilę nie wiedział, o czym Casey mówi, i gdy w końcu dotarły do niego jego słowa, odsunął się nieznacznie i spojrzał w dół. Stał. On naprawdę stał na własnych nogach i czuł je. Co prawda jeszcze odczuwał mrowienie i miał je jakby ścierpnięte, ale jakimś cudem stał. Rozejrzał się wokół, a ludzie gapili się na nich. Miał szczęście, że mama z całą resztą siedziała od strony, gdzie mógł ich zobaczyć, i ujrzał, jak płakała z radości. On sam, będąc w niemałym szoku, z powrotem przytulił się do Caseya.

– A mówiłem, że możesz chodzić – powiedział Casey, a potem ze szczęścia pocałował swojego chłopaka.

15 komentarzy:

  1. Jejku, to już prawie koniec. Szkoda mi tylko, że Alex i Josh nie wrócili do siebie, ciągle miałam taką nadzieję 😏

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nadal mam, chociaż jest 100%, że tak nie będzie :')

      Usuń
  2. Jezu! Po prostu boskie *.* aż brak mi słów a Ethan okropnie się zachował! W ogóle nic nie rozumie i tylko niszczy to co jest między nim i Kadenem. Oby wszystko zrozumiał i byli w końcu szczęśliwi. A co do JD to..jejku! Tak się cieszę, że w końcu mu się udało i mam nadzieję, że Casey wygra ten złoty medal :D
    Pozdrawiam ;) :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ethan to dupek i tyle. W sumie mogłam się spodziewać, że nie pójdzie tak łatwo :/ Biedny Kaden, nie zasłużył na to...
    Aaaa, JD wstał <3333333 Brawo, jestem dumna :D
    Tylko taka pustka po Joshu została...

    OdpowiedzUsuń
  4. JD!!!! AAA!!! cieszę się tak strasznie, że po prostu sobie nie wyobrażasz! Ale tez chce wiedzieć co dalej z walką Caseya :)) ciężko będzie wytrzymać do przyszłego tygodnia :(
    no i wciąż mam nadzieję, że Josh wróci do Alexa...ale szanse na to są raczej marne ;-; ale jak to mówią nadzieja umiera ostatnia
    /A

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę się zgodzić z ostatnim zdaniem. Wiem, że wiązki się rozpadają, nie wszystko przecież musi się kończyć happy endem. Ale to w jaki sposób zakończyłaś wątek Alexa i Josha jest bardzo frustrujące dla czytelników. Dla mnie tym bardziej, że była to jedyna para, którą polubiłam, pozostałe, może z wyjątkiem Caseya i JD, pozostałe raczej mnie irytowały. Najgorszy jest właśnie sposób w jaki zakończyłaś ten wątek, nie wiemy dlaczego Josh zerwał z Alexem, te postacie właściwie całkowicie zniknęły -Alex jest tyko postacią poboczną. To wszystko pozostawia niedosyt i niestety to będzie pierwsze Twoje opowiadanie, którego nie będę wspominać z sentymentem .
    Pozdrawiam - IVE

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę się zgodzić z IVE. Czuję, że związek Alexa i Josha zakończył się za szybko, w jednej chwili i bez dokładnych wyjaśnień dlaczego. No bo kurde, było wszystko ok dopóki Josh nie wszedł do gabinetu dyrektorki, wychodzi i nagle koniec. To nie jest normalne. Dalej mam nikłą nadzieje, że to się skończy tak jakbym chciała...
    Strasznie się cieszę, że JD wstał. Aż sama się trochę popłakałam xD Oby było już tylko lepiej.
    Ethan powinien się zacząć leczyć, bo nie wygląda to za fajnie. Nie dziwię się doktorkowi, że tak zareagował. Zrobiłabym podobnie. Ciekawe jak to się zakończy.
    Nie mogę się doczekać ostatniego (piszę to słowo z bólem serca) rozdziału. Weny😊😊

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję ze w tym ostatnim rozdziale dowiemy się z co u Josha, dlaczego zostawił Alexa, mam też malutką nadzieję że wrócą do siebie. I mam pytanie czy w tym roku również możemy liczyć na miły świąteczny prezent w postaci jakiegoś opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy będzie jakiś prezent. Nic nie obiecuję. Staram się napisać jakąś historię, ale czy dam radę, czy zdążę to trudno powiedzieć. :)

      Usuń
  8. Nie no Lu piękne.
    Szczególnie końcówka.
    JD chodzący to coś o czym nie moglabym sobie marzyć.
    I jeszcze ta chwila między Kadenem i Ethanem.
    Troche mi szkoda Ethana mimo wszystko.
    Okey może i jest dupkiem ale czy aż takim?
    Jakoś nie wierzę do końca. Czuje, że nie jest taki zły i nie jedno nam udowodni.
    Jestem ciekawa co pokażesz jeszcze.
    Ciąg dalszy i końcówka o rety.
    Ja wiem odpowiedziałaś na szereg pytań ale mam nadzieję, że pokażesz co jeszcze z Alexem i Joshem.
    Czuje osobiście że to taka niedokończona historia.
    pozdrawiam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie lubię ciebie, twoich tekstów w szczególności tego. Nie ma mojego Alexa i Josha. Nie będę razem i cierpię. Nie wyjaśniłaś dlaczego Josh zerwał. Masz ich dodać, o nich napisać. Cała ta seria jest zła, bo nie ma mojej ukochanej pary!

    OdpowiedzUsuń
  10. Na wózku czy bez- JD jest najlepszy! Moja ulubiona postać. I wierzcie lub nie, ale Ethan jest na 2 miejscu. Nic nie poradzę, że kocham tego puszczalskiego drania x'D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja nadal ma nadzieję że josh przyjdzie w ostatni dzień szkoły i powie alexowi że go kocha.
    JD BRAWO!!! Chodzisz. Jak się cieszę. Aż chce mi się płakać.
    Cudny rozdział .

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej,
    o nie Eathan wszystko zespół, Keadan nie zasłużył na to, a może jednak będą razem... o tak, o tak Jd wstał o własnych siłach...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)